Opis odcinka – Zosia Kwiatkowska (Warsaw Dog):
Zofia Kwiatkowska – prowadzi pracownię i sklep internetowy Warsaw Dog, w którym wraz z zespołem tworzy dizajnerskie akcesoria dla psów. Uczestniczka programów Wsparcie w starcie, Young Entrepreneurs Succeed oraz Katalizator rozwoju firmy. Z zawodu etnolożka, z zamiłowania blogerka i psiara. Ekspertka działu zwierzęcego w magazynie Empik Pasje.
Z rozmowy dowiesz się m.in.:
– jak z lokalnego bloga o życiu z psem w dużym mieście powstała marka modnych akcesoriów wybierana m.in. przez klientów z Korei Południowej,
– jak wygląda produkcja w pełni spersonalizowanych akcesoriów – realizowana w czasie rzeczywistym,
– jak rozwijać małą firmę w oparciu o wartości wnoszone przez pracowników,
– jaką rolę mogą pełnić dinozaury w procesie rekrutacji,
– jak zarządzać konfliktem i prowadzić do wzajemnego zrozumienia z wykorzystaniem teorii Porozumienia bez Przemocy,
– jak zidentyfikować i pokonać pracoholizm
– dlaczego Zosia odradza posiadanie psa i jaką jedną książkę powinien przeczytać każdy potencjalny i obecny właściciel czworonoga
Dołącz do bezpłatnego klubu Greg Albrecht Podcast:
http://www.gregalbrecht.io/klub
Wideo – Zosia Kwiatkowska (Warsaw Dog)
Transkrypcja – Zosia Kwiatkowska (Warsaw Dog):
Cóż za fantastyczna sytuacja – bo długo staraliśmy się spotkać i – dziś w Greg Albrecht Podcast Zosia Kwiatkowska 1 2, twórczyni Warsaw Dog 3 4. Cześć Zosiu.
Cześć Greg, witam wszystkich, hej.
Strasznie się cieszę, że jesteś, bo odpowiesz na jedno nurtujące mnie pytanie, o co chodzi z tymi zwierzakami, a konkretnie z psami, że ludzie tak szaleją na ich punkcie?
Przede wszystkim to są nasi najwięksi przyjaciele, którzy nigdy nie kłamią. Generalnie mam taką teorię, że to nie ludzie udomowili psiaki, tylko to psiaki udomowiły ludzi i teraz są takimi małymi, kochanymi pasożytkami, które po prostu dużo korzystają z tego, że mieszkają z ludźmi. Mam dwa psy i zawsze się śmieję, że to są państwo szlachta, których trzeba obsługiwać, bo trzeba nałożyć do miseczki, jak poprosi i jest dobra godzina, wyjść na spacer, oporządzić, więc akurat moje psy, myślę, że mają super życie i tutaj mi się udało. A mega sprawia mi przyjemność, żeby po prostu obsługiwać je.
A jak to jest konfliktem między psiarzami i kociarzami jeszcze, jeżeli jesteś w tej kategorii pytań?
Wydaje mi się, że nie do końca aż taki konflikt istnieje. W sensie, ja przynajmniej się na co dzień z tym nie spotykam, bo dużo osób, które mają psy, po prostu uwielbiają zwierzęta, więc lubią też koty. Natomiast wydaje mi się, że jest coś takiego, że jak ktoś jest kociarzem, to może myśli, że kot jest troszkę indywidualny, że się nie prosi o uwagę i o miłość, tylko kota trzeba prosić bardziej, żeby się do nas przysunął. Więc może być coś tutaj na rzeczy. Natomiast, znam swoje psiaki i wiem, że one też totalnie mają swoje preferencje i też na przykład nie lubią, kiedy się je głaszcze kiedy śpią. Więc wiem, że moje psy też są trochę jak koty. Tak że, no cóż, każdy ma po prostu swojego bzika.
A czym jest Warsaw Dog?
Dla mnie osobiście to jest sposób życia, bo wszystko zaczęło się od tego, że już 10 prawie lat temu wreszcie mogłam zrealizować swoje marzenie i zaadoptować psa, o którym marzyłam całe życie, ale u mnie w domu oczywiście nie, po co komu pies i tak dalej. Kiedy wreszcie wyrwałam się z domu, mogłam tego psa zaadoptować, to po prostu byłam przeszczęśliwa. Jeszcze wtedy mało wiedziałam o psach i nie wiedziałam, że adoptując psiaka ze schroniska mogę, niestety, mieć trochę problemów w związku z jego zachowaniem. Jeszcze wtedy nie byłam tego świadoma i nie miałam dużej wiedzy. Dlatego długą drogę z nim przeszłam od tego, kiedy go adoptowałam do dnia dzisiejszego. Kiedyś on się bał mężczyzn, bo miał złe doświadczenia, więc mieliśmy dużo kwestii behawioralnych do przepracowania. Ale strasznie mi się podobało to życie z nim i założyłam bloga, ponieważ chciałam wiedzieć, gdzie chodzić na spacery i do jakich knajp mogę z nim pójść, ewentualnie, jeżeli będę chciała z nim przepracowywać właśnie jego obecność przy obcych ludziach. Zauważyłam, że nie ma za bardzo informacji gdzie z nim pójść, to był 2010 rok, wtedy jeszcze psy w Warszawie raczkowały, jeżeli chodzi o kontent w internecie i założyłam bloga Pies w Warszawie 5, i sama zaczęłam szukać takich miejsc i opisywać. A potem zorganizowałam spotkanie dla czytelników bloga, na które przyszedł Kuba 6 z Milą, jego suką, i psy się polubiły i jakoś tak my razem też dzięki temu mogliśmy się polubić, zamieszkać razem i się hajtnąć, no i razem zrobiliśmy firmę pod tytułem Warsaw Dog, czyli Pies w Warszawie, który się przeobraził w markę, już aktualnie dużą polską markę, która ma wśród klientów Azjatów czy osoby innych narodowości, a logo to jest właśnie pies Bonzo narysowany w sposób geometryczny i mam go nawet na ręku, Kuba zresztą też. Tak, że wszystko się kręci wokół stylu życia z psem u nas, jeżeli chodzi o Warsaw Doga.
A czy kiedyś myślałaś o tym, żeby robić co innego?
Szczerze mówiąc, od jakiegoś czasu tak, ponieważ podczas robienia Warsaw Doga zauważyłam, że uwielbiam projektować graficznie wzory na te wszystkie smycze, obroże i szelki, i zaczynam myśleć o tym, żeby tę moją pasję, którą odkryłam podczas robienia Warsaw Doga przeobrazić w jeszcze inny biznes, czy inny sposób wyrażania siebie, i więcej malować, więcej rysować. Od kiedy mam tę firmę okazało się, że fajnie mi wychodzi robienie tych nadruków i one się podobają. Chciałabym bardziej pójść w tę stronę, natomiast osobiście nie wyobrażam sobie, aktualnie, żeby z czymś innym wiązać swoje życia, niż z tą firmą, która jest moim małym dzieckiem, więc tylko rozwijać siebie poprzez robienie rzeczy, które już tutaj w Warsaw Dogu robię. Ale żeby gdzieś pójść do kogoś pracować, na etat? Nie widzę tego zupełnie.
A co takiego, uważasz, jest takim źródłem tego, że ten Warsaw Dog stał się naprawdę mocnym brandem? No bo pewnie, wyobrażam sobie – mogę znowu strywializować – zawsze łatwo mówić, co to za problem wziąć i uszyć smyczkę czy uszyć obrożę? Wydawałoby się, że to jest taki biznes, każdy, kto miał psa, od zawsze to wie, że jest coś takiego jak smycz, i gdzie jest ta wielka filozofia w tym. To co takiego jest innego w waszych produktach, co sprawia, że ludzie to kupują, rozumiem, że polecają sobie nawzajem, bo skoro marka rośnie, to muszą być bardzo zadowoleni z tych produktów?
– Myślę, że to jest kilka aspektów. Przede wszystkim robimy to bardzo spójnie, bo od początku nie szliśmy na żadne kompromisy. Bardzo nam zależało na tym, żeby cała marka była spójna, dlatego robimy logo na klamrze, którą zapinasz na szyi psa, dajemy tę klamrę i do obroży, i do szelek, i tak dalej, właściwie zawsze wiadomo, że to jest firma, która dba o swój branding, żeby być rozpoznawanym. Poza tym korzystamy z naprawdę dobrych materiałów, bo sami mamy dwa duże psy, więc wiemy, że to nie może być byle jaka nić, byle jaka taśma, więc od początku bardzo nam zależało na tym, żeby to było dobrej jakości, żeby to była marka premium. A kiedy zaczynaliśmy, bardzo brakowało wzorów, które byłyby… Jasne, że ogólnie szelki, smycze i tak dalej – były, ja też wiedziałam, że były, bo też kupowałam. Ale brakowało nam takiego produktu, który będzie i praktyczny i funkcjonalny, ale też ładny. W takim sensie, nie że dziecięcy, tylko taki, który by odpowiadał na aktualne trendy, ponieważ pies dla mnie jest trochę przedłużaniem jakby mojej… znaczy, jest moją rodziną, ale też pokazaniem, że, hej, to ja i mój pies, i my tworzymy duet w przestrzeni miejskiej. Czytałam nawet pracę doktorską, w której było wyjaśnione, że pies jest naszym awatarem 7, kiedy idziemy na spacer, więc to co nosi pies jest bardzo istotne, bo wyraża w jakiś sposób też ciebie. I tego brakowało. W związku z tym staraliśmy się nie robić infantylnych wzorów a la dziecięcych, sówki i tak dalej, których wtedy było dużo na rynku, w 2015 roku, tylko właśnie pójść w design, który sama chciałabym mieć na T-shirtcie, który jest nowoczesny. Wtedy po prostu widać, że ktoś ma nowoczesne wzory na psie, czyli dba o tego psa. Okej, to jest trzecia odpowiedź na twoje pytanie, czyli nie tylko dobre produkty, nie tylko cały spójny zamysł w brandingu, ale też fajne wzory, które chcesz założyć na psa, bo wiesz, że to znaczy, że o niego dbasz.
