Mama pięcioletniego Tomka z Trisomią 21. Współzałożycielka Centrum Analiz Genetycznych OGEN.PL. Jej pasja do genetyki rozpoczęła się na studiach prawniczych. Zajmowała się wtedy uwarunkowaniami administracyjnymi GMO. W swojej pracy zawodowej zdobyła doświadczenie w prowadzeniu relacji inwestorskich spółek notowanych na GPW, działań typu public affairs, government relations, zarządzanie kryzysem, rekoncyliacje, media relations i CSR. Wyznaje zasadę win-win – „Sukces nazywam prawdziwym sukcesem wyłącznie wtedy, gdy na moich działaniach może zyskać ktoś więcej niż ja”.
Kod rabatowy tylko dla słuchaczy – 15% zniżki na badanie z kodem OGEN15AB.
Opis:
W genach ma zapisany typ wojownika, co potwierdza jej dotychczasowa historia życia.
Ambitna studentka, która zawsze angażowała się we wszystko na 100%, zdolna prawniczka z ustabilizowaną sytuacją życiową, która wyjechała do Kanady, by w ramach gap year pracować… w sklepie odzieżowym. W ciągu pół roku otrzymała tyle awansów, że zarabiała 4 razy więcej niż w polskiej kancelarii.
Po powrocie nowe wyzwana, nowa praca w firmie consultingowej, a wreszcie własna firma. Dziś Zuzanna Połaniecka-Purwin to współwłaścicielka firmy Ogen, która tworzy innowacyjny biznes oparty na genotypowaniu. Raporty, które sprzedaje jej firma, mogą znacząco wpłynąć na jakość i długość naszego życia.
Obecnie przekształca działalność w spółkę akcyjną z potwierdzoną wyceną na poziomie 20 mln zł. Potencjał firmy jest ogromny, bo Zuzanna mówi, że Polska jest tylko wstępem do podboju rynków całej Europy. Biorąc pod uwagę dynamikę rozwoju firmy, to tylko kwestia czasu.
A wszystko zaczęło się od bardzo osobistej historii…
W tym podcaście dowiesz się:
– jak osobisty problem może stać się siłą napędową biznesu
– co determinuje nasze zdrowie i jakość życia
– jak zbudować zgrany i oddany zespół specjalistów w innowacyjnym biznesie
Video:
Zapis rozmowy:
Bardzo się cieszę, gdyż dziś w Greg Albrecht Podcast – Zuzia Połanecka-Purwin 1, 2 – współtwórczyni produktu o nazwie Ogen 3, 4. Zgadza się?
Prawie.
No to powiedz coś, czego nie powiedziałem.
Generalnie jest to spółka, która nazywa się Centrum Analiz Genetycznych 5. Natomiast teraz przekształcamy się w spółkę akcyjną Ogen S.A., a nasza usługa nazywa się Ogen.pl. To skomplikowana sprawa, trójwymiarowa, ale żeby być poprawną, tak właśnie to przedstawiam.
OK.
Ważne jest to, żeby kojarzyć nas jako Ogen.pl, bo nasza usługa jest dostępna głównie online. I tak to właśnie założyliśmy i tak to działa. Pewnie zapytasz, dlaczego mówię my.
Możesz coś opowiedzieć.
Uczciwie odpowiem na to pytanie, ponieważ słusznie powiedziałeś, że jestem współtwórczynią, rzeczywiście. Na pewno jestem inicjatorem całego pomysłu, ale bez trzech kluczowych osób – współzałożycieli – na pewno nie miałoby to miejsca. Może by miało, ale dużo później. Poznaliśmy się z trzema osobami…. Z moim mężem to się znam już długo. Musicie wiedzieć, że Ogen tworzyłam z Jarkiem Purwinem 6, 7, który jest moim osobistym małżonkiem od lat kilku, oraz z lekarz onkolog Anetą Borkowską 8, 9 i bio-informatykiem Mateuszem Kowalczykiem 10, 11, 12. Są to osoby, z którymi właściwie chyba musieliśmy na siebie wpaść i musieliśmy to stworzyć, bo w momencie kiedy pod koniec 2016 roku trafiliśmy na siebie, to mieliśmy takie poczucie, że jesteśmy tą dokładnie brakującą połówką tego, co chcemy tworzyć. I od rozmów do rozmów – nawet dość krótkich – w 2017 roku założyliśmy spółkę i od tego czasu działamy wspólnie.
A w jaki sposób się poznaliście?
To była ciekawa historia, bo w zasadzie to przez znajomego, który działał w branży call center. To była taka ciekawa bio-medycyna przez telefon – to też jest nowy trend i myślę, że siłą rzeczy on już wkracza do Polski, ale też za chwilę pewnie będziemy o tym więcej słyszeć. I po prostu on znając tamten duet Aneta – Mateusz i znając Jarka i słysząc o mnie, stwierdził „Ej, słuchajcie musicie się poznać”. I miał rację. Tak, że jesteśmy mu za to bardzo wdzięczni.
OK, testy, badania DNA. To jest temat super sexy. Wszędzie się o tym mówi, że już teraz wiemy jak człowiek działa, jak jest skonstruowany i tak dalej. Tak naprawdę to test DNA a test DNA to są dwie różne rzeczy. Znaczy, mogą być różne poziomy głębokości i wiedzy, i też jakości interpretacji tego wszystkiego. Co tak naprawdę Wy dostarczacie klientom?
To jest bardzo ciekawe, o czym powiedziałaś i absolutnie nie należy mylić pojęcia badań genetycznych, testów DNA, analiz genetycznych i łączyć ich w jedno. Dlatego, że są to oddzielne pojęcia, nawet z punktu widzenia prawnego, ale właśnie to co powiedziałeś, jest dużo istotniejsze z punktu widzenia ilości dostarczanych informacji, jakości dostarczanych informacji. To czym my się zajmujemy i co dostarczamy to też wynikało z tego… Po pierwsze, z czego to wynikało: idea 13 polegała na tym, żeby dać klientom, konsumentom coś takiego, co będzie maksymalnie szeroko obejmowało zgenotypowanie. Czyli dowiemy się jak najwięcej o sobie, jednocześnie w niewielkiej cenie i będzie to bardzo prawdopodobne. To znaczy, że to nie będzie informacja, która będzie porównywalna powiedzmy do badań typu kropla krwi albo jak niektórzy twierdzą biorezonans. Tylko to musi być naprawdę medyczna, naukowa wiedza no i trafiliśmy na metodę, która wydała nam się najlepsza. Sprawdziliśmy to. To jest wiodąca metoda niediagnostyczna w tym momencie na świecie, szczególnie popularna w Stanach Zjednoczonych. Próbka śliny – bo korzystamy akurat ze śliny, jest to absolutnie wystarczający materiał do tego, żeby dowiedzieć się czegoś o swoich genach – trafia do laboratorium, cała praca najważniejsza odbywa się w laboratorium, i to jest super. I co jest najważniejsze, że oprócz tych literek A, C, T, G 14 – dostajemy opis tego. Bo niestety, to warto podkreślić, że często ludzie dostają piękne informacje od firm konkurencyjnych gdzie jest „masz, nie masz A, C, T, G”. Tylko że dla człowieka przeciętnego to nic nie znaczy. Więc nasza główna praca polega na tym, żeby stworzyć naprawdę dobrą interpretację i to jest, może nie będzie tego widać, ale to jest taka książka o sobie.
Książka o Janie Kowalskim – bardzo konkretna – identyfikator raportu demo 18. To jest przykładowy wirtualny Jan Kowalski. Rozumiem, że to jest książka, która ma ze 160 stron.
Około 160 stron, tak.
No i co na tych 160 stronach mogę przeczytać, żeby się dowiedzieć o sobie i co mogę z tym zrobić przede wszystkim?
Może po kolei, ale rzeczywiście podzieliliśmy tę wiedzę, którą zdobywamy dzięki analizie z laboratorium, na pewne działy 15, tak żeby to się łatwo czytało. I jest to dieta, w takim schemacie gdzie w diecie możemy się dowiedzieć na przykład jak metabolizujemy określone witaminy, tłuszcze, jakie możemy mieć zapotrzebowanie na poszczególne mikroelementy. A potem mamy coś takiego jak sport. Tutaj jest taka ciekawostka, że możemy dowiedzieć się, jaką mamy regenerację po wysiłku, jak reagujemy na pewne sporty – zupełnie prosta sprawa. To czy jesteśmy bardziej sprinterem, czy jesteśmy bardziej długodystansowcem. To są rzeczy, które są szczególnie przydatne dla osób, które uprawiają czynnie sport, ale też mają fajne przełożenie dla osób, które rekreacyjnie zajmują się ruchem. Dalej mamy zdrowie – tutaj jest ograniczona pula, ponieważ nie wchodzimy na rynek typowo medyczny, co jest bardzo ważne. I tutaj możemy się dowiedzieć trochę o cukrzycy, ale też o schizofrenii, możemy sprawdzić jakie mamy… Właśnie, jeszcze kwestia fajna – leki. Nie wiem czy wiesz, ale mało osób zdaje sobie sprawę z tego, że w momencie kiedy dostajemy jakiś lek albo bierzemy nawet zwykły Ibuprofen, to dawka, która jest napisana na opakowaniu albo wpisana w ulotce tego leku jest mocno uśredniona.
