Change language:

Łukasz Białkowski: od prowadzenia barku na siłowni do biznesu z Anną Lewandowską

Biznesowy samouk, który specjalizuje się w biznesie związanym ze zdrowiem i sportem. Jego najbardziej medialny biznes to Healthy Center by Ann, który współtworzy m.in. z Anną Lewandowską.

Poza tym jest importerem i wyłącznym dystrybutorem suplementów dla sportowców m.in. Agisko i Power Gym 1, z których korzystają kadry narodowe w wielu dyscyplinach. Zaczyna inwestować w projekty internetowe, jego pierwsze dziecko to Vendo.tv.

Sam mówi o sobie, że jest wizjonerem. W rozmowie mówi o tym, jak zaczynał od kopania rowów, skąd zna się ze wspólnikami oraz jak pracuje z ludźmi. Zdradził swój sposób na bycie skupionym i przepis na idealny początek dnia. Co ciekawe Łukasza Białkowskiego nie ma w żadnych mediach społecznościowych.

 
Michał Białkowski

Zapis rozmowy

Dziś naszym gościem jest Łukasz Białkowski – człowiek niezwykle interesujący, o czym wszyscy przekonają się już za chwilę.

Cześć Łukasz.

Cześć, dzień dobry. Witaj Greg.

Łukasz, powiedz trochę o tym – jak to jest zarabiać na zdrowiu?

Masz na myśli suplementy diety, którymi się zajmuję, tak?

Suplementy diety, ale też centrum sportowe, bo to też jest tak naprawdę zarabianie na zdrowiu.

Tak, zdecydowanie. Generalnie, nie podchodziłem do tego nigdy jak do zarabiania pieniędzy. I to jest chyba po pierwsze. Zawsze staram się podchodzić do tych spraw bardziej jako: „Co mogę dać ludziom?”. Bo jeżeli dasz ludziom coś wartościowego, to te pieniądze przyjdą do Ciebie. Jeżeli będzie to rzeczywiście wartościowe. To jest Twój sprawdzian. Według mnie, jeżeli dasz komuś coś, co jest niewartościowe, to ten ktoś za to po prostu nie zapłaci. Nie podchodziłem do tego jako do zarabiania. U mnie to jest bardziej dawanie radości. To jest ta radość z tego, że jesteś sprawny, że się dobrze czujesz sam ze sobą, że możesz przebywać wśród fajnych, młodych ludzi. I mówię tutaj nie tylko o naszym teamie, który na dzień dzisiejszy jest naprawdę prześwietny. Według mnie, to jest w ogóle team number one. Ja nie oceniam skilli, mimo że według mnie, w skillach też to jest top number 1 totalnie, ale przede wszystkim jeżeli chodzi o ducha. Dla mnie to jest kluczowe, bo jeżeli przychodzisz gdzieś, to powinieneś się dobrze czuć. Więc jeżeli czujesz się dobrze i cały zespół na to pracuje, to zespół jest naprawdę top of the top.

Okej. Ze zdrowiem miałem na myśli też to, że współzałożyłeś centrum sportowe.

Tak, to jest centrum przygotowań sportowych.

Więc masz też centrum. Centrum nazywa się teraz Healthy Center by Ann. Z drugiej strony, dystrybuujesz też produkty dla sportowców – żele energetyczne i inne tego typu produkty, a z trzeciej strony, wspierasz produkcję rozmaitych suplementów. To jest jeszcze jeden taki obszar, w którym działasz – czyli wszystkie te rzeczy zaczęły się wiązać ze zdrowiem. Dla mnie to jest o tyle ciekawe i mi bliskie, że tutaj leży sam produkt, którego ja używam.

Tak, to jest bardzo ciekawe i tak jak Ci powiedziałem – świat idzie w tym kierunku.

Na pewno to, że robisz personalizowane produkty to jest coś, co nas łączy. Kwestia też tego, że zdrowie to jest coś, co dla nas jest ważne. Jestem ciekaw – jak Ty doszedłeś do tego? Skąd w Twoim życiu zaczęły się pojawiać te produkty związane ze zdrowiem, w dowolnej formie?

Wiesz co, ja odkąd pamiętam coś trenowałem. Nigdy nie byłem gościem, który był najlepszy w danej dyscyplinie. Ja bardzo długo trenowałem siatkówkę w jednym z warszawskich klubów, który bardzo fajnie się rozrósł. Byłem na pierwszym obozie tego klubu. Mogę powiedzieć i pozdrowić – to jest Klub Sportowy Metro. Nic w ogóle ze mnie by nie było już dalej w tym klubie, więc po prostu tego zaprzestałem. Ale było to mega doświadczenie z mojej strony. Po dziś dzień wiem, że trener, który był moim trenerem od początku – Pan Wojciech Szczucki jest nadal trenerem 2. Nie mam pewności, ale wydaje mi się, że kilka mega dobrych, ligowych zawodników się przewinęło przez ten klub. Nie padło na mnie, jak widać, ale kibicuję chłopakom więc myślę, że ten sport był u mnie zawsze.

Byłem wychowywany w takiej kulturze aktywności. Z rodzicami bardzo dużo jeździłem na wycieczki rowerowe i to takie hardcorowe i długie jak na tamten wiek (bardzo wczesny), bo mój tata się pałał od zawsze kolarstwem. Zresztą, można powiedzieć, że współtworzył Warszawskie Towarzystwo Cyklistów 3. Ten sport był od zawsze gdzieś tam we mnie. Natomiast ja myślę, że to nie jest tak, że z racji tego, że trenowałem, to poszedłem w zdrowie i suplementy diety i później Healthy Center by Ann z Anią Lewandowską. To bardziej się wszystko wzięło z mojej pasji, a moją pasją jest handel. Handel, który jest szeroko rozumiany, bo ludzie mówią że handel to jest brzydkie słowo itd. Ja po prostu to kocham, to jest moja pasja i ja mogę sprzedawać codziennie, od rana do nocy. I nieważne co to będzie – oczywiście to w cudzysłowiu. Nieważne jaka to jest grupa produktów, ale zasada numer jeden: to musi być zawsze najlepszy możliwy produkt jaki ja mogę znaleźć, bądź mogę mieć do niego dostęp. Bo tutaj handel to jest też pytanie: kto jak go rozumie?

A jak Ty to rozumiesz? Bo to jest ciekawe.

Ja nigdy nie patrzę na handel stricte jako na produkt x marża, klient, sprzedane, dziękuję, do widzenia. To jest spoko oczywiście, i generalnie można tak to nazywać i trochę proces w taki sposób wygląda: kupić taniej, nałożyć marżę, dać serwis i sprzedać. Natomiast dla mnie to jest nic innego jak rozwiązywanie pewnych problemów bądź sytuacji u ludzi. Bo nawet jeżeli komuś sprzedajemy suplementy diety albo ktoś przychodzi do Healthy Center by Ann i mówi, że ma problem z nadwagą, to my mu nie sprzedajemy usług dietetycznych, my sprawiamy, że ten człowiek jest szczęśliwszy. Jeżeli ten człowiek jest szczęśliwszy to on to szczęście roznosi. Jeżeli on to szczęście roznosi, to inni ludzie do nas wracają, bo mówią: „Kurczę był u was Tomek. Tomek jest mega szczęśliwy, schudł 5 kg. Jak on to zrobił?”. A to jest mega prosty sposób – po prostu stosował się do kilku zasad, my mu pomogliśmy, był mega wytrwały i udało mu się. A w ogóle, złe słowo – „udało mu się” – zrobił to. Jemu się „nie udało”. On to po prostu zrobił.

Jesteś takim uber handlowcem – czyli rzeczywiście, na tle większości handlowców wyróżniasz się w wielu wymiarach także osiągnięciami, co widać wszędzie wokół. Więc, możesz zdradzić jakie są najważniejsze zasady dobrego sprzedawcy?

Samodyscyplina.

Ale samodyscyplina w robieniu czego?

Samodyscyplina generalnie rzecz biorąc. Bo oczywiście  – z jednej strony mógłbym zacząć wymieniać, że jest to wytrwałość, planowanie odpowiednie, konsekwentne realizowanie celów, odpowiedni sposób rozmowy z ludźmi. Tego jest multum. Tego jest mnóstwo i to jest częste pytanie, które ktoś mi zadaje i mówi: stary, ale w ogóle powiedz mi, jak sprzedawać? Ale tak właściwie to co byś nazwał takim swoim sekretem? Nie ma sekretu, tutaj nie ma złotego środka. To jest trochę jak z odchudzaniem. Każdy wie, że żeby się odchudzić to trzeba zdrowo jeść, ograniczyć węglowodany, trochę się ruszać, wprowadzić mniejsze posiłki regularne. Każdy to wie. To nie jest żaden sekret. To teraz pytanie jest proste. Oczywiście, wyłączając z tego osoby z jakimiś zaburzeniami ruchu, takimi już stricte, czy mówiąc o chorobach czy problemach z hormonami. Każdy to wie, a zobacz ile mamy ludzi otyłych. I tu się pojawia samodyscyplina. No bo co z tego, że wiesz, jak tego nie robisz? Co z tego, że kupiłeś sobie karnet na siłownię, byłeś raz, jak nie chodzisz na tę siłownię?

To jakie są te elementy pracy w sprzedaży? Może powiedz – jak wygląda Twój dzień żeby można było sobie to wyobrazić?

Mój dzień wygląda tak, że… Oczywiście, dzielę trochę moje dni i rok na dwa sezony – to jest sezon zimowy i sezon letni. W sezonie zimowym, dużo częściej i dużo ciężej jest mi wstać rano. Mimo to i tak wstaję o godzinie szóstej. Budzę się i już po prostu szybciutko przechodzę do jakichś tam działań i prawie do wyjścia do biura. Natomiast, w okresie wiosennym, jesiennym i letnim to po prostu wstaję o piątej rano. Pierwsze dwie godziny – do godziny siódmej rano – spędzam sam ze sobą, jakby to głupio nie brzmiało. Uwielbiam ten czas. To jest trochę tak, jak kiedyś rozmawialiśmy na ten temat i myślę, że to jest jeden z najważniejszych momentów mojego dnia. To jest moment, w którym ustawiam sobie cały dzień, ale nie ustawiam sobie dnia na zasadzie planowania go na kartce, bo ja to robię, ale nie w tym momencie, tylko ja go sobie po prostu układam w głowie. Czyli, trochę głupio może to zabrzmieć, ale ja sobie po prostu projektuje w głowie dzień, tak jak będzie wyglądał. I ten dzień w dziewięćdziesięciu procentach zawsze tak wygląda. W 90 procentach.

