Change language:

Jak budować dyscyplinę, konsekwencję i wytrzymałość w biznesie? – Kamil Dąbkowski, Black Hat Ultra

ZASUBSKRYBUJ GREG ALBRECHT PODCAST – WSZYSTKIE TWARZE BIZNESU:
Apple Podcasts
Google Podcasts
YouTube
Spotify

Kamil Dąbkowski – biegacz górski, twórca podcastu Black Hat Ultra, soloprzedsiębiorca. Po latach kariery w dużej organizacji zdecydował się zostawić wszystko za sobą; skoncentrować się na swojej pasji i pracować na własnych zasadach, na własny rachunek. Wszystko robi intuicyjnie, bez napinania. Nie martwi się o rezultat. Wie, że wyjdzie z każdej sytuacji. Ze słuchaczy Black Hat Ultra swtorzył społeczność, która na patronite wspiera jego twórczość. 

Mówi o sobie: Po latach widzę, że jestem takim specyficznym artystą. Ze swojego życia robię formę sztuki, tak jakbym malował jakiś obraz. Najśmieszniejsze jest to, że mi się udaje. Ciągle zmieniam i ciągle jestem w grze pod tytułem: życie. 

Zapraszam do rozmowy o dyscyplinie, konsekwencji, dyskomforcie oczami ultrasa, który na pasji buduje własny biznes. 

Podcast Kamila Black Hat Ultra: https://www.blackhatultra.pl/

Spis treści

  1. Jak Kamil monetyzuje podcast Black Hat Ultra?
  2. Jak oswajać dyskomfort?
  3. Niechęć do stagnacji
  4. Brak strachu przed próbowaniem
  5. Jak nie zrezygnować, gdy jest źle?

Transkrypcja

Greg Albrecht: Jak budować dyscyplinę, konsekwencję i wytrzymałość w biznesie? O tym dziś porozmawiam z Kamilem – twórcą podcastu Black Hat Ultra. Zapraszam.

Kamil Dąbkowski: Cześć, Greg. Witam Cię. 

Cześć, Kamil. Dziękuję Ci bardzo za gościnę w Twoim pięknym studio i za to, że znalazłeś czas, żebyśmy porozmawiali o dyscyplinie i wytrzymałości. Nie przypadkowo o tym rozmawiamy, bo zajmujesz się tematyką biegów ultra, biegów ekstremalnych na ekstremalne odległości, które trwają ekstremalnie dużo czasu. Mam poczucie, że z tego świata ekstremalnych biegów można dużo przeszczepić do świata biznesu. Gdzie konsekwencja, dyscyplina i wytrzymałość w obliczu dyskomfortu (mówiąc delikatnie) i problemów (mówiąc wprost) jest czymś, co może niesamowicie budować. Jak to się stało, że zostałeś ekspertem w tej dziedzinie?

To trochę Twoja wina. Zacząłem biegać wcześniej, ale dopiero Twój podcast dał mi taką finalną siłę do tego, żeby odpalić swój podcast. A jak odpaliłem swój podcast, to zacząłem się spotykać z najlepszymi biegaczami w kraju. Nie uważam się za eksperta. Raczej za storytellera. Rzeczywiście ludzie zaczynają mnie postrzegać jako osobę, która dużo wie na temat biegów ultra. Prawda jest taka, że to jest taka dziedzina – można to powiedzieć o każdej dziedzinie – że podróż się tutaj nie kończy. Nie ma jednego zestawu informacji, wiedzy, który można pochłonąć i zamknąć w jakimś pudełeczku. Za dużo tu zależy od naszej osobowości, warunków atmosferycznych. Od tego, że się zmieniamy, dorastamy, starzejemy się, mamy dzieci, zmieniamy pracę. To wszystko wpływa na ten sport. Tak naprawdę to jest rodzaj lifestylu, taka trochę niekończąca się podróż. 

To brzmi dokładnie tak samo jak prowadzenie biznesu. Te wszystkie aspekty się mocno łączą. Jak się poznaliśmy, to pracowałeś jeszcze na etacie. Trochę podziałaliśmy wspólnie. Miałem przyjemność Cię wspierać coachingowo w tym procesie Twojej transformacji. Owoce Twojej pracy są spektakularne. Dzisiaj prowadzisz podcast, który zarabia pieniądze i daje konkretną wartość konkretnej niszy. Myślę, że to jest godne zauważenia, że zbudowałeś z podcastu biznes – co się niewielu osobom udaje – swoją konsekwencją i determinacją w działaniu. 

Jak Kamil monetyzuje podcast Black Hat Ultra?

Wiele podcastów zarabia pieniądze. Ja podjąłem taką decyzję, że będę budował, monetyzował podcast, tylko i wyłącznie bazując na odbiorcach, na słuchaczach. Ja nie współpracuję z firmami. Normalnie to wiesz, jak to działa. Ktoś odpala podcast, kontaktuje się z producentem butów biegowych, kurtek. Oni mu płacą za to, żeby on wrzucił w materiale nazwę marki i powiedział, że ona jest super. Ja kompletnie nie chciałem czegoś takiego. Dla mnie demokratyzacja kontentu jest superważna. To nie jest tak, że ktoś mi narzuci, co mam powiedzieć albo że muszę mówić tylko dobrze na temat jakiejś marki. Ja chcę robić kontent dla ludzi i mieć taką wolność, żeby móc cokolwiek powiedzieć. Żebym zarówno ja, jak i mój gość, mógł się wypowiedzieć dowolnie na temat dowolnego sprzętu, który istnieje na rynku. Żeby nie było dziwnych sytuacji, że ktoś mi płaci, a ja mówię źle, gość powiedział źle… Nie chcę czegoś takiego. Poza tym współpraca z firmami kompletnie mi nie szła. Zanim zacząłem monetyzować moich słuchaczy, co ma miejsce dopiero od tego września, prowadziłem podcast za darmo przez 4 lata. Miałem Patronite i wiele osób tam wpłacało, co pozwalało mi nie dokładać do interesu, ale nie była to kwota, która pozwalała mi na jakiekolwiek życie. Ja tylko bieżączkę z tego finansowałem. Przez te 4 lata służby (nadal traktuję to jako służbę) tej społeczności biegaczy górskich i ultra w Polsce żadna firma się do mnie nie odezwała. Jak ja się odzywałem, nikt nie był specjalnie zainteresowany współpracą ze mną, co jest dla mnie, szczerze mówiąc, superdziwne. Wszyscy twierdzą, że robię dobry kontent, poklepują mnie po plecach, że jakość i treść są super, ale za tym nigdy nie szła żadna współpraca. Mega dziwna rzecz dla mnie. Ale strasznie się cieszę z tego, że nie poszedłem tą ścieżką, że nic mnie nie podkusiło. Zawsze największą wartość z tego podcastu wynosiłem poprzez komentarze ludzi. Nigdy, w żadnej pracy nikt bliski nie mówił mi takich rzeczy, jakie mówią mi słuchacze. To jest absolutnie wspaniałe. Ja to nazywam tak twardo – monetyzacja. Mój model wygląda w ten sposób, że publicznie udostępniam 10-15 minut wywiadów, a pełne (godzinne, 1,5- godzinne, 2- godzinne) wywiady są za bramką Patronite. Czyli dostają je tylko osoby, które się dorzucają do podcastu. Mam kilka progów: 5-500 zł. Każda osoba na tym progu dostaje dokładnie ten sam kontent. Nie rozdzielam, że „ty płacisz 5 zł, to dostaniesz 1/4 podcastu, a ty płacisz 500 zł, to dostaniesz czapkę, rękawiczki i wszystko, co zrobię w życiu”. Wszyscy dostają tak samo. Każdy dorzuca się tyle, ile uważa za stosowne. W tym też przejawia się ta demokratyzacja, która jest dla mnie superważna. To nie jest próbowanie wcisnąć czapeczki za to, że ktoś mi wejdzie na większy próg. Kompletnie nie ten kierunek. Już pomijam fakt, że nie produkuję gadżetów, rzeczy na sprzedaż głównie ze względów środowiskowych. Nie chcę produkować śmieci, które gdzieś wysyłam, ktoś z tego nie korzysta, wyrzuca to do kosza. Nasza branża trailowa, biegowa produkuje tak strasznie dużo śmieci… Na biegach dostajesz pakiety startowe z całą masą ulotek, niepotrzebnych rzeczy, koszulek, które się wszystkim przewalają w szafach i nikt z nich nie korzysta. Tego jest tak dużo, że podjąłem decyzję, że absolutnie nie będę w to wchodził. Zrobiłem 100 sztuk tych czapeczek, kiedyś, na początku dla pierwszych patronów. I to tyle. Nie będę się w to bawił. Natomiast myślę o wypuszczeniu jakiejś serii NFT dla zagorzałych fanów, którzy trochę siedzą w technologii i wiedzą czym to się je, i będę chcieli się w to po prostu pobawić. 

