Opis odcinka – Wojciech Bizub:
Wojciech Bizub – magik marketingu, właściciel ukierunkowanej na rezultaty agencji WBIZNES. Wykładowca akademicki (ALK oraz MBA na ASBiRO) i prelegent największych konferencji biznesowych w Polsce (I Love Marketing oraz WBEXP z Garym Vaynerchukiem).
Twórca podcastu “Skuteczny e-marketing”. W wolnym czasie biega, boksuje na ringu lub przerzuca ciężary na siłowni.
W rozmowie m.in.:
– jakie dwie reklamy sprawiły, że Wojtek został marketerem,
– jaki doświadczenia ze sportu (brazylijskie jiu jitsu, boks) pomagają w rozwoju biznesu,
– czy warto wszystkie przychody inwestować w rozwój,
– jakie metody rozwoju dają największe rezultaty,
– korzyści z indywidualnych sesji doradczych (w tym sesji ze mną – dzięki za zaufanie),
– NLP – największe korzyści i rozczarowania,
– jak mała agencja WBIZNES generuje klientom dużo leadów,
– dlaczego Wojtek chce pracować z właścicielami firm,
– odkrycia i doświadczenia w transformacji do roli menadżera,
– budowanie biznesu w oparciu o markę osobistą,
– growthhacking dla Apple Podcasts – jak być na szczycie polecanych podcastów,
– skuteczne zarządzanie pomysłami,
– złote zasady w pracy klientami,
– jak radzić sobie z hejtem w mediach społecznościowych.
Dołącz do bezpłatnego klubu Greg Albrecht Podcast:
http://www.gregalbrecht.io/klub
Wideo – Wojciech Bizub:
Zasubskrybuj ten kanał by nie przegapić żadnego odcinka i podziel się swoją opinią w komentarzu!
Ta rozmowa jest dostępna w trzech częściach. Zobacz wszystkie odcinki:
Wojciech Bizub: początki – determinacja i najlepsze inwestycje w rozwój (1/3)
Wojciech Bizub: wyniki WBIZNES, generowanie pomysłów i growthhacking podcastu (2/3)
Wojciech Bizub: praktyczne nawyki, sposób na hejt i olśnienie menedżera (3/3)
Transkrypcja – Wojciech Bizub:
Dziś w Greg Albrecht Podcast nie nikt inny tylko Wojciech Bizub 1 2, twórca WBIZNES 3, część Wojtek.
Cześć Greg.
Cieszę się, że zdecydowałeś się pojawić się w Greg Albrecht Podcast, bo od dawna już myślałem, żeby cię zaprosić i mam nadzieję, że będziesz z tego spotkania zadowolony. Jeżeli chodzi o ciebie, powiedz, czym się zajmujesz?
Jestem marketerem, tak odpowiadając jednym słowem. Wiele osób zastanawia się, co taki człowiek robi, czy tworzy jakieś promocje i w dziwny sposób próbuje spowodować, że ludzie zaczną otwierać portfele. Ja porównuję często marketera do fotografa, bo jak zwrócisz uwagę, jak ludzie robią zdjęcia, to da się zrobić takie zdjęcie, gdzie nawet piękny produkt będzie dosyć przeciętnie wyglądał. Dlatego to, co staram się zrobić, pracując z klientami, to dobrać odpowiednie ujęcie do tego, co oni robią. Żeby to się pięknie prezentowało, żeby właściciel był dumny i żeby mógł się pochwalić innym. I żeby to było też atrakcyjne dla jego klientów! Więc szukam, jako marketer, odpowiedniego ujęcia do tego biznesu, którym klient się zajmuje. Robię to razem z zespołem. Ja jestem raczej gościem od słów, ale są oczywiście ludzie, którzy poprawiają to graficznie, oprawiają to programistycznie, oprawiają to tak, żeby się wyświetlało w odpowiednich miejscach i nośnikach, i żeby to zdjęcie można było pokazać właściwym osobom.
Ale czy to oznacza, że to co robisz, to się po prostu nazywa agencja reklamowa?
Ja mówię agencja marketingowa, chociaż to jest dosyć obszerne słowo. Dlaczego mówię agencja marketingowa? Ponieważ robimy all-in-one service, czyli ktoś się zgłasza, zazwyczaj jest to mikro lub mały biznes, czyli taki do 50 osób, który oddaje całość w nasze ręce i dzięki temu mamy kontrolę nad całym procesem, co pozwala nam w odpowiedni sposób pracować. Więc agencja marketingowa to jest słowo, którego używam. Wiem, że jest to też wykorzystywane przez twórców gadżetów itp. Ja nastawiam się jednak na to, żeby mieć cały proces w swoich rękach, jeżeli tutaj mamy to w odpowiednią szufladkę wsadzić.
Ale jak to się stało, że w ogóle zająłeś się tą tematyką?