To mnie zawsze fascynuje we wszystkich markach, powiedzmy, modowych, nazwijmy to, no bo jest to marka modowa, tylko dla psów. Jak wyczuwasz, co ktoś będzie chciał założyć? Co będzie trendy w danym momencie? I druga połowa tego samego pytania, która mnie równie zawsze intryguje, na ile to jest ponadczasowe, czyli na ile, jest tak wiele marek w modzie odzieży, powiedzmy, rodzi się a potem gaśnie, jak ty podchodzisz co do tego, jak dopasować, skąd wiedzieć, że to jest fajne i jak sprawić, żeby to było ponadczasowe?
Na pewno warto wiedzieć, jakiego koloru, jakiej maści są psy u nas w Polsce najczęściej, bo wtedy wiadomo, jaką gamę kolorystyczną dopasować do danej sierści. To jest, wbrew pozorom, dosyć istotne. I ja na przykład, kiedy tworzę opisy do danego wzoru, to sprawdzam na jakim psie, na jakich rasach, na jakiej maści dany wzór będzie fajnie kontrastował i podbijał piękno psa i wydobywał. To można sobie fajnie sprawdzić na przykład na takim kole kolorów, to jest jedno. A drugie, są kolory, które są uniwersalne i które się dobrze sprzedają. W Polsce najwięcej klientów to kobiety tak naprawdę, bo to głównie kobiety kupują, przynajmniej z mojej perspektywy, z moich doświadczeń wynika, najczęściej one kupują rzeczy dla psiaka. Więc warto wiedzieć, co się podoba kobietom, warto wiedzieć co się podoba odbiorcom. Oczywiście róż! Jeżeli to jest sunia, to róż jest mile widziany, bo wtedy tak uroczo wygląda i wiadomo już z daleka, że to jest sunia, więc nie ma pytania, przepraszam, czy to jest pies czy suka, bo jak jest róż to już wiadomo, więc to jest też istotne na spacerach z psami. Ale też są kolory jak czerwony, który jest uniseksem kolorystycznym i który zawsze dobrze się sprzedaje. I teraz zauważyłam, że starsze pokolenie często pyta właśnie o akcesoria w kolorze czerwonym, bo wierzą w to, że kolor czerwony zapobiega…
Zauroczeniu, czy coś takiego. Urokom.
Dokładnie tak.
Słyszałem to kiedyś, jak miałem psa to też to słyszałem kiedyś, tak że to chyba już jest mit lub hipoteza, która jest długo w eterze.
Tak. Natomiast odpowiadając jeszcze na pierwszą część twojego pytania, ja na przykład przeglądam po prostu trendy na 2020, normalne trendy dla ludzi, to co będzie modne, jaki styl graficzny teraz będzie przykuwał spojrzenia i tym się kieruję wymyślając nowe wzory.
Ciekawe, czyli te trendbooki 8, które gdzieś są dostępne, one rzeczywiście pokazują co będzie modne w kolejnym roku? To jest wiarygodne źródło?
Dla mnie tak, ponieważ te kolorystyki, te palety kolorystyczne i te grafiki, które wprowadzamy, faktycznie znajdują odbiorców. Tak, że biorąc pod uwagę, że z roku na rok zaliczamy coraz większą sprzedaż, myślę, że tak.
Pojawił się pomysł, zrobić akcesoria. Łatwo taki pomysł wygenerować, trudniej wykonać. Jak powstała pierwsza obroża? Co to było? Obroża?
Samej pierwszej obroży nie pamiętam, ale pamiętam ten pot, krew i łzy, kiedy uczyliśmy się szyć. Trzeba wiedzieć, że my tę firmę zaczynaliśmy razem z Kubą. Ja jestem po etnologii, a Kuba jest po filozofii i nie mamy zielonego pojęcia – a przynajmniej nie mieliśmy – o tym, jak się szyje cokolwiek. Ja kiedyś próbowałam na maszynie u mamy zszywać fragmenty materiału ze sobą, ale zawsze coś mi się rwało, coś było nie tak, masakra. A tymczasem po prostu pojechaliśmy do jego koleżanki, która była po technikum odzieżowym, która pokazała nam jaką maszynę kupić i jak to zszywać ze sobą, te kawałki taśmy, i po prostu uczyliśmy się od zera. A żeby uszyć obrożę trzeba wymyślić rozmiarówkę, trzeba wiedzieć ile taśmy uciąć, żeby była odpowiednia regulacja dla konkretnego psa, i to naprawdę było dużo pracy. Natomiast myślę, że skoro my to zrobiliśmy po etnologii i po filozofii, nie mając doświadczenia, to można się spokojnie nauczyć, jak najbardziej. Dużo pracy, ale można. No właśnie, tylko pytanie… Szczerze mówiąc, jak zaczynaliśmy, to mieliśmy taką wizję, że my to będziemy wielkie pańciostwo, że będziemy zlecać szycie w szwalni i nie będziemy w ogóle ruszać maszyny, przecież my się na tym nie znamy. Ale jak zaczęliśmy liczyć w biznesplanie co i jak, to się okazało, że nie ma co, trzeba zakasać rękawy i zacząć się uczyć szyć. Wiem, że niektóre firmy nie szyją samodzielnie, zlecają i super, fajnie, bo mają więcej czasu na marketing, na promocję, na inne rzeczy, więc to też jest droga na pewno. Jednak budżet się spina, jak się produkuje samodzielnie.
I pewnie ma to też przełożenie na jakość produktu, na kontrolę jakości?
Dokładnie tak. Fajnie, że o tym wspomniałeś, bo my daliśmy pierwszą partię naszych akcesoriów do szycia w szwalni, i to co przyszło… szczerze mówiąc mieliśmy duże wątpliwości co do jakości, bo wyglądało to mniej więcej tak jak obroże z Chin, które są po prostu przeszyte na raz i nie mamy żadnej pewności, czy one faktycznie wytrzymają co najmniej 2 lata. U nas w firmie dajemy gwarancję 2-letnią na nasze produkty, wierzymy mega w to, że to są dobrej jakości rzeczy, są dobrze przeszyte i chcemy, żeby ludzie też wiedzieli, że mają pewność, że ja u nas kupują, to te produkty przeżyją 2 lata. Jeżeli tylko coś się stanie, to po prostu wymieniamy, jesteśmy fair.
A jak dzisiaj wygląda proces produkcji?
Dzisiaj mamy stronę internetową, która dosyć fajnie hula i klient przychodzi sobie na nią i zastanawia się, co by chciał kupić. Większość ludzi kupuje szelki zamiast obroży, ponieważ one są zdrowsze z perspektywy zoofizjoterapeutów, mniej obciążają kręgosłup. Niektórzy jednak preferują obroże i super, obrożę się łatwiej zakłada i zdejmuje. Klient wybiera dany produkt, powiedzmy, że szelki i do tego smycz do kompletu – bo ludzie lubią mieć komplecik – i klika przez stronę, zamówienie do nas wpada. W tym momencie mamy od 3 do 5 dni roboczych na realizację, mamy specjalne programy do tego, żeby sobie pobrać całą listę zamówień na dany dzień do uszycia, drukujemy i szyjemy z listy, następnie pakujemy, wysyłamy. Sporo jest tutaj pracy przy tym, bo samo uszycie nie wystarczy. Trzeba jeszcze obsłużyć klienta, ewentualnie doradzić na Messenger’ze, czy na mailu, czy też telefonicznie, które szelki, a jaki kolor, a jaki rozmiar, spakować… Robimy też dużo personalizacji, bo zawsze robimy imienne podziękowania, czyli „Droga Beato”, natomiast na paczkę naklejamy naklejkę adresata „do łap własnych” i wpisujemy imię psa. Kiedy robisz zamówienie u nas w sklepie, wpisujesz tam też imię psa. A więc wtedy wiadomo, że to jest przesyłka dla Luny chociażby.
Słodkie. To myślę, że też fajnie łapie za serce i podkreśla tę więź między klientem a jego psem.
Dokładnie. I też, że my to szyjemy personalnie dla tego psa, bo my wszystko szyjemy na zamówienie.
No właśnie to jest bardzo ciekawe. Czyli w ogóle nie macie stanów magazynowych, tylko realizujecie na bieżąco.