Bardzo mocno słucham siebie. Jeżeli czuję, że w ciągu dnia mam czegoś nie robić, mimo że mam to w zadaniach wpisane, to odpuszczam i daję sobie temu jeszcze jeden dzień albo dwa. Generalnie, wstaję o godzinie piątej rano i myślę, że ok. 45 minut spędzam na siedzeniu i myśleniu. Ludzie nazywają to medytacją. Ja nie wrzucam niczego w żadne szufladki, bo za chwilę ktoś powie: czym jest medytacja? No właśnie, czym jest? Dla każdego może być czymś innym. Są różne szkoły medytacji. Dla mnie takie pierwsze 45 min to jest siedzenie samemu ze sobą. I tutaj mam na myśli – niedotykanie w ogóle telefonu, niedotykanie pióra ani kartki nawet. To jest bardzo ważne. To jest moja medytacja. Siedzę i myślę. Jeżeli jest ciepło to siedzę na tarasie, jeżeli jest chłodniej to siedzę sobie w domu, w jednym z moich ulubionych miejsc, tam się czuję dobrze. Pije herbatę. Ciekawe, bo kiedyś piłem kawę, a teraz piję herbatę i pije znacznie mniej kawy. To jest takie moje pierwsze 45 minut.

Po tych 45 minutach mniej więcej, bo to nie jest tak zaplanowane, bo ja bardzo słucham swojego organizmu, zjadam śniadanie. I żeby nie skłamać, od 16 roku życia jem to samo. Kocham to po prostu. To są płatki owsiane z orzechami, z bananami, z jakimiś winogronami,  w zależności co mi moja żona przygotuje wcześniej, bo potrafi naprawdę fajnie mnie zaskoczyć i rano czasem postawić jakiś zupełnie inny owoc, albo coś co sobie mogę dodać do tego śniadania (za co ją po prostu kocham ponad życie). I nie tylko za to. Po prostu jem co rano płatki owsiane zalane wodą. Kocham to po prostu. Ja jestem wielkim pasjonatem wszystkiego co robię, jestem po prostu tak podjarany tym, że mogę takie śniadanie zjeść, że to jest fenomen. Oczywiście, mówimy o takich dniach regularnych, czyli nie kiedy wypoczywam, albo kiedy podróżuję i jestem w hotelu. Chociaż w hotelu też zaczynam zawsze od płatków, a dopiero później przechodzę do naleśników czy tego typu rzeczy. Natomiast tak to wygląda. Powiedzmy, że wpadam w jakąś godzinę szóstą i kolejne 20 czy 30 minut to jest kwestia tego, że siedzę z piórem i kartką. Pióro to jest coś, z czym się nie rozstaję. Nie ma opcji, żeby tego nie było. Czasem jest to długopis, czasem jest to cienkopis, ale tylko wtedy kiedy nie mam pod ręką pióra. To się zdarza rzadko. To się może zdarzyć w samolocie, w jakiejś podróży, ale zazwyczaj zawsze mam pióro i zawsze każdy mnie zna, że obok mnie leży sterta białych kartek. One muszą być czyste, puste. I to jest taki mój znak rozpoznawczy – wszędzie mam kartki.

Co na nich piszesz?

Piszę i rysuję bardzo różne rzeczy, w zależności od dnia i w zależności od tego, o czym myślałem sobie chwilę wcześniej, przed śniadaniem. Czyli w zależności od tych moich medytacji. Czasem piszę i rysuję sobie rzeczy związane stricte z moim życiem rodzinnym, ze mną, z moją wspaniałą żoną, z moimi celami, takimi typowo życiowymi. Czasem piszę sobie stricte i rysuję rzeczy związane z firmą. Gdybym miał być szczery, to myślę, że średnio trzy razy w tygodniu rozrysowywuję wszystkie projekty, którymi się zajmuję na białej kartce rano. Wszystkie. I patrzę na nie, za każdym razem staram się na nie patrzeć z zupełnie innej strony. Nie zawsze się to udaje, ale zawsze jestem o krok bliżej do tego, żeby na jeden z projektów spojrzeć z zupełnie innej strony niż dotychczas.

Śmieję się dlatego, że mam podobne doświadczenia. Traktuję to nawet jak takie natręctwo, że po prostu muszę narysować sobie całą mapę od A do Z tego, jak wygląda mój świat. Tak żeby móc na niego spojrzeć i żeby móc ocenić, które z tych obszarów są obszarami, które rzeczywiście chciałbym popchnąć do przodu, a które z tych obszarów może są obszarami, których nie czuję i które może nie są tą dobrą drogą. Też to mam, a czasem dobrze jest słyszeć, że to robisz, bo czasem wydaje mi się, że zwariowałem, bo w kółko wracam tam i robię też tego samego typu rzeczy.

Chyba, że obydwaj mamy to natręctwo. Ale szczerze – dobrze mi z tym. To fajne. Bardzo mi się to sprawdza i tak naprawdę później się, mówiąc kolokwialnie i młodzieżowym językiem, ogarniam i o godzinie siódmej rano zaczynam pierwsze spotkanie. Pierwsze spotkanie zaczynam nie w biurze, a w jednej z lokalnych kawiarni. W jednej z moich ulubionych, której rozwój obserwuję od samego początku, od pierwszej kawiarni, której zrobiłem małą reklamę – jest to Green Caffe Nero. Ja pamiętam to jako Green Coffee. To jest ciekawe, bo jak rozmawiam z ludźmi i mówię czy umówimy się w Green Coffee, to oni mówią: Co to jest Green Coffee? I dopiero jak mówię „Green Caffe Nero”, to oni mówią „Aaa, Nero.”. To już jest ten etap, ten moment u ludzi, którzy nie znali samego Green Coffee. I tam zaczynam zazwyczaj dwoma spotkaniami. Pierwsze spotkanie jest z moim przyjacielem i wspólnikiem – Michałem 4, z którym pracuje już parę ładnych lat lub paręnaście ładnych lat. To jest człowiek, który jest jednym z dwóch najbardziej zaufanych osób w moim kręgu biznesowym, ale takim, z którym znam się najdłużej.

Jak się poznaliście? Jeżeli tutaj możesz nam opowiedzieć? Bo to jest ciekawe – skąd się znacie?

Wiesz co, ja znam rodzinę Michała. I ja pamiętam, że jak byłem bardzo, bardzo młody to po prostu pracowałem w jednej z drogerii, którą ich rodzina miała – a konkretnie jego wujek. On to zresztą świetny biznesmen i przez długi okres czasu taki człowiek, którego bardzo podziwiałem i podziwiam po dziś dzień. Tylko że wiadomo, że jeżeli odchodzisz bardziej w którymś z kierunków, to zaczynasz widzieć inne rzeczy i zaczynasz bardziej ufać sobie po prostu. Natomiast po dziś dzień go podziwiam, bo to naprawdę super człowiek i tak się poznaliśmy. Pamiętam jak Michał przychodził do mnie i się pytał jak się układa włosy. Był takim Kajtkiem. Znamy się kupę czasu i jakoś tak się zaprzyjaźniliśmy. Można trochę powiedzieć, że nawet „wziąłem go pod skrzydła”. Można tak powiedzieć, bo później stało się tak, że z każdego tematu gdzie ja się angażowałem, to ciągnąłem jego za sobą. Nawet jak to był temat jeszcze pod tytułem „praca gdzieś”, to ja go ściągałem do tej pracy. Także śmiało można powiedzieć, że wziąłem go pod skyrzdła. Więc mam z nim spotkanie rano i zazwyczaj mam spotkanie z co najmniej jednym z menedżerów z danego projektu. To jest poniedziałek – jedna osoba, wtorek druga i środa trzecia, czwartek czwarta, a w piątek nie mam takich spotkań. W piątek ewentualnie widzę się tylko z Michałem, bądź z moim drugim wspólnikiem, z którym robię jeszcze trochę inne rzeczy.

Co na tych spotkaniach się dzieje?

Wiesz co, to jest taki szybki follow-up i to jest na takiej zasadzie, że ja generalnie staram się nie wchodzić za głęboko w kwestie projektów, bo temu trzeba się oddać w 100%. Natomiast na dzień dzisiejszy to są tak poukładane projekty, że po prostu przychodzę pogasić parę pożarów i dać kilka złotych myśli. A jeżeli nie ma co dawać, to po prostu daję dużo dobrej energii. I oni są nakręceni przez kolejny tydzień. Czyli taki follow-up na zasadzie: „co słychać u was?”, a nie tylko co tam w firmie, bo myślę, że to jest kluczowe żeby pamiętać o tym, że firmę tworzą ludzie i jeżeli chcesz zadbać o swoją firmę, to zadbaj o swoich pracowników. Traktuj ich po prostu z szacunkiem. Ja osobiście nie lubię słowa „pracownik”, bo dla mnie to są raczej partnerzy przy biznesie i nieważne czy to jest manager, czy to jest osoba na recepcji w Health Center. To są po prostu partnerzy, z którymi my współtworzymy jakiś projekt.

Czyli po tych wszystkich spotkaniach, co jeszcze robisz?

Jadę do biura. Przyjeżdżam do biura, siadam, ale już z moim notatnikiem gdzie po prostu wszystko wypisuję. Tyle że tam mam tych notatników pełno pochowanych w szafkach. Planuję tak sobie dzień i tak robię od zawsze.

Czyli dopiero planujesz dzień po tych pierwszych dwóch spotkaniach?

Już dzisiaj tak. Kiedyś robiłem to zupełnie w fazie pierwszej czyli nawet przed wstawaniem rano i myśleniem – po prostu otwierałem notes i planowałem. Nie było czasu na takie rzeczy jak mam dzisiaj.

