Wojciech lekki to założyciel firmy „Bariera Dźwięku” i współzałożyciel “Intelidom”. Firmy zajmują się wdrażaniem multimediów w fabrycznie nowych autach (m.in. Mitsubishi czy Hyundai), w luksusowych apartamentach, w sklepach (m.in. iSpot czy Olsen) a także dystrybucją i sprzedażą detaliczną sprzętu. Wojtek to biznesowy samouk, miłośnik gadżetów i MMA. A przy tym spełniony mąż i tata dwójki dzieci.Mój gość z zasady bardzo chroni swoją prywatność i niewiele można o nim się dowiedzieć z internetu. To jego pierwsza rozmowa, a w niej o tym jak zdobywał pierwszych klientów przez Allegro i przyjmował ich w przydomowym garażu. O tym co sprawia, że ludzie inwestują ponad milion złotych w sprzęt audio-wideo. Jak budował firmę od liceum i przez studia. Co sprawia, że ufają mu najbardziej wymagający inwestorzy. Czego nauczył się z nieudanej inwestycji i dlaczego się nie poddał. A także o MMA i innych sportach i byciu tatą.
Posłuchaj podcastu: Wojtek Lekki: od wyciszania aut za grosze do instalacji smart home za miliony
Transkrypcja:
Dziś moim gościem jest Wojtek Lekki.
Wojtka znam od początku lat dwutysięcznych, bo kiedyś, w swoim garażu, zamontował w moim Fiacie Punto odtwarzacz minidisc. Nie wiem, czy ktoś z was jeszcze pamięta co to minidisc. Ja miałem takie bardzo fajne radio, ale krótko się nim cieszyłem, bo, niestety tutaj, pod blokiem, jakieś 2 miesiące później, ktoś mi je zarąbał z samochodu… Ale dzisiaj i tak już nic by z tego nie było.
Wracając do Wojtka, który jest dzisiaj moim gościem.
Cześć Wojtek
Cześć Grzegorz.
Wojtek, jak to jest dzisiaj? Wydawało mi się, że już wszędzie są wbudowane głośniki, wszędzie są w telefonach świetne odtwarzacze. Kupuje sobie iPhona, zakładam słuchawki i słucham, tak? To gdzie jest takim razie rynek na usługi firmy, która robi premium instalacje w samochodach i w domach, takie jak bariera dźwięku.
Kluczem jest to słowo premium, którego użyłeś, bo rzeczywiście taka podstawowa usługa dzisiaj jest bardzo ciężka do sprzedania. To znaczy – jest ogromna konkurencja, bardzo duża część rynku została, w cudzysłowiu, zagarnięta przez takich dużych graczy jak Amazon czy duże markety internetowe. Natomiast jest nisza na rynku, która polega na tym, że świadczymy, po prostu, usługi premium. I te dotyczące montażu w domach, i te dotyczące montażu w samochodach.
Tutaj, tak naprawdę, cena odgrywa jakąś rolę, ale może się zdarzyć nawet, że będzie drugorzędna. Tutaj chodzi o kompleksowe rozwiązania, rozwiązania szyte na miarę pod klienta. Tego w internecie, na szczęście, się nie da kupić. Nie da się kupić głośnika Bluetooth ‘uszytego na miarę’. To będzie taki głośnik, który ma spełniać bardzo dużo oczekiwań wielu klientów, a my chcemy takich rozwiązań stworzonych, po prostu, pod jednego jedynego klienta dostarczać.
A skąd się w Twoim życiu pojawiła w ogóle muzyka, dźwięk? O co chodzi? Bo ja pamiętam Ciebie z tego garażu. W tym garażu coś tam było grzebane, wydłubywane, były te okleiny w drzwiach wstawiane i takie różne rzeczy. Ale nawet nie wiem w którym to było roku, oceniałbym, że gdzieś 2002-2003. A co Ciebie wtedy do tego skłoniło, bo nigdy Cię o to nie spytałem, żeby się zająć dźwiękiem?
To było tak, że mnie zawsze bardzo kręciły samochody, motoryzacja i elektronika użytkowa. Przez wszelkiego rodzaju gadżety i bajery, mówiąc kolokwialnie. I jak już miałem dostęp do jakiegoś pierwszego samochodu, czyli jak zrobiłem prawo jazdy (pewnie jak miałem 18 lat), to zacząłem oczywiście zastanawiać się, co w tym aucie można przerobić, żeby było lepiej. I padło na muzykę. Z różnych przyczyn.
Ojciec miał pewnie jakieś radio, które mi się podobało, albo nie podobało i stwierdziłem generalnie, że chcę coś tam poprawić. No i tak się zaczęło grzebanie w tych samochodach – najpierw moim, potem taty, a potem mamy. Więcej tam napsułem oczywiście, niż zrobiłem dobrego. Jak już napsułem, to zacząłem jeździć po firmach nazywanych w tamtych czasach firmami CarAudio, żeby mi po prostu tam pomogli i poprawili. Okazało się, że tych firm wcale nie jest tak dużo i większość z nich mnie pogoniła, mówiąc wprost, czyli powiedziała: „Słuchaj, Ty to sobie kupiłeś jakieś badziewie, my Ci nie pomożemy, radź sobie teraz z tym sam.”
Miałem jakieś problemy z zakłóceniam we wzmacniaczu i tak dalej. I sobie pomyślałem, że skoro to jest tak, że jak ktoś sobie coś sam zrobi i niekoniecznie kupił najdroższe urządzenie, a oni nie potrafią mu pomóc albo nie chcą mu pomóc, to jest jakieś miejsce na rynku żeby się czymś takim zająć. No i tak to się bardzo delikatnie i powoli zaczęło, że zacząłem kolegom pomagać w rozwiązywaniu takich problemów.
To były, zdaje się, same początki Allegro, kiedy w ogóle Allegro nie pilnowało jeszcze, tak jak dzisiaj, tego co tam się na tych aukcjach wystawia. Więc ja nawet wystawiałem takie aukcje dotyczące usług, czyli na przykład: wystawiałem aukcje dotyczącą tego, że wytłumię drzwi w samochodzie. Podawałem jakąś kwotę, oczywiście niską, a właściwie można powiedzieć – dumpingową, i klienci mnie w ten sposób znajdowali. Tak się to toczyło, toczyło. Tych klientów było coraz więcej i więcej. Ja miałem takie miejsce za domem rodziców – to jest to, o którym Ty wspomniałeś, czyli ten sławny garaż. W tym garażu mój tata, jak zobaczył, że mam taką smykałkę i chęć żeby się w tym rozwijać, powiedział: „Słuchaj, na początek możesz tym garażu sobie dłubać.”
To była tragedia, bo to był garaż, gdzie ledwo jeden samochód wjeżdżał, ledwo się drzwi otwierały. W zimę tam zamarzały ściany i lód się pojawiał, ale to mnie nie zniechęciło, bo to był początek, to był miejsce, za które, przede wszystkim, nie musiałem płacić. Tam tych samochodów przgrzebałem sporo. Pamiętam taki okres, kiedy już chodziłem na studia i dosłownie na wykładach, na ćwiczeniach telefon mi dzwonił bez przerwy, bo jakiś ktoś, kolega kolegi chciał się umówić żebym mu wzmacniacz założył, albo żebym mógł wytłumić drzwi.
To były takie czasy, w których ja pracowałem niesłychanie dużo, bo szedłem najpierw rano na te swoje, w cudzysłowiu, montaże, potem poszedłem na studia, potem jeszcze wracałem i jeszcze nie raz coś tam kończyłem. W tym czasie, tak naprawdę, robiłem wszystko, czyli zamawiałem towar, rozmawiałem z klientem, montowałem ten towar – głośniki, wzmacniacze, wytłumiałem drzwi. Tak naprawdę, to byłem takim człowiekiem-orkiestrą i to był taki okres, w którym jeszcze znalazłem czas na uczestnictwo w zawodach dotyczących jakości dźwięku. To była taka organizacja PASCA 1 2, która zrzeszała różne firmy, które montowały audio w samochodach i te firmy miały prawo i mogły startować takich zawodach na jakość dźwięku i na jakość wykonania instalacji w samochodzie. Ja swój samochód, wtedy to jeszcze była Honda Prelude, przegrzebałem na lewo i prawo.
Tam każdy kabelek co 10 cm, był zamontowany do podłogi, bo tam regulaminem była taka książka, prawie jak pół encyklopedii, która oceniała dokładnie jak są przewody położone, jak często, jak gęsto, jak zabezpiecza się bezpieczniki itd. Wszystko to miałem w małym palcu. Zrobiłem taki samochód i nawet się zdarzało wygrać niektóre zawody – mistrza, czy wicemistrza Polski. To był taki okres, w którym bardzo dużo uzyskałem wiedzy empirycznej, która do dzisiaj procentuje. To znaczy, z racji tego, że zaczynałem od zera, czyli byłem montażystą i własnym kierownikiem, zarządzałem własnym czasem, musiałem sam dobrać produkt, musiałem sam go zamontować i jeszcze się ‘otrzaskałem’ trochę w tych zawodach, to zdobyłem sporo takiej wiedzy, która dzisiaj mi pomaga w biznesie. Wiem, ile czasu na co potrzeba, wiem co jest wykonalne, a co jest niewykonalne. Nie wpadłem do już istniejącej organizacji od razu na stanowisko kierownika, nie będąc tak naprawdę na zmywaku, w cudzysłowiu, i to jest bardzo ważne
A jak utrzymałaś motywację do tego, żeby studiować? Bo pamiętam Ciebie – ‘późny; nastolatek, czy koło dwudziestki i w sumie widać, że biznes zaczyna się palić w rękach. W takim momencie każdy przedsiębiorca mówi sobie: „Kurcze, czy nie powinienem przestawić wajhy?”. Jak utrzymać motywację do tego, żeby studiować? Powiedz coś o tych studiach, jaką one role odegrały?
Bardzo dobry temat poruszyłeś i dokładnie było tak jak mówisz – to znaczy, miałem takie myśli, bo pracy było dużo, ale ona nie była finansowo bardzo atrakcyjna, dlatego że, nie ma co ukrywać, to był początek i ten fajny start wynikał bardziej z tego, że ja byłem tanim wykonawcą, a nie, że byłem świetnie rozreklamowany. Dlatego, mimo tego, że tej pracy było bardzo dużo, to ja kokosów z tego nie zbijałem. Natomiast miałem kapitał w postaci wiedzy, więc były rzeczywiście takie momenty, w których mówiłem: Chryste Panie tej pracy jest tyle, a ja nie mam kiedy pójść na wykład. Ja na wykładzie nie byłem, ledwo na ćwiczenia zdążyłem… Chciałem to momentami odpuścić, ale to wtedy dużą rolę odgrywają w takich momentach rodzice.