No tak, to jest też ten koncept, z którego wychodziliśmy jak wcześniej mówiłem o Sundose 16 i właśnie o pomyśle robienia spersonalizowanych suplementów. Właśnie o to chodzi, że jak ważę 40 kilo i jestem kruchą dziewczynką, a jak ważę 90 parę kilo, no to siłą rzeczy mam zupełnie inny sposób jedzenia i życia. Więc to jest dokładnie tak jak mówiłem wcześniej, kiedyś w jednym z odcinków o Sundose, którego też jestem współtwórcą czyli o spersonalizowanym…
Bardzo cenię chłopaków.
Dokładnie. O spersonalizowanym suplemencie, czyli właśnie o pomyśle tego, że jeżeli ktoś waży 40 kilo i i w życiu nie uprawiał sportu, a druga osoba na przykład waży 95 kilo i uprawia sport siedem razy w tygodniu, to zapotrzebowanie na poszczególne mikroelementy będzie zupełnie inne. A gdzieś koncerny farmaceutyczne przyzwyczaiły do tego, że mamy to one fits all (uśredniona dawka) i po prostu każdy musi zjeść to samo i tyle samo przyjąć. Rozumiem że to – na zdrowy chłopski rozum – tak nie może działać, a mimo to ta branża tak funkcjonuje. Rozumiem, że dzięki tym testom jesteśmy w stanie zrozumieć, jak to wygląda w naszym przypadku?
Ja bym jeszcze głębiej dochodziła do tego, o czym mówimy. Oprócz tego, co powiedziałeś, że możemy mieć w różnym etapie swojego życia różną, wagę różne potrzeby i różne wyzwania w dodatku, to jest jeszcze jedna rzecz – pamiętajmy, że rodzimy się z takimi samymi z genami z jakimi umrzemy. To czy one się – oczywiście w pewnym sensie – aktywują czy nie, to jest już w szerokim znaczeniu nasza decyzja. To my podejmujemy decyzję, czy uprawiamy sport, czy odżywiamy się zdrowo czy też nie. Natomiast geny mamy jakie mamy.
Mówisz, że podejmujemy decyzję o tym jakie geny nam się aktywują?
Nie, podejmuję decyzję, co robimy, a wtedy nasz organizm uruchamia pewne procesy, które powodują, że dane geny mogą w pewnym sensie mieć większą ekspresję, w ogóle mieć ekspresję albo nie. Stąd też są osoby, które są predysponowane na przykład do nowotworów, ale nigdy w życiu nie będą miały nowotworu, bo zadziałają w odpowiedni sposób profilaktycznie lub też ograniczą ryzyko do takiego minimum, z którym są same sobie w stanie poradzić.
Czyli ten Wasz raport jest w stanie naprawdę dać jakąś chociaż wskazówkę? Rozumiem, że to nie jest produkt stricte zalecany przez lekarza, więc nie możecie tutaj dawać rekomendacji stricte lekarskich. Ale on może pokazać kierunki i wskazówki do tego – ok, czego taki Greg ma na przykład nie jeść albo czego ma nie robić, żeby nie aktywować czegoś?
To jest bardzo skomplikowane. Ale już tłumaczę. Tak. To znaczy ja nazywam to takim dwojako. Mogę to porównać do mapy albo do drogi z drogowskazami. Każdy z nas kto jedzie sobie powiedzmy przez Polskę, widzi drogowskazy, no i albo się stosuje do tych 50 km na godzinę albo nie. Ale widzi, że jest ten drogowskaz, więc nasz raport daje drogowskaz, ale daje wolność wyboru i też nie narzuca że jedz, nie jedz, pij, nie pij tego. Tak, to nie o to chodzi. To jest tylko zbiór wiedzy, informacji o tobie. Natomiast to, do czego my zachęcamy, to absolutnie żeby się udać z tym raportem do specjalisty. I np. nasze raporty są sprzedawane w gabinetach lekarskich. Lekarze sami do nas dzwonili, mówili „Hej, słuchajcie, ale zrobiliście super robotę, bo wreszcie do mnie przychodzi pacjent, z którym ja mogę o czymś, na jakiś temat mocniej porozmawiać, więcej mu doradzić”. I ta osoba rzeczywiście korzysta na tym. Na przykład na tym, że wie, że ma dużą tendencję do obniżonego poziomu żelaza, albo jakieś tłuszcze na nią lepiej lub gorzej działają. Albo że – właśnie taka prosta sprawa – są osoby, są takie genotypy, które w zasadzie nigdy nie schudną, jeśli nie wdrożą odpowiedniej diety.
Na przykład jaki?
Wiesz co, ja Ci nie powiem dokładnie, już teraz nie pamiętam, czy jest to AT czy TT. Natomiast jest to dokładnie opisane i wynik pokazuje, czy jest się takim genotypem. I np. jest powiedziane, że chcąc schudnąć w twoim wypadku, taki genotyp powinien wziąć pod uwagę jakąś określoną lżejszą dietę. Mój mąż – jestem szczęśliwcem, że on może sobie ćwiczyć i wdrożyć niewielką dietę i natychmiast wraca do normy. Ja wprost przeciwnie – mam tzw. gen otyłości. Tak zwany, bo gen otyłości, to jeszcze podkreślę, to nie jest jeden gen, tylko to jest zbiór genów wewnątrz poszczególnych RSów czyli takich punktów – nazwijmy je stykowymi – które informują o określonych cechach. I ja po ciąży miałam nadwyżkę siedmiu kilo i no kurcze, nie mogłam sobie kompletnie z nią poradzić. Robiłam już wszystko – to i tamto i owamto, nic nie działało, aż w końcu miałam taką możliwość, żeby zerknąć w te swoje geny i właściwie jak ręką odjął. Poszłam do specjalisty, udałem się do trenera i wszyscy wiedzieliśmy, co mamy robić.
No ale to biorę ten raport i teraz na ile samodzielnie jestem w stanie wyciągnąć jakieś wnioski dla siebie dzisiaj? Tak zastanawiam się czy zrobić sobie takie badanie czy nie. To mam wątpliwości głównie czy to w ogóle będę potrafił z tym coś zrobić?
Staraliśmy się, żeby raport był napisany naprawdę przejrzyście i takim czytelnym, prostym językiem. Natomiast nie na tyle banalnym, żeby lekarz mógł traktować to jako zupełnie nieistotną informację. To jest też tak napisane, w taki sposób, żeby lekarz mógł na to zerknąć – ok, to nie są informacje wyssane z palca, to są badania potwierdzone naukowo. W dodatku dodajemy do tego literaturę. Zresztą poza raportem, to jest jeszcze taka ciekawostka, dajemy 600 tysięcy danych surowych. Co to oznacza? Oznacza to tyle, że plik tych sześciuset tysięcy danych to jest plik, na którym może pracować ewentualnie lekarz. Jeśli ma taką predyspozycję, że ok, chcę się w to zagłębić, to on wchodzi dalej w poszczególne rzeczy.
A są lekarze w Polsce którzy się na tym znają?
I tu właśnie dochodzimy do sedna. Może tutaj jest właściwy moment, żeby powiedzieć o tym, dlaczego w ogóle powstał Ogen. Bo to jest historia, o której się trochę uczę mówić. Tutaj wielkie ukłony w stronę Sieci Przedsiębiorczych Kobiet 17 – na zajęciach, na spotkaniu u nich to dziewczyny mi powiedziały, że wiesz Zuza, mów o tym dlaczego powstał Ogen i po co on powstał. Bo to uwiarygadnia. Ja miałam z tym problem, bo wydawało mi się, że nie będę okraszała mojej cudownej usługi, w którą mocno wierzę, jakąś rzewną historią osobistą. Ale teraz rozumiem tę potrzebę. To znaczy rozumiem potrzebę słuchaczy. W tym sensie, że to jest istotne żeby powiedzieć, że ja nie tylko tyle to wierzę, ale też rozumiem, dlaczego coś takiego powstało i dlaczego to ma trwać dalej, dlaczego to ma się rozwijać. Historia była dość smutna, dlatego że w 2013 roku urodził nam się synek z zespołem Downa. No i oprócz tego, że był to szok, bo przez całą ciążę – mimo, że miałam mnóstwo kontroli, trzech lekarzy prowadzących, profesorów – nikt nie zauważył, że tam mieliśmy zespół Downa. W dodatku nie zauważyli, że ma konieczność wykonania operacji serca, więc na początek to była wielka trauma i poradzenie sobie z tym troszkę nam zajęło. Natomiast z czasem, jak już sobie ułożyliśmy cały tryb rehabilitacji, cały tryb wsparcia logopedycznego, doszliśmy do wniosku, że musimy działać bardziej systemowo. Chcemy, żeby nasz syn się rozwijał jak najlepiej, ale w takim ciągłym czasie. I tutaj widzieliśmy, że dieta ma ogromne znaczenie, i też suplementacja. Jarek jest w branży farmaceutycznej i od wielu, wielu lat pracuje w firmie 18, która na tym rynku już wiele osiągnęła. Więc stwierdziliśmy, że musimy to wykorzystać i zaczęliśmy szukać jakiejś drogi, odpowiedzi, co zrobić żeby naszemu synowi żyło się lepiej. Przy okazji chcieliśmy jakoś sprawdzić siebie. W sumie dwoje zdrowych wydawałoby się fajnych ludzi z energią, a tu taka sytuacja. Jak to się mogło stać? Takie pytania też były na początku. No i trafiliśmy na badania genetyczne. Przyglądaliśmy się na różne sposoby, różnymi metodami. To co powiedziałeś na początku, że są różne poziomy badania DNA. I doszliśmy do wniosku, że mamy kupę prawdopodobnie ciekawych informacji, tylko jest tego tyle i jest to przedstawiane w taki sposób, że naprawdę wiele czasu nam zajmie, żeby się z tym uporać. No, ale podjęliśmy wyzwanie, w końcu nie robiliśmy tego tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla naszego syna. No i skorzystaliśmy ze wszelkich możliwości, kontaktów właściwie na całym świecie – bo od Szwajcarii poprzez Stany Zjednoczone, chyba tylko Australię jakoś ominęliśmy. Ale tak poza tym naprawdę, praca wielu, wielu ludzi – i profesorów, lekarzy i dietetyków. No i dostaliśmy taki zwrot informacji, co może służyć naszemu synkowi, co może służyć oczywiście nam, że stwierdziliśmy, że to jest super sprawa. Zaczęliśmy to wdrażać – na początku tak z mniejszym entuzjazmem, no bo jednak baliśmy się, że to będzie eksperymentowanie. No, ale potwierdzaliśmy to oczywiście badaniami krwi, różnymi innymi badaniami, które są potrzebne do tego, żeby zebrać to w całość. Bo nie uważam, że badania krwi, albo badania genetyczne to jest coś…
Albo albo?