Przejdźmy do tej konsekwencji i dyscypliny. 4 lata robiłeś podcast i nie monetyzowałeś go.

Tak. Tylko chętni wpłacali jakąś kwotę.

Czyli też masz doświadczenie w kontekście takiej cierpliwości i konsekwencji w biznesie. Ja również prowadzę podcast, gdzie na palcach jednej ręki można policzyć, kiedy były jakieś eksperymenty typu: współpraca. Ale nigdy nie czułem, że to jest jakiś kierunek. Dla mnie obiektywizm, możliwość doboru rozmówców, kreowania tego w zgodzie ze sobą są na pierwszym miejscu. Jest niewiele marek, które są w stanie to zrozumieć i docenić skuteczność i wartość tego. Podchodzę do tego głównie na zasadzie misji. Dlatego dzisiaj pomyślałem, że możemy wykorzystać tę rozmowę, żeby skupić się na takim wyzwaniu, którym są dyscyplina, konsekwencja i wytrzymałość w biznesie. To są cechy, które mają swoją jasną i ciemną stronę. Ale myślę, że bez nich trudno jest osiągnąć sukces. Moja refleksja na ten temat jest taka, że łatwo jest nam się poddać, kiedy stajemy twarzą w twarz z pierwszymi wyzwaniami. To powoduje, że czasem nie dochodzimy do momentu, kiedy naprawdę jest ta chwila, w której nasz produkt, biznes, rozwiązanie dochodzi do punktu dojrzałości, w którym możemy sprawdzić i zacząć z niego czerpać wartość. Poddajemy się ze względu na dyskomfort, który z tego płynie. Na brak umiejętności działania w sposób zdyscyplinowany. Ale jest też druga strona, czyli pozostawanie w dyscyplinie i w konsekwencji za wszelką cenę, które może prowadzić do wypalenia i tzw. biznesowych kontuzji. Dlatego poczułem, że Ty jesteś idealnym rozmówcą, żeby o tym pogadać. Bo jak się biegnie 100, 200 km – 40 godzin, to, według mojego wyczucia, fundamentalnym elementem tego jest najpierw dyscyplina, żeby się przygotować i dojść do punktu, w którym nasze ciało i psychika mogą to osiągnąć. A następnie wytrzymałość do tego, żeby przetrwać takie zawody. Chciałbym dziś z Ciebie wyciągnąć na to Twoją perspektywę, być może też jakieś triki ze świata biegania, ekstremalnych wyczynów przenieść na grunt biznesowy.

Jeszcze do tej listy, którą powiedziałeś, dorzuciłbym odporność na znoszenie dyskomfortu. Bo te długie biegi głównie na tym polegają. Na walce z dyskomfortem. To wszystko się niesamowicie łączy. Ja też zawsze patrzę na te 100 odcinków w 4 lata i mówimy o konsekwencji i dyscyplinie. Ale to nie jest wcale dużo. 

Ja nagrałem przez 5 lat 235. 

No właśnie, prawda? I Ty też się spotykasz z ludźmi twarzą w twarz. Nie nagrywałeś zdalnych odcinków.

Nagrywałem, nagrywałem. Nagrałem kilkadziesiąt zdalnych odcinków ze względu na pandemię, różnice geograficzne itd. 

Ja mógłbym robić więcej. To nie jest tak, że dokonałem jakiejś niesamowitej rzeczy. Mógłbym robić więcej. Cały czas balansowałem: praca, rodzina, bieganie. Wszystko się sprowadza do priorytetów. Czego chcesz od życia. Na początku jak zacząłem podcast, to chciałem: rodzina, praca, bieganie, podcast. Bo z podcastu chciałem się tak naprawdę nauczyć biegać. Chciałem to wynieść z podcastu. A potem zacząłem dużo wyjeżdżać. Jeżdżę po całym kraju. Pakuję się ze sprzętem w moje małe Subaru. Jadę. Często na kilka dni. Nagrywam 2-3 odcinki, wracam, obrabiam ten materiał. Dla mnie to było dużo zrobić te 100 odcinków. Powiedziałeś o wypaleniu. Przez te 4 lata przechodziłem kilka takich okresów, kiedy czułem, że to jest za dużo, i że muszę odpocząć. Miałem takie odpoczynki. Albo też musiałem wyjechać do pracy. Ja pracuję na planach zdjęciowych, więc musiałem wyjechać na miesiąc, dwa. Wtedy nie pracowałem nad podcastem. Ta energia, którą dostawałem od ludzi w formie feedbacku: jak to jest dobre, jak im służy, pomaga – to jest takie paliwo, które dostawałem do dalszej pracy. Doszedłem w życiu do momentu, że zauważyłem, że działanie tylko dla siebie, dla własnych korzyści to droga donikąd. Ja nie mam dużej rodziny, nie mam 4 dzieci, mam jedną córkę, która ma 16 lat, jest dorosła. Miałem przestrzeń, żeby do swojego życia wpuścić służbę, pomoc dla kogoś, nie oczekując nic w zamian. Taka jest prawda. W tej chwili ja rzeczywiście monetyzuję, ale to mi tylko podkręciło śrubę. To nie jest tak, że pracowałem 4 lata, a teraz robię to samo, tylko za pieniądze. Nie jest tak. Staram się wypuszczać coraz więcej odcinków, coraz dłuższe, coraz bardziej skomplikowane. Inne. Ten motyw służby przejawiał się nie tylko w podcaście, ale też w moim prywatnym życiu. Zacząłem różnym ludziom pomagać zupełnie bezinteresownie. Bardzo tego potrzebowałem. Dziś uważam, że to jest kapitalna droga do tego, żeby inaczej spojrzeć na życie i rozwinąć się w zupełnie innym obszarze. 

Czuję, że to, o czym mówisz, może być takim paliwem do tego, by utrzymywać tę konsekwencję. Łatwiej jest przejść przez te trudne chwile, kiedy czujesz, że to jest dla kogoś ważne, kiedy dostajesz tę informację zwrotną, kiedy decydujesz się robić to w jakiejś konkretnej sprawie. Myślę, że to jest dobra analogia a propos poszukiwania drogi do tego, żeby tę konsekwencję znajdować w trudnych sytuacjach. Kiedy prowadzisz biznes, kiedy jesteś w ciężkim momencie… Powiedziałeś o tym oswajaniu dyskomfortu. Czego się nauczyłeś od swoich gości o oswajaniu dyskomfortu? Jakie są metody na to, które stosują biegacze, żeby przetrwać przygotowania, działać w sposób konsekwentny i przebrnąć przez te zawody? 

Jak oswajać dyskomfort?

Przede wszystkim: być przygotowanym do danej imprezy biegowej. Czyli nastawienie na proces. Nie na wynik, nie na start, tylko na proces. Taka świadomość, że to wszystko musi potrwać, że to wszystko idzie bardzo powoli. Żeby pobiec jakąś imprezę dobrze, musisz poświęcić na to przynajmniej pół roku. Ja, pomimo tego, że robię to od 10 lat, to nadal do każdej imprezy jakbym się przygotowywał od zera. Pół roku to jest dobry termin, żeby się do czegoś przygotować. Taka świadomość, że wchodzisz jeszcze raz w ten cykl treningowy, że musisz robić sobie notatki, pamiętać, co poszło nie tak na biegach. To są takie mentalne zagrywki. Co myślałem, jak było mi źle, jak zszedłem kiedyś z trasy. Czego nie dopiąłem żywieniowo, co mogę spróbować zmienić żywieniowo. Każde nasze doświadczenie jest pewnym zasobem, z którego mamy obowiązek korzystać, to jest nasza lekcja. To jest niezwykle ważne, żeby biegać te biegi świadomie i pamiętać, co się na nich wydarzyło. Żeby nie popełniać tych samych błędów dwa razy. To nie jest bieg dla biegu, że jestem wikingiem i idę w góry. To jest praca nad sobą. Wszystko jest treningiem. Trening jest treningiem, start jest treningiem, wszystko jest treningiem.

Budując analogię do biznesu, czuję, że to jest patrzenie długoterminowe na to, co się dzieje. To pomaga przejść przez trudne momenty, kiedy wiemy, dokąd idziemy i jesteśmy odpowiednio przygotowani.

