Change language:

Wirtualny Członek Rady Nadzorczej! Jak Karwatka TRENUJE AI, żeby podpowiadało LEPIEJ niż CZŁOWIEK

Zasubskrybuj Greg Albrecht Podcast
YouTube
Spotify
Apple Podcasts

Co się dzieje po spektakularnym osiągnięciu sukcesu w biznesie? Tomek Karwatka redefiniuje sukces, koncentrując się na równowadze w trzech kluczowych sferach. Odkryj, jak buduje Wirtualnego Członka Rady Nadzorczej za pomocą spersonalizowanego AI. Rozmawiamy o cenie sukcesu oraz dlaczego ochrona hektara starego lasu z Fundacją “Las na Zawsze” jest dla niego bardziej wzruszająca i satysfakcjonująca niż zakup Porsche.

W najnowszym odcinku Greg Albrecht Podcast gościem jest Tomek Karwatka – współzałożyciel Divante i angel investor. Tym razem powraca do podcastu, by zmierzyć się z pytaniem, jak być skutecznym przedsiębiorcą, który przekłada osiągnięte zasoby na rzeczy naprawdę ważne. Usłysz, jak zarządza wewnętrznym „mindsetem braku” i dlaczego świadoma rezygnacja bywa najlepszą decyzją biznesową.

Tomek zdradza swój osobisty system utrzymania równowagi: regularne podsumowania postępów. Odkryj jego zaawansowaną metodę trenowania spersonalizowanego AI, które działa jako Wirtualny Członek Rady Nadzorczej, zapewniając rady 10 razy lepszej jakości niż generyczny czat.

Rozmawiamy o cenie sukcesu – dlaczego „cringe” (obciach) jest nieunikniony, jeśli chcesz dotrzeć do nowych odbiorców ze swoją wartością. Na koniec, poznaj ambitne projekty for good: Fundację Las na Zawsze oraz program MD Fellowship, i dowiedz się, dlaczego ochrona hektara lasu daje więcej satysfakcji niż kupno luksusowego samochodu.

Zobacz ten odcinek, aby się dowiedzieć:

• Co to jest „mindset braku” i dlaczego jest normalny u przedsiębiorców.

• Jakie są trzy kluczowe sfery, które musisz regularnie śledzić, aby uniknąć wypalenia.

• Jak personalizować narzędzia AI, karmiąc je własnymi danymi i książkami, aby zadawały lepsze pytania.

• Dlaczego bycie lubianym nie może być głównym celem ambitnego foundera.

• Dlaczego inwestowanie na wczesnym etapie to intuicja i chemia z founderem, a nie tylko cyferki.

• Jak chronić stary las w Polsce i ile kosztuje „las swojego imienia”.

🎙️ Posłuchaj #334 odcinka Greg Albrecht Podcast: Wirtualny Członek Rady Nadzorczej! Jak Karwatka TRENUJE AI, żeby podpowiadało LEPIEJ niż CZŁOWIEK

Partnerzy Greg Albrecht Podcast:

Formeds – Odbierz 20% rabatu na suplementy formeds z kodem GREG20. Popraw swoją wydajność, formę i samopoczucie z pomocą wysokiej klasy polskich produktów ze 100% czystym składem, optymalnymi dawkami składników aktywnych i jakości potwierdzonej przez niezależne laboratoria.

👉 formeds.pl/greg

Wspierając naszych partnerów, wspierasz rozwój podcastu!

Transkrypcja:

(Transkrypcja jest generowana automatycznie, może zawierać drobne błędy)

Tomasz Krawatka: Brakowało mi chyba takiego dobrego radaru, który pozwalałby ocenić, czy coś idzie dobrze, czy źle. Myślę, że stąd bierze się podejmowanie decyzji w sposób ostrożny — bo boisz się stracić, boisz się zaryzykować.

Mnie zawsze bardziej autentycznie cieszy wycena firmy, którą zbudowaliśmy, niż to, ile z tego trafi na moje konto. Dla mnie to była dziesięć razy lepsza jakość niż po prostu zapytanie czata GPT.

Oczywiście nie oznacza to, że masz robić dokładnie tak, jak podpowiada ci robot. To znaczy tylko tyle, że masz ciekawy punkt widzenia i możesz z niego skorzystać albo nie.

Czy to ma sens? Tego pytania chyba nikt mi nigdy nie zadał publicznie, a jest to bardzo ważne pytanie.

Greg Albrecht: Partnerem podcastu jest Albrecht & Partners – mentoring strategiczny, wsparcie w zarządzaniu oraz executive coaching. Formec, producent suplementów o 100% czystym składzie. Z kodem GREG20 zamówisz z 20% rabatem na formec.pl.

Dziś w Greg Albrecht Podcast gościmy Tomka Karwatkę, współzałożyciela firmy Divante, którą wyexitował, a także m.in. Angel Investora w Eleven Labs oraz współtwórcę firmy Callstack, którą również niedawno wyexitował. To także człowiek, który inwestuje swoje środki i czas w rozmaite, ważne dla świata inicjatywy, o których tutaj porozmawiamy.

Wracamy do studia, ponieważ mieliśmy już okazję rozmawiać trzy lata temu. Dziś porozmawiamy o tym, jak być skutecznym przedsiębiorcą, ale też jak przekładać swoje zasoby na rzeczy, które są naprawdę ważne.

Cześć, Tomek. Cześć.

Tyle decyzji za Tobą, rozmaitych, dotyczących inwestycji i wybierania nowych projektów. Jaka była najgorsza decyzja, jaką podjąłeś, która do dzisiaj w Tobie wzbudza wielkie emocje?

Tomasz Krawatka: Super pytanie. W sumie to było kilka takich decyzji. Natomiast od razu zastrzegę, że one nie wzbudzają we mnie już takich emocji, bo jak było, to było.

Zrezygnowałem kilka razy z bardzo ciekawych projektów, które rozwijaliśmy głównie w Divante jeszcze z bratem Piotrkiem. W trakcie, mimo tego, że się w sumie dobrze zapowiadały, dzisiaj bym z nich nie zrezygnował. Mam taki delikatny jeszcze żal, że były fajne rzeczy, które fajnie by było pewnie kontynuować, a wtedy brakowało mi chyba takiego dobrego radaru, czy to idzie dobrze, czy źle.

Miałem mało doświadczenia i po prostu brakowało mi takich sygnałów, że idzie fenomenalnie dobrze, więc trochę osłabiała się moja motywacja. Myślę, że przedwcześnie rezygnowałem z jakiejś rzeczy. To jest taki ogólny pattern, który widziałem u siebie. Teraz staram się z niego wyjść.

Greg Albrecht: Ale czy na to rezygnowanie miało też wpływ być może po prostu ograniczone zasoby? Nie mówię tylko o kwestiach finansowych, ale także o czasowej koncentracji. Jestem ciekaw.

Tomasz Krawatka: Tak, myślę, że przede wszystkim chodzi o mindset, czyli stan umysłu, ponieważ budowaliśmy firmę jakby od zera, za własne pieniądze. Bardzo długo funkcjonowaliśmy bez żadnych zewnętrznych inwestorów czy doradców. I ten stan umysłu to ciągły brak.

Myślę, że stąd bierze się podejmowanie decyzji w sposób ostrożny, bo boisz się stracić, boisz się zaryzykować. To, moim zdaniem, było właśnie tym problemem. A dzisiaj już nie czujesz tej pustki. Czuję, myślę, cały czas taki niedosyt, że czegoś mi brakuje. To jest normalne, myślę, u przedsiębiorców.

Jednak nie jestem na pewno pusty i potrafię wychodzić z tego stanu. Staram się, szczególnie w podcastach, nie używać anglicyzmów. Może powiesz mi, jak po polsku będzie taki „scarcity mindset”?

Greg Albrecht: Nie wiem, mam poczucie ciągłego braku, że ciągle mi czegoś brakuje.

Tomasz Krawatka: Tak, takie… No bo to jest, myślę, też u wielu przedsiębiorców w ogóle. I to mam, nie ukrywam. Cały czas to mam. Jakoś staram się po prostu z tym zarządzić, żeby mnie to nie blokowało.

Greg Albrecht: Czyli ten głód gdzieś cały czas w tobie jest. W zasadzie kolejne walizki pieniędzy oraz inne ordery, które możesz sobie przyczepić, będąc uczestnikiem i twórcą świetnych inicjatyw, nie do końca wypełniają te jakieś dziury gdzieś w głębi.

Tomasz Krawatka: Tak, myślę, że to jest po prostu też część bycia człowiekiem. Dążenie do czegoś i satysfakcja z osiągnięć są ważne. I to jest w sumie piękne.

Greg Albrecht: Są takie chwile, w których czujesz spokój wewnętrzny i rzeczywiście głębokie zaspokojenie swoich przedsiębiorczych pragnień.

Tomasz Krawatka: Myślę, że to jest trochę tak, jak z każdym osiąganiem jakichś celów. Ty jesteś sportowcem, więc myślisz, że to też dobrze czujesz. Gdybym cię zapytał o, nie wiem, maraton — nie. No to co? Jak dobiegniesz i jest dobry czas, to fajnie w sumie, nie? No ile to trwa? Trochę się o tym zapomina i trzeba robić coś nowego.

Wiesz, to chyba nie jest żadna wada, to jest zaleta, myślę. To jest pozytywne, że po jednym maratonie nie skończyłeś biegać.

Greg Albrecht: Tak, ale obserwuję też taką redefinicję napędu, może tak. Kiedyś, używając metafory maratonu, ważne było dla mnie, żeby złamać te mityczne trzy godziny w maratonie – to był mój napęd. Dzisiaj zrobiłem to, a kolejne motywacje liczbowe nie robią już na mnie takiego wrażenia, po prostu nie grają wewnątrz.

W związku z tym potrzebowałem, aby utrzymać konsekwencję w robieniu tego, zrozumieć, co tak naprawdę jest tym głębokim napędem. Podejrzewam, że ty również kiedyś miałeś tę obawę, czy ta firma przetrwa – ta pierwsza, tak? Pewnie były momenty, kiedy prawie upadła, no wiemy, jak to wygląda.

Później był ten mega satysfakcjonujący moment, że nagle dostałeś tę walizkę pieniędzy za ten wypracowany przez ileś lat pracy efekt. No, ale jedziemy dalej i pewnie też te motywatory w jakiś sposób się zmieniają.

Dzisiaj, kiedy wchodzisz w przedsięwzięcia komercyjne, jakie mierniki sobie zakładasz i co chcesz tym samym osiągnąć?

Tomasz Krawatka: Gdzieś tam sobie po prostu więcej myślałem w międzyczasie o tym, czemu ja to robię, co jest dla mnie fajnego w tym i też na czym bym się chciał skupiać, jakie rzeczy robić, a jakich nie ma już sensu robić.

Dla mnie na pewno przedsiębiorczość jest w ogóle świetną cechą i to jest dla mnie taki meta cel, że chcę wspierać po prostu przedsiębiorców na różne sposoby: czy inwestując w ich spółki, czy tworząc z nimi razem rzeczy, czy wspierając ich, wiesz, nie wiem, mentoringowo, czy w jakikolwiek sposób, który jest im potrzebny. Wydaje mi się, że to jest po prostu piękna rzecz, która zmienia świat na lepsze. Przynajmniej te firmy, w które ja staram się angażować, chcę, żeby zmieniały ten świat na lepsze, nawet w małych aspektach, ale żeby tak się działo.

To jest jeden aspekt, czyli generalnie wspieranie przedsiębiorczości mnie cieszy. Cieszy mnie robienie rzeczy ambitnych, ambitnych na moją miarę, bo każdy ma swoją miarę ambicji. Rzeczy, które dla mnie są trochę nowe, trochę trudne, trochę scary, takie przerażające, staram się je robić, bo to jest duża satysfakcja, gdy zrobi się coś, co człowiek nie wiedział, czy jest w stanie zrobić. I w zasadzie to mi daje ten napęd i to jest moja satysfakcja z tego, jak to się dzieje.

Greg Albrecht: A jeżeli coś nie idzie w takim projekcie — na przykład pracujesz z przedsiębiorcą, którego w ten czy inny sposób wsparłeś, czyli wszedłeś na pokład, zaangażowałeś się, zbudowałeś jakieś, być może, oczekiwania wobec niego — ale widzisz, że to nie płynie, że to nie idzie, to być może masz już intuicję, że to nie pójdzie.

