Change language:

Jak zarabiać na walce o czyste powietrze? – Wiktor Warchałowski, Airly

Na czym zarabia Airly – firma stojąca za najlepszą bezpłatną aplikacją do monitorowania jakości powietrza, w którą zainwestował m.in. Richard Branson? Poznaj Wiktora Warchałowskiego – prezesa zarządu i współzałożyciela Airly, który stworzył Inteligentny System Monitorowania Jakości Powietrza, dzięki czemu możliwe jest monitorowanie stanu powietrza w czasie rzeczywistym za pomocą platformy online map.airly.org oraz aplikacji mobilnych.

Wiktor to absolwent Akademii Górniczo-Hutniczej. Członek Mensa International. Laureat listy New Europe 100. Wyróżniony tytułem Innovators Under 35 Poland przez MIT Technology Review. Zwycięzca polskiej edycji Global Student Entrepreneur Awards.

Posłuchaj podcastu: Jak zarabiać na walce o czyste powietrze? – Wiktor Warchałowski, Airly

ZASUBSKRYBUJ GREG ALBRECHT PODCAST – WSZYSTKIE TWARZE BIZNESU:
Apple Podcasts
Google Podcasts
YouTube
Spotify

Z odcinka dowiesz się także m.in.

  • Jak Airly wpłynęło na poprawę jakości powietrza w Krakowie? 
  • Jak sprzedawać do sektora public będąc startupem?
  • Jak zmienić się kulturowo z firmy polskiej w międzynarodową? 
  • Jaki pozyskać międzynarodowych inwestorów oraz jaki styl komunikacji ze strony aniołów biznesu jest pomocny dla foundera?

A na deser:

  • Czy budowa startupu to szybka droga do Ferrari? Jakie seriale ogląda Wiktor i które dania przyrządza po mistrzowsku w kapeluszu szefa kuchni.

Zapraszam.


Chcesz otrzymywać bezpłatnie najciekawsze materiały, które pomogą Ci lepiej prowadzić biznes i optymalnie rozwijać karierę? 

Zapisz się na www.gregalbrecht.io/klub, a co piątek znajdziesz w skrzynce garść inspirujących materiałów ze świata. Dołącz do tysięcy subskrybentów. W razie czego, zawsze możesz wypisać się jednym kliknięciem.

Szukasz wsparcia w prowadzeniu biznesu? Chcesz zostać partnerem podcastu? Poznaj Albrecht&Partners i umów się na rozmowę: www.albrechtpartners.com


Transkrypcja:

Dziś w Greg Albrecht Podcast, Wiktor Warchałowski. Co-founder Airly. Cześć Wiktor!

Cześć Greg!

Bardzo się cieszę, że jesteś tutaj z nami, bo tworzycie coś, co mam nadzieję uchroni nas, nasze zdrowie, nasze płuca, przed kompletną katastrofą. Jestem użytkownikiem Waszej aplikacji, która pozwala mi sprawdzić jaki jest stan powietrza w mojej okolicy. Chciałem się dowiedzieć więcej o tym jak to działa od strony biznesowej. Skąd ta cała koncepcja? Może na początek opowiedz o tym jak to działa. 

Jasne. My Airly założyliśmy kilka lat temu. Będąc jeszcze studentami, może już absolwentami Akademii Górniczo-Hutniczej. Chcieliśmy dostarczać informacje na temat jakości powietrza. Jakość powietrza jest bardzo istotnym elementem jeśli chodzi o wpływ na nasze zdrowie i życie. My kilka lat temu chcieliśmy dostarczyć rozwiązanie do monitorowania i kontroli jakości powietrza. Stwierdziliśmy, że będzie to możliwe dzięki własnej niskokosztowej i rozproszonej sieci czujników. Dostarczającej właśnie takie dane o jakości powietrza w czasie rzeczywistym. Na samym początku idea była bardzo prosta. Chcieliśmy rozlokować dziesiątki, setki czujników w miastach po to, by dostarczać informacje. Natomiast później stwierdziliśmy, że Airly to nie tylko pomiar jakości powietrza, ale także ta analiza trendów i źródeł zanieczyszczeń, czy chociażby współpraca w zakresie opracowania pewnych działań mających na celu walkę z zanieczyszczeniem powietrza, a także śledzenie poprawy jakości powietrza. My tak naprawdę zaczynając od samego pomiaru, przeszliśmy taką ewolucję. I teraz dostarczamy pełne rozwiązanie. I wspieramy organizacje, czyli samorządy, a także biznesy w ich drodze do eliminacji smogu, poprawy jakości powietrza i ochrony ludzkiego zdrowia. 

Powiedz skąd taki pomysł w głowie Wiktora? Któregoś dnia siedział sobie Wiktor, pił herbatę. W Jego głowie pojawił się koncept. Jak to było?

Tak jest. Pomysł narodził się w momencie gdy wspólnie z Michałem Miśkiem, czyli drugim ze współzałożycieli, przygotowywaliśmy się do krakowskiego maratonu. Ja jestem człowiekiem bardzo aktywnym i pewnego dnia bez dużego doświadczenia w takich biegach długodystansowych, stwierdziłem wspólnie z Michałem, że zapiszemy się na maraton i spróbujemy go przebiec. Była to dość ambitna decyzja bez żadnego treningu. Mieliśmy kilka miesięcy, żeby się przygotować. Zawsze jak chodziliśmy biegać, zastanawialiśmy się na temat tej jakości powietrza. Może to nie było przy piciu herbaty, ale na pewno w trakcie jednego z treningów. Pamiętam doskonale, ćwicząc i robiąc kolejne pętle wokół krakowskich błoni, bardzo często pamiętam taki obrazek, że nie było widać tak naprawdę drugiego końca błoni. To jest może kilometr. Może trochę mniej, może ciut więcej. Dla mnie było to przerażające, że ta jakość powietrza jest widoczna, że tak naprawdę nie widzimy, co jest po drugiej stronie krakowskich błoni. Oczywiście zaraz za tym szły takie przemyślenia dotyczące wpływu na nasze zdrowie. Na to jak my się czujemy i jak wpływa to na naszą wydajność. Chciałem na początku mieć tę informację dla siebie. Chciałem podejmować decyzję na temat właśnie aktywności fizycznej na podstawie tych wyników. Tak rozpoczęło się Airly. Jak się okazało – w Polsce i na całym świecie są setki, tysiące osób, które mają dokładnie taki sam problem i też zmagają się z czasem ciężkimi decyzjami czy pójść pobiegać, czy jednak zostać w domu. I może mniej tej aktywności fizycznej, ale za to unikniemy wdychania zanieczyszczonego powietrza. 

To jest fajny moment takiego zorientowania się, że problem jest. Dotyczy Ciebie. Pewnie dotyczy jakichś innych osób, ale nie każdy ten problem zamienia w rozwiązanie. Czyli mówi: „Okej. Od dzisiaj zmienię swoje życie. Poświęcę się w stu procentach tworzeniu rozwiązania przez kolejne lata, do tego, żeby ten problem rozwiązać”. Jakie były elementy, które wpłynęły na to, że taką decyzję podjęliście i pomyśleliście: „Okej. Założymy firmę”. 

Myślę, że sprzyja temu na pewno dość młody wiek. I fakt, że my wtedy kończyliśmy studia na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. To był taki moment, że człowiek wychodzi z tego uniwersytetu mając jakieś doświadczenia w korporacjach, może w pracy naukowej. Natomiast otwiera nowy rozdział. Nowy rozdział swojego życia. I myślę, że dużo łatwiej było nam podjąć taką decyzję, aniżeli teraz, w tym momencie. Kilka lat po studiach. Gdzie pewnie każdy z nas miałby już pracę w mniejszej lub większej organizacji. Realizowałby się zawodowo, miał rodzinę i tak dalej. Myślę, że to na pewno sprzyja. I fakt, że my byliśmy młodymi osobami zaraz po studiach na sto procent pomógł. My szukaliśmy trochę pomysłu na siebie. Chcieliśmy robić coś, co będzie miało znaczenie dla ludzi. Ja myślę, że problem jakości powietrza to jest naprawdę problem globalny. To jest problem, który zabija siedem milionów ludzi każdego roku. Niektóre instytuty naukowe opisują smog i fatalną jakość powietrza jako największego zabójcę na świecie. To są przerażające rzeczy, ale myślę, że one sprawiają też, że każdego dnia człowiek, gdy wstaje rano i zaczyna kolejny projekt, kolejną dyskusję, to myśli, że pracuje nad czymś dużym. Nad czymś, co ma znaczenie. I nad czymś, co mam nadzieję sprawi, że ta liczba ludzi umierających z powodu fatalnej jakości powietrza, za kilka lat będzie mniejsza. Naszym celem jest repair the air. I my jesteśmy pierwszym krokiem dla miast, organizacji – by rozwiązać problem fatalnej jakości powietrza, bo ciężko walczyć z problemem, którego się nie zdiagnozowało. I tak jak pacjent w szpitalu musi dostać termometr i musimy zmierzyć mu temperaturę, tak samo musimy zdiagnozować problem smogu, jeśli chcemy z nim walczyć. 

Jaka była pierwsza łopata, którą wbiliście w ten temat? Jedno to jest pomysł, drugie to jest to, gdzie jesteście dzisiaj. Gdzie jesteście organizacją i jakby łatwo jest opowiedzieć o tym portfolio działań, które są – ale jak wyglądał pierwszy krok? To zero to one.