Mój tata mi powiedział: „Słuchaj, biznes być może Ci wypali, być może Ci nie wypali”. W ogóle, mam wrażenie, że mój tata trochę się dziwił że ja właśnie kończę studia na Politechnice Warszawskiej. Co prawda na wydziale samochodowym, ale podejrzewam, że rodzice sądzili, że będę pracował w jakimś w biurze projektowym, a ja po prostu się babram ze śrubokrętem w brudzie po łokcie. Car Audio to nie są, tak jak się kojarzy, przykręcanie czterech śrubek w czystych rękawiczkach do głośnika, tylko to są rzeczy związane z robieniem elementów ze szpachli, z żywicy. To jest bród, to jest kurz, to są zapachy i tak dalej. Więc tata mi niejednokrotnie tłumaczył, że jednak jeśli studiów nie skończę, to sobie gdzieś zamknę ścieżkę ewentualnej zmiany kariery, gdyby się okazało, że to nie wypali.
Oni w ogóle myśleli, że to jest bardziej w formie zabawy, a ja zawsze powtarzałem, że to mi się bardzo podoba, to bardzo lubię robić, a zawsze uważam że połączenie pasji i pracy to jest najfajniejszy mariaż, bo wtedy nawet jak masz gorszy dzień, albo nawet jak się okaże, że przepracowałeś 3 dni ‘za darmo’, to mniej Cię to boli, niż jeżeli byś przepracował za darmo i jeszcze szlag by Cię trafił, bo praca Ci nie sprawiła żadnej frajdy. To jakoś wybroniłem – to znaczy – studia skończyłem z dobrym wynikiem i wtedy już byłem spokojny, że gdyby tfu-tfu, to co ja sobie wyobraziłem, i to co sobie wymarzyłem niekoniecznie może wytrzymać realia.
Czasami jest tak, że coś bardzo chcemy robić, a tak naprawdę to jeszcze trzeba liczyć pieniądze. Jeśli się okaże, że to jakoś jednak nie spina, to miałem wykształcenie żeby do jakiegoś biura projektowego, w ostateczności, trafić. Więc studia udało się skończyć, ale tutaj na pewno dużą rolę odegrali moi rodzice, którzy mi właśnie to w ten sposób wytłumaczyli: że należy jednak to wykształcenie zdobyć.
Czyli tak, wchodzisz na studia i firma to jesteś Ty, garaż, sprzedaż poniżej kosztów wygłuszeń na Allegro i ogólnie katowanie się nocami, ale studia trwają 5 lat. To nie jest rok. Przez 5 lat można zbudować i położyć niejedną firmę. Jak wygląda firma na koniec studiów, jak zarządziłeś tym procesem przez te 5 lat, do momentu zakończenia studiów?
To było tak, że tam były jakieś przerwy, nie ukrywam, w prowadzeniu tego biznesu. To jeszcze nie był taki stricte biznes, dlatego że to było zorganizowane w ten sposób, że ja byłem, w cudzysłowiu, podpięty pod działalność ojca, bo na tamtym etapie bałem się tak naprawdę założyć własną firmę i obciążyć ją ZUSami i wszystkimi innymi opłatami. Wtedy nie było wsparcia takiego jak dzisiaj, że jest jakiś mały ZUS dla przedsiębiorcy przez rok, czy dwa.
Tak naprawdę, wpadało się w pełną stawkę i trzeba było jak zacząć wszystko płacić samemu – płacić księgową, itd. Więc to był taki okres, który nazywam takim rozruchem, to znaczy, to było tak, że miałem momenty, kiedy tej pracy było bardzo dużo, ale jak na przykład miałem ostatni rok studiów, to zacisnąłem zęby. Na szczęście większość tych klientów, to by byli jacyś znajomi znajomych i można było im powiedzieć: „Słuchajcie, w tej chwili to ja tego nie mogę tego zrobić.” I rzeczywiście, była taka przerwa. Więc to nie były takie ciągłe 5 lat pracy, tylko ja to nazywam takim przetarciem. Jak był 2005 rok to ja już się zdecydowałem, że jestem na tyle „mocny”, że mogę zarejestrować działalność na siebie. Wtedy powstała Bariera Dźwięku już zarejestrowana oficjalnie i już to się toczyło wtedy w takim większym tempie 3. Oprócz znajomych, można było z czystym sumieniem przywiązać klientów, można było spróbować obsługiwać salony samochodowe i to się udało, bo zaczęliśmy, już chyba wtedy, z jednym pracownikiem obsługiwać pierwsze salony samochodowe.
Na czym polega obsługa salonów samochodowych, bo podejrzewam, że słuchacze na razie wiedzą, że Twoja firma montuje audio w samochodach i napomknąłem, że montuje też audio w domach – systemy użytkowe czy inteligentnego domu. Powiedz coś o współpracy z salonami samochodowymi.
Jasne. Więc takie typowe CarAudio, jakie każdy z nas kojarzy, słysząc ten termin, o ile w ogóle mu się ten termin obił o uszy, to jest taka obsługa klienta ostatecznego. Czyli, mamy jakiś warsztat lub garaż i obsługujemy tam takich klientów, którzy przyjeżdżają samochodem i mają apetyt na coś lepszego niż to fabryczne audio. I to kilkanaście lat temu był rozsądny biznes, to znaczy, te samochody, wyprodukowane kilkanaście lat temu, miały na tyle to audio fabryczne słabe, że po takiej wizycie w warsztacie Car Audio i wydaniu rozsądnej sumy pieniędzy, była duża różnica dźwięku i taki klient wyjeżdżał zadowolony. Dzisiaj ta sytuacja wygląda zupełnie inaczej. To jest to, co ty powiedziałeś na samym początku – gdzie tu miejsce na takie firmy, skoro dzisiaj fabrycznie wyposażona Insignia gra już tak dobrze, że wiele osób powie, że już tam nie potrzebuje nic poprawiać.
Obsługa salonów samochodowych polegała w tamtych czasach na tym, że leasingi stały się bardzo modne. Tak naprawdę, mi przyszło do głowy, że skoro ktoś kupuje samochód w leasing, to jeśli mu zaproponujemy coś z tego samochodu – jakieś doposażenie na etapie zakupu tego samochodu i on będzie mógł sobie wpisać ten koszt dodatkowy w leasing, to na pewno takiego klienta łatwiej złapiemy, niż jak po tym te pieniądze wydał – zamknął pewien etap finansowania, bo trudno będzie namówić na to żeby kolejne 4 czy 5 10 tys. zł wydał na doposażenie.
Dodatkowym plusem było to, że jak się takie doposażenie wpisało w ten leasing i wpisało się w akcesoria swojego samochodu, to one podlegało ubezpieczeniu itd. Z takim pomysłem poszedłem do salonu samochodowego, które było najbliżej mnie, w Piasecznie. No i to się świetnie przyjęło, to znaczy, okazało się właściwie z tygodnia na tydzień, że w tamtych czasach kiedy multimedia były bardzo niepopularne, bo to był bardzo drogie rzeczy – multimedia, czyli monitor podsufitowy, monitory zagłówkowe kosztujące nie rzadko po 5, 10, 15 tys. Zł – ale jak żeśmy zaczęli proponować klientom na etapie użytkowania samochodu z możliwością wpisania w leasing, to się sprzedawało po dwa, trzy samochody.
No tak, bo myślę sobie nawet o jakimś rachunku – masz sobie wydać na coś oddzielnie 15 000 zł, to mówisz: Kurczę, mógłbym za to polecieć do Tajlandii w 3 osoby. A, jak myślisz sobie: Wydaje na auto 200 000 zł, to te 15 000 zł wygląda to na małą kwotę. To jest też sekret sukcesu sklepów na stacjach benzynowych – jak płacisz za paliwo 300 zł i nagle to, że woda kosztuje 4 zł, a nie 2 zł, nie ma żadnego znaczenia, bo chodzi o punkt odniesienia. Świetny pomysł. W jaki sposób przekonałeś do tego pierwszego klienta? No bo jest ten aspekt tego, że kupuje nowy samochód i chcę żeby ten samochód był nowy. Jak oni to zrobili – pod własnym szyldem?
Kluczem jest tak naprawdę potraktowanie handlowców, którzy pracują dealera, jak własnych. Oni powinni przekonać tego klienta. Ja z klientem w salonie lub u importera nie mam w ogóle tak naprawdę kontaktu. Moim handlowcem jest taki człowiek pracujący u dealera jako handlowiec. On po prostu tego klienta namawia, pokazuje rozwiązanie, i mówi: „Proszę pana, będzie pan miał to założone przez firmę, która jest autoryzowanym przedstawicielem, na przykład, marki Mitsubishi, autoryzowanym partnerem marki Hyundai. Nie straci Pan na auto gwarancji, a co więcej wpiszemy to panu w wartość samochodu, i to jest kolejny plus, że możemy od razu odliczyć od tego podatki. Jeżeli byśmy sobie dołożyli taki monitor, to nic z tym nie zrobimy. A jeżeli będzie w wartości samochodu, to pół VATu przynajmniej od razu możemy uzyskać. To działało w ten sposób, że przekonaliśmy na początku handlowców do tego, że warto takie rozwiązanie dodatkowe zaproponować, a oni przekonywali klientów.
Ale możesz zdradzić nam ich motywację? Czy to była motywacja finansowa? Bo trochę też pracowałem z paroma dealerami – kiedyś doradzałem kilku takim firmom i kontakt różnych dostawców z handlowcem w salonie (z doradcą, powiedzmy), to jest największe wyzwanie. Bo chcesz sprzedać box na dach, łańcuchy na koła, opony, system audio, dodatkowe ubezpieczenie, a może jeszcze coś z tych części. Lista produktów jest długa. Dodatkowo, musisz się komunikować trochę przez szefa i nie wiesz jaka jest jakość tego komunikatu, który dociera do ludzi, którzy są na dole i oni mają to gdzieś, bo na przykład – nie mają od tego żadnej prowizji. Jak się hackuje taki problem?
Wydaje mi się, że wtedy problem był dużo mniejszy. Dzisiaj, ilość produktów, które sprzedawca może zaproponować jest straszna, łącznie z tymi produktami finansowymi. Handlowcy się świetnie nauczyli kalkulować co im się opłaca. Oni potrafią sprzedać samochód bez marży, bo wiedzą, że sprzedadzą wtedy drożej finansowanie i tak mi się bardziej opłaca. Natomiast w tamtych czasach, tych produktów było mniej, i nie wiem czy można jeszcze w dzisiejszych czasach w to uwierzyć, ale to prawda, że wtedy udało mi się to wszystko zrobić na zasadzie relacji, czyli zaufania na bazie tego, że zrobimy coś fajnego, a klient będzie zadowolony.
