Zmień język:

Mateusz Kusznierewicz: Jak z porażki wyjść silniejszym? Mistrz olimpijski o motywacji i biznesie

Mateusz Kusznierewicz w Greg Albrecht Podcast
ZASUBSKRYBUJ GREG ALBRECHT PODCAST – WSZYSTKIE TWARZE BIZNESU:
Apple Podcasts
Google Podcasts
YouTube
Spotify

“Nie znam osoby, która by osiągała tylko same sukcesy” – mówi Mateusz Kusznierewicz, mistrz olimpijski, mistrz świata, przedsiębiorca. “Dla mnie najciekawsze jest to, jak dajemy sobie radę w trudnych momentach. Z takich przykładów można czerpać wiele i budować w sobie taki mindset, który przygotuje nas na trudne sytuacje” – dodaje. 

  • Jak pielęgnować w sobie ciekawość i ciągle mieć motywację, żeby działać? 
  • Jak zarządzać swoją energią, żeby móc w pełni wykorzystywać swoje talenty?
  • Jak przygotować się do dużego wyzwania, żeby podołać do końca?
  • Czego żałuje Mateusz, że nie zrobił 30-lat wcześniej?
  • Jak zaprojektować idealny poranek zbudowany z mikronawyków, który przygotuje Cię na cały dzień?

O tym m.in. rozmawiamy z Mateuszem Kusznierewiczem w tym odcinku podcastu. Zapraszam do wysłuchania #284 wydania Greg Albrecht Podcast.


Partnerzy Greg Albrecht Podcast:

Formeds – Odbierz 20% rabatu na suplementy formeds z kodem GREG20. Popraw swoją wydajność, formę i samopoczucie z pomocą wysokiej klasy polskich produktów ze 100% czystym składem, optymalnymi dawkami składników aktywnych i jakości potwierdzonej przez niezależne laboratoria.

👉 formeds.pl/greg

Wspierając naszych partnerów, wspierasz rozwój podcastu!


Spis treści:

00:00:00 : W odcinku

00:01:20 : Partnerzy: Formeds, Albrecht&Partners

00:02:59 : Siła otwartej i szczerej komunikacji

00:05:02 : Jak nie wypalić się i utrzymać pasję?

00:06:25 : O pozytywnym wpływie sportu na życie

00:10:05 : Wzór na motywację – część 1

00:19:41 : Największe kryzysy w karierze Mateusza Kusznierewicza

00:27:33 : O sile odpowiedniego przygotowania i gotowości do startu 

00:34:06 : Wzór na motywację – część 2

00:41:23 : Sztuka wychodzenia z porażek i trudnych sytuacji

00:45:02 : Wsparcie najbliższych

00:45:57 : Stoicki spokój

00:47:10 : Moc nawyków – Co możesz zyskać, zaczynając dzień wcześniej niż inni?

00:55:57 : Power Walk 

00:56:52 : Jak zarządzać swoją energią i dokonać teoretycznie niemożliwego?

01:01:11 : Z zawodowego sportowca do człowieka biznesu – droga Mateusza Kusznierewicza

01:11:52 : Czego żałuje Mateusz, że nie zrobił 20, 30-lat wcześniej?

01:15:50 : Na co się narażasz, zamykając się na inne perspektywy? Rola trenera w biznesie

01:21:39 : Gdzie może zaprowadzić Cię ciekawość?

01:23:54 : Jak z sukcesem wdrożyć nowy nawyk?

01:30:01 : Jak wygląda dzień z życia Mateusza Kusznierewicza?

01:35:08 : Przepis na efektywne spotkania

01:36:46 : Pożegnanie i subskrypcje

Transkrypcja:

(Transkrypcja jest generowana automatycznie, może zawierać drobne błędy)


Dziś w Greg Albrecht Podcast Mateusz Kusznierewicz, olimpijczyk, przedsiębiorca. Cześć Mateusz.

Mateusz Kusznierewicz: Cześć Greg, dzień dobry Państwu. Jak się masz?

Greg Albrecht: Mam się dobrze, dzięki. A ty?

Mateusz Kusznierewicz: Też, też, tak trochę po amerykańsku, ale wiem, że zbliżają się nasze wspólne podróże do Stanów Zjednoczonych, więc tak może dlaczego by nie. Hi, how are you?

Greg Albrecht: No, dokładnie. Tak, a wydaje mi się, że to jest takie, mogłoby się wydawać, że trochę powierzchowne w Stanach, to pytanie how are you, a jednak kreuje taką tkankę fajną, relacyjną między ludźmi i ogólnie to lubię. To jest miłe zawsze w Stanach, że ktoś się interesuje, nawet jeżeli jest to dość powierzchowne.

Mateusz Kusznierewicz: Tak, mam pewne obserwacje, ale rozróżniam te dwa zapytania. Cześć, jak się masz. Od tego, jeżeli chcesz pogadać, jak się faktycznie masz.

Na naszych briefingach, od razu powiem, w zespole, kiedy żeglujemy to są te odprawy tuż przed wypłynięciem, zawsze zadaję to pytanie jako lider zespołu. Jak się dzisiaj macie. I nauczyliśmy się mówić szczerze. Nie właśnie odpowiedź everything fine, thanks and you, tylko no nie, dzisiaj jednak miałem krótszą noc. Dziecko ząbkowało, mogę mieć krótszy ląd i to jest bardzo ważna wiadomość. Jeżeli ktoś coś boli, nie spełni 100% swoich działań, ponieważ działamy jako jeden zespół, no i nie daj Boże, później by w trakcie, wiesz, jakiegoś manewru albo startu ktoś nie dowiózł, no nie możemy sobie na to pozwolić.

Dlatego jak tylko ktoś powie, tak, faktycznie dzisiaj nie jestem w 100%, a 80%, to od razu mamy taką zasadę, że inni pomagają i wspierają, a nie, nie daj Boże, że się cieszą. 

Greg Albrecht: No tak, to prawda, że też taka świadomość siebie też trochę kieruje na to, żeby dobrze zarządzać samym sobą w danej sytuacji. Kiedy ktoś zada nam to pytanie, to może sami go sobie nie zadaliśmy i nie wiemy tak naprawdę, czy jesteśmy wycentrowani, czy jesteśmy mentalnie zahaczeni w jakimś doświadczeniu, którego doświadczyliśmy wcześniej.

Mateusz Kusznierewicz: A to ciekawe, ciekawe. Też właśnie to jest myślę, że istotne, samoświadomość.

Greg Albrecht: No właśnie, jesteś dla mnie takim archetypem, ale też ogromną inspiracją jako sportowiec z krwi i kości, sportowiec spełniony i jeszcze w dodatku wydaje się, że sportowiec niewypalony, w tym znaczeniu, że osiągałeś ogromne triumfy już, ponad 20 lat temu, a nawet 28 lat temu pierwszy, ogromne triumfy, więc wydawałoby się, że w zasadzie ponad ćwierćwiecze i mogłoby ci się to znudzić, ale nadal aktywnie pływasz. Jaki jest sekret tej ciągłości, jeżeli chodzi o utrzymanie pasji i nie przepalenie się w byciu na wodzie.

Mateusz Kusznierewicz: Tak, jakby tak patrzeć na moje dokonania, to będąc mistrzem olimpijskim, mistrzem świata i mistrzem Europy, mistrzem Polski, mistrzem Warszawy w wieku 21 lat, to niektórzy by powiedzieli, że wystarczy spełniony sportowiec, czas zakończyć tą karierę. A ja dzisiaj mam 49 lat i sam jestem bardzo ciekawy, co przyniesie ten kolejny, sezon żeglarski, czy będę i na jakim poziomie żeglował za 10, 20, 30 lat. I to jest właśnie myślę, że bardzo ciekawe u mnie, że ja zauważyłem, że sport, aktywność, bo ja oczywiście jestem sportowcem wyczynowym, ale to nie jest dla każdego. Sam wiesz, jaką cenę płacisz, ile to czasu kosztuje, ale też jak twoje ciało na to reaguje, jak wziąłeś się za uprawianie sportu wyczynowego. Przygotowując się, przypomnij. 

Greg Albrecht: Do maratonu.

Mateusz Kusznierewicz: Do maratonu, prawda. I to jeszcze w Stanach Zjednoczonych, w Chicago. No to robi wrażenie. I ja tak samo… w pewnym sensie zapłaciłem tę cenę, ale widzę, że nadal sport mnie utrzymuje. Po pierwsze, w zdrowiu psychicznym, bo mając challenge, wiedząc, że za dwa miesiące mam Mistrzostwo Europy, że w przyszłym roku wystartuję w Mistrzostwach Świata, to jest coś, co, powiem szczerze, to jest dobrze mieć, do czego się przygotowywać, do czego zmierzać. I to jest pierwsza rzecz. Druga, zauważyłem, że sport, nawet w takim wydaniu, może już nie, to są kampanie olimpijskie, ale ja nadal żegluję przez tydzień w miesiącu, bo tak sobie to wszystko zorganizowałem i ustawiłem.

Ja trzymam się w dobrej formie. Przede wszystkim fizycznej, no bo spędzam czas na świeżym powietrzu i jest dosyć dużo gimnastyki na łódce. Także trzeba być w dobrej formie, więc dwa razy w tygodniu idę na fitness, pływam w basenie, dbam o swoje zdrowie, żeby się zregenerować idąc na wirówkę, mam na myśli jacuzzi, czy do sauny. Wiesz, to nie chodzi o to, że ja miałem te przyzwyczajenia wyniesione z kariery sportowej.

No na pewno tak, ale mając, nadal będąc w cugu, czy tam w rytmie, czy nie wiem, w programie, o tak to może nazwijmy, to ja dbam o siebie i widzę, no nie lubię się porównywać, ale muszę się porównać też czasami i zobaczyć, jak to moje rówieśnicy mają, to ja jestem w dobrym zdrowiu. I to nie dlatego, że mam to ze sportu wyniosłem, tylko dlatego, że mam nowe wyzwania. Dzisiaj mija 40 lat od mojego pierwszego obozu żeglarskiego. Tutaj nad Zalewem Zegrzyńskim, nieopodal Warszawy, w której kiedyś mieszkałem, bo dzisiaj mieszkam w Trójmieście, nad morzem, w Sopocie. Ale tutaj właśnie nad Zalewem Zegrzyńskim pojechałem na swój pierwszy obóz żeglarski. To był zupełny przypadek.

To moja mama, chcąc wypełnić lukę w 2-mcy letnich wakacjach, znalazła po prostu ogłoszenie, wpadła na ogłoszenie. które było wywieszone w szkole podstawowej na korytarzu. I to 40 lat, no dużo się przez ten czas wydarzyło. I właśnie niedawno, jak tak podsumowywałem to wszystko, bo sobie zapisuję co w danym roku, gdzie jestem, z kim pływam, co robię. I to nie chodzi tylko o sport, ale też i o biznes i moje życie prywatne. To tak sobie popatrzyłem na to wszystko i mówię, hmm, sporo.

I tak się zastanawiam, no dobra, a co dalej. Ile jeszcze lat będę dalej żeglował. I biorąc pod uwagę mój umysł, mój mindset, jak myślę, jak podchodzę do przede wszystkim zdrowia, do dbałości o dobre nawyki, snu, odżywiania, badań takich okresowych, no i wszystkiego, co z tym związane jest, z dobrostanem i z życiem, to tak sobie powiedziałem, hmm. Chyba jestem w połowie swojej kariery sportowej. W połowie. Bo są żeglarze, i znam takich, którzy jeszcze całkiem nieźle pływają, którzy mają siódemkę, nawet ósemkę na początku. Naprawdę to jest sport na całe życie. Szczęście, że taki wybrałem, ale myślę, że i chodzić, i jeździć na nartach, i na rowerze i tak dalej można bez żadnych limitów wiekowych. Żeglarstwo polecam każdemu. Ale to jest właśnie mój sposób na podejść. I sam jestem ciekaw, odpowiadając już na koniec twojego pytania, jestem ciekaw właśnie, jak będę i w jakim formie będę za rok, za pięć lat, za dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści.

Greg Albrecht: Słuchaj, życzę ci, żebyś miał z tego wielką przyjemność, żeby ta dyscyplina nie tylko była przymusem i jakimś nawykiem, ale też, żeby cały czas ta przyjemność towarzyszyła ci w tym, bo myślę, że to jest taki element, który kiedy mamy trudne chwile, kiedy nam się nie chce, a każdemu sportowcowi się nie chce czasem, mimo że wie, że musi i stara się nad tym nie zastanawiać, że jednak jest chociaż ten, poza pierwiastkiem nawyku, jest też ten pierwiastek przyjemności, która w jakiś sposób ładuje, tak. Czy to jest ta przyjemność odroczona w postaci startu, czy to jest ta przyjemność przebywania ze swoją ekipą, z którą trenujesz, czy to jest ta przyjemność… przełamania jakiegoś punktu, prawda, na swojej drodze, także oby tego było jak najwięcej.