To jest dosyć ciekawe pytanie, bo jednym z zakresów, którym się zajmujemy, są reklamy na Facebooku. I jak już sobie liczę, to było chyba 8 lat temu, kiedy siedziałem sobie na etacie w biurze, dosyć ciasnym, na uczelni, pracując na stanowisku pomiędzy rekrutacyjno-marketingowym. I jak to przy zbrojeniu teczek, przy podpisywaniu, sprawdzaniu, czy wszystko jest okej – przeglądałem Fejsa w ramach przerwy. W ramach tej przerwy wyświetliła mi się reklama na Facebooku pewnego szkolenia marketingowego w wersji webinarowej, gdzie zapisałem się, kliknąłem, spodobały mi się metody, które tam były opisywane – zresztą koleguję się z osobą, która prowadziła wtedy to szkolenie – i od tego czasu muszę powiedzieć, że przestałem nazywać się pracownikiem rekrutacji, a zacząłem myśleć o sobie, jako o marketerze. Mam takie założenie, że jeżeli się odpala reklamy, to trafia to do różnych ludzi i niektórym ludziom po prostu zmienia się życie tymi reklamami, tak jak to się stało w moim przypadku. Siedziałem sobie na etacie, później przesiadłem się do agencji marketingowej, gdzie pracowałem już jako pracownik agencji, a teraz prowadzę swój biznes, już kilkunastoosobowy w tym momencie. Dlatego trzeba uważać jakie reklamy się odpala, bo ktoś może w to kliknąć i później mogą być pozytywne lub negatywne konsekwencje tego.
A dlaczego trafiłeś do rekrutacji? Co takiego spowodowało, że zostałeś rekruterem wcześniej?
To jest też, znowu, ciekawy przypadek, bo ja byłem studentem uczelni zaocznej biznesowej. Właściwie wcześniej miałem trafić na AWF, już byłem zapisany, zgłoszony, przeszedłem wszystkie testy, ale skręciłem wiązadło krzyżowe w trakcie jednych z wakacji i niestety, ale nie mogłem pójść na AWF, bo tam, wiadomo, była potrzebna większa sprawność. Trafiłem na uczelnię biznesową, nie dziennie, a zaocznie. Mało tego, to jest taki przypadek, że trafiłem tam do samorządu studenckiego, byłem bardzo aktywny, no i stwierdzili, że weźmiemy szefa samorządu studenckiego jako pracownika właśnie rekrutacji do nas do biura, bo się tam wyróżnia. Tak się składało, że to byłem ja. Właściwie rozwijałem się, dostawiałem coraz to bardziej ambitne zadania, ale, no powiedzmy, jedno z takich głównych zajęć, z czym kojarzę właśnie pracę na uczelni, to było składanie teczek rekrutacyjnych, które było, oj, strasznie nudne.
Składanie teczek rekrutacyjnych, to co to oznacza?
To znaczy, że jak przychodzi do ciebie student, to on musi przynieść swoje świadectwo maturalne, swój dowód osobisty, musi podpisać umowę z uczelnią, podpisać wszystkie dokumentacje, podpisać to, że został przyjęty na studia, bądź też nieprzyjęty. Chociaż tam była taka metoda, że przyjmowało się wszystkich. Więc to było dosyć nieprzyjemne zajęcie, które było dosłownie taśmą produkcyjną, bo miałeś jedną osobę, która siedziała przed tobą i 15 kolejnych, które czekały w kolejce na to, żeby po prostu z tobą te dokumenty podpisać. I przywróciłeś, celowo lub niecelowo, te wspomnienia do mnie.
No wiesz, to jest interesujące, bo nie każdy student na studiach chce się angażować. Wielu studentów spędza studia imprezując, i nawet studia zaoczne, chociaż zazwyczaj już wtedy ludzie pracują. Jak to było z tobą? Co spowodowało, że poszedłeś jednak na studia, że zdecydowałeś się tam pracować? Skąd to się wzięło?
Znaczy, to, że poszedłem na te studia, to była kwestia, nazwijmy to, przypadku, bo na jednej z imprez, właśnie jak już chodziłem o kulach po kontuzji, po prostu zobaczyłem baner tej uczelni, dokładnie na Święcie Trzech Braci 4, bo ja jestem z Cieszyna, gdzie mamy taki coroczny event związany z założeniem miasta Cieszyna 5. Tamta uczelnia po prostu miała swój baner, wymieniła kierunki, ja zobaczyłem, że tam jest coś takiego jak inżynieria zarządzania produkcją, czyli zarządzanie i inżynieria produkcji, i stwierdziłem, a co tam, jak już nie będę studiował na AWF-ie, to chociaż może ta inżynieria tutaj w Cieszynie, no i tak właściwie się to stało. Zobaczyłem też, będąc na tej uczelni, że z samych studiów, z samego tego, że będę siedział tam i czegoś słuchał od wykładowców, to niewiele mi wyjdzie. Dlatego stwierdziłem, że trzeba byłoby zaangażować się w dodatkowe inicjatywy. Słyszałem, że ci studenci, którzy są w samorządach, to mają lepszą pracę i w ogóle, są tacy, powiedzmy, priorytetowo traktowani na uczelni. To stwierdziłem, no to biorę. No i tak właściwie tam trafiłem i tak się to wszystko poskładało. A że oni mieli dosyć dużą rotację w zespołach, bo, powiedzmy, że nie każdemu się chciało składać te teczki, oprócz tego trzeba było wymyślać kampanie rekrutacyjne. Czyli pomiędzy działaniem typowo powtarzalnym, produkcyjnym, należało również wymyślać ciekawe, przy zerowym budżecie, kampanie reklamowe, żeby można było gdzieś się pojawić, z jakąś szkołą średnią na przykład podjąć współpracę. Niewiele osób wytrzymywało taki tryb pracy. Tak w dużym uproszczeniu, żeby nie wchodzić w szczegóły.
A jak myślisz, dlaczego ty wytrzymałeś ten tryb pracy? Co takiego w twoim życiu ukształtowało w tobie to, że utrzymałeś się w tym i kontynuowałeś, mimo to, że było to w dużym stopniu nudne i powtarzalne, i nawet jak teraz wracasz wspomnieniami do tego momentu, to widzę, że średnio się z tym czujesz.