Myślę, że takim pierwszym krokiem… Znaczy było ich kilka. To nie jest na pewno jeden krok. Było ich kilka. Myślę, że pierwszym z nich było pozyskanie pierwszego klienta. Tej pierwszej osoby, która powiedziała: „Tak. Zapłacę Ci za Twój produkt”. I pamiętam do dziś – to była podkrakowska gmina, której wójt na spotkaniu powiedział do nas: „Tak. Ja widzę potencjał. Ja chcę korzystać z Waszego rozwiązania. Ja wierzę w to, że Wasze rozwiązanie, Wasz produkt, pomoże mi poprawić jakość powietrza w moim mieście”. Myślę, że to był ten pierwszy krok. Kolejny, to na pewno pozyskanie finansowania. Mamy pierwszego klienta, mamy klienta, który chce dostać rozwiązanie, a to rozwiązanie jest w naszych głowach. My nie mamy wyprodukowanych urządzeń. Nie mamy przygotowanego softu, więc trzeba w jakiś sposób zrekrutować ludzi i wyprodukować urządzenia. Myślę, że pozyskanie finansowania było tym kolejnym krokiem. I tutaj z pomocą i ze swoimi pieniędzmi przyszedł Wojtek Burkot, który nam zaufał. To też jest ciekawe. Bardzo ciekawe zjawisko, że zarówno nasz pierwszy klient, jak i nasz pierwszy inwestor, to byli z wykształcenia fizycy. My też studiowaliśmy fizykę, więc może… Ja dopiero teraz, w zasadzie podczas tej naszej rozmowy sobie uświadomiłem, że te osoby, z którymi rozmawialiśmy, to byli fizycy. Może dlatego było nam prościej. I ta idea, którą mieliśmy w głowach – łatwiej było nam ją wytłumaczyć, bo trafiliśmy po prostu na osoby, które rozumiały fizykę i rozumiały jak ta technologia będzie się rozwijała. 

Mam kilka refleksji, więc wrzucę je po kolei. Pierwsza jest taka, że to były osoby, które rozumieją naukę i w związku z tym prawdopodobnie też nie dyskutują na przykład ze szczepionkami. To taki żart kontekstowy. Drugi żart, który mi przychodzi do głowy, a w zasadzie pytanie – czy fizyka jest królową nauk, czy matematyka? Ciekaw jestem jakie jest Twoje zdanie w tej kwestii. Zanim odpowiesz na to pytanie, to jeszcze mogę wrócić do tego wątku, który mi się bardzo podoba i też często to propaguję pracując z ludźmi nad ich pomysłami biznesów. Niezależnie od tego w jakim są wieku. Kiedy mogę im jakoś w tym pomóc. Czyli – sprzedaj produkt, którego nie masz. To jest fajne. Rozumiem, że sprzedaliście produkt, którego nie było. I to się da zrobić.

Kurczę, to jest dobre pytanie. Czy był czy nie było. On był w takiej fazie, że ja bym go na pewno nie zainstalował u klienta. Czyli można powiedzieć, że go nie było. To znaczy my mieliśmy kilka po prostu przewodów połączonych z jakimś mikroprocesorem i z czujnikiem. I MVP naszego rozwiązania software’owego. Natomiast to było dalekie od produktu, który moglibyśmy sprzedać. To była taka faza bardziej koncepcyjna. Coś tam się pojawiało. Natomiast ciężko powiedzieć, że to był produkt, ale zdecydowanie myślę, że można sprzedawać rzeczy, których się nie ma. I weryfikować ten swój pomysł, który się ma, w oparciu o potencjalnych klientów, bo czasem oni mogą poczekać. Jeśli pomysł jest dobry i jego wykonanie będzie dobre, to ten klient poczeka. I on będzie cierpliwy na tyle – być może też zainwestuje i zapłaci z góry za rozwiązanie – mając wiarę w to, że ten produkt będzie funkcjonalny i on będzie działał. Wracając do pytania odnośnie matematyki czy fizyki. Ja kocham jedno i drugie. Zawsze to były dwa przedmioty – po prostu spędzałem godziny tak naprawdę zaczynając od szkoły podstawowej przez gimnazjum, liceum. Także myślę, że mamy dwie królowe nauk. Fizyka na pewno daje to, że pozwala trochę przenieść te koncepty matematyczne, które mają podstawy w matematyce, na taki świat realny. Jeśli my symulujemy nie wiem… Przepływy cieczy, czy rzeczy związane z szybkością jakichś ciał, obiektów – to na pewno wykorzystujemy wtedy matematykę, ale ta fizyka jest w stanie nam pokazać jak działa świat. I trochę opisać go za pomocą tych konceptów matematycznych. Na pewno to nasze wykształcenie ono też pomogło w budowaniu biznesu, bo to nie był żaden uniwersytet ekonomiczny, czy studia związane z biznesem. Natomiast myślę, że podstawy fizyczne i zrozumienie tego jak działa świat, pomagają i to nie tylko przy tworzeniu produktu, ale także przy chociażby modelowaniu finansowym, zarządzaniu jakimś ryzykiem. Ja myślę, że w każdym obszarze rozwoju biznesu ja znajduję elementy fizyki dalej. Nie chcę zabrzmieć tutaj jak nerd, który szuka tego na siłę, ale faktem jest, że tę fizykę można przenieść naprawdę na szereg różnych obszarów prowadzenia biznesu. 

Niewątpliwie. Również jestem wielkim fanem nauki i ogólnie bazowania na danych. I operowania właśnie w oparciu o jakieś prawa, które rozumiemy. Ciekawi mnie, czy jak szedłeś na fizykę, to Twoją koncepcją było zostać przedsiębiorcą? Czy wcześniej robiłeś jakieś rzeczy? Czy Ty w ogóle się nie czujesz przedsiębiorcą – po prostu rozwiązujesz problem?

Myślę, że raczej nie znajdę historii ze swojego dzieciństwa. Wielu przedsiębiorców oczywiście mówi w wywiadach, w podcastach, że mając pięć lat zaczęli sprzedawać oranżadę. I takie historie są tak popularne, ale mi ciężko znaleźć taką historię. Ja byłem dość dobrym uczniem. Bardzo dużo czasu spędzałem, aby rozwijać swoją pasję, którą właśnie były przedmioty ścisłe. Była to matematyka, fizyka. I pamiętam, że ja na przykład jako prezenty świąteczne nie dostawałem zabawek, tylko raczej książki i encyklopedie. Skupiałem się bardzo mocno na tym. Myślę, że gdzieś w okolicach liceum – jest to taki okres w życiu człowieka, że człowiek zastanawia się, co chce robić dalej. Co chce robić ze swoim życiem. Jaka jest ta jego ścieżka kariery. Myślę, że to był taki moment kiedy zacząłem myśleć o sobie jako o przedsiębiorcy i osobie, która chce założyć coś swojego. Chce stworzyć swój biznes, swój startup. Wtedy jeszcze pewnie nie znałem tego słowa, ale wiedziałem, że chcę robić coś, gdzie będę sam sobie szefem. Myślę, że to dodatkowo utwierdziło mnie podczas studiów, gdzie poznawałem historie innych przedsiębiorców. Miałem też epizody pracy w dużej korporacji. W instytucie naukowym. Myślę, że szereg tych doświadczeń mnie tylko utwierdził, że to, co myślałem sobie mając te siedemnaście, osiemnaście lat ma sens i ta decyzja była dobra. W tym momencie mam wielu znajomych, którzy pracują w mniejszych, większych organizacjach. Natomiast myślę, że pomimo, że jest to często cięższe i czasem człowiek nie śpi w ciągu nocy, bo ma mnóstwo wyzwań, problemów – to nie zdecydowałbym się na inną ścieżkę, jak właśnie prowadzenia własnego biznesu, własnej firmy. Jest to ekscytujące. Jest to ciekawe. Jest to na pewno duże wyzwanie. Bardzo często ludzie mówią, że praca jest tym miejscem, gdzie spędzamy 1/3 swojego życia. I warto pracować i spędzać ten czas i być szczęśliwym na koniec dnia. Nawet jeśli czasem jest to bardziej wymagające i trudniejsze.

Okej. Sprzedaliście MVP produktu. Przekonaliście pierwszego inwestora, żeby zaufał, żeby wszedł. Na tej podstawie zbudowaliście fundament tej firmy. Jak firma wygląda dzisiaj? Ile zatrudnia osób? Jakie mieliście rundy finansowania? Jaki jest kluczowy produkt, który realizuje firma? To, czego może nie widać kiedy jest się laikiem, użytkownikiem aplikacji – a co tak naprawdę stanowi dzisiaj esencję tego czym się zajmujecie? 

Zaczynając może od zespołu, bo ja uważam, że firma to ludzie. Myślę, że to jest najważniejszy element nas jako organizacji. W tym momencie my zatrudniamy ponad pięćdziesiąt osób w czterech krajach. Jest to Polska, gdzie mamy zespół zdecydowanie największy. I nasz zespół R&D jest w Krakowie, ale także w innych miastach Polski – jak Trójmiasto, Poznań. Poza tym mamy duży zespół w Wielkiej Brytanii, w Londynie, a także w Stanach Zjednoczonych i w Rumunii. Głównie z uwagi na to, że to są nasze rynki, na których my oferujemy, i na których się skupiamy. To jeśli chodzi o zespół. Warto podkreślić, że staramy się dbać o zróżnicowanie tego zespołu. Także mamy osoby bardzo młode, studentów, ale mamy też osoby doświadczone wiekowo. Mamy wiele kobiet na stanowiskach zarządczych. Mamy kilka narodowości w zespole. Ja zawsze to podkreślam, że siła Airly tkwi też w tej różnorodności i w kompetencjach, które stoją za tymi osobami, bo kilku profesorów, doktorów z obszaru jakości powietrza czy sztucznej inteligencji w swoim zespole mamy. Jeśli chodzi o rundy finansowania to jest rzecz, z której ja jestem personalnie dumny. My nie świętujemy i nie celebrujemy raczej rund finansowania jako naszego osiągnięcia. Natomiast grono inwestorów, które mamy – jest myślę imponujące. Ja jestem personalnie dumny, mogąc pracować z takimi osobami. W styczniu zeszłego roku zamknęliśmy naszą rundę pre-seed z londyńskim funduszem GM Ventures  i grupą aniołów biznesu. Między innymi z rodziną Richarda Bransona, czy założycielami takich firm jak Pipedrive czy Spotify. W tym roku natomiast pozyskaliśmy kolejne finansowanie. To była runda sedowa już. Z brytyjskim firstminute capital, który został założony przez 