Ile rzeczy planujesz na jeden dzień? Ile rzeczy można zrobić jednego dnia? Jak to wygląda?

Bardzo dużo. Bardzo dużo, można zrobić naprawdę zrobić bardzo dużo rzeczy jeżeli odpowiednio wykorzystujesz czas.

To znaczy ile? Ile masz punktów w swoim planie?

Mogę Ci pokazać, ale nie chciałbym na ten temat rozmawiać. Pokażę Ci później, po rozmowie. Nie chciałbym rozmawiać o tym.

Ale dużo?

Bardzo dużo. To jest w ogóle bardzo ciekawe, bo dzisiaj dojście do tego samego celu czy zrealizowanie takiego samego zadania jakie wyznaczałem sobie 7,8,10 lat temu zajmuje mi ok. 80 proc. czasu mniej. To jest kwestia doświadczenia, które zdobyłem. Ja po prostu wiem gdzie angażować swoją energię, gdzie jej nie angażować, w jaki sposób ją zaangażować, i w jaki sposób rozmawiać żeby rozmowa i spotkanie były produktywne, a nie bezproduktywne. Bo spotykać się, żeby się spotykać jest fajnie, tylko po co? Tak można się spotkać ze znajomymi, jeśli ludzie lubią tak spędzać czas, ale ja ten czas wolę poświęcić dla mojej rodziny, dla mojej żony.

Do której pracujesz?

Pracuję dopóki nie zamknę wieczorem oczu, a tak naprawdę, to są takie momenty, że po prostu ja jestem zawsze. To nie ma tak, że ktoś wie, że: „O, 17, nie zadzwonię do Łukasza”. Ja po prostu jestem zawsze. Natomiast rzeczywiście, od jakiegoś czasu mogę sobie pozwolić na to, a nawet to nie jest kwestia tego, że mogę sobie pozwolić na to, tylko te rzeczy są w taki sposób poukładane, że one nie wymagają ode mnie takiej ingerencji, że rzeczywiście do 20 czy do 21 siedzę na mailach. Ja z przyjemnością siadam wieczorem do maila (jeśli mam czas), ale jeżeli nie mam tego czasu, to po prostu tego nie robię. Ale każdy wie, że jeżeli jest coś pilnego, to wystarczy do mnie zadzwonić i ja po prostu jestem obecny.

Przenieśmy się w czasie do początków Twojej kariery zawodowej – mówiłeś, że pracowałeś w drogerii. Jakie jeszcze miałeś wcześniej prace? Jak to w ogóle było?

Praca w drogerii to był luksus. To był naprawdę luksus.

Opowiedz o swoich pierwszych pierwszych doświadczeniach – ile miałeś wtedy lat i co robiłeś?

Ja myślę, że miałem z 17 lat i moja pierwsza praca to była praca w firmie z moim ówczesnym kolegą, takim najlepszym z podwórka, bo jego tata zarządzał bardzo dużą firmą telekomunikacyjną. Ja pamiętam, że bardzo chciałem gdzieś pojechać na wakacje za granicę. Jednak wychowałem się w domu gdzie nie było środków na takie luksusowe rzeczy. Tak to dzisiaj postrzegam. Niczego mi w domu nie brakowało, ale to było naprawdę coś ekstra, to było coś naprawdę wielkiego. Moją pierwszą pracą, taką nie na zasadzie, że dwa dni strzelam w rozdawanie ulotek, tylko, że rzeczywiście gdzieś pojechałem i coś musiałem wykonać i to trwało miesiąc albo półtora, to było stare kopanie rowów. To znaczy, to było bardzo ładnie nazwane na dzień dobry, bo to było na zasadzie: „Wiecie, będziecie tak trochę do pomocy, jest super”.

Bardzo fajnie, więc pamiętam to jak dziś, bo pierwszego dnia oczywiście z ciężkim bólem, bo wiadomo jak to nastolatek, który po prostu dostaje strój robotnika i mówi: „OK”. To zakładam takie spodnie – ogrodniczki, niebieskie. Klasyka gatunku. One miały kieszeń na klatce piersiowej i ja byłem super z nich zadowolony, bo kieszeń była na mojego walkmana. Byłem zachwycony przez jakieś 15-20 minut, dopóki nie podszedł szef brygady i nie wręczył mi łopaty. On mówi: „Młody, no to jedziesz”. Ja mówię: „Spoko, ale gdzie jadę?”, a on mówi: „Od tego miejsca do tamtego miejsca, 30 centymetrów szerokości i półtora metra głębokości, czyli wąski, dosyć głęboki rów na kabel”. Ja mówię: „Ale jak?”. A on: „No, normalnie” i mi pokazał i powiedział: „ Tylko więcej razy i przez cały dzień”. Ja mówię: „K…, serio?”.

U mnie są zawsze dwie drogi – jeżeli ja coś chcę zrobić albo coś robię, bo to nie jest tak, że ja zobaczyłem to i mówię: „Ja tego nie chcę robić.” To był dla mnie mega fajny sprawdzian. Trudna sytuacja. Spojrzałem na mojego kolegę. Był przerażony. Ale mówię „No, co? Jedziemy z tematem.”.

U mnie są takie trochę dwie drogi – albo coś zrobię albo chyba umrę. Jeżeli ja już stwierdzę, że coś zrobię, to nie ma innej drogi. Nie ma drogi, że się nie da. Można zrobić to inaczej. Można robić to dłużej, ale nie ma, że się nie da. Więc po prostu wykopałem ten rów. Powiem Ci szczerze, że to jest bardzo ciekawe, bo jest kilka chwil z tamtego okresu pracy – poszły zakłady, że my tam nie wytrzymamy dwóch dni, później, że tygodnia nie wytrzymamy, a zostaliśmy do samego końca tak naprawdę. Nie chcę powiedzieć, że się zżyliśmy z tymi ludźmi, bo to bym za dużo powiedział, natomiast oni nas po prostu zaczęli szanować. A na początku patrzyli trochę na nas jak na takich gnojków, którzy nie wiedzą w ogóle nic o życiu. Po półtora miesiąca, tak naprawdę poznałem dramaty tych ludzi, bo mieszkaliśmy z nimi na stancji, tak więc po prostu spędzałem z nimi czas od rana do nocy. Oczywiście, my szliśmy po bułki i dżem, a oni szli po browarki. Ja nie pamiętam, ale chyba nawet nie piłem piwa w tamtym okresie – zresztą generalnie nie lubię alkoholu, więc nigdy to dla mnie nie była jakaś mega frajda.

Natomiast poznałem tych ludzi z zupełnie innej strony. Poznałem tych ludzi od strony ludzkiej. To byli ludzie, którzy mieli swoje rodziny, mieli swoje problemy, jak każdy. Dla nich ta praca to było coś innego niż dla mnie, bo dla mnie to był praca wakacyjna, bo chciałem pojechać do Hiszpanii. I oni po prostu pracowali, bo musieli utrzymać rodzinę, a ja pracowałem żeby pojechać na wakacje. Bardzo dużo mi to dało do myślenia. Pamiętam niektóre sytuacje. To były bardzo trudne sytuacje w życiu tych ludzi wtedy i na pewno to był element, który bardzo mocno mnie zbudował. To była jedna z takich pierwszych moich prac.

Jaka jest kolejna taka praca, którą pamiętasz i z której też właśnie taką lekcję wyniosłeś?

Wiesz co, jestem przekonany, że z każdej pracy wyniosłem lekcję. Jeżeli nie wyniosłem jej od razu, to ta lekcja po prostu jest we mnie. Mogę chyba powiedzieć, że pamiętam praktycznie każde z zajęć, którym się zajmowałem. Na pewno bardzo ważny był wyjazd do Anglii gdzie pracowałem z moim wujkiem, który był takim agentem w banku i odbierał samochody ludziom, którzy nie płacili rat – ale nie na zasadzie windykacji, tylko wręcz przeciwnie – po prostu człowiek, na którego patrzysz się mówisz: „Boże, jaki miły gość”. Taka kuleczka, mega śmieszny, starszy trochę gość, który po prostu przyjeżdżał z nakazem pod jakąś eskortą policji i mówił: „Pan nie płaci za samochód” i go zabierał. Druga forma była taka, że jeżeli nikogo nie było na miejscu, to on miał prawo otworzyć samochód, bo miał do tego narzędzia i wziąć go na lawetę. I to była taka praca gdzie szybko się zorientowałem, że ta praca jest fajna. Pracowałem sobie chwilę z wujkiem – chyba przez tydzień, ale było to dla mnie za mało. Za mało tego było, bo mój wujek był za wolny. I to było takie: „Kurde, serio? Jedziemy trzy godziny czy dwie i pół godziny przez Anglię po to żeby odebrać jedno auto?” A jestem gościem, który lubi jak się dzieje.

Pamiętam, że poznałem wtedy tam taką jedną dziewczynę, która pracowała w biurze pracy tymczasowej i powiedziała mi: „Słuchaj, jest w ogóle oferta pracy w Bentleyu”. To też nie zbieg okoliczności, ale przeznaczenie. Mój wujek mieszka w Crewe – między Manchesterem a Liverpoolem, a tam jest właśnie fabryka Bentleya 5. Nie mam pewności, ale pamiętam, że byłem albo pierwszym Polakiem, albo jednym z pierwszych Polaków, którego tam zatrudnili. To było naprawdę około 17 lat temu mniej więcej. Pamiętam, że strasznie się zajarałem. No i pracowałem po prostu w Bentleyu. Co tu dużo mówić… Pracowałem krótko, ale to była genialna przygoda i nauka. Generalnie rzecz biorąc, pierwszy raz zobaczyłem, że serio firmy można tak poukładać. To jest po prostu nieprawdopodobne, mam to cały czas przed oczami. Tam śrubka nie miała prawa zginąć. Tam każdy wiedział gdzie i która śrubka leży i gdzie ta śróbka ma leżeć i jak to wszystko ma być wykonane. Genialne doświadczenie. Mój wyjazd przerwała tragiczna sytuacja u jednej z bliskich osób, tutaj w Polsce, więc po prostu wróciłem. Nie wiem, co „by było gdyby”, nigdy nie gdybam. Uważam, że jeżeli coś się nie zadziało albo coś się nie potoczyło dalej, to znaczy, że po prostu Wszechświat miał dla nas coś lepszego i tak musi być.