Robię dobrą minę do złej gry, ale ja myślę, że wiele rzeczy w swoim życiu przetrzymałem, przetrzymuję, bo nie zawsze jest kolorowo, biznes nie jest tak prosty jak w książkach Briana Tracy 6, czego doświadczam. Życie nie jest też tak piękne jak na Instagramie, na zdjęciach. Myślę, że t, co pozwala mi w wielu trudnych chwilach wytrwać, to jest dokładnie to, że jestem sportowcem. Od 15. roku życia trenuję, wcześniej sporty siłowe, gdzie bawiłem się, rzucałem, łamałem sztangi, a później trenowałem MMA, brazylijskie jujitsu. Właściwie to kolano skręciłem w trakcie przygotowań do mistrzostw Polski w brazylijskim jiu-jitsu 7. To jest taki sport, który uczy konsekwencji żelaznej, uczy tego, że jest trudno, ale trzeba walczyć dalej. I takie kompetencje, które uzyskałem w trakcie treningów sportowych, jako nastolatek, przełożyłem wtedy, dosyć nieświadomie, na pracę etatową, a dzisiaj przekładam na pracę, nazwijmy to, biznesową, gdzie, no trzeba po prostu czasem docisnąć, chociaż już się ma dość.
A twoim zdaniem, jeżeli chodzi o właśnie bycie sportowcem i wejściem w ten rytm…jeżeli jesteś młodym człowiekiem, przychodzą ludzie z różnych domów, z różnymi doświadczeniami, z różnymi motywacjami… jaka rzecz, twoim zdaniem, decyduje o tym, że ktoś się w sporcie utrzymuje lub nie. Może to jest jakaś, nie wiem, aktywność, zachowanie trenera, które może mieć wpływ na to, że nie poddajesz się, bo teraz z perspektywy jest może łatwiej powiedzieć, okej, ja wyćwiczyłem to w sporcie, to jestem konsekwentny, potrafię przetrzymać. No ale jak zacząłeś to robić, pewnie miałeś 10 lat, czy, nie wiem, 12, czy 15 i w tym wieku…
15.
No właśnie, i w tym wieku to raczej większość ludzi, którzy ćwiczą, raczej nie ma tego we krwi. To co takiego w tobie było, czy co takiego spowodowało, że to się wykształciło w tobie?
Nie mam pojęcia. Aha, no w sumie, jak teraz tak mi zadałeś to pytanie, to gdzieś tam przemyślałem sobie odpowiedź. Myślę, że to było to, że po prostu mama mnie woziła na treningi. To znaczy, ja byłem na każdym treningu, czy to był pierwszy dzień świąt, czy to był, nie wiem, Nowy Rok, to niezależnie co się działo, to ja zawsze na treningu byłem. I przez pierwsze miesiące, lata mama mnie po prostu na nie woziła i byłem, i tyle. Później jeździłem już sam. Myślę, że to już była naturalna kontynuacja tego. Jak patrzyłem na kolegów z sekcji, to wszyscy ci, którzy osiągali ponadprzeciętne wyniki, albo jakiekolwiek wyniki, bym powiedział, po prostu byli na każdym treningu. Nieważne czy byli chorzy, czy padało, czy im się chciało, czy im się nie chciało, po prostu byli i trenowali na tyle, ile w danym dniu mogli na maxa. Dla jednych max to był taki, powiedzmy, w Nowy Rok, bo trenowaliśmy we wszystkie dni roku. Tam nie było tak, że jest święto, czy coś, po prostu trener Michał 8, też zawodnik KSW, był taki, że trenowało się zawsze i on zawsze był dla nas, i zawsze sala była otwarta, niezależnie właściwie od dnia tygodnia. I to co właściwie było, myślę, że ciekawe, to właśnie ta konsekwencja żelazna, ktoś by powiedział, w udziale w treningach.
No właśnie, ten temat mnie ciekawi, zaraz pewnie pogrzebiemy dalej w tematach jeszcze biznesowych, ale czuję, że czasem źródła powodzenia się wywodzą jednak z wczesnych doświadczeń i to mnie bardzo ciekawi, czy to rzeczywiście było tak, że zawsze jesteś na tych treningach, czy to zbudowało w tobie takie poczucie, żeby nigdy nie odpuszczać, i czy uważasz, że to podejście, żeby nigdy nie odpuszczać jest zawsze zdrowe, czy są sytuacje, w których to przynosi też negatywne rezultaty?