Brenta Hobermana. A także z amerykańską Expą. To jest znowu fundusz założony przez założyciela Ubera. Myślę, że to jest coś mobilizującego i coś, z czego mówię wprost – jestem dumny jako założyciel, że mamy naprawdę świetnych inwestorów z różnych części Europy, którzy zrobili dużo dobrego. Którzy zbudowali fajne, rozwijające się biznesy, a teraz doceniają pomysł, który narodził się w Krakowie i walczy z tą fatalną jakością powietrza. To jeśli chodzi o inwestorów. W kontekście produktu, bo to jest kolejny obszar, gdzie ten rozwój jest bardzo, bardzo szybki i tak jak mówiłem na początku – my zaczęliśmy z urządzeniami, które mierzyły jakość powietrza. W tym momencie dostarczamy kompleksowe rozwiązanie do pomiaru, do zarządzania tą jakością powietrza. Do analizy trendów i źródeł zanieczyszczeń, a także opracowywania pewnych działań mających na celu walkę o czystsze powietrze. 

Co to znaczy zarządzanie czystością?

Chcemy rekomendować naszym klientom, naszym partnerom pewne działania. Myślę, że pomiar, to jest tylko pierwszy krok. Dam przykład brytyjskiego miasteczka, z którym współpracujemy. Oni chcieli tak naprawdę zweryfikować jak ta jakość powietrza wygląda przy szkołach. My zainstalowaliśmy nasze urządzenia. I co się okazało? Najgorsza jakość powietrza była w okolicach godziny ósmej, a także godziny piętnastej po południu. Co się okazało? Rodzice, którzy przyjeżdżali z dzieciakami do szkół, sprawiali, że ta jakość powietrza znacznie się pogarszała. Szczególnie jeśli chodzi o tlenki azotu, ozon. Widzieliśmy te piki w zanieczyszczeniu powietrza, które utrzymywały się przez kilka następnych godzin. My pokazując te dane i pokazując pewne trendy – zwróciliśmy uwagę, że źródłem złej jakości powietrza w tej okolicy, właśnie są samochody. Miasto zdecydowało się zamknąć drogi zaraz przy szkołach. Po to, aby ograniczyć wpływ tej emisji na dzieciaki, które ćwiczą na WF-ie na zewnątrz. To jest taki jeden bardzo drobny przykład. Natomiast z naszego polskiego podwórka – Kraków podjął decyzję o zakazie palenia węglem i drewnem. Myślę, że to jest też kolejny przykład w jaki sposób można walczyć o czyste powietrze. Niektóre miasta w Polsce, jeśli widzą na naszych mapach złą jakość powietrza, dostają notyfikację, a co za tym idzie – wysyłają straż miejską, która edukuje bądź karze. Nie zawsze chodzi o karanie ludzi, ale czasem także o edukację. Po to, by nie zanieczyszczać powietrza. Takich przykładów mogę mnożyć, bo mamy ich naprawdę mnóstwo. Gdzie nasze dane sprawiły, że samorząd, bądź biznes, z którym współpracujemy – podjął jakieś działania mające na celu poprawę jakości powietrza. 

Super. Widziałem ostatnio, że wygraliście przetarg także w moim mieście, Warszawie. Także gratuluję. Coś tam będziecie dostarczać wedle tego, co zrozumiałem z tej krótkiej informacji prasowej. Co mnie bardzo cieszy, bo jest tutaj też dużo do zrobienia w tym zakresie. Poza tym, że tych czujników i tak już jest dużo w mojej okolicy, co mnie bardzo cieszy. Liczę, że to też wpłynie pozytywnie na moje bieganie. Patrząc bardzo egoistycznie na tę perspektywę właśnie jakości powietrza. Także wychodzenia z dzieciakami czy z innymi osobami na spacery, bo to jest coś, co niewątpliwie ma wpływ. Jak się sprzedaje do sektora public? 

Tutaj mógłbym pewnie jakąś książkę napisać, bo jest to zupełnie inny proces, niż sprzedaż do biznesu. To trzeba sobie powiedzieć wprost. Sprzedaż ta na pewno nie jest prosta. Bardzo często te procesy sprzedażowe są dużo dłuższe. My współpracując tak naprawdę… Ponad pięciuset klientów w tym momencie samorządowych, z którymi działamy – wiemy, że te procesy wiadomo – one są oparte o przetargi i bardzo często tym kryterium jest cena. Natomiast też należy zwrócić uwagę na jakość, bo wyobrażam sobie sytuację, że Airly przegrywa z firmą, która dostarcza chińskie rozwiązanie, kupione na Aliexpress. I ono też mierzy jakość powietrza. Na pewno są to procesy dłuższe. Na pewno zaczynają się od uświadomienia też klienta i pewnej edukacji. Udziału bardzo często w dialogu technicznym, gdzie zwracamy uwagę jako eksperci też rynkowi na co zwrócić uwagę. Co jest istotne w kontekście takiego wyboru. Dlaczego jakość jest istotna. I w jaki sposób takie miasto może zabezpieczyć się przeciwko mówiąc wprost – naciągaczom, którzy będą chcieli po prostu zarobić publiczne pieniądze dostarczając fatalną jakość. Nie jest to proste. Ja pamiętam, jak my zaczynaliśmy naszą historię, to bardzo dużo inwestorów mówiło, że jeszcze nie widzieli firmy, która sprzedawała coś do miast i robiła to z sukcesem. Ja myślę, że my trochę pokazaliśmy, że się da. I robimy to nie tylko w Polsce, ale robimy to także w Wielkiej Brytanii. Robimy to w Rumunii i w innych miejscach na świecie. Dodatkowym wyzwaniem jest wiadomo – język. Samorząd w takiej Rumunii, w Hiszpanii czy we Francji – nie rozmawia w języku angielskim. I wszystkie dokumenty, całe postępowanie jest w języku lokalnym. Myślę, że to są takie wyzwania jeśli chodzi o współpracę z segmentem publicznym na całym świecie. Z drugiej strony są to klienci lojalni. Jeśli klient podpisuje umowę, to zdecydowanie jest dłużej, niż klient biznesowy. Pomimo, że ten czas pozyskania jest dłuższy, ale coś za coś. 

Są firmy, które w tym modelu zbudowały fajne wyniki. Na przykład TIER, w dużym stopniu buduje właśnie swoją strategię wzrostu i konkurencji na współpracy z miastami. Robią to świetnie. Wyceny są wspaniałe. Firmy i też wyniki, więc myślę, że to jest ciekawy kierunek jeżeli komuś się uda ten temat rozbroić. Właśnie to mnie ciekawi. Jakie uważasz argumenty, jakie kryteria, co przemawia za tym, że przychodzicie do takiego samorządu i oni mówią: „Nie no. Airly to jest poważna firma”. Co buduje tę wiarygodność w oczach tego segmentu? I pytanie drugie za moment, ale od razu je zadam – jak rozwiązujecie kwestie od strony takiej ludzkiej? Właśnie na przykład składania ofert w języku rumuńskim?

Pierwsze pytanie – nie jest to proste, ponieważ my jako młoda organizacja… W środowisku technologicznym startup jest czymś bardzo pozytywnym. Ja uważam, że my jesteśmy startupem. Definiuję startup jako szybko rozwijającą się spółkę technologiczną. Nie ma znaczenia ile my osób mamy. Tak długo jak skupiamy się na technologii i rozwijamy się szybko – tak uważam, że jesteśmy startupem. Natomiast w kontekście współpracy z sektorem publicznym, to była zła informacja. To była taka łatka jakiejś wydmuszki. Czegoś, co nie istnieje. Czegoś, co jest tylko na papierze. My bardzo szybko zmieniliśmy naszą komunikację właśnie do sektora samorządowego, na to, że jesteśmy polską firmą, a nie startupem. To było duże wyzwanie. Myślę, że liczba klientów buduje wiarygodność. To na pewno. I fakt, że współpracujemy z setkami klientów. I to nie jest trójka studentów Akademii Górniczo-Hutniczej, tylko firma, która prężnie się rozwija i naprawdę realizuje bardzo duże projekty. Między innymi ten warszawski. Jeśli chodzi o wyzwania z punktu widzenia językowego – to, o czym powiedziałeś. Trzeba mieć osobę lokalną na miejscu. To jest bardzo proste. My na początku myśleliśmy, że jesteśmy w stanie realizować z zespołem tutaj z Polski tematy w innych częściach naszego kontynentu, ale realia i rzeczywistość szybko nas zweryfikowały. I zatrudniamy osoby na miejscu, które po prostu mówią w lokalnym języku. Które znają lokalną specyfikę. I na podstawie tego po prostu realizują i analogicznie jak robimy to w Polsce, startują w tych postępowaniach, w dialogach. W tych technicznych przetargach. I dostarczają rozwiązania Airly też na inne rynki. 

Powiedziałeś bardzo fajnie, dzięki Ci za to – o tym sektorze publicznym. Jak rozumiem, to jest taki wiodący segment, który dostarcza realny pieniądz do tej firmy. Tak mówiąc bardzo niskopoziomowo i banalnie. O trywialnych kwestiach w firmie, niekoniecznie w startupie. Czyli to, że firma musi zarabiać pieniądze. Ciekawi mnie jaką rolę w Waszym ekosystemie biznesowo-produktowym, pełni ta apka konsumencka, z której na przykład też korzystam. Można powiedzieć, że to jest jakiś defocus. Czy to chodzi po prostu o branding, marketing i też trochę dawanie takiej powszechnej wartości i tworzenie siły marki poprzez dostarczanie takiego konsumenckiego narzędzia wszędzie?