Super powiedziałeś. Bardzo ważne jest, żeby mieć wytyczony cel . Trzeba pamiętać, że te cele się zmieniają. Bo my dojrzewamy, zmieniamy się, pojawiają się nowe zajawki. Wydaje mi się, że wspólną bazą tego wszystkiego jest pewność siebie, wiara w siebie, że zależymy tylko od siebie. Że ja trenuję, ja biegam, ale ja nie jestem tym treningiem, tym biegiem. Mogę to przestawić na inne tory. Ten sam mindset ustawić i pójść w zupełnie innym kierunku. Wydaje mi się, że pewność siebie, wiara w siebie, że mamy dużo siły i w cokolwiek wsadzimy naszą głowę, to możemy tam dojść – to prawda. Są ograniczenia: brakuje nam finansów, zdrowia (nie będę biegał już jak 20-latek – trzeba patrzeć realistycznie). Ale nadal możemy robić strasznie dużo i we wszystko, niestety, trzeba wsadzić kupę pracy.

Dobrze się składa z tym, co powiedziałeś wcześniej. O tym, co Cię napędzało do tego, by utworzyć Twój podcast. Słyszę taką analogię, jeśli chodzi o to bieganie. Czyli wiedzieć, dlaczego to robię. Dzięki temu można złapać dużo prawdziwej motywacji, determinacji do tego, żeby osiągać te cele. Wspomniałeś też o takim dziedziczeniu zasobów. Czyli, że jeżeli osiągam jakimś zestawem umiejętności coś w bieganiu, to tym samym zestawem mogę potem osiągnąć coś w tańcu, nauce języków, biznesie, budowaniu relacji. Praca na zasobach, szczerze mówiąc, dla mnie była bardzo ważnym elementem zmiany, którą poczyniłem w swoim życiu kilkanaście lat temu, kiedy zamknąłem pewien etap bycia prowadzącym, właścicielem firmy marketingowej. Zacząłem się zajmować tym, czym zajmuję się teraz, czyli wspieraniem ludzi w ich zmianie dzięki temu, że przeszedłem swoją zmianę. Siły do tego dały mi te zasoby doświadczeń, rzeczy, które w życiu osiągnąłem. Nie znaczy to, że trzeba 5 razy wejść na Mount Everest bez tlenu i zatańczyć tam na szczycie Krakowiaka, tylko każdy ma osiągnięcia na swoją miarę. Analizowanie tych elementów, recept na osiąganie sukcesu: jest jakiś nasz własny zestaw recept na sukces i tę receptę można potem powielać, przenosząc ją do innych obszarów. Jeżeli ja przygotowuję się do biegu, to wiem, że muszę mieć konkretny cel. Potrzebuję mieć partnera (trener albo inna osoba, która będzie trzymać mnie za słowo, pomagać mi) w tym procesie, bo to mnie utrzymuje , chcę mieć ustawiony proces, chcę się odwoływać do doświadczeń, kiedy już coś osiągnąłem. To mi daje pewność, że mogę to zrobić, chociaż nigdy w życiu tego nie robiłem. Podobnie wygląda zdrowe myślenie, jeśli chodzi o osiąganie celu w biznesie. Jednak są sytuacje, gdzie ludzie przegrzewają. To znaczy, jest jakiś punkt, w którym możesz powiedzieć: „Kurde, trochę muszę mierzyć siły na zamiary. Może się spalę na 5. kilometrze. Mogę pracować 20 godzin na dobę, ale wystarczy mi na 3 miesiące, a przez 3 miesiące nie zbuduję tego produktu”. Jak regulować gaz na tej kuchence, żeby coś nie spłonęło, ale żeby gotowało się we właściwy sposób?

Jakiś dystans i spojrzenie z boku na to wszystko. Też na pewno bliscy. Żona mówi mi często: nie wstajesz od kompa już 14. godzinę. Taki zdrowy rozsądek. Plus są efekty przepracowania w ciele. Jeśli dużo biegasz, dużo pracujesz i siedzisz, czujesz w pewnym momencie, że już Ci nie starcza. 

Tak, o tym łatwo zapomnieć.  O tym, jak dużo możemy mieć w sobie energii. Miałem teraz doświadczenie związane z dużymi zmianami w życiu, przez które jakiś czas nie spałem. Moje parametry się znacząco osłabiły. Mówię: kurczę, już jestem stary, to już jest koniec Grega. Ale zobaczyłem, że poprzez powrót do lepszych systemów snu i danie sobie trochę przestrzeni, niedociskanie na wszystkich frontach jednocześnie można wrócić do spektakularnego poziomu energii. Poprzez dodawanie pewnych rzeczy, na przykład sportu, który w praktyce spala kalorie, ale daje energię – to jest pewien absurd sportu. I można tę energię odzyskać, by przełamywać te różne bariery. Ważne jest to, co powiedziałeś o tym dystansie. Będą osoby, które w tym dystansie będą znajdowały usprawiedliwienie. Rozumiem co masz na myśli, mówiąc: decyduję się, że przebiegnę bieg rzeźnika, ale jednak świadomie podejmuję decyzję, że mam kontuzję, innego typu problemy, zmieniam ten bieg na inny bieg, który będzie krótszy, bo jest to racjonalna decyzja i nie jestem tym biegiem, jak powiedziałeś. Czyli, powiedzmy: mam dzisiaj pomysł, żeby zbudować unicorna, jutro będę sprzedawał kwiaty na rogu. Ale kiedy to jest wymówka… Bo to równie dobrze może być nie samoświadomość, tylko szukanie excusów w momencie doświadczenia dyskomfortu. 

To życie pokaże, czy na nas coś działa, czy nas buduje czy nie. Czy to jest tylko skakanie z jednego drzewa na drugie. Trzeba dać sobie określoną ilość czasu na wypróbowanie zajawki. Czyli zaczynamy coś robić, a uważam, że trzeba robić i próbować wielu rzeczy. Moim zdaniem, człowiek jest tak poskładany, że jest poskładany do działania. Jeśli nie działa, to znaczy, że albo boi się porażki, albo się wstydzi. To nie jest tak, że człowiek ze swojej natury jest taki, że nie chce mu się czegoś robić. Moim zdaniem to tak nie działa. Człowiek zawsze chce iść do przodu, tylko się boi lub wstydzi. Trzeba dać sobie czas. Jak ktoś sobie da 2 miesiące na bieganie i potem zrezygnuje, zmieni cel, to wiadomo, że się nie przyłożył za bardzo. On może tego nie widzieć. Ale zobaczy, że jeżeli będzie tak działał, ten framework przełoży na inne obszary życia, to zobaczy, że ciągle coś robi, jest zajęty i do niczego nie dochodzi. Być może ktoś będzie miał fajnego przyjaciela, który mu mowi: ej, stary! Ale być może nie będzie miał takiej osoby i przepędzluje tak całe życie. To też jest ok! Fajnie spróbować rzeczy, ale fajnie też czasem do czegoś dojść.

To prawda. Ta satysfakcja jest duża. Powiedziałeś jednak o lęku, o wstydzie. Ja też czasem widzę zamęt, zagubienie, które powodują osadzenie, osiadłość, i to, że zapominamy o tym, jak aktywność nas napędza i oddaje nam energię. To też jest interesujące, bo widzę kolejną analogię między sportem a biznesem, która dotyczy nie tylko biegów, ale w ogóle sportowców. Od dawna mówię, że współpraca ze sportowcami jest dla mnie, także w kontekście biznesowym, wspaniałym doświadczeniem. Większość sportowców, którzy przechodzą do biznesu, mają w DNA wypracowane te elementy jak: dyscyplina, konsekwencja, rezygnacja z komfortu na rzecz długoterminowych efektów. 

Dokładnie. Dają sobie czas.

Czy myślisz, że decyzja o osiąganiu ciekawych celów, jeżeli chodzi o długodystansowe biegi, które wymagają dużo czasu, to może być początek drogi do nauki dyscypliny? Czy jednak, jakbyś przyłożył statystykę, to 90%, 98% tych ludzi, co to robią, to już zbudowali sobie ten mięsień dyscypliny w życiu wcześniej?