To zależy, chyba tu jest właściwa odpowiedź, ale uważam, że w większości przypadków, wypowiadam się ze swojej perspektywy, większe korzyści uzyskuję wtedy, kiedy zacisnę zęby, kiedy powiem, jest niedziela, ale zaprosił mnie mój autorytet Greg, więc przyjdę, i nieważne, że to jest czerwone święto w kalendarzu. Więc jestem tutaj, rozmawiamy i nie powiedziałem, że to jest weekend, nawet wręcz zaproponowałem, bo wiem jaka była sytuacja, że byśmy po prostu porozmawiali, i to jest dla mnie, myślę, że ten wątek. Zawsze jakąś część się traci z tego powodu, bo na przykład nie siedzę ze swoją narzeczoną, bo nie poszedłem na siłownię, na której ona właśnie teraz jest, ale rozmawiamy. Więc zakładam, że to jest kwestia wyboru i decyzji. Ja mam taką intuicję, że dokonuję dobrych wyborów, tak czuję, że one być może w danym momencie mi się nie podobają, ale są dobre dla mnie. To jest trochę you don’t like it, but it’s good for you, tak? Czyli nie do końca ktoś będzie miał satysfakcję natychmiastową, ale w perspektywie strategicznej – a zakładam, że życie to nie jest sprint tylko maraton – czerpiemy z tego, że podejmujemy decyzje, które w danym momencie nie do końca są najlepsze, czyli tak zwana odroczona gratyfikacja 9. I staram się tymi kategoriami podejmować decyzje, żeby one nie były, że tylko tu i teraz zjem czekoladkę, tylko że jedzenie czekoladki codziennie przez najbliższe, nie wiem, 10 lat spowoduje ileś kilogramów otyłości. Bardziej w tych kategoriach staram się na to patrzeć. Nie wiem czy odpowiedziałem na to pytanie, ale starałem się wyminąć odpowiedź bezpośrednią, czy konsekwencja za wszelką cenę jest dobra.
Myślę, że to jest właśnie zrozumiałe, zawsze się zastanawiam, gdzie jest ten złoty środek pomiędzy tym, żeby inwestować w długoterminowe zwroty, a tym, żeby jednak mieć świadomość, że jedyna rzecz, która naprawdę jest, to jest to, co jest tutaj i teraz. I myślę, że to jest czasem taki element, który warto sobie rozważyć, nie?
To jest też coś, co powtarzam swoim klientom, z którymi pracuję w marketingu, że łatwo jest stracić balans – to jest proste do zrobienia, po prostu idzie się po skrajności. Jedna skrajność, to jest właśnie wejście, postawienie tylko na marketing. Z drugiej strony nie idziemy w marketing, idziemy tylko i wyłącznie w nasz produkt, który doskonalimy, czyli stawiamy na to, że produkt będzie tak dobry, że się sam obroni. Żadne z tych podejść nie jest właściwe, trzeba mieć i dobry marketing, i dobry produkt, tak trochę zmieniając na moją działkę. I tak samo jest tutaj, czy konsekwencja w każdym przypadku, i traktowanie tego jako złotej zasady? Myślę, że nie. Ale znowu odpuszczanie za każdym razem, też średnio. Więc założyłbym, że w tym akurat przypadku większy nacisk należałoby położyć na utrzymanie dyscypliny, utrzymanie konsekwencji i utrzymanie tego, że po prostu wytrwać, dokończyć zadanie, dowieźć do końca i zobaczyć co to przyniesie, sprawdzić, jakie będą efekty. A tego ludziom często brakuje, to znaczy, wiele osób zaczyna, ale później, jak już tylko zakończy się era rzucania pomysłów na burzy mózgów, to potem trzeba robić, trzeba faktycznie, jak to się mówi – sprawdzam. Jak wymyśliłeś, to teraz dowieź do końca, no i tu ludzi zaczyna lekko brakować, nie? To jest moja obserwacja, powiedzmy, z kilku lat doświadczenia w biznesie.
A w jaki sposób przeszła ta transformacja z człowieka na etacie do właściciela firmy, jaki był ten moment, jeżeli mógłbyś opisać, opowiedzieć ten moment transformacji, jak on wyglądał?
Ten moment transformacji, w największym uproszczeniu, to było 4 stycznia 2016 roku, kiedy poszedłem do wydziału działalności gospodarczej, on się jakoś tam pięknie nazywa, w urzędzie miasta i powiedziałem, tak, będę wam tutaj płacił podatki przez najbliższe lata. I to był o tyle ciekawy moment, że na pierwszy ZUS pożyczyłem od mamy pieniądze. Okazało się, że one nie były potrzebne, te pieniądze, bo już w pierwszym miesiącu wygenerowałem 5-cyfrowy obrót. Jak to zrobiłem? Miałem klientów ze swoich znajomych, z różnych kontaktów, zanim tak naprawdę ta działalność się otwarła. I jak tylko ją otwarłem, to zacząłem faktury wystawiać. To w ten sposób po prostu zadziałało, myślę, że przyniosło ciekawy efekt. A to – o co już pewnie zapytałeś, dochodząc do korzeni tego przejścia – to jak sam sobie czasem analizuję przeszłość i swoją historię, to wychodzi mi na to, że zawsze słuchałem się mądrzejszych od siebie. W przypadku sportów walki, tam był trener, no i to było takie logiczne, ale założyłem sobie, że w biznesie musi być podobnie, to znaczy, że są pewne zasady, reguły, są pewne nawyki i pewne narzędzia, które uproszczą mi tę ścieżkę. Dlatego bardzo dużo zainwestowałem w swój rozwój, czego być może w kadrze tak nie widać, ale mam całą właściwie ścianę certyfikatów z różnych szkoleń, a to jest i tak 1/3 tego wszystkiego, co przeszedłem, bo wiedziałem, że zawsze w każdym z tych obszarów, do którego bym nie podszedł, zawsze jest osoba, która wie więcej ode mnie i ja mogę jej zapłacić jakąś, powiedzmy, ułamkową kwotę za wiedzę i doświadczenie, które ona posiada, dzięki temu mogę iść do przodu szybciej. I tak też było, zanim otwarłem firmę przeszedłem szereg szkoleń z obszaru sprzedaży, negocjacji, zarządzania zespołem, którego jeszcze wtedy nie miałem i właściwie nie rozumiałem, i uczę się tego dopiero teraz, z zakresu psychologii, z zakresy wystąpień publicznych, z zakresu kompetencji twardych, liderskich, takich, gdzie trzeba pewne rzeczy przewalczyć w sobie, w swojej głowie, swój dialog wewnętrzny, żeby samemu nie sabotować własnych działań, żeby nie negocjować samemu ze sobą, z własną głową, zanim się jeszcze w ogóle coś wydarzyło. I teraz, mając taki zasób wiedzy, zasób kompetencji, zasób doświadczeń innych ludzi – no bo nie swoich – wystartowałem w biznes. Myślę, że to też była taka rzecz, która tutaj zaprocentowała bardzo, bardzo mocno.