W znaczeniu czasem konceptu biznesowego, ale niestety też czasem w znaczeniu parametrów wyjściowych danej osoby i jej usadzenia w kontekście rzeczywistości, czy — krótko mówiąc — jest przedsiębiorcą, który odniesie sukces, czy nie.

Co wtedy robisz?

Tomasz Krawatka: Tego pytania chyba nikt nigdy nie zadał mi publicznie, a jest to bardzo ważne pytanie. Wydaje mi się, że warto w ogóle je zadawać swoim wspólnikom, inwestorom, biznesangelom, VCkom — wszystkim, prawda? Jak wchodzimy, to słuchaj: a jak się okaże, że ja nie spełniam twoich oczekiwań albo ten biznes — co wtedy? Jak ty na to reagujesz w ogóle?

Ja, przez to, że widziałem już wiele sukcesów i w niektórych brałem udział, mam dość duże nastawienie na szukanie sukcesu. W wypadku, kiedy nie widzę — a nie widzę, bo mogę mieć też błędną ocenę sytuacji — jeśli nie widzę, że będzie sukces tego przedsięwzięcia, to mój naturalny odruch jest po prostu taki, żeby się tym nie zajmować. I to jest generalnie, myślę, po jakiejś głębszej analizie różnych sytuacji, bardzo dobre podejście. Bo tak naprawdę to nie jest podejście, które ingeruje za bardzo w tę sytuację czy stara się zmienić na siłę przedsiębiorcę. Być może ja nie widzę sukcesu, a on widzi, być może on lub ona chce to tak robić i ma swoją miarę sukcesu.

Zbytnie ingerowanie, takie wyciąganie za uszy, ratowanie — to czasami inwestorzy mają takie odruchy — często prowadzi do bardzo dużych konfliktów. Ja nie widziałem za bardzo, żeby się to udawało, a generalnie bardzo psuje krew i PR tym inwestorom. Bo to są te historie, które potem słyszymy: „Zabrali mu firmę”, tak?

No kurczę. Ja jestem po drugiej stronie i zazwyczaj mówię: okej, słuchajcie, to co chcemy z tym zrobić? Kilka spółek oddaliśmy — mówię „my”, bo to głównie przez nasze tornej do inwestujemy — na zasadzie: słuchajcie, może wykupcie nas, jeśli chcecie. Mieliśmy tego rodzaju sytuacje albo po prostu my chcemy umorzyć nasze udziały, bo nie czujemy się w tym, nie widzimy, żebyśmy mogli wam pomóc. Serio, nie mam pomysłu na to.

I wiesz co? Generalnie ludzie też pozytywnie na to reagują, więc to wzmacnia to podejście. Dla nas też jest to ważne, bo Polska jest mała i warto dbać o swoje dobre imię. Nie zawsze warto o te pięć złotych kruszyć kopię z kimś, zwłaszcza że możemy się mylić, prawda? Ktoś może zrobić fantastyczną firmę. Ja bym nie chciał mieć na sumieniu, że ubiłem firmę albo founderkę czy foundera w ich motywacji do robienia tej firmy, bo miałem swoją wizję. Wolę więc skapitulować.

Greg Albrecht: Fajnie, że wspomniałeś o mierze sukcesu. Czuję, że to jest bardzo obszerny temat, który często jest upraszczany do jakichś tam cyferek w Excelu.

Jednocześnie, z perspektywy czasu, wiemy, że miara sukcesu jest ważna, ale nie najważniejsza. Jak więc ocenić i określić miarę sukcesu dla siebie?

Tomasz Krawatka: Ostatnio miałem nawet rozmowę o tym z moją żoną, Olą. Rozmawialiśmy o tym, że generalnie jedyny system, który tak naprawdę długoterminowo działa, to jest porównywanie siebie z sobą z przeszłości oraz analiza tego, jak to u mnie wyglądało, jak ja chciałbym, żeby wyglądało i jak wygląda aktualnie.

Prawda. I czy te obszary, na których chciałem, żeby coś się poprawiło, faktycznie uległy poprawie. Jeśli tak, to o ile. Czy w ogóle coś się poprawiło. To jest bardzo proste narzędzie, które może być jednak bardzo niekomfortowe, bo niektóre rzeczy mogą nam nie iść łatwo, a kolejne miesiące czy nawet lata możemy nie widzieć postępu na tych wskaźnikach, na których nam zależy. I nie muszą to być pieniądze, bo może to być zdrowie, waga, nie wiem, VO2max.

Cokolwiek, co jest dla kogoś ważne. Wydaje mi się, że używanie tego jednego narzędzia i patrzenie na tę zmianę, na swój postęp, jest bardzo potężne. Naprawdę, w życiu zrobiłem sporo różnych zmian. Tylko przez to, że po prostu mnie to wkurzało, bo co miesiąc robię sobie takie podsumowanie miesiąca — proste, wiesz, na jedną stronę A4. Kiedy widzę, że trzeci czy czwarty miesiąc z rzędu mam w jakimś obszarze brak postępu, mimo że uważam, że jest on dla mnie kluczowy, to jest taki, kurczę, strzał w twarz do samego siebie.

Tomek, jesteś poważny? Czy to naprawdę jest dla ciebie ważne, czy nie? Takie trzymanie siebie odpowiedzialnym dobrze działa. Staramy się to robić również w relacji, gdzie mamy takie statusy częściej, bo co tydzień rozmawiamy o tym, jak nam się układa, co było dla nas ważne i tak dalej. Widzę, że ten rodzaj rutyny, gdzie sam pytasz siebie, czy to jest okej, czy mam tu postęp, czy jestem z tym szczęśliwy, to naprawdę bardzo potężne narzędzia.

Myślę, że jedyne, co trzeba zrobić, to znaleźć odrobinę czasu na to i nauczyć się tej rutyny, wejść w to, że po prostu to robisz i później już tego brakuje, jak treningu. Także to jest taki mój sekrecik ustalania celów i śledzenia ich.

Greg Albrecht: A co znajduje się na tej kartce A4? Jakiego typu są to parametry?

Tomasz Krawatka: Wiesz co, to są trzy obszary, a właściwie bardziej obszary bym powiedział. To jest taki obszar „ja”, na który składa się to, co się dzieje ze mną, jak ja się czuję, czyli wiesz, zdrowie, uczucia i tak dalej.

Drugi obszar to rodzina — od takiej najbliższej, partnera czy partnerki, poprzez szerszą rodzinę. I też jak ja się w tym czuję, jak to oceniam, czy te relacje są dobre. No i są też przyjaciele, nie? Jakby taki krąg ludzi.

Dla mnie to też na przykład było odkrycie, że muszę myśleć o tym, że przyjaciele są dla mnie ważni. Z premedytacją tworzyć okazje, żeby się z nimi spotykać, bo wszyscy są zajęci, i jeśli tego nie będę robił, to będzie tego mniej. A jest to, kurczę, dla mnie ważne, dużo mi daje. Więc bez sensu, że kiedyś o to nie dbałem tak aktywnie. Po prostu, no okej, udało się spotkać, nie udało i wiesz, miałem, nie wiem, super przyjaciela jeszcze z technikum, z którym się nie widziałem 10 lat. No wiesz, jakie to było głupie, nie? Przecież gość jest świetny, chce się z nim spotykać, tylko okazuje się, że muszę mieć to na liście.

Trzeci obszar to biznes. Teraz generalnie tak patrzę na projekty — biznesowe, niebiznesowe, takie rzeczy bardziej zewnętrzne, które gdzieś może mnie określają bardziej w oczach, nie wiem, osób, które nas oglądają. I też patrzę, czy tam jest postęp taki, jaki ja bym chciał.

Te trzy obszary dla mnie są po prostu takim dobrym balansem, żeby nie zapomnieć o sobie, bo wiadomo, że to jest podstawa. Nie zapomnieć o tych najbliższych osobach, a ten biznes — moim zdaniem — najtrudniej o tym zapomnieć, bo to samo tam atakuje cię. Ale warto zobaczyć też, czy po prostu ten wysiłek, który wkładam, daje mi taki efekt, z którego jestem zadowolony.

Greg Albrecht: Mam prośbę: zasubskrybuj teraz ten podcast, a dzięki temu będziemy mogli dalej rozwijać ten kanał.

Super. A propos przyjaciół — my z dwoma kumplami zbudowaliśmy sobie takie piątkowe śniadania i co tydzień po prostu mamy to wbite w kalendarzu. Polecam, bo na początku wydawało się to niemożliwe. Znaczy, jak każda rzecz, którą się chce zbudować w ten sposób. A teraz uważam, że tworzy to niesamowity rytuał. Bardzo dużo buduje, bo to jest taka rzecz, która w zasadzie nie ma miary, ale wnosi wartość, którą trudno jest pomierzyć — którą po prostu czujesz, a nie liczysz.

Masz tę kartkę A4, patrzysz na nią i się frustrujesz. I rozumiem cię w pełni, bo również czasem lubię tę złość czuć, na przykład złość na siebie. Patrzę tu i jakby możesz odwracać wzrok, ale ta liczba, ten parametr, on się nie zmienia. I to oznacza, że musisz coś zmienić. Albo możesz powiedzieć: olewam to. Czy potrzebny jest nam postęp za wszelką cenę w każdym z punktów? Jak jest twój pogląd na ten temat?

Tomasz Krawatka: Tak, chciałbym mieć taki dobry rozsądek. No, różnie u mnie z tym bywa. Mam na pewno tendencję do przedkładania celów ponad, nie wiem, stan obecny.

Stan obecny, zdrowy rozsądek — nie wiem. Czyli, kurczę, ja czasami tak mam. To też jest takie przerażające, bo oboje akurat tak mamy z moją partnerką, że jak sobie coś wpiszemy na tę listę, to wiemy, że to zrobimy.

I czasami jest przerażające to wpisać, bo po prostu trzeba się dobrze zastanowić, bo jak to tam wyląduje, to to zrobimy.

Więc wiesz co, kurczę, ja sobie te cele sprawdzam, jakby reewaluuję je raz na rok. W czasie tego roku staram się faktycznie je osiągnąć. Ale oczywiście wywalenie głową w ścianę nie sprawdza się. Czasami trzeba gdzieś tam coś wykreślić. Ale to jest dla mnie bardzo trudne.

Myślę, że dla wielu przedsiębiorców, a właściwie dla ludzi w ogóle, jest to trudne. Bo jeśli masz gdzieś tego achievera, kurczę, w testach Gallupa, i ci tam wychodzi, że lubisz po prostu odhaczać rzeczy, to jest część ciebie. Po prostu lubisz odhaczać rzeczy i ciężko jest nad tym czasami zapanować.

Greg Albrecht: Też pytam o to z perspektywy takiej ekologii celu. Czasem zdarza się, że cel ma pochodne, które wpływają na wszystkie inne sfery wokół.

Łapię się na przykład na tym, że stawiam sobie pewne cele i je osiągam. Tylko pytanie, czy zawsze osiągnięcie celu X nie oddala mnie od celu Y.

Krótko mówiąc, jak jesteśmy w stanie połączyć cele z różnych stref, jeśli kartka jest pełna celów, tak aby jednocześnie funkcjonować w zdrowym balansie?

Tomasz Krawatka: Tak, mam taką tendencję, że wkładam sobie dużo rzeczy, a cele roczne bardzo mi w tym pomagają. Kiedy czuję, że mam za dużo na głowie, patrzę na kartkę A4 z rzeczami, które chcę w tym roku zrobić, i przepisuję je na moją listę tygodniową. Piszę wtedy sam do siebie: „W tym tygodniu robisz tylko to, co wspiera twoje główne cele, bo na nich ci tak naprawdę zależy”.

Nie musisz iść na każdy podcast. Możesz po prostu powiedzieć „nie”. Mi to pomaga, bo potrzebuję się tak kontrolować. Lubię do ciebie przychodzić, ale odmawianie dużo kosztuje emocjonalnie, więc jest to trudne. Jednak planowanie naprawdę mi pomaga.

Może ktoś, kto to usłyszy, pomyśli: „Jezus Maria, jakieś strasznie nudne życie — facet wszystko planuje, układa i później tylko to robi”. Ale wydaje mi się, że to trochę jak ze sportem, wycieczkami czy podróżowaniem. Kiedy masz ramę, wiesz, że dotrzesz do celu w odpowiednim momencie. Dzięki temu cała podróż jest bardziej otwarta, zrelaksowana i możesz więcej przyjąć, bo jesteś spokojniejszy.

Możesz się bardziej cieszyć podróżą, bo wiesz, że dotrzesz tam, gdzie powinieneś. Wtedy możesz popatrzeć przez okno, zobaczyć, co się dzieje, porozmawiać z ludźmi. To ma swoje plusy i chciałem to tak trochę zachęcająco powiedzieć.