Dokładnie tak. Mamy bardzo dużo opcji kolorystycznych, bo jest wiele wzorów 9, jest wiele rodzajów produktów, bo są i obroże i szelki różnego typu, i po prostu gdybyśmy chcieli mieć te wszystkie rzeczy w różnych szerokościach, w różnych wzorach i w różnych rozmiarach, to magazyn by zajmował naprawdę bardzo dużo. W naszym stylu biznesu zamówienia jest nam najłatwiej realizować w momencie, kiedy klient składa i płaci.
Super. To jest, myślę, bardzo fajny model, bo też nie tracicie na produktach, które się nie sprzedały, tylko sprzedajecie wszystko i wszystko jest totalnie spersonalizowane.
Tak. A przy tym możemy robić też małe zmiany, a czasem i niemałe, bo wiele psów jest po prostu niewymiarowych, bo są kundelkami, bo mama była owczarkiem, a tata był jamnikiem, naprawdę różnie bywa, i takim klientom trudno jest kupić szelki, które będą dobrze leżały na psie. Ale u nas jest to możliwe, bo mamy stronę na tyle już teraz fajnie zrobioną, po tych latach doświadczeń, że z perspektywy klienta myślę, że łatwo jest dobrze dobrać szelki, nawet do bardzo niewymiarowego psa. Już ze strony możesz poprosić o powiększenie rozmiaru, wystarczy kliknąć i wpisać dane psiaka. Możesz poprosić o modyfikacje, jak szycie na miarę, możemy wydłużyć, możemy skrócić, możemy dopasować i to też jest naprawdę duża wartość. I sporo mamy takich próśb i zamówień. Tak, że to też jest chyba fajne dla klientów, że my faktycznie szyjemy to dla nich i nie ma problemu, żebyśmy nawet bezpłatnie te 2 czy 3 centymetry troszeczkę skrócili, żeby na przykład obroża dla szczeniaka starczyła na dłużej, bądź, u większego psiaka, żeby właśnie, wydłużyć tę regulację. Tak że tak, myślę, że to też jest fajna wartość.
A skąd się biorą klienci?
Przede wszystkim z polecenia, bo często jest tak, że jak ktoś przychodzi do nas po odbiór osobisty, to mówi, że u niego już pół osiedla chodzi w Warsaw Dogu i sąsiadka też poleciła. I ona, czyli nasza klientka wiedziała, że to można prać i że pies sąsiadki super wygląda, i że już inni też noszą, tak że przede wszystkim z polecenia. Teraz popracowaliśmy trochę nad SEO 10 i już jest trochę klientów, którzy nas nie znają, więc klient się trochę zmienia. Początkowo to byli czytelnicy mojego bloga, więc bardziej lokalni. Teraz już docieramy do coraz bardziej oddalonych w pewien sposób od nas osób. Chcemy, żeby te osoby jak najlepiej poznały filozofię marki i wiedziały, że tutaj po prostu znajdą miejsce.
Czy sprzedajecie też za granicę?
Za granicę też, mamy dużo sprzedaży ostatnio za granicę do Azji. Korea Południowa to jest chyba nasz największy odbiorca zagraniczny i to są często zamówienia indywidualne. Nawet dzisiaj wysłaliśmy kolejne dwa zamówienia i to są zwykle niemałe zamówienia, bo kilka osób często się składa, żeby kupić wysyłkę wspólnie, 4-5 osób. I wtedy mamy ciekawe adresatki, dzisiaj był pan Jason, który zamówił dla swoich psiaków adresatki grawerowane ze znaczkami, które wyrażają pewne buźki, one są zrobione z apostrofów, z nawiasów, więc widać zupełnie inną kulturę. I czasem jak rozmawiam właśnie z tymi klientami na Messenger’ze, to sobie zdaję sprawę, że, kurczę, przecież ta osoba jest po drugiej stronie półkuli, ma zupełnie inny kolor skóry, ma inne oczy, a jednak się dogadujemy, ona też ma psa i ona też mnie rozumie, i my się rozumiemy. I to jest super, że po prostu możemy dla takich osób również, teoretycznie zupełnie innych, z innej kultury, robić też nasze produkty i oni są najczęściej zachwyceni i uwielbiają nasze produkty i wracają. Więc, to jest mega miłe.
A czy takie typowe metody komunikacji marek, jak media społecznościowe na przykład, czy one w ogóle znaczą coś tutaj, czy uważasz, że w waszym przypadku produkt broni się sam, czyli głównie jak ktoś go dotknie to dopiero wtedy to najbardziej generuje sprzedaż?
Nie, masz rację, że social media bardzo u nas fajnie grają i mocno generują sprzedaż, bo klient kupuje oczami i jak widzi, że pies podobny do jego psa super wygląda na zdjęciu, to momentalnie pojawia się myśl, kurczę, może mój też by tak super wyglądał. Tak, Facebook i Instagram 11 u nas bardzo ładnie grają. I tutaj mamy… prawda, że mało w sumie używam płatnych reklam na Facebooku, a jednak klienci z Facebooka i z Instagrama do nas przychodzą. Tak że nie tylko z polecenia, chociaż polecenia są najmocniejsze – bo wiesz, że twoja koleżanka, przyjaciółka, sąsiadka, mama, siostra już ma te szelki i możesz przymierzyć – ale z Facebooka też. I u nas bardzo fajnie też zagrało robienie profesjonalnych sesji zdjęciowych z psimi modelami, bo widać po ilości reakcji, że te same szelki, podobny pies, a jednak jest super przebicie reakcji przy profesjonalnym zdjęciu, a przy takim, no ładnym po prostu.
Mówiłaś, że oboje macie profil, zrozumiałem, humanistyczny i też słyszę, że kwestie produktowe, emocjonalne różne kwestie związane właśnie z tworzeniem marki to jest coś, w czym naprawdę ty odnajdujesz dużo fajnej energii. A w jaki sposób zdobyliście wiedzę na temat zarządzania firmą?
No cóż, dużo się uczyliśmy na błędach, nie raz się zdarzyło, że po prostu utopiliśmy pieniądze w jakimś projekcie, który potem się nie sprawdził.
Możesz podać jakiś przykład?
Tak. Znaczy, nie wiem czy to jest konkretnie ekonomiczne, ale przykładowo, nauczyliśmy się, żeby jednak sprawdzać zanim zainwestujemy większe pieniądze w nowy typ produktu, czy nowe rozwiązanie. Na przykład pierwsza partia klamerek, które robiliśmy – tak jak mówię, mamy logo na plastikowej klamrze – pierwsza partia to był tampodruk 12, polecony przez specjalistę. Okazało się, ku memu zdumieniu i rozpaczy, że jak się włoży tę klamrę pod wodę i podrapie paznokciem, to to totalnie odpada. Od tej pory najpierw testujemy pomalutku, a potem dopiero inwestujemy większe pieniądze. Natomiast powiem szczerze, że dużo mi dały i książki, ale też różne zajęcia, w których brałam udział, właśnie dla takich początkujących przedsiębiorców. Między innymi z fundacji Youth Business Poland 13, i tam miałam spotkania z mentorem, co mi fajnie, dużo dało. Też książka „Zaczynaj od dlaczego” 14, dla mnie to jest super biblia. Plus Paweł Tkaczyk 15 oczywiście, czyli „Jak komunikować się marką”, to też nam dużo powiedziało. Natomiast takie stricte ekonomiczne? Po prostu na własnej skórze: trzeba usiąść, przeliczyć, zastanowić się czy nam się opłaca, czy nam się nie opłaca. Ale to też trochę zajęło.
I teraz jaka jest skala tego biznesu?
Tak, jeżeli chodzi o konkrety, myślę, że stricte konkretów nie chcę raczej podawać, natomiast mogę powiedzieć, że co roku wzrastamy o 35% mniej więcej, a różnica między pierwszym a drugim rokiem to był wzrost o 70%. W pierwszym miesiącu, w sierpniu 2015 roku mieliśmy przychodu 4,5 tysiąca, i to było nawet więcej niż myśleliśmy, że nam się uda w pierwszym miesiącu zarobić, w tej chwili to jest kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie przychodu. Natomiast trzeba pamiętać, że jest dużo materiałów, które musimy kupować regularnie z miesiąca na miesiąc. Tak że to nie są tylko zyski.
A jaka jest wasza wizja, jeżeli chodzi o to, co chcecie osiągnąć? Czy macie cele stricte biznesowe, czy traktujecie to na zasadzie, będziemy to robić tak jak robimy i nie będziemy rosnąć za wszelką cenę? Jak do tego podchodzicie?
Przede wszystkim dla mnie najważniejsze jest – myślę, że dla nas obojga z Kubą – to, żeby za jakiś czas firma była bardziej samodzielna, bo chcielibyśmy nie pracować tak dużo, móc więcej czasu poświęcić na swoje własne życie. Nie chcemy tego robić za wszelką cenę, już teraz jest nieźle, ale zależy nam na tym, żeby tak ustawić tą firmę, żeby było tam więcej turkusowego zarządzania 16, żebym ja nie była tak potrzebna na bieżąco w firmie i żeby móc się zająć też innymi projektami, które w międzyczasie odkryliśmy, że po prostu chcemy robić. Więc raczej powolny rozwój i żeby firma była lekka, żebyśmy nie mieli zbyt dużo kredytów, żebyśmy w razie kryzysu, krachu, jakby cokolwiek się wydarzyło, mogli ewentualne wszystkie problemy momentalnie odcinać, spłacać, żeby sobie nie robić zbyt dużo zobowiązań comiesięcznych.