Nie, to właśnie ta tendencja powinna w ogóle… Jeszcze dokończę historię i dopiero wrócę do tego, jakie jest moje zdanie – jak to powinno w ogóle działać. Więc kończąc, wyszło na to, że nasz syn naprawdę jest oceniany jako dziecko, które się rozwija ponadprzeciętnie, jak na dziecko z zespołem Downa. Cieszę się, bo to jest ciężka praca terapeutów, moja, męża, rodziny, ale też niewątpliwie zasługa właśnie takiej wiedzy z genów. No i na czym stanęliśmy. Poznaliśmy na swojej drodze wielu ludzi z takimi problemami, ale nie tylko z zespołem, również z autyzmem, z Aspergerem, ale też – właśnie z otyłością, z cukrzycą i stwierdziliśmy, że musimy zrobić coś takiego, co tym ludziom da wgląd i pewnego rodzaju pomoc. No i tak się – tak jak mówiłam – spotkaliśmy się z Anetą, Mateuszem. Usiedliśmy, porozmawialiśmy – oni mieli swoje osobiste historie. Może kiedyś będzie okazja, to zaprosisz któreś z nich i oni opowiedzą o swoich historiach, bo każde miało motywację do tego, żeby to zrobić naprawdę wybitnie dobrze, tak powiem. I uczciwie i rzeczowo, i nie w sposób taki, który miałby wyłącznie na siebie zarabiać już teraz, bo raczej tutaj chodzi o to żeby dać coś, z czego jesteśmy dumni. Myślę, że nie tylko my jesteśmy dumni, ale z nas są osoby niektóre dumne, w tym sensie, że dzwonią do nas, mówią „słuchajcie, naprawdę kawał dobrej roboty”, więc miód na nasze serca. A jeszcze powiem, wrócę do tego, o czym zaczęłam mówić przed sekundą.
O badaniach.
O badaniach. Dlaczego uważam, że to powinno działać razem. Dlatego, że badania krwi to jest informacja o nas na ten moment. O ile się nie mylę, w jakiejś rozmowie z profesorem usłyszałam ostatnio, że badania krwi na dobrą sprawę są ważne przez tydzień. Dlatego na przykład będąc w szpitalu, szczególnie w jakiejś sytuacji kryzysowej, te badania się tak często powtarza – co parę godzin nawet. Jakby to jest fajna informacja, ale ona już za tydzień może być inna. I jeśli jeszcze wdrożymy jakiś inny tryb życia, więcej stresu albo wprost przeciwnie – wyjedziemy na wakacje, to to wszystko się może zmieniać. Natomiast predyspozycje genetyczne są wyznacznikiem na całe życie. Dlatego ja jestem wielką fanką idei takiej, że w momencie kiedy…Ha, to jest moje marzenie i to się dzieje np. w Szwajcarii. Dzieci, które się rodzą w Szwajcarii i mają jakiekolwiek podejrzenia, jakiś problem natury genetycznej albo nawet niekoniecznie genetycznej, ale coś tam jest, dostają z tzw. default’u badanie genetyczne dla rodziców – i jest to bezcenna wiedza. Nie ma eksperymentowania. Bo mówi się – no, spróbujcie takiego mleka, albo takiego, może dziecko nie toleruje tego może, coś tam. Dlaczego mamy zgadywać, skoro możemy wiedzieć i to już jest dostępne. Więc mamy wydanie takie, mamy takie geny i teraz sobie potwierdzamy pewne rzeczy w naszym życiu, w ciągu naszego życia badaniami krwi, badania moczu, różnymi innymi rodzajami badań. Są też badania obrazowe, bardzo szerokie spektrum, które należy łączyć. Jeśli byśmy działali w oderwaniu, no to zawsze mamy jakiś ułamek informacji o sobie. Więc ja jestem zwolenniczką łączenia tego i sprawdzania, dlatego też, co jest fajne w tym raporcie – to jest to, że muszę go sobie wykonać raz w życiu i np. włożyć do szuflady. Ale jak coś się przydarzy albo czymś się zainteresujemy, możemy to wyjąć w każdej chwili i do tego wrócić. Ja znam takie osoby, które już tak robią. Nie wiem – mają wizytę u endokrynologa, idą do endokrynologa, mają kardiologa, mają kogoś innego nie wiem – chcą zwiększyć masę mięśniową – też sobie wyciągają ten raport i mówią „dobra, sprawdźmy jak to może u mnie wyglądać, jakie mam predyspozycje.” Pamiętajmy jednak, że geny to jest jakaś część predyspozycji. To nie jest zdeterminowane zero-jedynkowo, ale to teraz też taka fajna kwestia. Prawie zawsze, jak ktoś otwiera taki raport przy mnie, bo czasem tak się zdarza, że prosi „ale zobaczmy jak to wygląda”, to ja się śmieję, że powinnam nagrywać, bo to jest zawsze takie „wow, to wiedziałem, a nikt mi w to nie wierzył; zawsze to mówiłem lekarzom, oni mi nie wierzyli, nie słuchali mnie, a to chyba tak jest właśnie”. Potwierdzają to dalszymi badaniami często gęsto. No i tak jest. To jest miłe odczucie, że dostarczamy ludziom wiedzę o sobie, w sposób, który jest naprawdę czytelny wydaje mi się.
Ja się zastanawiam jak to jest, czy lepiej wiedzieć czy lepiej nie wiedzieć?
To jest zawsze bardzo indywidualne. Ja będąc postawiona raz w życiu w bardzo nieprzyjemnej sytuacji, bo nie wiedziałam o tym, że mój syn będzie miał zespół Downa, uważam że lepiej wiedzieć. Dlaczego? Bo można się w różny sposób przygotować do wielu rzeczy. Przygotować to tak łatwo powiedzieć. Ale po prostu po pierwsze oswoić się z faktami, bo to są fakty – tutaj nie ma dyskusji. A z drugiej strony, jeśli mamy wpływ na ekspresję genów – a mamy, to dlaczego z tego nie skorzystać? Tak samo można nie robić przez całe życie badań krwi. Bo niby po co wiedzieć.
Czyli wyobrażam sobie, że robię ten test. To jest jakaś próba śliny, potem dostaję raport – czytam go i zazwyczaj potem idę do lekarza. Czy z większości wskazówek, które tam są – jeżeli nie ma czegoś alarmującego – to mogę sobie sam wyciągnąć z tego wnioski?
Tutaj też uważam, że warto jednak zawsze skonsultować się ze specjalistą. I to jest tak, to po prostu działa. Uważam, że wiedza którą ma przeciętny człowiek…Jeśli nie jest sam ekspertem, nawet dietetykiem, to nie powinien podejmować pochopnych decyzji. Chociaż co jest istotne – uważam, że ogromną wartość ma samoobserwacja. Bo jeśli człowiek sam siebie obserwuje i sam dochodzi do jakichś wniosków, ale potrzebuje pewnego potwierdzenia, no to to jest duża, ogromna wartość. Mam też takie doświadczenie: od lat, kiedy spotykam się z osobami, które są naprawdę autorytetami – profesorami czy też mającymi inne wysokie tytuły naukowe, to widzę, że to są osoby moim zdaniem najbardziej pokorne wobec swojej dziedziny medycznej, w której pracują. I zawsze mówią „ale najważniejsze jest to, co finalnie pacjent jest w stanie powiedzieć o sobie, czego jest świadomy. Bo my widzimy pewne wyniki, my mamy pewne przeświadczenia, my mamy pewną wiedzę wynikającą z książek, ale to finalnie pacjent wie o sobie najwięcej”. I to jest piękne co ja słyszę ”a jak pani się czuje, a jak pani to znosi, a jak pani uważa, że to może na panią zadziałać.” Są to też trudne pytania dla pacjenta, ale – tak jak mówię – cenne jest to, że są osoby, które są bardzo wysoko jeśli chodzi o wiedzę medyczną, a zawsze jednak wracają do człowieka na sam dół.
Zanim – powiedzmy – życie Was doświadczyło taką sytuacją że Tomuś się urodził, okazało się, że ma zespół Downa, wcześniej miałaś już jakieś swoje doświadczenia biznesowe, doświadczenia w karierze. Jak wyglądało twoje życie przed ciążą, przed urodzeniem dziecka i przed impulsem, żeby wejść w temat tego biznesu?
