Paweł Chudziński – współzałożyciel jednego z najlepszych funduszy VC w Europie. Prowadzi m.in. inwestycje w firmach Bitbond, Brainly, Chainalysis, DocPlanner, Kreditech and Mambu. Inwestuje swój czas poszukując okazji inwestycyjnych w segmentach marketplace i crypto. Przed założeniem Point Nine Capital w 2011, Paweł był współzałożycielem i partnerem w Team Europe, gdzie inwestował i pomagał wprowadzać na rynek takie firmy jak Delivery Hero, Fyber i Madvertise. Ponadto, Paweł był bankierem inwestycyjnym w amerykańskiej spółce M&A: Greenhill & Co., ale szybko przeskoczył do branży technologicznej.
Zapis rozmowy:
Jestem bardzo podekscytowany, bo dziś moim gościem jest Paweł Chudziński 1, powiedziałbym najbardziej doświadczony człowiek w branży VC, który posiada polskie obywatelstwo. Cześć Paweł.
Witam, cześć.
Czy powiedziałem prawdę, czy coś przekłamałem?
Znaczy o obywatelstwie to prawda, ale czy najbardziej doświadczony, to już nie wiem, bo znam paru ludzi, którzy są starsi ode mnie.
OK. A powiedz o tym, jak to się u Ciebie zaczęło. Bo nietrudno zobaczyć, że jesteś partnerem w jednym z najlepszych funduszy VC 2 w Europie i takim, który ma niesamowite inwestycje na przykład w Revolut’a 3, który teraz pięknie rośnie i szacun za to. Jak to się w ogóle zaczęło, skąd Ty tam trafiłeś?
Ja jestem jednym z założycieli tego funduszu czyli współtworzyłem to, co teraz działa jako Point Nine 4.
A przed Point Nine?
Urodziłem się w Polsce, w Zielonej Górze i jak miałem 17 lat, wyjechałem do Niemiec w ramach takiego programu polsko-niemieckich gimnazjów wzdłuż polsko-niemieckiej granicy, gdzie ostatnie trzy lata przed maturą spędziłem w wiosce po niemieckiej stronie Odry o nazwie Neuzelle. I tam zrobiłem maturę, poszedłem na studia, potem zacząłem pracować w banku we Frankfurcie, z tym bankiem przeniosłem się do Londynu. I w czasie jak pracowałem w banku, to ze znajomymi ze studiów, można powiedzieć, zacząłem się interesować przedsiębiorczością technologiczną, albo po prostu internetową i zacząłem wtedy robić pierwsze małe inwestycje business angel’owe 5. Moją pierwszą inwestycją w ogóle – jakąkolwiek – to była Polska: polski portal Niania.pl 6.
Który to był rok?
To był 2007 albo 2008. Wtedy pracowałem w Londynie albo jeszcze we Frankfurcie, nie pamiętam. W każdym razie w 2009 roku odszedłem z pracy w banku 7 i przeprowadziłem się do Berlina. To nie był jakiś bardzo szczegółowy master plan, to było bardziej – jak to się mówi – „żeby robić internety w Berlinie”. W Berlinie dużo się działo, dużo ludzi z Niemiec lub też spoza Niemiec przeprowadzało się tutaj, żeby tutaj właśnie rozkręcać technologiczne start-up’y. Były jakieś pierwsze sukcesy, no był fajny vibe 8 i wydawało się, że to działa jako rynek i chcieliśmy brać w tym udział. I w czwórkę założyliśmy coś takiego co się nazywało Team Europe Ventures 9 – to był taki inkubator, akcelerator, taka marka, organizacja, w ramach której chcieliśmy to robić i chcieliśmy współzakładać albo inkubować start-up’y i też w nie inwestować z własnych środków. To były inne czasy. Wtedy w Berlinie, jak była gdzieś jakaś runda finansowania, to pół miliona euro to był news miesiąca, teraz takie rzeczy się dzieją codziennie praktycznie. Mniejszymi pieniędzmi wtedy można było coś znaczyć. Ja coś zarobiłem w banku, koledzy robili wcześniej inne rzeczy. No i jedną z osób, najważniejszą w naszym set up’ie, że tak powiem, bo najbardziej doświadczoną, był Łukasz Gadowski 10, 11, którego znam ze studiów. Też ma polskie korzenie, może trochę mniejsze niż ja, bo wyjechał do Niemiec jak miał 6-7 lat. I on jeszcze w czasie studiów założył Spreadshirt 12 – spółkę, która może jest ci znana, działa nadal. Po jakimś czasie, jak spółka była już duża, odszedł z pozycji CEO i zaczął się angażować w szerszy rynek start-up’ów, w nowe przedsięwzięcia. I razem z nim i z dwiema innymi osobami stworzyliśmy Point Nine w 2008, 2009 roku.
To, co mnie bardzo ciekawi, to jest taka sytuacja, w której pracujesz w banku i to jest na pewno bezpieczne – zakładam solid salary 13 i gdzieś tam masz swoją pozycję. Niektórzy to nazywają złote kajdany. Co spowodowało, że zdecydowałeś się jednak zerwać te złote kajdany i z takiego poukładanego, finansowego Frankfurtu przenieść się do – no może jeszcze wtedy nie hipsterskiego, ale już zupełnie innego – Berlina i robić swoje tematy?
Nie wiem, to taki trochę przedsiębiorczy ciąg. Jeszcze w czasie studiów moje zainteresowania zawsze się kręciły, z jednej strony wokół technologii, z drugiej strony wokół finansów i biznesu. Uczyłem się programować na uniwersytecie, programowałem jakieś proste rzeczy, a z drugiej strony interesowały mnie banki, jakieś duże deal’e itd. I tak jakby przez to hobby, miałem pierwszą styczność ze start-up’ami. Miałem też praktykę w Spreadshirt – zrobiłem ją u Łukasza po studiach. Zawsze byłem między tymi dwoma światami. I myślę, że jak zrozumiałem, jak wygląda kariera w banku czy w finansach – co to znaczy mieć tam sukces, i jak to wszystko wygląda, to przestało mnie to kręcić i ułatwiło mi pójście za pasją. Większe ryzyko na pewno, ale też większa frajda i większy upside 14 na wielu płaszczyznach.
No właśnie. To jest coś, co chyba trzeba mieć we krwi i w jakiś sposób mieć ten przedsiębiorczy vibe, żeby jednak wyskoczyć z bezpiecznego, wygodnego, komfortowego samochodu i przesiąść się do sportowego samochodu, który jedzie tak szybko, że nie wiadomo, czy nie wypadnie z niego silnik. Bo tak jakoś to widzę, te dwa światy.
Nie przesadzaj. Mi się nie wydaje, że bycie przedsiębiorcą to jest nagle coś szalonego, takie niesamowite ryzyko, że jeden zły ruch – i umierasz.
OK, a jak Ty to widzisz?
To jest na pewno coś innego, co wymaga od ciebie większej kreatywności i samodzielności, ale do pracy zawsze możesz wrócić. To nie jest tak, że jak raz przestaniesz… Jak się nie sprawdzisz jako przedsiębiorca, to masz doświadczenia, których nie mają inni ludzie. Myślę, że przez to rozmiary porażki są o wiele mniejsze, niż się wydaje.
Fajnie, że o tym wspomniałeś, bo też trochę Cię tutaj wypuszczam takimi pytaniami, bo myślę, że – jak niewiele osób – masz ekspozycję na wiele różnych par czy singli przedsiębiorczych, różnych founder’ów (założycieli), więc oglądasz tych osób po prostu tysiące. I wyobrażam sobie, że zbudowałeś sobie w głowie pewien algorytm, wedle którego tych ludzi dobierasz, ale też rozumiesz bardzo dobrze, jakie są a upside’y, downside’y itd. Stąd to pytanie – czym jest ta przedsiębiorczość, czy naprawdę jest taka groźna?