Dzisiaj to by nie przeszło. Dzisiaj my mamy tak naprawdę dosyć dużą paletę różnych narzędzi, którymi wspieramy taką sprzedaż. Rozrośliśmy się tutaj mocno jeśli chodzi o współpracę z salonami. Właściwie w tej chwili, jeśliby zliczyć, to salonów w których pracuję jest około 150. A współpracujemy tak naprawdę, i to jest nasz taki core business samochodowy, z trzema importerami samochodowymi na wyłączność. Jesteśmy wyłącznym dostawcą, partnerem dla Mitsubishi Motors Poland dla Hondy Motor Poland i dla Hyundai Motor Poland 4 5 6. Wszystkich tych trzech importerów moja firma zaopatruje w rozwiązania dotyczące liczebności elektroniki użytkowej. Już nie tylko chodzi o rozwiązania dotyczące caraudio multimediów, ale generalnie elektroniki użytkowej, czyli może się zdarzyć nawet sytuacja taka, że jak jeździcie Mitsubishi, to ładowarka indukcyjna, która jest w takim samochodzie, albo podświetlenia, albo system audio to jest coś wykonane przez moją firmę, jeszcze na etapie wytwarzania samochodu w Polsce 7.
To się bardzo rozwinęło i w tej chwili wachlarz takiego wsparcia dla tych handlowców jest olbrzymi – począwszy od bonów Sodexo, które otrzymują przez konkurs na najlepszego handlowca, który najwięcej naszych systemów sprzedał. Tutaj oczywiście trzeba być bardzo elastycznym, bo każdy handlowiec jest inny. A oni rzeczywiście bardzo teraz mocno kalkulują. My też mamy teraz taki trochę komfort pracy, że jesteśmy jednak jedynym autoryzowanym dostawcą takich systemów. Czyli jeżeli dany salon chce to robić legartis i rzeczywiście w tym mieć pewność, że jeśli sprzeda jakiś system lub dołoży się do samochodu, to auto nie straci gwarancji i nie będzie potem kłopotów, to teoretycznie powinien to zrobić z nami. To oczywiście nie zawsze jest tak, że umowa jest w stanie wszystko przecisnąć i są dealerzy, którzy nie współpracują, bo mają jakiegoś swojego lokalnego dostawcę. My to też szanujemy, dlatego że, wiadomo, jest wolny rynek, natomiast te umowy jednak nam sporo pomagają.
No tak. Wyobrażam sobie, że to jest takiego rodzaju fajny lewar, bo jesteście tam osadzeni. Ale z drugiej strony, co wydarzyło się po drodze? Czyli – poszliście do salonu, powiedzieliście: „Słuchajcie, tu macie fajny Land Cruiser – drogie auto, goście płacą trzy stówy, dorzućcie im to audio za pięćdziesiąt złotych i będzie fajnie”. No i to jakoś poszło, ale od tego miejsca, do tego że jesteście partnerem importera – czy możesz powiedzieć, na przykład, ile takich aut obrabiacie łącznie? Już bez dzielenia w ciągu roku. To jest długa droga. Ile w tej chwili aut obrabiacie w ciągu roku mniej więcej?
W ciągu roku to się pewnie nie doliczę, ale zdarzają się takie miesiące, że robimy dla jednego z importerów 100, 200, 300 samochodów czasami.
No właśnie. Czyli od tego jednego, przysłowiowego Land Cruisera uchodzenia gdzieś tam z 2005 roku do 2018 roku, i robienia 200 aut dla jednego importera miesięcznie, przeszliście ogromną drogę. Jak ten jak ten krok nastąpił?
Bardzo fajne pytanie. Jak zwykle, pewnie to trywialnie zabrzmi, ale to jest po prostu zawsze zaistnienie szczęścia, farta i dobrze wykonanej pracy. To było tak, że zadzwonił do nas, do firmy -jeszcze do sławnego garażu, człowiek, który powiedział że dzwoni z firmy MMC Car Poland i ma do wyciszenia Pajer. Nazwa MMC Car Poland nic mi nie powiedziała. Fajnie, że chce człowiek przyjechać, wyciszyć auto. Super, będzie następny klient, będzie praca i umówiliśmy się. Przyjechał facet ubrany w garnitur, pod krawatem, wprowadził to Pajero i od słowa, do słowa – „Ty, jak wy to robicie? A czy ja mogę zostać i popatrzeć jak tutaj robicie?”. Ja mówię: „Proszę Pana, nie mam nic do ukrycia, robimy z serduchem to, co robimy, bo lubimy to robić, więc może Pan być przy całej tej operacji. Zapraszam.”.
Zaczął z nami rozmawiać: „-A co pan robi?”, „-Studiuję”, „-A gdzie? Aha, to ja też to kończyłem” i ta relacja dosłownie w ciągu 5 minut fajnie się poprawiła. Doszło do tego, że w ogóle powiedział, że najchętniej to zdjął tę marynarkę i nam pomógł. Ja mówię: „No, nie wiem. Płaci pan to za wykonanie usługi. Bez przesady – popatrzeć jak najbardziej, ale nie ma potrzeby pomagać”. Cały ten samochód żeśmy wyciszyli porządnie. Zresztą w zwyczaju mamy w firmie, żeby usługi wykonywać na bardzo dobrym poziomie. Więc ten cały samochód cały wyciszyliśmy. Ten człowiek sobie zażyczył taką jazdę testową po wyciszeniu i ja z nim tę jazdę odbyłem. Ja nie słyszałam jak ten samochód wcześniej się zachowywał, ale po tym wyciszeniu, rzeczywiście było lepiej.
Powiedział: „Słyszę że jest różnica.” i, że chciałbym się rozliczyć. Wystawiłem fakturę. Temat dla mnie był zamknięty. To znaczy, fajnie – jakiś zrobiłem jakiś samochód. I jak dziś pamiętam tę sytuację, ale już nie pamiętam, czy jak byłem wtedy na spotkaniu że nie mogłem odebrać telefonu. No, i miałem nagraną wiadomość na poczcie głosowej. Odbieram ten telefon, a tam poczta głosowa i słyszę tego faceta. Minęły pewnie jakieś dwa tygodnie od tego momentu jak się pożegnaliśmy. On mówi: ,,Dzień dobry, tutaj pan Tomek z firmy MMC Car Poland, Mitsubishi Car Corporation. Chciałem panu powiedzieć, że zrobiliśmy badanie tego samochodu. Wypadł bardzo pomyślnie i chcielibyśmy panu takich samochodów 100 zlecić. Ja w tym momencie jak to usłyszałem, to zamiast oczywiście się ucieszyć, to się wystraszyłem. Mówię: „Chryste Panie, gdzie ja te 100 samochodów, w tym garażu, w którym się ledwo jedno auto mieści, zrobię.
Do dzisiaj mam tak, że jak mam jakiś duży temat do zrobienia, to się nie cieszę z pieniędzy, które sobie przeliczam w głowie, tylko bardziej się martwię czy ja to zrobię dobrze. To, uważam, jest fajne, dlatego też, że cisnę pracowników, żeby to wykonali dobrze tak, że zaraz będzie faktura i kasa. Tamtym razem zadzwoniłem w ogóle przerażony i mówię: „Dziękuję, ale ja przepraszam, gdzie ja w ogóle wykonam taką ilość samochodów. Nie mam warunków.” On mówi: „Panie Wojtku, ja byłem u pana, ja wszystko wiem jak to wygląda. Natomiast widziałem też jak pan pracuje, jak wyście to zrobili. Macie zorganizowane już w Kleszczowie, w składzie przerzutowym, takie miejsce, gdzie będziecie mogli te samochody przygotować.
Ja nie wierzyłem, że to się dzieje naprawdę. Stres był straszny, bo to łatwo się mówi ,natomiast trzeba sobie zdać sprawę, że to były samochody, które dopiero co zostały oclone. Nie miały nawet żadnej rysy. To nie jest tak, że przyjeżdża do Ciebie samochód, który powiedzmy, jeździł 3 miesiące, i jak tam będzie milimetrowa ryska na progu, albo na desce, to już będzie, że auto jest używane. To były auta zupełnie nowe. Ten skład przerzutowy specjalizuje się w takim robieniu przeglądów zerowych, do doprowadzaniu samochodów z tego stanu przepłynięcia statkiem, do momentu wydania ich dealerowi. Więc tam się zrywało polskie folie maskujące, robiło się specjalny odbiór protokolarny. Wpadliśmy w ogromną machinę, bo to tam powstało kilkanaście tysięcy samochodów, właśnie takich gotowych do przerzucania do różnych dealerów.No i te 100 samochodów było trzeba zrobić.
Myśmy nie mieli w ogóle żadnego samochodu żadnego dostawczego, żeby te materiały na te 100 samochodów przewieźć. W ogóle tam był jakiś deadline kosmiczny na tamte samochody, bo one długo stały i oni musieli je wyciszyć. Więc żeśmy musieli bardzo szybko te samochody zrobić, a ja miałem jednego człowieka do pomocy i to takiego z doskoku właściwie, albo może na etacie, już teraz nie pamiętam. Bardzo mała ekipa. Więc robiliśmy te 100 samochodów po prostu kilkanaście dni non stop, tak naprawdę. Ja tylko jeździłem w tę i wewtę tę swoją Hondą półsportową 8 z tymi materiałami. A samochód jak motorówka po prostu, obciążony był ten bagażnik i tam prawie wszystko rozlatywało.
Ale zrobiliśmy te samochody. Mega stres. Do dzisiaj to pamiętam, bo każdy samochód musiał być rozebrany do zero, wyjęte wszystko i wyciszona cała podłoga, drzwi, klapa, i złożony z powrotem, a samochód był nowy więc nie było mowy o tym, żeby coś złamać, zarysować, zniszczyć. Każdy samochód był protokolarnie odbierany. Dużo mnie to kosztowało stresów, nerwów. Ale skończyliśmy to. Pamiętam, jak żeśmy to skończyli i jak wystawiłem fakturę i jak pieniądze weszły, to były takie pierwsze pieniądze, po których uznałem: „Boże, to na prawdę da się na tym zarobić.”. Jak dzisiaj sobie o tym myślę i o kosztach, które mam miesięcznie w firmie, to pewnie by to starczyło na jakąś tam część tych kosztów. Ale wtedy, jak się było młodym człowiekiem z jednym pracownikiem i z garażem wynajętym od taty, to naprawdę to były fajne pieniądze. Ja sobie wtedy już postanowiłem, że to naprawdę jest ten biznes, że może to jest ten kierunek właśnie. Ale młody wtedy byłem i jakoś tam specjalnie tego tematu nie pchałem. Po prostu zrobiłem te samochody, super. I znowu zaskoczenie.
Minęły około 3 miesiące i dzwoni do mnie człowiek. Przedstawia się jako dyrektor Mitsubishi Motor Poland i mówi, że: „Proszę pana, zrobił pan dla nas te 100 samochodów i pierwszy raz mamy taką sytuację, żeby zrobił coś dla nas poddostawca i mamy ani jednej reklamacji. W związku z tym, chcielibyśmy pana prosić, żeby pan się stał dla nas takim doradcą do spraw audio w naszych samochodach. Ja myślałem, że to mi się śni. Mówię: „Panie Tomku, oczywiście.” Mawet nie zrozumiałem w jakiej to ma być w formie, to znaczy, myślałem, że może chcą mnie na etat zatrudnić. To były takie czasy. Ja wtedy jeszcze nigdy, dla nikogo nie pracowałem. Wszystko robiłem sam, testowałem na swojej firmie, eksperymentalnie coś zadziała, coś nie zadziała. Nawet nie wiedziałem, w jakiej formie miałbym z taką firmą pracować.