To jest bardzo ciekawe, bo rzeczywiście mam wrażenie, że praca zawsze była moją pasją. I tak sobie pomyślałam a propos Tomka, że jak się urodził mówię „Hmm, niepełnosprawne dziecko.” Tak wiele osób myślało, że to będzie największy hamulec. A okazało się, że jest największym motorem do działania i do rozwoju kariery – to jest dużo powiedziane, ale na pewno do angażowania się w pracę zawodową. Tak więc ja z wykształcenia jestem prawnikiem i miałam doświadczenia pracy w kancelariach, nawet dość intensywnie, bo ja zaczęłam pracę już po pierwszym roku w kancelarii notarialnej, myśląc, że to będzie moja wymarzona droga. Tak moi rodzice też mnie chyba widzieli, jako taką stateczną panią notariusz. I taki pomysł rzeczywiście długo, długo się utrzymywał, ale w międzyczasie rozpoczęłam też pracę w kancelarii radcowsko-adwokackiej. I rzeczywiście, tam też mi się bardzo podobało. To była już większa kancelaria, taka prawie korporacyjna. Tak, że jakieś doświadczenie rzeczywiście zawodowe w branży prawniczej miałam. Potem sobie zrobiłam pół roku przerwy w ogóle, to też taka ciekawostka, ale zawsze miałam takie marzenie, żeby oderwać się od ciężkich studiów, od ciężkiej pracy i zrobiłam sobie taki half a year od tej pracy. Pojechałam do Toronto, i zupełnie inna branża. Tutaj – doświadczenie, pracowałam w sklepie Zara 19.
Wow, to niesamowite. Dużo odwagi, żeby rzucić taką poważną pracę i pojechać po prostu robić sobie pracę zupełnie inną.
Nie wiem czy to była odwaga, czy to było znużenie, czy to może był ostatni dzwonek, żeby coś takiego zrobić, tak trochę poszaleć. Ale faktycznie myślałam sobie: jakie miejsce jest na tyle międzynarodowe, że w razie czego mi się spodoba – nie daj Bóg albo daj Bóg – praca w czymś takim, to będę mogła sobie to kontynuować, chociażby w innym miejscu na świecie, czy nawet w Polsce, bo miałam taki pomysł, żeby trochę popodróżować jeszcze. No i właśnie tak: dobre oświetlenie, fajny zapach no i jeszcze ubrania, no wtedy to w ogóle wow super. I to w ogóle okazał się świetny ruch, bo po pierwsze międzynarodowe społeczeństwo, ludzie ze wszystkich zakątków świata w bardzo różnym wieku, od ludzi dużo, dużo młodszych ode mnie po ludzi dużo, dużo starszych ode mnie. Plus to, co mnie tam najbardziej zdziwiło, to to dlaczego to działa. Myślę, że wiele osób sobie nie zdaje sprawy, dlaczego koncern 20, w którym jest m.in. Zara odniósł taki sukces. Ponieważ tam wszystko ma absolutnie swoje miejsce. I każda bluzka leży obok innej bluzki z jakiegoś konkretnego powodu. Ile ja się tam nauczyłam, jak zrozumiałem jak to działa i też śmiesznie, że zaczynałam jako taki naprawdę basic pracownik, a skończyłam na menadżerze i zamawiałam za kilkanaście tysięcy dolarów żakiety na przykład. I to też było dla mnie zaskakujące, że oni mi ufają na tyle, że akurat ten żakiet w tym kolorze sprzeda się najlepiej i mam prawo zamówić, dokonać takiego zamówienia. To było dla mnie fascynujące. I tak naprawdę wiele się nauczyłam. Tak, że każdy kto myśli, że praca pośród zwykłych ludzi niewiele wnosi, bardzo się myli. Jeśli ktoś chce wynieść coś ze zwykłego sklepu z ubraniami, to na pewno może wiele dobrego tam znaleźć.
I tam byłaś pół roku?
Tam byłam pół roku, a miałam jeszcze jakieś inne swoje pomysły. Tam się dużo działo, ale szczerze, tyle mi to dało, tyle mi to dawało wtedy, że trudno było mi zrezygnować. Plus oczywiście pieniądze, pieniądze nawet w zwykłym sklepie zagranicą były nieporównywalnie wyższe do tego co zarabiałam jeszcze ówcześnie w Kancelarii. Niestety, takie realia.
Czyli w sklepie zarabiałaś więcej niż w kancelarii?
Był taki moment, że tak. Jak już byłam na tych wyższych stanowiskach, tak rzeczywiście. To było bardzo, bardzo dziwne, pamiętam jak miałam taką rozmowę przed świętami Bożego Narodzenia z moim bratem i mówię „Słuchaj tygodniowo zarabiam tyle, co przez miesiąc w Polsce”, „No niemożliwe”. Ale to była prawda.
Musiałaś jakoś bardzo szybko awansować, bo skoro byłaś tam przez pół roku i w tym czasie przeszłaś przez kilka szczebli kariery. Co zaważyło na tym?
Tak, rzeczywiście tu muszę być uczciwa i nie będę obiecywała, że wszyscy zrobią karierę super – od pomagiera do menedżera. Tak, bo nie jest tak i bardzo mi pomogło moje wykształcenie prawnicze. I oczywiście ja pracowałem tam legalnie. Toteż przed wyjazdem do Kanady to załatwiłam. Chodziłam milion razy do ambasady w Warszawie, do ambasady kanadyjskiej, żeby załatwić pewne rzeczy. Pojechałam tam przez program międzynarodowy, więc też było mi łatwiej – miałam formalności załatwione. To nie był żaden czarny rynek. Dwa – miałam rekomendacje od pracodawców z kancelarii, to też było dużym czynnikiem, który uwiarygadniał mnie jako osobę. Na pewno też moja obrotność. Ja byłam osobą, która chętnie robiła pewne rzeczy i nie czułam się zmuszana. Jak widziałam, że czegoś brakuje, to leciałam do magazynu, ściągałam, to się znowu sprzedawało, to było zauważane. To czego brakuje chyba jeszcze ciągle w Polsce – mam wrażenie wielu pracodawców nie docenia swoich pracowników, bo nie ma czasu na zauważenie ich aktywności. Tam to było rewelacyjnie dostrzegane. Nie tylko jeśli chodzi o mnie, ale ja widziałam jak współpracownicy byli doceniani, dostrzegani. To było bardzo przyjemne, to było takie wręcz, to była adrenalina – tak mówiąc zupełnie szczerze.
No tak, bo to był ten napęd, który prowadzi Cię do tego, żeby się doskonalić i działał zarówno dla Ciebie jak i dla firmy.
Dokładnie. I tym bardziej, że ja nie wiedziałam wtedy, że mogę oczekiwać jakiegoś awansu. Ten awans przychodził sam po prostu. Dzień za dniem było po prostu miło, było fajnie. Oczywiście ta praca była mniej, umówmy się, była mniej wyczerpująca niż ta, która była w kancelariach. To jest oczywiste.
To jest też interesujące, że pracowałaś mniej, zarabiałaś więcej i szybciej awansowałaś.
No niestety, to jest raczej smutne, nie tylko interesujące. Ale tak, dzięki temu po tym, jak wróciłam do Polski, to miałam czas na to żeby żyć z oszczędności przez parę miesięcy. Nawet nie myślałam o szukaniu pracy w Polsce, w trakcie tego wyjazdu zrozumiałam, że ja w ogóle nie chcę iść drogą kariery typowo prawniczej, więc np. wstawałam sobie o godzinie 4:30 i szłam na grzyby, bo akurat było lato. Więc mogłam sobie na to pozwolić, bo miałam oszczędności. Natomiast później wybrałam drogę, jak już wracamy do tego nurtu mojego, wybrałam pracę w konsultingu. A może trochę ona wybrała mnie. To znowu też przez przypadek, gdzieś tam znajomy przez znajomego, ktoś tam kogoś szukał akurat, mówię dobra ja spróbuję. Spróbuję na niższym stanowisku, z niższą pensją. I zaczęłam pracę w firmie konsultingowej, która miała też jakieś działania z obszaru PR-owego. Wszystko mi się to składało, mówię OK, podejmuję wyzwanie, zobaczymy jak będzie.
Musisz mi powiedzieć, dlaczego wróciłaś z Kanady?
Tak postanowiłam, ale też tutaj była kwestia osobista, bo tuż przed wyjazdem do Kanady właśnie poznałam swojego przyszłego męża. Natomiast postawiłam wtedy na siebie, bardzo brutalnie. Myślę, że summa summarum dobrze. Jeszcze mój tata powiedział wtedy „słuchaj, jak on wytrzyma przez te pół roku, to znaczy, że jest wart tego, żeby z nim zostać.” No i się udało.
Ale dał Ci tylko pół roku?
Dał mi pół roku. Nawet coś tam kombinowaliśmy, żeby on przebranżowił się o tyle, żeby mógł pracować w Kanadzie, ale jednak jego biznes rodzinny jest tutaj w kraju. I myślę, że on mając swoje doświadczenie: najpierw studia w Cambridge, potem pracę w Londynie, stwierdził, że jednak Polska to jest dobre miejsce na to żeby się rozwijać i po prostu funkcjonować na co dzień. Ja wtedy się z tym nie zgadzałam, ale z perspektywy czasu uważam, że tak właśnie jest. Ja uważam, że w ogóle Polska jest – co by nie sądzić o naszym kraju w obecnej sytuacji – jest naprawdę w świetnym momencie, naprawdę daje ogromne pole do popisu tym, którzy chcą coś ciekawego zrobić. I właśnie nie, może nawet nie powiem „chcą”. Bo za słowem chcieć nie stoi odpowiedzialność. Ludziom, którzy mogą coś zrobić. Bo jeśli możesz, to też jesteś gotowy na pewne poświęcenie, na wyrzeczenia i na tę odpowiedzialność.