Nie wydaje mi się groźna, wydaje mi się ogólnie, jeśli pójdziemy trochę w filozofię, że postęp ludzkości jest napędzany postępem technologicznym, jeśli popatrzeć na tysiące lat w tył. Te największy skoki, jakie robi społeczeństwo, nastąpiły przez nowe technologie, ale nie przez sam fakt, że ktoś je wymyślił i narysował, tylko przez to, że przedsiębiorcy wdrażają je w życie. Czyli ja, czy my uważamy, że w tym co robimy, jesteśmy w jakim sensie bardzo blisko najważniejszego mechanizmu, który popycha nas jako społeczeństwo do przodu – to przedsiębiorczość technologiczna. Czyli to nie jest coś egzotycznego, coś czego nikt nie robi, tylko to jest coś, bez czego społeczeństwa, kraje, przestają się rozwijać. Potęga Stanów Zjednoczonych wynika z ich potęgi w rozwoju technologicznym przede wszystkim, dlatego wygrali wojny itd. Tak ja rozumiem świat. Czyli to jest bardzo ważna część w ogóle wszystkiego. I teraz wracając do tego, czy jest to bardzo ryzykowne czy nie. To jest naprawdę coś, co nie jest dla każdego, bo jednak życie przedsiębiorcy wygląda zupełnie inaczej niż życie pracownika. Nikt ci nic nie mówi co robić, codziennie musisz sobie samemu wymyśleć i tak dalej. Z drugiej strony masz o wiele większą wolność, większe panowanie nad własnym czasem i możesz sobie to poukładać tak jak chcesz, co dla wielu też jest trudnością – właśnie to, że możesz poukładać, to jak chcesz.
No tak, bo nie mają pojęcia, co mają robić.
Dokładnie. Ale samo ryzyko? Wiadomo, że możesz splajtować, ale od tego się nie umiera. Możesz założyć następną firmę później, możesz zawsze wrócić do pracy, jeśli się okaże, że jesteś słabym przedsiębiorcą. Oczywiście w różnych społeczeństwach takie porażki przedsiębiorcze są różnie odbierane. W Polsce, a w innych krajach jeszcze bardziej – jeśli doprowadziłeś firmę do porażki, no to już masz stempel prawie przestępcy. Co częściowo może być prawdą, ale częściowo zwłaszcza w technologii, absolutnie nie. Porażki są wpisane w program. A jeśli masz dwie czy trzy takie porażki, i to nie był jakiś przekręt, tylko prawdziwa firma – i taka jest większość firm, przynajmniej tych, z którymi mam do czynienia – to to jest doświadczenie, którego nie ma nikt. I przez to jesteś bardzo unikalny na rynku pracy start-up’ów itd. I to jest super przygoda, każdy może swoją firmę zbudować, tak jak chce – jesteś lepszym menedżerem, to zarządzasz, jesteś słabszym to skupiasz się na produkcie, a przyciągasz ludzi, którzy pomogą ci zarządzać ludźmi. Ja teraz sobie nie wyobrażam powrotu do pracy. Może przez pierwsze kilka miesięcy czasem o tym myślałem, ale teraz sobie tego nie wyobrażam.
A propos porażki, bo to jest ciekawy wątek – czy możesz podzielić się jakąś swoją porażką i tym, jak wyszedłeś z tego emocjonalnie i czego się z tego nauczyłeś?
Nie wiem, jako inwestor VC myślę, że największe porażki to jest niezainwestowanie w projekty, które później okazują się dużymi sukcesami. To jest to, co nas najbardziej boli, gdzie nasza paranoja jest największa.
Fear of missing out?
Nie, nie, to jest coś innego. Fear of missing out to jest, że inwestujesz w coś i nie rozumiesz, dlaczego to robisz, ale mówisz a może ja czegoś nie widzę tutaj i robisz, bo inni to robią. A to jest coś innego. Ktoś był, z kimś rozmawiałeś, chciał z tobą wejść w partnerstwo, chciał żebyś został inwestorem, chciał sprzedać kawałek swojej spółki i zdecydowałeś się, że nie. A te cykle, w których się dowiadujesz czy robisz dobrą czy złą pracę, są jednak długie w tej branży. Ale po pięciu latach widzisz WOW! – million dollar company.
Czy możesz podać przykład takiej firmy?
Ojej, długa lista. Z tych z ostatnich Taxify 15 było taką spółką, jeśli dobrze pamiętam. I ta spółka z Rumunii, która ostatnio miała takie sukcesy.
Tak, ta w którą Credo zainwestował?
Tak jest. Więc na różnych etapach się rezygnuje z tego, żeby dalej się w spółkę angażować i nigdy nie wiadomo na sto procent. Jak byśmy chcieli, to byśmy się dogadali, no ale na jakimś etapie było się w rozmowach i się odpuściło temat i teraz patrzymy w tył – OK, 7 lat temu myśleliśmy, że ta branża wygląda tak i tak, że dla nas to nie ma sensu, no i takie popełniliśmy błędy – co to znaczy, dla naszej aktywności teraz, na co patrzyć teraz trochę inaczej. To jest największa obsesja. To jest największy błąd – zainwestowanie w coś, co nie działa, nie boli aż tak bardzo, jak niezainwestowanie w coś, co działa bardzo dobrze.
To jest bardzo ciekawe bo myślę, że jest wbrew intuicji osób, które są poza tym rynkiem, które raczej myślą sobie mam kapitał to może lepiej go nie zainwestuję to przynajmniej go nie stracę. A interesujące jest, że w tym mindset’cie VC – a Ty jesteś takim doświadczonym VC – masz dokładnie odwrotnie: większe jest ryzyko niewejścia w temat, który naprawdę wypali, niż odwrotnie, wejścia w jakiś temat, który nie wypalił. Ciekawe bardzo. A jaki macie system myślenia o tym i podejmowania decyzji odnośnie inwestycji? Ja wiem, że to jest niezwykle szerokie pytanie i prawdopodobnie nie ma tutaj jednej prostej odpowiedzi, ale bardzo mnie ciekawi, jak doskonalicie ten system? Bo mówisz, że patrzycie wstecz: co się wydarzyło, że nie zainwestowaliście w Taxify. W jaki sposób tą wiedzą zarządzacie? Czy w jakiś twardy sposób czy to jest po prostu wasza intuicja, która się buduje przez wiele lat?
Robimy jakieś analizy np. robimy co pół roku taki off-site 16, gdzie z całą firmą 17 zamykamy się w jakimś miejscu poza Berlinem na dwa dni i przechodzimy przez różne tematy np. ostatnio jeden z kolegów zrobił taką analizę, którą nazwał 8 sposobów żeby zbudować świetne anty-portfolio. I przeszedł tak systematycznie przez to, jak jemu się wydaje – popatrzył na nasze dane, na nasz CRM – jakie popełnialiśmy błędy, wśród tych rzeczy, które z dzisiejszego punktu widzenia działają. Na przykład, że mieliśmy jakieś obawy, że spółka nie wyjdzie poza swój kraj. A jak będzie tylko w kraju, to będzie za mała, albo że wycena była za wysoka, albo że technologia była nie taka itd. I tak patrzymy na to i o tym rozmawiamy i w ten sposób budujemy, poprawiamy nasze intuicje, nasz model myślenia.
A odnośnie tych wycen. To jest ciekawy wątek, bo powiedziałeś, że jak przyjechałeś do Berlina, to pół miliona euro inwestycji to był big news, a dzisiaj to jest po prostu jakiś bazowy ticket na etapie rundy seed’owej na waszym rynku przynajmniej, może tu w Polsce jeszcze te tickety są połowę mniejsze cały czas, ale też zależy od spółki. A z drugiej strony oczywiście te tickety się łączą z wycenami, bo wartość wejścia się nie zmienia. Pewnie obejmujecie rutynowo, jako runda wchodzicie 20-25 proc. w temat, pewnie z ko-inwestorami i teraz ciekaw jestem, jaka jest logika za tymi wycenami i czy rzeczywiście wielkość wyceny ma takie ogromne znaczenie, przy tym, jeżeli obstawiacie taki ogromny wzrost?