To jest dobre pytanie. Tego nie wiem. Wydaje mi się, że to jest bardzo indywidualne. Mam w towarzystwie biegaczy wielu uzależnieniowców, którzy porzucili jakieś używki dla biegania. To też jest jakiś temat. Są osoby, które nie miały nic do czynienia ze sportem i w wieku 40 lat wstają i świetnie biegają, stają na podium. To jest to, co ja mega lubię w tym podcaście. Z tego podcastu wychodzi jedno. Nie ma jednej odpowiedzi. Każdy jest inny, każdy jest wyjątkowy. To jest ogromna siła. Nie chcę powiedzieć, że każdy może stawać na podium. Jest to nieprawda. Chociaż tak naprawdę wszystko zależy od priorytetów, to jednak większość zależy od uwarunkowań DNA, z czym się rodzimy. Najpierw musimy mieć talent, czyli to ciało, które jest w stanie znosić te obciążenia, szybko się regenerować, żebyśmy mogli dodać do tego pracę i zrobić sukces w sporcie. Bez tak zwanego szczęścia, pracą nie nadgonimy wszystkich niedociągnięć naszego ciała. Tego się nie da zrobić. Nie ma jednej odpowiedzi na to, czy to można wypracować w sobie. Myślę, że dyscypliny można się nauczyć, tylko trzeba być bardzo ostrożnym. Jeżeli trafi się na podcast, przekaz Jocko Willinka albo Gogginsa, którzy: „stay hard”. On w niedzielę jest zero, a w poniedziałek jest Gogginsem, to myślę, że to może się szybko wypalić i źle skończyć. Tego rodzaju świadomość, świadomość dyscypliny, która daje Ci znacznie szersze możliwości działania w przyszłości. Jocko Willink mówi: „dyscyplina daje ci wolność”. Do tego można dojść, ale to też jest proces. Wszystko powinno być spokojnym procesem. Ok, powiedzmy, że chcemy być tym Gogginsem i chcemy „stay hard everyday”, rozumiesz? Ale musimy mieć taką świadomość, że: ok, spokojnie, dzisiaj zrobię to, jutro to plus 1%, pojutrze to plus 2% itd. To wszystko jest proces. Tak naprawdę w tej drodze i w tym procesie jest ta wolność, którą możemy uzyskać. Oczywiście to zależy, co kto rozumie przez wolność czy szczęście. Ale to jest piękne. Ta droga i to, że ciągle wzrastamy daje nam siłę. 

Nie znam Gogginsa, więc nie umiem się do tego ustosunkować. Jocko Willink – ciekawy gość, były oficer sił specjalnych, autor kilku książek m.in. „Extreme Ownership”. Dość interesująca książka o tym, że zawsze odpowiedzialność jest po Twojej stronie. To podejście uważam, że jest zasadniczo korzystne. W tym znaczeniu, że nie uciekamy od odpowiedzialności, tylko raczej bierzemy ją na klatę. A odpowiedzialność to jest sprawczość, bo odpowiedzialność daje nam efekty, kiedy ją bierzemy i ktoś podejmuje decyzje, a nie siedzimy na płocie i czekamy, aż ktoś inny podejmie. To mi się w nim podoba. Niemniej jednak, rzeczywiście to młotkowanie i próba stania się robotem do ogarniania różnych rzeczy to nie jest coś, co możemy wytrzymać w długiej perspektywie, i zabija pewnego rodzaju wellbeing. Tu mam taką samą obawę, jeśli chodzi o biegi ekstremalne, jak i o biznes. Obserwuję ludzi, którzy robią w swoim życiu kilka rzeczy na maxa. Nie tylko sport ekstremalny, ale też ekstremalny biznes, inne aspekty. Oczywiście będzie jakiś odsetek ludzi z tym, jak mówisz, niesamowitym DNA, którzy śpią te 3 godziny, jadą z tym wszystkim na maxa, i to działa przez całe życie. Jednak statystycznie tak nie jest. Jak pracować nad tym, żeby nie dojść do tego punktu, nie traktować się po robotycznemu, ale jednak nie folgować sobie, nie jeść dzisiaj 5 croissancików, jutro 4 czekolad, a pojutrze nie pójdę na trening, bo trochę mi się pogoda nie podoba i temat się rozsypał. 

Na to pytanie Ci nie odpowiem, bo nigdy nie brałem udziału w tego typu szkoleniach. Ja się trochę z tym urodziłem, ale wszystko jest w ciele, de facto. Stres odkłada się w ciele, to, że przesadzamy z tymi croissancikami też. Wydaje mi się, że dużym kluczem jest przede wszystkim pewność siebie, drugim punktem jest świadomość własnego ciała, umiejętność czytania sygnałów z własnego ciała. To też jest coś, co jest absolutnie częścią tej całej zabawy. To nam pozwala się nie przejadać, nie przetrenować się, stwierdzić, że jest za dużo albo że dzisiaj mógłbym docisnąć. Taka umiejętność sterowania samym sobą i podejmowania dobrych decyzji. Nie wiem, jak to można wytrenować. Zauważyłem w swoim życiu, że wrzucanie sobie takich ciężkich konceptów, (że z dnia na dzień przeszedłem na wegankę, teraz eksperymentuję z dietą low carb, potem te biegi ultra – tych biegów nie zrobiłem z dnia na dzień, wiedziałem, że jest to dłuższy proces) daje Ci taką perspektywę, że w tym życiu jest coś więcej niż to, co mamy tu i teraz. Ja potrzebuję takich mocnych impulsów. Teraz z moją żoną wchodzimy w tematy głodówkowe, nie jakieś długie, ale 12, 16, 18, 24 godziny. I nagle: kurde, ja nie muszę podjadać co dwie godziny. To są takie banalne odkrycia, ale ja byłem jeszcze dwa miesiące temu gościem, który mówił, że nie da rady czterech godzin wytrzymać między posiłkami. Palę 1500 kalorii dziennie na treningu. Powinienem dostarczać mojemu organizmowi 3500-4000 tysięcy kalorii, żeby to hulało. Ja jem cały czas, bo jestem na wegance. Nie jem mięsa, jadłem mało tłustych rzeczy. Teraz to przestawiłem. Nie dość, że jem bardzo rzadko – 2 razy dziennie albo 3, gdy mam mocny trening, ale jem duże posiłki, pełnowartościowe. Wrzucam sobie takie rzeczy, strasznie dużo tam odkrywam, może to jest jakaś metoda. To jest znowu metoda próbowania, niebania się, że coś się nie uda, że ktoś mnie źle oceni na social mediach. Pewność siebie i brak strachu przed czymś nowym – wydaje mi się, że to są jakieś klucze. 

Ciekawy aspekt poruszasz. Od dawna o tym myślę. Z jednej strony to jest duża otwartość na eksplorowanie, kiedy jestem w fazie eksploracji, to jest all in, pełna determinacja. Ale daję sobie prawo do tego, że jeżeli dana rzecz nie działa, to po prostu ją mogę wyrzucić, bo widzę, że nie pracuje. To jest ryzyko, można w niczym nie osiągnąć nawet przyczynku do mistrzostwa, ale jednak dzięki temu nasze życie się ubogaca. Przenosząc to z powrotem do świata biznesu, jest jakaś moda. Że robimy startupy, firmy technologiczne. Bo można dużo kasy ściągnąć z rynku, być Stevem Jobsem, błyszczeć twarzą, spotykać się z fajnymi ludźmi, nie wiem jakie jeszcze inne odcienie splendoru i zmiany świata w ten sposób osiągać. To jest prawda. To jest niesamowicie konkurencyjna gra, dużo bardziej niż te maratony, no chyba że chcesz być na podium obok Kipchoge, to może wtedy jesteś w tej samej grze. To nie jest gra dla wszystkich. Chcemy w nią jednak grać, gdyż jest bardzo modną grą. Brakuje nam czasem takiej samoświadomości – wracam teraz do tego, co mówiłeś o tym DNA – że to nie jest dla mnie. Nie nauczę słonia chodzić po drzewach. Być może się wespnie, ale nie będzie nawet miał podejścia do małpy. Podobnie tutaj. Mogę biegać, robię to z przyjemnością, ale nie wygłupiam się i nie udaję, że będę Kipchoge. A w startupach musisz być Kipchoge albo Cię nie ma. Sądzę, że ludziom potrzebna jest taka samoświadomość i umiejętność odpuszczania. Oczywiście na właściwym etapie, ale z pełną świadomością. Bo znam ludzi, którzy zbudowali do bardzo dużego poziomu startup, robią to wiele lat, nie są anonimowymi startupowcami, są bardzo nieszczęśliwi, bo ta reguła konsekwencji pokazuje im, że przebiegli już 100 km, ale przed nimi jeszcze 100 000 km. Te 100 km biegli ostatnie ileś lat, oddając całe swoje zdrowie i wszystko i uświadamiają sobie, co to jest. Myślę, że tutaj mamy mówić o konsekwencji, determinacji, wytrzymałości i rezygnowaniu z przyjemności, czyli akceptacji dyskomfortu. Jednak jest szalenie istotne, żebyśmy nie robili propagandy człowieka z marmuru, jesteśmy najlepsi. Trzeba mieć świadomość swoich talentów, nie odpuszczać za łatwo, nie mówić, że ok, jestem zwierzęciem kanapowym, który siedzi i wali browarki przed Netflixem. Ale jednak wiedzieć, że jeżeli jestem słoniem, to nie wejdę na drzewo. I to jest chociażby w kontekście biznesu, który prowadzę, tej przedsiębiorczości, której się podejmuję, roli, którą chcę brać. Jeżeli nie lubię ludzi, jestem samotnikiem, nie chce mi się z nimi rozmawiać, nie interesują mnie, to będzie mi niezwykle trudno być managerem. To wymaga tego, że musisz lubić ludzi albo muszą Cię ciekawić, musisz chcieć wpływać na ich życie, chcieć się nimi zajmować, bo Twoja praca polega na rozmawianiu z ludźmi. Jeżeli tego nie lubisz, to nie próbuj być managerem, odpuść, znajdź inną ścieżkę kariery, inny sposób budowania wpływu w ramach biznesu. Jeżeli nie chcesz współzawodniczyć o jedno trofeum na miliard, będąc tym Kipchoge w świecie startupów, to nie graj w tę grę. To nie jest gra, w której można być przeciętniakiem. To może być bardzo bolesne psychicznie. Trzeba mieć określony zestaw cech, do których zaliczają się też te, które przydają się też w innych miejscach i trzeba nad nimi pracować: determinacja, konsekwencja. Trzeba wiedzieć, w jakiej się gra lidze, jakie się ma DNA, jakie się zbudowało predyspozycje, z kim się konkuruje, żeby się nie zajechać w nie swojej grze. Bo można zbudować sukces w swojej grze. Grze, która będzie grą, w nieobiektywnych miernikach, drugiej, trzeciej ligi, nie ekstraklasą. Ale być tam szczęśliwym, spełnionym, generować wpływ, mieć z tego satysfakcję, nie mierzyć się do tych, do których nie ma sensu się mierzyć. To będzie generowało tylko cierpienie. Taka refleksja przychodzi mi do głowy. 