Greg Albrecht: Sto procent, wiesz, to jest niesamowite, że o tym mówisz, bo rzeczywiście też dostaję dużo podobnego feedbacku na zasadzie: „Chłopie, zacznij żyć, bo po co ci te struktury?”.

Z drugiej strony istnieje teza, że struktura zabija kreatywność. Rozmawiałem jednak między innymi tutaj z Mateuszem Machalskim, który jest wybitnym artystą, prorektorem ASP i tak dalej, i dużo osiąga dzięki kreatywności. On również ma podobne obserwacje, czyli że kreatywność kwitnie tam, gdzie jest struktura. Struktura umożliwia kreatywność, ponieważ gdy masz strukturę, to masz poczucie bezpieczeństwa i osadzenia, a także wytwarza ona efekt końcowy.

Można więc zracjonalizować podejście twarde do celów i powiedzieć: „No przecież to działa i to jest zupełnie normalne życie”.

Czy zdarzyło Ci się kiedyś — wyobraź sobie taką sytuację — że byłeś w czymś dobry, dobrze Ci to szło, sprawiało Ci to przyjemność, ale jednak podjąłeś decyzję, że trzeba z tego zrezygnować?

Tomasz Krawatka: Ciekawe. Myślę, że mój główny talent to taki drive do robienia rzeczy, który po prostu ułatwia mi zapalanie innych ludzi do działania, a później kibicowanie im, żeby im się nadal chciało. Serio.

To nie jest tak, że kiedykolwiek czułem się jakimś mistrzem. Myślę, że wiele dziedzin musiałem robić, bo po prostu wymagała tego sytuacja: sprzedaż, marketing, jakieś negocjacje, coś tam, coś tam. Ale nie mam w sobie czegoś takiego, co mają niektórzy – bycie mistrzem w czymś.

Mój brat na przykład tak ma. Jest bardzo dobry w programowaniu. Pewnie ze skromności powiedziałby, że wcale nie, ale generalnie wskakuje w dowolny język programowania, dowolną bibliotekę, you name it, i po prostu nagle jest super. Po prostu jest mistrzem w tym. Myślę, że łączy się to z tym, że gra na różnych instrumentach, gdzie też pielęgnuje takie mistrzostwo.

A ja jestem bardziej takim gościem, który chodzi, prząta się gdzieś dookoła, coś tam zobaczy, coś podpowie. Taki bardziej klej. Więc nie mam czegoś takiego, serio. Jakby…

Greg Albrecht: Rozumiem, no ale abstrahując od swojej skromności i oceny swoich możliwości, ciekawi mnie to od strony świadomego rezygnowania.

Dlatego, że bardzo dużo się mówi o nierezygnowaniu w kontekście przedsiębiorczości, na przykład, że tam konsekwencja, bla, bla, bla, że za następnym zakrętem jest sukces.

Tomasz Krawatka: Zawsze.

Greg Albrecht: Wiemy, o co chodzi. A jednocześnie wydaje się, że jest bardzo dużo sytuacji, w których właśnie rezygnacja jest tą trudną, ale najbardziej właściwą decyzją. Oczywiście, kiedy coś nam nie idzie w jakimś ujęciu, rezygnacja jest łatwiejsza. Chociaż też wiadomo, że wszystkie reguły psychologiczne, takie jak „ile zainwestowaliśmy”, trzymają nas w punkcie, w którym może jeszcze trochę dosypujemy do tego psującego się samochodu, żeby jednak wyjechał z serwisu.

Z drugiej strony najtrudniejszą rzeczą, wydaje mi się, jest to, że masz ustawioną swoją kartkę A4 z dziesięcioma rzeczami do zrobienia. Pojawia się jedenasta rzecz. Jest fajna i jakoś tam idzie. I teraz pojawia się pytanie, jak tę jedenastą rzecz wykreślić albo jedną z tych dziesięciu. Krótko mówiąc, to historia, która na pewno ci się przydarzyła w skali przedsięwzięć, w których bierzesz udział — gdzie coś jest okej, jest fajne i nieźle idzie, ale jednak mówisz: trzeba to wykreślić.

Tomasz Krawatka: Wiesz co, u mnie na pewno jest to zarządzanie czasem i to, że lubię się dzielić wiedzą. Zawsze tak się uczyłem, że kiedy czegoś się uczę, to lubię komuś o tym opowiedzieć, porozmawiać o tym. Dla mnie to jest właśnie to — możemy tutaj usiąść, co jest dużą frajdą, spotkać się z mądrym gościem, pogadać i podzielić się przemyśleniami, dostać feedback od ludzi, co oni myślą. Bardzo lubię taki dyskurs, serio. Wydaje mi się, że to jest w ogóle, kurczę, piękne i takie luksusowe, że jesteśmy w takim miejscu i czasie, że to się dzieje — możemy sobie pogadać, nie?

Bardzo to doceniam, jestem mega wdzięczny za to. Natomiast to konsumuje dużo czasu i widzę, że trudno jest mi zarządzać tymi obowiązkami, czy, kurczę, nie wiem, jak to inaczej nazwać. Takimi właśnie na zasadzie: „Hej Greg, okej, przyjdę do ciebie, pogadamy”. Łatwiej mi jest ustalać takie odgórne zasady. Miałem taki, nie wiem, ostatnie półtora roku, gdzie po prostu nigdzie nie chodziłem, nigdzie się nie pokazywałem, bo łatwiej było powiedzieć: „Nigdzie nie chodzę”. Po prostu skupiałem się na swojej robocie. Uruchomiliśmy wtedy ten projekt z ochroną lasów i dla mnie było ważne, żeby to po prostu, kurczę, zrobić. Muszę to zrobić, to jest dla mnie ważne.

Więc to chyba też jest takie bardzo ludzkie, nie? Że nam jest łatwiej po prostu się określić, typu: jestem wegetarianinem, a nie za każdym razem zastanawiać się, czy chcę zjeść tego pysznego, pachnącego sznycla, czy jednak nie.

Prawda? U mnie to tak działa i to są takie bardziej — staram się być zasadniczy, przy czym też warto pamiętać o tym, że możemy zmieniać nasze zasady. Dla mnie to było: nigdzie teraz nie chodzę. W pewnym momencie skończył się ten okres i mogę teraz chodzić, chodzę i się cieszę. I to jest super. W pewnym momencie pewnie coś się stanie takiego, że znów będę musiał zweryfikować ilość czasu, który mam, i znów wprowadzić jakąś zasadę.

Greg Albrecht: Czyli to jest odgórne. Nie powiedziałeś o jakiejś chwili, w której rodzi się w tobie frustracja, która prowadzi do założenia takiej odgórnej decyzji. Jakie to jest uczucie? Co się wtedy dzieje?

Tomasz Krawatka: Wiesz co, myślę, że te rzeczy pojawiają się u mnie albo podczas jednego z tych statusów, o których mówiłem, kiedy nagle orientuję się, że robiłem bardzo dużo rzeczy w danym miesiącu czy tygodniu, a jestem nieszczęśliwy. Źle się czuję z wynikiem tego tygodnia i okazuje się, że było bardzo dużo rozpraszaczy albo robiłem rzeczy, których nie chcę robić. To jest jeden taki przypadek i myślę, że wtedy jest to bardzo zdrowa, zwrotna informacja dla mnie.

Drugi rodzaj to niestety już ten niezdrowy, kiedy po prostu czuję się źle, bo jestem przemęczony. U mnie generalnie wszystko odbija się na śnie. Czyli gdy jestem zbyt zestresowany, dzieje się za dużo rzeczy, to po prostu słabo sypiam. Organizm daje mi wtedy znać, że przesadzam i powinienem odpuścić. To jest już gorsze, bo oczywiście wolałbym do tego nie doprowadzać, ale zdarza mi się.

Greg Albrecht: A co pomaga ci odzyskiwać czas i dobre samopoczucie? Jakieś narzędzia, na przykład AI-owe? To dzisiaj jest modne. Chwilę rozmawialiśmy przed nagraniem o tym, jak można taki odcinek zrozumieć i pojąć w ciągu minuty, używając różnych technologii.

Używasz jakichś narzędzi rzeczywiście w praktyce na co dzień, będąc blisko tego i, jakby, że tak powiem, w orbicie osób, które dużo rzeczy w tej dziedzinie osiągają w skali globalnej? Jak to się przekłada na twoje rzeczywiste wykorzystanie narzędzi do osobistej produktywności na co dzień?

Tomasz Krawatka: Tak, to jest dobry temat, który zgłębiałem sobie jeszcze przed wakacjami. Przed wakacjami rozmawiałem z wieloma osobami, które są faktycznie na technologicznej granicy.

Jak oni używają AI w swoich firmach i prywatnie, tak żeby zobaczyć najlepsze przypadki. Okazało się, że nawet ci najbardziej rozwinięci i technologicznie zaawansowani ludzie nadal mają problemy z pełnym wykorzystaniem tego potencjału. Ale te rozmowy dużo mi dały. Opracowałem sobie taki model, który mogę polecić przynajmniej do przetestowania. Korzystam z narzędzi Google’a, z Gemini, które ma największe okienko kontekstowe, i porobiłem sobie takie custom-gemy, czyli mini-podmodele, które trenuję na swoich danych.

Warto podzielić swoje życie na obszary, ponieważ te modele mają krótką pamięć i dość małe okienka kontekstowe. Jeśli w jeden model zaczniesz ładować swoje zdrowie, biznesy i jeszcze jakieś terapie, to po prostu się pogubi i zacznie gadać bełkot. Dlatego mam osobnego doradcę biznesowego, doradcę od zdrowia, a także dla każdej większej spółki, w której jestem, mam wirtualnego członka rady nadzorczej. On gromadzi wszystkie raporty, wiedzę i tak dalej.

To nie jest żadna rocket science, bo głównie polega na tym, że mam szybki dostęp do całej wiedzy z danego obszaru, do analizy tej wiedzy i do pokazania mi, co się tam zmieniało, co się działo.

Szczególnie doradca biznesowy został dobrze nakarmiony z jednej strony różnymi moimi treściami, które tworzyłem, a z drugiej strony rzeczami dla mnie ważnymi, na przykład ważną książką. Fajnie, gdyby mógł korzystać z tej książki bezpośrednio. Dlatego warto kupić książki w formacie PDF, żeby móc je wrzucić do swojego modelu. Wtedy zawężasz pole, z którego model czerpie wiedzę — to nie jest już randomowy internet, tylko mówisz: „Jeśli mi coś doradzasz, to chciałbym, żebyś dokładnie zacytował paragraf z tej książki, którą uważam za przydatną w życiu, żebym mógł sprawdzić, czy ten paragraf faktycznie tam jest.”

Takie ograniczone zaufanie do modelu sprawia, że działa on bardziej jak superinteligentna wyszukiwarka. Jedną z rzeczy, którą zrobiłem i którą polecam szczególnie przy prywatnych doradcach, jest poproszenie modelu, żeby zadał ci pytania, które pomogą mu lepiej doradzać w obszarach dla ciebie ważnych. U mnie wygenerowało to kilkadziesiąt pytań — mrówcza praca odpowiedzi na nie i wgrania ich z powrotem do modelu. To daje modelowi pojęcie kontekstu.

Mój model doradza mi w różnych decyzjach, wiedząc, że mój cel życiowy to wsparcie stu przedsiębiorców oraz stworzenie czegoś, co przetrwa 100 lat. Wiedząc, jaki jest mój kontekst i co chcę osiągnąć w życiu, rady nie są tak generyczne. Jeśli jeszcze bazują na książkach, które uważam za wartościowe, a nie na wiedzy z internetu, na przykład z Reddita, to wszystko nabiera jakości, która dla mnie była dziesięć razy lepsza niż zwykłe zapytanie do czata GPT.

To była moja inwestycja w zabawę tym narzędziem. Spędziłem na to dużo czasu i faktycznie korzystam z tego na co dzień. Moje spółki bardzo na tym zyskują, bo ci wirtualni członkowie rady nadzorczej, widząc wszystkie dane, są dużo bardziej przenikliwi niż jakikolwiek realny członek rady. Po prostu nie pamiętasz, że rok temu był taki plan, a teraz jest inny, i zastanawiasz się, dlaczego się różnią. Takie rzeczy często umykają, a tu masz wszystko pod ręką.