Czyli pracując na etacie inwestowałeś środki i czas w szkolenia, w rozmaite kursy.
Wszystkie środki inwestowałem, dosłownie, tak że na ten przysłowiowy pierwszy ZUS też chciałem pożyczać.
A jeżeli chodzi o kursy, które odbyłeś zanim założyłeś firmę, to który z nich najbardziej zapamiętałeś, czy uważasz, że był najważniejszy z perspektywy tych lat, które teraz masz już za sobą, jeżeli chodzi o bycie przedsiębiorcą?
Ja myślę, że nie ma czegoś takiego, co było najważniejsze. Już odpowiem dlaczego. Myślę, że wiedza w ogóle… ktoś mówi, rozwój osobisty nie działa wtedy, kiedy ktoś nie stosuje rzeczy, których się nauczył i wtedy to nie ma szansy działać. Z każdego szkolenia coś się wyciągało. Czasami to było jedno zdanie, czasami to była zmiana sposobu myślenia, otwarcie się na pewne narzędzia na przykład sprzedażowe. Ja miałem o tyle dobrze, że nie miałem żadnych wcześniej doświadczeń, więc to co dostawałem na szkoleniu, to był dla mnie podstawowy fundament, ja tego nie krytykowałem przez pryzmat własnych doświadczeń. Mówienie, że to nie zadziała, to nie ma sensu? Dla mnie to była jedyna rzecz, którą wiedziałem, więc co miałem zrobić? Brałem i to stosowałem, ale z dużą korzyścią. To tutaj jest przewaga. I jeżeli miałbym wybrać jedną kompetencję z wszystkich biznesowych – nie powiem o szkoleniu, bo nie chcę tutaj reklamować konkretnych nazw, czy szkoleń, czy osób – to powiedziałbym, że sprzedaż i umiejętność tego, żeby zrozumień potrzeby innej osoby i do nich dopasować produkt, a nie odwrotnie, czyli mieć produkt i dopasować go do rynku. To była kluczowa rzecz, że ludzie mają potrzeby, że zawsze czegoś chcą, że ludzie mają wymagania i teraz my musimy wyciągnąć te kluczowe rzeczy i pokazać, że nasz produkt właśnie to spełnia, tak? Czyli to chyba było to właściwe ujęcie, wracając do metafory z początku naszej rozmowy, właściwe ujęcie produktu tak, żeby on był atrakcyjny dla klienta, to jest ten skill, który przed rozpoczęciem działalności naprawdę zadziałał.
Jedna rzecz, jak cię słucham, to bardzo mnie inspiruje, znaczy, nie jedna, ale jedna mnie szczególnie zainspirowała tutaj w tym, co powiedziałeś, że nie wiedziałeś co jest dobre, a co złe, więc po prostu brałeś te rzeczy i je stosowałeś. No i pojawia mi się taka warstwa przekonań dotyczących pewnych stereotypów kulturowych powiedzmy, które występują w Polsce, takiego wrodzonego sceptycyzmu i właśnie tego mówienia, to nie zadziała, to raczej się nie uda, to może działać gdzieś w Stanach, ale to…
Moja firma jest specyficzna.
Moja firma jest specyficzna, dokładnie, moja branża jest specyficzna i tak dalej. Co w takim razie powodowało, że podszedłeś do tego bez tego sceptycyzmu, co w twoim życiu wpłynęło na to, że nie miałeś tego sceptycyzmu?
Trudne pytania zadajesz, muszę powiedzieć, Greg. Co spowodowało?
Nie masz tutaj prawidłowych odpowiedzi, więc z tej perspektywy te pytania nie są trudne, bo po prostu odpowiedź jest w tobie, tak że nie musisz się obawiać, że będzie to nieprawidłowa odpowiedź.
Myślę, że przekonanie i głęboka wiara w siebie, że podejmuję dobre decyzje. Nie miałem takich wzorców, które by mówiły, wiesz, to co myślisz to się nie zgadza, to co myślisz, to nie jest prawda. Zazwyczaj miałem właśnie przeświadczenie o tym, że wszystkie te decyzje, które podejmuję, będą dobre. Niekoniecznie będą dobre natychmiast, ale będą dobre w perspektywie strategicznej. Dlatego jak mi się jakaś metoda podobała, zamknięcia sprzedaży, prowadzenia rozmowy handlowej, od small talku przed rozmową handlową, czy też, nie wiem, metody argumentacji sprzedaży, no to po prostu je brałem. Jeżeli czułem, że to będzie dobre, tak organoleptycznie, w środku, intuicyjnie czułem, że to będzie dobre, to nie miałem podstaw do tego, żeby mieć samosabotujący głos w głowie, który powie, kurczę, podoba ci się to, ale to pewnie jest jakaś ściema, nie? Brałem to po prostu z całym dobrodziejstwem inwentarza. Myślę, że to jest element, który zagrał w tym wypadku.