Bardzo ważną rzecz powiedziałeś. Te dwa tory idą równolegle. Dyscyplina i jasno wyznaczony cel, a z drugiej strony droga, na której uczysz się odpuszczać pewnie rzeczy, bo inaczej to się wypalisz. Musisz mieć zdrową perspektywę do tego, co robisz, i potrafić sobie wybaczać błędy, powiedzieć: odłóżmy teraz to na bok, bo ważniejsze od szybkiego zmontowania podcastu jest kolacja z żoną, olewam to i idę na kolację z żoną. To jest tylko przykład, można te przykłady mnożyć. To jest superważne. Jeszcze jedna rzecz. Czym jest sukces? To jest ciekawe. Mam do Ciebie pytanie. Czym dla Ciebie jest sukces w biznesie, czy to zawsze jest ilość wpływów, jakie masz z tego biznesu? Wydaje mi się, że to jest błędnie postrzegany koncept, tak po amerykańsku. Pytasz się Amerykanina, czym jest sukces, to 99,9% powie, że chodzi o pieniądze. To jest błędne myślenie. Na szczęście świat się rozwinął, ludzie się rozwinęli i zaczynamy sukces postrzegać inaczej. Ja obecnie mój sukces postrzegam tak, że możemy sobie tu siedzieć i gadać na fajne tematy. Że nie siedzę w jakiejś pracy 8-16, że zaraz kupuję kamper. Nie stać mnie na niego, żeby było jasne! Nie stać mnie na ratę tego kredytu… I co z tego? To znaczy, że mam tego nie zrobić? Nie! To znaczy, że to robię, a pieniądze wykombinuję później. Pojadę potem z żoną na fajne wakacje, przy okazji nagrywają się jakieś podcasty, przy okazji pracując zdalnie dla jakiejś firmy i zarabiając. To jest dla mnie sukces. Ja mam 0 na koncie. Przez 50 lat życia nie odłożyłem ani złotówki. Już moja żona jest w tym lepsza. To jest tak, że wszystko zawsze wydaję na podróże, inwestycje w sprzęt, który tu widzisz, i na to, żeby wyciskać z tego życia ile wlezie. To jest mój sukces, że ja ciągle daję radę to robić. W swoim życiu, na przestrzeni ostatnich 4-5 lat, zmieniam zupełnie branżę, w której pracowałem. Bo jak się poznaliśmy, to pracowałem w Platige i byłem grafikiem. Potem otworzyłem tutaj studio, zresztą pokój dalej. Zacząłem być szefem małego studia. Teraz odchodzę od robienia grafiki, żeby nie siedzieć przy tym komputerze i nie pracować dla kogoś, tylko pracuję zdalnie i jestem supervisorem efektów specjalnych. W to wszystko wszedł jeszcze ten podcast. Fajnie mi się to miesza, układa. Zawsze marzyłem o pracy zdalnej. Do tego weszła ta służba społeczności, która się przerodziła w taki ogromny zastrzyk energii. Być może przełoży się to też finansowo, zobaczymy, na razie są to niewielkie pieniądze, ale są. Tworzę z tego jakąś dziwną strukturę, ale to robię wszystko intuicyjnie, na takim lajcie, bez napinki Nie martwię się, że coś nie pójdzie. Wiem, że wyjdę z każdej sytuacji. 

Mam dwie refleksje. Tylko zaparkuję sobie w głowie pytanie, żeby potem Cię zapytać o to. Jak zbudowałeś w sobie to przekonanie. Myślę, że to jest gigantyczny dar czy umiejętność. To jest ta magia, która pozwala żyć na własnych zasadach. A odnosząc się do kwestii sukcesu. Nie wiem, czy to są pieniądze… Dzisiaj to się bardziej mówi wpływ, impact. Natomiast nadal w dużym stopniu mamy taki społeczny drive na to, żeby było więcej, najwięcej. Nieważne, czy są to pieniądze, pomoc dzieciom, cokolwiek, ewolucja technologiczna. Jest ten imperatyw tego, że więcej znaczy lepiej. Z mojej perspektywy, a ja z natury jestem nie współzawodniczący, uważam, że jest to absurdalne i jest drogą do wypalenia, bo zgodnie z zasadami działania rzeczywistości (z Zasadą Pareto na czele) 20% będzie miało 80% majątku świata, a te procenty są jeszcze bardziej zaburzone. Podobnie z wpływem. Jest jakaś firma X, druga firma, która zostanie challengerem tej firmy i ją wywróci do góry nogami albo będzie przez nią kupiona. Potem jest cała reszta. Czy ta cała reszta nie ma sensu? Myślę, że ma ogromny sens. Kiedyś czytałem książkę Bo Burlinghama „Small Giants”, o małych firmach, które pozostają intencjonalnie małe, i to jest ich siła. Każdy powinien mierzyć swój sukces w biznesie miarą tego, co jest jego personalna wartością, i która go napędza. Jak słyszy: dla Ciebie to jest wolność, możliwość budowania życia na własnych zasadach, eksperymentowania, doświadczania życia. I budujesz sobie karierę w tym kierunku, nie masz tego lęku, jesteś odważny. To jest rzadkie, z mojego doświadczenia, bo często budzimy się… Pracuję z różnymi ludźmi, w różnych sytuacjach. Są teoretycznie, obiektywnie ze względów ekonomicznych lepsze, ale w praktyce są w jakichś kajdankach rutyn, nawyków. Nie tych nawyków, które chcemy kreować, które kontrolujemy. Nawyków, które odziedziczyliśmy przez 20-30 lat kariery, i które dalej kultywujemy typu: różne wygody, etat, samochód służbowy, kasa wpływa na konto. Czuję, że biegam w kołowrotku, nie jest to do końca zgodne ze mną, ale boję się zrobić ten krok do przodu, żeby działać na swoich własnych zasadach. Raczej mam poczucie, że 90% osób działa wedle zasad, które narzuca społeczeństwo i ogólne trendy, którymi jest sukces, więcej, lepiej… A zarazem bezpieczeństwo, stanowisko, status itd. Jest wąska garstka ludzi, którzy mają odwagę do tego, by kreować rzeczywistość na własnych zasadach. Co jest w dużym stopniu możliwe. Pamiętajmy o słoniu, który nie wchodzi na drzewo. Przedsiębiorczość też nie jest dla każdego. Trzeba mieć odpowiedni konstrukt psychiczny, żeby to przetrwać. Podobnie jak bieganie ultra nie jest dla każdego, chociaż pewnie jest bardziej demokratyczne niż przedsiębiorczość wbrew pozorom. To jest taka moja odpowiedź na to, a propos tego sukcesu. Ja go też nie mierzę miarą finansową bezpośrednio. Dla mnie to jest możliwość tego, że, tak jak opowiadałeś, jestem niesamowicie szczęśliwy, bo moje życie wygląda tak, jakbym chciał. Jestem wystarczająco wolny wedle swoich celów, robię to, co chcę, to jest wspaniałe uczucie. To nie przychodzi znikąd. Myślę, że to jest konsekwencja tej dyscypliny. Przechodzenia przez dyskomforty, grindowania po 15-18 godzin dziennie. Czego teraz nie widać, więc nie wiem, czy to można tak od początku wyjść sobie z liceum, pójść na studia i od razu być wolnym ptakiem, co pracuje sobie 5 godzin dziennie. Ale można iść w tym kierunku, być może kiedyś trzeba włożyć, żeby wyjąć, krótko mówiąc. Wracam do tego pytania, które zaparkowałem. Skąd u Ciebie przekonanie, że dasz radę? Skąd ta determinacja? Pierwszą oznaką, jak się spotkaliśmy, to Ty byłeś spełniony, miałeś poważną funkcję w bardzo profesjonalnej i szanowanej firmie, miałeś fajna odpowiedzialność, pewnie dobrą kasę i wiele benefitów z tego, gdzie byłeś. Ale coś pchało Cię do tego, żeby to zmienić. Spotkałeś się wtedy ze mną. Skąd ta determinacja i ta odwaga do tego, żeby zrobić ten przeskok?