To jest główny mechanizm, z którego korzystam. Oczywiście używam też różnych notatników do notatek i tak dalej, ale to już nic nadzwyczajnego. Część tej infrastruktury to narzędzie Google’a, Notebook LM, o którym rozmawialiśmy przed wejściem do studia. To super narzędzie, bardzo pomaga przygotowywać różne publikacje czy wykłady. Bardzo potężne narzędzie.

Greg Albrecht: Jak karmisz te algorytmy danymi i czy jest jakiś sposób na to, żeby zrobić to bardziej efektywnie? Powiem po prostu, jak krowie na rowie. Kiedy wziąłem się za stworzenie jakiejś struktury pod konkretny projekt właśnie w Notebook LM, zaczynasz załączać dane i mówisz: mam na Drive’ie 50 takich plików, potem mam jakieś PDF-y, a potem zastanawiasz się, gdzie jeszcze z tego skorzystałem.

W twojej głowie pojawia się wtedy myśl, być może wrzucę tam jakieś rzeczy, które zaburzą jakość tego modelu, bo podłączasz różne elementy. Później pojawia się kwestia procesu, który zapewni ciągłość tych danych. Czy ty to automatyzowałeś, automatyzujesz, czy robiłeś to rzeczywiście ręcznie? Ręczna selekcja tych najlepszych fragmentów i ich zapakowanie — jakie jest twoje podejście do tego, żeby nakarmić model w taki sposób, aby był jak najbardziej zbliżony do tego, co chcesz osiągnąć?

Tomasz Krawatka: Tak, poświęciłem temu faktycznie sporo czasu i wyselekcjonowałem te dokumenty, czasami robiłem transkrypcję. Teraz jest to o tyle łatwiejsze, że gdy mam jakieś spotkanie, które uważam za ważne, przypuszczam, że może być istotne także dla mojego modelu wiedzy o mnie. Na przykład omawiamy jakąś kwestię z konkretną spółką, która mogłaby się przydać również innym spółkom. Fajnie byłoby, gdyby ta wiedza trafiła do modelu — na przykład, jak zatrudniać menadżerów średniego szczebla. Wiele firm ma z tym problem, a wiadomo, że każdy będzie miał z tym problem.

Podczas takiego spotkania robię sobie transkrypcję, którą wrzucam do mojego modelu — tam już zostaje. Zacząłem nawet tak robić, że gdy ktoś z prezesów spółek pisze do mnie: „Tomek, mam pięć problemów”, to ja, będąc szczery, odpowiadam: „Słuchaj, Cezary, najpierw wrzuciłem to do modelu i on zwrócił mi uwagę na pewne kwestie”. Ten model zna historię Diwanta, Callstack’a, Open Loyalty, Vue Storefront i wszystkich moich spółek. Jest tam też moja książka, którą już wrzuciłem. Wszystko to jest w modelu.

Model często przypomina mi historie, które są bardzo istotne, a których sam już nie pamiętam. Mówi: „To, to i to”, zwraca uwagę na konkretne kwestie. Ja to wysyłam dalej, mówiąc: „Cezary, to jest z mojego modelu. Myślę, że punkt pierwszy i trzeci to faktycznie dobry pomysł, warto to sprawdzić, dopisać to i to”. Prosiłem też o opinię, jak ocenia taką odpowiedź, bo przyznaję, że po prostu wrzuciłem to do czata i wysłałem z powrotem. Ludzie reagują bardzo pozytywnie — w zasadzie mówią, że super, że im to mówię, że to jest tak szybko, że to naprawdę dobre i ciekawe. Nie przeszkadza im, że to pochodzi z modelu, bo model jest karmiony ich danymi, więc nie ma znaczenia, skąd to jest, jeśli jest przydatne.

To jest bardzo fajne. Uczę się też takiego podejścia, że zanim zapytam, a także zanim ktoś mnie zapyta, warto najpierw sprawdzić w modelu, bo dzięki temu można zadać lepsze pytania. To trochę zmienia nasz proces poznawania i uczenia się.

Odpowiadając na Twoje pytanie — to jest mój proces. Musiałem w niego dużo zainwestować, żeby stworzyć dobrą treść. Co bym też polecał, to stworzyć sobie to gdzieś osobno, w jakimś katalogu. Zmieniając model, można po prostu załadować tam wszystko od nowa. Dla mnie punktem wyjścia był dość duży plik, w którym spisałem wszystkie rzeczy ważne dla mnie — moje cele, cechy charakteru, wyniki z Gallupa i innych źródeł. Model, znając to, jest w stanie powiedzieć: „Okej, generalnie teoria zarządzania konfliktem jest taka, ale ty jesteś achieverem i masz takie cechy, a do tego masz gen wrażliwca, więc będziesz się tym bardziej przejmował”. To daje bardzo przekrojowe spojrzenie na dany problem, które, moim zdaniem, byłoby trudne do uzyskania nawet dla coacha czy mentora, bo oni nie mają tak szerokiego obrazu ciebie.

Oczywiście to nie znaczy, że masz robić dokładnie to, co podpowiada robot. To znaczy tylko tyle, że masz ciekawy punkt widzenia i możesz z niego skorzystać albo nie. Czy to ma sens?

Greg Albrecht: Wydaje się, że jak najbardziej. Już jestem podekscytowany, żeby się mocniej w to zagłębić, więc efekt tej odpowiedzi jest dla mnie absolutnie adekwatny. Myślę, że dla innych również, bo pokazuje też ten element zadawania lepszych pytań. Uważam, że to jest bardzo ważne.

Tak, bo teoria wiedzy to jedna rzecz, a druga kwestia to jest kwestia, jakie pytania zadajemy. Wydaje mi się, że możemy mieć świetny dostęp do dobrej wiedzy, ale zadając niewłaściwe pytania, trochę jak z tą definicją celu, o której na początku mówiłem. Jaka jest definicja celu? Naskórkowo każdy powie: chcę być zdrowy, bogaty i nie wiem, jaki ładny i tak dalej, ale powiedz mi coś, czego nie wiem. No to to już wiemy.

I teraz przejdźmy do konkretów. Zasadniczo to tak życie wygląda, że gdybyśmy w ten sposób podchodzili do rzeczywistości, to nie byłoby sensu definiować żadnych celów, bo każdy by wiosłował tą łódką w jednym kierunku.

Tomasz Krawatka: 100%. Tak. Myślę, że jedna myśl, która może być pomocna w myśleniu o narzędziach AI, to jeśli wyobrazimy sobie, że dobre narzędzie AI to jest poziom asystenta, to przypomnij sobie, ile czasu poświęciłeś asystentowi. Bo przecież to nie jest tak, że bierzesz asystenta i mówisz mu: „Weź, zrób mi teraz prezentację, napisz za mnie maile i wszystko będzie załatwione”.

No, można spróbować. Można spróbować, ale będziesz to miesiąc odkręcał. Więc podobna ilość czasu zainwestowana w uczenie modelu, myślę, że da bardzo dobry efekt. Myślę, że minimum kilka dni po prostu bym sobie na to poświęcił, żeby siebie opisać.

Ciekawa jest właśnie ta pętla, że prosisz LLM-a, żeby przygotował pytania, które pozwolą mu lepiej ciebie poznać. To jest coś, co pewnie znasz z bycia coachem. Musisz najpierw poznać osobę, której masz pomóc, bo musisz poznać kontekst, prawda? Tak jak mówisz, jakie są cele. Przecież to nie jest tak, że dla każdego jest ta sama recepta.

Greg Albrecht: No, zdecydowanie. Można próbować tak robić i powiedziałbym, że jest bardzo dużo treści, które odnoszą ogromny sukces, a które są oparte na ujednoliceniu ogólnych potrzeb ludzkich. Można je pewnie skategoryzować w tych trzech czy pięciu obszarach.

Tylko kłopot pojawia się między rysowaniem komuś wizji przyszłości a rzeczywistością, która jest teraz, oraz tworzeniem drogi dojścia, która, tak jak powiedziałeś, nie dla każdego będzie taka sama. Łatwo jest powiedzieć, co zrobić, ale z jakichś powodów różne osoby pewne rzeczy są w stanie bardziej zrobić, a innych nie są w stanie zrobić. Trzeba czasem skonfrontować się z rzeczywistością, prawdą o sobie samym, o tym, ile czasu jestem gotów zainwestować w to, żeby się zmienić, i jakie jest prawdopodobieństwo sukcesu w tej dziedzinie.

100%. No jeszcze na chwilę bym właśnie wrócił do tego zmieniania ludzi, a raczej ich niezmieniania. Jestem bardzo ciekaw, czy poza twoim modelem i intuicją masz jakieś pytania albo aktywności, które zastosowałbyś, obserwując na przykład foundera spółki, w którą chcesz zainwestować, żeby ona dalej rosła.

Tomasz Krawatka: Wiesz co, to jest bardzo trudne. Jeśli chodzi o bycie inwestorem, to przede wszystkim brakuje najważniejszych informacji, czyli jak ktoś naprawdę pracuje, jak się z nim pracuje. Jako inwestor bardzo rzadko masz taką okazję, więc jakieś informacje, które mogą to zastąpić, to po prostu rozmowy z ludźmi, którzy pracowali razem, rozmowy o tym, jak pracujecie w ogóle, jak sobie to układacie, jakie wyzwania napotykacie. To jest próba zrozumienia, jak ten zespół czy przedsiębiorca podchodzi do rozwiązywania wyzwań w ogóle, czy bardziej w taki, czy inny sposób.

Natomiast ocenianie tego jest też bardzo ryzykowne, bo ja lubię podchodzić w jakiś sposób do rozwiązywania wyzwań, a jeśli ktoś inaczej, to mi się jego sposób może nie podobać, a on może być lepszy, szczególnie w danej sytuacji, w danym kontekście, w którym ktoś się znajduje.

Prawda. Myślę, że bycie inwestorem na etapie, na którym ja jestem, czyli głównie pre-seed, na samym początku istnienia firm, to jest tak naprawdę bardziej intuicja. Czy ta osoba wierzy w to, co mówi, czy chce coś zmienić i da od siebie dużo, żeby próbować. Czy jej się uda? Nie wiem. I czy ja czuję po prostu jakąś dobrą chemię, że będę w stanie kilka razy pomóc tej osobie i będę się cieszył tym, że mogę jej pomóc. Czy mnie cieszy zainwestowanie w tę osobę, w jej cele, marzenia. I chyba tyle.

Serio. Jest dużo takich przypadków, gdzie analiza total addressable market czy samego problemu trochę mija się z celem, bo to wszystko może się jeszcze zmienić. Jeśli to są właściwi ludzie i zorientują się po drodze, że coś nie działa, to też to zmienią. Najlepsze firmy, najszybciej rosnące, często zaczynają z total addressable market równym zero, bo ten rynek dopiero tworzą. Wiele tych analiz wydaje mi się po prostu przedwczesnych na moim etapie, dlatego ja bardziej ufam sobie.

Uwierz mi, sam sobie bym nie wierzył parę lat temu, gdy zaczynałem inwestowanie i wydawało mi się, że inwestowanie to są po prostu cyferki. Nie są, na tym etapie nie są. Później pewnie tak. Na tym etapie to są po prostu ludzie. Siedzę sobie z tobą, rozmawiamy, nabieram do ciebie zaufania i jest fajnie, mądry gość, fajnie się czuję. Gdybyś teraz pokazał jakiegoś fajnego deka, to bym po prostu zainwestował. That’s it. Czekaj.

Greg Albrecht: Muszę coś na szybko sklecić.

Ale wiem, o co chodzi. Wiesz, ja też mierzę się z tym wyzwaniem, o którym mówisz, teraz na późniejszym trochę etapie. Pewnie gdzieś czytałeś, że z Robertem, Przemkiem i Bartkiem odpaliliśmy Momentum Capital Partners. To jest takie inwestowanie, no nie na kartkę papieru jednak, tylko na wynik finansowy na jakimś etapie, więc ten track record jest.

Mam jednak taką tezę i wyzwanie, które staram się jak najlepiej adresować. Chodzi o to, jak rozpoznać, czy dany founder, który doszedł do punktu X, gdzie generuje kilkadziesiąt milionów złotych przychodu — na przykład dziesięć, trzydzieści, pięćdziesiąt — a nie ma kartki papieru i chęci, jest dalej głodny i ma ten growth mindset, używając makaronizmu, czyli ma umiejętność ciągłego uczenia się i chęć do zmiany sposobu działania, która będzie mu konieczna, żeby wejść na kolejny poziom.