To jak otworzyłeś swoją pierwszą działalność? Kiedy przestałeś pracować a zacząłeś prowadzić biznes?

Bardzo szybko tak naprawdę. Teoretycznie szybko. Bo jeżeli biznesem nazywamy prowadzenie treningów personalnych, a zdecydowanie nazywam to biznesem, ponieważ musisz sobie sam zaplanować dzień pracy, sam znaleźć klientów, sam ich obsłużyć, sam ich rozliczyć, sam ich utrzymać i zdobyć nowych, to myślę, że było to jakoś w wieku pewnie 21-22 lat. Ja mam straszny problem z określeniem siebie i tego co się działo na linii czasowej.

Nie przywiązuję do tego w ogóle wagi. Ja naprawdę muszę się bardzo skupić żeby coś powiedzieć, ale celujmy, że jest to między 20 a 22 lata. Jakoś tak to się szybko zadziało. Rozpocząłem treningi personalne gdzie w tamtym okresie, jak ja biegałem z moimi (głównie) klientkami po Powsinie, to ludzie na mnie patrzyli trochę jak na, nie chcę używać tego słowa, ale żigolaka. Ale jest takie duże prawdopodobieństwo, bo trener personalny to było naprawdę novum, a jeżeli już było, no to ludzie to znali chyba tylko z jakichś filmów.

Skąd wziąłeś pierwsze klientki?

Nie pamiętam. To się chyba w ogóle coś zaczęło tak, że to był taki okres kiedy ja dużo trenowałem po prostu. Poznałem jakiegoś trenera, który robił właśnie to i pomyślałem: „Kurde, czemu nie?”. Uwielbiałem to robić. Byłem zakręcony na punkcie siłowni, totalnie. Ja miałem dwie torby zawsze ze sobą – jedna torba to były ciuchy i rzeczy, a druga torba to było jedzenie. Ja po prostu wstawałem rano i robiłem sobie jedzenie. To tak się zaczęło, że u kogoś to podpatrzyłem i zdobyłem pierwszą klientkę. Nie powiem Ci jak, bo nie pamiętam. Nie pamiętam czy to było tak, że ja „dostałem” ją od jakiegoś trenera. Nie chcę tutaj wymyślać jak to było. No i tak to poszło, a później od pierwszej do kolejnych to już naprawdę był moment. Uwielbiałem to robić. Ciekawą rzeczą jest taka rzecz, że w momencie kiedy to robiłem, otworzyłem na siłowni, na której to robiłem, bare. Bo zobaczyłem, że jest fajnie, że pracuję i zarabiam, ale co kiedy nie pracuję? Więc dogadałem się z właścicielką, mega fajną osobą, strasznie zakręconą, bardzo ją osobiście lubię. Otworzyłem po prostu barek u niej na miejscu, czyli – z jednej strony miałem treningi, a z drugiej barek. Wstawałem wtedy o ekstremalnie wczesnej godzinie żeby ogarnąć jakieś kanapki do tego barku, świeże owoce. Pamiętam, że już wtedy tak miałem, że miałem strasznego zajoba na punkcie tego co daję klientowi. Jeżeli to jest pomarańcz, to ja, nie znając się w ogóle, siedziałem, wybierałem, wołałem panie na dziale, mówiłem: „Proszę pani, który jest najlepszy? Który będzie miał słodszy sok?”. Te panie mnie wszystkie oczywiście uwielbiały, więc ja później tylko wchodziłem i było: „Panie Łukaszu, tamte pomarańcze są słodkie i tu mamy dla pana te świeże bułeczki odłożone”. Więc to było świetne. Zawsze przykładałem wagę do tego co daje i bardzo się utożsamiałem z usługą i z produktem. Który serwuję.

Ale czasem jest tak, przecież wiemy, że nie wszystko idzie po naszej myśli – co zrobić w sytuacji, w której produkt, który sprzedajesz nie jest doskonały? A, prawda jest taka, że jak na to spojrzeć z perspektywy klienta, to żaden produkt nie jest doskonały, bo niektórzy klienci mają takie potrzeby, że nie da się ich zaspokoić. Albo to Ty uważasz, że coś jest najlepsze możliwe, ale dla kogoś to jest za mało, albo że to jest nie takie jak by chcieli. Jak sobie w takiej sytuacji poradzić żeby klient nie czuł takiej urazy?

Wiesz co? Nie miałem nigdy takiego problemu z jednego względu – ja bardzo wysoko stawiam sobie poprzeczkę. Jestem mega wymagającą osobą. Jestem bardzo szczerą osobą i jeżeli zostaję obsłużony w sposób nieodpowiedni, to po prostu daję taką informację. To nie jest na zasadzie, że jestem rozpieszczony czy coś w stylu – w ogóle absolutnie. To nie jest w ogóle w tę stronę. Natomiast jeżeli ktoś naprawdę mega podchodzi do swojej pracy – nawet na przykładzie kelnerów, bo to jest rzecz, z którą się każdy z nas z nas styka – to ja po prostu bardzo to doceniam. Ja w ogóle wierzę, że słowa mają moc i dobre słowo może naprawdę zbudować komuś dzień, a czasem nawet ustawić całe jego życie. Również jedno złe słowo może komuś zniszczyć dzień, zrujnować życie. Więc jestem takim mega gościem, który zawsze wszystko docenia. Mam takie wrażenie, że jestem takim szczęściarzem, ale nie miałem takiego przypadku raczej. Wydaje mi się, że to było związane z tym, że ja po prostu wszystko co dawałem, próbowałem sam. Jeżeli u mnie ktoś kupił sok i powiedział, że to jest niesmaczne to (nie pamiętam czy były takie sytuacje,) gwarantuję Ci, że kolejnego dnia jeżeli on przyszedł, to ja go zaczepiałem i mówiłem: „Słuchaj, zobacz tu są pomarańcze inne. Powiedz mi czy jest dobry, bo to sok odemnie w prezencie dla Ciebie. Powiedz mi czy jest OK?”. Nie miałem nigdy takiego problemu. To jest w ogóle ciekawe. Kiedyś, stosunkowo niedawno usłyszałem o czymś takim jak „ekonomia wdzięczności”. K…., serio ludziom trzeba mówić o takich rzeczach? Że trzeba coś dać żeby coś dostać z powrotem? Dla mnie to jest proste jak to, że wstajesz i oddychasz, albo to, że wstajesz i wypijasz szklankę wody. To jest właśnie coś, co mnie po prostu odpycha wręcz od jakichkolwiek książek i czytania takich porad. To jest trochę na zasadzie, że niedługo będą książki pod tytułem „Jak zjeść śniadanie?” albo „Jak rozmawiać z żoną?”. Chociaż już są takie książki, o czym ja mówię, stary. Wyobraź sobie teraz, że czytasz książki o tym jak zbudować dobry związek albo jak rozmawiać ze swoją żoną. Ja mam wrażenie, że ludzie za bardzo skupiają się stricte na tym co im mówi rozum, a za mało się skupiają na tym co mówi serce.

Muszę się z Tobą w pełni zgodzić, bo mam też takie doświadczenia i też nad tym pracuję żeby mniej kierować się rozumem, a bardziej sercem. Może u Ciebie to przychodzi w jakiś sposób naturalnie, bo dużo o tym mówisz. Ale czy miałeś taki czas, że też dużo w Twojej głowie o wielu rzeczach decydował rozum i w jakiś sposób sobie zmieniłeś ten sposób myślenia, czy zawsze naturalnie pozwalałeś sercu decydować?

Naturalnie, w stu procentach naturalnie. Jedna rzecz, którą rzeczywiście muszę przyznać, to jest to, że naturalnie, ale nieświadomie przez długi czas. Od wieku 5-7 lat, ciężko jest mi znowu to określić w czasie, ale bardzo mocno rosła mi świadomość tego, a w ostatnim okresie, to ta świadomość to jest tak, k…. jasna, że po prostu razi mnie w oczy.

Jak przeskoczyłeś od prowadzenia barku na siłce do swoich kolejnych rzeczy, i nawet robiąc taki duży skrót – do prowadzenia fajnego, rozpoznawalnego biznesu z jedną z bardziej rozpoznawalnych osób w Polsce, czyli z Anią Lewandowską?

Wiesz co, to się znowu potoczyło zupełnie naturalnie – z tego barku przeszedłem w kwestię suplementów diety. Poznałem człowieka, który zobaczył we mnie potencjał sprzedażowy. Zaproponował mi pracę, a ja pamiętam że na pierwszym spotkaniu się nie zdecydowałem. W ogóle to fenomen. Bo ja jeszcze w międzyczasie byłem zatrudniony w firmie wtedy. W firmie handlowej, a ta firma mnie bardzo dużo nauczyła, sprzedawałem kołki rozporowe. Nie miałem o tym zielonego pojęcia. To był fenomen po prostu nieprawdopodobny. I czasem wracam myślami do tego, bo to było zajebiście nieświadome – po prostu bycie przedstawicielem handlowym, który jeździ po Polsce, rozmawia z klientami. To był epizod jakiś. Rzeczywiściem, ja to cały czas wtedy robiłem. Oczywiście, miałem tych klientów, bo ja potrafiłem sprzedać, tylko że to było chaotyczne, że gdyby to było poukładane, to w ogóle legendy by pisali o ilościach jakie tam sprzedawałem, ale było to bardzo nieświadome. Robiłem trzy rzeczy naraz i ten element pracy chciałem zastąpić czymś co lubię. Wtedy pamiętam, że ten chłopak mi to zaproponował, a ja powiedziałem, że chyba nie jestem zainteresowany, po czym do niego wróciłem i on się zapytał czy to kwestia warunków finansowych. Powiedział, że tak jakby nie za bardzo z pieniędzmi. Ja nigdy tego nie zapomnę. Powiedziałem, że ja nie chcę żadnych pieniędzy od niego. Powiedziałem, że ja chcę mieć tylko i wyłącznie procent od sprzedaż. Nie potrzebuję nic – potrzebuję mieć katalog, produkty, które są zawsze dostępne na stanie i procent od sprzedaży jasno określone. I tak poszło, tak poszło. I tak pracowałem parę lat.