A jaki zespół w tej chwili macie? Jak to działa?
W tej chwili jest ze mną Kasia, Paulina i Marta, od stycznia będziemy szukać kolejnej osoby. Tak że łącznie jest nas 4 plus czasem Kuba pomaga. Aktualnie Kuba już tak na bieżąco nie zajmuje się firmą, głównie ja to przejęłam, takie zarządzanie, ale generalnie… Dużo czytałam o turkusowym zarządzaniu, tak że idziemy w tę stronę, żeby dziewczyny też mogły podejmować więcej decyzji i być bardziej samodzielne. Do naszego zespołu od stycznia, mam nadzieję, dołączy piąta osoba i to będzie moment, w którym ja będę troszeczkę się odsuwać, żeby zająć się, tak jak mówiłam, innymi projektami.
To jak to jest z tą błękitną organizacją 17? Jak to w praktyce chcesz wprowadzić w firmie?
W tej chwili jest tak, że ja nie jestem jedyną osobą decydującą o firmie, ponieważ wiem, że dziewczyny o wiele lepiej niż ja aktualnie, znają się na szyciu. One się tym zajmują, więc ufam im, że jeżeli mówią, że w inny sposób niż ja proponuję będzie lepiej coś zrobić, to ja wiem, że one mają prawdopodobnie rację. I nie mam nic przeciwko temu, żebyśmy swobodnie decydowały, kto na którą godzinę chce przyjść. Tak długo, jak wiem, że praca będzie zrobiona i wiem, że innym tak samo zależy jak mnie, żeby wszystko było w porządku. Już teraz dostosowujemy decyzje w firmie do poszczególnych potrzeb członkiń zespołu, i wiem, że jak ktoś zajmuje się daną rzeczą, to jest w tym momencie ekspertem. To nie jest tak, że ja w ogóle o niczym nie decyduję, ale zanim podejmę decyzję pytam osób, które są najbardziej na czasie z danym aspektem projektu, żeby móc podjąć dobrą decyzję. I też myślę, że fajnie jest jak…, to jest mały zespół i każdy z nas ma wpływ na to co robimy, jak robimy, kiedy to robimy. Wtedy jest poczucie, że to czego ty chcesz ma znaczenie i dla ciebie, i dla innych. Masz też wpływ na to, jak wygląda twoja praca, jak wygląda twoje otoczenie i z kim spędzasz te 8 godzin w pracy. Na przykład mamy nową członkinię zespołu, Martę, która, jak przyszła, to się spytała, czy nie mamy czasem ekspresu do kawy. Wytłumaczyłam jej, że nie, bo dotychczas ja nie czułam takiej potrzeby, bo jestem bardziej herbaciana, Kasia uwielbia zaparzaną herbatę, taką fusiastą, jej to w ogóle nie przeszkadza, a z kolei Paulina, ona sobie zazwyczaj kupuje idąc do pracy super fantastyczną kawę z Costy. Natomiast okazało się, że Marta woli taką przelewową i kupiliśmy przelewową i jest super, i teraz wszyscy korzystamy, natomiast zanim Marta się nie pojawiła, ten pomysł nie miał racji bytu i nie był nikomu potrzebny. To są takie mini rzeczy, które mają znaczenie na co dzień i każdy z nas tam coś wkłada od siebie.
Czyli te drobne indywidualne zmiany budują całą tę kulturę w firmie.
Dokładnie tak. Są osoby, które lepiej działają na danym obszarze. Na przykład Kasia ma niesamowitą wyobraźnię i potrafi sobie super wyobrazić, jak dany przedmiot powinien wyglądać, jak już będzie uszyty. Kasia super konstruuje szelki z powiększonym rozmiarem i też fantastycznie obsługuje klientów. I ona jest osobą, która jest decyzyjna, jeżeli chodzi o powiększanie rozmiaru, o ewentualne poprawki krawieckie. Natomiast Paulina jest osobą, która szyje jak wściekła. Jak Paulina zaczyna szyć, to wiadomo, że wszystko co ona ma zaznaczone, że będzie robić – jest zrobione. Wiem, że mogę polegać na jej prędkości, jakości i tym, że ona naprawdę spełnia się i ma satysfakcję z tego, że robi dużo i szybko. I to jest super. I chcę przez to powiedzieć, że faktycznie, mega ma znaczenie, w czym kto jest dobry, i chciałabym, żeby każda z nich się rozwijała właśnie w stronę rzeczy, które jej sprawiają przyjemność, a jednocześnie sprawiają, że czuje się kompetentna w danym temacie i może dać nam jeszcze więcej z siebie.
A jak studiowałaś to miałaś taką koncepcję, że będziesz przedsiębiorczynią?
Nie. Nie miałam. Natomiast faktycznie zależało mi na tym, żeby praca, którą znajdę, żeby była na tyle elastyczna, żebym ja się w niej dobrze czuła, bo ja z kolei też mam tendencje do zajeżdżania się. Staram się dostosować do…, znaczy przynajmniej starałam się dostosować do innych osób w firmach, w których pracowałam, i zależało mi na tym, żeby dawać dużo z siebie, ale też żeby mieć duży wpływ na to, co się w danej firmie dzieje. I dla mnie super jest to, że teraz firma, którą tworzę, jest tak naprawdę firmą, w której sama chciałabym pracować, bo wiem, że jest fajny flow (przepływ) między pracą a życiem prywatnym. Natomiast sam fakt, że prowadzę firmę, przez długi czas był dla mnie stresujący i sprawiający, że próbuję jeszcze więcej, jeszcze bardziej, jeszcze to zrobię, jeszcze tamto zrobię. Sama nie wyczuwałam tego, że już trochę przesadzam z pracą i może to już jest pracoholizm i warto zająć się swoim życiem.
I jak przełamałaś ten schemat? Jak go zaobserwowałaś i jak przełamałaś?
Przede wszystkim zauważyłam, że zaczynam się robić nerwowa. Często też Kuba mi pokazuje, że, wiesz co Zosia, chyba powinnaś mieć więcej wolnego, bo zaczynasz być już poirytowana i małe rzeczy zaczynają cię irytować. W tym momencie zaczęłam to zauważać, że faktycznie, czasem za dużo od siebie wymagam. I robię teraz po prostu stop i staram się zadowalać częściej moje wewnętrzne dziecko, czyli pytać się, okej, czy to jest najbardziej niezbędne? Czy to jest dla ciebie priorytet, żeby to zrobić? Czy może potrzebujesz już sobie odpocząć i być bardziej kreatywna? I odpowiadam sobie na to pytanie. Ostatnio uczę się sprawiać sobie przyjemność, bo zauważyłam, że – tak jak mi powiedziała jedna osoba z mojej rodziny, która też ma firmę – szef powinien się nudzić. Jeżeli szef się nudzi, jeżeli ma przestrzeń i czas, to będzie wymyślał dobre projekty, nowe projekty, które popchną tę firmę dalej, niż gdybym miała do tej pory szyć. Jak bym tylko siedziała i szyła, to ta firma…, też byłaby na pewno okej, ale myślę, że bylibyśmy nie tak daleko, jak w tej chwili zaszliśmy.
To ciekawe. Bo to jest bardzo ciekawa teza, z którą mają pewnie trudności szefowie na każdym etapie rozwoju firmy. To znaczy, też jest trochę tak, że uzależniamy się od zadań, które lubimy robić, w których czujemy, że jesteśmy dobrzy, boimy się nudy, bo zastanawiamy się, czy wymyślimy coś sensownego, czym będziemy mogli się wtedy zająć. Więc na wszelki wypadek robimy to, co już umiemy.
Tak też niestety się zdarza. Ale dla mnie chyba bardzo ważne było nauczenie się, żeby swoje zadania móc przekazywać innym osobom, bo na przykład na tyle ufam swoim dziewczynom, że wiem, że często praca, którą ja wykonywałam, może być tak naprawdę zrobiona lepiej przez kogoś innego. Na przykład Kasia bardziej się w tej chwili nadaje do…, nawet do rozmowy z klientem, bo wiem, że jest na bieżąco z rozmiarówką i wiem, że będzie potrafiła powiedzieć, jak technicznie pomóc klientowi osiągnąć dany na przykład rozmiar obroży czy szelek, a sama staram się robić rzeczy, które sprawiają mi przyjemność, ale też pamiętać, że, hej, to jest twoja firma, ty nie jesteś tutaj pracownikiem, tylko jesteś własnym pracodawcą, więc pamiętaj o tym, że twój relaks to jest też twoje popchnięcie tej firmy do przodu.
To bardzo mądre, ale rzadko spotykane.
Tak? W sensie, bo dużo rozmawiasz z innymi ludźmi, więc mówisz, że to nie jest popularne podejście?