To jest świetne pytanie. Mówiąc wprost – my decyzję o stworzeniu aplikacji mobilnej podjęliśmy chyba w pierwszych miesiącach istnienia. Ja bardzo chciałem to zrobić z uwagi na to, że wiedziałem jak to jest istotne dla mnie, dla moich przyjaciół. My chcieliśmy dostarczać te dane szeroko. Natomiast pełna zgoda z Twoją hipotezą, że to był pewien defocus dla nas. Traktowaliśmy to raczej jako narzędzie marketingowe. Czyli dostarczaliśmy to, ludzie korzystali. Miliony osób sprawdzające jakość powietrza. Sharujące dane o tej jakości powietrza. Rozmawiające. Tworzyliśmy z tego taką platformę trochę marketingowo-brandingową. Tak jak powiedziałeś. Która pozwalała nam w rozmowach właśnie z klientami, mówiąc o tym, że setki, tysiące osób, korzystają z tej aplikacji. Natomiast my na niej nie zarabiamy. My nie mamy aplikacji premium. W tym momencie to, co tworzymy i myślę, że to jest unikalne na skalę globalną w tym sektorze – chcemy tę aplikację i te lokalne społeczności, które z niej funkcjonują, chcemy wykorzystać. Chcemy połączyć to z naszymi klientami. Wyobraź sobie na przykład, że jesteśmy w stanie zbierać informacje w czasie rzeczywistym na temat zachowania użytkowników, a także generować pewne spostrzeżenia pochodzące od użytkowników na temat ich zachowań. Jeśli Ty widzisz w swojej okolicy, że coś się dzieje nie tak – możesz poinformować za pomocą aplikacji. Dzięki temu lokalny samorząd wie. Chcemy z tej aplikacji, która była do tej pory narzędziem wizerunkowo-brandingowym dostarczyć pewną wartość dla naszych klientów i stworzyć taką platformę komunikacji między lokalnymi społecznościami, dla których jakość powietrza jest piekielnie istotna, a tymi decydentami miejskimi, którzy mogą podjąć pewne decyzje, by poprawić tę jakość powietrza. 

Czyli na przykład zgłoś sąsiada. Zadenuncjuj sąsiada. 

Powiedzmy.

Pali oponami. 

Chcemy raczej unikać takiego społecznego ostracyzmu, ale to jest rzecz, która się dzieje mimochodem. Bardzo często ja słyszałem historie, że po zainstalowaniu naszych urządzeń w mieście x, ludzie zaczęli obserwować, że jeden z sąsiadów po prostu kopci i zanieczyszcza środowisko. Ludzie się zebrali, zebrała się jakaś rada osiedla, poszła do tej osoby po to, aby go uświadomić. I on powiedział: „Słuchajcie, ale ja przez ostatnie czterdzieści lat tak robiłem. Mój ojciec tak robił, mój dziadek tak robił. Ja zupełnie nie wiedziałem, że to ma taki wpływ”. I on to zmienił. To nawet nie chodzi o to, żeby skarżyć na sąsiada, ale bardzo często też edukować. I trochę zmieniać tę świadomość, bo wiadomo – jeśli za tym idą złe intencje i jeśli ktoś robi po prostu nie wiem… na złość, to jest na to odpowiedni paragraf karny. I są przykłady nawet z Polski, gdzie ludzie wygrywali postępowania w sądzie przeciwko osobom, które zanieczyszczały środowisko. To jest bardzo groźne przestępstwo. Natomiast jeśli ktoś nie jest świadomy, bądź nie ma możliwości kupienia opału, a takie sytuacje niestety też się zdarzają – to tutaj należy zaangażować w to edukację i lokalny samorząd by w jakiś sposób pomógł tej osobie. Jeśli to wynika ze złośliwości, to w stu procentach karać. Natomiast jeśli wynika to z na przykład braku pieniędzy po to, by kupić dobre źródło ciepła – to należy szukać innych rozwiązań, bo kara niestety nic nam w tym przypadku nie da. 

Okej. Dzięki za to. Naprawdę fajna funkcja. Ja bardzo lubię tę aplikację, więc chciałbym żebyście jej nie zlikwidowali. Jeżeli dalej będziecie obserwować, że jednak nie generuje ona profitu, to myślę, że warto, żeby została. Taki mój osobisty apel prosto do prezesa. 

Absolutnie. My nie planujemy na pewno zamykania aplikacji. To jest część naszej historii. Tej transparentności też. I to, że my dostarczamy te informacje do każdego – to jest coś, co przyświeca nam od samego początku. Jest częścią naszej misji, bo my chcemy poprawiać jakość powietrza przez między innymi wzrost świadomości. Ja uważam, że nie ma lepszej drogi do zwiększenia świadomości, niż po prostu danie tych danych użytkownikom. W kilku miejscach na świecie, mieliśmy przykłady, że ludzie rozpoczynali nawet protesty środowiskowe. Zbierało się kilka tysięcy osób po tym, jak widzieli dane w aplikacji. I poprzez korelację tych danych z siłą i kierunkiem wiatru – byli w stanie powiedzieć skąd pochodzi ten problem. Ludzie wychodzili na ulicę w proteście. Twierdząc, że powietrze jest zanieczyszczone przez daną fabrykę. I ta jakość powietrza później się poprawiała, bo niestety dana firma, która zanieczyszczała lokalne środowiska, była de facto do tego zmuszona, bo ludzie byli tak źli. Budowali taką społeczną presję, że nie mieli po prostu wyjścia i instalowali filtry, bądź zmieniali nawet czasem swój proces produkcyjny po to, aby generować mniej zanieczyszczeń. Myślę, że to jest to nasze repair the air w akcji. Pokazujące jak świadomość i ten ruch społeczny jest piekielnie istotny po to, by poprawić jakość powietrza. 

Chwała Wam za to. Powiedz Wiktor, jak zbudowałeś w sobie kompetencje? Jakie widzisz takie kluczowe aspekty związane z pozyskiwaniem inwestorów? To, co wyróżnia Waszą firmę, poza wspaniałym produktem, misją, wieloma innymi rzeczami, które naprawdę są ekstra – to jest też to, że macie interesujący zestaw inwestorów. To znaczy są to fundusze międzynarodowe. Co nie jest rozwiązaniem konwencjonalnym. Takim, który większość startupów, z którymi rozmawiam, z którymi rozważam inwestycje – w ogóle bierze pod uwagę jako pierwszy krok. Czyli, że jest taka pewna teza tego, że: „Okej. Pozyskamy pierwszą rundę w Polsce, a potem będziemy szukać gdzieś tam”. Wy poszliście inną ścieżką. Myślę, że to fajnie zapracowało, jak widać. Jaki jest – w uproszczeniu znowu daleko idącym – przepis na sukces w fundraisingu globalnym?

Po pierwsze myślę, że dobór inwestorów wynika głównie z potrzeb danej spółki. Jeśli spółka chce się skupić na rynku lokalnym i chce dostarczać tutaj swoje rozwiązanie, to może warto aby szukała inwestora lokalnego. Jeśli ma świetny pomysł biznesowy i ma ludzi, którzy są w stanie ten pomysł biznesowy realizować i założyciele są pewni, że nie potrzebują niczego więcej od inwestorów poza pieniędzmi – bo czasem może tak być – to ja uważam, że trzeba patrzeć na wycenę i można wciąż nawet pieniądze od najgorszego możliwego funduszu na świecie. Z najgorszymi opiniami. Jeśli wycena jest dobra, to czemu nie? My patrzyliśmy na to z perspektywy nieco innej. My chcieliśmy na pewno budować organizację globalną, bo wiedzieliśmy, że polski rynek jest zbyt mały, aby osiągnąć tutaj odpowiednią skalę, o której my myślimy. To jest rzecz numer jeden. Druga rzecz. Myślę, że pokornie podchodząc do tego, wiedzieliśmy, że zakładamy biznes po raz pierwszy. Nie mamy doświadczenia. Nie pracowaliśmy poprzednio w startupach i nie wiemy jak to się robi. Chcieliśmy się po prostu nauczyć. Stąd też ta decyzja aby brać do swojego grona inwestorskiego dużo byłych przedsiębiorców i osób, które zakładały, czy założyły świetnie rozwijające się spółki. Po to, aby się od nich po prostu uczyć. Nawet mając szansę raz w kwartale, raz na pół roku – spędzić trochę czasu z taką osobą, zadać parę pytań, spróbować wspólnie zastanowić się jak rozwiązać dany problem – myślę, że to jest rzecz, która daje nam bardzo dużą wartość. My szukaliśmy dodatkowych wartości poza pieniędzmi. Mówiąc wprost – to zależy od potrzeb. I myślę, że każdy musi sam zastanowić się jak tę ścieżkę swojego fundraisingu zrobić. Moje – myślę, że jedna, dwie nauczki z tego procesu – po pierwsze to jest taka, że to jest big numbers game. Niestety, albo stety należy rozmawiać z setkami funduszy po to, aby pozyskać dobrego inwestora. Wiele osób myśli, że: „Okej. Napiszę do dziesięciu. Spotkam się z piątką z nich. Jeden mi powie tak i on będzie moim inwestorem”. Prawda może być czasem brutalna i może się okazać, że proces zajmie dużo więcej rozmów i trzeba być na to gotowym. Ja uważam, że trochę jak ze sprzedażą i z budową lejka sprzedażowego – należy mieć odpowiednio dużo inwestorów na tym pierwszym etapie. Po to, aby skonwertowały naprawdę dobre fundusze. Na koniec dnia trzeba patrzeć na ten proces jak na proces sprzedażowy, bo sprzedajemy kawałek swojej firmy. Druga rzecz to na pewno zaangażowanie założyciela. Myślę, że należy schować między bajki opowieści o tym, że to jest jakieś zajęcie na part time. To jest niestety zajęcie w pełnym wymiarze godzin. Za to musi być odpowiedzialny założyciel. Niespecjalnie wierzę w historie, gdzie za fundraising odpowiedzialny jest szef sprzedaży, czy jakiś zewnętrzny doradca. Uważam, że to musi być założyciel. On musi być zaangażowany stuprocentowo w proces. Niestety w innym wypadku ten proces albo będzie trwał bardzo, bardzo długo, albo nie zakończy się sukcesem. To są takie moje dwie lekcje, które ja wyciągnąłem z naszych dwóch procesów fundraisingowych. Myślę, że większość osób by się zdecydowanie z tym zgodziła, które zamknęły rundę, że nie jest to coś, co można robić po godzinach. Po prostu.