Mateusz Kusznierewicz: Ciekawe, że o tej przyjemności mówisz, ponieważ i o motywacji, jak ona wpływa na naszą motywację. Ja nie wiem, czy wiesz, ale wypracowaliśmy w sporcie wzór na motywację. Wzór na motywację wypracowaliśmy wspólnie z psychologiem sportu Mateuszem Brellą i mi ten wzór na motywację wiele razy pomógł, zresztą cały czas na nim jadę, dzielę się nim również, ponieważ on działa i on funkcjonuje, zresztą co ciekawe nie tylko w sporcie, ale też i w biznesie. I można go zastosować w stosunku do samego siebie, ale także i do innych osób, do zespołu chociażby. I ten wzór na motywację wygląda tak. To jest M równa się A razy P, do tego dodajemy Z i na końcu dodajemy N. Ja go często wyświetlam na swoich wykładach i później nawet tak angażuję całą publiczność do tego, żeby oni powiedzieli, co się kryje za A. I tutaj akurat blisko A… czym jest akurat w tym wzorze atrakcyjność, jest właśnie ta przyjemność, o której ty pomiesz. Jeżeli coś jest dla nas atrakcyjne, jeżeli sprawia nam przyjemność, lubimy o tym czytać, rozmawiać, nas to kręci, nas to podnieca. To jest niesamowity, ważny element wpływający na motywację. Zgodzisz się z tym.

Greg Albrecht: No, bez dwóch zdań. To znaczy, szczególnie kiedy jest jakiś spadek duży, prawda, no to musi być w tym jakaś przyjemność. Ale też jesteśmy istotami, których mózgi funkcjonują w ten sposób, że musimy sobie dawać ten zastrzyk przyjemności i ta przyjemność buduje pozytywną asocjację z tym, co robimy. W związku z tym myślę, że nawet z fizjologicznego punktu widzenia to ma znaczenie. A co jeszcze się kryje w tej formule, jak już zacząłeś, to przytocz ją w całości.

Mateusz Kusznierewicz: Wzorze na motywację. Tak. Czasami mnie korci, żeby tak zostawić tylko i wszystkich i przejść do kolejnego tematu, ale wiele razy byłem w takiej sytuacji, że słyszałem, nie wybaczymy ci, jeżeli mi nie powiesz, nam nie powiesz, co się kryje dalej. Za atrakcyjnością. Atrakcyjność mnożymy przez P akurat w tym wzorze, to jest prawdopodobieństwo. Prawdopodobieństwo czego.

Greg Albrecht: No osiągnięcia celu.

Mateusz Kusznierewicz: Dokładnie. Często osiągnięcie celu wiąże się z sukcesem i to jest niesłychanie ważne, żeby wierzyć w to, że się osiągnie ten cel. Myślę, że ty podobnie jak ja, ale także i wiele osób poprzeczkę mamy postawioną bardzo wysoko. Tu chodzi o cele, które możemy sobie rozpisać w skali miesiąca, kwartału, pół roku, roku. No i może się tak zdarzyć, że poprzeczkę ktoś za nas powiesi za wysoko.

No i wtedy, no halo, gdzie tam nam sięgnąć. Tutaj przytaczam najczęściej taki przykład z regat, który mamy zawsze na początku sezonu na Majorce o Puchar Księżniczki Królowej Zofii. No i ja po bardzo udanym sezonie, to było wiele lat temu, gdzie wygrałem mistrzostwa świata i byłem liderem Pucharu Świata, postawiając sobie cel, że po zimie na tych regatach wygram ja.

I to był mój cel wynikowy. Mój problem polegał na tym, że w Splicie w Chorwacji, gdzie ustawiliśmy sobie naszą bazę treningową przez zimę, pogoda była tak fatalna, że zamiast tych planowanych 80 dni na wodzie spędziliśmy 50. Do tego jeszcze żagiel, który sobie zamówiłem, ze Stanów Zjednoczonych, zamiast przylecieć dwa miesiące wcześniej, gdzie miałbym czas na to, żeby go dostroić, przetestować, poustawiać, to przyleciałem chyba cztery dni przed tym Pucharem Świata. Ja w połowie regat byłem chyba na siódmej, ósmej pozycji, bo w czołówce byli ci, którzy oczywiście mieli dobry sprzęt, ale też i byli rozpływani niesamowicie.

Australijczycy, Nowozelandczycy, Brazylijczycy, którzy, wiesz, jak my mamy zimę, to oni mają idealne warunki. No i w połowie regat sam się złapałem na tym, będąc na tym szóstym, siódmym miejscu, a cel, wiesz, gdzie był, wysoko, że nie jestem w stanie osiągnąć swojego celu. I ja już zauważyłem po sobie, i to była podświadomość, co ciekawe, że ja już za wszelką cenę nie walczę o to najlepsze miejsce na linii startu. Już nie na każdej fali pompuję dynamicznie żaglami, żeby się na nie załapać i tutaj zyskać 10 centymetrów, tu 30, tu 50, metr. I to było niesamowite, ale tak właśnie to, że przestałem wierzyć w osiągnięcie celu, to prawdopodobieństwo gdzieś było bardzo bliskie zeru albo w ogóle zerowe, to ono wpłynęło na cały ten wzór i moja motywacja przysiadła.

Greg Albrecht: Tak, a wiesz, to jest też fajne, że o tym mówisz, bo tu wchodzi rola, w mojej ocenie, dobrego trenera, trenera, który też musi w ciebie wierzyć, że czasem on może mieć też ten element wiary i podtrzymać w tobie tę wiarę, kiedy ty masz kryzys. Ja pracuję z trenerem, jak się przygotowuję i widzę, że jego ogromnym wpływem, poza oczywiście kompetencjami merytorycznymi, jak rozłożyć trening i tak dalej, ale to powiedzmy jest takie commodity, można powiedzieć, znaczy tak i nie, bo tam też są sekrety. Ale ogromnym elementem jest ta relacja i też ta wiara w to, bez jakiegoś pompowania w stylu cheerleader, nie wiadomo co, jesteś z betonu, z gwiazdą i wszystko osiągniesz, ale takie pozytywne wzmocnienie do wiary w to, kiedy naprawdę są te trudne momenty, one zawsze przychodzą. Czy jakieś przeziębienie, czy jakieś inne głupoty, które się dzieją, które są elementem życia, bo to nie jest tak, że ktoś, kto tutaj stanął na najwyższym podium.

Wcześniej to przez cały czas czuł się świetnie, wszystkie treningi weszły, zawsze zdrowie dopisywało, wszystko w sprzęcie i tak dalej, tylko nikt nie wie jaka jest ta cała droga. Ja to mam takie porównanie do tego, że ludzie się fascynują jak patrzą na maratończyka, który przebiega przez linię mety i myślą sobie o rety. Przebiegnięcie maratonu jest takie trudne. Ja uważam, że przebiegnięcie maratonu w ogóle nie jest trudne. Jest łatwe, jeżeli się przygotowałeś. Ja uważam, że to jest tylko wisienka na torcie, a to, co jest naprawdę trudne, to jest to wszystko, czego nie widać i do czego nas prowadzi ten proces przygotowań. Nie wiem, czy ty jako profesjonalista masz też taką perspektywę na to, ale ja jako, powiedzmy, amator podchodzący w miarę profesjonalnie do tego zagadnienia to widzę. I tutaj ten element wiary czasem jest też ten element wiary osoby, która razem z tobą cię prowadzi, czy są ludzie z twojego teamu, czy twój trener.

Mateusz Kusznierewicz: Ciekawe to, co powiedziałeś, nie tylko myślę, że dla mnie, ale także i tutaj dla wszystkich, którzy nas słuchają i oglądają, ponieważ mam podobne obserwacje, a wręcz takie same, że te najlepsze, ale można powiedzieć też najważniejsze i najtrudniejsze moje starty były w mojej ocenie najprostsze, najłatwiejsze, sam start.

A dlaczego. Ponieważ całą pracę i tą najtrudniejszą wykonałem przed, w ramach przygotowań. I to było najtrudniejsze. I zawsze widzę, że to nie tylko moja obserwacja, ale także innych znakomitych sportowców, z którymi bardzo często rozmawiam, z różnych dyscyplin sportu, mówią, ale to było proste. Ale to było łatwe.

Ale mówią o samym starcie właśnie. I to jest, myślę, że bardzo ważna obserwacja. Taka, która daje gdzieś do myślenia.

I to jest jedna rzecz. A druga też ciekawa bardzo rzecz, powiedziałeś, rola twojego trenera. Trenera, który przygotowuje cię do wzięcia udziału w maratonie, prawda. Czyli można powiedzieć specjalista od… biegania, czyli wysiłku fizycznego, trener, można powiedzieć, WF-u, ale pewno też dotykacie różnych innych aspektów, regeneracji, odżywiania, ale popatrz, jakiego obszaru dotknąłeś, w którym trener jest także ma swoją rolę. To jest niesamowite, że i trener od przygotowania kondycyjnego dobrze jest, jeżeli wie, jak mówić, jakich słów kluczy używać.

Kiedy być gotowym na spadek motywacji. Dobrze znać swojego zawodnika, zawodniczkę, która wie, w którym momencie i co na nią zadziała. Przecież jesteśmy tak indywidualni. I tutaj Szczególnie w sporcie wyczynowym rola trenera jest niesłychanie ważna i duży nacisk jest teraz na to, żeby trenerzy mieli także tą wiedzę, ci trenerzy od przygotowania technicznego, sportowego mieli także wiedzę i umiejętności psychologiczne. Chyba, że… Jest także w sztabie psycholog. No i tutaj te role się troszeczkę rozdzielają i mamy znakomite przykłady w sporcie polskim, ale także i zagranicznym, gdzie są całe sztaby trenerów, coachów, no i każdy ma swoją specjalizację.

Greg Albrecht: Zanim sprowadzę cię z powrotem do formuły, czy do tego równania motywacji, żebyśmy je rozpakowali do końca, to jeszcze z tą wiarą, którą mówisz, że na chwilę straciłeś i trochę ci się odechciało cisnąć na to pierwsze miejsce, bo przestałeś w nie wierzyć. Czy doświadczyłeś takich kryzysów bardziej długotrwałych, czyli nie kryzys w trakcie startu, tylko jakiś moment, na zasadzie pracuje ciężko na formę, na technikę, na wszystko to, co się składa na sukces w swojej dyscyplinie i masz poczucie… Nie ma postępu, nie ma postępu, jest flauta, a może co gorsza jest jakiś regres. Miałeś takie doświadczenie kiedyś.

Mateusz Kusznierewicz: Tak, miałem, ale ono wynikało nie z, że tak powiem, z moich predyspozycji, wiedzy, sprzętu, umiejętności, natomiast z przemęczenia. Ja wielokrotnie popełniłem błąd, a ten największy podczas Igrzysk Olimpijskich, podczas przygotowań do Igrzysk Olimpijskich w Sydney, na której jechałem jako główny faworyt do zwycięstwa.

Byłem wtedy aktualnym mistrzem olimpijskim, mistrzem świata, mistrzem Europy i wróciłem ze skórzanym medalem. Nikomu nie życzę być czwartym na igrzyskach. I to mnie bardzo bolało i głównym powodem, tak naprawdę błędem, który popełniłem w ramach przygotowań do tych igrzysk, było to, że doprowadziłem do przetrenowania. Chciałem podtrzymać przewagę nad swoimi rywalami, I nie wiem dlaczego, ale ubzdurałem sobie w swojej głowie, że oni na te 4-5 miesięcy przed igrzyskami teraz przycisną i zaczną więcej trenować, a ja żebym utrzymał tę przewagę nad nimi, będąc aktualnym mistrzem Europy, mistrzem świata, to muszę dodać po 3-4 godziny dziennie treningu. I zamiast się rozwijać albo podtrzymywać tę formę i takimi małymi kroczkami, wiesz, jeszcze wzniesie ją na wyższy poziom, to ja zacząłem spadać w dół. I tak jak często mówię, jeżeli jestem wypoczęty, w dobrej formie, opływany, mam świetny sprzęt, to siedzę na łódce, stoję na łódce, balansuję na łódce i widzę wiatr kolorami. Ja widzę rzeczy, których inni nie widzą. Ale muszę, żeby wykorzystać te talenty i swoje zmysły, muszę być w dobrej formie.

Muszę być gotowy, muszę być przede wszystkim zregenerowany, mieć tą energię, mieć mocny dobrostan. A mi wtedy właśnie tego zabrakło. I temu przypisuję główną przyczynę regresu, o który pytasz. To moim zdaniem jest, nie tylko w moim przypadku, ale wiele osób, które znam, które widzę teraz także, które działają i w biznesie, no przede wszystkim w biznesie, bo tutaj jestem… najbardziej chyba zaangażowany dzisiaj, ale też i w sporcie. To są osoby, które cofają się albo nie dowożą wyników. To są ci, którzy nie zadbają o swoją regenerację, tylko zasuwają, zasuwają, zwiększają tempo i bum. Gdzieś się potkną, gdzieś zaryją nosem o ziemię i tak to się kończy.

Greg Albrecht: Czułeś, że jesteś trochę przetrenowany przed tymi igrzyskami, czy wtedy byłeś w takim cugu przygotowań, że nie miałeś tej świadomości sytuacyjnej, że to się może źle skończyć już przed samym startem. Jak się czułeś.

Mateusz Kusznierewicz: Tak, byłem w cugu. Tu najgorsze jest to, że nie dopuściłem nikogo do, że tak powiem, mojego bliskiego otoczenia, żeby mi poradzili. Wtedy, jak mówię, byłem na fali wznoszącej. Wygrywałem wszystko, co było do wygrania. I powiem szczerze, nawet tutaj w Polskim Związku Żeglarskim i w Polskim Komitecie Olimpijskim nikt nie miał odwagi. żeby zwrócić mi uwagę.