To jest bardzo dobre pytanie. Myślę, że ciężko na nie odpowiedzieć, bo to jest dość indywidualna sprawa. Z jednej strony nie można powiedzieć, że wycena nie ma znaczenia, bo jak wejdziesz za pół ceny, no to przy tym samym wyniku masz dwa razy lepszy zwrot – to jest taka matematyka, łatwy argument za tym, że ceny się podwoiły, czy potroiły, zwroty będą dwa razy gorsze, teoretycznie. Ale myślę, że to jest pułap, albo nawet 25 procent. Prawdy. Bo myślę, że z jednej strony jest więcej kapitału i więcej konkurencji na rynku, co trochę napędza te ceny. Ale z drugiej strony, jest gdzieś pewnie jakiś taki moment idealnej, jak to się mówi, podaży kapitału, że przedsiębiorcy mogą robić wszystko, co chcą. I myślę, że sytuacja w której pół miliona euro jest wielkim newsem na pół kraju, jest na pewno sytuacją, gdzie podaż kapitału dla przedsiębiorstw technologicznych jest za niska i są one ograniczone niedoborem i są niedofinansowane. Bywa, że sytuacja jest odwrotna, ale żeby zbudować sensowną technologię i ją wyskalować – za pół miliona euro rzadko to możesz zrobić, jeśli robisz międzynarodowy czy globalny projekt. Czyli pieniędzy potrzeba trochę i coraz więcej, ponieważ rynki technologiczne i internetowe rozwijają się coraz szybciej i są coraz większe. To, co możesz dzisiaj zrobić w perspektywie kilku lat, to jest o rząd wielkości większe, niż to co mogłeś zrobić w perspektywie kilku lat, 10 lat temu. Co też usprawiedliwia właściwie większe wyceny itd. Ale jest w tym trochę szaleństwa, nie wszystko jest racjonalne, nie wszystko da się racjonalnie wytłumaczyć, to jest bardzo subiektywne. Także bardzo łatwo znaleźć rundę finansowania, gdzie ktoś mądry powie, że to nie miało sensu i pewnie nie będzie miało sensu. Ale też często coś wygląda na szalone, a rok później wydaje się, że było super i genialne.
No właśnie, zastanawiam się, jak w ogóle wyglądają perspektywy spółek technologicznych, tak patrząc na to z perspektywy makro. Powiem Ci co mam na myśli, bo patrzę sobie że powiedzmy na rynku amerykańskim jest Big Five tych wielkich spółek które powiedzmy, że skupiły w sobie nie tylko talenty, ale też gigantyczny kapitał i gigantyczne kompetencje oraz dane na temat konsumentów. Znaczy generalnie buduje się chyba ogromna asymetria pomiędzy kilkoma podmiotami w Stanach, prawdopodobnie kilkoma podmiotami gdzieś w Chinach, a resztą świata. I teraz jeżeli jestem przedsiębiorcą i zaczynam od zera, to ja się zastanawiam, jakie mam w ogóle prawdopodobieństwo tego, żeby zaistnieć na rynku, w którym nastąpiła już tak ogromna konsolidacja kapitału w rękach paru podmiotów? Jak Wy się na to zapatrujecie i jaka jest sensowna odpowiedź na takie pytanie?
Z jednej strony masz rację: Google, Facebook, Amazon, Apple, Microsoft – największe firmy świata, ale w ogóle znak czasów, największe 5 z 7 spółek na świecie, to są spółki technologiczne. To pokazuje ważność technologii dla nas. Z drugiej strony, mówisz o tym co jest, a nie mówisz o tym, co może być albo co będzie. I nie jest powiedziane, że cały rozwój technologii w przyszłości będzie napędzany przez tych 5 spółek. Mi się w ogóle wydaje… One będą grały w tym jakąś rolę, pewnie. Google pewnie będzie grał zawsze rolę w dystrybucji produktów do konsumentów. Facebook jest dzisiejszy, przez to, że mają taką mocną pozycję w mediach internetowych. Ale – nie wiem – Uber jest przykładem, że coś się może wydarzyć totalnie nowego, o czym nikt wcześniej nie myślał. I takie rzeczy będą się działy. Plus – moim zdaniem – każda branża gospodarki przeradza się w branżę technologiczną. Tak, że nie ma firm, które mogą sobie pozwolić na to, żeby nie zmieniać się w firmy technologiczne. Jedną z naszych tez inwestycyjnych jest to, że każda branża będzie miała swój cyfrowy marketplace 18. Każda branża. A większość z nich tego jeszcze nie ma. Dlatego z jednej strony tak, te duże firmy mają bardzo wielką moc i mocne pozycje. Ale świat jest o tyle większy niż te firmy, więc nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że już dla przedsiębiorców nie ma miejsca. Zawsze jest miejsce dla przedsiębiorców w technologii. Już sto lat temu byli ludzie, którzy chcieli zamknąć amerykański urząd patentowy, bo wszystko jest już wymyślone.
Super, cieszę się z Twojej odpowiedzi. Trochę prowokacyjnie zadałem to pytanie, bo to są pytania, z którymi się spotykam i słyszę je od ludzi, którzy są wokół tego świata przedsiębiorczości. Może znają go mniej, a może czasem słuchają nas też tacy ludzie, którzy jeszcze nie są mocno w tej branży i takie sygnały dają im nadzieję i energię do tego, żeby podejmować się tych wyzwań i próbować robić coś nowego. A z kategorii rozkładu sił globalnie, też mam takie pytanie – w jaki sposób Wy się zapatrujecie jako fundusz, który inwestuje w projekty globalne i ma powodzenie w projektach globalnych, jak zapatrujecie się na rozkład sił: Stany Zjednoczone jako rynek versus Azja, Chiny? I jak ten rynek chiński wygląda przede wszystkim z perspektywy inwestora z Europy i spółek, które powstają poza Chinami? Czy dla spółek spoza Chin jest przestrzeń na rozwój w Chinach?
Nie znam rynku chińskiego aż tak dobrze. Jest gdzieś tam na liście rzeczy, które chciałbym zrobić w najbliższych 6-12 miesiącach: właśnie tam spędzić czas – na jakieś dwa tygodnie pojechać, pozwiedzać, zobaczyć. Większość ludzi z branży VC ma to na swojej liście, z tego co wiem. Bo sygnały są naprawdę bardzo ciekawe. Większość ludzi, których znam, osoby które spędziły trochę czasu w ostatnich latach, miesiącach, zgodnie mówią: to jest inna skala, inna szybkość, inny drive, inna etyka pracy, inne pieniądze. Już bardziej dynamiczny rynek niż Stany Zjednoczone według tego co ja rozumiem, a znam Stany Zjednoczone o wiele lepiej niż Chiny. Ale na pewno moje pojmowanie jest takie, że to są ekosystemy, które działają na podobnym poziomie. Z tym, że oczywiście Chiny produkują rzeczy głównie pod chiński rynek. To są takie spostrzeżenia dosyć powierzchowne, tak że nie będę się tutaj wypowiadał o Chinach.
OK, dobra. Wspomniałeś coś ciekawego, powiedziałeś, że masz to na liście rzeczy, które zamierzasz zrobić w ciągu 6 -12 miesięcy. Mi zawsze imponują właśnie osoby, które budują sobie takie listy, planują sobie rzeczy w czasie w sposób bardzo zorganizowany. Bo to też jest jakaś ogromna umiejętność redukowania i selekcji, wybierania. Bo jako osoby żyjące w świecie technologii, gdzie wszystko się zmienia i gdzie nasze kompetencje wpływają na jakość podejmowanych decyzji, mamy naturalny głód tego, żeby zrobić wszystko, aby być jak najlepszymi. Jestem ciekaw w jaki sposób Ty podejmuje decyzje i wybierasz rzeczy które znajdują się na tej Twojej liście 6 – 12 miesięcy?