Powiedziałeś, że może być taka sytuacja w firmie, że wszystko jedno kogo weźmiesz, bo sobie sam poradzisz. Wystarczy tylko kapitał. Czy naprawdę wierzysz, że są takie scenariusze?

Myślę, że nie. To było oczywiście przejaskrawione. Natomiast chciałem przez to pokazać, że cel uświęca środki. To, co jest naszym celem, powinno determinować nasz wybór strategii pod kątem inwestycji. Myślę, że spółek, które miały świetny model biznesowy, świetne osoby i nie potrzebowały wsparcia zewnętrznego od inwestorów – pewnie nie ma w ogóle. Nawet jak patrzymy na te największe świetne historie Airbnb chociażby i chłopaków, którzy zaczęli w VC. Później tak naprawdę zbierali kolejne rundy. To jak oni piwotowali, jak oni zmieniali swoją komunikację – może model biznesowy nie aż tak, ale chociażby komunikację i jak pozycjonowali siebie jako Airbnb. Myślę, że jest świetnym przykładem na to, że nawet największe firmy na świecie, które są popularne na każdym zakątku naszego świata, potrzebują wsparcia i świetny pomysł to jest jedno. Wykonanie, to jest drugie. Ale network, doświadczenie i wiedza inwestorów, to jest dodatkowy, bardzo ważny składnik, aby osiągnąć sukces. 

W jaki sposób korzystasz z tego? Ciekawi mnie to, bo też inwestuję jako anioł biznesu w projektach. Obserwuję różną dynamikę interakcji także z founderami spółek, w które inwestuję, więc widzę, że ich pomysły na to jak korzystać z tego wsparcia są różne. I też systemy komunikacji. Z jednymi mam jakieś regularne kontakty. Z innymi zupełnie ad hoc, kiedy jest problem, który jest związany z moją domenową wiedzą. Jaki jest Twój model korzystania? I jaka jest dostępność rzeczywista Twoich partnerów biznesowych, reprezentujących czy aniołów biznesu, czy reprezentujących fundusze?

Ponownie – to zależy. Ja zdecydowanie preferuję taki model nieinwazyjny. Ja chcę rozmawiać i chcę mieć kontakt z inwestorami, kiedy czuję, że tego potrzebuję. Raczej nie chciałbym i w tej ścieżce w ten sposób dobierałem partnerów, aby oni nie byli zbyt inwazyjni. To znaczy, żeby nie dzwonili codziennie i nie pytali jak wygląda pipeline sprzedażowy, bo to może zwyczajnie zabić spółkę. Zawsze to jest tak naprawdę moje pytanie, mój problem, moje wyzwanie, które staram się dzielić. Z głównymi inwestorami mam kontakt bieżący. To znaczy każdego tygodnia tak naprawdę rozmawiamy ze sobą. To nie jest godzinny call. Tylko tak naprawdę czasem wiadomość na WhatsAppie, czasem e-mail, czasem krótki call, ale mamy kontakt zdecydowanie ciągły. Z resztą inwestorów raczej są to po prostu mailowe update’y kwartalne, gdzie oni mają informacje bardzo wysoko poziomowe na temat spółki, tego jak się rozwijamy, jak wyglądają nasze cele na kolejny kwartał i na zeszły kwartał. I tak dalej, i tak dalej. Tak to wygląda. Natomiast oczywiście od czasu do czasu pojawiają się pewne wyzwania, pewne problemy. Chcemy porozmawiać z szefem do spraw środowiskowych w Google, Simensie czy w innej spółce – i wtedy po prostu wysyłam maila, czy korzystam z WhatsAppa pytając: „Słuchajcie, czy znacie tę osobę? Czy znacie osobę x? Czy możecie pomóc?” Wtedy tak naprawdę oczekuję odpowiedzi. To są osoby bardzo często mega, mega zajęte. Też nie oczekuję od nich, że oni odpowiedzą tu i teraz. Staram się wykorzystać moment rozmowy aby o coś zapytać. Staram się w zależności od osoby też – czy to jest fundusz, czy to jest osoba fizyczna – jakoś dozować te informacje i te pytania, żeby po prostu też nie przeciążyć, bo wiem to, że niektóre z tych osób zainwestowały w kilkanaście, kilkadziesiąt spółek. I po prostu to może być uciążliwe. Na pewno trzeba pamiętać, że po drugiej stronie też jest człowiek, który może rozwija swój biznes. Który ma kilkanaście, czy kilkadziesiąt inwestycji i nie zawsze ma czas, żeby odpowiedzieć i to jest całkowicie zrozumiałe. Nie ma co się na to obrażać. Tylko może grzecznie przypomnieć. I starać się pielęgnować po prostu tę rozmowę.

Super. Fajnie też powiedziałeś o takich potencjalnie toksycznych inwestorach. Takie historie się zdarzają, więc też tu rekomenduję wszystkim, którzy są w procesie fundraisingowym, żeby przyglądać się zachowaniom także w procesie myślę osób, które potencjalnie są zainteresowane. Wydaje mi się, że to tak samo może dotyczyć zarówno funduszy jak i angeli. Niekoniecznie tylko angeli i niewyżytych intelektualnie, którzy chcą się potem realizować w spółkach, w które zainwestowali. Trzeba być ostrożnym, bo znam przykłady, w których to potrafi rzeczywiście paraliżować operacje. Chcesz być miły, chcesz być w kontakcie ze swoim inwestorem. Chcesz okazać odpowiedni szacunek. Natomiast czasem te granice są przesuwane i potem się zajmujesz codziennie tłumaczeniem z tego dlaczego KPI wygląda tak, a nie inaczej. I to day to day, po prostu może rozwalić firmę. 

To jest jedna rzecz. Ja uważam, że KPI, cele – one są głównie po to, aby zarządzać zespołem i żeby to zespół dowoził. I one są wewnętrznie. Ja wolałbym zdecydowanie spędzić dwie godziny rozmawiając z liderami w zespole, czy na przykład z liderem sprzedaży czy marketingu, i rozmawiając dlaczego to nie działa? Co możemy poprawić? Niż z inwestorem z zewnątrz, który nie ma pojęcia o tym jak funkcjonuje spółka. Bardzo często to będą uwagi krytyczne, które nie będą merytoryczne. Dodałbym jeszcze do tego co powiedziałeś – absolutnie się zgadzam. Żeby podczas procesu weryfikować to. Uważam, że dobrą praktyką jest także rozmowa z innymi founderami, w których dana osoba czy fundusz zainwestował, czy zainwestowała. Z uwagi na to, aby dowiedzieć się, podpytać – jak ta współpraca wygląda? Jaki był najgorszy moment w Waszej relacji? Jak ta osoba się zachowywała gdy nie mieliście pieniędzy na koncie? Można tak naprawdę przytoczyć kilka, kilkanaście scenariuszy i o to zapytać, bo to Wam powie. I bardzo często może founderzy oczekują osoby, która będzie bardzo aktywna. Która będzie tak naprawdę codziennie zaangażowana operacyjnie. Z drugiej strony ktoś inny może oczekiwać czegoś innego. I warto ten styl pracy z inwestorem poznać wcześniej, żeby nie było przykrych zaskoczeń potem, bo szkoda zdrowia i spółki, żeby denerwować się, że nasze oczekiwania były zupełnie inne, a wyszły inaczej. To najgorsza możliwa sytuacja. Myślę, że zarówno dla inwestora jak i dla założyciela spółki. Myślę, że trzeba na pewno poznać i trzeba zrobić swój research na temat osoby, którą się wpuszcza do spółki. 

Jesteście firmą globalną. Działacie na wielu rynkach. Tam macie też ludzi. Mówicie w wielu językach. Jest full diversity. Czy Airly było firmą międzynarodową od pierwszego dnia? I jeżeli nie, lub jeżeli następowała migracja z języka na przykład polskiego, do języka angielskiego na poziomie komunikacji wewnętrznej itp., to jak przeszliście przez ten proces? Jakie wnioski z tego wyciągnęliście? Jeżeli taki scenariusz miał miejsce.