Szczeólnie z taką dużą firmą. A potem się okazało, że im zwyczajnie chodziło o to, żebym ja, jako swoja firma wykonywał dla nich różne usługi, dotyczące poprawienia atrakcyjności samochodów. Niedługo po tej rozmowie, był taki samochód marki Lancer, średnio udany, który się słabo sprzedawał. To były takie czasy kiedy królowały radia jednodinowe. Pod spodem zawsze była duża deska, a pod takim radiem była taka kieszonka, Może było funkcjonalne, ale wyglądało słabo. Oni się tam mocno głowili co z tym Lancerem zrobić, żeby się lepiej sprzedawał. Ja patrzę na ten samochód i myślę, że skoro jest tam takie miejsce, to dlaczego, zamiast takiego byle-jakiego radia, nie założyć ekranu dotykowego i kamery cofania 9.
Dzisiaj to żaden bajer, ale 10 lat temu to naprawdę w samochodzie tej klasy mając ekran dotykowy z odtwarzaczem DVD i z kamerą, do tego jeszcze zabudowany ładnie w kokpicie (bo my żeśmy wszystko w kokpicie powiedzieliśmy, że zrobimy od nowa), to było coś. Oni powiedzieli do nas: „Słuchajcie, to można coś takiego zrobić? Jest jedno radio, to możecie jak wyjąć i w to miejsce założyć dwa razy takie i kamerę?”. Powiedzieliśmy: „Słuchajcie, da się zrobić, tylko trzeba od nowa zrobić kokpit, założyć kamerę.” Taką serię limitowaną samochodu dla nich zrobiliśmy i wszystkie zaczęły bardzo dobrze sprzedawać, bo w tamtych czasach, to był bajer, że można było w cenie samochodu dostać ekran (bez nawigacji, bo to była tylko stacja multimedialna) z kamerą. Tak to wszystko poszło.
Super, niesamowita historia. Jak słucham tego co mówisz, to widzę, też że timing ma bardzo duże znaczenie, bo gdybyś dziś to miał robić… Dziś ci wszyscy dostawcy mają to już jako standard. Wtedy to jedna rzecz to timing, a druga rzecz to mieć szansę i złapać ją w tym konkretnym momencie. Wtedy rzeczywiście było to jedno, niewielkie radyjko pod spodem, była kieszonka, która aż prosiła żeby tam coś wstawić. Dziś masz auto zabudowane. Gdzie dzisiaj jest przestrzeń w branży moto na tyo? Na tyle, na ile możesz powiedzieć co teraz robicie? Ostatnio byłem w salonie i oglądałem tego nowego mercedesa E klasy – taki śmieszny samochód, trochę lekkie disco bandżo – tam jest wielki ten ekran na całą szerokość, ambienty wszystkie okna w środku, czujesz się jak na dyskotece. Rozumiem, że akurat może z tą marką nie pracujesz, ale gdzie jest jeszcze przestrzeń na to, i jaki jest Twój pomysł na przyszłość?
Tutaj był w splot szczęścia w szczęściu, Po pierwsze, dlatego że nasze pierwsze prace polegały na wyciszaniu samochodów, a co jest w tym takiego świetnego to fakt, że nie ma reklamacji. To nie jest elektronika, czyli nie zrobiliśmy 100 samochodów, z których 20 się popsuło. Tam się nie ma co popsuć, jak się wykona prawidłowo tę pracę. Taka mata jest, nie odkleja się, pracuje. To był duży łut szczęścia że akurat taki był zakres prac, że tam nie było żadnych bubli. Po drugie, wstrzeliliśmy się akurat w taką markę, i te następne też były takie, które są odrobinkę wstecz w stosunku do tych marek, jak Premium Mercedes Benz, BMW i tak dalej. Dzisiaj rzeczywiście w Mercedesie czy w BMW nie ma właściwie co robić. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, że teraz samochód może być bardzo dobrze zindywidualizowany – czyli możemy sobie w konfiguratorze dokładnie wszystko wybrać. W tych markach, w ktorych my pracujem – po pierwsze, są one odrobinę mniej wyposażone, a co też jest bardzo ważne – nie ma takiego konfiguratora. Czyli, jeśli są 3 wersje modelu i nie pasuje Ci wersja średnia, to nie możesz sobie tylko np. szyberdachu dokupić. Jeśli chcesz mieć szyberdach, to natychmiast wchodzi jeszcze 20 innych pozycji, które niekoniecznie są ci potrzebne.
My jesteśmy bardzo elastyczni dla klienta. Jeśli taki klient powie, że nie chce skóry, bo nie lubi – są tacy klienci – ale chce mieć bardzo dobre audio, to nie ma możliwośći. Dlatego, że jak ma być bardzo dobre audio, to tam musi być też skóra. Marki, z którymi my podjęliśmy współpracę, lub które nas gościły mają jeszcze pole żeby z nimi popracować. Oczywiście, że one również dzisiaj już mają część doposażenia takiego, które my jeszcze 5 lat temu mogliśmy oferować, ale teraz już nie możemy, bo mają nawigację – najczęściej fabryczną, a fabryczne, za niewielką dopłatą mają już update maps, które kiedyś były bardzo drogie, albo w ogóle ich nie było.
Był taki okres, kiedy marki japońskie miały nawigazje, które nie miały polskich map. Wtedy klient płaci na nawigację, która kosztowała w wyposażniu 10 000zł i jest wściekły, bo się okazało, że nie ma polskiej mapy. Więc w tej chwili to wszystko już jest poprawione, natomiast nadal są jakieś elementy wyposażenia, których tym samochodom brakuje. Sam powiedziałeś, że na przykład w Mercedesie z ambient light, które jest bardzo fajne – bo to bardzo fajnie buduje taki klimat wnętrza w samochodzie, bardzo podnosi jego rangę, bo auto wygląda dużo fajniej w środku jak je się zapali. Tego samochody naszych marek, z którymi współpracujemy nie mają. To jest coś co dla nich produkujemy w tej sytuacji.
Rozumiem. Super. Wiem, że to jest jeden segment- car audio, ale dziś Bariera Dźwięku to nie tylko car audio, tak? Rozumiem, że w pewnym momencie podjąłeś jakąś decyzję żeby zrobić coś jeszcze. Dlaczego?
Ja przeczuwałem właściwie to co się dzisiaj dzieje, czyli to było oczywiste, że samochody będąc lepiej wyposażone. Nieuchronnym był moment, w którym nasza oferta nie byłaby już adekwatna do tego, co te samochody mają fabrycznie, lub w co można je wyposażyć. Wiedziałem, że ten biznes nie będzie trwał wiecznie. Dużo firm, takiego pokroju jak moja, zatrzymało się na tym etapie – to znaczy, uznały że: O, fajnie – mamy klientów z ulicy i zawsze ci klienci będą przyjeżdżać. Klienci zawsze będą przyjeżdżać, tylko że procent tych przyjeżdżających będzie się zmniejszał. A my nie jesteśmy takim krajem, jak np. Dania.
Mam kolegę w Danii, który prowadzi taką firmą jak moja i jej profil różni się zupełnie. On obsługuje tylko klientów detalicznych. Ma w tygodniu kilkanaście instalacji, tylko to jest zupełnie inny rynek, bo tam klient kupuje tanio auto (bo tam są bardzo wysokie podatki na samochód), i on wyposaża od góry do dołu akcesoryjnie. Bo klient woli sobie kupić Volkswagena Lupo i zapłaci za niego wtedy niewiele, bo inaczej zapłaciłby jeszcze 100% podatku za jakiś Audi. Za to po prostu przywali sobie tam wszystko od A do Z. My tak nie mamy, my mamy bardzo dużo samochodów w leasingu w Polsce. W leasingu samochodu nie powinno się dzisiaj nic zmieniać, tak naprawdę, a już szczególnie w tym wynajmem długoterminowym. Więc tutaj się bardzo ten zakres możliwości, moim zdaniem, uszczuplił i i ja sobie z tego gdzieś tam zdawałem sprawę.
Jak zobaczyłem, że ten nasz biznes samochodowy już ma dosyć prostą drogę, ugruntowaną pozycję, bo mieliśmy podpisane umowy z jednym, drugim, i właściwie chyba też, trzecim importerem (albo już były w trakcie negocjacji, albo już były na ukończeniu). Stwierdziłem, że należałoby ten mój biznes rozbudować. Najlepiej by było rozbudować to coś, co jest trochę powiązane z tym co robimy, żeby nie odkrywać Ameryki, ale żeby to otworzyło następne drzwi i żeby było biznesem, który może być bardziej długofalowy. Więc padło na rozwiązania domowe, czyli też audio i video, tylko w domach.
Długo się zastanawiałem, jak do tego w ogóle podejść, dlatego że tych firm jest sporo na rynku. Ja miałem być nową, kolejną firmą, więc chciałem się czymś wyróżnić. Chciałem zaistnieć w taki sposób, żeby ktoś w ogóle nas zauważył, chociaż oczywiście zakładałem, że nasze początki to będą polegać na tym, że będziemy jeździć do klientów i telewizor za 50 zł wieszać na ścianie, że to będzie praca organiczna i być może trzeba będzie tak zrobić. Wpadłem na pomysł, żeby koło naszego magazynu i biura, na Ursynowie, wynająć dom 10. Akurat się tak zdarzyło, że ten dom był bardzo blisko, dosłownie 200 czy 300 metrów, od naszego magazynu.
Ja w tym domu stwierdziłem, że zrobię dom pokazowy, czyli nie będę robił kolejnego sklepu, nie będę robił kolejnego miejsca gdzie się półki uginają od towaru. Bo klient jeżeli będzie szukał produktu, to pójdzie do sklepu, ale jeśli będzie szukał rozwiązań kompleksowych, to pójdzie do takiego miejsca gdzie może te rozwiązania zobaczyć i sprawdzić jak one działają. To był bardzo duży plus takiego rozwiązania, bo polegał on na tym, że nie musimy bardzo często wymieniać towaru – bo wiadomo że w eletektronice wszystko się bardzo szybko starzeje. Główny kłopot jest taki, że kupujesz amplituner na półkę, a za dwa miesiące on już jest nic nie warty, bo jest nowy modeli musisz się go pozbyć nagle i na stracie. Mnie wtedy nie było nato stać, więc musiałem coś wymyślić żeby, po pierwsze, nie mieć dużo towaru, a po drugie, właśnie nie martwić tą deprecjacją towaru.