Nawet w domu. No jedynie moja mama, która nic nie wie na temat żeglarstwa, zaczęła mówić, Mateusz, nawet jak jesteś przy śniadaniu, czy jemy obiad, to jakoś widzę, że brak ci energii, że trochę przygasłeś. Mama jedyna chyba miała taką odwagę. Ale no wiesz, jeżeli dowozisz wyniki chwilę wcześniej, jesteś aktualnym mistrzem olimpijskim i zaraz jedziesz na igrzyska, to halo, no w przecież nie będziemy mu mówić, co ma robić, skoro wszystko wychodzi. No ale to właśnie był ten kluczowy moment. Co się dzieje jeszcze. że kiedy zbliża się ten ważny moment w twoim kalendarzu, to wzrasta adrenalina, napięcie, koncentracja. Zaczynasz być tak sfokusowany na celu, że nie widzisz innych rzeczy, nie dopuszczasz ich. Adrenalina potrafi też dać ci supermoce. No ale przez ile. Jak długo. I czy w trudnych momentach, bo takie się pojawiły, nagle nie zaczyna ci brakować tych baterii, że tak powiem, tego paliwa w tych wszystkich zbiornikach, których potrzebujesz i na starcie, i w środku, no i najlepiej jeszcze na tych ostatnich metrach do mety.

Greg Albrecht: Świetnie, wiesz, jak to mówisz, to czuję oba te elementy. Pierwszy, o którym mówisz, też często widzę w biznesie i niekoniecznie jest pochodną nawet ego samego zawodnika, czy prezesa, czy właściciela firmy, czasem jest pochodną jego autorytetu, tego, o czym mówiłeś, że twój autorytet, nawet nieformalny, był tak wysoki, że ludzie w zasadzie nie wiedzieli jak przełamać to i to trochę było twoje naówczas pewnie jakieś drobne zaniedbanie, żeby się otworzyć na to i proaktywnie poprosić, ale do tego potrzeba dojrzałości. I to jest taka rzecz, której myślę, że wielu ludzi z nawet takim autorytetem, nie będącym pochodną ogromnego ego, tylko po prostu roli w organizacji, muszą się nauczyć, czyli proaktywnie prosić i naprawdę uczyć ludzi dawania tej informacji zwrotnej, no bo na końcu jesteśmy oślepieni swoim własnym blaskiem i to się może niestety tak, znaczy umówmy się, ludzie gorzej kończą niż czwarte miejsce, ale no rozumiem, że z perspektywy sportowca to to musi być naprawdę trudne, wyobrażam sobie ten element. I druga rzecz, którą powiedziałeś o tych bateriach i adrenalinie, No ja też to czuję mocno. Czyli rzeczywiście są te supermoce, ale trzeba uważać, bo to też może przynieść, że tak powiem, tuż przed startem. Może być takie przegrzanie, że po prostu idziemy na haju i ten dopalacz się skończy, zanim nastąpi sam punkt krytyczny. I myślę, że to jest znowu wyzwanie młodych przedsiębiorców, którzy budują… biznesy w ogromnym stanie takiej niepewności jeszcze, bez osadzenia, czasem bez tego waliu propozycyjnie jasnego, bez konkretnego produktu, czyli na etapie poszukiwań, gdzie tak naprawdę jest bardzo mało substancji merytorycznej w tym biznesie. Nie ma czym za bardzo zarządzać, tylko obietnicami i poszukuje się tej wartości biznesowej. W związku z tym ciągle Trzeba być super wyostrzonym, ciągle trzeba być elastycznym i to jest ciągle działanie na najwyższych obrotach i czekanie na ten magiczny moment, kiedy wreszcie znajdziemy ten product market fit, kiedy znajdziemy wreszcie tego klienta i można się naprawdę dojechać i rzeczywiście to widzę szczególnie u osób młodych, które mają powiedzmy tę przewagę, że jak jest się młodym, to trochę ten organizm więcej znosi niż później.

Mateusz Kusznierewicz: I szybciej się regeneruje.

Greg Albrecht: I szybciej się regeneruje. Tak. To prawda, ale jednocześnie ten koszt i tak jest ogromny. Jak myślę o swoich doświadczeniach przedsiębiorczych, jak miałem 20 lat, no to teraz jest mi trochę głupio, jak myślę, jak traktowałem swoje ciało, szczerze mówiąc, wtedy.

Mateusz Kusznierewicz: Zgadza się, ale uczymy się, czerpiemy inspiracje. Jeżeli młodzi nas oglądają teraz, to… Może coś wezmą z tej rozmowy. Ciekawe, że powiedziałeś o tej energii, która jest potrzebna nie tylko w trakcie, ale też do samego końca. Ja jestem wielkim fanem gotowości do pierwszego wyścigu, do całych zmagań, regat albo do projektu, żeby wystartować z czterema wypełnionymi po brzegi zbiornikami. Nie wiem, czy słyszałeś o tym.

No powiedz. To jest coś, co ja sam nie wymyśliłem, ale wielu z psychologów to mówi, podkreśla, jak bardzo ważne jest to, żeby mieć w sobie rezerwy do samego końca, do samej mety. W zeszłym roku mieliśmy wielką bitwę, można by tak powiedzieć, i walkę do ostatnich metrów w ostatnim wyścigu o Mistrzostwo Świata na pięknym Porto Cervo na Sardynii, gdzie ścigaliśmy się na łódce w załodze z Przemkiem, którego tutaj gościły, z Przemkiem Gackiem i z Adam Wrightem z Anglii.

Walka była naprawdę niesamowita. Każdy z dziesięciu wyścigów miał znaczenie i ten ostatni, gdzie z Australijczykami i Norwegami o jeden punkt gdzieś tam walczyliśmy i było albo wygramy, albo będziemy drudzy, trzeci, a nawet i poza podium było ryzyko. I na tych ostatnich 400 metrach dowiedzieliśmy koncentrację, szybką prędkość, dobry ostatni wzrok zrobiliśmy w odpowiednim momencie. gdzie te parę metrów tak naprawdę decydowało o medalu i wygraliśmy. To dla Przemka było niesamowite widzieć go, bo ja już doświadczyłem tego, ale jak grają ci Mazurka Dąbrowskiego, już trzymasz ten Puchar Mistrzów Świata i złoty medal olimpijski, ale byłem…zadowolony. To był super moment. No i jak do tego doprowadziliśmy. Otóż to był długi proces. Oczywiście ścigaliśmy się już na tej łódce i pływaliśmy przez wiele lat, ale kluczowe były jeden rok przed, gdzie zaplanowaliśmy sobie cykle treningowe i regaty. Ostatni miesiąc był także bardzo ważny, bo musieliśmy pojechać do Szwajcarii, żeby sprawdzić, gdzie jesteśmy mocniej, a w których elementach jeszcze słabiej, na czym trzeba popracować. Ale kluczowe były dwa tygodnie przed rozpoczęciem Mistrzostw Świata. Ja wtedy zadzwoniłem do Przemka i do Eda i powiedziałem, słuchajcie, teraz przez te dwa tygodnie każdy z nas oddzielnie, ale wszyscy razem tankujemy do po brzegi swoje cztery zbiorniki.

Zbiornik snu, zbiornik odżywiania, diety, zbiornik aktywności fizycznej i zbiornik emocji. I po kolei, wiedząc już oczywiście, bo rozmawialiśmy o tym wcześniej, ja bardzo dbałem o to, żeby kłaść się zawsze o tej samej porze, żeby przesypiać te 8,5 godziny. Nawet jeżeli miałem gdzieś wyjazd przez te dwa tygodnie, to zabierałem ze sobą swoją poduszkę, co robię zawsze, nawet tutaj w tej walizce, która tutaj stoi, bo przyjechałem dzisiaj do Warszawy, Sopotu i jeszcze lecimy do Włoch pojutrze na regaty, to mam swoją poduszkę. To także wpływa na moją performance i gotowość następnego dnia. Kolejna rzecz, to dbałem o to, żeby jeść odpowiednio. Raz w tygodniu rybę.

Nie jem wędlin, ale jem steka. Dużo warzyw. Mój talerz, żeby nie zaniedbać żadnego momentu, gdzie to jest ważne. I też uzupełniałem ten drugi zbiornik.

Trzeci, aktywność fizyczna. Kiedyś się przetrenowałem, bo za dużo. Całą formę budowałem wcześniej, a teraz chodzi o podtrzymanie mojej aktywności.

Nie mogę nic nie robić, ale też nie mogę przesadzić. I to jest ten czwarty zbiornik. Podszedł do góry. No i czwarty, także moich współpracowników, a przede wszystkim w domu, Izę, moją żonę i jej dzieciaki, poprosiłem, żeby nie było dużych napięć, żeby nie było stresu, nie było emocji, bo ja chcę pojechać na regaty W dobrym dobrostanie, takim spokoju wewnętrznym i sile, którą potrzebowałem na starcie. I wszyscy w trójkę, jak przyjechaliśmy, przylecieliśmy tam na tą Sardynię do Porta Czerwo, widać po nas było, że mamy wypełnione po brzegi te zbiorniki. I co się działo. Każdego dnia były po dwa wyścigi. I nie byliśmy w stanie regenerować się i uzupełniać tych zbiorników w ciągu dnia.

I wieczorem, i w nocy. Czyli cały czas schodziło z nich paliwo. Natomiast to, co było kluczowe, że ostatniego dnia mieliśmy jeszcze ileś tam tego paliwa w każdym z tych zbiorników. Nie daj Boże, by się zdarzyło tak, żeby zabrakło, no i masz decydujący moment, musisz dowieźć, pełna koncentracja, prędkość, zwrot i tak dalej, no i krótki ląd, wiesz, i nagle się wszystko wali i nie wygrywasz, a jesteś drugi. I mnie się wydaje, że oprócz oczywiście całej pracy, którą włożyliśmy, świetnych manewrów, dawania sobie rady w trudnych sytuacjach, bo też mieliśmy takie po drodze dobrego sprzętu i tak dalej. To było kluczowe do tego fantastycznego sukcesu. Dlatego każdemu mówię i teraz nawet jeżeli ty byś chciał to wziąć ze sobą nie tylko do biznesu, ale nawet ze startu, ważne jest, żebyś na starcie maratonu albo nowego projektu mieć wypełnione po brzegi zbiorniki. Najlepiej te cztery.

Greg Albrecht: Biorę to, 100% i od razu zacząłem robić rachunek sumienia, jak te zbiorniki napełniałem już w tym tygodniu, no bo w sumie zostało mi pięć dni do startu, więc to już jest mniej niż tydzień. Ale też niezwykle wybrzmiewa z tych dwóch historii, które opowiedziałeś, ten właśnie kontrast. Czyli to, co teraz przedstawiłeś jest z mojej perspektywy jasnym wnioskiem i doświadczeniem z tego, czego doświadczyłeś w Sydney. Czyli, że dokładnie to jest kontrast i postępowanie dokładnie odwrotnie, czyli zadbanie o to, żeby na ostatniej prostej nie spalić, tylko wręcz przeciwnie, ja czuję w bieganiu, to jest coś takiego, że się robi tak zwany tapering, czyli redukcję objętości w ostatnich dwóch tygodniach przed startem i po prostu wiesz, ja teraz, to ja jestem jak, no widać to po mnie, ja jestem tak nakręcony, moje ciało chce biegać. a normalnie w cyklu treningowym, jak tam biegamy 70-80 kilometrów w tygodniu albo więcej, to po prostu jednak cały czas człowiek jedzie na zmęczeniu. Ile bym nie spał, to jednak to jest tak, że kształtujemy tę wydolność i cały czas i niesamowite jest właśnie zbudowanie tego głodu. Ja czuję, że to jest taki po prostu głód do tego, że wstajesz na tym starcie i po prostu wiesz i masz ten dług, więc myślę, że to jest taki Takie coś, jak ja mogę powiedzieć o swoich uczuciach w kontekście tego, co powiedziałeś, że to się mocno potwierdza, że to jest ta gotowość. Wróćmy do równania, bo nie chcę go odpuszczać. Powiedziałeś o dwóch pierwszych punktach, czyli atrakcyjność była pierwsza, a druga to była ta wiara, czyli prawdopodobieństwo, którą ja sobie przetłumaczyłem na wiarę w to, że dam radę, powiedzmy. Co tam jeszcze jest.

Mateusz Kusznierewicz: Kolejna składowa zaczyna się literkę Z i są to zasoby.

I tu jest bardzo ważne, żeby być świadomym i doceniać w ogóle tych zasobów, którymi dysponujemy. Oczywiście o nie dbać, je rozwijać, uzupełniać. Jakie mamy zasoby, które mogą wpływać na naszą motywację. No, chociażby zespół. Jeżeli mamy fajny zespół, fajnych ludzi, kompetentnych, którzy się wspierają wzajemnie, no, Kurde, no rewelacja. Kolejny, no to jest marka, którą reprezentujemy. Kolejny to jest technologia. Też bardzo ważny zasób, którym dysponujemy. Co jeszcze.

Budżet. Intellectual properties, czyli… Patenty jakieś. Właśnie, patenty. Coś, co mamy, a inni nie mają, prawda. Jeżeli coś takiego jest w naszej organizacji, warto to podkreślić. Kolejna rzecz, którą ja bardzo doceniam, która jest także zasobem, to jest czas. Zauważyłem po sobie, ale także i po innych, że w momencie, kiedy nie działam pod presją czasu, jestem przyzwyczajony, mam ten dobrze wypracowany nawyk nie odkładania rzeczy na ostatnią chwilę, nie działania pod presją czasu, systematycznej pracy, to bardzo mi to pomaga. Nie tylko mi, ale także i zespołowi. Presja czasu wpływa na motywację.