To jest takie wyzwanie rozwojowe, z którym ja się teraz mierzę, żeby być jak najlepszym w tym obszarze — oceny potencjału konkretnych osób. Może nawet widzimy rynek, może nawet widzimy, że rynek nam pomaga, widzimy, że coś fajnie zostało wypracowane, więc tu jest szansa, ryzyko jest niby mniejsze, ale zawsze pojawia się pytanie: no dobrze, ale jak wrzucimy ten kapitał, być może zrobimy kawałek secondary, czyli wykupimy od fundera część udziałów, to czy to go zachęci do dalszego rozwoju, czy zniechęci?

To taki jest kontekst mojego pytania. Masz w tym segmencie, nawet jeżeli nie masz wielu doświadczeń, bo skupiasz się na tych wcześniejszych fazach, czy jakaś intuicja ci podpowiada metody do weryfikacji tego głodu?

Tomasz Krawatka: Wiesz co, nie, ale też widziałem właśnie nawet różne zmiany, nawet w procesie.

Ktoś sprzedaje firmę, a w trakcie tego procesu zaczyna myśleć więcej o przyszłości tej firmy, bo ci ludzie, którzy przyszli, myślą tylko o przyszłości tej firmy, nie? I widziałem takie sytuacje, gdzie ktoś mówi: „Kurczę, nie, no ta firma jest tak super, że w sumie to ja jej nie chcę sprzedawać”. I wręcz, wiesz, nalegał, żeby mieć jak najwięcej tych udziałów, żeby ich nie sprzedawać, bo kurczę, ja tu chcę zostać, a jeszcze teraz z takimi fajnymi ludźmi to ja bym chciał jeszcze bardziej. Więc myślę, że to też jest — nic nie jest wykute w kamieniu, nie? Takie motywacje ludzi, wiara, co jest możliwe, to się bardzo może zmieniać, nawet na bazie otoczenia, w którym jesteśmy.

Dlatego też wydaje mi się, że właśnie to otoczenie jest takie mega ważne w ogóle, nie? I te wszystkie jakieś takie, wiesz, ja o tym ostatnio dużo tam gdzieś opowiadałem, wiesz, Divante Mafia, Polish Mafia, nie? Ludzie w Polsce, którzy robią te przedsiębiorstwa — to takie nieformalne grupy ludzi, którzy się wzajemnie wspierają, są tak bardzo ważni. No właśnie dlatego, że oni wzajemnie budują swoją ambicję, swoją motywację, takie, wiesz, „dasz radę, kurczę”, nie?

Zobacz, my tu robimy, ty też dasz radę. I wiesz, ludzie, którzy już może myśleli, że po prostu ta firma tutaj zostanie, nagle tylko przez to, że przebywają z ludźmi, którzy mają jakby dalej te cele, stwierdzają: „Kurczę, czemu w zasadzie ma tu zostać? A może dziesięć razy większe będzie?”.

Co też jest świetne i myślę, że tutaj też fundusze private equity akurat mają dużą rolę. Widziałem, że one bardzo pozytywnie działają na founderów. Myślę też dlatego, że często jest tak, że jak ktoś prowadzi swoją firmę dziesiąty rok i jest trochę taki sam sobie, to nagle przychodzą mądrzy goście — to jest w ogóle pierwsze wyróżnienie, już ta osoba się czuje, wiesz, doceniona. Kurczę, przez to te wszystkie Gazele Biznesu, Gepardy, Leopardy, nie wiem, tam kurde, Żbiki Biznesu — przez to te nagrody są, tak? Bo jak jesteś tym szefem często sam, no to żeby ktoś cię, kurczę, docenił, prawda? No to przychodzą ludzie z zewnątrz, to jest forma docenienia. Ktoś mówił: „Kurczę, świetną firmę zbudowaliście, my myślimy, że ona może być dziesięć razy większa” i nagle komuś się otwierają klapki.

Dziesięć razy. O, wow, a czemu tak myślicie? I myślę, że to jest taki ciekawy dialog, który pewnie gdzieś tam prowadzicie, że jakby obie strony się uczą, że ten przedsiębiorca też się uczy, że „A, to ja nie wiedziałem, że, nie wiem, odbierająca śmieci firma może być unicornem”. A wy mówicie: „No pewnie, mamy tu pięć przykładów, zobacz, z tego kraju, z tego, z tego”. I mówi: „Kurczę, wow”. I nagle może mu się chce wiosłować bardziej, więc to też jest fajne, nie?

Greg Albrecht: Nawet jest taka ciekawa firma w tej kategorii, o której powiedziałeś, tak, że dokładnie, dokładnie tak jest i może być pewnie, więc to bardzo cenne, dzięki, że mówisz o tym kontekście. Też bardzo obserwuję i wierzę w to, że kontekst pozwala nam kompletnie przeramować naszą ambicję, naszą perspektywę, ale też nas ożywić. Bo chodzi też o to, że możemy przedwcześnie udać się na emeryturę — o tym trochę rozmawialiśmy w naszej poprzedniej rozmowie o życiu po exicie, modnym temacie, czyli masz już te wszystkie pieniądze, nie musisz pracować, no i co z tego? Czy to cokolwiek zmienia? Dla jednych tak, dla innych nie, i są fajne spory między przedsiębiorcami, co to będzie, jak tam będę. Ale jak tam jesteś, to nagle ścieżki są różne. Jedni idą zdobywać szczyty Europy, a inni jadą na jeszcze bardziej ryzykowną drogę po złapanie jeszcze jednego wielkiego projektu. Także jest to super indywidualne.

Napisałeś coś takiego, że w zasadzie bez wykreowania takiego dyskomfortu w sobie, że robię coś, co wydaje mi się trochę takie obciachowe, dziwne, może być trudno osiągnąć duży cel. Bo być może te rzeczy, które dla nas są dyskomfortem, kreują w nas poczucie obciachu — to jest właśnie droga do dotarcia na przykład do nowych ludzi, przełamania siebie, jednak skuteczna taktyka marketingowa. Po prostu, siedząc sobie pod poduszką ze swoją wspaniałą nową książką, którą napisałeś, bez pisania milionów postów na LinkedInie, niektórych po bandzie, po prostu nie dotrzesz z tą wartością, którą wytworzyłeś, do wystarczającej liczby osób. I może ten cringe, ten obciach jest potrzebny, żeby to zrobić.

Więc na pewno zadam Ci jeszcze jakieś cringe’owe pytanie, ale zanim to zrobię, powiedz, jak Ty rozumiesz właśnie rolę tego i jakie masz doświadczenia chociażby z tego procesu komunikowania, że napisałeś książkę. Tak, wiesz…

Tomasz Krawatka: Miałem takie przemyślenia z drugiej strony, wychodzące z faktu, że dla wielu osób bycie „fajnym” jest bardzo ważne w życiu. Oczywiście dla mnie też — jakby dla wszystkich z nas — akceptacja przez osoby dookoła jest ważna. Natomiast jeśli to staje się głównym celem, no to osiągniesz ten cel, czyli będziesz postrzegany jako fajny.

Przynajmniej przez jakiś czas. Natomiast ja, ustalając sobie swoje cele — nie wiem, roczne czy życiowe — nie mam tam zapisanego, że chciałbym być fajny. Chciałbym po prostu osiągnąć inne rzeczy. I teraz, jeśli chciałbym mieć te inne rzeczy, to będą one kosztem czegoś, bo nie można osiągnąć wszystkiego. I jeśli, nie wiem, wsparcie stu przedsiębiorców, co jest moim celem — chciałbym pomóc stu przedsiębiorcom rozwinąć swoje firmy — jeśli to ma swoją cenę, a na pewno ma, i być może tą ceną jest to, że nie będę przez dziesięć tysięcy innych osób uważany za fajnego, ale tym stu pomogę, to ja nadal wolę pomóc tym stu.

Od tego wychodząc doszedłem do pierwszego wniosku, że napiszę książkę, co generalnie, uwierz mi, Grek, jest mega trudne psychicznie — psychicznie, żeby sobie to powiedzieć i wpisać na listę celów. Z wieloma osobami rozmawiałem, na przykład z Krzysiem z „Forbesa”, mówiąc mu: „Krzysiu, czy ty jesteś w stanie mi po prostu odwieźć mnie od tego pomysłu? Bo jest tyle książek biznesowych, ty siedzisz w środku tego cyklonu i po prostu wszystko było napisane, wszystko, nic już nie ma nowego.” No i kurczę, on oczywiście odwrotnie — zupełnie, że wcale nie, ale po polsku to nie było, nie ma tych przykładów z Polski, te przykłady się wydają odległe, a gdybyś spróbował?

Analizując to, jeśli chcę pomóc tutaj, to ta książka jest takim punktem wyjścia i że warto to zrobić, zacząłem ją pisać, mimo że totalnie się z tym nie czułem. Bo wiesz, co innego jest napisać książkę merytoryczną, nie wiem, o e-commerce albo o UX-ie — kiedyś napisałem takie książki. To są książki merytoryczne, po prostu oddane rzeczy. Na przykład 10 rodzajów filiżanek do kawy — to jest proste, to nie jest o tobie, to cię nie naraża na żadną ocenę. „Okej, mógł lepiej opisać te filiżanki”, no ale okej, to nie jest problem, bo to nie atakuje ciebie.

Natomiast jak zaczynasz pisać książkę o tym, co ja robiłem w biznesie i czemu mi coś wyszło, czemu nie, to jest mega personalne. Generalnie na pewno dostanę dużo feedbacków, że w ogóle to jest żenujące, takie małe firmy, w ogóle bez sensu, po co to zrobiłeś. I widzę, co się może ludziom nie podobać i to jest okej, że tak będzie, bo mam ten swój cel.

I to jest mój punkt rozumowania. Idąc tym tropem, skoro już poświęciłem półtora miesiąca na pisanie tego, no to kurczę, nie pisałem tego po to, żeby schować to do szuflady. Pisząc nawet o tym, że „słuchajcie, będzie ta książka, zapiszcie się”, a w ogóle, jeśli uważacie, że to jest fajna książka, to polećcie, bo przecież mi zależy na tym, żebyście to polecili — chcę dotrzeć do nowych osób, nie tylko do swoich czytelników na LinkedIn.

Dostałem też kilka takich opinii, ale jedna zapadła mi szczególnie w głowę: „No Tomek, to jest bez sensu tak pisać o tym, skoro to nie jest gotowe, to trzeba schować i opublikujesz to później.” I tak myśli dużo ludzi. Ci ludzie nie czują się okej z tym, że ja cisnę, piszę o tym, ciągle o tej książce, dają mi o tym znać. To jest dyskomfortowe, bo nikt z nas nie chce być tym niefajnym kimś na imprezie, któremu się mówi: „A możesz ponieść do domu, sprawdź, czy żarówka nie została.”

A trochę tak jest, nie? Ale to jest cena tego, że chcemy dotrzeć do tych, którym czujemy, że możemy pomóc — tak w moim wypadku. I stąd napisałem ten post, żeby trochę może pokazać swoje motywacje, bo oczywiście zależy mi, żeby być trochę lubianym nadal. Ale myślę, że generalnie w tworzeniu firmy, projektu, czegokolwiek ważny jest nasz cel i ważne jest zrozumienie, że nic nie jest za darmo.

Pewnie też lubię czytać biografie różnych przedsiębiorców i kurczę, nie przeczytałem takiej biografii, gdzie by nie było jakiejś ceny. To znaczy, to nie jest tak, że urodził się i zrobił super firmę, wszystko było wspaniale cały czas i jest nadal super. Raz, że to byłaby strasznie nudna książka. Dwa, że to tak nie działa — jeśli chcemy być czymś dobrzy, to robimy to kosztem niestety czegoś i musimy te koszty po prostu umieć ponieść.

Więc jeśli dla kogoś najważniejsze nie jest bycie lubianym, a chce stworzyć coś fajnego, to myślę, że nie bardzo trzeba się tym martwić, że ktoś tam pomyśli: „A ten Grek, kto te podcasty robi i robi. Czemu on te podcasty tak robi?” Ty robisz, bo masz swój cel i sprawiają ci radość.

Greg Albrecht: Myślę, że ludzie mają ogromną zdolność trafiania w różne czułe punkty. Już tyle komentarzy przeczytałem, że one nadal potrafią mnie trafić, a czasem zszokować tym, jakimi drogami ludzie chodzą.

Myślę sobie jednak, że to dobrze, bo może to powoduje, że przynajmniej wyzwoliłem jakieś emocje. Ktoś mógł się odbić w tym lustrze i zaistnieć, pisząc jakiś uszczypliwy czy krytyczny komentarz pod spodem. Miał swoje pięć sekund, pokazując, że też jest tam w tym komentarzu, ma swoją opinię i może dać mi feedback, na przykład dotyczący tego, czy jestem odpowiednio ubrany.