Kolejne świetne pytanie. My doświadczyliśmy czegoś takiego. Ja pamiętam jak my kilka lat temu, dwa, trzy lata temu – wprowadziliśmy tak naprawdę obowiązkowe lekcje języka angielskiego dla osób w zespole. Pamiętam, że ludzie pytali nas początkowo po co my to robimy? „Po co ja mam spędzać czas i szkolić mój język angielski, skoro sto procent osób to Polacy, rozmawiamy po polsku? Klienci głównie są w Polsce”. Ja zawsze powtarzałem, że któregoś dnia my będziemy spółką globalną i tutaj będą osoby z różnych krajów na świecie. I język angielski będzie tym naszym językiem. Myślę, że teraz ludzie patrząc trochę wstecz, myślą: „Kurczę, rzeczywiście to miało sens”. Ja mam nadzieję, że my poprzez te ostatnie nasze dwa, trzy lata działań – przygotowaliśmy wiele osób, żeby nie były zdziwione. Myślę, że to przyszło wraz z dołączeniem większej liczby osób zza granicy. Tak długo jak to była jedna osoba, to ta komunikacja była inna. Natomiast jeśli 20%, czy 30% zespołu to są osoby z innych krajów, to niestety ta komunikacja ona bardzo mocno się zmienia. I to zarówno jeśli chodzi o komunikację mailową na wewnętrznym Slacku. Czy nawet kwestia spotkań. Myślę, że my zdaliśmy ten egzamin. Myślę, że to też świetnie widać czasem jeśli rozmawiamy i na przykład jest pięciu Polaków. Nagle dołącza jedna osoba, my automatycznie zmieniamy język komunikacji na język angielski. Czasem jak nawet się zapominamy i w gronie Polaków rozmawiamy w języku angielskim. To są bardzo ciekawe smaczki. Myślę, że to był bardzo fajny proces dla nas, jako organizacji. Myślę, że fajnie sobie z tym poradziliśmy. Myślę, że ludzie czują, że to nie był jakiś mój wymysł, żeby próbować. Tylko jeśli my chcemy tworzyć globalną organizację, to niestety musimy myśleć globalnie. A co za tym idzie – oczywiście język, oczywiście sposób komunikacji. Oczywiście kwestie związane z przygotowywaniem pewnych procesów, dokumentów. One zupełnie inaczej wyglądają jeśli musisz wziąć pod uwagę osoby z innych a) kultur, b) z innych stref czasowych. I tak dalej. Ja mam z tego wewnętrznie frajdę, że pracujemy w takiej organizacji i mam nadzieję, że osoby, które współpracują z nami w Airly też codziennie rano zaczynając i otwierając swój komputer i zaczynając pracę – czują taką frajdę z tego środowiska, które tworzymy. 

Fajnie. W kontekście kultur bardzo polecam – może czytałeś książkę Erin Meyer, Culture code. Fajna książka, która pokazuje różne modele zachowań w różnych kulturach i pomaga stworzyć taki trochę test kultury organizacyjnej. Na przykład pod kątem dopasowania kiedy wchodzicie na nowe rynki i będziecie tam rekrutować ludzi. Jak się z nimi komunikować. Ona też jest współautorką tej książki No Rules Rules z Reed’em Hastings’em z Netflixa. Genialna książka. I naprawdę fajnie można też na to spojrzeć. Może Wam się przyda jak będziecie wchodzić na przykład do Indii, które na pewno są rynkiem bardzo poważnym. Ogromnym, z dużym problemem i bardzo specyficznym kulturowo. Na przykład w kontekście budowania biznesu z Polski. Czy ten proces migracji na przykład w Slacku, to było tak, że któregoś dnia powiedzieliście: „Okej guys. Od dzisiaj ktoś napisze na kanale General po polsku, to dostaje żółtą kartkę”. Jak to było? Zawsze mnie intryguje ten moment. Pewne rzeczy mogą iść gradacyjnie, ale kiedy był ten moment kiedy powiedzieliście: „Nie no, kurczę. Nie możemy już dalej wrzucać naszych sucharów po polsku na Slacka, bo będzie parę osób, które po prostu będą wykluczone”. Jak to wyglądało?

Pierwsza rzecz na pewno, to my stworzyliśmy w momencie gdy już poczuliśmy, że to jest ten moment gdzie pojawiło się nieco więcej osób zagranicznych – my zaczęliśmy też tworzyć pokoje wewnętrzne. Czyli zespół UK ma swój pokój z sucharami brytyjskimi. Mamy też polski. Po pierwsze, przy większości kanałów, które są ogólnofirmowe, dorzuciliśmy flagę amerykańską czy brytyjską. Sugerującą, że tutaj mówimy tylko w języku angielskim. Oczywiście poinformowaliśmy, że językiem komunikacji będzie język angielski. Że prosimy, żeby to szanować. Ja chyba nawet na początku, w pierwszej wiadomości napisałem, że będę karne jednorożce wrzucał osobom, które się nie stosują. Przez chwilę działało. Nawet widziałem, że inne osoby zaczęły wrzucać, ale dalej to się pojawia. Pracujemy szybko. I czasem, jeśli ktoś chce udostępnić jakąś wiadomość, coś skomentować. Czasem ludzie się zapominają i czasem komentują w języku polskim. Też zastanawiamy się, czy od przyszłego roku nie ruszyć z lekcjami języka polskiego dla naszych obcokrajowców. To raczej w formie pewnie budowania bardziej takiej kultury organizacji aniżeli rzeczywiście nauki. Muszę przyznać, że ostatnio nawet gdy większość z nich przyleciała do Polski – świetnie było widzieć ich witających się w języku polskim. Mówiących chociażby to cześć, czy dzień dobry. Czy chociażby mających jakby taką kolację świąteczną – mówiących dziękuję do kelnerów w języku polskim. Myślę, że to są takie fajne akcenty. Zawsze też powtarzamy do osób, które powiedzmy z tym językiem nie do końca czują się pewnie, bo jest to ich drugi język. Nie wiem… w szkole niespecjalnie przykładali do tego wagę. I czują jakieś opory. Zawsze powtarzam, żeby te osoby pamiętały, że ich angielski jest dużo lepszy, niż polski naszych zagranicznych kolegów. Oczywiście pół żartem, pół serio. Natomiast po prostu – musimy nauczyć się z tym funkcjonować. Ja widzę zdecydowaną poprawę, ale też zaangażowanie osób, które proszą o dodatkowe lekcje z języka angielskiego, czy jakiś dodatkowy feedback pod kątem języka angielskiego, bo widać, że im na tym zależy i widzą sens. To był bardzo ciekawy moment tej transformacji językowo kulturowej w Airly.

Czy ta transformacja pochłonęła jakieś ofiary?

Nie. Absolutnie nie. Nie pochłonęła żadnych ofiar. 

Ciekaw jestem, bo wiem z doświadczeń – ponieważ uczestniczę w transformacjach różnych organizacji, w różnych wymiarach, więc obserwuję, że czasem takie głębokie transformacje, to jest naturalny element procesu zmiany, że pochłaniają niektórych ludzi, którzy trochę się nie zgadzają na nową filozofię organizacji, która się na przykład chce zmienić. Właśnie zglobalizować i dla kogoś to po prostu może nie być komfortowe. I nie ma co tego oceniać jako dobre, czy złe, tylko to jest fakt, że gdzieś na poziomie wartości jest się czasem trudno synchronizować. Stąd to pytanie. 

Szczęśliwie nie pochłonęło żadnych ofiar i myślę, że ludzie naprawdę czują się – co zresztą pokazuje nasz kwartalny NPS, że czujemy się naprawdę dobrze w organizacji. I utożsamiają się z naszą misją i z tymi aspiracjami globalnymi. Szczęśliwie nie było ofiar w tym procesie. 

Okej. Jaka jest jedna prawda lub mit, dotyczący biznesu, który obserwujesz i możesz teraz powiedzieć, że to jest prawda lub nieprawda? Co się liczy w biznesie żeby go zbudować lub jaka jest rzecz powtarzana często, która jest Twoim zdaniem nieprawdą, choć ludzie o tym mówią?

Myślę, że takim bardzo dużym mitem jest mit przedsiębiorcy jako takiego. Czy osoby zakładającej startup. Ja pamiętam, kilka tygodni temu byłem na takim spotkaniu ze studentami właśnie w Krakowie, gdzie mówiłem trochę o naszej ścieżce, o tym jak zaczynaliśmy. Pamiętam, że po tym spotkaniu pojawiło się dwadzieścia, trzydzieści osób wokół mnie. Zadawali mi pytania. Ja z dużą pasją na nie odpowiadałem. I kilka osób zapytało mnie jakim autem przyjechałem tutaj. Ja byłam zaskoczony trochę tym i powiedziałem, że rowerem przyjechałem, bo jeżdżę rowerem po Krakowie. Natomiast oni chyba spodziewali się, że po prostu zacznę opowiadać o moim Porsche czy Ferrari, którego nie mam zwyczajnie. Myślę, że to jest taki duży mit, który gdzieś tam funkcjonuje w przestrzeni, że założyciel, właściciel startupu jeździ Mercedesem, ma trzy baseny pod domem i tak naprawdę jego życie to jest ścieżka usłana różami i bezproblemowa. Myślę, że to jest bardzo duży mit, który jeśli ktokolwiek zacznie tylko budować swoją organizację, to się przekona, że niestety to są dni dobre i bardzo pozytywne, natomiast z drugiej strony jest to dużo problemów i nieprzespanych nocy. Myślę, że jeśli ktoś chce zacząć budować swoją organizację, to musi być przygotowany, że to nie są nagrody, to nie są rundy finansowania i to nie są nowi klienci codziennie. To jest kupa problemów i kupa wyzwań. Myślę, że to jest taki jeden z mitów. W kontekście prowadzenia biznesu, tu uważam, że nie ma złotej reguły. I tych różnych sugestii, porad, złotych rad, które można znaleźć na sieci. Jest naprawdę, naprawdę mnóstwo. I niektóre z nich będą prawdziwe. Niektóre z nich nie. Myślę, że tutaj nie ma jednej złotej reguły, co należy robić. Myślę, że bardzo ważne jest to, aby mieć oczy szeroko otwarte i być po prostu otwartym na inne pomysły, na szybkie zmiany. Myślę, że rzecz, z którą ja się zgodzę, i która uważam, że jest prawdziwa jest to, że szybko rozwijające się organizacje cechuje też szybkość i otwartość wprowadzania pewnych zmian. Myślę, że to jest piekielnie istotne w rozwijających się startupach, że trzeba być otwartym na zmianę. I jeśli uważamy, że zmiana jest konieczna, to ją po prostu wprowadzamy, a nie czekamy kilka miesięcy i się nad nią zastanawiamy. Musimy eksperymentować szybko. Musimy weryfikować różne pomysły szybko. To z mojej perspektywy jest rzecz uniwersalna dla wszystkich startupów. Cała reszta natomiast – co do rad odnośnie rekrutacji i budowania produktu i całej reszty – tam może być tak dużo różnych czynników wpływających na to, że wprowadzenie jednej rady i jakiejś jednej zmiany w organizacji, to nie jest coś, co nagle odmieni całą kulturę, czy cały produkt. To jest na pewno bardziej złożone, niż zastosowanie jednej czy dwóch rekomendacji od Warrena Buffetta, czy Richarda Bransona, czy kogokolwiek innego. 