Więc wymyśliłem taki dom pokazowy, czyli zrobiliśmy kompleksowy remont tego domu. Bardzo dużo się dzięki temu też nauczyliśmy, narobiliśmy masę błędów i ale na szczęście nie zrobiliśmy tego u klienta. Zrobiliśmy taki dom, w którym zaaranżowany był salon, kuchnia, sypialnia, pokój gabinetowy i dostawa do ręki. Klienci mogli sprawdzić jak nasze systemy działają. Zaznaczmy ile to lat temu było. Dzisiaj, jak mówimy MultiRoom, to każdy właściwie wie o co chodzi i każdy już sobie wyobraża, albo już miał do czynienia z tym. Ale wtedy wyobrażenie sobie jak taki system nagłośnienia będzie działał to była nowość.
Który to był rok?
Chyba 2012. Tak strzelam, bo nie potrafię tego tak umiejscowić w czasie dokładnie. Nigdy nie robiłem takiego przeglądu. To się bardzo fajnie przyjęło, to znacy podobało się klientom, bo co z tego, że klient na półce zobaczy 20 rodzajów kolumn, albo 20 rodzajów głośników. Jemu trzeba pkazać, że głośnik można schować, że nie musi koniecznie stać na podłodze i zawalać miejsce, że można go w ogóle przyszpachlować i nie będzie go widać. Klient jak zobaczy, jak to działa, to jest przekonany, że jest rozwiązanie albo dla niego, albo nie dla niego.
Jest a nie od razu wybrać albo powiedzieć: pasuje mi, nie pasuje. Jest też wstanie stwierdzić, że firma ma kompetencje żeby to zamontować, a nie tylko sprzedać, oddać pudełko i: proszę kliencie teraz martw się co z tym towarem dalej. To się to się dosyć fajnie przyjęło, bo pamiętam że pierwsza instalacja, a pamiętajmy, że zakładałem, że będziemy jeździć z telewizorem i montować pojedynczo w domach, trafiła się na prawie 200 000 zł – cały dom do zrobienia. Taki się klient trafi. Był z polecenia od architekta. Przyjechał do nas do tego domu i tak mu się spodobały te rozwiązania MultiRoomowe – poukrywane głośniki, że nam zleciał kompleksowo cały dom do zrobienia – od okablowania, przez przez uruchomienie systemu. Nie spodziewałem się w ogóle takiego obrotu spraw. No, i to poszło tak naprawdę już później.
Rozumiem, bo wspomniałeś o architektach. To oni są takim driverem tego, czyli oni są tymi waszymi handlowcami. Są odpowiednikiem sprzedawców u dealerów. To jest niesamowite, że masz w jednej firmie dwa podobne kanały dystrybucji, ale jednak umówmy się, zupełnie inny mindset waszych reprezentantów, inny poziom, zupełnie inne myślenie, inna chęć wpływu na projekt itd.
Powiem Ci więcej, bo jeszcze jest trzeci dział, który polega na instalacjach profesjonalnych. My robimy też kluby, robimy restauracje, robimy sklepy, całe sieci sklepów. Przykładowo, sklepy Olsen z ubraniami są nagłośnione przez moją firmę, niektóre iSpoty są nagłośnione przez moją firmę. Więc to jest kolejny model, który jest zupełnie różny, bo tam mamy do czynienia z generalnymi wykonawcami, którzy odpowiadają za projekt. Już tak naprawdę model wybudowania domu jednorodzinnego przez inwestora prywatnego, a model wybudowania takie inwestycje komercyjne to są dwa, zupełnie różne światy
Tak, to właśnie mnie intryguje – to jak pracujesz z różnymi właścicielami firm, którzy szukają sposobu na to żeby, szczególnie na początku, skutecznie za istnieć na rynku. Zresztą, to fajnie potwierdza Twoja historia – totalna koncentracja w jednym miejscu. Ale tam jest ten moment, w którym trzeba dywersyfikować. To jest łatwo narysować na kartce – OK, zrobimy dom, zainstalujemy, będziemy sprzedawać, ale za każdy z tych kanałów to jest zupełnie inny biznes. W jaki sposób zarządzasz co najmniej trzema kanałami? A, jeszcze wspomniałeś wcześniej o tym, że jeszcze jesteście dystrubutorami paru marek, więc oprócz tego przerzucacie pudełka i pewnie promujecie te marki, czyli masz wielowymiarowy biznes. W jaki sposób zarządza się takim biznesem, ile ludzi tam pracuje, i jak udaje Ci się zarządzać swoją uwagę, żeby być skutecznym w kilku różnych kategoriach?
Wiesz co, ja myślę że bardzo pomaga to, że ja zawsze hołdowałem tej zasadzie rozwoju organicznego, czyli wolałem robić te kroki bardzo powoli. Robiłem następny krok dopiero jak miałem pewność, że ta poprzednia baza już jest silna. Czyli, jeśli sprawdziłem, że ten silnik car audio już po prostu pracuje sam, tylko z nadzorowaniem i interweniowaniem w sytuacjach krytycznych, kryzysowych, trudnych, to dopiero robiłem następny krok. Gdybym zrobił to za wcześnie, to pewnie by z tego powstał chaos, bo jeżeli coś nie działa jeszcze dobrze w tym obszarze car audio, to nie można pójść dalej, dlatego że za chwilę musisz się wycofać i czegoś nie skończyć w następnym biznesie, który rozwijasz bo tam był jakiś pożar. W ten sposób to działało i tak się rozwijałem.
A skąd wiesz że już jest ten moment? Jeżeli ja, przykładowo prowadzę sobie firmę – założyłem ją 3 lata temu i wydaje mi się że chaos jest już opanowany, ale też jako przedsiębiorca wiem, że ten chaos nigdy nie jest opanowany. Fuck-upy dzieją się na każdym etapie. Jak już myślisz, że jest dobrze, to wtedy pojawia się coś takiego, co Cię zaskakuje.
To znowu rzecz oczywista, trywialna – czyli relacje z pracownikami i relacje z ludźmi. Ludzie to jest największy kapitał każdej firmy, czyli ja się starałem zawsze, na tyle, na ile mogłem (dzisiaj to jest trudniejsze niż kiedyś), być bardzo blisko pracowników. Traktować ich z szacunkiem, tak jak bym chciał żeby mnie traktowano, rozmawiać z nimi. Nie tylko na zasadzie: „Słuchaj, ile kasy dziś dla firmy zarobiłeś?”. Bo znam takich szefów, którzy zawsze wchodzą i pytają ile kasy, a ja przychodzę mówię: „Wszystko w porządku”.
Dla mnie jest istotne, żeby oni powiedzieli czy nie ma jakiegoś kłopotu, z którym nie mogą sobie poradzić. A, kwestia finansowa jest drugorzędna, bo jeśli nie ma problemów, to prawdopodobnie finansowo też będzie wtedy w porządku. Ja się zawsze starałem właśnie z tymi pracownikami być blisko. Wiem, że najgorsze co może się zdarzyć, to szef któremu właśnie wydaje się, że chaosu nie ma i wszystko jest w porządku, a to tylko dlatego, że te informacje do niego nie docierają – czyli coś się sypie, a pracownicy boją się powiedzieć, albo ten problem jest zatajony. Potem tylko jest kłopot jak ten pożar gasić.
Jak nauczyłeś ludzi tego, że problemy są OK, i że lepiej o nich mówić? Bo tutaj fajną rzecz poruszyłeś, bo są organizacje, w których kulturą jest zamiatanie problemów pod dywan. Wtedy jest wielka eksplozja i to uwalnianie się tych złych czy niepożądanych informacj. Tobie jest inaczej na to spojrzeć, bo głównie pracujesz w swojej firmie, więc nie masz porównania, ale jestem ciekaw jaki jest ten model na świecie. Ale jeżeli jest jakiś kłopot, bo czasem są kłopoty związane z pracą konkretnego człowieka, na przykład, porysowałem klientowi drzwi przy składaniu maty, co wtedy?
Dlaczego ja mam Ci o tym powiedzieć?
Wiesz co, nie ma takiej chyba jednoznacznej odpowiedzi. Najzwyczajniej działają takie proste recepty – przyjście do firmy i zapytanie zwyczajnie, czy wszystko jest w porządku. Ale nie na zasadzie, że pytam czy wszystko jest w porządku, bo szukam na siłę winnego, tylko tak naprawdę czy jest wszystko okej. Bo jak coś się dzieje, to jestem tutaj po to, żeby pomóc. To bardzo proste, bo nie potrafię takich recept systemowych podpowiedzieć.
Uważam, że jeśli miałbym powiedzieć czy coś bym chciał zmienić, poprawić, to chyba właśnie to, że czasami brakuje tego „nigdy nie pracowałam u nikogo innego”. Czasami mam wrażenie, że może warto by było gdyby przepracował, na przykład, pół roku albo rok w takiej organizacji poukładanej, 50 osobowej, i która ma jakieś swoje procedury. Ja te procedury może mógłbym przeskalować, zmniejszyć, zwiększyć i zastosować. Ja musiałem u siebie w firmie wszystko sprawdzić empirycznie sam, czyli musiałem wykonać krok do przodu, krok do przodu, potem okazało się ten drugi krok był nieprawidłowy i musiałem się cofnąć.
Mówiłeś też, że jesteś samoukiem, w znaczeniu samoukiem biznesowym, więc poza eksperymentowaniem na żywym organizmie – czy są jakieś źródła wiedzy, inspiracji, pomysłów czy odnośnie zarządzania firmą, czy czynności związanych z rozwoju biznesu, produktów. Skąd czerpiesz inspiracje. Skąd je bierzesz?
Pewnie to zaskoczy wiele osób, bo chyba jest teraz taka moda na coachingi i szkolenia. Ja nigdy w takich rzeczach nie wziąłem udziału – w ani jednym szkoleniu dotyczącym zarządzania, prowadzenia firmy. Jedyne szkolenia w jakich brałem udział, to szkolenia stricte techniczne dotyczące mojej branży, czyli np. szkolenie na sędziego, szkolenie dotyczące projektowania itd. Czy to dobrze, czy nie dobrze? Trudno powiedzieć. Zawsze się gdzieś jakiś błąd popełnia. Może można było zrobić coś szybciej, można można było zrobić coś wolnej.
Ale ja tego nie żałuję, to znaczy, uważam, że czas, którego nie poświęciłem na szkolenia, spożytkowałem na budowanie fajnych relacji z moim zespołem i to też procentuje. To mi pozwala zrobić następny krok. Już wiem, ze sobie coś tam ułożyłem, czy domówkę, czy pro. Chociaż pro to jest taka branża z doskoku, bo tutaj nie prowadzimy jakichś specjalnych działań żeby mieć tych inwestycji dużo. Ja też nie lubię trzymać dziesięciu srok za ogon, więc jeżeli się trafi jakaś inwestycja i przyjdzie inwestor, który ma jakąś potrzebę, to mu pomożemy, ale nie zabiegamy o to specjalnie, żeby to zrobić na siłę, np. jakąś siłownie na 3000 m kwadratowych, bo potrzebuję sobie to w portfolio wpisać. Jak już to się ułożyło, to znowu poszukaliśmy dystrybucji. To jak już to się ułożyło to znowu to też było możliwe tylko wtedy, gdy byłem pewny, że moi ludzie nabrali takich kompetencji, że jeśli problem będzie małego kalibru, to oni to rozwiążą, a jak problem będzie większy, to te informacje do mnie dotrą i ja będę w stanie im pomóc, albo postarać się im pomóc ten problem rozwiązać.