I to jest także ten zasób. Więc zasoby i ostatnim elementem, który może wiele osób zaskoczy, jak powiem, że to są niepowodzenia, wcześniejsze niepowodzenia. Sportowcy przede wszystkim, ale myślę, że jest wiele innych też osób działających w innych obszarach biznesu, życia, kultury, sztuki. Podchodzi do tego tak, że w momencie kiedy zaliczamy wpadkę, przegrywamy, to po pierwsze u niektórych może wyzwalać się złość.

U mnie tak jest. Jestem wkurzony, że nie dowiozłem i od razu wyzwala to we mnie taką chęć przeorganizowania się, przegrupowania i podjęcia kolejnego wyzwania. Tutaj akurat to działa świetnie na mnie w ramach tej metody, którą polecała pani profesor Carol Susan Dweck w swoim wystąpieniu na TED-zie, not ready yet. W momencie, kiedy nie wygrywam, to mówię sobie, nie byłeś Mateusz jeszcze gotowy. Co musisz wzmocnić u siebie, żeby następnym razem wygrać. No i to jest właśnie ten mój tok myślenia. A druga rzecz, że dla osób nastawionych na rozwój, a ja taką osobą jestem, Wiem, że każdego dnia czegoś nowego mogę się nauczyć i dzisiaj, i jutro, i za tydzień, i za rok, pomimo swoich osiągnięć i wiedzy, to dla osób, które mają ten growth mindset, to przegrana, niepowodzenie nie jest kosztem. jest kolejnym cennym doświadczeniem. Ja uwielbiam to. I wcześniejsze niepowodzenia traktuję jako coś, co mnie wzmacnia i nie boję się podjąć kolejnego, nawet bardzo ambitnego celu i projektu, bo wiem, że to może mi bardzo dużo dać. Nie zawsze zakończy się to sukcesem, ale to jest to. I to jest także coś, co wpływa na moją motywację. Zgodzisz się z tym.

Greg Albrecht: Super. Wiesz, co mnie ujmuje w tym, że Nie tylko wyciąganie wniosków z tego, że błąd, czy jakieś nieprzygotowanie chwilowe, czy różne rzeczy, które się składają na brak osiągnięcia celu, to jest lekcja, ale to, co mnie bardzo w tym zaciekawiło i mi się podoba, to jest też projektowanie przeszłości na przyszłość.

Czyli, że sobie dajesz większe przyzwolenie na to, że nie muszę być idealny, żeby podjąć się nowego wyzwania, bo najwyżej, jeżeli nie wygram, to się czegoś nauczę i wygram potem. Myślę, że to jest niezwykle praktyczne podejście, które wyzwalające może być. Bo jeżeli stawiamy sobie bardzo ambitne cele, umówmy się, że każdy z nas ma chwilę zwątpienia, kiedy słabszy moment, spojrzysz na to wyzwanie i to wyzwanie jest naprawdę duże.

Myślisz sobie, to jest niemożliwe. Czy ja naprawdę jestem w stanie takie wyzwanie osiągnąć. I wtedy można przełamać ten cykl myślowy, patrząc, ok, ale jeżeli byśmy nie patrzyli, nie definiowali naszego celu linearnie, tylko w kontekście tego, czy będzie ten złoty medal, czy nie, czy osiągnę ten czas, czy nie, ale też, czego się w tym nauczę.

Jak je zbuduje nowe kompetencje. Co mi to da na przyszłość. Czyli spojrzenie z szerszej perspektywy to też daje ulgę i myślę, że nawet może lepiej ustawiać psychicznie pod kątem partycypacji w tych zawodach na koniec. Tak sobie myślę. Bo jeżeli ja wiem, że powiedzmy w tym Chicago w niedzielę mam cel, no i on jest ambitny. I teraz… Ja wiem, że myślę, że mogę go osiągnąć, realnie wierzę w to, ale też wiem, że nawet jeżeli bym go nie osiągnął, to jakby wyciągnę z tego inną lekcję. Czyli nie daję sobie prawo do tego, żeby nie wygrać, ale daję sobie powietrze na to, żeby z większym luzem psychicznym stawać na starcie. Myślę, że to jest takie, to co ty powiedziałeś, czyli żeby pozytywnie wykorzystać potencjalne niepowodzenie, nie projektować go, ale wykorzystać je żeby utrzymać motywację do tego, żeby realizować dany cel.

Mateusz Kusznierewicz: Tak, tak. Nie znam osoby, która by osiągała tylko same sukcesy.

Znasz taką?

Greg Albrecht: Znaczy fasadowo czy rzeczywiście. 

Mateusz Kusznierewicz: Rzeczywiście.

Greg Albrecht: Myślę, że absolutnie nie. I uważam, że też jest ogromna symetria między tym, co widzimy, a tym, co powinniśmy widzieć.

Tak. To mnie najbardziej boli, powiem ci. Jeżeli mówimy o świecie komunikacji, którą na przykład tworzymy tu rozmawiając, no to to jest inna forma, to jest długa forma, gdzie widać i kolory, i ciemne strony, jasne, no bo mówimy o różnych doświadczeniach, ale w naszym takim świecie wyciętych fragmentów po 15 sekund wszyscy odnoszą cały czas sukcesy.

Rozumiesz. I jakby to jest rzeczywistość, która nie istnieje, a ona negatywnie wpływa na motywację, bo ktoś myśli o rety, potknąłem się. Gościu, Kipchoge też się potknął, i Sifan Hassan potknęła się, a potem wygrała maraton w tym samym biegu. Potknęła się przy stacji z napojami, wstała i wygrała. Więc o czym my mówimy. Oni też się potykają. A potem ja to oglądam sobie i myślę, nie no, ten Mateusz, po prostu gość zawsze wygrywa. No to wiadomo, że… gdzie mi tam do niego, jak on się nigdy nie potknął, prawda. Więc myślę, że ważne jest też, wychodząc z perspektywy takiego autorytetu, jakim ty jesteś, dużo mówić o tych wyzwaniach, bo twoje sukcesy każdy zna w cudzysłowie, a te wyzwania to jest jakaś prawda, która może dać zapał tym osobom, które jeszcze nie doszły do takich osiągnięć, wiesz. Takie mam ogólnie refleksje na temat tych wyzwań.

Mateusz Kusznierewicz: Ja mam podobne. Natomiast to, co ciekawe, że każdą publikację, jaką tam w swoich kanałach puszczę, gdzie pokazuję tą ludzką twarz, to gdzie mi nie wyszło, gdzie było trudno, gdzie rozchorowałem się i przeszliśmy różne trudne momenty, to mają najlepsze osiągi.

Najlepsze. Po prostu ludzie widzą, że to jest człowiek z krwi i kości i normalny, a nie właśnie jakieś tam wszystko kolorowe i tak dalej. I to, co ciekawe, najlepsze w tym wszystkim jest LinkedIn. W ogóle tam nie patrzę na nic innego, pomimo że tam jestem gdzieś na tych… jak już jesteśmy przy temacie social mediów w innych platformach, ale to ja właśnie zauważyłem.

Ale dlaczego o tym mówię? Ponieważ to jest taka prawda, że nie znam osoby, która by osiągała same sukcesy. I dla mnie najciekawsze jest to, i za to siebie cenię, ale także i wszystkich innych, którzy tak mają, to jest to, jak dajemy sobie radę w trudnych momentach. Ja uwielbiam przyglądać się i w sporcie, i w biznesie tym, którzy mają trudno w danym momencie i przyglądam się i obserwuję, jestem bacznym obserwatorem, jak w takiej sytuacji reagują, jak dają sobie radę. Bo kiedy wszystko nam wychodzi, to jest łatwo, ale sztuką jest dawać sobie radę właśnie w tych trudnych sytuacjach. I fantastyczne są przykłady i ze sportu, i w biznesie, gdzie było ciężko, było naprawdę już podbramkowa sytuacja, już prawie bankructwo, już koniec kariery, już przegrana i cholera jasna fakty. mówię to w pozytywnym tego słowa znaczeniu, i się wybronili, i oni dali radę, i on na to zareagował odpowiednio. I to jest coś, na co ja bardzo doceniam. I myślę, że z takich także przykładów można czerpać wiele i budować w sobie taką siłę, taką odporność, taki mindset, który przygotuje nas właśnie na takie trudne sytuacje. 

Dlatego właśnie mówię, jak ważny jest dobrostan, w naszym życiu, czyli nasze zdrowie fizyczne i psychiczne i taki spokój wewnętrzny, relacje z innymi ludźmi i kontakt z naturą, bo to wszystko wpływa na nasz dobrostan, żeby jak przychodzi ten trudny moment, być taką, wiesz, być mocnym. No i wtedy innymi też skillami, nie zawsze samemu, bo także bardzo fajnie, jeżeli inni nas w tym wesprą, wychodzimy z takiej trudnej sytuacji, z potrzasku, obronną ręką, a jeszcze na koniec jest.

Greg Albrecht: No właśnie, a jednak jest ten moment, kiedy ktoś przechodzi przez ten kryzys. Pewnie kiedyś przechodziłeś przez jakiś kryzys, powiedzmy rozchorowałeś się przed startem albo była sytuacja, która była trochę poza twoją kontrolą, a pokrzyżowała ci plany. Jak sytuacyjnie w tym momencie, czyli poza mindsetem, który już zbudowałeś, który wiadomo, że kreuje pewnego rodzaju Może skorupa to złe słowo, ale jakiś system odpornościowy na te sytuacje trudne. Co sobie mówiłeś w takich sytuacjach. Czy w jakiś sposób kreowałeś taki upór do tego, czy siłę do tego, żeby przejść przez ten moment i wiesz, pójść dalej?

Mateusz Kusznierewicz: Dobre pytanie. To nie znaczy, że twoje wcześniejsze były niedobre, ale to jest dobre. To jest właśnie coś, co myślę, że warto na to znaleźć rozwiązanie, być przygotowany właśnie na takie trudne momenty, na takie kryzysy.

I tutaj mam… Dwa takie obszary, które są dla mnie bardzo ważne i pomocne. Po pierwsze jest taki, że mam wokół siebie ludzi, na których mogę liczyć i z którymi mogę pogadać i które mogą mnie wesprzeć. Dlatego w fundamencie mojej piramidy sukcesu, którą buduję zazwyczaj podczas moich wykładów, pokazując jak my to w sporcie robimy i dlaczego, Wygrałem w 1996 roku i w 2024. To dlaczego w fundamencie jest rodzina, to nie znaczy tylko moja żona i moje dzieci, moje rodzice i wszyscy Kusznierowiczowie, ale także i przyjaciele. Mam trójkę przyjaciół i wielu znajomych i wiem z kim, do kogo, o czym mogę pogadać. Szczególnie wtedy, kiedy jest mi trudno. Kiedy właśnie jest taka sytuacja, o której pytasz, o której wspomniałeś. A druga rzecz jest bardzo ważna, to jest to, że w takich momentach staram się zachować spokój, taki trochę stoicki spokój. I nie eksploatować się, czyli nie zużywać bardzo dużo energii na duże rzeczy, tylko wiem, że w takich momentach dobrze jest się może nawet cofnąć o jeden krok do tyłu.

Po co? Po to, żeby w przyszłości zrobić dwa do przodu. Kolejna rzecz nawiązująca do tego, to jest to, że małymi kroczkami ku dużym rzeczom. Najpierw trzeba się odbudować, najpierw trzeba zadbać o właśnie, ja często powtarzam dzisiaj ten dobrostan, bo on jest moim zdaniem kluczowy, niezależnie czym się zajmujemy. pracujemy w medycynie, czy finansach, czy rozwijamy duży projekt technologiczny, czy też przygotowujemy się do Igrzysk Olimpijskich, czy tak jak ty do maratonu, a może po prostu gramy w filharmonii na kontrabasie. To wszędzie wszystkich dotyczy ta sama jedna rzecz, to jest właśnie nasze zdrowie fizyczne, psychiczne i wszystko, co na nie wpływa.

Dlatego ja tak często o tym mówię. I to jest też coś, od czego zaczynam. Jeżeli mam kryzys, to dla mnie najprostszą rzeczą jest powrót do moich podstawowych nawyków. Moim ulubionym nawykiem jest to, że zawsze zaczynam dzień o godzinę wcześniej, budzę się o godzinę wcześniej niż muszę. Zawsze budziłem się tak w ostatniej chwili, 6.45, 7.00 godzina, wtedy kiedy cały dom wstaje i trzeba zjeść śniadanie i przygotować dzieciaki do szkoły, a ja zacząłem się budzić godzinę wcześniej, a teraz już staje 5.30, 5.15 i uwielbiam ten czas, kiedy mam tą godzinę, złotą godzinę, nawet półtorej teraz dla siebie, I to jest właśnie moja rutyna, mój nawyk. Wstaję, wypijam sobie szklankę ciepłej wody, chociaż ostatnio zmieniłem to na szklankę normalnej wody, którą gryzę. Tego się nauczyłem od Sebastiana Forenca, który także chodzi razem z nami na spacery i nauczył mnie jak gryźć wodę. To jest niesamowite.

Po pierwsze, plus jest taki, że gryząc pokarm, ale też i wodę, mieszamy go ze śliną. Ślinianki się uruchamiają zupełnie w innej formie i prędkości, ale także i skuteczności. Wchłania się ta woda wtedy do naszego organizmu już w samym przełyku, ale już nie wspominając o żołądku. Kolejna rzecz jest taka, że chłodzi nam się głowa, umysł, o czym nie wiedziałem. Jest dużo innych aspektów. Następnie krótka medytacja i ulubiona moja kawka i wychodzę na spacer.