W tych suplementach?

Tak, tak. Pracowałem parę lat, bardzo dużo się nauczyłem, nie tylko handlowych, ale bardzo dużo rzeczy się nauczyłem takich stricte ludzkich i budowania firmy, a raczej prowadzenia firmy. Ale w takim znaczeniu, że nigdy w życiu nie chciałbym w taki sposób prowadzić firmy i nigdy w życiu nie chciałbym w taki sposób traktować ludzi. To się później rozeszło. I sam doszedłem do suplementów.

W ogóle ciekawa historia, bo jak wprowadziliśmy pierwszą markę na rynek – markę Power Gym (hiszpańską), to pamiętam, że na rynku było bardzo dużo marek z suplementami. Nie mam pewności, ale wydaje mi się że zrobiliśmy taki research, to wtedy w sklepach było około 200-230 różnych marek. Każda z nich miała ileś tam produktów. No bo ludzie w sklepach ściągali ze Stanów, z Czech, z Niemiec i tak to wyglądało.

Pamiętam, że stanąłem przed takim z takim dylematem pod tytułem „OK, to jak się kurde wyróżnić?”. Z racji, że miałem jakiś tam system wypracowany pracy wcześniej z kadrami narodowymi, z lekarzami medycyny sportowej, czyli czyli po prostu taka praca trochę inna niż ta detaliczna, to postanowiłem, że ściągamy markę bardzo mocno wyselekcjonowaną, stawiamy na jakość przede wszystkim, nie patrzymy w ogóle na cenę tego produktu, bo przede wszystkim jakość za tym musi iść i wprowadzam ją tylko i wyłącznie do dystrybucji do kadr narodowych i zorganizowanych klubów sportowych, takich jak Legia Warszawa, Arka Gdynia, Wisła Kraków itd. 6
To była trudna decyzja, bo ja pamiętam, że nawet Michał się wtedy mnie pytał: „Stary, no rozumiem, że wiesz co robisz?”. A ja po prostu mówię: „Tak stary, wiem co robię, robimy to w taki sposób”. Pamiętam, że osoby na rynku mnie trochę znały. Jak się o tym dowiedziały, to mówią: „Stary, przewróciło Ci się w głowie czy coś? Masz produkty, ja chcę je od Ciebie kupić a tu…”. Zrobiliśmy taką pierwszą rundę po Polsce, oczywiście ja ją zrobiłem, bo ja wszystko robiłem zawsze sam na początku, zresztą po dziś dzień tak robię, żeby zbierać jak najwięcej informacji i te informacje szybko się rozeszły.

Nawet były jakieś pierwsze zamówienia, to wiadomo, że kluby się pytały też swych lokalnych dystrybutorów – „Tam jest taka marka, to dawaj załatw mi”. Ktoś dzwoni i mówi: „Łukasz, chciałbym kupić”. Ja mówię: „Słuchaj, my tego tak nie sprzedajemy”. „Ale jak to Wy tego tak nie sprzedajcie?” „Normalnie, tego tak nie sprzedajemy”. „Stary, ja chcę od Ciebie kupić towar, zapłacić pieniądze, a Ty mi go nie chcesz sprzedać?”. Ja mówię: „Tak, nie chcę Ci go sprzedać, bo polityka jest inna.” „Jaka jest polityka?” Ja mówię: „Polityka jest taka, że my przede wszystkim chcemy powiedzieć ludziom co oni kupują i żeby byli świadomi co kupują, dlaczego za to tyle płacą i żeby móc później do nich wrócić i zapytać – Jak twoje wrażenie? Jak różnica? To robiliśmy przez 2-3 lata i później dopiero wypuściliśmy tę markę na taki bardziej otwarty rynek, jak ja to nazywam. Natomiast w międzyczasie zorientowałem się, bo mieliśmy sporo klientów – zresztą pamiętam, że chyba Tobie osobiście odżywki przy jakiejś tam nawet brukowanej ulicy przekazywałem…

Tak było i muszę powiedzieć że na tych odżywkach, najpierw na Power Gym, a potem na żelach, zrobiłem parę ładnych życiówek.

Ja pamiętam, że już wtedy byłeś mega wkręcony. Pamiętam, że współpracowałeś z osobami od badań wydolnościowych. I właśnie – idąc dalej, ja się zorientowałem, że takie osoby jak Ty, które są świadomym klientem, które cenią sobie jakość, są w stanie za nią zapłacić jeżeli wiedzą za co płacą. Jeżeli to działa, a ja widziałem, że mam produkt, ktory się broni, ale brakowało tym klientom naszym – po pierwsze oni sobie to u nas kupowali bezpośrednio, byli zadowoleni, że mogą stosować produkty, które stosują kadry narodowe więc to był dla nich genialne – ale zorientowałem się że im brakuje takiej kompleksowej obsługi – że do tego jest potrzebny dietetyk, badania wydolnościowe, trener, określenie celów itd. Wtedy zaczął mi się w głowie rysować Healthy Center, które początkowo nie było jeszcze Healthy Center.

Jak ja je poznałem to nazywało się wtedy High Level Center 7 8 9

Ja już dzisiaj zupełnie szczerze powiem Ci, że w ogóle tak jakby o tym nie pamiętam.

Że tak się to wtedy nazywało?

Tak, bo ja w ogóle nie jestem gościem, który siedzi i mówi: „O, stary zrobiliśmy to i to…”. Dla mnie dzisiaj to jest Healthy Center by Ann oparte na filozofii Ani Lewandowskiej, której filozofia mega mi pasuje. Anka mega mi „siedzi” jako jako bizneswoman i jako partner w biznesie. Jest to nieprawdopodobnie aktywny wspólnik, nieprawdopodobnie. To jest naprawdę świetne.

Któregoś dnia podszedłem do Anki po evencie i i powiedziałem: „Słuchaj, naprawdę mega się cieszę, że jesteśmy wspólnikami.” Bo to nie jest na zasadzie, że: „Siema, jestem Ania, dajemy logo i czekamy na klientów.”. Ja widzę ten sam schemat myślenia – tu nie ma słowa „klient”, tu nie ma w ogóle słowa „pieniądze”, tu jest: „Stary, robimy mega projekt, robimy mega genialną rzecz itd.”. Oczywiście wspólnikiem naszym jest też Michał Witkowski, który od lat jest przy mnie i on wnosi tę rzecz, której nie wnoszę ja czy Ania, czyli wnosi to takie całe poukładanie biznesowe i spinanie tego. Jestem przekonany, że team, który stworzyliśmy to dla mnie na dzień dzisiejszy jest wymarzony team do zdobywania świata i do zdobywania kolejnych levelów w tym projekcie.

Przejście od sprzedawania suplementów, czyli sprzedawania produktów, do sprzedawania usług – co prawda wcześniej też miałeś doświadczenia z usługami, bo byłeś trenerem personalnym, więc to się wszystko fajnie składa w taki naturalny ciąg rozwojowy – ale jednak to była duża decyzja na samym początku o tym, żeby odpalić to miejsce, bo przecież to są jakieś koszty etc…

Mówimy o Healthy Center by Ann?

Tak, tak.

To jest dla mnie w ogóle przepiękna lekcja. To jest na zasadzie rozpisania tego na kartce i mówienia: „OK. Inwestycja będzie wyglądała w taki sposób, będą to takie liczby, powinna zacząć wychodzić na zero w takim i takim czasie, powinno zacząć się zwracać po takim i takim czasie”. I jest: „Dzień dobry, witamy w rzeczywistości”. Zupełnie wszystko inaczej.

Natomiast klienci nie byli jeszcze chyba wtedy przygotowani też na taką usługę, bo wyście edukowali rynek, ale w biznesie timing jest naprawdę mega istotny. Tak jak my wymyśliliśmy te suplementy spersonalizowane. Był taki projekt trzy lata temu i padł, bo było za wcześnie. Wyście zaczęli edukować ten rynek w jakiś sposób i na początku wyobrażam sobie, że koszt tego edukowania jest wielki, ale za to jeżeli jesteś tym first moverem, to masz przewagę.

Idziesz pierwszy, wieje Ci w twarz, ale będziesz pierwszy.

Ale jak złapiesz najlepszych ludzi do tego, to jest OK. Bo czymś przekonaliście też Anię żeby dołączyła do Waszego projektu, prawda?

Ja w ogóle nie używałbym słowa, że Ania „dołączyła” do nas – bo my po prostu wspólnie podjęliśmy decyzję, że stworzymy coś więcej 10. To po pierwsze. Po drugie, to jest trochę tak, że rzeczywiście Ania zwróciła na nas uwagę. Gdybym miał Ci powiedzieć dlaczego, to wydaje mi się, że dlatego, że w to co robiliśmy zawsze wkładaliśmy najwięcej serducha, tyle ile po prostu mogliśmy i obsługiwaliśmy klientów tak, jak my chcielibyśmy być obsłużeni. Ja pamiętam jak przychodzili do nas pierwszy raz klienci i oni wchodzili i było takie: „OK, tu jest drogo.” Ale ja zadawałem proste pytanie: „A dlaczego uważasz, że tu jest drogo? Bo daję Ci serwis jakiego nikt inny Ci do tej pory nie dał? Bo daję Ci piękne wnętrze urządzone, według mnie, ze smakiem, które oddaję w Twoje ręce? Uważasz, że to jest drogie? Nie, to jest mój standard, który ja Ci daję w rynkowej cenie. Proszę bardzo, enjoy!