I jeszcze mówiłeś o takim elemencie, wcześniej, w kontekście różnych tematów warsztatów, jeden mnie bardzo zaciekawił, czyli kwestia demonów, które się pojawiają w głowie, czyli negocjacji z samym sobą, wewnętrznie, to też jest temat, który jest dla mnie interesujący. Masz jakieś doświadczenia w związku z tym, z takimi właśnie przemyśleniami, doświadczeniami i jakieś wnioski z tego? Bo to jest, rzeczywiście ciekawe.
Właśnie te rzeczy przećwiczyłem na wielu warsztatach, jestem po dwustopniowym kursie programowania neurolingwistycznego 10 11. I teraz ktoś krytykuje, ktoś chwali, ktoś się cieszy – tak jak z tym przysłowiowym nożem: można zabić, a można też posmarować kromkę masłem, czy zrobić pyszne danie. Po prostu te rzeczy znam, nie jestem takim praktykiem, który na co dzień tam chodzi i próbuje uzdrawiać ludzi, ale próbuję pracować z własnym głosem, który co chwilę się pojawia, ta przysłowiowa kaczka na ramieniu siedzi i podpowiada rzeczy. Niekoniecznie takie, jakich bym oczekiwał. Więc to, myślę, z tego się wzięło, że potrafię te rzeczy nazwać. To, że potrafię je nazwać, to też jestem w stanie dostosować, potrafię się sam zdiagnozować. Potrafię te rzeczy nazwać i potrafię sobie samemu terapię do tego dobrać i dopracować. Myślę, że to jest ten element, który tutaj gra. To nie jest element wyczytany z książek, albo zasłyszany od kogoś, tylko spędziłem nad tym 20 dni na warsztatach, żeby umieć sobie z tym poradzić, nie?
Powiedz coś więcej o NLP, bo ja nie mam żadnych doświadczeń, poza tym, że parę książek przerzuciłem. Myślę, że temat jest interesujący, rzeczywiście w niektórych kontekstach uważany też za kontrowersyjny, że może być wykorzystywany do manipulowania i tak dalej. Jak ty byś nazwał NLP i jaka jest jedna najciekawsza technika, która stosujesz, czy którą byś komuś polecił?
Wokół NLP, czy programowania neurolingwistycznego narosło bardzo, bardzo dużo mitów. Jednak jak obserwowałem sobie, jakie było moje podejście na początku, to jak obserwowałem ludzi, którzy, powiedzmy, że są znani, coś osiągnęli, nie są znani tylko z tego, że w roznegliżowany sposób prezentują swoje ciało, ale mają wyniki w biznesie, to wychodziło na to, że każdy w pewnym czasie przeszedł albo przez metody właśnie programowania neurolingwistycznego… Wtedy taka, powiedzmy, najbardziej znana postać mojego czasu początków biznesu, marketingu, to był Marcin Maj 12, czyli CEO firmy, jak to się nazywa, OS3. Później ta agencja upadła, Marcin (chyba nie mylę imienia, bo to już było wiele lat temu) zniknął na jakiś czas, ale teraz widzę, że znowu się pojawia. I on miał w swoim opisie, że jest praktykiem i mistrzem programowania neurolingwistycznego. I mnie to zainteresowało i zaintrygowało, skoro gość, który jest na topie branży, on ma takie skill’e, to dlaczego ja mam ich nie mieć? Dlaczego ja jeszcze tego nie potrafię? Podszedłem też do tego właśnie z takiej strony, że to jest coś nowego, coś kontrowersyjnego, a jak wzbudza emocje, to znaczy, że w wielu przypadkach będzie po prostu skuteczne, nie? I takim tropem sobie poszedłem przez to. Jeżeli chodzi o metodologię samego programowania, to ja widzę, że co u mnie działa najlepiej, to jest kotwiczenie, czyli pewne emocje, bardzo intensywne, jestem w stanie w sobie wywołać przez dotyk odpowiednich miejsc na ciele. Wiem, że to teraz brzmi jak czary i w ogóle tutaj będę magikiem marketingu, albo też magikiem jakiejś psychologii, ale faktycznie tak to działa, że jeżeli się w odpowiedni sposób zakoduje pewne odczucia, czy spokój, czy koncentrację, czy na przykład wysoką energię przed wejściem na scenę, żeby ludzi zaangażować, to te rzeczy można w sobie wywołać, można przypomnieć wspomnienia z przeszłości, które dają nam emocje tu i teraz. Jak ktoś twierdzi, że to nie działa, to pomyśl sobie na przykład o piosence, albo puść na słuchawkach piosenkę, która wywołuje w tobie jakąś emocję, bo masz z nią bardzo pozytywne wspomnienia, nie wiem, pierwszy pocałunek, pierwszy koncert, pierwszą być może jazdę swoim samochodem, nie? I teraz odpalasz piosenkę i przychodzą ci z powrotem do głowy…, czujesz się tak jak w tym momencie, kiedy właśnie ta piękna historia się wydarzyła dla ciebie. To samo może być z dotykiem jednego miejsca na ciele. A metoda, którą teraz to zrobiłem, to jest metafora, czyli pokazałem mechanizm przez pryzmat innego analogicznego, który ktoś już zna wcześniej, więc w pewien sposób oswoiłem to narzędzie. Mam nadzieję, że wyszło dobrze.