Taki 15-20 minutowy spacer poranny. Ja zauważyłem, jak to dobrze na mnie wpływa. Szczególnie to już nawet nie chodzi o wysiłek, aktywność fizyczną, która przy spacerze kamani.

To jest prawie żadna wprowadzenia do tego, co ty robisz. Natomiast wyjście na naturalne światło, to jest niesamowite. Ja o tym nie wiedziałem wcześniej, że w pierwszej godzinie od poranka, bardzo istotne dla naszego systemu nerwowego, ale energii, samopoczucia, a także i kolejnej nocy okazuje się, bo jeżeli wpuścimy przez nasze gałki oczne naturalne światło, ono dostaje sygnał, teraz jest, dzień się zaczyna, później się robi ciemno. I to ja wtedy już powinienem wind up i kłaść się spać. Dużo szybciej mi się zasypia i dużo lepiej śpię po tym, jak wyjdę na poranny spacer. A oprócz tego jeszcze jest aktywność fizyczna. I super to w ogóle się złapałem na tym, że ja codziennie chodzę o 6.15 na poranny spacer.

Akurat ubraliśmy to w formę power walka. I to jest tylko 15-20 minut i później wracam, jeszcze zrobię sobie ćwiczenia w aplikacji Seven, tylko 7 minut, a to akurat dostałem też od wspomnianego Przemka, który był tutaj, Przemek Gacek ćwiczy tak właśnie codziennie, ja też sobie ćwiczę, a później budzi się Iza, później wstaje Max, Natasza, a ja już jestem, popatrz ile rzeczy zrobiłem. A jeszcze sobie ułożyłem w głowie wszystko, co się danego dnia wydarzy, Wiem na co, w którym momencie energią swoją zarządzić. No uwielbiam te poranki. I kiedy mam kryzys, ja przede wszystkim dbam o to. Nie o to, co się dzieje później, w pierwszej części dnia, przed południem, popołudnie i tak dalej, co też jest ważne. O której posiłki jem, co zjem, z kim i czym się zajmę. Ale ten poranek jest w ogóle takim czymś, co jest moim fundamentem. Bardzo dobrze to działa.

Greg Albrecht: No tak, szczególnie, że warto się zajmować tym, na co mamy wpływ, a to jest niewątpliwie w bezpośredniej strefie twojego wpływu, no bo jesteś tam sam, w związku z tym możesz to ustawić po swojemu i myślę, że to poczucie sprawczości, kiedy rano zrobiłeś coś po swojemu, tak jak chciałeś, to jest twój mały triumf, na który możesz budować potem resztę dnia. To jest też coś, co mnie dużo daje, ja bardzo lubię biegać też rano, z samego rana. W zimie bywały sytuacje, że wstawałem, jest ciemno, jak wracałem jeszcze było ciemno, już przebiegłem 15 kilometrów, no bo tak to jest w zimie.

Mateusz Kusznierewicz: A jak znajdujesz motywację do wyjścia nad ranem? Bo to mnie ciekawi, bo my motywujemy się wzajemnie do wyjścia na powerwalk, ponieważ my nadajemy na YouTubie i na Spotify na żywo i wychodzimy wszyscy razem. W ogóle ludzie dołączają do nas, zrobiliśmy takiego power walka, taką inicjatywę misyjną, żeby właśnie wyciągać ludzi, motywować ich, rusz się nad ranem do działania, a wiele osób nie ma motywacji. A jaką ty masz motywację, żeby wyjść rano?

Greg Albrecht: Pierwsza jest taka, że wiem, że nie zrobię tego, to już później tego nie zrobię, a trening musi być zrobiony. Więc myślę, że to jest jakby pierwszy punkt. Dwa, że trening wieczorem jest kiepski dla snu. W związku z tym, jak trenuję wieczorem, to dużo gorzej. Nie śpię dużo gorzej, ale widzę to w wynikach. A poza tym nie chcę się nakręcać na wieczór, bo jak zrobiłem parę razy treningi o 20, potem nie mogłem zasnąć. Więc jedna rzecz to jest to, że racjonalnie wiem, że trening musi być zrobiony.

Później będzie dużo trudniej mi go zrobić. Więc ustawiałem go tak, zanim dzieciaki wstaną, żebym wrócił. Druga rzecz jest taka, jak się motywuję… Wszystko przygotowuję wcześniej, żeby nie było wyjścia. Czyli ja na przykład włączam sobie, słuchaj, ustawiam timer na ekspresie do kawy i on się włącza, jak jeszcze śpię, wstaję, kawa już jest zaparzona, mam już przygotowane dwie kromki z masą orzechowym i dżemem, ja je zjadam, wypijam kawę, leżą ciuchy, zakładam ciuchy, zakładam buty i wychodzę. Mam program już w zegarku, co danego dnia robię i wychodzę.

I czasem udaje mi się… Też mojego kumpla wyciągnęliśmy i to jest super, jak czasem biegamy we dwóch. To jest oczywiście ten element, który nie zawsze sobie dajemy radę. To jest trudne w sportach takich jak bieganie, bo każdy ma swoje tempa i czasem trudno jest zsynchronizować trening, ale dajemy radę. Często udaje nam się zgrać i to jest myślę, że taki złoty komplet. Czyli plus, na końcu wiem, że to daje mi świetnego powera, czyli jest to sprzężenie zwrotne do tej przyjemności, bo wiem jak się czuję po. Kiedy ja wracam do domu, ludzie się budzą, nie wiem, ludzie pierwsi wjeżdżają z garaży, a ja już przebiegłem 15 kilometrów. W ogóle nie jestem zmęczony, czuję się świetnie, mam dużo energii i wtedy to śniadanie też inaczej smakuje, jak je jem i wiem, że mam czas na wszystko. Więc dlatego uwielbiam trenować rano i stąd mam tę motywację.

Mateusz Kusznierewicz: Zaprosiłem na Power Walka Marka Holowesko, z którym się ścigamy. Bardzo doświadczony, z wielkim sukcesem inwestor, mieszka na Bahamach, pracował w bardzo dużych firmach i finansowych organizacjach w Nowym Jorku i w Stanach Zjednoczonych. On właśnie mówi, no ja też wstaję rano, też właśnie aktywność mam. Nie miał w ogóle żadnych, nie miałem żadnych wyrzutów sumienia, że go wyciągnąłem o 6.15 na Power Walka, bo on mówi, no ja też wstaję wcześniej, bo ja dzięki tej właśnie godzinie, a nawet wum, czuję, że mam przewagę. Przewagę nad innymi, którzy teraz dopiero wstają, a ja już tyle dobrych rzeczy robię, on akurat bardzo dużo i też ćwiczy i chodzi, ale też i czyta Financial Times i wiesz, i wszystkich raportów giełdowych i różnych innych rzeczy. I on mówi, no o 7, kiedy inni dopiero zaczynają, to ja już jestem mocno do przodu. To jest też ciekawy mindset, on jest sportowcem, jeszcze mistrzem świata z 2016 roku, ale to też mi dało do myślenia. Spodobało mi się to, co powiedziałeś i ja to podkreślę, bo myślę, że wiele osób tutaj słuchających nas gdzieś tam coś weźmie i od ciebie i może ode mnie. bo to są takie inspiracje, wskazówki, ale podobało mi się a propos tej motywacji, że przygotowujesz sobie już wszystko poprzedniego dnia. To tak jak planujemy swój kalendarz w ciągu dnia, ale żeby nam było łatwiej, nie musimy się tym zastanawiać, ale bardzo mocnym motywatorem, dobrym motywatorem jest, Jest przygotowanie sobie ciuchów, ubrania. Ja także tak robię, żeby nie budzić swojej rodziny. Ja schodzę po prostu w dół, na dole i tam już w przedpokoju są i spodnie, i bluza, i buty i tak dalej. I ja już nie mogę, że tak powiem, przejść i nie zobaczyć tego i nie daj Boże sobie znaleźć jakąś wymówkę. Chociaż ja tego nie robię, bo ja wiem, że wychodzę też z innymi. Tak jak dzisiaj byłem na Power Walku, no to kilkaset osób czekało na mnie, aż się połączę. Mamy aplikację taką specjalną do nadawania na żywo, no i wiedziałem, że oni są i idą i niezależnie czy w Ełku, czy w Opolu, czy we Wrocławiu, Poznaniu, czy w Warszawie, to wszyscy chodzimy razem. I jeszcze fajnie, bo można fajnych rzeczy się dowiedzieć. Ale te ubrania, które tam są, to jest naprawdę coś, co działa. Więc cieszę się, że jesteśmy w tym samym klubie.

Greg Albrecht: No, jak najbardziej. Zainspirował mnie bardzo Power Walk, bo widziałem, że to robisz, ale jeszcze w tym nie brałem udziału, ale teraz przyjrzę się temu bliżej, bo to jest super. Ten element inspirowania innych do ruchu, to mi się chyba w tym najbardziej podoba, bo pogadać to pogadać, ale wesprzeć innych w kreowaniu dobrego nawyku, to jest coś mi bardzo bliskie. I powiem szczerze, że też staram się ludzi zarażać nawet tymi różnymi jakimiś rzeczami, chociaż już najbliżsi nie mogą słuchać się, jak mówię o bieganiu, ale to jest naturalne. Ale ci, co są trochę dalej, to jeszcze dla nich to jest w miarę świeże, więc można jeszcze trochę o tym pomówić. A kiedy mówisz o kryzysie, ja miałem taki kryzys rok temu, przygotowałem się do maratonu w Berlinie i tydzień przed, tydzień przed, tak mnie połamało, że nie mogłem podnieść się z podłogi. To nie, że tak mnie w plecach połamało, to nie, że tam coś mnie zabolało. Nie byłem w stanie nawet na rękach podnieść się z podłogi, tak mi plecy siadły.

Mateusz Kusznierewicz: Ale ciebie, będąc w takim formie. Tak. Jak to się stało. Niesamowite.

Greg Albrecht: Trudno ocenić, bo nie ma dobrej diagnozy tej sytuacji. Prawdopodobnie to było być może lekkie przetrenowanie, plus przewianie, plus ta adrenalina, raczej napięcie ogromne przedstartowe. I wiesz, złapałem dziecko jakoś krzywo i tak mi coś walnęło w plecach, coś niesamowitego. No i teraz pomyśl sobie, jak się czujesz. Masz start w niedzielę, szykowałeś się pół roku, jest tydzień wcześniej, a ty nie możesz pójść do kibla, za przeproszeniem.

A co dopiero pomyśleć o tym, że masz stanąć i biec, nie. I to była dla mnie taka sytuacja kryzysu, kiedy właśnie jak słuchałem tych metod, o których mówiłeś, to wyobrażam sobie, że rzeczywiście jedyne co możesz zrobić, to skupić się na tym, na co masz wpływ. Ja wtedy konsultowałem się z moim fizjo, z którym wiadomo działam, on bardzo mi pomaga i też mnie wspiera psychicznie a propos tej wielo kompetencyjności osób, które się zajmują sprawami technicznymi, ale też ten element psychologiczny jest. I ogólnie ustaliłem, i wsparcie żony gigantyczne, przecież w tej sytuacji byłem totalnym nieużytkiem domowym, już tak w praktyczny punkt widzenia. I po prostu ustaliłem, że będę leżał. I leżałem, spałem bardzo dużo, regenerowałem się, bardzo dużo się nawadniałem, czyli jakby wszystko to, co trzeba robić, tylko w trybie takiego lenia, jaki już dawno nie byłem, aż tak pięknie się nie regenerowałem. I zeszło. Poleciałem w czwartek do Berlina. Jeszcze miałem tam jakąś pracę, robiłem dla klienta w Berlinie, bo tak sobie zbandlowałem, że będę dwa dni, tak, lekko coś tam robił. Byłem dwa dni tam. Do niedzieli byłem świeży, start, wszystko się udało. Czyli czego mnie to nauczyło. Wiary w to, że się da, nawet jeżeli jest ten kryzys. Czyli wjeżdża ci kryzys tydzień przed, nie możesz chodzić. Wyobraź sobie, a masz biec 42 kilometry.

I jednak… Jakby takie utwardzenie się i skupienie się na tym, co mogę zrobić. Mogłem myśleć o rety, tragedie, mogłem panikować. Ja mówię, nie no, jedyne, na co mam wpływ, to co muszę robić. Dać mojemu ciału maksymalną możliwość regeneracji, anulować wszystko, co mogę anulować. No i skorzystać z tego, co powiedziałeś, wsparcie najbliższych, którzy mogą mnie wesprzeć, nie tylko psychicznie, ale też fizycznie w tej sytuacji.

Mateusz Kusznierewicz: Greg, to jest ciekawe, co mówisz, ponieważ ty chyba. Dzięki właśnie temu, co zrobiłeś, przekierowałeś swoją energię w jedno miejsce, które wymagało od ciebie, że tak powiem, pełnego skupienia, czyli to leczenie, wyleczenie po prostu tych bolących z ciebie pleców, niezależnie jaki to był duży czy mniejszy problem. I zrobiłeś to i rozumiem, że nie musiałeś odłożyć tego na kolejny maraton, tylko… Zrobiłem. Szybko się zregenerowałeś.

Greg Albrecht: No niesamowite. Cztery dni. Niewiarygodne. Wiesz, naprawdę. Powiem ci, z takiego bólu… I to siła umysłu.

Mateusz Kusznierewicz: I popatrzcie, umysł nasz jest połączony z naszym ciałem, z naszą fizycznością. I jak nasz umysł w pewnym sensie i predyspozycje, myślę, że to też, bo być w dobrej formie, potrafią uleczyć bolącą tkankę, nerw, czy cokolwiek. Magia z jednej strony, ale tak właśnie to działa. Super historia. Super historia, ja biorę to też dla siebie z tego, co powiedziałeś.