Niechęć do stagnacji

Ja chyba mam gdzieś w sobie zaszytą taką niechęć do stagnacji. Takie coś, że jak coś jest już w komforcie, takie ułożone, uleżałe, to czuję, że muszę stąd iść, że nie czuję się w tym dobrze. Że jak coś działa, funkcjonuje i jest ok, to ja od razu bym coś zmienił. Wydaje mi się, że ja próbuję po prostu dużo różnych rzeczy. Patrzę, co działa, co nie działa. Podam Ci przykład. Uruchomiłem ten podcast. Byłem gościem od dźwięku, który potrafi nagrać dźwięk, potrafi fajnie pogadać z gościem. Potem zacząłem wypuszczać filmy, to wszyscy: o, to Ty umiesz jeszcze coś nakręcić i coś zmontować. Ostatnio wrzuciłem taki krótki klip (wracam do grania na perkusji), na którym gram główny motyw z podcastu i wszyscy: o mój Boże, Ty jeszcze grasz na perkusji! To tak wygląda, ale ja mam 48 lat. Wiele z tych rzeczy to są moje zasoby, które zgromadziłem przez całe moje życie. Które teraz w tym moim projekcie Black Hat Ultra na Instagramie i na moich social mediach pokazuję. I ci ludzie ciągle: to co tam jeszcze jest, skoro ciągle nas zaskakujesz czymś nowym? To jestem tylko ja, facet w wieku 48 lat i jego doświadczenia życiowe. To nie jest nic innego. Mi jest łatwiej wszystko prowadzić, bo te umiejętności, które mam, i które pokazuję w formie dźwięku, video, storytellingu i tego wszystkiego, to była moja praca. Robiłem to zawodowo, nadal robię. Ocierałem się o reżyserię, dużo montowałem. Czerpię z tego wszystkiego. To nie tak, że usiadłem teraz na YouTube i się tego nauczyłem. Jakbym miał odpowiedzieć na Twoje pytanie, to powiedziałbym: próbować rzeczy, uczyć się nowych rzeczy.

A co jak nie pójdzie? 

Masz to gdzieś! Nie poszło? Następne.

Dobrze. Odszedłeś z etatu, nie zarabiasz pieniędzy. Co się dzieje? Co się wtedy wydarzy?

Wytrzymasz pół roku, zobaczysz, co będzie, w którą stronę się to rozwinie. Ja z Platige poszedłem do małej firmy, gdzie zarabiałem 2 razy mniej, ale szybko się okazało, że doceniają to, że jestem, i że rozmawiam z klientami w taki, a nie inny sposób, więc zaoferowali mi procent od projektu. Ok, to nadal nie były pieniądze, które zarabiałem w dużej firmie, ale to już było 20% więcej. Wiesz o co chodzi. Po prostu szukasz swojej drogi, patrzysz. Potem się okazało, że ta firma to nie było to. Że mogę to robić sam i zacząłem to robić sam. A potem stwierdziłem, że już nie chcę siedzieć przed komputerem. Wymyśliłem sobie jeżdżenie na plany filmowe i nadzorowanie wszystkiego zdalnie, w czym oczywiście covid też bardzo pomógł. 

Cały czas mówisz o takich aspektach operacyjnych. Widzę, że być może ten mindset jest tak głęboko w Tobie, że nawet trudno Ci go uchwycić i opowiedzieć.

Tak, tak. 

Skąd to się bierze?

Brak strachu przed próbowaniem

Ja gdzieś z takim drivem się urodziłem i z takim brakiem strachu przed próbowaniem nowych rzeczy. To chyba to jest jakby core tego wszystkiego. Ja nawet patrzę po mojej żonie, które pracuje przecież w jednej firmie 20-kilka lat. Kompletnie inny mindset. A bardzo bliska mi osoba. Ona też, żeby było śmieszniej, cały czas pnie się w tej firmie w górę, nie jest łatwo, ona jest kobietą, tam są faceci, którzy mocno trzymają władzę. Szklane sufity. Ona powoli, systematycznie idzie do przodu, ma nowe pomysły, lubi tę firmę, to jest fajne. Ja jestem zupełnie innym człowiekiem. Zawsze często zmieniałem pracę, co kilka lat. Chciałem próbować nowych rzeczy, poznawać nowych ludzi, ciągle coś zmieniać. Spotkałem się kiedyś z takim zarzutem od jednej z osób, która chciała mnie zatrudnić. I mówi tak do mnie: kurczę, nie czuję w tobie, żebyś chciał się czemuś tak do końca poświęcić, nie jestem w stanie rozgryźć do końca, kim jesteś. Ja po latach widzę, że jestem takim specyficznym artystą. Ze swojego życia robię formę sztuki, tak jakbym malował jakiś obraz. Najśmieszniejsze jest to, że mi się udaje. Ciągle zmieniam i ciągle jestem w grze pod tytułem: życie. Mam kasę na to, żeby sobie wsadzić do garnka i zapłacić czynsz za mieszkanie. Mi nie trzeba w życiu niczego więcej. 

Co robią biegacze w trakcie 100 km biegu, kiedy jest ciężko? Jakie są na to patenty?

Nie wiem, co robią wszyscy. Ja cierpię. Mam podobnie jak Ty bardzo zbite uda i łydki, cała dolna część ciała jest mocna, nierozciągnięta. Po prostu boli.

To dlaczego biegniesz dalej? Co robisz, żeby biec dalej, kiedy czujesz się bardzo źle?

Jak nie zrezygnować, gdy jest źle?