Spoko. Ciekawe. A jakie jest największe twoje rozczarowanie związane z programowaniem neurolingwistycznym?
Największe rozczarowanie. Myślę, że to, że na drugim poziomie programowania neurolingwistycznego jest to, że po przejściu warsztatu można pracować z innymi ludźmi. Ja nie czułem się na to kompletnie gotowy, żeby innym ludziom pomagać. Znaczy, przeszedłem, zrozumiałem i te narzędzia technicznie potrafiłem zrobić. Wchodzimy w bardzo głęboki temat, ale na przykład uczy się człowiek tam indukcji hipnotycznej, czyli jak wprowadzać innych w hipnozę. Da się tego nauczyć w jeden dzień, ale czy da się tego nauczyć tak, żeby zrobić to w sposób przemyślany z innymi osobami? Myślę, że nie. I to być może jest rozczarowanie, że są spore obietnice, które nie zawsze mogą być pokryte. Ale to być może są moje braki kompetencyjne, albo braki empatii w niektórych momentach, czyli bardziej patrzę przez pryzmat statystyk niż relacji. Spotkałem się z trudnością, kiedy rozmawiałem z ludźmi, którzy byli wprowadzeni w ten, nazwijmy to, trans i zaczynali się uzewnętrzniać. Zaczynali opowiadać o swoich głębokich rzeczach, nieprzepracowanych, na przykład z dzieciństwa, czy z obszaru późniejszego, typu alkoholizm, zdrady, rodzice mnie bili i w ogóle. I oni te rzeczy opowiadali, czego normalnie właściwie ludzie tak nie robią na co dzień. I dla mnie to było przerażające. To znaczy, robiłem to skutecznie, ale myślę, że nie byłbym gotowy pracować w ten sposób z ludźmi.
To ciekawe, pokazuje też, że masz wewnętrzną odpowiedzialność wobec innych, którą odczuwasz.
Tak. Myślę, że to było coś, co mnie w tamtym momencie po prostu przerastało. Dzisiaj jak sobie o tym myślę, to nie chciałbym z tym pracować właśnie z taką wyobraźnią, ale też w głębokich stanach, nazwijmy to, relaksacji. Są to takie trudne tematy, trzeba mieć też swoją odporność, żeby to przyjąć. Zaczyna to być bardziej praca – nie narzędziowa praca, nazwijmy, płytka – tylko staje się człowiek chyba terapeutą, tak trzeba byłoby to nazwać. Wiesz, musi być też odporny na to jak egzorcysta 13 , żeby nie przeszło na niego.
WBIZNES, co robi ta firma i jak ona wygląda w liczbach po 4, 3,5 roku działania?
To jest czwarty rok, w 2016 zaczęliśmy, mamy 2020, więc to są 4 lata. Jest to firma, która… Nie chciałbym tutaj podawać szczegółów, bo zawsze jest tak, że ktoś gdzieś będzie zazdrościł, porwie dziecko, narzeczoną czy psa, albo kogoś, bo zobaczy pieniądze, a ktoś inny, to po prostu – oglądam teraz Diamenty Forbesa – ma 250 milionów obrotów firma, to wciągnie mnie nosem, wypluje ustami i wyśmieje na koniec. Więc ja mogę powiedzieć tak, że w zeszłym roku, w 2019, staliśmy się siedmiocyfrową agencją, to znaczy, przekroczyliśmy milion złotych obrotu. I to jest taki element, z którego, myślę, że mogę być dumny, bo jak by nie patrzeć, wychodzi na to, że summa summarum, zarobiłem ten milion przed 30-stką, przysłowiowy. To jest pierwsza rzecz. W tym momencie jesteśmy 15-osobowym zespołem, natomiast to się trochę waha w zależności od projektów, przy których pracujemy. Teraz pojawiły się większe firmy, jest potrzebne większe zatrudnienie, więc w zależności od tego, dla kogo pracujemy, jakie jest obłożenie czasowe, to zespół się waha od powiedzmy 11 do 15-16 osób. To jest taki skład. Co mogę powiedzieć? Pracujemy w połowie stacjonarnie w Cieszynie, a połowie, głównie programiści, pracują ze swoich domów, bo relokacja programisty jest super droga, więc tego się na razie nie podejmuję. Co jeszcze mogę powiedzieć? Chyba tyle. Pracujemy w tym momencie dla 27 klientów w pełnej obsłudze, łącznie dla 50 świadczymy usługi, włącznie z takimi projektami, powiedzmy, pomniejszymi. To chyba tyle.
A jaka jest najfajniejsza rzecz, którą zrealizowaliście w ostatnich latach, o której mógłbyś powiedzieć, która pokazuje efekty tego działania i też trochę proces tego działania, żeby móc lepiej zrozumieć, co taka agencja marketingowa robi? Wiem, że to bardzo wyewoluowało, bo kiedyś miałem agencję marketingową, w latach 2007-2013 i myślę, że robiliśmy inne rzeczy niż są robione dzisiaj, bo chociażby nie było mediów społecznościowych, które by miały taką rolę w internecie, et cetera, et cetera. Jestem ciekaw, jak dzisiaj wygląda agencja marketingowa nowego pokolenia, nowej kategorii, która rozwija się i buduje właśnie na rynku, a nie jakiś dinozaur, który konsumuje to, co wypracował 20 lat temu.