To był chyba klucz. Plus jakość usług, bo skupiliśmy się na możliwie najlepszych specjalistach, jakich mogliśmy zawsze mieć. To jest kontynuowane, bo tym momencie Ania dla mnie to też jest specjalista w swoich dziedzinach, w których się rozwija i generalnie też w biznesie. Naprawdę, jeżeli ktoś pozna bliżej Anię czy Michała, to po prostu zobaczy, że to są osoby które mają dużo do zrobienia jeszcze na tym świecie i w tym życiu. Więc rzeczywiście, było ciężko, ale ja w ogóle nie lubię używać słów, że było ciężko, było jakoś – to była lekcja. Czy to była droga lekcja? Ciężko mi powiedzieć. Kosztowała bardzo dużo pieniędzy, ale to pytanie: co dla kogo jest drogie? Ja mega szanuję pieniądze i wiele razy straciłem na jakimś biznesie, czyli nauczyłem się. Ale to nigdy dla mnie nie było słowo: „Utopiłem kwotę X czy Y.”, tylko: „Ok, czego się nauczyłem? Ile mnie to kosztowało? W porządku, nie robimy tego dalej, albo uważamy na to.”.

Opowiedz o takich doświadczeniach, bo na pewno dla osób, które słuchają, to są cenne doświadczenia, za które już Ty zapłaciłeś, może oni nie będą musieli za to zapłacić. Co prawda, nie do końca, bo każdy ma swoją drogę. Jednak są takie sytuacje, które rzeczywiście są w miarę uniwersalne, to znaczy, że popełniamy jakieś błędy czy podejmujemy decyzje, które nie do końca są trafione, czasem niezależnie od nas, dlatego że po prostu nikt nie jest doskonały i dzielenie się tymi dobrymi praktykami i też tymi złymi jest bardzo pomocne. Masz jakąś historię jak żeście się wyłożyli na czymś?

Ja mam mnóstwo historii i mogę mogę przytoczyć jedną. Aczkolwiek, zanim ją przytoczę, to gdybym z tych wszystkich historii miał komuś przekazać jakąkolwiek, jedną lekcję, najbardziej wartościową, bo każda z tych sytuacji miała inne podłoże, inną przyczynę itd. ale to co ja dzisiaj mogę powiedzieć to – żeby po prostu żeby słuchać siebie, żeby być mega świadomym tego, co się robi. I tyle. To jest naprawdę na maksa ważne.

No, ale co to znaczy? W jakiej sytuacji byłeś nieświadomy? Co spowodowało, że popełniłeś błąd?

U mnie to nie była kwestia nieświadomości, u mnie to była kwestia nie do końca posłuchania siebie. To było trochę posłuchanie kogoś. Mimo znaków, które dostawałem.

Czy była jakaś presja czasu? Opowiedz nam.

Presja czasu jest zawsze. Zawsze jak jest presja czasu to sobie usiądź, weź kartkę papieru, odczekaj dzień albo dwa i dopiero wtedy to przemyśl, bo oczywiście jest czasem biznes czy temat, w który musisz wejść tu i teraz, bo się coś dzieje. Natomiast, im większa presja czasu, tym bądź uważniejszy. Bo to nigdy nie jest dobre. Ja miałem taką sytuację, którą mogą opowiedzieć, że szukaliśmy wyjścia na rynki zagraniczne, chyba na Ukrainę, z suplementami diety i pamiętam, że szukając klientów trafiliśmy na firmę, którą sobie sprawdziliśmy i wszystko bardzo fajnie wyglądało – sprawdziliśmy na tyle, na ile wtedy mogliśmy i potrafiliśmy, która finalnie (rozmowy trwały z nimi ok 1,5 miesiąca i to takie intensywne rozmowy – co trzeci dzień mail, produkty, próbki, cenniki itd) – wybrała kilka produktów, określiliśmy ceny i ilości jakie będą za minimum zamówienia, tylko była kwestia rejestracji tych produktów. Oni nam powiedzieli, że u nich to kosztuje tyle i tyle za dany produkt, a mamy tych produktów chyba 8-10, ale zarejestrujmy na początek 5, czyli bardzo ładnie mnie uśpili i mówią: „Tylko że my się tym nie zajmujemy. Mamy dwie firmy, które się tym zajmują u nas.” I wskazali nam te dwie firmy, z czego jedna w ogóle nie odbierała telefonów i nie odpisywała na maile, a druga po dwóch dniach się odezwała do nas. Przedstawili nam, że koszt jest taki i taki, przysłała nam jakieś tam dokumenty. Sprawdziliśmy tę firmę. No i co? I poszła faktura pro forma, poszła płatność, no i dziękuję bardzo, dobranoc, po temacie.

Zostaliśmy zrobieni, jak uczniaki. Nie chcę rozmawiać o kwotach, ale to dla mnie bardzo duża lekcja. Mimo że widzisz, tu nie było presji czasu. Genialnie przeprowadzony temat, bo naprawdę pięknie mnie uśpili z tym, że 5 produktów, bo ja to analizowałem wszystko i mówię: „10 produktów, ale chcą 5. Kurde zróbmy od razu dychę, ale dobra, zróbmy spokojnie – jeżeli 5 i nie wymuszają, to zróbmy te pięć na początek.” No i zostaliśmy przewiezieni elegancko.

Co byś dzisiaj zrobił inaczej?

Wiesz co, nie zrobiłbym tego, bo świat jest bardzo duży,a tamten rynek akurat rządzi się swoim prawem i jest owiany trochę większym ryzykiem, aniżeli każdy pozostały, bo pamiętam, że na tamte czasy nie byłem gotowy na to żeby nawet polecieć na Ukrainę i rozmawiać z tymi ludźmi, bo posłuchałem po prostu swoje intuicji 11 i stwierdziłem, że tego nie robię. I bardzo dobrze, że tego nie zrobiłem, bo jeszcze bym popłynął na bilety, hotele, spotkania i udawanie, że jest fajnie, klepanie się po plecach. Plus, jeszcze by mnie dziabnęli na tamto. Więc po prostu myślę, że to, co bym zrobił to nie angażował się w rozmowy na tamtym rynku i na dzień dzisiejszy się nie angażuję. Mimo że mogę, z racji na jakieś różne rzeczy, które robimy i między innymi te suplementy, to odzywają się do nas różne firmy, różne osoby. Pośrednicy się odzywają bardzo często. Staram się w ogóle nie załatwiać spraw z pośrednikami, bo zazwyczaj to jest po prostu czcze gadanie i na niczym się nie kończy. To takie latacze po mieście, które mówią, że załatwią jakiś temat.

Tak zwany Mr. 5%.

Jeszcze 5% to fajnie, ale znałem takich po 20%. Ale słuchanie siebie, sprawdzanie dogłębnie tematu, czyli posiadanie jakiejkolwiek wiedzy na ten temat i rzeczywiście zaangażowanie się w to – czyli nie na zasadzie, że masz człowieka, który Ci wszystko opowiedział pięknie, pojechał na dwa kolejne spotkania i znowu wrócił i znowu coś Ci dał. Tylko jeżeli jest spotkanie, to Ty na nim jesteś. Jeżeli na nim nie jesteś, to nie podchodzisz do tematu, bo Ty musisz wiedzieć z kim rozmawiasz, na jaki temat rozmawiasz. Ty angażujesz swój czas. Nie ma nic cenniejszego dzisiaj dla mnie niż mój czas. Więc jeżeli ja się angażuję czasowo w coś, no to zróbmy to porządnie. To chyba taka moja rada, czyli takie słuchanie siebie.

Jak wygląda słuchanie siebie? Dla osób, które siedzą w swojej głowie – co to znaczy posłuchać siebie, jak wygląda posłuchanie siebie?

To już jest bardzo ciężki temat, bo to pytanie o to kto i jak ma rozwiniętą swoją intuicję. To jest trochę to o czym rozmawialiśmy – że Ty się starasz tego uczyć, a zapytałeś mnie czy się tego uczyłem, czy był jakiś etap przełomowy. U mnie tego nie było. U mnie bardziej było po prostu uświadomienie sobie tego. Więc tutaj ciężko jest mi powiedzieć. Według mnie, Wszechświat daje Ci znaki. Trochę porównuję temat fascynacji projektem, biznesem i zarabiania pieniędzy kiedy ktoś przychodzi mówi: „Stary, mam mega klienta, Ty masz świetne produkty, on ma kupę siana, ma super rynek, ma poukładaną dystrybucję i chce od Ciebie tu kupić.”. To jest właśnie kwestia tej rozbudowanej świadomości. Ja wiem, że Wszechświat daje Ci znaki. To jest mega proste.

Mam jedną historię, w której udało mi się zniwelować straty, ale był właśnie element presji, pośrednika, podpisanej umowy i wpłacenia zaliczki. Ja po prostu na mega presji jechałem do banku zrobić ten przelew. Wiesz, ja jestem taką osobą, która bardzo dba o rzeczy. Samochód to już jest w ogóle u mnie jak buty, jestem stałym klientem myjni i jak coś jest brudne, to słabo. To nie jest chorobliwe, po prostu dobrze się czuję i lubię jak zawsze wsiadam do czystego samochodu, mam czysto, ładnie itd. Dbam bardzo koła, o wszystko. Pamiętam, że podjeżdżałem pod bank wtedy i wjeżdżałem na bardzo niski krawężnik, na który wjeżdzałem bardzo często, bo to było po prostu jedno z nielicznych miejsc gdzie można było zaparkować i ukruszył się krawężnik i zarysował mi felgę. Przeszło mi przez myśl: „Kurde, niedobry znak”. Ale wpadłem do tego banku i zrobiłem przelew. Nie muszę Ci mówić co się dalej stało, odzyskiwałem te pieniądze w sądzie. Tam była taka sytuacja, że mogłem sobie zniwelować trochę tę stratę w ten sposób, ale sprawa jest w sądzie. Dzisiaj człowiek odwróciłby się na pięcie, zadzwonił i powiedział: „Dziękuję bardzo, nie jestem zainteresowany tą rozmową”.