Więc różnica między ludźmi którzy chcą, a tymi którzy się decydują.
No pewnie tak, to dobrze ująłeś.
I Ty zdecydowałaś się wrócić do Polski, przejść do konsultingu. To był konsulting taki wizerunkowo- komunikacyjny?
Tak, tak raczej. Ale też jest coś, co jest ciekawe. Na przykład miałam styczność z wprowadzaniem spółek na giełdę z branży deweloperskiej, praca w ogóle przy developerce. I to jest taka anegdota, zawsze mi się wydawało, że podczas studiów wybieranie prawa finansowego mnie nie interesuje, ja nic z tego nie rozumiem, gdzieś tam jakieś kolokwia. A jednak, jak już pracowałam na żywym organizmie, myślę „Kurcze, super, że ja to miałam na tych studiach. Super, że wybrałam wtedy.” To był jakiś taki fakultatywny przedmiot to prawo finansowe. I świetnie teraz to wszystko naprawdę rozumiem, nie tylko wiem, nie tylko ta wiedza mi została w głowie, ale też naprawdę wiem dlaczego to ma takie znaczenie, i jak to wszystko funkcjonuje. Tak, że to też taka nauka, żeby na studiach nie myśleć, że coś jest tylko 3z: zakuć, zdać i zapomnieć. Tylko naprawdę korzystajmy z tego, że studiujemy, jeśli ktoś teraz studiuje. Naprawdę każdy wykład może mieć jakieś znaczenie dla naszej kariery w przyszłości czy nawet dla naszego życia prywatnego, ale naprawdę to ma sens.
A dziś kiedy nie studiujesz, tylko prowadzisz firmę i cały czas też się rozwijasz na pewno, no bo żeby prowadzić taki innowacyjny biznes, to musisz być też cały czas na bieżąco. Skąd czerpiesz inspiracje i skąd dzisiaj uczysz się, od kogo i z czego? Co to są za źródła wiedzy i inspiracji?
Tak. Na pewno w ogóle zawsze najważniejsi dla mnie byli ludzie. I są. I są dla mnie niesamowitą inspiracją. I rzeczywiście przyjemność tworzenia tego biznesu to jest przyjemność przebywania wśród ogromnych autorytetów. I to, ile się uczę. Nie będę ukrywać, że to nie ja tworzyłam ten raport, bo są od tego eksperci, są lekarze, są specjaliści w swoich dziedzinach, którzy wybierali te pewne fragmenty i oni tworzyli to. Ja mogłam powiedzieć czy mi się to podoba, czy mi się to przyda, ja ich inspirowałam swoimi historiami, bo niestety historii zdrowotnych trochę w swoim życiu miałam. Ale tak, to jest właśnie to – uczę się od ludzi, uczę się z sytuacji, uczę się z możliwości, które daje ten biznes. Natomiast tutaj nie ma miejsca na moje eksperymenty, to jeszcze muszę podkreślić, że ponieważ to nie jest zabawa, ponieważ to nie dotyczy wyłącznie mnie, to ja nie mogę sobie pozwolić na taką frywolność, że robię co chcę. No nie.
A jaka jest Twoja rola w Ogenie, w całym biznesie o trudnej nazwie, którą trudno jest mi powtórzyć, ale Centrum, w skrócie można powiedzieć – Ogen.pl. Jaka jest Twoja rola w tym, w tej układance międzyludzkiej, założycielskiej?
Muszę powiedzieć szczerze, że mam chyba bardzo szczęśliwą rękę do ludzi i zawsze miałam dobrą intuicję i potrafię przede wszystkim zorganizować zespół i osoby, które pracują dla nas na co dzień i współpracują z nami na co dzień. To są osoby – mam wrażenie – wybrane poniekąd przeze mnie. Oprócz tego, że jestem czynna w procesie rekrutacji, to też jestem taką osobą, która na co dzień ma styczność z zespołami. No bo jakby nie było, przy tym pracowało na początek kilkadziesiąt osób, teraz to już mogliśmy sobie ograniczyć. Natomiast na co dzień to rzeczywiście jest współdziałanie wielu osób, więc tutaj zdecydowanie ten kontakt z pracownikiem, z klientem również. Obecnie – inwestorzy. To taki nasz nowy pomysł, żeby jednak ruszyć z rozwojem szybciej, bo mamy pomysły na kolejne produkty związane stricte z kardiologią, onkologią, z farmakologią. To, o czym mówiliśmy wcześniej – stosowanie leków. Moja rola jest taka, żeby być blisko tego, co się dzieje w jądrze naszego biznesu, ale też poszukiwanie nowych rozwiązań, poszukiwanie nowych partnerów. Naprawdę, mogę powiedzieć, że czasami się zastanawiam, cóż właściwie ja robię, ale jak wracam bardzo zmęczona po całym dniu pracy, to myślę sobie, czego ja nie robię. Tak że tak to ujmę.
Czyli zarówno zarządzasz zespołem jak i też zarządzasz rozwojem biznesu. Masz takie wszechstronne…
Ja chyba raczej wszędzie staram się pomagać, ale też nie uzurpuję sobie prawa do tego. Od cyferek tutaj są panowie: świetnie się na tym znają i ja nie będę się stawiała na piedestał. Natomiast rzeczywiście wydaje mi się że komunikacja, bycie blisko ludzi to jest moja domena i myślę, że w tym się realizuję i sądzę, że się w tym sprawdzam w jakiś sposób.
A w jaki sposób to, czego doświadczyłaś w Zarze, przenosisz na zarządzanie swoją firmą?
Bardzo mi to pomogło. Powiem szczerze, że bardzo mi to pomogło. Przede wszystkim staram się nie popełnić tego błędu, który właśnie dostrzegam, o czym mówiłam wcześniej. Ja dostrzegam wysiłki naszych pracowników i współpracowników. I to nie chodzi o jakieś premiowania zwykłe: 200 złotych więcej, czy 500 złotych więcej za dobrze wykonaną pracę, tylko właśnie to, że znajduję czas na to, żeby wysłuchać ludzi, ich pomysłów, a naprawdę niektóre pomysły są rewelacyjne. I też widzę, że zaangażowanie tych osób jest dużo większe niż przeciętnie, w przeciętnej firmie. Oni sami o tym mówią. Ja też im powtarzam czasami „słuchajcie, pamiętajcie, że weekend jest do odpoczynku, a nie do pracy”. Ale mam poczucie, że ludzie się u nas nie spalają, że ludzie czują, że się rozwijają, staram się im stworzyć taką przestrzeń, że „słuchaj jeśli myślisz, że coś jest dla ciebie za trudne, powiedz mi o tym albo powiedz nam o tym, nie krępuj się. Mamy możliwości, żeby to zweryfikować i pomóc ci albo w tym, albo możemy znaleźć dla ciebie inną drogę.” Tak że na pewno to, co miałam w Zarze bardzo się przekłada.
Niezwykłe. A jak w morzu bieżączki, zaplanować – by znaleźć czas i zdecydować się na to i jakby mieć ten czas – żeby rozmawiać z ludźmi? Dlaczego o to pytam. Bo mam wielu klientów, z którymi pracuję czy rozmówców z którymi rozmawiam i widzę, że jest tak, że nadlatujące bieżące zagadnienia czy powiedzmy kwestie stricte merytoryczne: dopięcie projektu, pozyskanie klienta, finansowania itd. czasem są tak wysoko na liście priorytetów i kalendarz jest tak wypełniony, że w ogóle ludzie…OK, ufam że robią, bardzo ich lubię, czasem ich gdzieś tam wesprę, ale tak naprawdę nie mam czasu, żeby tak usiąść i porozmawiać, bo to mi się wydaje taka trochę strata czasu. W jaki sposób organizujesz sobie dzień, żeby jednak czując, że to jest ważne, znaleźć czas? Planujesz to wcześniej, jak to działa?
Świetne pytanie, uważam że tutaj jest potrzebne akurat połączenie moich doświadczeń z kancelarii i z Zary. To jest higiena pracy i to jest wyznaczenie sobie takich punktów, których nie należy zmieniać. Dla mnie na przykład jest coś takiego, jak co wtorkowe spotkanie zespołu – po prostu raptem niedawno mieliśmy to spotkanie. Siadamy, od godziny 16 mamy spotkanie, mamy agendę. Ja proszę, żeby dziewczyny wcześniej przygotowały agendę, żebyśmy mogli się z nią zapoznać, żebyśmy wiedzieli o czym będziemy rozmawiać na spotkaniu i potem każdy prezentuje swoje punkty ze swojej agendy. To da im też taki komfort, że wiedzą, że co tydzień mogą nam coś zaraportować, że za tydzień mają czas coś dopiąć. Oczywiście my na co dzień współpracujemy i pewne rzeczy się wydarzają wcześniej i później, niemniej jednak to jest taka podstawowa rzecz – czyli jakieś danie poczucia bezpieczeństwa człowiekowi, że będzie miał czas na bycie wysłuchanym. Nawet gdyby ten czas się nie znalazł z jakiegoś powodu wcześniej, to tego dnia to się dzieje. To jest pierwsza rzecz. A druga rzecz – i to jest akurat typowe, wyciągnięte z Zary. To mnie bardzo zaskoczyło – przed poranną zmianą, która się zaczyna bodajże o siódmej, mieliśmy takie dosłownie zabawy, gdzie lataliśmy po sklepie szukając czegoś, no ludzie naprawdę w określonym wieku – 30 parę lat, niektórzy 40 – i niektórzy szesnaście powiedzmy, ale jednak całą ekipą ganialiśmy za czymś. Albo opowiadaliśmy swoje historie, np. czego nie wiesz o koledze, koleżance. Ktoś tam jest pilotem w czasie wolnym. Ktoś tam ma trójkę dzieci i tego typu rzeczy. Ja staram się to przemycać u nas do zespołu. Oczywiście szanuję strefę prywatną każdego pracownika, ale też pokazuję, że słuchajcie, no o nas wiecie, znaczy naszą historię z Tomkiem znacie – ona jest mega osobista, ale też wiecie jak to działa, dlaczego. Więc jeśli czujecie, że chcecie się czymś podzielić, to śmiało. Myślę, że mamy ze sobą całkiem dobry kontakt.