W teorii tak, może, że się mówi, że trzeba mieć ten czas, ale raczej obserwuję, że przedsiębiorcy ciągle są zagonieni w ten czy w inny sposób i nie dają sobie dość przestrzeni na to, żeby rzeczywiście budować takie refleksje. To jest super, bo dzięki temu…, szczególnie, że masz taką pracę twórczą, więc nie da się tworzyć pod pistoletem, że tak powiem, no bo jak, wygeneruj te pomysły w 5 sekund, bo tylko tyle czasu masz. Więc pewnie nie byłoby na to przestrzeni w ogóle.
To prawda. Znaczy, ja też się tego ciągle uczę i tak naprawdę wiem, że to jest bardzo ważne, żebym miała tę przestrzeń, ponieważ jestem dobra w wymyślaniu nowych rzeczy. To jest my favorite thing to do. To jest po prostu coś, że uwielbiam znajdować rozwiązania problemów bądź szukać nowych sposobów na zaspokajanie potrzeb klientów. I wiem, że to nas najbardziej rozwija, dlatego połączyłam to z tym, że jak mam relaks, bądź robię coś dla siebie, to nie że mam weekend i oglądam seriale, tylko sobie myślę, kurczę, ale to malowanie mnie po prostu wkręca, ale to malowanie jest po prostu super i wiem, że wtedy robię coś dla siebie, ale równocześnie, jako że jestem przedsiębiorczynią, to robiąc coś dla siebie robię coś dla firmy. Przynajmniej w teorii. I staram się, żeby faktycznie tak było. Czasem jak na przykład ktoś z nas jest chory, albo dopiero się uczy, to wtedy faktycznie nie ma tej przestrzeni i tak jak mówisz, wtedy często po prostu pod pistoletem coś wymyślam, bo już jest ten moment. Ale tak, chyba posiadanie własnej firmy to jest też dużo własnej terapii na temat tego, jak podchodzisz do życia i jak to ulepszyć, i jaki to co robisz ma wpływ na życie innych ludzi, których zatrudniasz.
No właśnie, jest jeszcze odpowiedzialność za innych ludzi. W jaki sposób dobierasz ludzi do zespołu, skąd wiesz, że to są właściwi ludzie i jak się czujesz z tą odpowiedzialnością?
Różnie. Na przykład ostatnią rekrutację przeprowadzałyśmy we wrześniu. Szukałyśmy kogoś, kto nam pomoże w szyciu, czyli stricte do szwalni. Teoretycznie może ktoś by powiedział, że do szycia to może być ktokolwiek, byleby potrafił, nieważny wiek, nieważne umiejętności… Faktem jest, że te rzeczy, które my szyjemy…, sami się uczyliśmy szyć, czyli tak naprawdę nie trzeba mieć umiejętności, żeby się nauczyć je szyć.
Teoretycznie.
Teoretycznie. Natomiast w praktyce, mieliśmy kilkanaście, między 15 a 25, nie pamiętam dokładnie, osób, które przyszły, zostały zaproszone przeze mnie i przez Kasię na rozmowę. Powiem szczerze, że okazało się, że najważniejszym pytaniem i najważniejszą odpowiedzią było pytanie, jakim dinozaurem byś była, gdybyś była dinozaurem? I wbrew pozorom nie jest to pytanie od czapy, natomiast faktycznie potwierdziło nasze podejrzenie z Kasią, że większość osób, które przyszły, nie pasowały do profilu firmy, ponieważ były over qualified. Miały zbyt bogate doświadczenie w innych segmentach rynku, często odpowiadały, że byłyby pterodaktylem 18. Po drążeniu okazywało się, że to byłby pterodaktyl, który mógłby odlecieć od swoich dotychczasowych problemów. A natomiast dwie osoby, które już z CV i z rozmowy wynikało, że by się super nadawały do naszego zespołu, one obydwie odpowiedziały jako jedyne, że nie byłyby pterodaktylem. Jedna odpowiedziała, że byłaby diplodokiem 19, który jest roślinożerny, spokojny, duży i twardo stąpa po ziemi, a druga odpowiedziała, że byłaby kolorowym małym, szybkim z ostrymi ząbkami, który… A, wiem, to był dinozaur, który taką kobrę robi, taką żmiję. I ta osoba, razem z tą osobą-diplodokiem, obie zostały zaproszone na rozmowę dalszą i na dzień próbny, ale została Marta, która była diplodokiem po prostu. To są osoby, które są mniej więcej w podobnym wieku, mają podobne podejście do zwierząt i właśnie wiedzą czego chcą, znają siebie i wiedzą, że to siedzenie przy maszynie 8 godzin dziennie, to nie jest łatwa robota, to jest ciężka praca fizyczna, ale one już wiedzą, że im to nie przeszkadza, bo lubią robić coś rękami. I wtedy wiem, że to nie jest tak, że ta osoba chce się sprawdzić, jak się jej będzie szyło, bo raz na jakiś czas coś uszyła w domu, kiedy miała wolne, tylko wie, że to jest sposób, w jaki chciałaby zarabiać w tej chwili i tworzyć z nami tę markę, i jej światopogląd wpasowuje się w nasz światopogląd, jeżeli chodzi o perspektywę zwierzęcą i to jest mega ważne.
Powiem ci, że tak mnie zaskoczyłaś z tym dinozaurem, że zastanawiam się, skąd pomysł na takie pytanie?
A, bo u nas Kasia czasem po prostu ma taki moment w ciągu dnia, że zadaje takie pytania. No, Ania, a co byś wolała? I to są niby pytania od czapy, dla zabawy, w ramach rozrywki przy szyciu. Natomiast, kurczę, jakoś faktycznie weszło nam w kulturę organizacyjną to pytanie o dinozaury, które Kasia… Jakoś wszystkie podłapałyśmy najbardziej to jej pytanie, które padło chyba w 2017 roku: a jakim dinozaurem byście były? I wtedy każdy mówił. I do dzisiaj, po dniu integracyjnym, mamy porozstawiane figurki dinozaurów w biurze, jako przypomnienie, że to jest nasza kultura organizacyjna. Trochę od czapy, te dinozaury trochę infantylne, ale właśnie fajne, bo nieszablonowe, niestandardowe i naprawdę te odpowiedzi osób, które przychodziły na rozmowę o pracę, nam się sprawdzały z tym, czego oczekiwałyśmy od ludzi.
Super, to jest naprawdę bardzo twórcze też spojrzenie na tworzenie firmy na własnych zasadach.
No właśnie, bo gdyby nie Kasia, która jest osobą, które takie pytania zadaje w ramach rozrywki, żeby kogoś poznać, żeby po prostu więcej wiedzieć, gdyby nie ona, która jest członkinią zespołu, to tego pytania by nie było. To jest jej inwencja i bardzo się cieszę, że możemy w naszej firmie wykorzystywać osobniczy potencjał każdej osoby. Dla mnie to jest super.
To jest niesamowite. I jaki jest następny krok? Mówisz, że będziecie zatrudniać kolejną osobę, a czy macie jakieś stricte plany, jeżeli chodzi na przykład o szukanie klientów na konkretnych rynkach, czy raczej nadal macie taki plan działania organicznie krok po kroku, podążania za tym, jak pojawia się popyt.
Dzisiaj właśnie się nad tym zastanawiałam, bo mamy sporo zamówień hurtowych, przynajmniej tak mi się wydawało, ale po podliczeniu okazuje się, że dalej te zamówienia hurtowe, nawet zagraniczne, to jest jakieś 10% tego, ile jednak zarabiamy na sprzedaży detalicznej do klienta. Więc aktualne plany są takie, żeby dalej zwiększać sprzedaż detaliczną, bo na tym nam najbardziej zależy, z tego jest przychód i to pozwala nam rozwijać tę firmę organicznie i w tę stronę, w którą i klienci potrzebują, i w którą my możemy spokojnie iść, bo to już znamy. Natomiast jeżeli chodzi o plany na 2020, to na pewno takie, że chcemy się otworzyć na ubranka dla psów. A, bo trzeba wiedzieć, że ludzie kupują u nas jak jest słońce, ponieważ wtedy wychodzą na spacer z psami, cieszą się. Jeżeli gdzieś wyjeżdżają to też wtedy im się przypomina, a, może będę zdjęcia robić, albo pojadę do rodziny, to wtedy przed długim weekendem, przed majówką czy właśnie między marcem a październikiem, kiedy słońce jeszcze jest takie fajne, nie ma pluchy, mamy sporo zamówień. Potem przychodzi plucha i zimno, wtedy ilość zamówień spada, ale to dlatego, że nie mamy jeszcze ubranek, bo jak są ubranka i jest zimno, to idealnie, bo wtedy wypełniamy sobie kolejną niszę i kolejnych klientów znajdujemy na te gorsze dni, kiedy jest mniej zamówień. Natomiast to jest plan na 2020, ponieważ jednak każdy projekt wymaga dużego opracowania, rozrysowania, znalezienia czasu na znalezienie poszczególnych rozmiarówek, tak że na to musimy jeszcze poczekać. Natomiast całe nasze podejście biznesowe jest takie, że staramy się słuchać klientów i oni nas na przykład pytali, już ze 2-3 lata, na jesień, czy może nie planujemy odblasków. Nasi klienci to są osoby, którym naprawdę zależy na zdrowiu, szczęściu zwierzaka i oni się czują lepiej, jak pies ma odblaski. I wreszcie nam się udało ten projekt zakończyć, mamy odblaski, robimy na bieżąco, można sobie zamówić nie przez Messengera, że dzień dobry, chciałbym zamówić, do tego zamówienia, tylko możesz to zrobić z poziomu strony, więc to jest wygodne, nie musisz się prosić, nie musisz poświęcać czasu, tylko klik jako opcja premium, dodajesz sobie odblaski, no i super. Tak że tak, słuchamy klientów, głównie detalicznych, hurtowe jak najbardziej, ale pomalutku, ponieważ, tak jak mówię, my wszystko szyjemy na zamówienie i w momencie kiedy jest zamówienie hurtowe, to trochę nas to spowalnia, bo jednak jest to duże zamówienie naraz, które trzeba zrealizować, mając ciągle zamówienia od klientów detalicznych.