Ja też zbudowałem taki schemat żeby zawsze się po prostu zastanowić: co się może wydarzyć jeżeli tego naprawdę nie zrobię? Jak dużo naprawdę stracę kiedy tego nie zrobię? Bo myślę, że czasem wpadamy w pułapkę tego biegnięcia do przodu i przez to jak szybko biegniesz to pewne rzeczy złapiesz, ale też złapiesz rzeczy, które są niepotrzebne. I teraz pytanie jest takie: czy zawsze chcesz najszybciej biec do przodu i przez to zarówno robić rzeczy skuteczne, ale też więcej razy się mylić? Czy czasem warto ochronić tę energię, i po prostu zatrzymać się na chwilę i powiedzieć: OK, zrobię dzisiaj tylko trzy rzeczy.

Ja mam taką filozofię żeby jednego dnia zrobić tylko trzy rzeczy. Nie robić trzysta. Może zobaczymy w długim terminie jak to będzie działać. Ale patrzyłem, że kiedyś robiłem tych rzeczy mnóstwo. Teraz myślę: jakie są trzy rzeczy, które są w stanie najbardziej posunąć moje cele do przodu, które zrobię dziś? I co to daje, że z jednej strony może być tak, że tracę pewne szanse, ale to pozwala w tych trzech rzeczach wejść dużo, dużo głębiej i tym samym z większą koncentracją. Dzięki temu, sądzę, że unikam czasem takich sytuacji, które właśnie się wiążą z dużą presją i które się wiążą z takimi błędami.

Trudno jest mi odpowiedzieć na to pytanie. Generalnie rzecz biorąc, znowu będę się odwoływał do Twojej intuicji, bo każdy ma trochę inną drogę. Dla Ciebie być może droga robienia trzech rzeczy jest odpowiednia, a dla innych może droga trzystu rzeczy jest dobra, bo procentowo im wyjdzie dobrze. To jest bardzo różne. Wiadomo, że jest zasada 80/20, która też odwołuje się do tego, że 20 proc. rzeczy, które wykonasz w ciągu dnia przyniesie Ci 80 procent rezultatów. Tylko teraz pytanie: czy Twoja intuicja dobrze Ci podpowie, które 20 proc. wybrać? To jest zawsze ciekawe. Nie wiem, ja na pewno nie mam tak, że łapię się wszystkiego. Nie uznaję tego, nie lubię tego i uważam, że dla mnie dobre jest robienie tych rzeczy, które po prostu czuję.

Właśnie. Robisz kilka rzeczy – z jednej strony cały czas jesteś w tym biznesie suplementów (zarówno dystrybucyjnych jak i produkcyjnym), czyli uczestniczysz w produkcji suplementów pośrednio w kontraktach zleconych, z drugiej strony – dystrybuujesz własnej, wysokiej jakości produkty, a oprócz tego jeszcze jesteś partnerem w centrum. Jest to kilka projektów. W jaki sposób znajdujesz czas? Jak to ogarniasz? W jaki sposób układasz zarządzanie tymi projektami żeby to wszystko szło?

I tu znowu będę odwoływał się do tego, że w firmie najważniejsi są ludzie. Bo wszystkie firmy, może poza Healthy Center, z którym stosunkowo niedawno ruszyliśmy, to są struktury poukładane, które ode mnie wymagają może po 45 minut w tygodniu.

To jest praca z tymi managerami. To jest oczywiście tak, że do tego trzeba było dojść. Jak ja do tego dochodziłem, to ja nie wyjeżdżałem na wakacje, nie miałem weekendów, nie miałem czasu wolnego z moją żoną. Moja żona na maksa mnie od samego początku wspiera, a wiadomo że to jest trudne, bo jeżeli jest młody facet i młoda kobieta, to młoda kobieta nie chce patrzeć tylko na faceta, który siedzi przy komputerze 24 na dobę. Ale tak to wyglądało. Tylko była jedna rzecz – ja po prostu wiedziałem, że ja to muszę zrobić.

Na dzień dzisiejszy, mam to na tyle poukładane, że mam dużo czasu. Bo to jest też pytanie: w jaki sposób ten czas wykorzystać? To jest też to, co Ci powiedziałem, czyli wewnętrzny zespół, układanie biznesu, z drugiej strony to jest doświadczenie, które zdobyłeś. Plus, nauczenie się tego w jaki sposób wykorzystywać ten czas. To jest miks tego wszystkiego. Dzięki temu, dzisiaj w godzinę jestem w stanie zrobić więcej niż kiedyś w tydzień. Dosłownie. Więc myślę, że jestem przekonany, że to jest kwestia tego typu. A ja jednak jestem osobą, która jest, myślę, że mogę śmiało powiedzieć – kreatywną. Ja po prostu uwielbiam kreować. Natomiast nie na zasadzie kreowania dla kreowania, bo nawet najlepszy pomysł może być tylko najlepszym pomysłem. I to też jest rzecz, na której ludzie się wykładają. Bo każdy miał pomysł na Facebooka. Co z tego? Zrobił to jeden człowiek tylko. Oczywiście, inni też próbowali. To nie jest tak, że ja jestem zawalony i nie wiem co się dzieje. Oczywiście – ja każdą z tych rzeczy budowałem oddzielnie. W momencie kiedy już pierwsza była poukładana, to przechodziłem do drugiej, a z drugiej do trzeciej. Oczywiście – wtedy pierwsza się wywalała, wracałem, układałem na nowo i tak dalej. Ludzie. Po prostu odpowiedni zespoł ludzi jest kluczowy.

A jak dbasz o swoją energię? Bo powiedziałeś o swoim poranku. Znajdujesz dzisiaj czas na jakieś sposoby na odreagowanie napięcia, stresu? Jednak praca w sprzedaży – niezależnie od tego czy jesteś sprzedawcą, który dopiero zaczyna czy jesteś mistrzem świata i robisz ogromne deale, sprzedajesz spółki itd. – to zawsze jest odrzucenie, napięcia. Zawsze się znajdą klienci, którzy są niezadowoleni, którzy Cię odrzucą. To jest napięcie, które się kumuluje, którym w jakiś sposób musisz zarządzać. Możesz powiedzieć: „Nie traktuję tego osobiście”. Wiadomo, że lata praktyki, ale jednak jest to napięcie, są te sytuacje stresowe – jak Ty radzisz sobie z tym stresem?

W ogóle nie traktuję tego osobiście. Dla mnie to jest pasja. Dla mnie to jest przyjemność. Dla mnie odrzucenie przez klienta jest nauką. W ogóle nie podchodzę do tego osobiście, nie rozpamiętuję. Dla mnie coś, co się wydarzyło i coś, na co nie mam wpływu albo w ogóle sytuacja, która się dzieje i nie ma na nią wpływu, to po prostu nie mam na nią wpływu. W ogóle nie angażuję tam swoich emocji w tym kierunku, w ogóle, zero. Oczywiście – jeżeli mówimy o poziomie energetycznym to też jest kwestia odbudowania tych zasobów energetycznych.

Tutaj z pomocą przychodzi moja wspaniała i przepiękna żona. Nie ukrywam, to jest mój najlepszy przyjaciel, to jest mój najlepszy ziomeczek, z którym spędzam czas, podróżuję, relaksuję się, śmieję się, wygłupiam się i jestem w niebie. I stamtąd czerpie energię. Mój dom to jest moja energia. Mój dom to jest moja żona. Siła jest tam gdzie ja i tam gdzie jest moja żona. Po prostu. I to jest kolejna rzecz, która jest mega naturalna dla mnie, ale w kontekście kwestii odrzucenia czy czegoś takiego, to jest bardzo ciekawe, u mnie ten element z mózgu jest wyjęty w ogóle. Nie ma czegoś takiego. To jest trochę to, co Ty powiedziałeś na zasadzie: a co się wydarzy jeżeli ja tego nie zrobię? Co „stracę”? Albo czego nie zyskam?

Ja w podobny sposób podchodzę do tematu. Jeżeli pracuję nad jakimś kontraktem i pracuję nad nim dwa albo trzy miesiące… W zasadzie to miałem taką sytuację cztery dni, że dostaję informację, że kontrakt, na którym pracowałem od stycznia, po prostu nie przeszedł najwyższych szczebli na rynku zarządu firmy niemieckiej. Dostałem po prostu mega krótką informację i tabelę z prezentacją dlaczego to nie przeszło. Tak musi być. To jest w ogóle ciekawe, bo jestem przekonany, że ludzie nie zdają sobie sprawy jak dużo razy musisz upaść żeby zrobić to, co zrobiłeś i żeby mieć to co masz.

Kiedyś widziałem taki cytat, że mistrz upadł więcej razy niż amator czy początkujący nawet próbował. To jest święta prawda, tylko, że dla mnie to jest normalna normalność. To jest po prostu to, że siedzimy i rozmawiamy i że mogę Cię dotknąć, aby zbić z Tobą piątkę. A inni ludzie po prostu muszą się tego uczyć albo muszą to czytać, a wręcz jeszcze muszą to czytać, próbować zrozumieć, a jak to zrozumieją, to jeszcze muszą to sobie uświadomić. Ja tego nie mam. U mnie to jest takie zupełnie naturalne. Nie mam w ogóle sytuacji, że mówię: szkoda. To jest bardziej: OK, dziękuję bardzo, skreślone, następne. To jest jedno z zadań, które miałem wykonać i wykonałem najlepiej jak mogłem i niestety finał jest taki, a nie inny. Oczywiście, były też inne sytuacje takie, że wykonywałem zadanie takie gdzie przez mój błąd coś się nie udało, bo na przykład wysłałem klientowi nie ten cennik albo nie tą tabelę, którą powinienem, a było to spowodowane na przykład natłokiem spraw i moim brakiem skupienia. Ok, to jest nauka – zawsze jak robisz takie rzeczy – skup się 2-3 razy. Dzisiaj tak robię, wtedy tak nie robiłem dopóki nie wysłałem tej tabeli, której nie powinienem. I tyle. Ale to znowu nie na zasadzie że: O, co by było gdyby. Jeżeli coś nam w życiu nie wychodzi, to znaczy że Wszechświat ma dla nas coś lepszego. Konkretnie dla nas. I tyle.