A tak technicznie, to pierwsze które wymieniłaś czyli spotkanie – ile ono trwa i jakie są główne punkty, jak ja miałbym być uczestnikiem tego spotkania, to co byś mi powiedziała – jakie punkty powinienem sobie przygotować?
To już mówię. Staramy się nie przekraczać dwóch godzin dlatego, że to też jest bardzo ważne dla nas, bo to pokazuje sprawność naszą czy jesteśmy się w stanie wyrobić w dwie godziny. Nie zawsze się to udaje, ale czasem się udaje, że właśnie jeszcze pół godziny zostaje na prywatne sprawy albo wszyscy się rozchodzimy i każdy wraca spokojnie do domu. Więc jakie punkty. Przede wszystkim zawsze informuję o tym, że oczekuję tego, żeby zdać mi tak zwany raport z poprzedniego tygodnia i żeby zastanowić się, co się ważnego wydarzyło, o czym powinniśmy wszyscy wiedzieć, albo być może z kim należy się skonsultować one to one. Tak więc pierwsza rzecz to jest taki feedback z tygodnia. A druga bardzo ważna rzecz – pomysł na kolejny tydzień. Ten pomysł może być nie zaakceptowany przeze mnie, bo mogę wiedzieć o czymś więcej – co planujemy, co się może wydarzyć. Ale każdy może swój pomysł wyrazić. I tak się dzieje. Zazwyczaj tak jest, że jedna osoba ma jakieś bardziej techniczne sprawy do ogarnięcia, druga osoba totalnie kreatywne, zbieramy to do kupy. Mamy świadomość, że nie wchodzimy sobie w kompetencje, to jest rozdzielone, ale też w pewnym sensie możemy się wzorować na wielu rozwiązaniach. Jest takie poczucie, że robimy to razem.
I ostatecznie jak podejmowana jest decyzja czy dany projekt ma wchodzić czy nie?
Jak do tej pory – właśnie o tym myślałam wczoraj – jestem z tego niezmiernie dumna, że do tej pory nie było sytuacji żebyśmy my, czwórka założycieli, mieli taki konflikt, że nie wiedzieliśmy co zrobić. Jakoś zawsze tak potrafimy ze sobą porozmawiać, że ta decyzja zapada dosłownie wspólnie. Nie było takiego problemu, że no dobra jest 2:2 albo 3:1, i ktoś jest niezadowolony. Potrafimy sobie tak zargumentować wszystko i zespół też to czuje, też to rozumie – że jeśli na coś się nie decydujemy, to z jakiegoś określonego, logicznego powodu. Nie było do tej pory…. a już jesteśmy naprawdę zespołem dwa lata i to się udaje.
Wspomniałaś o problemach, jakie było do tej pory w historii firmy największe wyzwanie, co spędzało Wam sen z powiek?
Ja myślę, że tych problemów to jest całe mnóstwo i się pojawiają co chwilę jak nie taki to inny, więc nie wiem czy jakiś taki kluczowy. Mieliśmy kontrole urzędowe, to zawsze jest stres, ale to jest też bardzo ciekawe doświadczenie. I myślę, że dla nas to była szkoła życia, jak się w tym wszystkim zachować. Być bardzo profesjonalnym, ale też umieć zadbać o swój biznes. I mieliśmy taką kontrolę z GIODO 21, bo dane, to są najbardziej wrażliwe dane i niewątpliwie Mateusz i jego umiejętności z zakresu blockchain’u 22 nam się bardzo, bardzo przydały. Więc był taki stres, jeden, drugi. Ale z każdą chwilą później wiemy, że jesteśmy silni, wiemy, że to co robimy jest w pełni legalne, w pełni uczciwe, więc nie mieliśmy z tym problemu. To jest taki stres – powiem brzydko: taki trochę polaczkowaty – że my mamy poczucie, że te urzędy przychodzą po to, żeby nam zrobić krzywdę. No nie jest tak, potrafimy sobie z tym poradzić. No tak, ale niewątpliwie to taki początkowy moment, bo musieliśmy wstrzymać sprzedaż, to nie służyło biznesowi – ale poszło, przeszło dalej, poszliśmy dalej. I pewnie teraz mamy jakiś inny, nie wiem, czasem jakaś wysyłka czegoś – od najmniejszych, po jakieś większe problemy. Zawsze to na pewno będzie, więc jakby ja się nie łudzę, że tego nie będzie. I to też tak myślę sobie: fenomen osób, które są na wyższych stanowiskach. Wydaje się, że one mają tak super, że one tak sobie rządzą i tak rozporządzają, a to w lewo, a to w prawo i tak. No niestety, tak to nie działa. To jest dużo większa odpowiedzialność i dużo większy poziom stresu, i właśnie chociażby to planowanie. Co dalej z rozwojem. To jest taka ciągła praca. Ktoś mi kiedyś powiedział, nie pracuj nigdy u siebie, bo wtedy będziesz pracować zawsze. Chyba jakoś tak jednak mam to wpisane w genach…
Wyczytałaś to z testu?
Tego akurat jeszcze nie, ale wyszło, że jestem typem wojownika i to się chyba zgadza chcąc nie chcąc.
Powiedziałaś o tym stresie, że on jest i też miałem doświadczenia osobiste, które myślę, że musiały przynieść mnóstwo stresu. Tak sobie to wyobrażam. Teraz masz tego stresu wiele, aczkolwiek pewnie inna jest perspektywa patrzenia na te wyzwania, które teraz Cię spotykają, z perspektywy Twojego wcześniejszego doświadczenia. Jak sobie radzisz ze stresem?
Jak ja sobie radzę? Ja sobie radzę różnie, czasem lepiej czasem gorzej, ale na pewno znowu odniosę się do raportu, zabrzmi to banalnie, ale ja wiem jak sobie poradzić. Wiem, jak reaguję na pewne rzeczy właśnie dlatego, na przykład sport. Kiedyś uprawiałam sport trzy razy w tygodniu i wiecznie byłam chora, źle się czułam i jak to – mówię – przecież ja ten sport uprawiam, żeby zniwelować stres, a jestem w jeszcze gorszej formie. Okazało się, że mam za wysoki poziom wysiłku, za bardzo mam stany zapalne, za duży mam stan zapalny w organizmie, więc zmniejszyłam do jednego razu w tygodniu. Trzeba było wyrównać, po pewnym czasie jak już doszłam do siebie, i teraz mam treningi dwa razy w tygodniu. Potrafię sobie z tym radzić. Nie jestem super typem sportowca, więc to jest jeden ze sposobów – wysiłek fizyczny. Na pewno przebywanie z moim synem – to jest coś, co mnie bardzo relaksuje, no bo mimo, że on łobuzuje, 5-latek to już potrafi wiele, natomiast jest to miłość w czystej postaci i taka relacja jest dla mnie ogromnym komfortem i przyjemnością. Na pewno przebywanie wśród rodziny i przyjaciół to dla mnie są takie najważniejsze elementy, które potrafią spowodować, że się odstresuje. Chociaż tutaj – idąc za taką słynną wypowiedzią work hard play hard – to czasem śmieję się, że play harder, żeby jeszcze rzeczywiście sobie troszkę odpocząć. Wakacje raz na jakiś czas, trzeba gdzieś uciec, żeby nabrać pewnego dystansu, żeby się zregenerować zwyczajnie fizycznie. Tak że staramy się gdzieś ten czas z mężem i synem złapać dla siebie.
A zróbmy taką podróż w czasie w przeszłość i opowiedz o tym momencie – w tej firmie doradczej. Potem nagle coś się wydarzyło, że powstało Ogen. Jaki był impuls do tego, żeby uruchomić… Znaczy ten impuls wiem jaki był, opowiedziałaś swoją osobistą historię, ale jak wyglądał moment, w którym podjęłaś decyzję OK, odpalamy Ogen?