Mam za sobą dwa biegi, których nie ukończyłem. Mogę opowiedzieć, dlaczego. Ja zawsze stawiam sobie duży cel przed sobą. Tym celem nie jest ukończenie tego konkretnego biegu. To jest coś więcej. Jak biegam trudne biegi typu: 100 mil po Alpach/48 godzin, ostatnio w Norwegii byłem w bardzo trudnym terenie (100 km), czego nie ukończyłem. To są takie dwa biegi, które pokazują fajne rzeczy. Bieg po Alpach ukończyłem, bo dawało mi to wejście na inny bieg. Tego w Norwegii nie ukończyłem. Po pierwsze, nie byłem przygotowany, a do tego w Alpach szykowałem się pół roku. Do tego w Norwegii nie byłem przygotowany i on mi nic nie dawał. Nie był częścią dużego planu. Ja po prostu byłem zaproszony na ten bieg w trakcie tego, jak siedziałem w Maroku i pracowałem nad filmem, i nie miałem szansy na trening. Zostałem zaproszony i zdecydowałem, że pojadę, zgodnie z moimi zasadami, żeby się nie bać i próbować. Pojechałem do tej Norwegii, przepiękny bieg: Stranda, 100 km. Na 70. kilometrze zacząłem wchodzić w drugą noc, to była jakaś 17-18 biegu. Jakieś absurdalne, bo po 18 godzinach, to już się dawno kończy takie 100 km w innym terenie. A tam bardzo trudny teren. Odpowiadając na Twoje pytanie. Posiadanie dużego celu, bo takie małe biegi, to mogę pojechać, pobiec, zapomnieć, trochę przecierpieć. Ale takie duże biegi, gdzie jest się długo i musisz sięgnąć głęboko do swoich zasobów, to ja muszę mieć większy cel, że po coś ten bieg biegnę. Żeby było śmieszne. Ja na początku swojej drogi biegowej wyznaczyłem sobie cel, że pobiegnę taki bieg Hardrock 100 mil w Colorado w Stanach. Bieg, na który jest się piekielnie ciężko dostać , bo tam co roku biega tylko 300 osób. Ale to nawet nie o to chodzi. Tam się tak dużo osób zgłasza, że loteria nie wybacza błędów nikomu. Ta loteria to jest taka informacja na zewnątrz: robimy loterię. Ale tam musisz znać tych ludzi, oni muszą wiedzieć, że jesteś spoko gość. Trzeba pojechać tam na wolontariat, oni muszę Cię poznać, musisz powiedzieć, że Colorado jest super, musisz popracować przy tym biegu, mieć fajną osobowość. Bez tego można zapomnieć, że taki gość z Polski się tam dostanie. Ze Stanów tak, ale z Polski jest bardzo trudno wbić się na ten bieg. I wymyśliłem sobie ten bieg, że chcę go pobiec. Byłem już w międzyczasie  tym Silvertone ze 3 razy, przy okazji moich innych podróży do Stanów. Wiem, że tam jest pięknie, ale wiem podskórnie, że ja już nie pobiegnę tego biegu. Co wcale nie oznacza, że to nie może być mój duży cel. Zapisałem się na bieg do Bułgarii, który będzie w przyszłym roku, 100-milowy, bardzo ciężki bieg w ciężkim terenie. Gdzie limit 50 godzin jest mega wyśrubowany. Ten bieg daje mi kwalifikacje do tego Hardrocka. Ja wiem, że stanę na starcie, przygotuję się  i zrobię wszystko, żeby go ukończyć i zmieścić się w limicie po to, żeby realizować swój duży cel od tytułem: bieg Hardrock. Pomimo tego, że podskórnie czuję, że nie uda mi pobiec w tym Hardrocku, musiałbym poświęcić strasznie dużo czasu i pieniędzy. Pojechać do Stanów na dwa tygodnie, wziąć udział w wolontariacie, porozmawiać i nawiązać kontakty z tymi ludźmi. Mi też nie jest jakoś super łatwo wejść w towarzystwo i powiedzieć: hej, słuchajcie, jestem Kamil z Polski, jestem fajny, weźcie mnie na bieg! Nie mam tego typu osobowości. Ten cel się trochę oddala. Kojarzysz Garego Vee? On cały czas mówi, że chce kupić Jets’ów. Czy on chce kupić Jets’ów? Nie wiem, ale to jest jego duży cel. Rozumiesz? Ostatnio w wywiadach on zawsze mówi, że ci Jetsi są fajni, ale tak naprawdę chodzi o to, że jak był mały, mama robiła mu z wełny sweterki z logiem Jets’ów i dlatego ich tak kocham.

Wiem. Ciekawi mnie, zastanawiam się, czy ja kiedyś czegoś takiego doświadczyłem i nie mam chyba takiego celu, ale to bardzo inspirujące. Czyli cel, który jest zarazem iluzoryczny, ale wystarczająco motywujący, by za nim iść. 

Dokładnie tak.

A w trakcie biegu… Bo są jakieś patenty. Takie „down-to-earth”. Powiedzmy, że przygotowałeś się, biegniesz.

Dobra, schodzę na ziemię. 

Biegniesz, but Ci spadł albo nogi Ci zdrewniały a jesteś w połowie, na szczycie przykrytym śniegiem. Jakie metody, działania poza posiadaniem dużego celu i byciem przygotowanym mogą sprawić, że ukończysz ten bieg? Jesteś w biznesie, analogia taka sama, odbywasz 100. spotkanie z inwestorem i nie dostałeś finansowania. To jest case Canvy. Nie wiem, czy słyszałeś, że Canva była u 100 VC, którzy jej odmówili, a teraz, nie pamiętam, mam kiepską pamięć do liczb, ale chyba 32 miliardy zapłacili za Canvę. To jest największy deal, kobieta CEO, gigantyczny deal, teraz w epoce, powiedzmy, jakiegoś raczej gorszego momentu dla biznesu, z oczywistych względów i wycen. O co chodzi? 100 osób odpuściło i ta osoba jechała dalej, budowała biznes i analogia jest taka sama w biegu. Jesteś tam, możesz powiedzieć, że zejdziesz z trasy. Ale co zrobić? Patenty na to, żeby kontynuować. 

Ja nie stosuję dużo takich patentów. Staram się cieszyć tym, gdzie jestem. Patrzeć na widoki. Te trudne biegi dobieram zawsze tak, żeby były ładne. Muszę się zakochać w tym biegu. Muszę chcieć pobiec tę trasę. W życiu nie zrobię 48 godzin po stadionie w Warszawie, chociaż mnie ciągnie. No nie wiem. Jeśli chodzi o góry – wybieram biegi trudne, piękne. To jest coś, co mnie ładuje.

Karmisz się wyzwaniami i doświadczeniem w trakcie. Jeżeli mamy wyzwanie pod tytułem: zebranie finansowania, to doskonalmy się w sposobie prezentowania naszej firmy, cieszmy się z procesu, że możemy poznawać ciekawych ludzi, fajnych VC, a nie skupiajmy się w danym momencie, czy wygramy ten peach czy nie. 

I kochajmy ten projekt. Żeby mieć personalne połączenie z tym projektem. Ja wiem, jak to jest w rzeczywistości. Na 10 projektów tak bardzo lubisz jeden. W biznesie jest coś innego, bo firma się musi toczyć, musisz zarabiać. Ja nie muszę biec. Mogę biec jeden bieg rocznie i jestem happy. Czy ja stosowałem jakieś grubsze patenty poza tym, że uciekałem myślami w jakieś miejsca, które są spokojne, piękne, i próbowałem się uspokajać, jak mnie coś bolało… Robię analizę ciała. Na jednym biegu w Alpach to zrobiłem. Nagle zaczyna mnie coś boleć, przeprowadzam w głowie i mówię do kamery, że nie boli mnie tak bardzo, żeby robić z tego dramat, zobaczymy co będzie za 5-10 km. To jest sposób zauważenie tego, że coś dzieje się w moim ciele, analiza i odsunięcie tego na bok. Delikatnie, nie przesadzajmy, zobaczymy co będzie dalej. I ten ból potem minął. Pojawił się inny ból: totalne obtarcie pachwin. Przed biegiem powinniśmy się mocno wysmarować, pod pachami, w pachwinach i gdzie wlezie. Bo, zwłaszcza jak popada deszcz, zaczyna nas wszystko mega obcierać. Nie zrobiłem tego dobrze przed tym biegiem. Ale na każdy przepak, a miałem ich sporo (chyba 4), zostawiłem sobie taki krem, który normalnie stosowałem do stóp. Użyłem go w końcu, nalałem go sobie do gaci, wysmarowałem tam wszystko. Miałem już taką opuchliznę i nie dość, że przestało boleć, to na koniec biegu zeszła ta opuchlizna. Ten krem tak dobrze zadziałał. Myślisz sobie, że opuchlizna to już koniec. Nie, to jest proces, spokojnie. Zatrzymaj się, przemyśl co jest, jakie masz zasoby, krem, punkt odżywczy, czy jest tam ambulans. Czy może jesteś w miasteczku i jest tam apteka. Pójdź, pogadaj z kimś, to nie jest koniec świata. Masz czas – to jest słowo klucz. Ten mindset, który przenoszę z ultra na życie, to jest taki chillout. To jest tylko kolejny problem, masz czas, żeby go rozwiązać. To jest chyba to. Ja głównie tym się ładuję. I zdecydowaniem pięknem trasy. Potrzebuję mieć ładną trasę. Ale słyszałem patenty innych osób. Wiele osób mówi sobie jakieś mantry, słucha muzyki, audiobooków, moich podcastów, innych podcastów. Rozmawiają z kimś na trasie. Ja nie lubię z kimś rozmawiać, ale rozmowa działa wspaniale, bo Twoje myśli szybko uciekają, skupiasz się nie na sobie, a na jakiejś historii, którą komuś opowiadasz. Dorwanie kogoś i zagadanie na pewno działa. Są biegacze i strasznie im zazdroszczę. Ostatnio w podcaście rozmawiałem z Grażyną Golas, która bardzo łatwo wchodzi w coś, co ona nazywa stanem flow. Zaczyna biec, klik. Kobiety to mają. W rozmowach z facetami tego nie zauważyłem. Kobiety: klik i idą. Nie ma kryzysu, jej nie bolą stopy, coś sobie zje, idzie, idzie i jest druga na mecie. Ale jak? To też jest taka jej cecha. Rozmawiałem ostatnio z psychologiem. Powiedział, że stan flow, z takiego technicznego punktu widzenia, to jest wynik Twojego przygotowania do challengu, stopnia trudności tego challengu. Jeżeli te dwie składowe pasują do siebie, to z psychologicznego punktu widzenia można mówić, że masz pewną łatwość wejścia w stan flow. To są takie technikalia, de facto wszystko siedzi w głowie. Absolutnie wszystko. Głową możesz nadpisać bardzo wiel niedociągnięć Twojego ciała. Możesz na tym wygrać, a możesz też przegrać. Rozmawiałem kiedyś z jednym wspaniałym biegaczem, który ma tak silną głowę, tak nadpisał wszystkie alerty swojego ciała, że po prostu padł 200 metrów przed metą i się skończyło na karetce. Nie dobiegł, tak się wykończył. Ten dystans tuż przed metą jest najgorszy. Twoja głowa mówi: ej, stary, już właściwie skończyłeś. Puszczasz i leżysz. Czyli, żeby cisnąć do końca.