Nie ma takiej listy od zawsze, że jest 12 miesięcy. Ale to akurat zdecydowałam ostatni, że chciałem to zrobić. Mi się wydaje zawsze, że jestem niewystarczająco zorganizowany. I zawsze z tym walczę. Ale jest tak trochę, że masz to poczucie, że możesz zrobić, jak to się mówi, że możesz zrobić cokolwiek, ale nie możesz zrobić wszystkiego.
Paradox of choice19, jak to mówią.
No, możliwe. To jest jedno z większych wyzwań dla mnie w pracy. Bo to jest praca, która nigdy nie jest skończona. To jest zawsze kolejna spółka, z którą możesz porozmawiać, zawsze możesz się zastanowić, jak pomóc jakiejś spółce w którą jesteśmy zaangażowani, jeszcze jeden kandydat, z którym możesz porozmawiać i zobaczyć gdzie najlepiej pasuje, kto mu może najbardziej pomóc. Nie ma, myślę, jakiejś super odpowiedzi na to. Ja sobie to priorytetyzuję, że najważniejsze są sprawy związane z naszym istniejącym portfelem i z nowymi inwestycjami. A wszystko dookoła idzie, tak jakby miało mały priorytet albo mało czasu – np. spotkania z jakimiś potencjalnymi inwestorami, jakimiś partnerami, jakieś konferencje, na których czegoś się może nauczyć, ale do końca nie wiesz, po co ona jest. Więc te rzeczy muszę obcinać, bo jak ktoś powiedział: if it’s not the hell yes, it’s the hell no 20. Ale to jest jedno z moich większych wyzwań; pewnie nie jestem jedyny.
Tak, to jest chyba bardzo częsta przypadłość. Wspomniałeś o konferencjach, które rzeczywiście z mojego doświadczenia też niezwykle rzadko i niezwykle wybiórczo warto: niezwykle rzadko się sprawdzają i niezwykle wybiórczo warto je traktować, bo pożerają ogromną ilość czasu, a trudno jest na nich znaleźć taką głębię inspiracji, która rzeczywiście przełoży się na faktyczne działanie. Takie są przynajmniej moje doświadczenia, ale oczywiście to jest subiektywne i każdy ma swój model pozyskiwania wiedzy. I tu chciałbym bardzo dowiedzieć się, w jaki sposób Ty zdobywasz wiedzę, jakie są dla Ciebie najlepsze kanały zdobywania wiedzy, inspiracji i takiego własnego rozwoju?
Ja myślę, że bardzo dużo się uczę po prostu przez moją pracę, czyli spotykanie przedsiębiorców, pracę ze spółkami, w które zainwestowaliśmy. Myślę, że to jest bardzo duże dla mnie źródło nauki, inspiracji itd. Rozmowy z zespołem też są ważne. Staram się czytać książki – to wychodzi mi średnio, ale jakoś tam wychodzi, ciężko, ale czasami się na coś fajnego wpadnie. I jeśli mam jakiś temat, który sobie wybieram, żeby go zgłębić, to wtedy – ciekawe – akurat konferencje mogą być fajne, jeśli są tematyczne. Czy jeśli np. temat krypto 21 mnie zainteresował kilka lat temu, to poszedłem na trzy z rzędu Token Summit 22 – takie konferencje w Stanach. Super. Tak mi to przyspieszyło uczenie i network w tej branży, że ciężko byłoby to zrobić szybciej i lepiej jakimiś innymi kanałami. Każdy oczywiście w jakiś inny sposób się uczy. Tak, że to jest trochę kontekstowe, ale myślę, że koniec końców to praca i spotkania z przedsiębiorcami to jest to, co mnie najbardziej popycha do przodu.
A powiedz, co musi charakteryzować przedsiębiorcę, albo co musi zrobić przedsiębiorca, tak w skrócie, żeby zrobić na Tobie dobre pierwsze wrażenie jako potencjalna spółka do zainwestowania? Zanim oczywiście wejdziecie w due deal’e, będziecie grzebać, to to pierwsze wrażenie. Co jest dla Ciebie efektem tego pierwszego wrażenia, które mówi, hmm, może to jest interesujące.
Nie wiem, nie wiem czy jestem dobry w pierwszych wrażeniach. Czasami tak jest, że masz pierwsze wrażenie, właśnie nie wiesz skąd masz, czasami ono się potwierdza, a czasami nie. Drugie, trzecie, czwarte wrażenie jest ważniejsze. Ale ciężko bardzo powiedzieć na poziomie psychologicznym – jaki typ człowieka, jakie cechy człowieka najbardziej robią na mnie wrażenie. Myślę, że to mogą być różne rzeczy w zależności od kontekstu. Pewnie słaba odpowiedź, myślę.
Myślę, że taka wiesz, właśnie naturalna, bo też wyzwaniem pytań, które zadaję jest to, że one są dość generalizujące i z tej perspektywy szukamy jakichś złotych recept, ale prawda gdzieś leży pośrodku.
Ja myślę, że łatwiej byłoby powiedzieć coś, co odraża w pierwszym wrażeniu.
No to dawaj.
Wszelkiego rodzaju kłamstwa, kłamstewka, półprawdy, brak spójności – że dzisiaj mówię jedno, jutro mówię drugie. To są takie zwykłe, ludzkie rzeczy, gdzie wiesz, że ta osoba nie jest top, jeśli chodzi o uczciwość, szczerość, transparentność. Jest też to, że przedsiębiorcy muszą być sprzedawcami, ale nie mogą być kłamcami. To jest takie w miarę zero jedynkowe dla nas.
A poza niemówieniem prawdy, czy jest jakiś jeszcze inny aspekt bycia przedsiębiorcą, czy zachowania czy czegoś, co np. w spółce jest no go (nie do przyjęcia)?
My szukamy wybitności czy takiej doskonałości w czymkolwiek. Czyli jeśli przedsiębiorca, czy zespół – lepiej mówić o zespole niż o jednej osobie – jest świetny w produkcie i naprawdę robi coś na poziomie światowym i robi to szybko i ma super jakość itd. i jeszcze jedną dwie trzy inne rzeczy, które mają sens, to jesteśmy w stanie zaakceptować dużo rzeczy, które nie działają, albo są znakami zapytania. Tak, że my bardziej stawiamy na obecność bardzo mocnych sił raczej niż szukamy, czy ktoś nie ma słabości.
A czy na przykład mógłbyś opowiedzieć na bazie jakiejś konkretnej spółki, o której już wiesz, że zainwestowaliście i już dziś to jest powodzenie. Jakie były wasze pierwsze sygnały? Mnie osobiście bardzo ciekawi, jeżeli możesz o tym oczywiście powiedzieć, przypadek Revolut’a. Jestem klientem, ekscytuje mnie ta firma, uważam, że robi coś niesamowitego i też obserwuję, wydaje mi się, że tam jest taka naprawdę kultura, że tak powiem nawalania do przodu, ciśnięcia i w sensie takiej szybkiej ekspansji, że to jest bardzo zdeterminowany team. A z drugiej strony, jak oglądam wywiady z CEO, to wydaje mi się takim bardzo stąpającym po ziemi, rozsądnym gościem, a nie jakimś tam typem gwiazdora. Jak to było przy podejmowaniu tej decyzji?
Myślę że tak, w jakimś sensie opowiedziałeś to tak jak jest i to wystarczy.
Ale skąd wiedziałeś, że tak jest, zanim mieli wycenę na miliard dolarów?