A dlaczego w takim razie decydujecie się na obsługiwanie klientów hurtowych?
Przede wszystkim dlatego, że to pozwala nam wchodzić na nowe rynki. Czasem jest tak, że klient, który kupi u dystrybutora w Szwecji, sam do nas przychodzi na stronę, ponieważ mamy stronę w wersji polskiej i angielskiej. Od kiedy bardziej popracowałam nad stroną angielską, to faktycznie zamówień w wersji angielskiej jest więcej. Więc przede wszystkim dlatego, ale też… To nawet chyba na jakichś warsztatach ciebie pytałam właśnie o klienta hurtowego a detalicznego i mówiłeś, że to jest okej, żeby sprzedawać taniej dystrybutorowi, żeby on na tym dalej zarobił, ponieważ ja wtedy nie płacę kosztów pozyskania klienta. I to jest myśl, którą sobie wzięłam do serca i faktycznie… No to na przykład dlatego, że wtedy nie mam kosztów odnajdywania klienta.
Pytam o to też z perspektywy, znowu, nakładu pracy, czyli czy to jest tak, że rzeczywiście się spina jedno z drugim. Aczkolwiek, myślę, że po prostu generuje to dodatkowe wyzwania, typu zarządzanie ceną i tak dalej, żeby nie sprzedawali taniej niż wy i tak dalej.
Tak, ale większość dystrybutorów to są osoby, które znamy face to face i cena jest taka sama jak u nas w sklepie. Tak naprawdę to nie są osoby, które byłyby z przypadku i które miałyby super ceny, czy super promocje marketingowe. To nie jest Kakadu na przykład, to nie są duże sklepy, więc raczej ten biznes jest mały, w tym sensie, że znamy dystrybutorów, to nie są wielkie firmy i marki i to nam pasuje, bo właśnie nie chcemy się zajeżdżać, więc super jest to, że i znamy wszystkich dystrybutorów, oni do nas piszą też prywatnie, pytają się, tak że tak.
To jest ciekawe, bo widzę, że tak krok po kroku odsłaniasz różne oblicza firmy i z perspektywy zespołu, i z perspektywy strategii produktowej i widać, że naprawdę za tym jest sporo tematów przemyślanych. Ile typów produktów równocześnie oferujecie? Ile mniej więcej tych produktów różnych macie?
Okej. Jakbyś był klientem i chciałbyś u nas kupić dla swojego nowo adoptowanego psa, to mógłbyś u nas kupić obróżkę – są trzy rodzaje obróżek, więc powiedzmy, że pójdziemy w najprostszą – smycz, są dwa rodzaje…, no przepraszam, już teraz trzy rodzaje smyczy, no to okej. Potem mamy szelki, aktualnie mamy cztery rodzaje szelek, każde mają inną funkcjonalność. Do tego możesz zamówić osobne podszycie mobilne. Jeżeli masz psa, który jest aktywny i potrafi szarpnąć na smyczy – to sobie elegancko, rzepikiem neoprenowym otaczasz tę rączkę i już nic cię nie boli, nawet jeżeli masz dużego labradora. Potem możesz sobie dokupić nerkę spacerową, która ma osobną saszetkę na smakołyki, bo przecież trenujesz z psem, bo jesteś odpowiedzialnym właścicielem i do tego jeszcze masz saszetkę osobną na smakołyki, jak nie chcesz całej nerki brać, to bierzesz sobie elegancką saszetkę, która jest zrobiona z materiału, który nie przepuszcza tłuszczu, bo nikt nie chce mieć zasyfionych spodni od tego, że masz tam paróweczki, a wiadomo, że dla psa im bardziej coś jest tłuste i smakowite, to tym większa przyjemność z treningu. I do tego jeszcze możesz kupić kupownik, czyli to są etui na woreczki. I też wszystko jest w jednej kolorystyce. Więc, no trochę tego jest.
Normalnie Louis Vuitton 20 dla psów.
Można tak powiedzieć.
Wszystkie akcesoria.
Wszystkie w jednym miejscu, poza kubraczkami, ale to się zmieni też, wkrótce.
Niezwykłe. A czy są jeszcze jakieś inne źródła wiedzy, inspiracje, czy miejsca, z których ty czerpiesz wkład intelektualny do prowadzenia firmy, albo do rozwijania produktów, poza klientami i poza książkami, które wymieniłaś?
Pytasz o to, skąd biorę inspiracje, w którą stronę rozwijać biznes?
Tak.
Przede wszystkim kieruję się tym, żeby rozwiązywać jakiś problem. Do dzisiaj pamiętam, na TED.com 21 22 był taki film, to było przemówienie, nie pamiętam kogo, natomiast on był osobą zatrudnioną w bardzo dużym koncernie, która sprzedaje zupki chińskie. Ich filozofia była taka, że robiąc produkt i zarabiając na tym pieniądze, które pozwalają ci żyć, przy okazji możesz zmieniać świat. I dla mnie ten filmik na TED’zie był naprawdę bardzo odkrywczy, bo wtedy zrozumiałam, że, kurczę, że super jest to, że tworzę miejsce pracy, mam fajną pracę, którą lubię, ale też przy okazji mogę zmieniać czyjeś życie. I na przykład mamy szelki easy walk (łatwy spacer). Kiedy je wprowadziliśmy, nie spodziewałam się, że jakoś dużo klientów będzie je zamawiać, natomiast właściwie to jest hit do dzisiaj. Easy walk’i to są szelki, które pomagają w nauce nieciągnięcia na smyczy. Jak mieszkasz w mieście i masz psa, z którym z różnych powodów trudno jest ci złapać kontakt podczas spacerów, to przy tych szelkach zapinasz smycz z przodu, co sprawia, że pies w momencie szarpnięcia odwraca się do ciebie, po prostu siłą fizyki i to naprawdę jest duży hit sprzedażowy dla naszych klientów. Natomiast jestem jednocześnie w ciągłym kontakcie z behawiorystką, która napisała artykuł na bloga jak to stosować, bo nie wystarczy psu założyć szelki, ale też trzeba go nauczyć i siebie nauczyć, jak się z nim skomunikować. Bo szelki są tylko narzędziem, ale chodzi o to, żeby troszkę…, no właśnie, zmieniać spojrzenie psa na spacer. Teraz również podjęłam współpracę z behawiorystką i z trenerką, która pisze artykuły na bloga, ponieważ – ten filmik z TEDa tak mnie zainspirował – naprawdę chciałabym, żeby klienci wiedzieli, że nasze produkty, to jest społeczność, i jak się zastanawiasz, czy ściągać psu szelki po spacerze w domu, czy nie, to możesz wejść na bloga i przeczytać jakie są skutki ściągania, albo nieściągania, co pies sobie myśli. Odpowiadając na to pytanie, filmiki z TEDa na mnie super działają, bo to jest duża dawka wiedzy w kilka minut, natomiast generalnie też często przeglądam po prostu Instagram i patrzę, co robią zagraniczne firmy. I ostatnio odkryłam, że to jest niesamowite, że super byłoby mieć klientów w Australii, bo kiedy u nas jest zima, to u nich jest lato, tak sobie myślę, kurczę, genialne, bo wtedy nam nie spada sprzedaż, bo przecież u nich jest lato, więc oni z kolei by chętnie kupowali w tym momencie. Więc patrzę co robią inne firmy, ale zagraniczne tylko i tam też szukam inspiracji.
Zosiu, co robisz, kiedy nie pracujesz?
Na pewno wyprowadzam psy, albo je karmię, albo jadę z nimi na spacer poza miasto, żeby sobie pobiegały bez smyczy na luzaku. Generalnie buduję dom, żeby się wynieść z miasta, żeby mieć opcję mieszkania na wsi, na spokojnie, z psami. W związku z tym, że chciałabym powiększyć rodzinę, to sobie nie wyobrażam wyprowadzać psy i jeszcze mieć dziecko. Mamy dwa psy, każdy ma inne potrzeby spacerowe, więc nie wyprowadzamy na jednym spacerze dwóch naraz, tylko najpierw jeden, a potem drugi. Sześć spacerów dziennie, nawet na dwie osoby, to nie jest superkomfort. Tak, że aktualnie buduję dom, żeby mieć więcej przestrzeni i planuję mniej pracować w momencie, kiedy już się tam przeprowadzę, mniej dojeżdżać do Warszawy i bardziej skupić się na robieniu rzeczy, które rozwijają mnie i firmę, ale w taki bardziej swobodny, spokojny sposób. Poza tym piszę artykuły dla Empiku do działu Zwierzęta. Maluję ostatnio i to mnie super jara i zaczynam też lepić z gliny, bo odkryłam, że uwielbiam ceramikę i dlatego myślę też o wprowadzeniu w przyszłości takich fajnych misek dla psów, które będą stylowe, designerskie z geometrycznymi wzorami. Dużo się u mnie dzieje też prywatnie, ale to się wszystko zawsze łączy z firmą, a firma z moim życiem.