A jaki jest dla Ciebie model oceny – wiem, że znowu powiesz, że to zależy, ale ja chciałbym zrozumieć to, że trzeba się szybko zmieniać i podejmować decyzje, bo to jest bardzo mądre. Równocześnie niezwykle trudne z mojego doświadczenia. Często mnie pytają founderzy – ile jeszcze powinniśmy wiosłować zanim zmienimy kierunek. Z drugiej strony są tacy, którzy by zmieniali kierunek co pięć minut. Czasem to jest bardziej osobowościowe, niż biznesowe. To jest ogromne wyzwanie wydaje mi się. Podjęcie tej akcji odnośnie zwrotu, zmiany – kiedy mamy to poczucie, że możemy coś stracić. Wiadomo, generalnie działamy w świecie prawie samych niewiadomych. Szczególnie na początku. Na czym mamy opierać te decyzje, kiedy jesteśmy w świecie samych niewiadomych, bo tworzymy coś czego nie było. Mamy powiedzmy jakieś punkty odniesienia, ale one są tylko luźno ułożone, bo nie ma dwóch takich samych firm. Jestem ciekaw jak taka decyzja o zwrocie – po czym czujesz, że to już jest ten moment, że: „Okej. To jest zwrot, który naprawdę ma nastąpić, a nie tylko jakaś moja chęć zmiany”.

To jest fantastyczne pytanie, bo jak bym znał odpowiedź, to pewnie byłbym najbogatszym człowiekiem na świecie, bo to tak naprawdę jest kwestia balansu. I ja osobiście, zawsze podchodzę do tego, że chcę mieć odpowiednią próbkę danych, które potwierdzają, że to, co robimy ma sens i ja też zaobserwowałem rozmawiając z moimi przyjaciółmi i znajomymi, którzy też prowadzą swoje biznesy, że oni eksperymentują zbyt często. To też można przesadzić. Można tak naprawdę spróbować zmieniać model biznesowy co tydzień. Natomiast jeśli odpowiednio nie zweryfikujemy, to, to nie ma sensu. To jest zmiana dla zmiany. Ona też nie ma absolutnie uzasadnienia. Ja bym zdecydowanie powiedział, że to jest kwestia balansu między szybkością zmian, a też tym czasem, kiedy my możemy zweryfikować czy to, co wprowadziliśmy miało sens? Czy było zasadne? Czy to działa, czy nie działa? Ja zawsze chcę mieć odpowiednią próbkę. Chcę widzieć, że, wykorzystaliśmy tę prezentację, czy porozmawialiśmy w ten sposób z dziesięcioma, dwudziestoma klientami. I chcę widzieć, że to poprawiło to, co robimy, albo nie poprawiło. Wiadomo, że ta próbka, ona może być różna. Możemy testować to dla stu klientów. Możemy to spróbować dla trzech. Zawsze to jest jakiś balans. Na niego też wpływa mnóstwo czynników, bo jeśli mówimy o innowacjach produktowych, to, to nie jest coś, co jesteśmy w stanie testować bardzo, bardzo szybko. Z drugiej strony – jeśli mówimy na przykład o komunikacji wewnętrznej, to myślę, że to jesteśmy w stanie zrobić dużo szybciej i zapytać ludzi o feedback. Jak oni się z tym czują? Jak uważają? Czy to było lepsze, czy to było gorsze? To zależy też od decyzji. Jedna z nich będzie miała perspektywę dziewięciu, dwunastu miesięcy, a jedna będzie miała perspektywę tygodnia, albo dwóch. Ponownie – to zależy od rzeczy, ale jakbym miał odpowiadać jednym zdaniem, to ja jako założyciel chciałbym mieć odpowiednią próbkę danych, po której będę czuł się okej. W porządku wobec siebie i wobec reszty organizacji, że wystarczająco przetestowaliśmy ten model. Należy go zmienić i spróbować czegoś innego. Albo kontynuować, bo okazuje się, że to była dobra decyzja. 

Powiedz Wiktorze, co Ty robisz kiedy nie pracujesz? Jakie elementy Twojego sposobu życia – uważasz – wspierają Cię w tym znajdowaniu balansu, równowagi psychicznej w sytuacjach stresowych, lub powiedzmy stworzą jakąś antytezę dla tego, czym się zajmujesz jako przedsiębiorca? Wiemy już ku wielkiemu zawodowi pewnie części słuchaczy, a na pewno tych, którzy również uczestniczyli w Twoim wystąpieniu, że nie jeździsz Ferrari. To Ci odjęło bardzo wiele punktów. Naprawdę nie wiem czy można Cię w ogóle nazwać przedsiębiorcą. Wiemy też, że przebiegłeś chociaż jeden maraton i nawdychałeś się wtedy bardzo słabego krakowskiego powietrza. Co jeszcze robisz, żeby zdefiniować siebie i znajdować miejsce na normalność w świecie przedsiębiorczości, która jest powiedzmy – wedle badań nawet – jednym z najbardziej stresujących i chyba numer jeden jeżeli chodzi o prowadzenie niestety do zawałów serca aktywnością.

Tak. To był bardzo pesymistyczny koniec tej Twojej wypowiedzi. Mam nadzieję, że Airly nie skończy się tym zawałem serca. W każdym razie ja staram się tak naprawdę zbilansować to w kilka sposobów. Z jednej strony na pewno jest to czas z rodziną. Z żoną. Który spędzamy i gdzie razem rozmawiamy o wszystkim tak naprawdę. Podróżujemy, co nie jest proste w ostatnich dwóch latach. Natomiast myślę, że to jest rzecz, którą ja uwielbiam. Ona pozwala mi na oderwanie się od tych rzeczy bieżących, ale równocześnie rozwój i też poznanie nowych kultur, nowych miejsc. Podróże to zdecydowanie jest rzecz, która jest dla mnie taką odskocznią. Natomiast gdy nie podróżuję, kocham biegać. Kocham jeździć na rowerze, co robię codziennie do biura. Uwielbiam gotować. To jest chyba dość duże zaskoczenie. Natomiast jak wchodzę do kuchni i mam ze sobą wszystkie produkty i zaczynam tworzyć coś z kuchni tajskiej, włoskiej, meksykańskiej czy jakiejkolwiek innej – to jest moment kiedy ja najlepiej się wyciszam. Mogę spędzić czasem w tej kuchni pięć godzin i przez ani sekundę nie pomyślę o biznesie. To jest dla mnie taka ucieczka trochę do kuchni. Właśnie w ten świat kulinarny, gdzie dla mnie jest to dużo lepsze wyciszenie nawet, niż bieganie. Myślę, że wszystko też jest balansem. Jeśli miałbym codziennie wieczorem biegać, to mogłoby to po prostu gdzieś przysporzyć mi może jeszcze gorzej tak naprawdę, bo stres byłby bilansowany dość dużym wysiłkiem fizycznym. Myślę, że trzeba znaleźć czas na wszystko. Trzeba znaleźć czas na gotowanie, na spacer z psem, na bieganie, a czasem może na serial na Netflixie po to, aby zupełnie zapomnieć o tym, co się dzieje wokół. I trochę przejść do tego świata wirtualnego. Myślę, że różnorodność jest tutaj ważna w tej odpowiedzi.

No dobrze. To powiedz jakie jest popisowe danie Wiktora, na które kiedyś się wproszę, kiedy będę w okolicy i nie będziesz mógł odmówić. Jakie jest Twoje popisowe danie, które myślisz, że robisz super i sprawia Ci dużo przyjemności?

Trochę pójdę według schematu tego co moja żona twierdzi, że jest fantastyczne. Z jednej strony to jest Chaczapuri. Gruzińskie danie, które może nie jest najbardziej zdrowe. Natomiast myślę, że w połączeniu tak naprawdę kilku rodzajów serów, które nie jest wcale łatwo dostać w Krakowie, plus dobry świeży szpinak. Wspaniale doprawiony. Myślę, że to jest jedna z rzeczy. Na pewno spaghetti ragu, które jest nazwane u nas bolońskie, natomiast to zupełnie nie jest bolońskie, które ludzie znają. Zarówno seler naciowy, trzy albo cztery rodzaje mięsa, oczywiście pomidory, które pasteryzuję latem z własnego ogródka, i tak dalej. Może też bym coś zasygnalizował z kuchni tajskiej. Tutaj akurat to też nie jest proste o dostępność składników, ale powiedziałbym coś właśnie z połączenia smaków słodkiego, kwaśnego, słonego. Kuchnia tajska jest dla mnie najlepszą kuchnią na świecie. Uwielbiam ją nieprawdopodobnie. I staram się chociaż trochę imitować ją w moim krakowskim domu, co nie jest niestety proste. 