Prowadząc podcast, ostatnio dostałem taki komentarz, że to nie przystoi prowadzącemu mieć taki ubiór.

Tomasz Krawatka: Ale wiesz co, ja bym tylko jeszcze dodał, że może wiesz co, to też jest… Bo też dostaję różne takie komentarze i ja ostatnio dostawałem, że za często używam „kurcze”, co jest prawdą. Nawet teraz usłyszałem, że już trzy razy użyłem i że oczywiście za dużo słów, które są jakieś branżowe i tak dalej.

Ale wiesz co, tak sobie myślę, że generalnie, jak ja czytam te komentarze potem, bo je oczywiście czytam, to dla mnie to jest też takie ciekawe, kurczę, znowu informacja zwrotna, co jest dla mnie ważne, a co nie. Bo jak mi ktoś pisze, że na przykład, to kurcze, nie…

To pierwsza moja myśl: o co ci chodzi? Przecież, kurcze, chcę przedstawić coś. I to jest najważniejsze. Ale z drugiej strony nie jest tak do końca, bo jeśli chcę to przedstawić dobrze, to komunikacja, jakie będę używał język, to wszystko ma znaczenie. Więc są takie rzeczy.

Ale jeśli mi ktoś napisze, że nie wiem, ubrałem się nieodpowiednio, to gdzieś tam moja linia tego, co jest dla mnie ważne w życiu, a co nie, ona gdzieś jest. I ja ją dzięki tym komentarzom widzę. Widzę, okej, to mnie akurat nie martwi i nie uważam, żeby to było ważne.

Więc to też jest ciekawe, bo to znów jest, wiesz, taka nieprzefiltrowana informacja zwrotna, którą jest moim zdaniem na pewnym poziomie trudno dostać. A tutaj randomowy, anonimowy komentarz z internetu trafia w sedno.

Greg Albrecht: To prawda. Wiesz, z tym byciem lubianym ja bym jeszcze do tego się odwołał, bo mam taką teorię, że jednak bycie lubianym do osiągania celów też jest bardzo ważne. I teraz powiem, co mam na myśli, bo to jest tak: czy ja chcę być lubiany dla siebie — to jest jedna rzecz.

A druga kwestia jest taka, że to bycie lubianym, tak już patrząc z socjotechnicznego punktu widzenia, jest po prostu opłacalne. Obserwuję ludzi, którzy odnoszą sukces i bardzo dbają rzeczywiście o to bycie lubianym w znaczeniu takim, żeby nie budować dystansu, być przystępnym, mówić o rzeczach oczywistych, nie tworzyć bariery chociażby językowej. Czyli jest cały zestaw sposobów zachowań i technik, których nie mają naturalnie, a mimo to ich kochamy. Chciałem się też tym podzielić, bo myślę, że powiedzenie, że bycie lubianym jest czymś złym, poza tym elementem osobistym, było daleko idącym uproszczeniem. Bo ono też, na szczęście lub nie, tak działa — psychologia człowieka pomaga osiągać te cele.

Krótko mówiąc, Tomek, człowiek, którego trudno nie lubić: skromny, miły, sympatyczny i do tego kumaty, zrobił wiele rzeczy. To jest faktem. To na pewno pomaga twojej książce, że ktoś ją przeczyta. Bo być może, gdybyś był, nie wiem, kostropaty, niesympatyczny, brutalny, nie umiał napisać jednego zdania i nadal miał sukces, nie wiem, czy ktoś by chciał to przeczytać, bo nikt by cię na LinkedInie nie zalajkował i tak dalej.

Więc to jest też taki interesujący element podejmowania decyzji, według mnie. Wiesz, co to znaczy być wprawdzie ze sobą i tak naprawdę, jak daleko idą granice opłacalności podejmowania pewnych taktyk w sposób — może to mocne słowo — wyrachowany, czyli tak intencjonalny, a na ile jesteśmy w jakiś sposób naturalni i to jest ta nasza naturalna autentyczność. Czyli to, kurczę, czy to jest element mojej naturalnej autentyczności, czy jednak wyeliminowanie kurczę sprawia, że ja nadal jestem autentyczny, pokazuję, że pracuję nad sobą i dzięki temu jestem bardziej przystępny i bardziej lubiany.

Tomasz Krawatka: Tak, myślę, że po prostu, wiesz, co chciałem powiedzieć, to że bycie lubianym dla mnie akurat nie jest celem. Jeśli to się dzieje przy okazji, to świetnie. Wiadomo, lepiej być miłym, uprzejmym, dobrze wychowanym niż nie.

Właśnie, albo jesteś strażakiem i ratujesz kogoś z pożaru i nie masz czasu powiedzieć: „Przepraszam, czy mogę pana wyciągnąć za kurtkę teraz z tego samochodu? Czy pan nie ma nic przeciwko?” — tylko po prostu to robisz. Nie ma czasu na takie formalności.

To są też takie sytuacje właśnie w biznesie często, prawda, gdzie kurczę, nie ma czasu na przedstawianie wszystkich opcji, dyskutowanie z zespołem, co oni myślą i jak się czują. Trzeba podjąć jakąś decyzję, bo za tydzień nas tu nie będzie, bo zbankrutujemy.

Więc myślę, że tak, to jest ta cała rozpiętość życia. Teraz zadam to.

Greg Albrecht: Cringe’owe pytanie. Mierzę się sam ze sobą. Dawaj, śmiało. Powiedz mi, ze wszystkich tych projektów biznesowych, które do tej pory wytworzyłeś, ile milionów złotych zarobiłeś?

Tomasz Krawatka: Bardzo cringe’owe, faktycznie. No, dużo. Pomidor. Ale cenię, cenię i chyba nikt mi go nigdy nie zadał wprost.

Greg Albrecht: Po prostu dla mnie ono też jest dziwne, trochę obciachowe, a jednocześnie wydaje mi się, że wiele osób chciałoby znać na nie odpowiedź.

Więc pomyślałem, że mogę je zadać.

Tomasz Krawatka: Myślę, że to jest okej. Zadawanie pytań jest całkowicie w porządku i jak najbardziej dozwolone. A co sądzisz o tym?

Greg Albrecht: Że niektórzy bardzo lubią na takie pytania odpowiadać. Myślę, że to też jest okej.

Tomasz Krawatka: Dlaczego ja nie lubię na to pytanie odpowiadać? Dlatego, że wydaje mi się, iż jestem typem osoby, którą cieszy to, co buduję. Mnie zawsze bardziej autentycznie i głębiej cieszy wycena firmy, którą zbudowaliśmy — jeśli już mówimy o liczbach — niż to, ile z tego trafi na moje konto. Ta wycena mówi o pracy całego zespołu.

Jestem akurat bardzo słaby w sporcie, ale wyobrażam sobie, że to jest trochę taka różnica, czy Lewandowski strzelił trzy bramki, czy Polska wygrała. Fajnie, że strzelił trzy bramki, ale jeśli Polska przegrała, to nie wiem, czy to nadal jest tak fajne. Natomiast jeśli nie strzelił żadnej, ale Polska wygrała, bo dużo podawał, to może jest fajne.

Nie wiem, bo ludzie mają pewnie różne podejścia. Ja się cieszę, gdy Polska wygrywa. Zazwyczaj po prostu tworzymy te firmy z całą grupą ludzi i ta liczba, do której razem docieramy, daje nam wszystkim dużo — łącznie, wiesz, często z zarządami czy z programami dla pracowników. Różne są te podziały exitów.

To jest coś, co mnie naprawdę cieszy. Myślę, że dlatego mam jakąś taką oporność w ogóle na ten temat, bo często myślenie o tym, ile kto konkretnie zarobił, jest bardziej inwestorskie niż przedsiębiorcze. Inwestorzy często mówią: „Na tej transakcji zarobiłem tyle, na innej tyle”, bo to jest niestety smutne, ale oni najczęściej nie grają w zespole. To ta konkretna osoba zarobiła. Zawsze wydawało mi się to trochę osamotnione — „ja tutaj zarobiłem na tej firmie”. To jest coś innego niż „my razem zarobiliśmy, robiąc tę firmę”.

Ja po tej drugiej stronie po prostu czuję, że tam przynależę.

Greg Albrecht: To, z jaką liczbą czułbyś się dobrze, gdybym cię zapytał i mógłbyś podać na przykład łączną wartość projektów, w których partycypowałeś w znaczący sposób i byłeś lub jesteś ich udziałowcem?

Tomasz Krawatka: To jest ciekawe. Dla mnie na przykład interesujące jest takie porównanie: jak tworzyliśmy wartość w Divante, a samo Divante sprzedano za 260 milionów. Jednak przed sprzedażą wydzieliliśmy dwa produkty z Divante. Wartość tych produktów łącznie, czyli Open Loyalty i View Storefront, przekroczyła – niecałe, ale prawie – dwukrotnie wartość Divante.

To również jest ciekawe, ponieważ tworzyliśmy firmę usługową przez 14 lat, która miała 20 milionów przychodu w Divante. Sprzedając ją, dodatkowo, korzystając z wiedzy, którą mieliśmy w tej firmie, stworzyliśmy produkty, których wartość rynek określił na dużo więcej niż wartość samej firmy.

To pokazuje również ciekawy aspekt tworzenia wartości – wiedza i ekspertyza zamknięta w formie produktu buduje wartość dużo szybciej. Produkty robiliśmy tylko kilka lat, podczas gdy Divante rozwijaliśmy 14 lat. Moim zdaniem wskazuje to interesującą ścieżkę dla polskich firm. W Polsce jest wiele dobrych firm usługowych i jeśli te firmy zaczną tworzyć własne produkty, mogą znacznie zwielokrotnić swoją wartość.

To jest aspekt, który dał mi do myślenia – jak rynek odbiera tę wartość.

Greg Albrecht: A jaka jest ta rzeczywista wartość? Bo też jest taki moment urealnienia, tak? Czyli mówisz o tej wartości kierowanej przez rynek, ale rozumiem, że nie na poziomie exitu w tych dwóch projektach, tylko na poziomie kolejnych rund inwestycyjnych.

Tomasz Krawatka: To też różnie, bo w jednym z tych projektów we View Storefront sprzedawaliśmy secondaries w pewnym momencie i to była taka wycena, jakby przez rynek przyjęta. Natomiast oczywiście w wypadku startupów te wyceny bardzo się zmieniają, zależnie od koniunktury.

Zresztą nie tylko w wypadku startupów, bo też widziałem, jakie były różnice w wycenach pomiędzy Divante i Callstack, gdzie mnożniki dla Divanta były bardzo wysokie w porównaniu z Callstack’iem, ponieważ rynek jest już inny.

Greg Albrecht: I no, to wszystko się zmienia, dlatego też, jakby… Ale w Callstack’u chyba ten mnożnik też nie był taki zły.

Tomasz Krawatka: Nie, oczywiście był bardzo dobry, ale łatwo sobie sprawdzić: Kolstak miał 50 milionów EBITDA i został sprzedany za pół miliarda. Widać więc, jaki jest mnożnik. Divantę — to już podałem liczby — ten mnożnik był wyższy, ponieważ sprzedawaliśmy na totalnym szczycie górki. To jest też coś, czego oczywiście nie jest zasługą nikogo z nas, po prostu mieliśmy szczęście.

W wypadku Callstack’arównież mieliśmy wielkie szczęście, ponieważ bardzo wiele firm IT dzisiaj ma problemy, a Callstack jest zbudowany naprawdę w sposób niezatapialny. Tutaj szczęście mieliśmy zarówno do wspólników — Majka i Ani — jak i do obecnego zarządzającego, Krisa, bo trójka ta świetnie to zbudowała. Więc komponent szczęścia jest również bardzo ważny.

Greg Albrecht: Anna Lankauf, 296. odcinek Greg Albrecht Podcast — zachęcam do wysłuchania, bo to historia właśnie Callstack’a. Z jej perspektywy to dla mnie fascynująca opowieść. W ogóle myślę, że jeszcze dużo ciekawych rzeczy zrobi na tym kolejnym etapie swojej kariery.

A jak znalazłeś się w takim spektakularnym projekcie jak Eleven Labs?

Tomasz Krawatka: A to znów bardzo dużo szczęścia i przypadku — zawdzięczam sobie absolutnie nic. Tutaj Bartek Pucek, który nas zaprosił do kilku różnych inwestycji, jego zresztą też do różnych. Super mądry gość i świetnie się z nim rozmawia po prostu o startupach.