Jak to jest z posiadaniem psa? Chciałbym ciebie usłyszeć, bo masz kontakt z wieloma właścicielami psów. Mam taką refleksję – po tym jak kiedyś miałem psa, którego bardzo kochałem i to było dla mnie trudne, żeby w jakimś momencie się z nim rozstać, akurat on nie odszedł, tylko była inna sytuacja – ale zmierzam do tego, że posiadanie psa, to jest ogromna odpowiedzialność, którą bierzemy na siebie. W dodatku jeszcze wiemy, że pies w sumie prawdopodobnie nas nie przeżyje, chyba że coś się wydarzy nam, tragicznego. I to jest strasznie trudne dla mnie psychicznie, żeby w ogóle zmienić ten sposób myślenia o posiadaniu psa, chociaż znam wspaniałe doświadczenia – bo mam te doświadczenia – związane z posiadaniem psa. Chciałbym zrozumieć, jak ludzie – uważasz, wedle twojego szerokiego spojrzenia na ten temat i fascynacji tym tematem – powinni podejmować decyzje, żeby zniechęcać się lub zachęcać się do posiadania psa?
Prawdę mówiąc, ja bym raczej zniechęcała. Dlatego że, uważam, że pies to nie jest rozrywka czy obowiązek dla każdego. Raczej ludzie, którzy biorą psa, albo go adoptują, czy kupują, nie zawsze sobie zdają sprawę, jak to będzie w praktyce wyglądać. Że pies to jest megaodpowiedzialność i że mogą być sytuacje, w których – jeżeli oni nie są w zgodnie ze sobą i wstydzą się siebie, są krytyczni wobec siebie – mogą po prostu nie udźwignąć tego, że trzeba po prostu pochylić czoła czasem przed psem i się dowiedzieć o sobie, że na przykład pies wyskakuje na inne psy, ponieważ wyczuwa, że my się stresujemy, że my się boimy jak zareagują inni ludzie. Uważam, że żeby wziąć psa pod dach i zacząć z nim życie, trzeba dużo poświęcić i mieć dużo samoświadomości. Jak najbardziej polecam osobom, które są przekonane, że to jest dla nich okej i że są w stanie dać z siebie tyle, żeby stworzyć fajne życie dla psa, jak najbardziej. Ale jeżeli nie planujesz zmieniać swojego stylu życia, jeżeli nie jesteś w stanie zrezygnować z pewnych części siebie, w sensie – no po prostu trzeba wstać i z tym psem wyjść… Fajnie jest, jeżeli pies jest dostosowany stylem życia do nas i tak powinniśmy wybierać rasę psa, czy charakter psa, jeżeli adoptujemy go ze schroniska czy z domu tymczasowego. Bo wiadomo, że jeżeli jesteśmy superbiegaczami, to jednak mops, który ma krótką kufę i szybko się męczy, nie będzie dla nas dobrym kompanem i nasze potrzeby i oczekiwania wzajemne mogą się nie spotkać. Natomiast pies to jest ogromna przyjemność z kontaktu, z relacji, z tego jak on nas widzi swoimi oczami i z tego, co my możemy mu zaoferować. Ja miałam 20 lat, kiedy przygarnęłam psiaka i miałam takie wyobrażenie, że to on jest dla mnie. Teraz – kiedy w międzyczasie dowiedziałam się, że on nie jest dla mnie, tylko ja jestem dla niego – byłam w stanie go zaakceptować takim jakim jest i przeżyć przemianę, bo wiem, że to ja rozumiem świat i ja go sprowadziłam do miasta i ja jestem mu potrzebna, żeby mu dawać wsparcie, żeby dbać o jego bezpieczeństwo i szanować jego mowę ciała, której trzeba się nauczyć. Bo ja kiedyś na przykład szłam na drugiego psa, myśląc sobie, przecież nie będę jak głupia przechodzić na drugą stronę, niech tamten się przesunie, albo niech mój…, w każdym razie nie szczeka. Ale w międzyczasie dowiedziałam się, że mój szczeka, bo się boi tego drugiego psa. Idąc na wprost, po pierwsze, wysyłam sygnał mojemu psu, trudno, poradź sobie, zrób to jak uważasz, ale mamy przejść obok tego psa. Po drugie, kiedy idzie się z dwoma psami na wprost, te psy wysyłają sobie sygnał, nie zejdę ci z drogi, jestem przeciwko tobie, ponieważ psy w naturalnym środowisku omijają się z bardzo dużej odległości, nawąchują najpierw i dopiero obchodzą się dużym łukiem, co znaczy nie chcę ci zagrozić. Psy, które idą na wprost siebie wysyłają sobie sygnał zagrożenia. My naprawdę często nie znamy mowy psa, nie potrafimy się z nim komunikować, mimo że on stara się nam coś powiedzieć, to dużo osób tego nie widzi, że sam wpakowuje psa w trudne sytuacje. Więc generalnie uważam, że pies super, ale to jest duża odpowiedzialność, po naszej stronie leży to, żeby się dowiedzieć, co on nam chce powiedzieć, bo psy mówią bardzo dużo, tylko my nie zawsze chcemy słuchać.
Skąd możemy się dowiedzieć tego, poza czytaniem waszego bloga, to jaka jest jedna książka, albo jedno źródło, a którego powinienem skorzystać, żeby ocenić, czy jestem gotów mieć psa, lub z czym to się je?
Jak bym miała polecić jedną jedyną książkę, to byłaby książka „Zrozumieć psa” Johna Bradshaw 23 i ta książka ma podtytuł „jak być jego najlepszym przyjacielem”. Czyli ona nie jest ludzkocentryczna, tylko psiocentryczna i tam są fajne badania, które pokazują, że pies tak naprawdę na drodze ewolucji zaczął stawiać człowieka wyżej niż swojego pobratymca psa, i pokazuje jaki potencjał drzemie w tym gatunku i dlaczego on, jako pies, zdecydował się iść przez drogę ewolucyjną z człowiekiem. I to jest książka, która tłumaczy wiele zachowań, które do dzisiaj są dla niektórych właściwie psów, niestety, niewyjaśnione, bądź po prostu nie spotykają się z ich akceptacją, a szkoda. Może jakby przeczytali tę książkę „Zrozumieć psa” to wiedzieliby, że muszą też coś włożyć od siebie, a nie tylko oczekiwać czegoś od psa i stawiać przed nim tylko oczekiwania, nie zaspokajając jego potrzeb.
Super. A przeskakując po raz ostatni do biznesu, stricte, jaka jest twoja perspektywa na biznes w ogóle, z perspektywy twoich doświadczeń, osoby, która nie marzyła całe życie…, wielu moich gości mówi, jak tylko wyszedłem z kołyski i zrzuciłem pieluchę, od razu wiedziałem, że będę przedsiębiorcą, w ogóle to było pewne, zawsze chciałem mieć firmę. U ciebie to przyszło naturalnie jako konsekwencja twojej pasji tak naprawdę związanej z psami i z kreowaniem. Jak ty, jako osoba, która nie była wielką fascynatką biznesu, postrzegasz biznes jako przedsiębiorca?
Hm… Dla mnie biznes to jest robienie tego co się lubi słuchając innych i rozwiązując potrzeby innych osób. Sobie myślę, że będąc pasjonatem i chcąc robić biznes, jesteś blisko tej niszy na rynku, w której być może – jeżeli potrafisz dobrze nastawić ucha i zobaczyć co chce ci powiedzieć – będziesz w stanie zaspokoić potrzeby innych osób podobnych tobie i w ten sposób robić biznes, dając innym rozwiązania, których sami szukają, bądź ty może wcześniej sam szukałeś, ale nie znalazłeś. I dla mnie biznes to jest trochę styl życia, trochę opowieść o sobie i tworzeniu społeczności wokół tego bzika, tego czegoś, co tak cię na co dzień fascynuje.
A czy miałaś kiedyś, prowadząc biznes, taki kryzys, kiedy powiedziałaś, nie, czym ja się zajmuję, nigdy więcej tego nie będę robić, zamykam to na kłódkę, wychodzę, nie wracam.