Czyli inspiracją twoim biznesie są wypowiedzi twoich klientów i wypowiedzi twoich pracowników. Rozumiem że nie korzystałeś ze szkoleń czy coachingu, ale czy są jakieś osoby inne, lub książki, lub inne rodzaje obserwacji, z których korzystałeś? Ciekaw jestem, czy jest coś takiego.
To może w ten sposób odpowiem – strasznie mi się podoba ten biznes dotyczący robienia domów, dlatego że mamy dostęp do takich klientów, do których normalnie pewnie bym nie trafił. Mam na myśli to, że ponieważ robimy takie rozwiązania kompleksowe, czyli tak naprawdę jesteśmy z inwestorem i architektem od momentu rozpoczęcia projektu, a jeśli to ma być zrobione dobrze, to już na etapie projektu, jesteśmy wzięci po uwagę i współpracujemy, to zdarza nam się naprawdę bardzo fajne inwestycje realizować: bardzo drogie domy i drogie apartmenty, na ostatnich piętrach najmodniejszych wieżowców. Zawsze miałem taką cechę, że zazdrościłem pozytywnie, to znaczy, jak widziałem np. klienta, który jest 5 lat starszy odemnie, a kupił właśnie apartament za 20 mln zł i wyposażył w system audio za 1 mln. Ja zawsze mówilem, że super, że to da się zrobić.
Nidy nie mówiłem: „O Chryste Panie, po co on to zrobił”, tylko zawsze działało to na mnie motywująco. Myślałem, że jeżeli jemu się udało, to oznacza, że to jest możliwe, tylko trzeba dobrze wykonywać swoją pracę i być uczciwym. Pewnie, że trafiają się różni klienci, z jednym jest bardzo fajna relacja i wtedy można nawet zapytać, jak to się stało, że jest tam, gdzie jest i to są bardzo fajne, inspiracyjne rozmowy. Innym kłopotem jest to, że nie możemy się takimi rzeczami chwalić.
To znaczy, bardzo bym chciał, wrzucić na Facebook’a albo Youtube tego typu inwestycje, gdzie klient nawet milion złotych zainwestował w samo audio, tylko, że najczęściej ten klient nie wyraża na to zgody, bo to są zazwyczaj ludzie, którzy bardzo pilnują swojej prywatności i ja to szanuję. Dzieki temu, że oni widzą, że ja to szanuję, to zapraszają na kolejne inwestycje. To są super wrażenia, bo to są właśnie momenty, w których taki facet wypowie trzy czy pięc zdań i jest to naprawdę na poziomie i to jest taka inspiracja na cały rok pracy.
Ciesze się, że to powiedziałeś, też dlatego, że ideą tego podcastu jest właśnie dokładnie to – czyli żeby dać ludziom, którzy nie mają na codzień możliwości spotkania się na przykład z takim człowiekiem jak Ty, który jest skromny, raczej stroi z tyłu – bo nie jesteś typem człowiekiem, który tapetuje swoją twarzą wszystkie miejsca w internecie, a nawet trudno Cię znaleźć – ale jednak dokonujesz czegoś, co jest duże, stabilne, mocne. Moją misją właśnie jest przyprowadzać do słuchawek takie osoby jak Ty i trochę spełniać funkcję takiego medium. Też wierzę, że to co najbardziej jest w stanie pomóc, to autentyczne historie, ale nie powiedzenie: „Bądź uśmiechnięty, wszystko się uda”, bo nie uda. Diabeł tkwi w szczególach. Kiedyś ktoś Ci powie OK, tu był taki drobny kłopot i tak go zaadresowałem, a w tej sytuacji to wyglądało tak i tak. Jeżeli już przy tym jesteśmy, to może jest jakaś historia Twojego największego wyzwania, problemu, fuck-upu, czegoś co nie poszło, co nie wyszło – możesz też nie mieć takiej historii, bo widzę, że jesteś bardzo ostrożny, ale może jednak masz taką historię, w której coś poszło nie tak i czego się z tego nauczyłeś, co by mogło komuś pomóc.
Właśnie, to też powód, dla którego stwierdziłem, że fajnie byłoby się spotkać. Po pierwsze, był mi bardzo miło, że mimo właśnie tego, że się nie afiszuję, Ty mnie dostrzegłeś i zaprosiłeś. To był pierwszy powód. Po drugie, właśnie dlatego, że warto czasami opowiedzieć o tym, co się zrobiło. Może niekoniecznie żeby przestrzec, ale żeby Ci młodzi przedsiębiorcy, którzy myślą o czymś swoim mieli inspirację, a może uniknęli też takich błędów. Myślę, że jakbym miał mówić o takim błędzie, to było to otwarcie oddziału firmy w Gdańsku.
Wydawało mi się, że już takie otwieranie kolejnych oddziałów pracy potrafię robić – to znaczy, wprowadziłem tę zasadę, że jak jeden z działów działa już prawidłowo i sobie radzi, to robię następmy. Wymyśliłem sobie, że jak już mamy tutaj ten silnik warszawski, to można to sklonowac i zrobić coś takiego w Gdańsku. Zdecydowałem, że w Trójmieście, dlatego, że my tam dużo rzeczy robimy i wszystkie samochody, ktore wykonujemy, to robimy właśnie na składach celnych w porcie, czyli w Gdyni. Tak też jeżdzą nasi montażyści i pomyślałem, że to naturalne, że skoro samochody i tak tam jeżdzą, bo przewożenie towaru, to inne, podstawowe rzeczy też będą ułatwione. Trójmiasto się zawsze wydawało takim rynkiem bardzo dynamicznym.
Nawet jak dzisiaj patrzymy ile tam się rzeczy buduje, ile nieruchomości powstaje, jak rosną ceny, jakie sa czynsze itd, to wydaje się, że jest to rynek chłonny i bardzo atrakcyjny i ja gdzieś z tyłu głowy tak to układałem. Trafiła się okazja, że nasz znajomy, przyjaciel firmy miał lokal – właśnie na dole miał warsztat, który mu jakoś niespecjalnie szedł, a na górze miał prawie 250 m kwadratowych powierzchni, takiej zupełnie nieużywanej. Powiedział: „Słuchaj, jestem chętny żeby to wynająć praktycznie bezkosztowo, na zasadzie kosztów ogrzewania”, a ja sobie pomyśłałem, że może to jest właśnie ten moment, że skoro ja sobie myślałem cały czas o Gdańsku, a tutaj jest taka okazja, no to może w takim razie to po prostu zrobić. Trzeba było zrobić remont całego lokalu i starałem się to zrobić w podobnym modelu, czyli w formie takiego showroom’u. Nie żaden sklep, tylko właśnie duży showroom, który miał pokazać konkretne rozwiązania, czyli klient przychodzi, widzi salę kinową, jak ona działa i że wszystko jest schowane, że wszystko się samo automatycznie zamyka i otwiera. Fajny system kina, fajny system strefowy i wydawało mi się, że skoro coś w Warszawie wypaliło, to zróbmy to też podobnie tam.
Okazało się, że po pierwsze, zrobienie drugiego modelu na odległość wcale nie jest takie proste, bo jesli chcesz to zrobić dobrze (oprócz zatrudnienia dobrych ludzi), to nawet takie rzeczy trywialne okazały się kłopotliwe, np. wprowadzenie jednorodnego magazynu, programu księgowego, żebyśmy wszyscy mieli podgląd w dwie strony co tam się dzieje – jaka jest sprzedaż w Gdańsku, jaka jest sprzedaż w Warszawie. Wszystko się okazało skomplikowane. Potem się okazało skomplikowane znalezienie ludzi w Trójmieście – zupelnie inaczej jest szukać ludzi, jak jesteś na miejscu i znasz środowisko, znasz rynek, a zupełnie inaczej, jak nie jesteś tubylcem, tylko jakimś facetem z Warszawy, który nagle będzie chciał ludzi zatrudniać, więc to też wzbudzało nieufność.
Koniec końców, zrobiliśmy ten showroom 11 na naprawdę wysokim poziomie, zatrudniliśmy ludzi, ale się okazało, że ten rynek jest jednak inny. O ile w Warszawie jest sporo klientów, którzy chcą kompleksowych rozwiązań, a one są automatycznie odrobinę droższe, dlatego, że ja nigdy nie zaoferuję w składowych takiego systemu, z który robimy audio kina czy system całego MultiRoomu, w cenach internetowych. Nie będę w stanie równać się z człowiekiem, który ma garaż pod Warszawą i jest na małym zysie i po 50zł zarabia na każdym produkcie. Zawsze jesteśmy odrobinę drożsi niż internet. W Warszawie klienci za to po prostu płacą, tzn. cenę detaliczną lub odrobinę poniżej detalinicznej. To się wszystko sumuje w system, ale mają po prostu święty spokój, czyli my odpowiadamy za cały ich projekt, robimy projekt, instalację, uruchamiany, a klient odbiera gotowy produkt.
W Gdańsku okazało się, że klienci, owszem, chcieliby takie rozwiązania kompleksowe, ale w cenach internetowych. Tego się nie da pogodzić, dlatego myślę, że warto powiedzieć o tym, że biznes domowy jest zupełnie inny finansowo, niż biznes samochodowy. Biznes samochodowy jest taki, że po pierwsze, robimy takie same samochody, więc możemy ich zrobić nawet 10,20 dziennie i one są zrobione w jeden dzień, za kilka dni wystawiamy fakturę i importer płaci. W biznesie domowym jest zupełnie inaczej, dajmy na to taki dom, który się wydaje, że „wow, 200 tys zł”, jak nasz pierwszy klient, ale się okazuję, że to trwa 2 lata. Czyli, od momentu, w którym się spotkasz z klientem, pokażesz mu wycenę, on to zaakceptuje, zrobisz projekt, ułożysz kable, uruchomisz to, to potrafią minać 2 lata. Jeśli policzymy, że marża w takim projekcie to 20%, a to i tak jest dobrze w elektronice, czyli 40 tys zł, podzielimy to przez 2 lata, to się okaże, że naprawdę wiele tych instalacji trzeba żeby zaczęło się wszystko spinać i żeby to się zaczęło bilansować.
Co do sytuacji w Trójmieście. Nie zadałem tego pytania wcześniej, ale wydaje mi się, że jest ono istotne i tylko się domyślam, więc mnie skoryguj jeśli coś, ale wyobrażam sobie, że siłą tego, że ten biznes w Warszawie tak mocno działał to była siła rekomendacji, poleceń, networkingu. Takiego networkingu, który buduje się od urodzenia, a pośrednio co najmniej od pięciu, dziesięciu, piętnastu lat od kiedy jesteś w biznesie. To, że wszedłeś na rynek spowodowało, że miałeś dostęp do tych konkretnych klientów, którzy są gotowi płacić za jakość, niekoniecznie patrząc na ceny w internecie. Czy myślisz, że to mogło być przyczyną tego, w cudzysłowiu, trójmiejskiego niepowdzenia? To, że nie byłeś z-networkowany z konkretnymi osobami, bo są osoby w Trójmieście, które by na to stać i na pewno robią takie rzeczy, tylko po prostu nie mieliście do nich dostępu, bo nie przychodzą z ulicy. Trzeba być częścią ich ekosystemu. Czy to mógłby być powód tej sytuacji?