Znaczy, nie wiesz na sto procent, ale przypuszczasz. Też mieliśmy dostęp do jakichś metryk wczesnych, że było widać, że ludzie tego produktu potrzebują, że go używają, że bardzo fajnie rośnie. I jak widzisz, że coś ma takie wczesne zaangażowanie użytkowników, jakiego nigdy wcześniej nie widziałeś, albo widziałeś rzadko, to też jest mocny sygnał.
OK, czyli tutaj było widać już pewną trakcję.
Tak, bardzo wczesną, ale tak.
OK. A jak dzisiaj wygląda wasza relacja z taką właśnie spółką, która już przyjęła wiele innych rund. Czy nadal macie jakiś kontakt z nimi? Jak to wygląda, kiedy już nie jesteście dostawcą kapitału z ostatniej rundy. Wy jesteście tym early inwestorem, a już tych rund parę weszło. Jak wyglądają wasze relacje?
Z jednej strony jesteśmy wczesnym inwestorem, z drugiej strony już nawet na tym wczesnym etapie nie byliśmy najważniejszym czy głównym inwestorem. Czyli nigdy nie mieliśmy dużego udziału w tej spółce, nie byliśmy w board’zie. To była raczej inwestycja, gdzie byliśmy bardziej follower’em niż najważniejszym (wiodącym) lead inwestorem i to się raczej nie zmieniło od tego czasu.
Czy w takich spółkach, w którym właśnie nie jesteście inwestorem wiodącym, jesteście jakoś aktywnie zaangażowani, jakoś ich wspieracie? Jak to wygląda od strony takiej: powiedzmy, że słucha nas teraz founder takiej spółki jak Revolut, jest Polakiem, słucha nas, nikt go jeszcze nie zna, ma naprawdę temat, który jest ciekawy i chciałby pozyskać od was kasę m.in. dołączyć was do grona inwestorów. Czy może na coś liczyć, jeżeli nie będziecie wiodącym (lead) inwestorem? Jak to wygląda?
Znaczy my najczęściej jesteśmy inwestorem wiodącym, albo współwiodącym (co-leadem) w rzeczach, które robimy, w większości przypadków. Takie przypadki jak Revolut to jest mniejszość. I jak jesteśmy wiodącym inwestorem, to robimy pracę inwestora wiodącego. Zaczyna się od takiej samej inwestycji, gdzie my chętnie możemy wszystko wynegocjować, poustalać i dogadać, tak jakby to sedno, pierwsza faza współpracy. No i potem jesteśmy jak najbardziej zainteresowani tym żeby być blisko spółki, żeby regularnie robić update’y z zespołem, żeby przegadywać z nimi najważniejsze tematy, którymi najczęściej są – strategia, rekrutacja, dalsze finansowania. Jesteśmy inwestorem, ale na pewno nie inwestorem, który robi jakieś rzeczy operacyjne za team albo naciska, jakoś stara się zmienić strategię. Bo naszą ambicją jest być zaufanym i najważniejszym sparring partnerem CEO czy też grupy founder’ów i to trochę może różnie wyglądać, w zależności od danego przypadku. Ale najczęściej działa to w ten sposób, że mamy regularne update’y, spotkanie osobiste co kilka miesięcy i jesteśmy, staramy się być, dość dobrze poinformowani o tym, co się dzieje w spółce, żeby jak najlepiej móc dawać impulsy czy intra i pomysły do dalszego rozwoju i rozwiązywać jakieś sytuacje problematyczne, które wcześniej czy później najczęściej powstają, np. jakiś konflikt founder’ów, kasa się kończy, klient odskoczył – takie rzeczy. Jako że my takich sytuacji widzimy dosyć dużo, przez całą szerokość i ilość spółek, w które jesteśmy zaangażowani, a dla founder’ów one często są czymś wyjątkowym albo mierzą się z czymś pierwszy raz. Wtedy też możemy dobrze pomóc naszym doświadczeniem.
A jeżeli chodzi jeszcze o spółki, to taki temat interesujący z perspektywy ludzi, którzy mają jakieś pomysły technologiczne, ale jeszcze nie wiedzą, gdzie się ukierunkować, to jakie są według Ciebie takie hottest industries? To znaczy, w jakich obszarach wy dzisiaj np. patrzycie na projekty najchętniej, bo widzicie, że tam będzie kolejna rewolucja przemysłowa, a tak naprawdę rewolucja technologiczna? Co to są za segmenty, w których uważasz, że jeszcze karty nie są rozdane i będą rozdane w najbliższych paru latach?
My nie mamy tego tak mocno usystematyzowanego. Myślę, że każdy powinien też działać na polu, gdzie jego talent i doświadczenie i zainteresowania pasują. Ale my patrzymy na świat. Nasz fundusz, nasza strategia inwestycyjna ma dwa główne filary: i z jednej strony to jest software online tzw. SaaS 23, który może rzeczywiście nie jest czymś super nowym, ale bardzo dużo rzeczy się tu dzieje. I to jest obszar, w którym spędzamy dosyć dużo czasu, większość czasu wręcz. A jeżeli chcesz mówić o takich nowszych trendach, to automatyzacja, tzw. AI (artificial inteligence – sztuczna inteligencja), bardzo mocno idzie w stronę software’u, który już nie tylko jest narzędziem do ogarnięcia pewnych workflow’ów, ale też staje się narzędziem, które automatyzuje pewne procesy. Czyli software od zawsze dla nas ciekawa działka i dzieją się nowe rzeczy. A drugą działką, która nas bardzo interesuje to są marketplace’y, nie wiem jak to jest po polsku, to określenie.
Chyba tak się dokładnie mówi: marketplace’y.
To marketplace’y – i coraz mocniej właśnie takie, które są B2B – które łączą ze sobą biznesy i pomagają im robić razem różne rzeczy lepiej niż w offline’ie. I też dużo nowego się wydarza przez różne technologie, które trendami wchodzą na rynek. I takim marketplace’owym tematem dla mnie, jest cały temat krypto. To nie jest bezpośrednio marketplace, ale ma, tak jak my patrzymy na świat, ma dosyć podobne właściwości, dosyć duże – jak to się mówi – network effect czyli to, co jest ciekawe w marketplace’ach i potencjał zmieniania bardzo łatwo szeroko pojętej branży finansowej, przede wszystkim moim zdaniem. I to są takie obszary, w których my spędzamy większość czasu.
Fajnie. I wróciłbym do tego tematu, bo powiedziałeś, że założyliście wasz pierwszy fundusz w 2009, 9 lat temu. Jakie były największe kamienie milowe na drodze od 2009 do 2018, które – uwaga – sprawiły, że wy jesteście jednym z wiodących funduszy w regionie, a nie kto inny?
Nie wiem. Ciężko powiedzieć. Mogę ci powiedzieć, co z mojego punktu widzenia było ważnymi dla nas wydarzeniami, to jest jedna z rzeczy. W 2009 roku to był czas, gdzie w sumie nikt nie robił fundraising’u 24. W tamtym czasie klasyczne źródła kapitału – jakieś fundusze inwestycyjne, europejskie VC, wtedy nikt na to nie patrzył – to była branża bez przyszłości. Ale przez nasze okulary subiektywne widzieliśmy, że to ma sens i pchaliśmy, mimo że nie było łatwo. Pierwszy fundusz miał 6 milionów euro i kapitał pochodził głównie od przedsiębiorców internetowych z Berlina. To był nasz pierwszy fundusz. I my najpierw chcieliśmy, żeby on był większy, bardziej profesjonalny. Ale pierwszy wniosek, nauka z tego jest taka, że najważniejsza rzecz o pierwszym funduszu, jak ktoś chce na przykład założyć fundusz i go rozwijać, to to że on w ogóle był. Bo myślę, że nie ma idealnej recepty, jak stworzyć fundusz, każdy ma swoją pierwszą historię. Nasz miał taką jaką miał, ale był, co pozwoliło zacząć, być aktywnym na rynku – to była pierwsza rzecz, że w ogóle zaczęliśmy. Drugim ważnym krokiem było, że ten pierwszy fundusz był częścią inkubatora Team Euro Ventures – i robił też inne rzeczy. I w 2011 roku oddzieliliśmy te dwie sprawy, i dopiero od 2011 roku jesteśmy klasyczną strukturą VC. I myślę, że nauczka z tego – bo od tego momentu dużo rzeczy zaczęło iść łatwiej – żeby robić rzeczy w bardzo prosty, nieskomplikowany i czysty sposób. Bo często masz pokusy, jak prowadzisz biznes, że tu zrobisz z kimś jakiegoś deal’a, on ci coś da, tu jakiś „kick back”, ja zainwestuję tu, ty zainwestujesz u mnie, mieliśmy dużo ofert i możliwości i konsekwentnie się od tego odcinaliśmy i robimy prosty biznes, zwykłe VC, fundusz od inwestorów, fundusz nastawiony tylko na jedną rzecz. Nie robimy egzotycznych rzeczy po bokach. Tak jakby prostota i koncentracja mocno pomogły i to zaczęło działać fajnie od 2011 roku, kiedy jako marka powstał Point Nine. Dużym kamieniem milowym były u nas inwestowane właśnie przez profesjonalnych inwestorów fundusze VC ze Stanów Zjednoczonych, większość naszego kapitału jest z USA.