Greg Albrecht: Cieszę się, że mogłem się tym podzielić, chociaż nie cieszę się, że to, znaczy teraz w zasadzie cieszę się, że to przeżyłem. To jest właśnie tak, jak mówiłeś o tych trudnych doświadczeniach. W tamtym momencie przez chwilę byłem załamany, no bo oczywiście miałem taki przebłysk na zasadzie. Cały mój plan lechł w gruzach, ale potem jakby chwilę trzeba było tym zarządzić. Mówię OK, skupmy się na tym, co mogę zrobić. Zrobiłem, leżałem. I potem się okazuje jednak, efekt jaki jest, jest, dowiozłem rezultat, przekroczyłem mój cel na ten bieg. Czyli wszystko się jakby udało. Oczywiście to jest, w cudzysłowie udało, zawsze to słowo takie wykonane.

Mateusz Kusznierewicz: Ale tu myślę, że też jest ciekawe, To, że teraz na przyszłość, rozumiem, że będziesz pamiętał, czego nie robić przed ważnym startem, żeby nie mieć tego, popracować nad swoim napięciem, nie wziąć w taki niebezpieczny sposób kogoś, szczególnie dziecka, że tak powiem z pleców. jak trzeba uważać, prawda. Czyli w takim trudnym doświadczeniu też możemy bardzo dużo się nauczyć i wziąć z tego lekcje na przyszłość.

Greg Albrecht: No na pewno poszukiwać takich wzorców, z których można skorzystać, no bo czasem to się wydaje, że można, czasem, że nie każda sytuacja się powtórzy, ale dobrze jest znajdować wzorce, z których możemy coś rzeczywiście zaczerpnąć, żeby nie jechać za każdym razem na pełnym spontanie. Powiedz o przejściu ze świata sportu do świata biznesu, bo też znam ludzi sportu, którzy są nie w takiej sytuacji, którą ty sobie zbudowałeś, powiedziałbym fajnej, że jakby kontynuujesz swoją pasję i sport, jednocześnie działasz w biznesie i twoje życie, jak rozumiem, sprawia ci dużo satysfakcji i mentalnej, emocjonalnej i finansowej i działasz. No a wielu sportowców, którzy osiągnęli ogromne rzeczy w karierze sportowej, ma ten dylemat, że trochę byli na uboczu świata przez to, że byli totalnie skupieni na sporcie i być może nie patrzą szerzej, ominęło ich wiele, socjalizacji w świecie biznesu chociażby i później jakby kończy się ten moment, czas przydatności do spożycia, który w sporcie jest bardzo określony niestety, to jest brutalne, szczególnie w niektórych dyscyplinach, I ktoś patrzy, hmm, to teraz bym coś zrobił. To może założę sobie profil na Instagramie i zacznę tam coś pisać. To tak rzucam. W jaki sposób byś wsparł psychicznie albo powiedział o swojej drodze z bycia zawodowym sportowcem do człowieka biznesu.

Mateusz Kusznierewicz: Tak, więc mnie następowało to równolegle, można by powiedzieć, do kontynuacji kariery sportowej, ponieważ ja musiałem być bardzo przedsiębiorczy, szczególnie w obszarze marketingu, promocji, komunikacji, chcąc dalej kontynuować swój sport. Ponieważ żeglarstwo jest nie dosyć, że zajmuje bardzo dużo czasu, to dużo kosztuje. I w żeglarstwie ja wiem, że bardzo łatwo zostać milionerem, ale najpierw trzeba być miliarderem. A to akurat w moim przypadku nie było casem. Trochę tam rodzice mi pomogli, ale to kiedy jeszcze żeglowałem na małym optymiście. Jak wszedłem już w żeglarstwo olimpijskie, a później jeszcze większe łódki, no to nie wystarczało. Dlatego ten sponsoring sportowy i współpraca, naprawdę fantastyczne doświadczenia współpracy z bardzo dużymi firmami, tymi średnimi i mniejszymi i tu dużo się nauczyłem. I to nauczyło mnie też przede wszystkim kontaktu z biznesem. Ja dużo, będąc nie tylko w kontakcie z działami marketingu i komunikacji, ale także i biznesu i sprzedaży i z zarządami, menedżerami, dużo podglądałem, a moją supermocą jest bycie bacznym obserwatorem.

Bardzo dużo widzę. I przyglądam się i to przyglądanie przekłada się troszeczkę też na wyobraźnię. Ja sobie wyobrażam, gdzie chcę być i co robić, czego spróbować. W swoim życiu bardzo dużo próbowałem, poza sportem i miałem firmę, która importowała do Polski piłki.

francuskie jachty Jeannot i Prestige i Laguny Katamary. Sprzedawaliśmy je polskim klientom, którzy bardzo często nawet nie przypływali nimi na Bałtyk, do Gdańska czy Sopotu, Gdyni, ale trzymali je na Śródziemnym czy nawet w ogóle na jakichś innych Karaibach. Miałem też epizod czteroletniej pracy w branży odzieżowej, gdzie importowaliśmy z Holandii do centrów handlowych naszych sklepów ze swoim wspólnikiem odzież. Bawiąc się z moją córką, która miała wtedy trzy lata, wpadłem na pomysł, żeby zdjęcia w formie prezentu wysyłać do naszych najbliższych. żeby zarządzać tak naprawdę ekranem, najlepiej na lodówce, ale nie stworzyliśmy lodówki z ekranem, nie może i dobrze, tylko ramkę cyfrową, która była sprzężona aplikacją z naszymi smartfonami. Kupiłem dwie sztuki. Zoomki, tak. Także znam ten produkt. No właśnie, to bardzo ciekawe doświadczenie. Szkoda, że nie mogliśmy go dalej kontynuować, bo każdy musiał wrócić. Ja do kampanii olimpijskich, chłopaki z Poznania, miałem super zespół, fantastycznych ludzi.

z firmy GoClever, Patryk Strzelewicz z Dysa Plus, z którymi stworzyliśmy Dream Team i dowieźliśmy to, co ciekawe Robert Lewandowski współpracujący wtedy z T-Mobile’em Reklamował nawet Zoomkę na święta, więc to był w ogóle fajny biznesowy projekt. I szereg takich właśnie inicjatyw gdzieś prowadziłem, próbując. Nie każdy zakończył się sukcesem, ale w niektórych firmach sprzedałem udziały, dobrze na plusie wyszedłem, ale przede wszystkim to były bardzo ciekawe doświadczenia.

Ja skupiony na sporcie olimpijskim do chyba 38 roku życia. Byłem w pełni na tym skoncentrowany, ale czegoś próbowałem jeszcze. Wszedłem po Igrzyskach w Londynie w ten biznes, próbując swoich przedsięwzięć, ale także miałem już swoją markę. Markę osobistą, która była bardzo mocno sprofilowana.

Ja dzisiaj nadal mam siedmiu partnerów biznesowych, z którymi współpracuję. Nie każdy mnie wykorzystuje na billboardach, że tak powiem, tyle polecam, bo tego nie robię, ale mam partnerów, których produkty i usługi oferuję i bardzo często tego nie widać, w wielu przypadkach tego nie widać, bo robimy to dla zamkniętej gronie osób, na przykład organizując Cudowny rejs z Sopotu do Gdańska. No i tamci, którzy w tym biorą udział, to po prostu są zachwyceni. Często podpisują umowy z tym, z którymi to robimy i organizują na przedłużającej.

Więc to są tego typu działania, które podejmuję. I to, co jeszcze tak sobie wymyśliłem siebie, to jest to, że ja lubiąc się dzielić swoją wiedzą i doświadczeniami, nie zawsze tymi najlepszymi, także tymi trudnymi, zauważyłem olbrzymią potrzebę przekazywania tego do biznesu. I mam, szczególnie teraz, jesienią, ale także i wiosną, no po prostu jeden wykład za drugim.

I w Polsce, i co ciekawe, za granicą. Jutro mam dwa wykłady w Warszawie po angielsku, dla polskich firm, co ciekawe, ale w międzynarodowym zespole. I mam przygotowane cztery, pięć tak naprawdę tematycznie wykładów moich. Kiedyś to najbardziej popularne były oczywiście motywacja, motywacja, motywacja, ale dzisiaj większe znaczenie ma przeciwdziałanie wypaleniu zawodowym. Jak zadbać o swoją energię. Jak zadbać o komunikację w zespole. Jak nawigować biznesem w trudnych, ciągle zmieniających się czasach, kiedy jest sztorm tak naprawdę.

Sztorm w biznesie. Nie wiemy co za mgłą widać, nie widać co za miesiąc, co za pół roku, szczególnie wtedy, kiedy była pandemia i I co. I wojna tuż za naszą granicą. I to są takie, zauważyłem, bardzo ciekawe treści, które potrafię w odpowiedni sposób przedstawić. Mam też trenera, który mnie przygotował i ja cały czas pracujemy z Kamilem Kozieł nad moją nie tylko narracją i merytoryką, ale także formą, w jakiej to przekazuję, gdzie jest żart. gdzie zawieszenie głosu i tak dalej.

Uwielbiam to po prostu. I kiedy przedstawiam wzór na motywację, który już znacie i buduję swoją piramidę sukcesu i mówię, jak u nas wyglądają briefingi i debriefingi, na których używamy, nie używamy przemocy w komunikacji, czyli non-violent communication, czego się uczymy i jak dałem ciała w Sydney i co mój powiedział tata tuż po powrocie ze złotym medalem olimpijskim w To w ogóle jest początek, no to nikt nie może uwierzyć, to co usłyszałem, to fajnie działa. I ja tak sobie siebie wymyśliłem. A oprócz tego oczywiście raz na jakiś czas realizuję jakiś swój projekt. Oczywiście mam też zawodowo, prowadzę projekt żeglarski.

I to też jest moja praca i tak dalej. Więc jak widzisz, mógłbym pójść gdzieś mocno w biznes, stworzyć swoją firmę, w której byłoby może nie kilkanaście, ale kilkadziesiąt osób. I nie wiem, wejść może bardziej w sport i w trenerkę i tak dalej. Tylko ja siebie wymyśliłem właśnie w tych trzech obszarach. Czasami jest tak, że któryś z tych obszarów przysiądzie z jakichś względów, na przykład ekonomicznych, gospodarczych i tak dalej, ale inny ma mocne. I w ten sposób nie dosyć, że lubię to co robię, drugie to robię to z fajnymi ludźmi, a po trzecie mam czas dla siebie i na swoje pasje. Tak siebie wymyśliłem.

Jak patrzę na sportowców, to znam też takich, którzy też siebie tak wymyślili. Weszli, znaleźli obszar, w którym czują się dobrze i to robią. Maja Włoszczowska jest dobrym takim przykładem.

Robert Korzeniowski, Marcin Gortat. To są osoby, które funkcjonują. Niektórzy mają komfort niesamowity finansowy. Byli zawodowymi koszykarzami, piłkarzami czy hokeistami.

Mam na myśli Mariusza Czerkawskiego. I mają większy komfort w tym, co robią, ale to jest właśnie gdzieś takie wymyślanie. I dobrze jest, myślę, że też czerpać inspiracje od innych. Ja dużo czerpałem inspiracji z zagranicy. Śledzę sportowców i biznesmenów i widzę, od kogoś wezmę to, wezmę to i wezmę to. I na razie so far jest dobrze.

Greg Albrecht: Świetnie, bardzo dziękuję za te rady, bo jestem pewien, że wielu sportowców zaczerpnie z tego. Ja też myślę, że każdy… może zbudować tę swoją wersję pomysłu na siebie, znając swoje mocne strony, swoje talenty, no bo nie każdy będzie tak pięknie się wypowiadał jak ty, bo każdy ma inny talent. Oczywiście nad każdym można pracować, ale też każdy ma swoje miejsce. Niemniej jednak tych modeli myślę, że działania jest dużo. Wydaje mi się, że dobre jest też odpowiednio wcześnie zacząć się otaczać tym środowiskiem, żeby zrozumieć jego język, bo ten język też jest inny. Inny jest język sportu, inny jest język sztuki, inny jest język biznesu, pieniędzy w biznesie i takich aspektów. I zrozumienie języka pomaga się odpowiednio wkomponowywać w pewnego rodzaju komunikację. I myślę, że to jest wspaniały przykład, jak to zbudowałeś.

Mateusz Kusznierewicz: Jedną rzeczą, którą tutaj wybrzmiała, którą przed chwilą powiedziałeś, która uważamy, że też jest bardzo pomocna. Ja, jeśli mógłbym cofnąć czas albo wysłać sobie list do Mateusza, który dotarłby 20 lat wcześniej, albo może nawet i 30, to powiedziałbym sobie Mateusz, zrób szybciej test Gallupa. ponieważ ja organoleptycznie, jeżeli mogę tak ująć, odkrywałem siebie, do czego się nadaję, do czego nie. Najlepsze to było, jak na różnych łódkach pływałem. Pływałem na jednoosobowym Finie, na którym to było mi złoto i brąz olimpijski i mistrzostwa świata. Na dwuosobowym, trzy, cztery, teraz mamy z Przemkiem siedmioosobową łódkę, Aspire 31 i na niej żeglujemy. Ale próbowałem też żeglarstwa na UCE, takiej dużej, oceanicznej, 15-20 osobowej i tam się nie odnalazłem.