W 100%. Nasi klienci warszawscy – to właściwie każda większa inwestycja była pocztą pantoflową. Żaden z tych klientów, może bym policzył na palcach jednej ręki, który do nas przyszedł. Każdy z tych klientów na high-endowe rozwiązanie, który nie jeździ po sklepach, nie jeździ po showroomach, ale to do nich trzeba pojechać, ich poznać i budować relację. Najczęściej właśnie te relacje jest już gdzieś rozpoczęto – poprzedni inwestor powiedział: „Słuchaj to jest człowiek który u mnie to zrobił był w porządku skończył był właśnie dyskretny” i wtedy to rzeczywiście ma prawo pójść dalej. My nie trafimy prawie jestem pewien reklamą na Facebooku to takiego klienta bo on po prostu na mnie zaufa dlatego że my nie wiem mamy fajny post na Facebooku no nie no musi pójść za tym poczta pantoflowa. Rzeczywiście, myślę, że tam tego zabrakło. Ja to przeszacowałem. Mogłem pójść w stronę bardziej takiego sklepu, bo mieliśmy taką możliwość finansową, który obsługiwałby klientów na zasadzie sprzedażowej, zbudował zaufanie na miejscu – firma zbudowałaby zaufanie, jako już istniejąca na rynku trójmiejskim rok, dwa, trzy, a dopiero potem iść o krok wyżej, od sprzedaży prostych systemów, głośników, prostych instalacji do instalacji bardziej skomplikowanych i kompleksowych.
Mam jeszcze takie pytanie, które chciałbym Ci zadać, które się dobrze odbija w tej sytuacji. Pytanie brzmi: po co? Jaki był cel, w tym żeby przechodzić tę samą drogę, którą przeszedłeś na nowo. Co byś dzieki temu zyskał jako człowiek-przedsiębiorca, jako biznesman z tego, że przeszedłbyś tę drogę jeszcze raz, o ile to by było dla Ciebie ciekawsze od tego, co możesz robić budując na tym filarze, który masz, a nie zaczynąc od nowa?
Ja się nie poddałem, to znaczy, ja ten projekt właśnie dużego showroomu zarzuciłem, ale otworzyliśmy pół roku temu sklep – sklep stumetrowy. O połowę mniejszy od tego, który tam był wcześniej. Sklep otworzyliśmy z dużo lepsza organizacją w Gdańsku, przy takiej trasie, gdzie przejeżdza dziennie 40 tys. samochodów. Mamy tam właściwie witrynę przy samej jezdzni. Okazuje się, że to zatrybiło w drugą stronę – czyli jesteśmy tak teraz jako firma, która ma fajne marki, bo jesteśmy np. przedstawiecielem Bose, a nie ma ich innego sklepu w Trójmieście 12. Marka jest znana, lubiana przez wielu klientów. Myślę, że to jest dobry kierunek, bo się okazuję, że powolutku klienci tam trafiają i mam nadzieję, że zbudujemy tam też taką markę, jak tutaj w Warszawie. Technika małych kroków, która może nie jest aż tak frapująca, ale działa – trzeba po prostu powoli i nieustannie wykonywać pracę, ale jestem dobrej myśli, że tam też dojdziemy do takiego momenu, w którym Bariera Dźwięku będzie się tam kojarzyć w kompleksowymi rozwiązaniami.
Super, zamiast tu kopiować Ctr+V, Ctrl+C, coś do czego dochodziliście latami, to musieliście po prostu zrobić krok wstecz i zrobić trochę inny model i on zadziałał. Podoba mi się, że się jednak nie wycofałeś, nie odpuściłeś.
Nie, bo tu też chodziło o to, że ja traktuję poważnie zobowiązania wobec ludzi, którzy dla mnie pracują. Chodzi o to, że ktoś gdzieś pracował, rzuca pracę i chce zaryzykować żeby pracować ze mną. Więc jak ja rezygnuję z tego dużego showroomu, to mogę powiedzieć: „Ok, pomylilłem się”, ale jak mam możliwość, a uważam, że ludzi w Gdańsku mamy super, bardzo wartościowych, to szkoda ich potencjał zmarnować. Nie mówiąc o tym, że szkoda kogoś życiorysu. Ktoś zainwestował swój czas, zrezygnował z poprzedniej pracy itd. Więc ja tych ludzi „przełożyłem” do sklepu i tam się sprawdzają, nadal mają pracę i to jest kapitał, który trzeba szanować. Można zmienić lokal, bo to nie problem podpisać kolejną umowę najmu, a tę zlikwiodować, albo wziąć kredyt na lokal, albo cokolwiek, ale o ludzi jest najtrudniej w dziejszych czasach, szczególnie kiedy widzimy w jakim stanie jest rynek. O specjalistów jest bardzo ciężko i jak już raz się taki człowiek z mojej firmy wyniesie, to raczej nie wróci.
Jak mówimy już o ludziach – bo dużo powiedzieliśmy już o Twojej firmie, o Twojej sposobie podejmowania decyzji, a Ty jesteś taką osobą bardzo tajemniczą, chciałbym, żebyś opowiedział coś o sobie. Co robisz w wolnym czasie, co sprawia, że takie niesamowicie spokojne, ale jednak pewnego rodzaju nakręcenie ciągle w Tobie trwa i podejmuje się nowych wzywań, typu odpalanie biznesu 300km dalej.
Moim motorem napędowym i resetem jest zdecydowanie sport. Jest mi to strasznie potrzebne. Nie wyobrażam sobie życia bez sportu. To mi wyłącza głowę. Są ludzie, którzy potrzebują po pracy wypić piwo, a ja nie piję, musze po prostu pójść i się zresetować. Długo szukałem takiego sportu, który mnie wyłącza z pracy. Wiadomo, że jak się ma swój biznes, to się pracuje 24 na dobę, ale tak się nie da. Musiałem znaleźć jakąś odskocznię. Musiałem znaleźć trening czy sport, podczas którego zupełnie przestanę myśleć o firmie. Różne rzeczy probowałem, bo bardzo lubię właściwie każdy sport. Nie lubię oglądać sportu – nie oglądam żadnych meczy, nie wiem kto gra w jakiej lidze i o co chodzi, natomiat jak mam czas to wolę zamiast przed telewizor, iść gdzieś się powściekać. Próbowałem różnych rzeczy: rower, bieganie, crossfit, siłownia, zawsze też tenis. Teraz powoli wracam do tenisa. Ale w każdej tej dyscyplinie łapałem się na tym, że miałem gdzieś z tyłu głowy pracę, bo był na to czas. Na rowerze, na szosie – bo dużo jeździłem na szosach rowerem górskim – zawsze znajdziesz tę sekundę żeby pomyśleć: „Ciekawe czy w poiedziałek coś tam wyjdzie”.
Szukam więc takiego sportu, który będzie mnie na tyle angażował i będzie na tyle wymagający, że nie będzie na to czasu. Jakoś tak się złożyło, że trafiłem lata temu na trenera, który się opiekował zawodnikami startującymi z KSW 13 i zupełnie przypadkiem powiedział: „Wojtek, a nie chciałbyś może zasponorować takiego zawodnika KSW?”. Ja powiedziałem, że to nie dla mnie, że to pewnie pieniądze z kosmosu i że nie będę w stanie pomóc, ale jak się dowiedziałem jakie to kwoty… Nie mówimy oczywiście o zawodnnikach top, typu Mariusz Pudzianowski 14, Mamed Chalidow 15, Mateusz Gamrot 16 17 ale o zawodnikach związanych z KSW, ale nie top 10. Jak się dowiedziałem jakie to są kwoty, to mówię: „Chryste, oczywiście, że pomogę, nawet po prostu w formie pomocy jestem chętny żeby być takim sponsorem”. I tak zacząłem sponsorować takich zawodników startujących w KSW i tym sposobem się w to środowisku wkręciłem. W sumie to znowu super szczęście i okazja, bo mam możliwosć potrenowania z zawodnikami na naprawdę wysokim poziomie, to co oni trenują wytrzymałościowo, szybkościowo.
A oni wiesz, nie będą swojego chlebodawcy nokautować. Dla mnie jest to na tyle wymagające, że nie myślę o niczym innym. Jak idę na taki sparing, to w tej godzinie nie da się myśleć o niczym innym, niż o tym, żeby po prostu nie dostać w głowę. Imponują mi bardzo ci ludzie, dlatego, że to niesamowicie wymagająca dyscyplina sportu. Nie wystarczy być silnym. Samo bycie silnym jest proste. Ale żeby być jednocześnie wytrzymałym, dynamicznym, to inna sprawa. Widać to nawet po Mariuszu Pudzianowskim. Ja z Mariuszem kilka razy trenowałem. Mariusz jak zaczynął karierę zawodnika MMA, to był mega silny, wielki facet, ogromny. Ale to było tylko to. Jego organizm się do MMA nie nadawał. Okazało się, że zrobić ze strongmana zawodnika MMA to jest naprawdę ogromna ilość pracy.
Tak jak mówię – trzeba mieć kilka parametrów na wysokim poziomie. Nie wystarczy być silnym, trzeba być jednocześnie wytrzymałym, dynamicznym. Fajna dyscyplina. Oczywiście nie uprawiam tego w formie zawodowej w żadnym wypadku, a w formie amatorskiej, tylko, że mam możliwość trenowania z zawodowcami i daje mi to dużo frajdy.
Sport. Sport. Sport. A, czy masz rodzinę?
Mam rodzinę, mam dwóch chłopaków 5 i 7 lat, których też, myślę że sportowo, bardzo fajnie wychowałem. Obydwaj jak już mieli po 3 lata to śmigali na rowerach bez żadnych kółek dodatkowych. Jeździliśmy do Powsina, a mieszkamy na Ursynowie, więc ta trasa była grana. W tej chwili mogę się pochwalić, że jak idziemy na rowery w weekendy, to robimy 30km. Średnia prędkość 5latka to 22-25km/h, poważnie. Po prostu jedziemy trasą rowerową, a dwa tygodnie temu taka sytuacja, że jedziemy we trójkę, mój starszy ma przerzutki, młodszy ma tylko przerzutki z tyłu, zapięte na najmniejszym oczku, i jedziemy, a tam jakiś facet dorosły jedzie przed nami, a mój pięciolatek go mija. Miny tych ludzi są bezcenne. Moi obaj chłopcy sport uwielbiają. Jak się zapytasz, czy idziemy na rowery, czy chcą pograć na iPadzie, to nie ma nawet sekundy zastanowienia – lecimy na rowery.