Powiem tak, to nie było łatwe, ponieważ praca, w której pracowałam dzięki mojej szefowej… która miała ogromne doświadczenie, naprawdę, to był absolutny autorytet jeśli chodzi o branżę PRową, konsultingową. Powiem szczerze, że trudno było mi postawić tezę, że chyba już nie wrócę do tej firmy. Nie wykluczam tego nigdy, ponieważ tam było bardzo ciekawe i interesujące dla mnie to, że mogłam pracować przy bardzo różnych projektach jednocześnie. Tutaj jakaś rekultywacja żwirowni, tutaj jakiś program z cyklu „Laptop dla Pierwszaka”. To po prostu kosmos, totalne rozłożenie tematów… Dzięki temu, że moja szefowa zawsze starała się mnie zabierać na spotkania z najwyższym szczeblem: prezesi prezesów i prezesami poganiani, że tak powiem, to było mi bardzo miło, bo nauczyłam się ich po prostu, nauczyłam się tego jak oni myślą. Nauczyłam się, że to nie jest zabawa, że to jest ciężka praca, że to są ogromne wyzwania, ale zrozumienie tego pozwoliło mi podjąć właśnie tę decyzję, że „kurczę spróbuję, jestem chyba na to gotowa, tym bardziej, że mam genialny zespół, nie jestem w tym sama i w razie czego zawsze się łapiemy.” Oczywiście jest tak, że czasami się wypala ktoś z zespołu, bo miał za dużo pracy. Ale zawsze są osoby, które go złapią i to jest naprawdę cudowne. Więc ta decyzja nie była taka trudna wbrew pozorom. Natomiast była trudna z punktu widzenia serca – dlatego, że byłam bardzo związana i bardzo wiele zawdzięczam zespołowi z tamtej firmy. I mam nadzieję, że jeszcze będę miała możliwość z nimi coś wspólnie zrobić.
A jak wygląda balansowanie Twojego życia i zarządzanie tymi różnymi elementami? Bo tak – budujesz biznes z mężem, masz dziecko…
…z mężem
Również, dokładnie. To wymaga też energii i oddania. Zresztą nie tylko wymaga, ale po prostu chcesz jak powiedziałaś, to jest naturalne, poświęcać mu czas. I jak łączysz te wszystkie elementy w całość?
Powiem uczciwie, nie wiem jak. Ale jakoś to się udaje i myślę, że nie udałoby się to bez wsparcia ludzi, z którymi współpracuję przy Ogenie i z tymi osobami, z którymi pracuję – bo tak to trzeba nazwać: pracą – ze względu na to, jak opiekuję się Tomkiem – to jest praca systemowa. To jest wspaniałe przedszkole, które dostarcza nam wielu informacji i pomocy przy Tomku. To jest niania, która zawsze służy pomocą. To są dziadkowie. Także tutaj ja po prostu dostaję to z zewnątrz. Czy o to zabiegam? Myślę że tak, ja myślę, że nauczyłam się komunikować i odpowiednio wcześnie reagować, planować. To nie zawsze jest idealnie. Czasami jest tak, że dzwonimy do siebie z mężem, kto dzisiaj odbierze syna z przedszkola „dzisiaj ty, o nie lepiej dzisiaj ty”. To nie jest idealne, ale jak widzę, udaje się to. Widzę uśmiech na twarzy syna, widzę uśmiechy na twarzach pracowników, więc to jest taka weryfikacja tego czy to ma sens i czy… Gdyby tak nie było, myślę że podjęłabym twardą decyzję i zrezygnowałabym z pracy zawodowej. Ale nie ma takiej potrzeby. Po prostu wręcz widzę, że to idzie dalej. I im dalej, tym lepiej po prostu.
A z perspektywy biznesowej Wasz projekt – czy możesz coś powiedzieć o obecnej skali, o inwestycjach, o tym gdzie jesteście i gdzie chcecie być? Żeby trochę powiedzieć nie tylko o produkcie, ale też o biznesie i z perspektywy liczb, z perspektywy konkretów.
Bardzo dziękuję, że o to pytasz, dlatego że rzeczywiście, jak już wspomniałam, w tym momencie kształtuje się spółka akcyjna Ogen S.A. I co to oznacza? To oznacza przede wszystkim dla nas to, że będziemy mogli wyemitować akcje 23 i podzielić się usługą z innymi i rozwijać się szybciej. Jeśli chodzi o liczby, to zachęcam do indywidualnego kontaktu. Wolałbym tak na wizji nie informować, ale jak najbardziej zachęcam do tego, żeby się ze mną skontaktować.
Czyli mówisz, że będziecie robić emisję i będzie można zainwestować?
Tak, za chwilę będzie tak zwana emisja otwarta crowdfunding’owa, myślę, że pewnie kiedyś temat na fajny podcast. To jest w ogóle ciekawa forma inwestowania i dość nowoczesna. A dla nas crowdfunding 24, 25 jest ciekawy dlatego, że to jest model inwestowania bliżej ludzi, bliżej niż giełda, bliżej niż NewConnect 26. Dla mnie to jest o tyle cenne, że może w to zainwestować moja mama, moja koleżanka bliska albo dalsza. I one mnie znają, chcą mi pomóc, nie będą wpłacały teraz do spółki z o.o. po 500 zł, bo to byłoby nieuzasadnione i myślę, że Urząd Skarbowy mógłby się nieco zdziwić. Więc to jest takie umożliwienie nam dofinansowania, bo do tej pory byliśmy – to też taka ciekawostka – do tej pory nie korzystaliśmy z żadnych innych funduszy niż nasze prywatne, a jednak trochę pieniędzy na realizację tego projektu jest potrzebnych. I to co powiedziałam: będziemy chcieli rozwijać nasz produkt o typowo diagnostyczne produkty – jak kardiologia, farmakologia, onkologia. To będą proste rzeczy, inaczej – proste w odbiorze, ale bardzo skomplikowane, jeśli chodzi o przygotowanie produktu. Więc krok najbliższy – emisja otwarta, zamknięta w trakcie, myślę że jakieś kroki będą się… Jeszcze w dodatku teraz – to taki temat bliski Tobie i żałuję, że się wcześniej nie spotkaliśmy – fundusze VC 27, rozmowy z nimi już są na zaawansowanym poziomie. Więc cieszymy się, że wycena dość wysoka, bo w granicach 20 milionów już w tym momencie, jest potwierdzana. Są osoby, które przeliczają to tylko na pieniądze i mówią słuchajcie, no dobra my wam wierzymy, chcemy żeby się to wam udało, macie kompetencje, macie możliwości. I to nam służy. I myślę, że to co nas przekonało, żeby iść w kierunku biznesowym, to jest potencjał rynku w Europie. Bo to co się dzieje w Stanach, to jest absolutny boom. To, jak rynek pikuje w górę w linii dosłownie prostej, jest niesamowite. Czyli potrzeba raportów genetycznych jest i wiemy, że znajdzie się… Rynek polski to jedno, rynki zagraniczne ościenne jak najbardziej – to jest drugi krok. Jesteśmy na to gotowi, chcemy to robić, już mamy doświadczenie, myślę. I co najważniejsze, najfajniejsze, że my trafiamy cały czas na dobrych ludzi, na dobrych dosłownie, którzy wskażą coś zupełnie za darmo, bez podtekstów, żeby coś z tego mieć. To jest jakieś niesamowite zrządzenie losu, ja się śmieję, że to może ręka mojego syna. No tak.
Ja myślę też, że karma wraca. Ja mam takie doświadczenia też z Twoim mężem, który nam pomagał wielokrotnie rozwijać biznes. I też to było zawsze bezinteresowne, więc takie mam poczucie, że to może być kwestia tego, że ta karma wraca. Że jak się innym osobom pomaga, to to powraca. A co byś powiedziała właśnie tym osobom, które – bo często się spotykam z takimi osobami – które są trochę zgorzkniałe. Gdzieś pracują w dużej organizacji, w której jest dość trudno, albo mają jakieś inne ciężkie doświadczenia, czasem przechodziły przez trudne momenty w życiu i mają taki brak wiary w ludzi właśnie. Czuję to, parę osób, ktoś mi mówił „nie, no wydaje mi się że wszyscy ludzie to idioci, albo źle życzą albo na pewno czegoś ode mnie chcą.” A ja mam podobne przekonanie jak Ty, że ogólnie ludzie z natury są dobrzy i zazwyczaj pomagają i mają dobre intencje, bo po co mieć złe intencje z natury. Ale trudno mi jest czasem kogoś przekonać i dać mu taki fajny obraz. Co ty byś powiedziała komuś, kto by powiedział: „ludzie z natury to kombinują, chcą cię przekręcić i na pewno czegoś od ciebie chcą i cię na końcu oszukają.”
Nie mam super recepty, bo myślę, że każda sytuacja jest bardzo indywidualna. Ale to co ja bym zrobiła w takim momencie, to na pewno zastanowiła się nad sobą. To znaczy, dlaczego ja mam taką perspektywę, kto spowodował, że ja mam taką perspektywę. I to jest najprostsze – rozejrzeć się trochę wstecz, pomyśleć sobie. Jeśli to jest niekomfortowe, to na pewno szukałabym drogi wyjścia z tego, ale to nie oznacza rezygnacji z pracy, tylko to oznacza może podjęcie jakiegoś wyzwania, być może dokształcanie siebie, być może poszukanie w ogóle innego obszaru, nie wiem, praktykowanie jogi, cokolwiek co by mogło pomóc – na pewno nie mówiłabym, że jest to jedna właściwa recepta.
Czyli tak naprawdę to jest kwestia percepcji. Czyli rozwiązanie jest w nas i tylko możemy zarządzać tym co jest w zakresie naszej decyzyjności, bo na świat mamy ograniczony wpływ.