Kompletnie. Duży zespół, nie dla mnie. Dlaczego o tym mówię. Bo zrobiłem test Galupa i bardzo mi to pomogła Dorota, która jest moim też life and business coachem i która pomogła mi wyjść też z różnych trudnych momentów w moim życiu, w karierze zawodowej, oddzielić co najciekawsze moje życie osobiste od Mateusza Kuczniewicza, profesjonalist biznesowego. Ale zrobiliśmy razem test Galupa i kiedy ja zobaczyłem wyniki i na pierwszym miejscu relacyjność, to mówię, what.

Nie no, w ogóle bez szans, to nie ja, to w żadnym wypadku. Ale w rozmowie właśnie i w analizie tych wyników z Dorotą… Ona mi wyjaśniła, jak ważna jest moja relacyjność, ale nie w dużych, a w małych zespołach. Dla mnie najlepiej się pracuje bezpośrednio z project managerem, z jedną osobą, dwoma, trzema, czterema, tak jak właśnie na łódce, teraz tych mniejszych, średnich łódkach, na których pływam, a nie wtedy, kiedy jest… Olbrzymia korporacja. No i też inne moje najmocniejsze talenty, które także pomagają być superaktywatorem i wizjonerem i wiele innych takich, które już wiem, że są mocne, a niektórych rzeczy nie powinienem dotykać. Tylko najlepiej szukać wokół siebie osoby i zapraszać do współpracy takie, które mnie uzupełniają. I to jest coś, co długo dochodziłem do tego i jak właśnie mówię, ten test Gallupa z chęcią bym sobie zrobił wcześniej i na pewno z kimś go przedyskutował.

Greg Albrecht: No wiesz, znowu się uśmiecham. Uśmiecham się z kilku powodów. Może dlatego, że też zrobiłem ten test, no już pewnie z dziewięć lat temu, mi się wydaje, ale też, że jestem kołczem Galupa, więc jestem jakby, tak powiem, wyuczony jak korzystać z tego narzędzia, więc mam doświadczenie, bo pewnie omawiałem go z trzystoma osobami albo… Bo więcej i taka metafora, której często używam, a która bardzo mocno podkreśla to, co powiedziałeś, jest to, że ryba nie ma pojęcia, że jest w wodzie.

Czyli bardzo często, kiedy z kimś omawiam wyniki, teraz rzadko to robię, czasem jako suplementacja takiego projektu, bo zazwyczaj robię mentoring strategiczny, a nie taki czysty biznes coaching, ze względu na moje predyspozycje i powiedzmy też kompetencje. że w tym jestem pewnie lepszy i lepiej wykorzystywać wszystkie swoje możliwości. Niemniej jednak czasem korzystam z tego testu Gallupa i widzę, że ludzie mówią, nie no, to przecież każdy tak ma. I dopiero kiedy przeczytasz to i ktoś ci powie, słuchaj, nie, nie każdy tak ma, to ty tak masz. I w związku z tym, że to jest twój pierwszy, najbardziej typowy sposób zachowania, to ci się wydaje, że każdy tak ma, a to jest właśnie ta twoja tajna broń. I uśmiechnąłem się też na aktywatora, bo akurat mam go na pierwszym miejscu i dużo dzięki niemu osiągnąłem i oczywiście też dużo dzięki niemu potencjalnie straciłem ze względu na te zawsze jasne i ciemne strony tego talentu. Niemniej jednak świadomość tego i korzystanie myślę, że 100%. Fajnie też, że mówisz, że pracujesz z kimś nad swoimi celami, że używasz treningu i w wystąpieniach i w innych obszarach swojego życia.

Myślę, że to jest bardzo istotny wzór. Czyli myślę o sportowca. Dla sportowca to jest normalne, bo pokaż mi sportowca zawodowego, który nie ma trenera. Nie istnieją, ale cały czas ten paradygmat myślenia w biznesie, no a ja przecież dokładnie to robię od wielu lat, czyli pomagam przedsiębiorcom też osiągać cele w biznesie i cały czas mam wrażenie, że to jest jakieś… bardzo wąska część jednak, którzy decydują się na to, czyli ta metoda uczenia się od plemienia, czyli inni founderzy, pogadam z nimi, troszeczkę dużo stawiania na własne doświadczenia, gdzie zawsze mamy zakrzywienie perspektywy na swoje własne doświadczenie, brakuje tego spojrzenia z zewnątrz, a jednak nie korzystania z takiego narzędzia, jakim jest coaching, mentoring czy inne narzędzie, które przeramowuje perspektywę myślenia o twoim własnym życiu. W ujęciu tego, jak pracują inni, jak oni żyją i pozwala ci się odbić w lustrze. Jak gallup, jak inne narzędzia albo po prostu anegdoty, które mogą pozwolić ci powiedzieć, okej, teraz rozumiem, znalazłem drogę na skróty. Do tego, żeby łopatować w tą stronę trzeba, a nie próbuje wyważać otwarte drzwi. I myślę, że to jest dla mnie cały czas ten paradoks, że I dlatego tak podziwiam sportowców od zawsze, ale coraz bardziej, że tam to jest jakby naturalny model działania. A w biznesie nie wiem dlaczego, gdzie są teoretycznie na przykład zasoby finansowe o niebo większe. Więc każdy przedsiębiorca, umówmy sobie, każdy przedsiębiorca może sobie na to pozwolić. Nie ma tego nawyku. To jest niesamowite.

Mateusz Kusznierewicz: Krótki mój komentarz do tego. Biję brawo każdemu w biznesie, ale nie tylko w biznesie, kto ma po pierwsze swojego psychologa, który ma swojego shrinka, z którym może przegadać i trudne momenty, ale też i dobre pomysły, przeżycia, obserwacje.

I to jest fantastyczne. A drugie to jest kogoś, kto ma po prostu swojego mentora, trenera. Takiego jak w sporcie mamy. I też mam tą samą obserwację. To, czego biznes może na pewno dzisiaj nauczyć się od sportu, to jest to, jak działają dobre teamy, zespoły.

Tam jest niejeden trener. ale jest nawet sztab trenerów, w których każdy gdzieś się w czymś specjalizuje. I w dużych organizacjach brakuje mi też tego, że jest po prostu na co dzień nawet jeden trener, który nie uczestniczy w codziennych operacyjnych działaniach strategicznych, ale wspiera rozwój, bo to jest trener, ma wspierać. Nie wykonywać za kogoś roboty, tylko po prostu wspierać. I co się dzieje dzięki współpracy z trenerem w sporcie, ale w biznesie też. Zwiększa się efektywność. Czyli małym zespołem jesteśmy w stanie zrobić więcej niż dużym zespołem. No simple as that.

Greg Albrecht: Kropka. 100% i dodatkowo jeszcze, myśląc o takim nawet alokacji ryzyka. Wyobraź sobie, że jesteś prezesem i właścicielem firmy i od ciebie zależy życie 500 rodzin, które pracują u ciebie i 50 tysięcy klientów, którzy np. potrzebują twoich leków, które produkujesz. I ty jesteś tą jedną osobą i siedzisz sobie w tym zamknięciu, w tej izolacji. Jedynie masz ludzi wewnątrz w organizacji, ale ta relacja jest zawsze inna, bo jednak jest ta dynamika autorytetu, o którym też trochę można powiedzieć, że zawsze jest ten autorytet, który wpływa na tą relację. Czyli jak dobry byś nie miał relacji ze swoimi wspólnikami w zarządzie, to jest inna relacja niż ty, jak jesteś tym liderem.

I teraz niesamowite jest, że można brać na siebie takie ryzyko, żeby nie wchodzić w takie relacje mentorskie, coachingowe, czyli nie mitygować ryzyka tej jednej osoby, że ona będzie miała tak bardzo zakrzywioną perspektywę, że będzie podejmować gorsze decyzje. To jest dla mnie też jakby niesamowite, że wiadomo, że tak jak ja szedłem pierwszy raz do terapeuty, powiedziałeś o psychoterapeucie, okej, Kiedyś, kiedy ja poszedłem, to w Polsce facet to w ogóle jakiś nienormalny, jak szedł do psychologa, to musiałby naprawdę być mocno porąbany, bo to było pewnie z 20 lat temu, tak mniej więcej, albo, no na pewno, albo nawet może trochę więcej. No i wtedy przyszedłem pierwszy raz, okej, no i ktoś tam mi opowiedział, że ciekawiło mi to, mówię, bo zawsze rozwój mnie interesował, mówię, pójdę, no, nic mi się nie stanie, przecież się nie zepsuję od tego, poszedłem.

Doświadczenie było złe, ale uznałem, ok, to, że jedno doświadczenie nie było dobre, to nie oznacza, że psychoterapia jest bez sensu. To była konkretna sytuacja. Wyciągam wnioski, czego nie chcę doświadczyć i czego poszukuję. Przeczytałem parę książek, zapytałem parę osób, jak to powinno działać. Znalazłem świetnego terapeuty, który pomógł mi naprawdę, mogę zaryzykować, zmienić moje życie w pewnym etapie. I to było niesamowite doświadczenie. I teraz znowu, do czego zmierzam.

Spróbowanie prawie nic nie kosztuje. Ok, czas jest bezcenny, ale to jest godzina, dwie godziny. Finansowo dla właściciela firmy to jest nic.

To jest jakby żaden wydatek. Więc z czego to wynika. Myślę, że z braku nawyku, z braku tej decyzji. I to mnie zawsze interesuje, bo myślę, że abstrahując od tego, czy to jest psycholog, czy inny coach, czy osoba, z którą się współpracuje… W wielu wymiarach możemy wpadać w taką pułapkę niepróbowania, właśnie nierozwijania się. I myślę, że to jest też niesamowite, że mamy wszystkie zasoby do tego, żeby spróbować, chociażby skorzystać z takiej nowej, nazwijmy to, usługi czy wsparcia i nie korzystamy z tego. I to myślę, że jest interesujące i jako paradygmat powinno być w jakiś sposób modyfikowane, kiedy jesteśmy w tej roli.

Mateusz Kusznierewicz: Cenną cechą człowieka, który mógłby wyjść… przed szereg, a bardziej w formie myślę lidera, żeby zrobić więcej, jest ciekawość.

Ciekawość jest w ogóle czymś, co jest moim driverem. Ja jestem ciekawy, zresztą już tutaj dzisiaj to powiedziałem na początku. Jestem ciekawy, jak będę żeglował za 3, 5, 10, 15, 20 lat. I ciekawość jest także taka, że ja próbuję robić różne nowe rzeczy, chociażby budować teraz jakiś nowy swój nawyk. Bo jestem ciekaw, moim nawykiem, który buduję teraz w tym miesiącu jest kończenie prysznica zimną wodą przez paręnaście sekund. Ale kiedyś popełniłem błąd, bo lałem tą wodę na głowę, na czubek głowy, czego nie powinno się robić, ale na twarz, na klatkę piersiową, plecy nogi.

Obserwuję siebie, co mi to daje. Bo wiele fizjoterapeutów, z którymi rozmawiam, tłumaczyło mi, co to może u mnie spowodować. W miesiącu sierpniu budowałem nawyk nie podjadania pomiędzy posiłkami, z czym miałem problem. Seafood to jest taka sytuacja, gdzie I see food i paluszki, owoc, jakieś delicje, orzeszki. No i ja zauważyłem, jak dużo mi to dało, kiedy zbudowałem ten nawyk. Miesiąc mi zajęło w sierpniu i teraz moje jelita, które są moim drugim mózgiem, naszym drugim mózgiem, mają czas, żeby się przygotować po śniadaniu aż do kolejnego posiłku, w którym gdzieś tam mam jakąś zupę, sałatkę, zawsze zjem w środku dnia. I to jest moja ciekawość. Co mi to przyniesie. Tak samo jest właśnie z próbowaniem przez menadżerów, zarząd, prezesa, czy wprowadzając trenera do swojej organizacji, czy i co mi to da. Jak nie spróbujemy, to nigdy się nie dowiemy. dać sobie kilka tygodni, miesięcy na to, żeby zobaczyć efekty, myślę, że warto. I ja się pod tym podpisuję, ponieważ drzemię w tym niesamowity potencjał.

Greg Albrecht: Kropka. Muszę złapać cię za to podjadanie, icy food, dlatego, że to jest akurat taka jedna moja znajoma, Może nie będę ujawniał, ale też była gościem podcastu. Wspaniała artystka kiedyś mi napisała, że ma wyzwanie takie, że ciągle je czekoladę i nie może się powstrzymać. I zapytała mnie, jakie patenty ja bym zastosował. Rozmawiałem z nią, przedstawiałem ją całą listę moich rzeczy, które dla mnie działają, bo ja byłem totalnym czekoholikiem. Miałem jedno naprawdę w życiu uzależnienie i to była czekolada, ale już go nie mam. To był najtrudniejszy chyba nawyk do przełamania, jaki miałem kiedykolwiek. No i dałem jej całą listę rzeczy, które wpłynęły według mnie na to, ale jakoś to nie zadziałało. Więc mogę powiedzieć jedno, co moim zdaniem ma na pewno i uzasadnienie biologiczne i świetnie działa, czyli wysokobiałkowe śniadanie. Ogólnie bardzo zmniejsza łaknienie na słodycze i węglowodany w drugiej części dnia. Ja na przykład zawsze jem 4 do 5 jajek codziennie rano, z warzywami i to sprawia, że ta chęć zjedzenia czegoś niezdrowego spada. Jestem ciekaw, jak ty zdecydowałeś się, czy w jaki sposób ty przełamałeś ten swój nawyk podjadania, bo to jest, sądzę, duże wyzwanie.