O co więcej mogę Cię zapytać… Jest to bardzo mocna puenta, więc może na koniec byś powiedział coś od siebie? Nad czym teraz pracujesz? Czym chciałbyś się podzielić – może jakieś nowe projekty, może jakieś nowe pomysły albo jakieś kontakty? Bo to jest kolejny przykład kiedy na rozmowę zgadza się osoba, która tak naprawdę nie jest bardzo publicznie znana. Ty nie jesteś osobą, która szuka poklasku, która stara się być w błysku fleszy.

Uciekam od tego, nie lubię.

Jak o tym rozmawialiśmy to widziałem przez moment, że chciałeś się odwrócić i uciec, ale w końcu pomyślałeś: może to jest właściwy moment żeby o tym pogadać.

Ja myślę, że to po prostu była kwestia Twojej osoby i tego, że się znamy już jakiś czas i to nie była kwestia momentu. Jeżeli to nie byłby ten moment, to bym Ci powiedział, że nie jestem zainteresowany, albo nie mam czasu, więc tutaj tylko i wyłącznie chodzi o Ciebie. I dlatego się spotkaliśmy. Ja na maksa tego unikam. Jak wiesz, nie mam Facebook’a, nie mam Instagrama. Biznesowo to są super tematy, natomiast w ogóle tego nie potrzebuję. To tak jak ktoś potrzebuje się napić alkoholu, a inny nie potrzebuje. Ktoś potrzebuje się wyżyć na siłowni, a inny tego nie potrzebuje, ja akurat tego nie potrzebuję. Nie oceniam ludzi, którzy tym żyją. Czasem jest mi śmiesznie, jak ktoś wstawia całe swoje życie online – spoko, ich decyzja.

Czy poza poza pracą i domem, masz jeszcze jakąś trzecią rzecz, która w życiu Cię zajmuje? Bo myślę, że zyskujesz bardzo dużo czasu – wtedy kiedy ludzie siedzą i scrollują Facebooka,  – a Ty masz tyle czasu. Czy Ty coś robisz poza pracą i poza spędzaniem czasu z żoną?

Kreuję. Siedzę i myślę. U mnie to nie jest element pracy w ogóle, to jest moja pasja. Rozmawiamy trochę o sprzedaży i handlowaniu – gdybym miał Ci opowiedzieć, to moją pasją teoretycznie jest handlowanie – natomiast na dzień dzisiejszy to jest handlowanie sobą. Handlujesz sobą, bo jeżeli sprzedasz siebie, to sprzedasz wszystko tak naprawdę – i czy to jest Healthy Center, czy to są usługi czy to jest suplement diety, czy to jest jakaś platforma internetowa, Ty to firmujesz sobą.

Masz na myśli handlowanie sobą, czyli, że Ty, jako osoba, jesteś swoją marką, która niesie ze sobą pewne obietnice?

Zawsze.

Ale jak to się robi w takim razie bez social media? Dzisiaj jest taki wielki lans na to, że musisz się kreować na tych wszystkich mediach, bo inaczej ludzie o Tobie zapomną. A jednak jesteś przykładem osoby, która w ogóle tego nie robi, a w jakiś sposób odnosi duże sukcesy. Masz tę markę, za którą ludzie idą. Co w takim razie się na nią składa?

Ciężka praca, ciężka praca. To jest trochę to pytanie o to, czym chciałbym się z Tobą podzielić. Generalnie, kilkoma rzeczami chętnie się z Tobą podzielę. Może na dzień dzisiejszy, nie chciałbym się dzielić teraz tu i przed wszystkimi, bo nie to, że się nie lubię dzielić, ale ja nie jestem zwolennikiem mówienia o rzeczach, które się dzieją. Ja lubię je pokazywać.

To w ogóle jest ciekawe, bo jeden z pierwszych interesów jaki miałem zrobić – pamiętam, że przyszedłem wtedy do dobrze prosperującego biznesmena z jego synem i z rozrysowanym planem (bo ja piszę dużo na tych kartkach i rysuję bardzo dużo) i miałem zarysowany plan, wizualizację zrobioną długopisem i pamiętam, że wszystkim o tym powiedziałem (a ja miałem 16 lat może), że w ogóle otwieram, robię, to będzie takie i takie. Oczywiście – to była pierwsza moja styczność z interesem i to była pierwsza kradzież mojego pomysłu w życiu. Czyli ktoś, z kim ja rozmawiałem – nie ten biznesmen, bo on miał w to zainwestować – ale osoby, z którymi miałem to robić, po prostu ten biznes ukradły. To mocne słowo, ale tak było. Dlatego nie chcę mówić kto, co i jak. I wtedy sobie powiedziałem: Stary, no po prostu żenująca sytuacja – wszystko powiedziałeś co zrobisz, a tego nie zrobiłeś. Od tamtej pory sobie pomyślałem, że nigdy więcej – po prostu rób i pokazuj.

Mogę Ci powiedzieć, że jakiejś 3-4 lata temu zaświtał mi w głowie pomysł robienia biznesu w internecie. Generalnie, to było późno, bo cztery lata temu to internet już 100 lat był prawie. Ale ja pomyślałem, że chciałbym tam zaangażować swoją energię. I od momentu zakiełkowania tej myśli już rok później zacząłem szkicować projekt. Kolejny rok później zaczęliśmy go z moim wspólnikiem budować. Kolejny rok później, czyli ze cztery lata temu, on wszedł na rynek i jest na rynku od roku. To była kopalnia wiedzy, nauka po prostu gigantyczna, że wchodząc w internet po prostu siadasz do stołu z całym społeczeństwem. Po prostu. Czyli – robisz produkt, oddajesz produkt, który myślisz, że należy stosować czy używać w taki czy inny sposób, a ludzie biorą i robią z nim zupełnie coś innego, albo nie rozumieją rzeczy, które dla Ciebie są oczywiste. Więc to też im piszesz. A oni tego nie czytają, więc starasz się im to pokazać, ale oni tego nie oglądają. Więc zaczynasz się zastanawiać: Co ja mogę zrobić więcej? Genialna nauka, mówię tutaj o Platformie VendoTV 12, która jest już jakiś czas na rynku. Oczywiście, nie nazywam w ogóle takich etapów „wzlotami i upadkami”, bo u mnie to jest raczej lepszy moment i gorszy moment, bo ja nie mam upadków. Dla mnie moment ciężki jest momentem, kiedy trzeba włożyć trochę więcej siły w to żeby przejść dalej. Czyli trochę więcej energii kosztuje Cię każdy kolejny krok. To jest to, co Ci powiedziałem – że jeżeli chcę coś zrobić, to u mnie w głowie są dwie drogi – albo to zrobię albo umrę. Po prostu. To jest związane z moją intuicją i z wiarą w to wszystko i end of story. Tu nie ma nic poza tym. Ludzie mogą mi mówić, że się nie da, że trudno, że próbowaliśmy, ja mówię: Fajnie, miłego popołudnia, ja to zrobię.

Nie mam nic więcej do dodania, Łukasz. To taka puenta, że chcę powiedzieć: nie umieraj chłopie, nie umieraj.

Nie, nie, ja to po prostu zrobię.

Bardzo Ci dziękuję za tę rozmowę. Jest naładowana różnymi, konkretnymi inspiracjami i też bardzo miło poznawać nowe rzeczy na Twój temat, bo Twoja droga jest niezwykła. Trzymam kciuki żeby Wszechświat Ci sprzyjał w realizowaniu Twoich kolejnych projektów. I tyle. Niech te wszystkie projekty, które realizujesz sprawiają Ci nadal tyle przyjemności. Dziękuję Ci bardzo, że wpadłeś i jesteśmy w kontakcie. Dzięki.

Bardzo dziękuję. Pozdrawiam.

  1.  Powergym: hiszpańska firma odżywiająca olimpijczyków http://www.powergym.pl/o-nas 
  2. Trener siatkówki Łukasza, Wojciech Szczucki (Klub Sportowy Metro), aktualnie https://www.pzps.pl/pl/rozgrywki/rozgrywki-mlodziezowe/juniorzy/aktualnosci/332-aktualnosci/15411-wojciech-szczucki-pokazac-w-ketrzynie-jak-najlepsza-siatkowke
  3. Ojciec Łukasza był współzałożycielem Warszawskiego Towarzystwa Cyklistów http://www.wtc.waw.pl/o-wtc/ 
  4.  Wspólnik Łukasza Michał Wichowski https://www.facebook.com/WichowskiM
  5. Fabryka Bentley’a w Crewe, gdzie krótko pracował Łukasz https://www.forbes.pl/wiadomosci/fabryce-bentleya-w-crewe-galeria/htwpxp0 
  6.  Do zakupu produktów Powergym udało się przekonać czternaście związków sportowych http://www.powergym.pl/referencje
  7. Artykuł w Forbesie 2015 o High Level Center https://www.forbes.pl/pierwszy-milion/high-level-center-michal-wichowski-i-lukasz-bialkowski/s0c5xnq
  8.  High Level Center w 2015 – http://www.magazynbieganie.pl/tag/high-level-center/ 
  9.  High Level Center w 2017:  http://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,21388480,high-level-center-w-warszawie-tak-wyglada-centrum-dla.html?disableRedirects=true 
  10.  W 2018 Ania Lewandowska zwróciła uwagę na działalność High Level Center i zostali wspólnikami w Healthy Center by Ann https://hpba.pl/healthy-center-by-ann/ 
  11.  O intuicji https://pieknoumyslu.com/intuicja-ludzie-o-wysokim-poziomie/
  12.  Platforma Vendo https://mamstartup.pl/narzedzia/10600/kto-powiedzial-ze-talenty-mieszkaja-w-duzych-miastach-dlatego-do-castingow-zapraszamy-wszystkich-vendo
Udostępnij:
Podcast

Poznaj wiodący podcast dla przedsiębiorców i zarządzających biznesem. Posłuchaj przedsiębiorców, którzy zbudowali biznes od zera. Znajdź odpowiedzi na wyzwania, które trapią liderów – niezależnie od branży.

Newsletter

Zainwestuj 5 minut w tygodniu, by osiągać więcej.

Dołącz bezpłatnie do tysięcy przedsiębiorców i zarządzających biznesem w społeczności Business Unlimited.

Zobacz także

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na nasz newsletter