Jak bardzo jest to prawdziwe, właśnie udowodniła mi sytuacja z narodzinami mojego syna. Do tamtego czasu miałam takie poczucie, że ja właśnie dużo mogę, że ja właściwie mogę wszystko i że ja podejmuję decyzje. Tak, nawet wyjazd do Kanady, praca w Zarze, OK, ja chcę – to ja to robię. A tu nagle…. Dołożyłam – wydawało mi się – wszelkich starań, żeby wiedzieć jak najwięcej o tym, jak będzie przebiegała moja ciąża, jaki będzie kształt mojego życia po narodzinach syna. No i nagle się okazało, że przepraszam, kolokwialnie powiem Gucio. To wszystko wzięło w łeb i to mi dało do myślenia o tyle, że „no dobrze, to w takim razie ja tyle samo mogę, ile nie mogę”. Naprawdę to jest tak banalne, ale wydaje mi się że wszystko mogę, ale też w tamtym momencie myślałam, że wszystkiego nie mogę, bo muszę się zająć, jestem odpowiedzialna za młodego człowieka, dla którego chcę jak najlepiej. Jak to zrobić, ja nic nie wiem, ja nic nie wiem. I wtedy właśnie sięgnęłam w głąb siebie. Okazało się, że ja wiem bardzo dużo, że mam bardzo dużo możliwości i że mam bardzo dużo znajomości, ludzi, którzy są ekspertami w takich dziedzinach. To to wszystko zaczęło krok po kroku się układać i suma summarum wyszło nieźle.
Powiedziałaś o tych doświadczeniach, że wtedy zorientowałaś się, że tyle samo nie możesz, jak wcześniej wydawało się że wszystko możesz. Czy jest jakieś narzędzie, jakaś technika albo jakaś pomoc czyjaś, czy coś co ci pomogło by przejść przez ten trudny moment i wyjść z takiego stanu trochę bezradności, jakby trochę jakiegoś takiego zaskoczenia no i tych wszystkich trudnych emocji, które się pojawiają kiedy rzeczy wymykają Ci się spod kontroli i wrócić do takiego wewnętrznego spokoju i poukładania? Jaki to był proces? Co jest pomocne, bo różne ludzie mogą mieć doświadczenia, to mogą być innego typu trudności, które napotykają. Ale Twoja to było duże wyzwanie, niezbywalne – bliska bardzo osoba i w sumie poza twoją kontrolą. To gdzie znalazłaś drogę do tego żeby się poukładać? To co to było?
Myślę, że po pierwsze, tak jak to powiedziałeś, to był proces. To nie było tak, że super wszystko świetnie, tak. Należy o tym wspomnieć, że przede wszystkim miałam wokół siebie grono zaufanych osób i pomoc na bieżąco. Natomiast był taki moment, że „troszkę mam wrażenie że trochę ich odrzucam mając takie poczucie że oni przecież nie wiedzą co ja naprawdę czuję”. Tutaj taka prosta technika – spotkanie się z ludźmi, którzy przeżyli podobne historie, bo jak się okazało, takich przypadków jak my jest dużo więcej. To znaczy w dalszym ciągu w dzisiejszych czasach, mimo wszelkich USG itd. rodzą się dzieci z różnymi niepełnosprawnościami czy obciążeniami, które mogły być zdiagnozowane w czasie ciąży, a tak się nie stało. Więc ja trafiłam najpierw na jakieś forum poszukałam ludzi, potem ktoś się do mnie sam odezwał, ktoś znajomy. I tak uzbierałam grupę osób, które miały podobne albo nawet takie same – jak się wydawało – problemy. No i siłą rzeczy oni już mieli zazwyczaj starsze dzieci. Tomek – tydzień, dwa, miesiąc, a oni mieli dzieci, które miał 5 lat, piętnaście, dwa. Dla mnie to było przede wszystkim spojrzenie. Ja nie lubię się porównywać, bardzo nie lubię się porównywać, bo wydaje mi się to banalną techniką poprawiania sobie samopoczucia, ale na tamten moment to było świetne rozwiązanie. To znaczy popatrzeć na to, jak może to wyglądać, to nie musi wyglądać jeden do jednego tak samo. Ale ci ludzie żyją, funkcjonują, nawet są szczęśliwi. To było takie – OK, może mnie też się uda, a przynajmniej spróbuję się jakoś z tego wykaraskać, żeby mi się właśnie udało.
To jest myślę dość uniwersalne w różnych sytuacjach, nawet tak samo jak i w biznesie, że gdzieś spotykasz ludzi, którzy przechodzą przez podobne wyzwania i możesz dowiedzieć się, jak sobie z nim poradzili, albo gdzieś poszukać chociażby nadziei i otuchy w tym, że to nie jest koniec świata. A coś co w momencie kiedy nas zaskakuje coś, co wydaje się być poza naszą kontrolą i wydaje się inne niż to co sobie zaplanowaliśmy, i wtedy możemy zobaczyć – to nie jest koniec świata. Nie ma jednej dobrej recepty na to, jak życie ma wyglądać – to też jest chyba istotne.
Nie wiem czy to nie jest wspaniała puenta. Ja nie chcę kończyć, ale pięknie powiedziane. Nie ma recepty, a jeśli ktoś by taką miał, to myślę że zrobiłby produkt, który osiągnąłby największy sukces.
No tak – jedna recepta. Aczkolwiek jest dużo prób tego, żeby robić takie recepty. Jest wiele poradników które mówią, że pokażą Ci jedyny sposób na życie, ale prawda taka jest, że tych ścieżek jest nieskończenie wiele, tak jak nieskończenie wiele jest osób.
Dezaktualizują się poradniki i myślę, że to co teraz jeszcze zauważamy w pokoleniu jakim my jesteśmy…. ale już dla pokolenia Z, pewne rzeczy które dla nas są oczywiste, uniwersalne – dla nich są nawet niezrozumiałe i w żaden sposób nieakceptowalne. Więc nie ma rady, nie ma, trzeba, każdy musi i powinien być kowalem swojego losu i próbować, próbować, próbować i chcieć i móc.
To tego Ci życzę. I powiedz czego jeszcze życzyć Tobie i nadchodzącej firmie Ogen S.A., która się zaraz będzie kształtować i pozyskiwać?
Ja chyba niczego nie potrzebuję. Myślę że mam tak wiele, że mi to wystarcza. Natomiast rzeczywiście za spółkę trzymajcie wszyscy kciuki. W tym sensie, że mamy ambitne plany i potrzebujemy dużo siły do tego, żeby to wszystko zrealizować w takim kształcie, z jakiego będziemy dumni. I na tym mi zależy najbardziej.
Super. Zuza, bardzo Ci dziękuję za tę rozmowę. Mnóstwo wątków, ciekawych tematów. Trzymam kciuki za to, żeby Wasze rozwiązania pomagały ludziom unikać trudnych sytuacji i może wpływały na ich zdrowie. To jest temat mi bliski i też deklaruję, że w trakcie akcji crowdfoundingowej zainwestuję w Ogen S.A., mogę to już teraz potwierdzić.
Dziękuję bardzo. Natomiast polecam, jestem przekonana, że to służy i dostajemy taki zwrot od ekspertów, więc zachęcam.
Dzięki, powodzenia.
Dziękuję serdecznie.
Linki:
- https://pl.linkedin.com/in/zuzanna-po%C5%82anecka-purwin-68804a173
- https://www.facebook.com/zuzanna.polanecka
- Ogen.pl strona główna https://ogen.pl/
- Ogen.pl na Facebook’u https://www.facebook.com/ogenpl/
- https://aleo.com/pl/firma/centrum-analiz-genetycznych-sp-z-oo-warszawa
- https://www.goldenline.pl/jaroslaw-purwin/
- https://www.facebook.com/jarek.purwin
- https://pl.linkedin.com/in/aneta-borkowska
- https://https://www.facebook.com/search/top/?q=md%20aneta%20borkowska&epa=SEARCH_BOX
- https://infoshare.pl/speakers-list/one,48,268,1016,mateusz-kowalczyk.html
- https://www.linkedin.com/in/kowalczykmateusz
- https://www.facebook.com/mat.kowalczyk?fref=pb&hc_location=friends_tab
- Ogen, misja https://ogen.pl/strona/o-nas
- „Literki A, C, T, G” – nukleotydy wchodzące w skład DNA; podstawowy wynik w raporcie Ogen.pl podawany jest w postaci dwóch liter https://cdn.shoplo.com/4347/files/jak_powstaje_i_jak_czytac_pelny_raport.pdf?176
- Przykładowy spis treści raportu Ogen.pl https://cdn.shoplo.com/4347/files/przykladowy_spis_tresci.pdf?174
- https://pl.sundose.io/
- Sieć Przedsiębiorczych Kobiet https://www.siecprzedsiebiorczychkobiet.pl/
- http://zdrovit.pl/
- Zara https://pl.wikipedia.org/wiki/Zara_(przedsi%C4%99biorstwo)
- Koncern Inditex https://pl.wikipedia.org/wiki/Inditex
- GIODO https://www.giodo.gov.pl/
- Blockchain https://pl.wikipedia.org/wiki/Blockchain
- Zapowiedź emisji akcji https://beesfund.com/wkrotce/ogen-sa
- Crowdfunding nad Wisłą https://businessinsider.com.pl/technologie/crowdfunding-raport-o-polskim-internecie-2016/fke233n
- Finansowanie społecznościowe w Polsce, artykuł naukowy http://www.wneiz.pl/nauka_wneiz/frfu/67-2014/FRFU-67-761.pdf
- NewConnect https://newconnect.pl/
- Fundusze VC https://bazafunduszevc.ncbr.gov.pl/