Mateusz Kusznierewicz: Co ciekawe, to było wyzwanie Power Walk Challenge, ponieważ wpadłem na pomysł, żeby ja sam dla siebie, ale także i wciągnąć innych w to, więc w każdy poniedziałek prowadziłem Power Walka, bo prowadzimy codziennie, poniedziałek, wtorek, środa, 7 dni w tygodniu, 365 dni w roku, taki mamy cel.

Na pierwszego Power Walka poszedłem 1 stycznia tego roku. I to był w ogóle nowy rok, niektórzy jeszcze wracali z imprez w Sopocie, a ja z końca mola. Ruszyłem i wtedy pamiętam, mówiłem o tym, jak nie wierzę w postanowienia noworoczne, a bardziej w budowanie zdrowych nawyków. I moim pierwszym nawykiem było to, że sprawdzę, jak się będę czuł po miesiącu, wychodząc codziennie rano na spacer.

Taki 15-20 minutowy. I to ze mną tak zostało, że do dzisiaj chodzę codziennie właśnie na taki spacer. Jeśli chodzi o to, co mi pomogło w zbudowaniu tego nawyku, to polecam wszystkim odsłuchać moje power walki właśnie te sierpniowe. Ja opowiadałem, jakie mam wyzwania.

Z czym mam trudność. Ale także małe sukcesiki. O, to dla mnie działa dobrze.

O, to utrwala mnie w tym nawyku. Co ciekawe, zostało to ze mną do dzisiaj. Po pierwsze, czuję się lepiej. Po drugie, widzę, że wpłynęło to na moje samopoczucie i na moją koncentrację. Po trzecie, dwa kilo w dół. Nie miałem z czego za bardzo zrzucić, a jednak gdzieś tam to w środku zadziałało i mam też większą odporność dzięki temu.

Czuję się po prostu lepiej. Co mi pomogło. Po pierwsze, dzień wcześniej wieczorem planuję swoje posiłki. Co o której i z kim zjem. To pierwsza rzecz. Po drugie, z większą starannością, tak jak powiedziałeś, przygotowuję te posiłki, czy to co jem, co akurat lepiej, żebym nie przygotowywał posiłków, ale Iza bardzo dba o naszą dietę i nasze odżywianie w domu. czy nawet jak pójdę gdzieś na zewnątrz, że coś zjem, no to dbam o to, żeby to było pożywne, kolorowe, żebym miał talerze. Żeby się też nie obżerać, bo też co za dużo, to też niezdrowo i też niepotrzebnie rozpychamy nasz żołądek, przyzwyczajając go do dużych ilości pokarmu. A to, co naprawdę bardzo mi pomogło, to jest to, że zwolniłem tempo jedzenia. Ja bardzo dużo szybko jadłem i zmieniłem to. I teraz więcej przeżuwam.

Przeżuwam też wodę. Nauczyłem się gryźć wodę, o czym już dzisiaj wspomniałem. I to wszystko spowodowało, że ja nie mam tego łaknienia pomiędzy posiłkami.

Te dobre posiłki też starczają mi spokojnie na to. Ja już wcześniej przeszedłem na przerywany post, na intermittent fasting, który też bardzo mi służy, ponieważ nie jem po godzinie szesnastej, tak, po szesnastej, no czasami zdarza mi się tam siedemnastej coś zjeść, ale nie jem wieczorami. Zaczynam od śniadania, później właśnie jest drugi posiłek, później właśnie zazwyczaj z dziećmi w domu jemy obiad i to z zupą i taki, wiesz, porządny i to spokojnie mi wystarcza. Kładę się w Może nie głodny, ale też nie obiedzony, a rano się budzę z taką energią, że to po prostu jest niesamowite. Ja mam super energię i przede wszystkim jestem zregenerowany, dlatego że nie zjadłem ostatniego posiłka tak późno. I te wszystkie elementy, czyli zobacz, nie jeden. A kilka elementów w formie zbudowania zdrowego nawyku, który w ogóle dzisiaj jest dla mnie codziennością, ja nawet się nad tym nie zastanawiam, jest czymś, co ze mną już zostało i bardzo mi służy. I ja widzę, że takie proste rzeczy… Małymi kroczkami można osiągnąć olbrzymie rzeczy.

Greg Albrecht: Super. No ja też ten intermittent fasting bardzo mi pomógł zredukować masę, kiedy właśnie przechodziłem przez taki okres przygotowań. Teraz tego nie stosuję ze względu na po prostu ile kalorii muszę przepalać przy takim treningu.

Mateusz Kusznierewicz: Ja to samo, jak mam regaty, to też nie to, że ostatni posiłek o 16. Też wiem później, jak wrzucimy z wody Po wyścigach o 17-18 nie mogę sobie pozwolić, że nie zjem w złotej godzinie, bo to jest bardzo ważne, żeby tuż po treningu, tuż po wysiłku zjeść w pierwszej godzinie od przekroczenia mety czy zakończenia coś pożywnego i to takiego dobrego, z dużą, dobrą proporcją węglowodanów, białek i tłuszczy. bo tłuszcze też są potrzebne, ale te odpowiednie, zdrowe. No to wszystko, dzisiaj moglibyśmy długo gadać, też o diecie widzę, no ale to może przy następnej okazji.

Greg Albrecht: Mateusz, w zasadzie mam taką jedną jeszcze myśl, która za mną chodzi i jak już czytałem twoje posty, właśnie trochę się przygotowywałem mentalnie do naszego spotkania, pomyślałem, że obserwuję cię i też jak słucham cię, to jesteś osobą, która chyba bardzo dużo od siebie wymaga i też, że bardzo dużo bierzesz różnych takich, wiesz, jesteś w takim trybie ciągłego doskonalenia i tak myślę, jak ci to służy i czy czasem cię to też męczy, czyli czy to nie jest tak, że jesteś perfekcjonistą trochę w tym, że masz tyle tych różnych procesów, które masz tak starannie opisane i jeszcze te nowe wyzwania i jeszcze zawsze o tej 6.15 te spacery i ciekawi mnie, jak to jest tak od środka to, że czy to jest perfekcjonizm, czy to potrzeba jest kontroli i czy to ci zawsze służy, czy masz jakieś z tego tytułu też ciężary?

Mateusz Kusznierewicz: No to jest ciekawe, wiesz, bardzo, ponieważ tak, jestem perfekcjonistą, ale to chyba głównie wynika z tego, że mierzę wysoko i te cele mam ambitne, ale też bardzo ciekawe i fajne i wiem, że samemu wszystkiego nie robię, tylko w fajnym towarzystwie z bardzo ciekawymi ludźmi. To jest po pierwsze. Po drugie, duże tempo. Ja to lubię.

Ja z jednej strony, może to wygląda z zewnątrz, że to jest faktycznie bardzo dużo pracy, ale to wymaga przede wszystkim ode mnie dobrej koordynacji, dobrej organizacji, a ja pracuję, ja nie pracuję całego dnia, ja pracuję tak naprawdę bardzo intensywnie tylko przez cztery godziny dziennie. I to wszystko. Ja mam tę produktywność swoją idealną, największą w pierwszej części dnia, ponieważ mam te poranki fantastyczne, później jest ten czas z rodziną, a później mam ten od 8.30 do tej 12.30 ten czas, kiedy naprawdę za słowami ciężko się do mnie dodzwonić. To jest ten czas, kiedy wiesz… wręcz odkładam i wyciszam telefon w innym pomieszczeniu. To jest też bardzo dobry nawyk, który zwiększył moją produktywność. Kiedy muszę popracować nad prezentacjami, tak jak dzisiaj to zrobiłem, nad dokumentami, umową lub też koncepcyjnie.

To jest to. Później mam zazwyczaj czas właśnie, żeby coś zjeść. Power nap stosuję. Nie jest on popularny w naszej kulturze pracy, ale 15 minut drzemki energetycznej w ciągu dnia, to też o tym mówię, jak to robimy w sporcie, co można też zrobić w biznesie. A później to nie to, że popołudniami nic nie robię, ale zwalniam tempo.

Zajmuję się tematami zawodowymi zazwyczaj gdzieś tak do szesnastej, siedemnastej i później mam czas dla siebie, bo mam taką zasadę, że jak intensywnie się pracuje i tyle czasu w sporcie, który poświęcamy na trening, tyle czasu powinniśmy zarezerwować na regenerację i to jest zazwyczaj coś aktywnego, bo ja bardzo często pójdę na spa, w Sopocie mamy, super, moje takie ulubione miejsce, gdzie mamy i basen, i jacuzzi, i saunę, i masaż też raz w tygodniu. Idziemy na walka z żoną, żeby sobie pogadać z dziećmi.

Zawiozłem ostatnio rowerem Maxa na tenis i gadaliśmy, i coś tam się śmialiśmy. Później sobie wracam i podsłucham sobie jakiegoś podcastu. który mnie rozwija, czyli robię coś dla siebie. Ale te popołudnia też sprawiają to, i to jest moim zdaniem ważne, co zauważyłem jest super, że ja wyciszam swój umysł. O 20.30 odkładamy wszyscy w domu telefony w kuchni.

Nigdy nie zabieram telefonu do sypialni. Też się nauczyłem tego nawyku i tu bardzo mi pomógł Maciek Dębski, który jest ekspertem od higieny cyfrowej. I Maciek nauczył mnie tego nawyku. I dzięki temu, ja dosyć wcześnie się kładę spać, szybko zasypiam. Co widzę też po swoim oraringu i widzę jaką mam jakość snu głębokiego. I znów to wszystko sprawia, że dbając o takie elementy, mając dobre nawyki, ja mogę góry przenosić. I może na zewnątrz faktycznie, i też nie będę ukrywał, przyznam się, dużo robię, fajnych rzeczy robię i dużo osiągam, ale to nie bierze się znikąd, ponieważ mam swój rytm dnia, dużo fajnych technik wyniesionych ze sportu i dbam właśnie o energię, o regenerację, o sen, o dobre zaplanowanie. To wszystko jakoś w całości ją składa.

Greg Albrecht: Super, no wiesz, to bardzo inspirujące i ja z tego wyciągam, robię sobie dużo takich mentalnych notatek do tego, jakie eksperymenty na sobie jeszcze mogę przeprowadzić, żeby z tego jak najbardziej skorzystać. Zbliżamy się do końca i na końcu jak zawsze chciałem zapytać, czy jest coś, o co cię nie zapytałem. Wiem, że takich rzeczy jest mnóstwo, ale może coś, o co cię nie zapytałem, a ty bardzo chciałbyś o tym powiedzieć, bo to jest ważne dla przedsiębiorców, dla sportowców, dla osób, które chcą osiągać więcej, może jakaś rzecz, która w życiu do ciebie przemawia i to jest taki moment na to.

Mateusz Kusznierewicz: Chyba jednej rzeczy nie powiedziałem, która bardzo mi służy i którą bardzo pielęgnuję, dbam.

To są spotkania. Spotkania, które ostatnio to w ogóle złapaliśmy się na tym, że coraz częściej nie siedzę w sali konferencyjnej albo w biurze, tylko zabieram osobę, z której chcę mu pogadać na spacer, na walka. To jest po pierwsze, bardzo mi to służy, polecam spróbować, a po drugie, dbam o to, żeby z moimi zespołami, czy to w firmie, czy w projekcie, czy w sporcie, nie przegadywać tematów, szczególnie w pierwszej części dnia. Nasze briefingi, moje briefingi, i to zresztą moje zespoły bardzo to powiedziały, a to już super, fajnie to prowadzisz, nie trwają nigdy dłużej niż 15 minut.

Dlaczego? Ponieważ chcę, żeby tylko omówić to, co najważniejsze, dowiedzieć się, czy mój zespół jest w dobrej formie. Pamiętasz, jak na samym początku zapytałem, jak się masz i pociągnęliśmy trochę ten temat.

Szczerze. Po drugie, żeby wyznaczyć trzy priorytety, na których się dzisiaj skupimy. Oczywiście dużo więcej rzeczy się wydarzy, ale to są te trzy priorytety. A po drugie, żeby chwilę o tym pogadać i nie wypełnić głowy, naszych głów, całego zespołu, po brzegi. Bo ja lubię, jak głowa jest wypełniona tylko do połowy. A druga połowa jest pusta.

Po co? Żeby chłonąć różne sytuacje, być otwartym na to, co jeszcze do tej głowy może wpaść. I to moim zdaniem jest niesłychanie istotne. Chyba dzisiaj podczas rozmowy tego nie powiedziałem, więc tak na koniec, na deser, może coś takiego.

Greg Albrecht: Super. Naprawdę bardzo ci dziękuję za to, że znalazłeś czas. Życzę ci, żebyś w drugiej połowie swojej kariery zawodowej przez kolejne 50 lat wyśmienicie żeglował z przyjemnością i satysfakcją i osiągał kolejne cele, które będziesz sobie wyznaczał. Dziękuję ci bardzo za ten czas. Wspaniała rozmowa. Dzięki.

Mateusz Kusznierewicz: Dzięki również. Wszystkiego dobrego.

Udostępnij:
Podcast

Poznaj wiodący podcast dla przedsiębiorców i zarządzających biznesem. Posłuchaj przedsiębiorców, którzy zbudowali biznes od zera. Znajdź odpowiedzi na wyzwania, które trapią liderów – niezależnie od branży.

Newsletter

Zainwestuj 5 minut w tygodniu, by osiągać więcej.

Dołącz bezpłatnie do tysięcy przedsiębiorców i zarządzających biznesem w społeczności Business Unlimited.

Zobacz także

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na nasz newsletter