Jeden z tych startupów, do których nas zaprosił, to był właśnie Eleven Labs. Wtedy ten deck nie wyglądał tak, jak ta firma dzisiaj wygląda — dużo węższa specjalizacja. Ale bardzo nam się to podobało, bo super founderzy, fajna taka oferta. Wtedy ta firma była głównie skupiona na tworzeniu dubbingu dla właśnie Netflixu, HBO i tak dalej. My rozumiemy, jak się sprzedaje dużym firmom, zrozumieliśmy, że to będzie miało sens. W Bartka syndykacie po prostu zainwestowaliśmy wspólnie w tę spółkę.

To też jest taka fajna historia, która być może pokazuje, jak ten proces wygląda — współpracy z Business Angelami. My się z Matiem i z Piotrem zdzwoniliśmy raz na początku, omawiając sobie deka, później jeszcze chyba dwa razy: raz w temacie, jak zrobić lunch dobrze, i potem raz w temacie, jak robić sprzedaż Enterprise, czyli dla dużych firm. I tyle. Oni nigdy więcej od nas nie potrzebowali żadnych rad, pomocy ani niczego.

Bo jeśli firma rośnie bardzo szybko, to tak naprawdę zaraz jest nowa runda, nowy Angel, nowa wiedza, która jest potrzebna. Ta firma bardzo szybko się leweruje i to, że nie jesteś potrzebny jako inwestor i Angel, to jest świetna informacja. To znaczy, że oni się rozwijają bardzo szybko i że po prostu gdzieś tam miałeś coś do powiedzenia, a teraz już to nie jest potrzebne.

Taka fajna historia właśnie pokazująca, że te najlepsze spółki są gdzieś tam przez chwilę, a później już wiesz — znikają z horyzontu.

Greg Albrecht: Dokładnie, też mam taką percepcję. Wszyscy aniołowie biznesu, inwestorzy, którzy chcą się wyżyć intelektualnie lub próbują jakoś swoim ego sterować czymś — jeśli jest czym sterować — to raczej nie będzie to.

Tomasz Krawatka: To nie świadczy dobrze, to prawda. Również, gdy widzę, że kontakt ze startupem się nasila, a nie osłabia, to nie jest dobry prognostyk. Jeśli po dwóch, trzech latach oni nadal potrzebują rad „wujków” z pre-seedowej rundy, to znaczy, że albo nie mają kolejnej rundy, albo jest tam jakiś problem.

Co też czasami nic nie znaczy, bo potem wszystko może się odbić. Widziałem takie przypadki. Jednak takie stanowisko jest celowe — inwestujesz parę razy, im pomagasz, a później decydujesz.

Greg Albrecht: Powiedziałeś o tym, że być może inwestor może potencjalnie zepsuć firmę. Pewnie były też takie projekty, że na przykład inwestor stwierdził, iż łatwiej mu jest odpisać temat niż go dokapitalizować na ostatniej prostej. Pewnie również widziałeś takie przypadki — ja również nawet partycypowałem.

Z drugiej strony są też historie, w których być może founderzy tak dobrze strukturyzują swoją opowieść, aby pokazać, że problem leży w inwestorach, a niekoniecznie w nich samych. Masz jakieś doświadczenia albo metody walidacji historii sukcesu osób, które są w tym ekosystemie i które jednak cały czas skutecznie pozyskują finansowanie? Nie wszystkie te historie kończą się przecież sukcesem.

Tomasz Krawatka: Generalnie to jest dosyć ciężki temat naszego ekosystemu, bo to się wszystko tworzy. My budujemy takie zaufanie społeczne do siebie i zaczynamy sobie pomagać jako przedsiębiorcy, inwestorzy — cały taki ekosystem spółek technologicznych w Polsce. Myślę, że to jest bardzo cenne.

Na rubieżach tego są jakieś pojedyncze przypadki ludzi, którzy robią niefajną jakąś robotę, ale na poziomie founderów i inwestorów to jest bardzo rzadkie. Wiesz, ja dzisiaj nie mam za bardzo odpowiedzi na to, jak sobie z tym radzić, bo tego jest bardzo mało. Wydaje mi się, że nawet naszych sukcesów jest jeszcze bardzo mało.

Szczerze mówiąc, bardzo się cieszę. Mieliśmy taki przypadek w jednej ze spółek, gdzie osoba z tej spółki coś tam wnosiła i w pewnym momencie bardzo dobrze w tej spółce szło. Ta osoba bardzo mocno zaczęła komunikować o tej spółce i o swojej roli. Pierwszy odruch ludzi, którzy są w tej firmie, był taki: „Ej, no kurczę, przecież to jest nasza zasługa, co on tak się tym chwali?” Ale po chwili refleksji…

[UNKNOWN] Proszę o przesłanie tekstu do korekty.

Tomasz Krawatka: No dlaczego się nie ma chwalić? Ktoś coś robił, to miało sens w tym czasie, gdy był, więc dołożył tę cegiełkę czy cegłę. I to jest tak naprawdę bardzo fajne, że się chwali, że budował z nami tę firmę, bo to znaczy, że uważa, że to jest świetna firma.

My, jako Polacy, mamy chyba w sobie jeszcze coś takiego, że nie umiemy się za bardzo chwalić i trochę to nas wywołuje jakieś złe emocje — że ktoś się czymś chwali, a inni myślą: „Co on się tak chwali? To wcale nie jest takie fajne, a na pewno nie pomógł bardzo wcale”. A ja uważam, że fajnie, że ludzie zaczynają się chwalić i to jest super. Nam tego bardzo brakuje, jeszcze w porównaniu do kolegów i koleżanek z Ameryki. My jesteśmy super rozsądni i bardzo rzadko widzę takie przesadzone opinie.

Miałem bardzo podobną sytuację jeszcze z projektami „for good”, bo od jakiegoś czasu staram się przekonywać przedsiębiorców do tego, żeby wspierali różne projekty takie „for good”. Na naszej pierwszej rozmowie rozmawialiśmy o Tech to the Rescue i tam wielu przedsiębiorców wsparło projekt Puszczy Połączonej, Puszczy Polskiej. Tutaj też głównie do przedsiębiorców kierujemy MD Fellowship, czyli mentoring dla licealistów, żeby nas wspierali.

Uważam, że pokolenie tych przedsiębiorców, powiedzmy moje, czyli około 40 lat, gdzie wielu z nich robi exity, będzie robić albo zrobiło, to jest pokolenie, które może naprawdę dużo oddać z powrotem i zrobić dużo dobrych rzeczy. Mamy wszyscy jeszcze energię i chcemy się w to angażować, nie tylko dać pieniądze.

Zastanawiałem się nad tym, na ile warto pokazywać konkretne kwoty, wręcz na zasadzie transparentności. Bo co ja widzę? Jest bardzo duża rozpiętość. Ludzie, którzy wychodzą z olbrzymimi exitami, później wysyłają, nie wiem, tysiąc złotych na coś. To jest ok, bo ten tysiąc jest potrzebny i fajnie. Ale myślę, że często brakuje takiej wyobraźni, że znów może jest jakiś niedosyt, jakaś niepewność, że „słuchaj, możesz wysłać milion”. Ludzie tak robią, ale czasami brakuje tej wyobraźni naprawdę. I to nie jest żadna zła wola, po prostu ktoś nigdy nie robił rzeczy „for good” czy charytatywnych albo nie biznesowych i nie ma nawet tego przełożenia, że „kurczę, jak ja mam 100 milionów na koncie, to mogę im wysłać milion, bo to naprawdę zrobi dużą różnicę”. A to nadal nie jest problemem.

Myślałem sobie o tym, że może warto o tym więcej pisać i mówić wprost, że jeśli robimy, nie wiem, zbiórkę na wykup jakiegoś pięknego, starego lasu, żeby go ktoś nie wyciął, to możemy napisać, ile kosztuje ta działka. Ale może powinniśmy zacząć pisać, kto ile dał, po prostu, żeby inni — koleżanki, koledzy — też mogli powiedzieć: „Ok, jak ten dał tyle, to też mogę tyle dać”.

Zostałem srodze poskromiony na LinkedInie, że to jest bardzo niefajne, że w ogóle tak można się chwalić, ile się daje pieniędzy. Przecież to nie o pieniądze chodzi, tylko o to, żeby pomóc. I to jest bardzo niefajne, bo ktoś się tak będzie chwalił tym i to jest wtedy taki greenwashing w ogóle. I wiesz, bardzo mi to dało do myślenia — nie w takim sensie, że ja uważam, że to jest niefajne, bo uważam, że to jest super i powinno się tak właśnie robić, konkretnie deklarować. W to wierzę i na to daję pieniądze i tyle daję.

Natomiast odbiór tego przez ludzi w Polsce wydaje mi się jeszcze jest na tyle zły, że to się nie przysłuży sprawie, wiesz, że robiąc tak, robimy sobie odwrotną reklamę.

Ciekawy jest też taki przykład, już do ekstremum posunięty, na ile my umiemy się chwalić i cieszyć czymś, szczycić się czymś, a na ile jednak jest to pytanie: „A ile masz na koncie? A ile zarobiłeś? Jaki to był exit? A ile dałeś na coś?” — jest takie, no wiesz, „grek”, o to się nie pyta.

Wydaje mi się, że na przykład zadając to pytanie u siebie, oswajasz ludzi z tym, żeby też mówić otwarcie o sukcesach. Bo w Stanach na takie pytanie pewnie każdy by ci odpowiedział i jeszcze podał dwa razy większą kwotę niż faktycznie ma, bo by sobie jeszcze policzył, że bez podatków i w ogóle, i coś tam, i coś tam, nie?

Greg Albrecht: No dokładnie, a propos fundacji „Las na zawsze” – to jest temat, który chciałbym jednak pogłębić, bo lubię las i codziennie w nim biegam. Jak już ci mówiłem, ten temat trafia na mnie bardzo.

To miejsce zmienia według mnie jakość naszego umysłu, i nie tylko powietrza, i w ogóle.

Tomasz Krawatka: Jest na to dużo badań, także jest to naukowo udowodnione.

Greg Albrecht: Nie chodzi tylko o ekstrema, jak przytulanie drzew – to też pewnie jakoś działa. Tego nie praktykuję, ale wystarczy mi pobyć w lesie godzinę dziennie i myślę, że jestem w innym miejscu, fizycznie i mentalnie.

No i ten las – jakby nie patrzeć, nie każdemu się opłaca. Dzisiaj, nie wchodząc już w kontekst tego, kto jest właścicielem większości lasów, jak one są zarządzane i tak dalej, są jednak jakieś lasy, które dają nam tlen, którym oddychamy. W uproszczeniu chronią nas w jakimś ujęciu przed efektem cieplarnianym, w jakimś tam stopniu, bo konsumują bardzo dużo tych gazów, których nie potrzebujemy, a nikt się nimi nie martwił.

Na szczęście powstała fundacja „Las na zawsze”, którą ty współtworzysz i współfinansujesz. Tam ci wszyscy, którzy nie chcą się chwalić, mogliby po milionie teraz przetransferować, oglądając ten materiał. I uważam, że powinni zdecydowanie to zrobić. A ty sam zdecydujesz, czy ich upublicznisz, czy nie, bo jest to temat ważny.

Nawiązując do tego upubliczniania, ja uważam, że jesteśmy gotowi na to. Myślę, że to tylko musi być właśnie pokazywane poprzez te pozytywne przykłady, być może właśnie przez fundację. Myślę, że to byłoby wspaniałe, gdybym zobaczył, że ten czy inny przedsiębiorca, który był wcześniej tutaj przy tym stole, i dla niego przelanie tego miliona nie stanowiłoby problemu, faktycznie to zrobił. I nie był to tylko założyciel, ale też inny człowiek będący przy tym stole, który także lubi na przykład siedzieć w lesie dużo albo wie, że oddycha tlenem.

Zachęcam do tego i myślę, że wtedy pokazanie tego nazwiska jak najbardziej byłoby fajne. Ja bym lajkował i promował, bo uważam, że to jest piękne. Mocno wspieram temat leśny, fundację i chciałbym wiedzieć coś więcej – jakie są te wielkie cele, ambicje, ile kasy, ile drzew?

Tomasz Krawatka: Tak, Las na Zawsze to fundacja, która sadzi lasy oraz chroni lasy stare i różnorodne, które już są, żeby nikt ich nie wyciął. W Polsce większość tego, co widzimy za oknami, to są uprawy leśne i one są oczywiście potrzebne na drewno. Te lasy zazwyczaj, około 70 lat od posadzenia, są wycinane na deski, zazwyczaj sosna. Dlatego te lasy w Polsce to są takie patyczki, które sobie stoją. To jest oczywiście potrzebne i absolutnie z tym nie walczymy.