Miewałam tak, czasem jeszcze tak mam, kiedy robię rzeczy, które nie są moimi ulubionymi rzeczami do pracy, kiedy robię rzeczy, w których się źle czuję, po prostu ktoś musi je zrobić. I tak, miałam taki okres chyba ze 2 lata temu w grudniu przy okazji świąt, że sobie myślałam, Boże, gdyby to nie była moja firma, to już bym się dawno zwolniła. Bo faktycznie, ogrom pracy – może też to była zła organizacja – był dla mnie przerażający. Pamiętam, że po Wigilii się popłakałam, już byłam taka przemęczona, ale od tamtego czasu wiele się nauczyłam, zaczęłam, no właśnie, zlecać więcej działań, więcej zadań, a jeżeli się pojawia jakiś konflikt w zespole, to już też umiem poprosić kogoś z zewnątrz o pomoc. Na przykład w ten sposób skorzystałam z pomocy trenerki Porozumienia bez Przemocy 2425, która pomogła nam rozwiązać konflikt w zespole i znowu jest super i wiem, że znowu mogę spokojnie polegać na wszystkich i zlecać zadania, i sama zajmować się tylko tym, co musi być zrobione, co lubię po prostu robić.
Super. Czy coś jeszcze chciałabyś na koniec powiedzieć o Warsaw Dog, o psach, o biznesie, o sobie, o tym, co może jest ważne, a o to nie zapytałem?
Właśnie myślę, że teraz, pod koniec, jak zacząłeś mnie pytać o to, czy chciałam kiedyś trzasnąć drzwiami i wyjść, pomyślałam o tym Porozumieniu bez Przemocy. Budując zespół, moim zdaniem to jest bardzo ważne, żeby te osoby ze sobą współgrały, a jeżeli pojawia się jakiś szkopuł po drodze i po prostu ktoś się nie dogaduje, myślę, że to jest mega ważne, żeby być dobrym liderem w tym sensie, żeby zauważyć i pomóc rozwiązać problem i wychodzić z założenia, że ludzie chcą dobrze, bo chcą pracować w dobrych warunkach, w dobrej atmosferze, tylko może nie zawsze wiedzą jak to zrobić i nie zawsze mają do tego odpowiednie narzędzia. I myślę, że to jest bardzo okej, żeby mówić otwarcie i szczerze w zespole, znaczy na tyle, na ile zespół się na to zgadza. Myślę, że otwartość na co dzień i nieoddzielanie, tak zupełnie, pracy od życia prywatnego, przynajmniej u mnie, u nas z dziewczynami się sprawdza, bo my na co dzień w pracy ze sobą siedzimy 8 godzin, po prostu tak to wygląda, ale też wiemy co słychać u każdej z nas i dzięki temu, jeżeli się dobrze dogadujemy, to potrafimy w razie kryzysu – bo się okazuje, że, Boże, Boże, ktoś o czymś zapomniał – nie obrażać się, tylko spróbować rozwiązać problem, bo wiemy, że każdy chce dobrze i mamy do siebie wzajemne zaufanie.
A czy możesz coś powiedzieć, bez szczegółów, jaki był temat tego wyzwania i jak wyglądała praca w kontekście Porozumienia bez Przemocy. To była jakaś sesja? To był cykl sesji? Jak to działało?
Po tym jak przeczytałam książkę…
Tak.
Super książka, polecam.
Tak, ja również. To dużo mi zmieniło w głowie, jeżeli chodzi o rozmowy, i w domu, i w pracy. Zrobiłam wtedy mały kurs w zespole, jak się komunikować, kiedy widzimy, że coś nie gra. Natomiast zauważyłam, że jest taka potrzeba, żeby ten mały kurs zrobić, bo widziałam, że mimo wszystko pojawiają się pewne trudności w komunikacji, które wychodziły coraz bardziej, im więcej było pracy. Im słońce było dłużej na niebie i im więcej było pracy, bo więcej zamówień, tym problemy były coraz bardziej intensywne i w pewnym momencie poprosiłam właśnie trenerkę o pomoc. Trenerka wysłuchała nas wszystkie, dowiedziała się jaki jest problem i wspólnie zastosowała metodę rozmowy w kręgu, że najpierw dana osoba mówiła do drugiej, powiedzmy, mówiąc jej imię, a tamta miała powtórzyć, co usłyszała. I wtedy się okazywało, że, kurczę, ta pierwsza nie miała na myśli nic osądzającego, natomiast druga osoba słyszała, że tam jest osąd, ocena i tutaj po prostu było niedogadanie. W międzyczasie się okazało, że ja nie mam pojęcia o prowadzeniu projektów i nie zdawałam sobie sprawy, że to już jest ten moment w firmie, w którym brakuje project managera, że na przykład jedna z dziewczyn starała się na bieżąco rozwiązywać problemy na produkcji, ale ja sobie nie zdawałam z tego sprawy. Mimo, że rozmawiałyśmy bardzo często, że problem leży w tym, że nie ma osoby zarządzającej. I podczas tej sesji Porozumienia bez Przemocy to się okazało, że po prostu obie nie wiedziałyśmy, że tak się ten problem nazywa, ale okazało się, że brakuje mojej roli, czyli project managera, który zarządzi, słuchajcie, odtąd dotąd, od tego dnia do tego dnia robimy to, a od tamtego robimy tamto, tak się umawiamy z każdym. To co do tamtej pory mi się wydawało, że to jest turkusowe zarządzanie, to się okazało, że to było liczenie na to, że ktoś inny tym dobrze zarządzi, kiedy on nie ma do tego narzędzi ani też przestrzeni. Więc tutaj się nauczyłam, że popełniłam błąd, bo nie wiedziałam co jest, więc zawiodłam i fajnie, że mogłam się dowiedzieć co jest nie tak, i to poprawić, i od tego czasu naprawdę już super działa u nas i komunikacja, i rozłożenie odpowiedzialności i obowiązków.
Super. Naprawdę, Zosiu, mega ci dziękuję. Chciałbym jeszcze, żebyś tylko na pewno pokazała wytatuowanego psa do kamery. Są takie osoby, które słuchając teraz mogą pomyśleć, o co tutaj chodzi, więc to jest ten moment, w którym po raz pierwszy odpalasz mój podcast na YouTube, żeby zobaczyć tatuaż Zosi, co się nigdy wcześniej nie wydarzyło, gdyż tylko słuchasz normalnie. No właśnie, to jest… Jak się nazywa?
To jest Bonzo.
To jest Bonzo i jeżeli zobaczysz smycz z takim symbolem, to wiedz, że coś się dzieje, że to jest Warsaw Dog.
Dokładnie.
Fajnie, Zosiu, wielkie dzięki za tę rozmowę, powodzenia w dalszym rozwoju firmy. Strasznie się cieszę, że zdecydowałaś się przyjść i trzymam kciuki, i gratuluję wszystkich sukcesów po drodze, od naszego pierwszego spotkania przeszłaś taką ogromną drogę i to jest naprawdę niesamowite.
Bardzo ci dziękuję również, że mogłam tu być i bardzo się cieszę, że mogłam się podzielić swoim doświadczeniem.
Dzięki wielkie.
Odnośniki zewnętrzne – Zosia Kwiatkowska (Warsaw Dog):
Inny odcinek o firmie powstałej z pasji:
Paweł Kosowicz: od doświadczeń w firmie rodzinnej do butiku Yope w Hongkongu
- https://pl.linkedin.com/in/zofia-kwiatkowska-3aa212a2
- https://www.facebook.com/sophiyaPL
- https://warsawdog.com/
- https://www.facebook.com/search/top/?q=warsaw%20dog&epa=SEARCH_BOX
- http://miedzygatunkowarodzina.pl/o-mnie/
- https://www.facebook.com/kuba.olbrycht
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Awatar_(rzeczywisto%C5%9B%C4%87_wirtualna)
- https://fashionbiznes.pl/trendbook-2019/
- Przykład wzornictwa https://warsawdog.com/smycze/miejskie/
- SEO – Search Engine Optimization (ang.) – poprawa widoczności strony internetowej https://www.rankingcoach.com/pl-pl/news/6-istotnych-czynnik%C3%B3w-dla-dobrej-strategii-seo
- https://www.instagram.com/explore/tags/pieswwarszawie/
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Tampondruk
- http://ybp.org.pl/
- Zaczynaj od DLACZEGO. Jak wielcy liderzy inspirują innych do działania; Autor: Simon Sinek; Tłumaczenie: Zbigniew Waśko; Wydawnictwo: Onepress 2013 https://lubimyczytac.pl/ksiazka/179180/zaczynaj-od-dlaczego-jak-wielcy-liderzy-inspiruja-innych-do-dzialania
- https://paweltkaczyk.com/
- https://warsawdog.com/turkusowa-praca-zespolowa-fajne-zycie-z-fajna-praca/
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Turkusowe_zarz%C4%85dzanie
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Pterodaktyl
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Diplodok
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Louis_Vuitton_(dom_mody)
- https://www.ted.com/
- https://pl.wikipedia.org/wiki/TED_(konferencja)
- Zrozumieć psa; Autor: John Bradshaw; Tłumaczenie: Elżbieta Abłamowicz; Wydawnictwo: Czarna Owca 2013 https://lubimyczytac.pl/ksiazka/160924/zrozumiec-psa
- http://trenerzynvc.pl/trenerzy/
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Porozumienie_Bez_Przemocy
- https://en.wikipedia.org/wiki/Marshall_Rosenberg
- Książki Rosenberga https://lubimyczytac.pl/autor/12796/marshall-b-rosenberg