Biorą udizał we wszystkich biegach Spartan Kids, Judo itd. Mam wrażenie, że jak się napatrzyli, że rodzice uprawiają sport, to jest bardzo ważne, bo dzieci kopiują nasze nawyki. To nie jest niczym niezwykłym, że po prostu w weekend idzie się pojeździć, albo biegać. Jeszcze rok temu z nimi biegłem, a oni jechali na rowerach, w tym roku już nie mam szans. To dla nich nic niezwykłego, że tata biegnie przez las, ale takie obrazki są rzadko widywane. Tak, jak moi koledzy, którzy biegną przy rowerze i po 3 minutach już mają dosyć i nie są w stanie nauczyć tych dzieci jeździć szybko. Brakuje im zwyczajnie kondycji, a ja z obydwoma, jak mieli 3 lata po prostu przebiegłem tam i z powrotem 2km po lesie, trzymając ich, aż nauczyli się jeździć.
To pytanie się często pojawia pośród słuchaczy, czy nawet na grupie: „Mam 2 dzieci i odpalam biznes, jak to wszystko połączyć?”. Nawet dzisiaj rozmawiałem z kolegą, który mówi: „Słuchaj, ja sobie wyobrażam, że jak jesteś singlem i masz dużo czasu, odpalasz biznes – łatwa sprawa, ale ja mam dwójkę dzieci, jak ten biznes odpalić?”. To jednak zupełnie zmienia rytm dnia. Mógłbyś dać jakąś radę z perspektywy tego, że otworzyłeś biznes jeszcze dzieci nie mając, ale one się pojawiły, jak to wszystko zorganizowałeś?
Powiem szczerze, że to znowu szczęście. To znaczy, ja miałem ten najgorszy okres, kiedy było trzeba się najbardziej zaagnażować – czasu i siły, kiedy tych dzieci jeszcze nie było. Teraz wiadomo, jestem w firmie codziennie 7-8h, bo lubię to robić, chcę tam być. Ale to nie jest już taka praca, jak to czasami jest przy czymś nowym, że trzeba się naprawdę napracować wieczorami. Nie zabieram już właściwie lapotopa do domu. Zostawiam go w pracy i czasami na iPhonie odpowiem na jakiś istotny email i koniec. Natomiast, myślę, że to jest do zrobienia. Ja mam akurat jeszcze ten komfort, że mam żonę, która jest bardzo ambitna i pracuje na ¾ etatu.
Czyli, ma trochę więcej czasu, ale nie ukrywam, że takimi domowymi, ‘dzieciowymi’ rzeczami, typu zawieźć dzieci na tenisa albo judo albo na inne zajęcia, to ona ogarnia. Jestem jej za to dozgonnie wdzięczny, bo to jaką ona ma organizację dnia, z dwoma zmiennymi – przy dwójce dzieci – jednego tutaj zawieźć, jednego stamtąd zabrać, czy do lekarza, czy coś, więc trzeba być super organizatorem czasu. Tutaj mi bardzo moja Anka pomaga, która jest mistrzem jeśli chodzi o organizowanie życia rodzinnego. To na pewno jest trudne. Trzeba myślę wyważyć. Jeśli miałbym teraz biznes zaczynać od nowa, to musiałbym to jakoś bilansować. Teraz jak już dzieci są strasze i widzę, jak procentuje relacja i czas im dany. To, że wiem, że wszystko nam powiedzą, co się dzieje, czy jest coś dobrze, czy niedobrze, to na pewno chciałbym bilansować. Nawet jeśli to by miało znaczyć jakieś straty wymierne w firmie, np. danego miesiąca firma mniej zarobi, to myślę, że jednak trzeba zachować zdrowy rozsądek.
Super, bardzo ci dziękuję. Ostatnia kwestia, czyli taki punkt, w którym daje mojemu gościowi możliwość powiedzenia słuchaczom o tym, o czym on chce, o planach biznesowych, może jakaś odrobina autopromocji, albo może o tym, żeby ktoś coś do Ciebie napisał i coś opowiedział – to jest taki moment. Nie musisz tutaj też nic mówić, ale możesz powiedzieć, jak się z Tobą skontaktować czy coś, bo widziałem, że nie używasz nawet takiego portalu jak LinkedIn – pewnie nigdy nie był Ci potrzebny.
Tak, to zawsze było dla mnie taką białą luką. Nie używam takich portali, ale może powinienem właśnie się takimi rzeczami zająć. Właśnie ja ceniłem sobie zawsze bardziej te relacje face-to-face, może jestem tu jak taki staromodny dziadek. Cenię te relacje na zasadzie takiej, że wolę zadzwonić, nić wysłać smsa, ale to chyba zmierza w takim kierunku, że się kontaktujemy już przez Messengera i Snapchata itd. Nie mam w ogóle Snapchata ani innych takich mediów społecznościowych, a to też paradoks, bo jestem gościem od nowych technologii, a nie używam ich tak naprawdę. Używam z przymusu Facebooka, bo firma ma profil, więc muszę czasami coś spojrzeć, podejrzeć, ale rzeczywiście – LinkedIn i inne takie portale – jestem zupełnie na nich niekatywny.
To, co bym sobie marzył, co bym chciał, biznesowo udało nam wyprowadzić takie nowe dziecko, nową markę. To wyszło zupełnie przypadkiem, znowu szczęście. Trafiłem na markę na targach najpierw Las Vegas, potem w Honkongu, to urzekła mnie jakością wykonania. Nigdy nie byłem w biznesie telefonii komórkowej, czy akcesoriów telefonicznych, ale jak zobaczyłem na targach co ci ludzie wykonują, jakie mają produkty, typu selfie sticks, powerbanki, kable skórzane itd, to mnie urzekli. Zawsze robiłem produkty wysokiej jakości, bo bałem się sprzedawać byle co, nawet jak wiem, że sprzedam tego dużo. Bo wiem, że w dłuższym okresie po prostu to wróci – popsuje się, będzie po tym jakieś złe wspomnienie firmy więc zawsze staram się wybierac produkty premium i nimi handlować. Tu znowu taki produkt znalazłem i rozwijamy tę markę.
Udało nam się już wprowadzić ten produkt do sklepów na lotniskach i życzmy sobie żeby to się rozwijało, bo już rozmawiam teraz z dwoma czy trzema największymi sieciami handlowymi, żeby się te produkty pojawiły, bo są naprawdę fajne. Jesli ktoś poszukuje takiego nietuzinkowego akcesorium do iPhone albo Samsunga, to jest właśnie to. To z perspektywy biznesowej. A, rodzinnie… Tylko żeby zdrowie było, żeby w chałupie wszyscy byli zdrowi, bo to jest najważniejsze. A, największe wyzwania to budowa domu teraz. Budujemy dom jednorodzinny, więc żeby ta budowa poszła bez przeszkód, bo o tym to mógłbyś nagrać kolejny podcast – jak się domy w Polsce buduje. Ja buduję z generalnym wykonawcą, mam kierownika budowy, mam inspektora nadzworu, mam architekta, który robił projekt indywidualny, a i tak muszę być na budowie codziennie. To jest temat na oddzielny podcast.
To prawda. Wojtek, bardzo się cieszę, że wpadłeś. Bardzo dobrze Cię widzieć po tylu latach. Dziękuję za super rozmowę.
Dziękuję Ci bardzo i wszystkiego dobrego.
Dziękuję i do usłyszenia.
- Tygodnik Wprost nr 38/1999 napisał „Środowisko zmotoryzowanych audiofilów zjednoczyło się ostatnio w organizacji PASCA (Polish Auto Sound Challenge Association), która w Warszawie zorganizowała I Otwarte Mistrzostwa Polski w Car-Audio. W dwóch konkursach: „Sound Off” (badano jakość dźwięku i sposób wykonania instalacji) i „dB Drag Racing” (sprawdzano stopień nagłośnienia) wzięło udział kilkadziesiąt aut profesjonalistów i amatorów. Konkurs na najgłośniejsze auto wygrał Volkswagen Passat, w którego wnętrzu poziom hałasu sięgnął 150,8 decybeli (dawka śmiertelna to 140 dB). Startujące w tej konkurencji auta ze względu na panujące wewnątrz ciśnienie są wzmacniane drewnem i betonem, a podczas konkursu otacza je i trzyma kilkanaście osób, by były szczelne.” https://www.wprost.pl/tygodnik/5616/Konkurs-mocy.html
- Konkursy „Sound off” organizowane są nadal https://pl-pl.facebook.com/pasca.caraudio/
- Tu, oprócz oferty, także krótka historia firmy i ludzie ją tworzący http://barieradzwieku.pl/#offer
- Realizacja przez Barierę Dźwięku dla Mitsubishi https://www.youtube.com/watch?v=gNBYlGzoQ8g
- Realizacja przez Barierę Dźwięku dla Hondy https://sklep.barieradzwieku.pl/pl/n/5
- Realizacja przez Barierę Dźwięku dla Hyundai’a https://www.facebook.com/pg/Barieradzwieku/photos/
Oświetlenie ambient light’owe, na przykład
https://www.osram.pl/am/zastosowania/o%C5%9Bwietlenie-led/o%C5%9Bwietlenie-
wewn%C4%99trzne-ledambient/index.jsp- Honda Prelude 2005, na przykład https://hondaprelude.pl/napisali-o-nas
- Mitsubishi Lancer w nowej wersji, nagłośnienie i multimedia są montowane przez firmę Bariera Dźwięku http://auto.dziennik.pl/premiery/zdjecia/galeria/403968,2,mitsubishi-lancer- evolution-w-nowej-wersji- zobacz-pierwsze- zdjecia.html
- Zaproszenie do domu pokazowego, który obecnie jest na Grzybowskiej, w centrum Warszawy https://sklep.barieradzwieku.pl/pl/i/Odwiedz-nas/16
- Nowy show room w Gdańsku https://es-la.facebook.com/Barieradzwieku/posts/1300595713314709
- Sklep w Gdańsku, przy drodze wojewódzkiej, patrz też foto https://sklep.barieradzwieku.pl/pl/i/Dealer-BOSE/15
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Konfrontacja_Sztuk_Walki
- Mariusz Puzianowski http://www.polsatsport.pl/wiadomosc/2017-12- 16/pudzianowski-ma-dosc-popularnosci- szczery-wpis- zawodnika-ksw/
- Mamed Chalidow https://sportowefakty.wp.pl/mma/586969/to-oni-dominuja-w-swoich-kategoriach-oto-najlepsi-zawodnicy-mma-w-polsce/12
- Mateusz Gamrot https://sportowefakty.wp.pl/mma/586969/to-oni- dominuja-w- swoich- kategoriach-oto- najlepsi-zawodnicy- mma-w- polsce/4
- Ranking polskich zawodników MMA: Anzor Azhiev – 2gie miejsce w wadze koguciej w 2017 roku, Arbi Shamaev – 6te miejsce w wadze koguciej w 2017 roku http://www.mmarocks.pl/ranking-pl