Jak to się wydarzyło? Bo ciekaw jestem, skąd się bierze kapitał z USA, w funduszu zlokalizowanym w Berlinie?
Piszą do ciebie maila i mówią, że są w Berlinie za kilka miesięcy. I przychodzą do biura opowiadać historie, później przychodzą jeszcze raz i inwestują. Tak po prostu.
Kim są ci LPisi? Jakiego typu to są fundusze? To są fundusze funduszy?
Tak, to są fundusze wyspecjalizowane na rynku VC i małego PE.
OK, i czym przyciągnęliście ich uwagę?
Nie wiem tak na sto procent, ale mi się wydaje, że oni aktywnie szukali w Europie małych funduszy VC, nastawionych właśnie na tę trochę wcześniejszą fazę niż tradycyjna. W Niemczech w 2009-2010-2011 roku było mniej funduszy VC (w Europie w ogóle), mniej niż teraz, ale wszystkie były po kilkaset milionów euro. Czyli było tradycyjne myślenie o VC: że robisz serious aim, robisz tych inwestycji dwadzieścia, każda po kilka milionów, więc na to musisz mieć fundusz co najmniej sto milionów plus. A w Stanach już było widać ten trend tzw. micro VC, który zaczął się jako super angels funds, SoftTec 25 to był jeden z pierwszych funduszy, który tak robił. Czyli anioły biznesu, które były coraz większe, potem zaczęły zakładać fundusze, ale dalej inwestowały w swój bardziej „anielski” sposób, czyli mniejsze tickety wcześniej, seed (zalążkowe) bardziej i małe serious aims, a nie te klasyczne 5 milionów inwestycji w duży fundusz. I sygnały w Stanach były, z tego co pamiętam, że to fajnie działa, że to jest dobre podejście do sprawy na obecnym etapie, bo tak działa rynek. A w Europie tego w ogóle jeszcze nie było. Ja myślę, że my byliśmy – nieświadomie, ale – jednym z pierwszych micro VC w Europie. I nawet nasz tagline mamy pod marką The angel VC. Doszliśmy do wniosku, że chcemy mieć fundusz, który ma głębsze kieszenie niż indywidualny, ale chcemy działać jak anioły biznesu, czyli być tak wcześnie, być przyjaźni, być bardziej przedsiębiorczy niż klasyczny VC, ale jednocześnie profesjonalny i mogący zainwestować więcej kapitału.
OK, przerwałem Ci trochę historię, ale powiedziałeś o tym właśnie punkcie, kolejnym punkcie zwrotnym czyli wjechał kapitał ze Stanów do was. To była taka następna ważna chwila, i co było dalej?
Ten kapitał wjechał, przez co pierwsze zamknięcie drugiego funduszu, to było 8 czy 9 milionów, a ostateczne zamknięcie 12 miesięcy później to było 38,9 czyli prawie 40. I dojście do tej skali – myślę – jest niemożliwe bez profesjonalnych inwestorów. I od tego czasu mogliśmy być bardziej wiodący w tych rzeczach, które robimy i być bardziej dostrzeganym przez rynki, jako ktoś, kto może znacząco się dorzucić albo przewodzić na tym rynku. To było jedno. Myślę, że abstrahując od całej struktury, ważną rzeczą było, że dosyć byliśmy aktywni we wspólnocie technologicznej online przez blogowanie różnego rodzaju. Zwłaszcza Christoph 26, mój były partner, z którym założyliśmy to razem, ma reputację jednego z lepszych opinion leaders, blogerów w sferze pisania i rozmawiania o SaaS’ie. Czyli on jest bardzo mocno nastawiony na SaaS, praktycznie nic innego nie robi. I właśnie to nastawienie na SaaS, na marketplace’y to było coś. Trochę inaczej to robiliśmy, niż większość rynków wtedy, gdzie większość VC w Europie moim zdaniem mówiła, że ten rynek jest taki mały, że ja nie mogę się specjalizować w czymś, bo nigdy nie wiadomo, kiedy następny Skype powstanie. Czy to będzie jakaś firma gamingowa, czy jakaś, więc jak się za bardzo specjalizuję, to nie będę mógł, to przegapię. A my od początku mówiliśmy robimy SaaS, robimy marketplace’y, gaming nas nie interesuje, to nas nie interesuje, to nas nie interesuje, to nas nie interesuje. I tak przegapiliśmy pewnie kilka fajnych rzeczy, ale jakoś w ogóle nas to nie boli, bo to właśnie o to chodziło, żeby je przegapić i nie marnować czasu na nie, ale być lepszym w tym, co nas interesuje. Myślę że tak było, to było ważne. Ważne też było to dla nas, że od pierwszego dnia zdecydowaliśmy, że w przedsiębiorstwie technologicznym granice, zwłaszcza wewnątrz Europy, są totalnie nieważne. Nie możemy mówić, że my będziemy się skupiać na Niemczech, bo jak zainwestujemy w najlepszą spółkę z branży X w Niemczech, to spółka z tej samej branży w Polsce może być dziesięć razy lepsza od tej niemieckiej. A że wszystko jest międzynarodowe, to kiedyś będą ze sobą konkurować i wygra ta najlepsza, a nie najlepsza z jakiegoś kraju, który sobie wymyśliliśmy jako cel. Dlatego od początku byliśmy bardzo międzynarodowi, od początku nasz portfel jest taki: Niemcy to najważniejszy kraj, ale nie więcej niż 30 procent. I to – myślę – było ważne. Też to, że dosyć mocno zaczęliśmy, byliśmy aktywni w Stanach głównie przez to, że mając dużo inwestycji w SaaS, spółki SaaS’owe muszą mieć sukces w Stanach w większości przypadków, żeby mieć sukces w dłuższym terminie. Często spędzaliśmy tam czas, żeby pomóc nawiązać kontakty, dalsze rundy finansowania itd. I zaczęliśmy inwestować w Stanach, czego większość VC z Europy nie robi, to też sprawia, że jesteśmy trochę inni. Nasza pierwsza inwestycja z Christoph’em, we wczesnych fazach Point Nine to była w Kanadzie. Christoph znalazł spółkę kanadyjską w internecie, bo wszystko jest w internecie, nie trzeba wszędzie jeździć i szukał współ-inwestorów. I tak się poznaliśmy przez inwestycję w Kanadzie, ale on był w Stuttgarcie, ja byłem w Berlinie. To dosyć mocno wpłynęło na nasze międzynarodowe DNA. To jest myślę kilka takich aspektów, o których ciężko powiedzieć w jakim sensie one do czego doprowadziły, ale na pewno z czasem widać, że to było to coś innego na rynku.