Żałuję, że zadałem Ci to pytanie, bo tutaj nagrywamy w porze około lunchowej i moje ślinianki zaczęły bardzo aktywnie pracować. Zacząłem tylko myśleć o tym co zjem. A jeżeli chodzi o seriale Netflixa? Jest taki, który szczególnie Cię rozbawił albo zapadł Ci w pamięć? Który mówisz: „Nie no. To rzeczywiście jest coś ciekawego, coś fajnego. Co nie tylko przeszło przez moją głowę. Wpadło jednym okiem, drugim okiem wypadło, ale rzeczywiście jest czymś, co gdzieś mnie rozbawiło czy zaciekawiło”?

Kurczę. Świetne pytanie. Zacznę od powiedź od nie netflixowych seriali. Zacznę od Silicon Valley kontynuując jakby nasz wątek biznesowy. Świetna karykatura startupów z Kalifornii. I problemów, z którymi founderzy się zmagają. W dość lekki, fajny sposób opowiedziana na pewno. Myślę, że to jest jedna z rzeczy. Myślę, że ostatnio Squid Game był tak popularny na Netlixie, że chyba każdy to obejrzał. Natomiast muszę przyznać, że był bardzo ciekawym konceptem też pokazującym inną kulturę. Inne funkcjonowanie. Uwielbiam jeśli chodzi o seriale Netflixowe skandynawskie kryminały. Myślę tutaj Most nad Sundem. Ja nie wiem czy on jest Netflixowy, czy to HBO chyba było. Natomiast to był jeden z nich. Jest też kilka – nie pamiętam w tym momencie tytułów. Natomiast z obszaru właśnie takich nordyckich kryminałów, które się świetnie ogląda przez ich klimat. I myślę, że też pokazują trochę kulturę skandynawską, gdzie ludzie raczej są bardziej zamknięci, niż otwarci. To też potęguje ten odbiór. Myślę, że to są takie trzy rzeczy, które bym wymienił. Które gdzieś tam ostatnio oglądałem. I naprawdę się wciągnąłem. Czasem to jest straszne jak patrzę, że to jest już trzeci, czy czwarty sezon, a Ty dalej oglądasz. Z drugiej strony – można się na pewno czegoś nauczyć. Można też potem na przykład porozmawiać podczas podcastu z Gregiem i podzielić się jakimiś rekomendacjami.

Super. Ja jeszcze Squid Game nie widziałem akurat. Jakoś tak nie trafiło w moją przestrzeń, więc może jak polecasz to jednak się skuszę. Trochę się bałem tego, szczerze mówiąc. Mogę Ci się zrewanżować. Na pewno serialem, który uważam, że jest mega super fajny i też dotyczy tematu biznesowego, ale też takich relacji – to jest Sukcesja w HBO Go. Uważam, że to jest must watch. Nie oglądałem tego wcześniej. To już nie jest takie super nowe. Po prostu psychologia tej rodziny i tego, co tam się dzieje, to jest miazga dla mnie. Ostatnio też oglądałem Fargo trzeci sezon. Można go obejrzeć w oderwaniu. Nie oglądałem wcześniej Fargo. Bardzo mi się podobał. Uważam, że też jest creepy. Też ma wątki biznesowe. Jest bardzo mocny psychologicznie. Ja lubię takie rzeczy, gdzie naprawdę widać – dobrze są tworzone postacie i jest dynamika między nimi zachowana. Z takiego totalnego bezmózga, którego teraz oglądam na odmóżdżenie, ale przyznaję się bez bicia – to jest serial na Netflixie, który się nazywa Superstore. Który jest o takiej grupie ludzi, którzy pracują w sklepie, który się nazywa Cloud 9, ale to de facto jest taki Wallmart. Czyli taka grupa Amerykanów, którzy pracują – to są szeregowi pracownicy Wallmarta. I tam są różne wątki około powiedziałbym politycznej poprawności i tak dalej. Mojej żony w ogóle to nie bawi, więc nie wiem, czy Ciebie rozbawi, ale dla mnie rewelacja, odmóżdżenie. Już się nawet z tymi bohaterami trochę związałem. Także tak mogę się zrewanżować inspiracjami na bieżąco.

Dzięki. Na pewno zapisałem i w wolnym czasie spróbuję do nich wrócić.

Super. Czego życzyć Tobie i Airly na dalszej drodze życia?

Myślę, że jak najwięcej klientów i jak najszybszego rozwoju, bo organizacja i startup jest po to, aby się rozwijać. Myślę, że coraz większych klientów, coraz więcej klientów i samych dobrych wyników. Przy zachowaniu tego balansu. Ja pamiętam jak rozmawialiśmy kilka tygodni temu trochę redefiniując nasze wartości, którymi żyjemy jako Airly. Jak pytaliśmy o takie wartości, do których chcemy aspirować, większość osób powiedziało, że nie chcą aby nasza kultura organizacji została zabita przez zbyt szybki rozwój. To jest dla mnie ważne, aby balansować pomiędzy szybkim rozwojem, a zachowaniem tego co w Airly najlepsze. Czyli ludzi. Myślę, że odpowiadając na Twoje pytanie, czego życzyć Airly, to myślę, że nadal tak świetnych ludzi jak do tej pory. I szybkiego rozwoju. Zarówno pod kątem klientów jak i produktowym. 

No to słuchaj, masz to jak w banku. Już Ci teraz tego życzę. Jestem pewien, że wszyscy słuchacze teraz też Ci tego od razu życzą. Także jest dużo dobrej energii, która do Ciebie płynie. Jaka jest jeszcze jedna rzecz, o którą Cię nie zapytałem, a jest ważna dla Ciebie i chciałbyś o niej opowiedzieć?

Myślę, że naprawdę wyczerpaliśmy te tematy, bo przeszliśmy zarówno przez rzeczy mocno biznesowe, trochę prywatnych. I myślę, że jak byś nie zapytał o te rzeczy, które gotuję, to pewnie to byłaby rzecz, na którą bym narzekał, że kurczę, pochwaliłem się, że gotuję, a Ty o to nawet nie zapytałeś. Myślę, że ta historia od której wyszedłem – od tego maratonu – ona jest prawdziwa i ona dalej gdzieś tam funkcjonuje. W przyszłym roku ja planuję akurat triathlon. Natomiast Michał, z którym biegłem pięć lat temu maraton – planuje ukończyć krakowską triadę biegową. Czyli to jest półmaraton, maraton i bieg Trzech Kopców. Myślę, że to jest rzecz, o której chciałem gdzieś tam powiedzieć, że to rzecz, która zaczęła się kilka lat temu. Ona dalej funkcjonuje wśród nas i my dalej jako założyciele czujemy się mocno związani z tą jakością powietrza. Ona dla nas jest realnie ważna. Wszyscy mieszkamy w Krakowie, żyjemy tutaj i chcielibyśmy oddychać jak najlepszym powietrzem. Z uwagi na to, że jesteśmy też aktywnymi osobami, więc myślę, że to jest taki wątek, taka klamra, którą chciałem też trochę właśnie zakończyć – że my zaczynaliśmy jako biegacze. Zaczynaliśmy jako osoby aktywne. Natomiast to, że jakość powietrza się poprawiła i to, że zbudowaliśmy tutaj szybko rozwijającą się organizację – nie sprawia, że zaprzestaliśmy tego. I bardzo często ja wracam do tych korzeni i do tych krakowskich błoni, gdzie jadę czasem na rowerze, czy biegam tamtędy. I zawsze biegnąć myślę sobie, że tak naprawdę tam się to wszystko urodziło. I widząc gdzieś tam Akademię Górniczo-Hutniczą w oddali, myślę: „Kurczę. To było to miejsce, gdzie zaczęło się Airly, gdzie urodziło się Airly”. Zawsze to podkreślam i jestem z tego dumny. I szczęśliwy, że pięć lat później mogę dalej mówić o Airly, bo Airly funkcjonuje, ma się dobrze, rozwija się. I mam nadzieję, że będzie jeszcze bardzo dużo okazji do opowiedzenia tej historii. A może kiedyś nawet do jakiejś książki. Tak jak powiedziałem – ostatnio za dużo nie czytam, ale może kiedyś uda się te wszystkie historie, a tych historii są setki, albo tysiące. Jeśli Airly będzie na tyle duże, żeby to było interesujące dla ludzi, to może uda się to gdzieś tam podsumować w jakiejś formie pisemnej. 

Powiedz mi tylko klamrując tę klamrę – to o ile procent lepsze jest powietrze w Krakowie dzisiaj, niż było kiedy nie widziałeś nic po drugiej stronie błoni?

Niestety dalej zdarzają się takie dni, kiedy dalej nic nie widać po drugiej stronie błoni. Według naszych badań i tego, co analizujemy – jakość powietrza poprawia się z roku na rok. My ostatnio opublikowaliśmy duży raport wspólnie z Onetem, gdzie podsumowaliśmy ostatnie lata w Krakowie. I ta jakość powietrza poprawiła się o około 30-40% nawet.

To wynika oczywiście z odważnych decyzji, które podjął urząd miasta. Natomiast mam nadzieję, że my dołożyliśmy do tego cegiełkę i te nasze wyniki mogą teraz pokazać, że te decyzje miały sens. I też zachęcić inne miasta, inne samorządy do podejmowania takich decyzji w trosce o nasze zdrowie i życie.

Super. Wielkie gratulacje. Wiktor Warchałowski, Airly. Bardzo Ci dziękuję.

Dziękuję Ci uprzejmie Greg. 

Udostępnij:
Podcast

Poznaj wiodący podcast dla przedsiębiorców i zarządzających biznesem. Posłuchaj przedsiębiorców, którzy zbudowali biznes od zera. Znajdź odpowiedzi na wyzwania, które trapią liderów – niezależnie od branży.

Newsletter

Zainwestuj 5 minut w tygodniu, by osiągać więcej.

Dołącz bezpłatnie do tysięcy przedsiębiorców i zarządzających biznesem w społeczności Business Unlimited.

Zobacz także

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na nasz newsletter