Natomiast w Polsce generalnie mamy też lasy jedne z najstarszych w Europie, bardzo bioróżnorodne, takie nasze naturalne lasy liściaste. Kiedy wchodzisz do takiego lasu, od razu czujesz, że jest chłodniej. Taki las ma dużo więcej roślin i zwierząt, jest taki puszczański i czuć potęgę tego lasu. Takie lasy nadal w Polsce są także w rękach prywatnych. Jeśli właściciele mają chęć je sprzedać, to my je kupujemy po to, żeby nie powstały tam jakieś osiedla, bo po prostu szkoda tak cennych lasów tracić.

To jest ta część, gdzie czujemy, że fajnie jest to zabezpieczać także dla kolejnych pokoleń. My jesteśmy takim łańcuszkiem, takim ogniwem i wydaje mi się, że za 100–200 lat nikt nie będzie myślał o tym, żeby wycinać tak cenne lasy. Będą się pukać w głowę, co tam się działo, że tyle tego wycięli. Ja bym nie chciał, żeby na naszej warcie były wycięte lasy wartościowe, które za 50–100 lat już nikt nie będzie myślał o ich wycięciu. Dlatego chronimy lasy, które już są.

Oczywiście zbieramy na to środki. To jest bardzo kosztowne, ale z drugiej strony też bardzo nagradzające, bo kupujemy lasy w całej Polsce. Nie ma czegoś takiego jak jeden wielki teren, który można sobie kupić w Polsce, więc nasz projekt składa się z wielu lasów w różnych miejscach w Polsce, od jednego hektara do piętnastu — chyba największa działka do tej pory.

Jeśli ktoś ma ochotę, może z nami razem taki las ochronić. To może być las, który będzie nazwany imieniem jego firmy czy jego samego. Później, uwierz mi, zwiedzanie takiego lasu, które robimy razem z przyrodnikami, którzy pokazują, co tam jest, zgłaszają często drzewa jako pomnikowe, bo tam są naprawdę przepiękne okazy, to jest bardzo głębokie przeżycie. Kiedy o tym mówię, mam ciary, bo to jest coś szczególnego, zwłaszcza dla nas, ludzi, którzy siedzą w technologiach i biznesie. Nagle chodzisz po czymś, po czym będą chodzić dzieci twoich dzieci, to będzie nadal stało. To jest lepsze niż wybudowanie czegokolwiek, bo to po prostu będzie tam trwać.

To bardzo ważny dla mnie projekt, który zaczęliśmy w tym roku. Mamy ambitne cele. Projekt nazywa się „Połączona Puszcza Polska” — połączona, dlatego że łączymy różne fragmenty w całej Polsce, puszcza, bo te lasy już wyglądają jak puszcza i będą puszczą, a Polska, bo w Polsce.

Jest też aspekt historyczny tego projektu. Kiedy chodzisz z lokalnymi ludźmi do tych lasów, słyszysz różne świetne historie. Las to nie tylko drzewa — to też wspomnienia. Ja na przykład biegałem po lesie z moją babcią. To nie jest tylko las, to jest moja babcia, to są nasze wspomnienia, gdzie chodziliśmy, o czym tam rozmawialiśmy. To są naprawdę często bardzo głębokie przeżycia, których nie chcesz stracić, bo tam powstanie osiedle.

To bardzo głęboki projekt, który pewnie będę robił do końca życia i który finansuję. Już namówiłem też sporo przedsiębiorców, żeby nas wspierali.

Dobrze, to powiedz, ile…

Greg Albrecht: Ile trzeba zapłacić, żeby mieć las swojego imienia i zamiast mieć rysia biznesu, mieć rysia w swoim własnym lesie?

Tomasz Krawatka: To już byłby hit! To wspaniałe, to faktycznie jest świetne. Ile hektar lasu w Polsce kosztuje? Około 100 tysięcy złotych, a im więcej go kupuje się, tym taniej jest. Kupiliśmy działkę 15-hektarową jakiś czas temu za poniżej miliona, około 800–900 tysięcy. Takie działki w Polsce są dostępne.

Można więc od jednego hektara kupić i ochronić z nami lasu, który będzie nazywany twoim imieniem. Wchodzi on oczywiście do fundacji jako zasób, a fundacja będzie go chronić — nigdy nie będzie wycięty. Natomiast twoje prawo do bycia partnerem, który ten las ochronił, jest wieczne.

Niesamowite jest właśnie zwiedzanie tego lasu razem z rodziną i bliskimi, gdzie razem po prostu czujecie, że to jest wasze. Dzięki wam jest chronione — fantastyczne! Myślę, że to nie jest dużo dla ludzi, którzy są po exitach.

Jedno z najlepszych przeżyć, jakie miałem w ostatnim czasie, to właśnie wspólnie z trzema kolegami zrzuciliśmy się na taki konkretny las. Pojechaliśmy później oglądać go, a następnie pojechałem tam z moją partnerką i oprowadziłem ją. To były bardzo wzruszające chwile. Wiesz, myślę, że mało kto tak się wzruszy, kupując sobie kolejne Porsche czy Ferrari, jak chroniąc las. Jestem pewien, że daje to dużo więcej emocji.

Greg Albrecht: Co zrobić, żeby teraz kliknąć poniżej i kupić kawałek lasu z fundacją? Jak można was wesprzeć?

Rozumiem, że ten milion nie jest warunkiem. Jeżeli ktoś słucha i chce wrzucić 100 złotych na to, żeby las trwał wiecznie, to nieważne, jaka kwota. Znaczy, ważne jest, jaka kwota, ale małe kwoty też są ważne, bo liczy się efekt skali, oczywiście.

Tomasz Krawatka: Wystarczy wejść na stronę Raz na Zawsze, gdzie można wesprzeć dowolną kwotą sadzenie nowych lasów, ponieważ to również robimy. Te nowe lasy sadzimy w taki sposób, aby wyrosła z nich puszcza. Dlatego sadzimy tam liściaste drzewa w sposób nieuporządkowany, co jest świetne. W ogóle sadzenie lasu to wspaniała rzecz.

Zachęcam również przedsiębiorców do dołączenia i wspólnej realizacji tego celu. Na stronie można wybrać, czy chce się wspierać sadzenie nowych lasów, czy ochronę, i wpłacić dowolną kwotę. Jeśli ktoś chciałby, aby jego firma lub on prywatnie wsparł jakąś większą inicjatywę ochrony, najlepiej po prostu skontaktować się ze mną na LinkedIn lub z fundacją przez stronę.

Etikiety nie są przeznaczone dla milionów, raczej dla kwot od stu tysięcy złotych, ponieważ zależy nam na tym, aby osoby wspierające miały poczucie sprawczości. Na przykład kupiliśmy piękną działkę pod Lublinem, która kosztowała 200 tysięcy złotych. Dwóch przedsiębiorców zrzuciło się na nią razem, ponieważ okazało się, że obaj pochodzą z tych rejonów, co było super. Sami pojechali wcześniej zobaczyć tę działkę, a przy okazji poznali się – dwóch świetnych ludzi.

Kiedy będziemy im pokazywać tę działkę, będzie to dodatkowy, wartościowy networking. Chyba nie ma nic lepszego niż robienie czegoś dobrego razem z kimś i jednoczesne poznawanie się. Od razu pojawiają się wspólne wartości i świetna rzecz, którą wspólnie realizujecie. To bardzo wartościowe i super.

Greg Albrecht: Już nie mogę się doczekać. Mam parę pomysłów, komu można by było ten las, że tak powiem, zaoferować jako szansę, więc się mega cieszę. Tomek, szanuję bardzo twój czas, a kocham z tobą gadać, więc to mogłoby trwać wiecznie.

Niemniej jednak zbliżamy się do końca. Tu już za nami mruga, że czas nam się kończy. O co cię nie zapytałem i chciałbyś o tym jeszcze powiedzieć, aby w twoim odczuciu ta rozmowa była kompletna? A może jest coś, po prostu coś, o czym chciałbyś powiedzieć, a o to nie zapytałem?

Tomasz Krawatka: Wiesz co, myślę, że chciałbym kamerą zamknąć te tematy. Po pierwsze, jeśli kogoś właśnie ciekawi, co napisałem w książce, to zapraszam do zapoznania się z tymi wstydliwymi wyznaniami. Książka nazywa się The Five i opowiada o pięciu pierwszych latach prowadzenia firmy technologicznej. Jeśli wpiszecie w internet „The Five książka”, można się zapisać na premierę.

Drugi temat, krótko, ale dla mnie równie istotny, to ochrona lasów, a konkretnie MD Fellowship. MD Fellowship to mentoring dla młodych osób, głównie celujemy w licealistów. Tutaj z premedytacją mówię o tym u ciebie, gdzie zakładam, że niewielu licealistów może słuchać tego podcastu, bo jest to podcast biznesowy. Natomiast analizowaliśmy i naszym najlepszym źródłem mentee do programu są rodzice.

MD Fellowship to program, w którym co pół roku rekrutujemy piętnaście, dwadzieścia osób robiących fajne, ambitne rzeczy — nie tylko o charakterze przedsiębiorczym, często badawczym — które mają jakiś ambitny projekt i już go realizują. Pomagamy znaleźć mentora dla takiej osoby, który już to zrobił i może wesprzeć tę osobę. Dodatkowo te osoby spotykają się ze sobą i utrzymują komunikację, co ma bardzo dużą wartość, bo często jest tak, że jesteś takim jedynym „nerdem” w klasie i nikogo innego nie interesują na przykład silniki odrzutowe. A nagle trafiasz do grupy osób, gdzie innych ludzi też jarają silniki odrzutowe, a jeśli nawet nie silniki, to inne rzeczy. Widzisz bratnie dusze, co bardzo tych ludzi wspiera.

Bardzo ich wspiera też fakt, że mentorzy — osoby, które odniosły duży sukces — mają dla nich czas. Widzę, że nawet po półtora roku działania tego programu mam już trzy edycje, i to jest największa wartość, że te osoby mówią: „Kurczę, nie taki świetny przedsiębiorca, a on ma w ogóle dla mnie czas”. To buduje bardzo ich poczucie własnej wartości i dodaje im skrzydeł, co jest super cenne.

Do tej inicjatywy też warto się przyłączyć. Jeśli macie gdzieś w okolicy młodych, zdolnych ludzi, warto po prostu im powiedzieć, żeby się zgłosili. A jeśli ktoś chce wspierać — głównie przedsiębiorcy to robią — to co roku zbieramy budżet, żeby program mógł funkcjonować. To taka przyjemna inicjatywa.

Las na zawsze i MD Fellowship to rzeczy, które budują na sto lat plus, bo i tu, i tu uruchamiamy coś, co nas przeżyje i przerośnie. To jest taka, myślę, fajna klamra tej rozmowy — masz cele i możesz sobie wyznaczać takie, które cię przeżyją, coś, co będzie dalej funkcjonować, nawet kiedy nas tu nie będzie. To bardzo miłe o tym pomyśleć — możemy coś wprawić w ruch.

Greg Albrecht: Trzeba mieć dobrą wyobraźnię, żeby to zrobić. Myślę, że trzeba też czasu, żeby się nad tym zastanowić. W związku z tym wszystkim życzę czasu i wyobraźni, aby myśleć w takich kategoriach i dostrzegać te możliwości.

Tobie dziękuję, że znajdujesz ten czas, zasoby i energię oraz że zdecydowałeś się tutaj pojawić, aby ponownie porozmawiać ze mną w Greg Albrecht Podcast. Wielkie dzięki, Tomek.

Tomasz Krawatka: Dziękuję bardzo.

Greg Albrecht: Partnerem podcastu jest Albrecht & Partners – mentoring strategiczny, wsparcie w zarządzaniu oraz executive coaching.

Greg Albrecht: Do zobaczenia w kolejnym odcinku.

Udostępnij:
Podcast

Poznaj wiodący podcast dla przedsiębiorców i zarządzających biznesem. Posłuchaj przedsiębiorców, którzy zbudowali biznes od zera. Znajdź odpowiedzi na wyzwania, które trapią liderów – niezależnie od branży.

Newsletter

Zainwestuj 5 minut w tygodniu, by osiągać więcej.

Dołącz bezpłatnie do tysięcy przedsiębiorców i zarządzających biznesem w społeczności Business Unlimited.

Zobacz także