Właśnie to międzynarodowe DNA bardzo mnie ciekawi, a szczególnie taki bardzo przyziemny aspekt, który z perspektywy polskiej percepcji być może nie ma znaczenia, jestem ciekaw – przechodząc trochę w tę sferę personalno-biznesową – czy to Twoje polskie pochodzenie miało jakiekolwiek znaczenie, na plus albo na minus, kiedy budowałeś karierę i biznes w Niemczech?
Nie wydaje mi się, myślę że nie.
Czyli to nie ma żadnego znaczenia czy pierwotnie byłeś z Polski, że mówisz po polsku. Nie miałeś z tego tytułu żadnych trudności? Dlaczego o tym mówię. Bo są takie mity, że w Niemczech nie da się robić biznesu, kiedy nie jesteś z Niemiec. I rozumiem, że Ty poniekąd jesteś z Niemiec i dlatego może nie masz tej bariery. Ale byłem ciekaw, czy to w ogóle miało jakiekolwiek znaczenie?
Nie. Słyszę, znam te mity i też pewnie mogę sobie wyobrazić trochę, co ci ludzie mają na myśli. Ale naprawdę, jeśli coś ci się nie udaje, to każda wymówka jest dobra.
OK. No to mi się bardzo podoba, co mówisz. Że to jest po prostu wymówka, żeby zamiast spróbować inaczej to zwalić na kogoś winę, czy na coś.
Na pewno. Oczywiście, że wierzę, że komuś z Polski, czy z każdego innego kraju… Spytaj Holendrów, Anglików czy Francuzów, co myślą o niemieckim rynku. Dla nich – często to słyszę – jest to jak czarna skrzynka. Nikt nie wie, jak się do tego zabrać, bo to jest jakieś konserwatywne myślenie i język, którego nikt nie zna. I pewnie – nie znasz niemieckiego rynku, przyjeżdżasz nie wiadomo skąd, jest trudniej niż komuś, kto tutaj żyje, zna ludzi, język, kulturę i ma kontakty. Na pewno jest trudniej, ale czy to jest niemożliwe? W Stanach jest wszystkim łatwiej, bo każdy zna angielski, a tutaj, w takich bardziej konserwatywnych branżach, jest potrzebny niemiecki.
Jestem ciekaw – jeszcze dalej drążąc Twoją historię i Twoje motywacje: bardzo mnie intryguje to, dlaczego kontynuujesz, to co robisz i jaka jest dla Ciebie taka end game? Do czego dążysz, jako Ty?
Tak jak mówiłem, w tej branży, w której jestem, myślę że nie ma end game. Bo to zawsze jest nowa technologia, zawsze można iść dalej, zawsze można spotkać więcej nowych spółek. Mi się to podoba jako proces – masz do czynienia z młodymi ludźmi, którzy robią rzeczy, które posuwają nas wszystkich do przodu, a czasami w bok, a czasami to nie działa, ale ogólnie to jest bardzo pozytywne środowisko. Bycie jego częścią jest świetnym sposobem na życie i biznes także. Także bardzo mi się podoba, jak budujemy Point Nine jako firmę. Myślę, że możemy powiedzieć, że o wiele więcej przed nami niż za nami. Cały rynek europejskiego VC moim zdaniem dopiero się kształtuje, jest duża szansa stworzyć coś naprawdę znaczącego, właśnie na skalę kontynentu, który systematycznie pokazuje, że ma olbrzymi potencjał, jeśli chodzi o nowe technologie.
Czyli nie ma dla Ciebie end game, bo po prostu napędza Cię konkretnie ten proces i uwielbiasz to robić?
Myślę, że możemy tak powiedzieć.
A czy jest cokolwiek, co robisz poza pracą? Jak wygląda Twoje życie poza pracą? Bo obserwuję ludzi, którzy są w branży VC, szczególnie tych, którzy są bardzo aktywnie zaangażowani. Mam wrażenie, że oni odpowiadają na maila zawsze po trzech minutach (chyba że wcale, oczywiście). Ale jak już odpowiadają, to po 3 minutach i zasadniczo są jakby always on. Zastanawiam się, jak żyć życiem typowego VC i nie zwariować. Czy jest jakiś element życia prywatnego, czy masz jakieś hobby?
Każdy ma jakieś życie prywatne, nie wiem czy mam wchodzić w detale, co robię poza pracą. Jakieś hobby się ma, i rodzinę itd. Ale zawodowo nie robię nic innego. Czyli nie mam jakiejś innej firmy, żeby mieć balans. Zawodowo to jest jedno, to może skonsumować cały twój czas, a nawet dwa razy tyle czasu ile masz i myślę, że to jest ważne, żeby robić jedną rzecz a porządnie. Można skończyć robić i zacząć inną. Robienie kilku rzeczy naraz, przynajmniej do mnie – nie pasuje. No a work life balance tak zwany, to każdy musi jakoś tam dla siebie wymyśleć. Ale to co jest ogólne, to myślę że nie jest bardzo specyficzne dla VC, tylko bardziej dla bycia przedsiębiorcą, a nie bycia pracownikiem. Że jednak nie jesteś w pracy, ale o niej myślisz itd. To wiadomo, że cały czas jakoś cię to konsumuje z tyłu głowy.
A bez wnikania w rzeczy prywatne, o których nie chcesz opowiadać. Czy są jakieś metody, hobby czy coś takiego, czy inne sposoby spędzania czasu czy odgradzania się na chwilę od kwestii zawodowych, które sprawiają, że jesteś w stanie ten balans wewnętrzny zachować?
Staram się uprawiać sporty, różne dyscypliny i sposoby. Ale myślę, że ważniejsze jest żeby to robić, niż co się robi. I tego też zawsze za mało, ale dwa-trzy-cztery razy w tygodniu udaje mi się coś zrobić. Myślę, że warto robić wakacje co jakiś czas, takie prawdziwe albo pół-prawdziwe, z jak najmniejszą ilością pracy. Lubię się bawić się aparatem, robić zdjęcia – takie rzeczy. Nie wiem, nie mam jakiś magiczny tricków.
Tu nie chodzi o magiczne tricki, chodzi o ludzką twarz, bo mam takie poczucie czasem jak rozmawiam ze słuchaczami, że jest taka percepcja, że ci ludzie którzy osiągają bardzo dużo, osiągają to dlatego, że stają się robotami i w ogóle nie mają tego pierwiastka normalnego człowieka w sobie. To z tym się czasem spotykam, z taką opinią.
Myślę, że to jest podobnie do tego, co mówisz, co też to słyszałem – nie wiem czy o sobie – ale o ludziach, których szanuję. To jest tak jak z tymi Niemcami. To jest nie chcę być robotem dlatego nie pracuję dalej. Myślę, że nie można obrażać ludzi że są robotami, bo im się coś dobrze udaje.
Dokładnie. Dlatego moim celem jest też pokazywać, że tak nie jest i dowiadywać się, jak to działa, żeby móc lepiej przedstawiać poszczególne osoby, żeby to było po prostu bardziej autentyczne. A domykając czy łącząc temat Twojej wizji biznesowej, wizji życia i wizji funduszu. Czy taki temat jak Impact Investment to jest temat, który jest dla Ciebie ciekawy? Czyli czy jak podejmujecie decyzje – Wy: inwestycyjne lub Ty: personalnie, jak jesteś w to zaangażowany, to zastanawiasz się nad tym w kontekście tego, jak dana inwestycja będzie wpływała na rzeczywistość, na poprawę życia ludzi, na takie aspekty — -powiedziałbym – inne niż pomnażanie kapitału? Czy to nie jest coś, co jest w opisie waszej strategii?