Te analogie tak bardzo fajnie mi pracują z tym, jak myślę o różnych sytuacjach biznesowych, z którymi miałem do czynienia. To ciśnięcie za wszelką cenę, okupione potem wypaleniem zawodowym, depresją, frustracją. To są niesamowite historie, dlatego mi też zależało, żeby tak powiązać te wątki. Dyscypliny, wytrzymałości, życia w dyskomforcie z tworzeniem biznesu. Chociaż nie zawsze musi tak być. Może jedna rzecz, której nie powiedzieliśmy, a która powinna wybrzmieć. Bo mówiliśmy: nie być robotem, ale próbować. Dyscyplina, konsekwencja, eksperymenty, wchodzenie w różne tematy, patrzenie w sposób szeroki. Uważam, że jest istotne, żeby na końcu odczarować ten biznes z tego całego: potrzeba cisnąć, wytrzymałość, konsekwencja, dyscyplina. Tak. Ale nie powinniśmy budować przekonania, że życie jest ciężkie, bo będzie! Uważam, że istotą osiągania sukcesu… Ty mówisz, że dasz radę. Nie ma niczego złego w powiedzeniu, że coś jest łatwe, dopóki się tego nie ignoruje. Jeżeli nie ignorujesz tego, przygotujesz się, przyznasz, że to jest łatwe – to jest najlepszy mix, mentalne nastawienie na to, że to jest łatwe. Uważam, że budowa biznesu, jak siedzisz w spięciu, że pośladkami miażdżysz krzesło, to nie osiągniesz niczego wielkiego, kreatywnego. Pamiętam: mój kolega Ernestas, byliśmy w Sztokholmie. Powiedział: „You need to be relaxed, in order to react”. To jest też zasada wszystkich sztuk walki. Musisz mieć totalnie luźne mięśnie, takie witki, żeby w tej jednej chwili złapać skupienie i oddać ten jeden ważny cios. Jeśli cały czas siedzisz ze spiętymi mięśniami, to w momencie, kiedy będzie trzeba oddać cios, to cały układ nerwowy będzie tak zmęczony, że nie będzie co zbierać. W związku z tym, dobry mindset ode mnie: dyscyplina, nawyki, Kaizen – doskonalenie. Przechodzimy przez dyskomforty, ale nie zakodujmy się na to, że biznes jest ciężki, życie jest trudne. Bo takie będzie. Uważam, że życie jest relatywnie łatwe. Miliardy ludzi żyją, przeżywają swoje życie. To jest kwestia nastawienia, zarządzania swoimi kompetencjami. Tak jak mówiliśmy o tym słoniu, co ma nie wchodzić na drzewo. Zarządzanie swoimi aspiracjami, czyli nie każdy z nas będzie Elonem Muskiem. Podejdźmy tak, żeby czerpać z tego życia, a nie żyć w cieniu Elona Muska. Wtedy można złapać to szczęście, ono jest na wyciągnięcie ręki. 

Tak, ale moim zdaniem, kluczem jest definicja, czego my chcemy od życia. To powinno iść w parze z pewnością siebie. Czego my chcemy. Potem dostosować narzędzia do tego celu. Te cel może się zmieniać. Ale żebyśmy wychodzili od dobrej strony: czego chcemy. Idziemy w tym kierunku, wykorzystując dane narzędzia. Albo to jest sport, albo biznes, albo sztuka. Whatever. Nie na tej zasadzie, że patrzymy, że kolega sobie kupił nową furę, i że ja też zepnę te poślady, bo chcę mieć taką furę albo lepszą. 

Każdy ma swoje motywatory. Może dla kogoś to jest dobry motywator. Są ludzie wyjątkowo współzawodniczący. Jak rozmawiam z nimi, od razu można to rozpoznać. Pytają o liczby, punkty odniesienia, jak biegniesz, jaki czas, jakie buty będą szybsze, lżejsze. Wchodzą w te kluby, współzawodniczą, potrzebują tego, to jest ich metoda, która będzie im służyła przez całe życie. Natomiast nie możemy się łapać w pułapkę współzawodnictwa i wielkości, kiedy to nam szkodzi, bo zawsze można się dojechać.

Powiem Ci, że wśród tych sportowców widzę, że największe sukcesy odnoszą ludzie, którzy mają dystans. Są spięci, napięci – oni też potrafią dużo osiągnąć. Tylko czy to jest droga dobra na dłuższą metę? Czy oni naprawdę są sobą w tym wszystkim? Czy kimś, kim chcieliby być? To nie jest jasno sprecyzowane. Jak ktoś ma luz i dystans do tego, co robi, to od razu to widzisz i czujesz taką moc, chcesz iść za tą osobą. Ja bym może też trochę tego chciał. A jak ktoś jest spięty i idzie po swoje – tacy ludzie też oczywiście znajdują swoich odbiorców – ale nie wiem, czy to jest takie cenne, nie są to dobre cechy na dłuższą metę.

Totalnie. Też mam takie doświadczenie. Bycie robotem się umiarkowanie opłaca. Lekkość jest wspaniała, bo z tego czerpiemy tę przyjemność z codzienności, która jest w takich momentach, jak ten. Siedzimy sobie, gadamy, możemy to robić, możemy się tym podzielić. Nie mogę się już doczekać, aż słuchacze usłyszą tę rozmowę, którą teraz prowadzimy. Nie zgodzą się z czymś, znajdą swoją własną perspektywę, napiszą. To jest piękno tej formy. Ode mnie tyle, ale może jest coś, Kamil, co byś chciał dodać, o co nie zapytałem, co się odnosi do tematu rozmowy, co może dać wartość słuchaczom lub Tobie.

Nie wiem, po prostu namawiam wszystkich do tego, żeby próbowali rzeczy, żeby mieli dobrze zdefiniowane, czego chcą od życia. Żeby to była taka głęboka szczera odpowiedź. Na to serdecznie namawiam. Właśnie o tych normach społecznych, o których mówimy. Jezu, jak my siedzimy głęboko w tym. To jest aż nie do pojęcia. Nawet ludzie, którzy uważają, że w tym nie siedzą – w tym siedzą po uszy. Albo jak siedzimy w social mediach, to ciągle podpatrujemy i my też chcemy być jak ktoś inny. No nie, możemy być tylko sobą. Odnalezienie i rozwijanie siebie jest najważniejszą rzeczą, którą możemy robić w życiu. Nie ma ważniejszej. Nawet rodzina nie jest ważniejsza. Bo dobra rodzina, dobry biznes wyjdą dobrze, jak my będziemy spełnieni. My jesteśmy dla siebie superważni i powinniśmy mega o to dbać, żyć świadomie, czuć swoje ciało, swoją głowę, cele.

Z dużą uważnością.

Tak, absolutnie.

Dzięki Ci bardzo.

Dziękuję.

Udostępnij:
Podcast

Poznaj wiodący podcast dla przedsiębiorców i zarządzających biznesem. Posłuchaj przedsiębiorców, którzy zbudowali biznes od zera. Znajdź odpowiedzi na wyzwania, które trapią liderów – niezależnie od branży.

Newsletter

Zainwestuj 5 minut w tygodniu, by osiągać więcej.

Dołącz bezpłatnie do tysięcy przedsiębiorców i zarządzających biznesem w społeczności Business Unlimited.

Zobacz także

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na nasz newsletter