Jako kryterium inwestycyjne, ogólnie po to nam inwestorzy dają pieniądze, aby je pomnażać. To jest tak: inwestujemy w rzeczy, które nam się wydaje, że będą działać i przez to dostaniemy z powrotem kiedyś tam – więcej niż inwestujemy na początku. Wpływ (impact) na społeczeństwo i tak dalej, jednak jest często jakimś tematem, nie jest może głównym, ale ważnym w kontekście. Też ze względów biznesowych, bo po pierwsze rzeczy, które są dobre, tradycyjnie się przebiją szybciej niż te, które są złe, i mogą mieć większy wpływ i przez to prowadzić do jakiegoś większego sukcesu. No i nie robimy rzeczy nielegalnych czyli wątpliwych moralnie w taki oczywisty sposób. Ale samo takie stwierdzenie Impact Investment czyli inwestowanie jak Bill Gates, żeby zwalczyć malarię, polepszyć edukację, nieważne ile to kosztuje, ważne żeby był jakiś efekt. Czegoś takiego nie robimy. Sam jeszcze dla siebie nie zdecydowałem, czy takie inwestowanie ogólnie ma sens, bo jednak rzeczy, które nie prowadzą do czegoś, co będzie ekonomicznie samo się niosło, są zależne od ciągłego dopychania kapitału do nich. I też prowadzą – jeśli biznes nie jest głównym celem – to tego, że często organizacje, które takie rzeczy prowadzą, są bardzo niewydajne itd. Więc mi się wydaje, że to jest bardziej coś dla hobbystów i prywatnie możesz robić ze swoimi pieniędzmi co chcesz. I dla rządu. Dla funduszy inwestycyjnych – nie mam tego jakoś przemyślanego dla siebie, ale my staramy się zrozumieć, jaki wpływ nasze inwestycje mogą mieć szerzej. Ale to nie jest tak, że mamy ambicję robić tylko rzeczy, które polepszą świat – nieważne, co z tego będzie ekonomicznie.
Rozumiem. Tak na koniec, jeżeli byłaby jedna rzecz, którą jeszcze chciałbyś powiedzieć przedsiębiorcom, którzy słuchają naszej rozmowy, czy innym osobom, które może rozważają zostanie przedsiębiorcą. Czy jest jakaś rzecz o której chciałbyś powiedzieć w kontekście zostania przedsiębiorcą, bycia przedsiębiorcą? Może jakiś mit, który należy obalić, bo żeśmy już obalili dwa mity.
Tak?
Tak – mit Niemca, no tego, że w Niemczech się nie da robić biznesu, obaliliśmy. To już ten mit obaliłeś. I jeszcze potem…
Mit robota.
Mit robota – człowieka robota, że żeby być skutecznym, trzeba być robotem. Ja akurat uważam, że jest dokładnie odwrotnie. Czyli w zdrowym ciele zdrowy duch, jest takie powiedzenie polskie i uważam, że zarządzenie sobą w sposób rozsądny – nie mówię, że słowo work life balance jest real’em – natomiast uważam, że musi być jakiś poziom balansu, gdzieś w jakimś momencie to się musi kompensować. Więc to jest dwa mity obaliliśmy. Może jeszcze na koniec chciałbyś jakiś mit obalić – mit przedsiębiorcy, mit związany z robieniem biznesu czy coś takiego, co jest z Twojej perspektywy istotne, a ludzie mogą o tym nie wiedzieć, albo mogą to ignorować, nawet jeżeli to jest oczywiste.
Nie wiem czy mam jakiś mit, ale może to o co na początku pytałeś, że to jest taki wielki krok, taka wielka niepewność, takie wielkie ryzyko, że można umrzeć prawie od tego bycia przedsiębiorcą. Jak kogoś to interesuje, to się nie powinien tym zrażać, tylko po prostu spróbować i zobaczyć, że przedsiębiorcom, liderom dobrym – świat pomaga. Ludzie do nich dołączają, ludzie chcą inwestować i myślę, że nie było lepszego czasu w historii Europy, żeby otworzyć swoją firmę. I myślę, że po prostu warto, jeśli kogoś to interesuje, pociąga, to jak najbardziej dążyć w tę stronę i się nie bać. I dążyć do spotkań z ludźmi, którzy ten rynek, branżę, styl życia znają lepiej, od nich się uczyć, eksplorować i próbować. Pracować w start-up’ach, a nie w korporacjach, żeby być bliżej tego tematu i kiedyś zrobić coś swojego. Bo efekty w ciągu kilku lat mogą przerosnąć twoje wyobrażenie z samego początku. To, co my teraz robimy w Point Nine, założonym dziewięć lat temu, jest powyżej moich wyobrażeń.
Super Paweł, bardzo Ci dziękuję. I to jest chyba świetna puenta naszej rozmowy. Dziękuję Ci bardzo za to, że zdecydowałeś się porozmawiać, że znalazłeś czas w tym ogromnie napiętym kalendarzu. Nie dość, że Twoje życie polega na podejmowaniu decyzji ciągłym, to jeszcze musisz te decyzje podejmować odnośnie kalendarza. Wielkie dzięki i bardzo życzę Ci dalszych powodzeń i z ekscytacją obserwuję wasze kolejne inwestycje. Zresztą już niedługo porozmawiam z jedną ze spółek z Waszego portfolio, ale nie mogę jeszcze teraz powiedzieć jaką, powiem Ci po nagraniu. Więc jakby wspieram i dziękuję Ci jeszcze raz za rozmowę.
Super dziękuję. Mam nadzieję że to było ciekawe.
Było super, dzięki.
Dzięki.
Linki
- Capital On Stage – Paweł Chudziński https://www.capitalonstage.com/video/pawel-chudzinski/
- VC – venture capital http://www.firmy-24.pl/venture-capital/
- Revolut https://www.revolut.com/pl/
- Point Nine Capital http://www.pointninecap.com/
- Business angels (ang.) – anioły biznesu https://pl.wikipedia.org/wiki/Anio%C5%82_biznesu
- Niania.pl https://www.niania.pl/
- Greenhill https://www.greenhill.com/
- Vibe (ang.) – atmosfera, klimat https://pl.bab.la/slownik/angielski-polski/vibe
- Team Europe Ventures https://www.crunchbase.com/organization/team-europe-ventures
- Łukasz Gadowski https://lukaszgadowski.com/
- Lukas Gadowski – polsko-niemiecki self-made milioner https://www.mdr.de/heute-im-osten/lukaszgadowski-100.html
- Spreadshirt https://www.spreadshirt.net/
- Solid salary (ang.) – stałe wynagrodzenie https://pl.bab.la/slownik/angielski-polski/salary
- Upside (ang) – pozytywna strona, potencjał wzrostu https://www.diki.pl/slownik-angielskiego?q=upside
- Taxify https://taxify.eu/pl/
- Off-site (ang.) – poza miejscem pracy https://www.diki.pl/slownik-angielskiego?q=off-site
- Cały zespół firmy Point Nine Capital http://www.pointninecap.com/team/
- Marketplace (ang.) – targ, targowisko, rynek; w rozmowie chodzi o rynek internetowy https://pl.bab.la/slownik/angielski-polski/marketplace
- Paradox of choice: Why More Is Less, Barry Schwartz https://www.goodreads.com/book/show/10639.The_Paradox_of_Choice
- If it’s not the hell yes, it’s the hell no (ang.) – Jeżeli to nie jest“Do diabła, TAK!”, to znaczy że jest „Do diabła, NIE!”. Prawo Abrahama Hicks’a https://www.youtube.com/watch?v=O03eT5r2aK8
- Krypto = kryptowaluty https://comparic.pl/tag/krypto/
- Konferencje Token Summit http://tokensummit.com/
- SaaS – software as a service (ang.) – oprogramowanie jako usługa https://poradnikprzedsiebiorcy.pl/-saas-oprogramowanie-jako-usluga
- Fundraising (ang.) -pozyskiwanie funduszy https://instytutfundraisingu.pl/darmowa-wiedza/
- SoftTec http://www.softtec.com/
- Christoph Janz http://christophjanz.blogspot.com/