Okej. Ja bym chyba najbliżej… jakbym miał skwalifikować to co my robimy, to oczywiście ja mówię agencja marketingowa dlatego, że to jest zrozumiałe dla szerokiego grona odbiorców. Czyli jak mówię agencja marketingowa, to ludzie rozumieją o co chodzi, więc są w stanie podjąć działanie. To jest też jeden z elementów, nad którymi pracujemy, żeby ominąć klątwę wiedzy, czy wyprostować klątwę wiedzy, albo odczarować klątwę wiedzy właściciela tej firmy, bo on mówi o sobie w bardzo technicznym języku i często to jest niezrozumiałe dla odbiorców i to jest spory problem. Gdybym miał jakąś kategorię dołożyć dla nas, to by był growth hacking 14. Pracujemy nad rozwojem firm growth hacking. Ten termin, że tak powiem, PR-owo nie do końca się dobrze kojarzy… growth hacking to jakieś przekręty i w ogóle ćwierćlegalne rzeczy. A to, nad czym my zazwyczaj pracujemy, to pracujemy w obszarze, który dla danej firmy jest najistotniejszy, żeby mogła urosnąć. Czyli, prosty przykład, najczęściej są to generowane lead’y 15 dla biznesu. Ktoś stwierdza, że ma na przykład domy z bali i chciałby mieć więcej zapytań od klientów na domy z bali, no to tworzymy system tak, żeby on te zapytania dostawał. Ktoś sprzedaje samochody przez internet, ktoś inny sprzedaje myjnie bezdotykowe, czyli chce mieć inwestorów, którzy będą gotowi wyłożyć około pół miliona złotych na budowanie takiej myjni, ktoś inny ma produkt bardziej e-commerce’owy, czyli sprzedaje podpisy elektroniczne, okej, reklamujemy podpisy i on dostaje zapytania do działu handlowego. To też jest ciekawy przypadek, bo firma eSIGN 16, z którą pracuję – właściwie jako jedna z pierwszych faktur moich wystawionych, chyba trzecia czy czwarta faktura właśnie w 2016 roku – zaczynała ze mną współpracę jako 3-osobowy team. W tym momencie mają już chyba 45 osób na pokładzie, więc w ciągu tej współpracy dostali tyle zapytań, żeby móc urosnąć dosyć konkretnie. To jest ten wątek, który się często pojawia. Na przykład teraz, ostatnie takie współprace, to są duże podmioty zajmujące się obszarem prawa, bardzo specyficzne prawo, czyli prawo dokładnie odszkodowań za loty samolotem, które są opóźnione i oni załatwiają wszystkie formalności za ciebie, jeżeli na przykład samolot w miejscu docelowym spóźni się powyżej 3 godzin, żebyś nie musiał się szarpać z liniami lotniczymi. I teraz trzeba dotrzeć do miejsc, do lokalizacji, czy też pojawić się w wyszukiwarce osób, którym taki lot się spóźnił tak, żeby oni mogli się zgłosić i bezproblemowo otrzymać odszkodowanie. Więc spektrum tych biznesów jest różne, to są różne przedsiębiorstwa, ale ich wspólnym mianownikiem jest to, że zazwyczaj pracujemy nad tym, aby ta firma – finał finałów – miała tyle lead’ów, żebyśmy musieli wstrzymywać te reklamy. Co się też często dosyć dzieje, ktoś mówi, że otrzymał tyle zapytań, że nie może tego przepracować. A jak zapytałeś mnie o najciekawszy przypadek, to pracuję z firmą, która zajmuje się plastrami drewna. Plastry drewna to jest – być może można tak to skwalifikować – odpad produkcyjny w branży przetwórstwa drewna. Plastry drewna wykorzystuje się albo do tego, że one są jakimiś podkładkami, albo są ozdobami na ścianę w rustykalnym stylu, albo są wykorzystywane przy weselach, właśnie takich sielskich, rustykalnych. Jest kilka zastosowań. I pracowaliśmy dla tej firmy 2 lata i w pewnym momencie Sławek, który jest szefem tej firmy, powiedział, wiecie co, my byśmy chcieli wejść na zagranicę. Chcielibyśmy sprzedawać to w Czechach, w Niemczech, w Austrii, w Lichtensteinie, w Holandii, czyli, powiedzmy, kraje DACHL 17. Jak to zrobiliśmy i jakie tutaj kroki podjęliśmy? To jest bardzo, bardzo ciekawy wątek, case, jak ktoś zajmuje się marketingiem, to może to sobie w pewien sposób modelować. Wgraliśmy bazę jego aktualnych klientów do Facebooka i poprosiliśmy Facebooka przez specjalny algorytm „look alike” (czyli ludzi podobnych do) o to, żeby poszukał nam takich klientów, jakich on ma w Polsce, ale żeby nam ich wyszukał właśnie w Niemczech, w Holandii, w Lichtensteinie, w Szwajcarii i w Czechach. Korzystając z tych baz zaczęliśmy się wyświetlać, oczywiście w odpowiedni sposób przetłumaczonym komunikatem, do obywateli krajów Europy. Co się tutaj okazało? Po 2 tygodniach reklamowania zgłosiło się sporo Niemców, zgłosiło się sporo Holendrów, zgłosiło się sporo Czechów, ale jeden z Niemców przyjechał na wizytację do siedziby firmy. Finał finałów był taki, że podjął współpracę ze Sławkiem. Z tymi Niemcami zrobili deal, który był równowartością naszej 2-letniej współpracy, cały TIR podkładek i stała współpraca, duży kontrahent, który będzie od nich odkupywał. Dowód, że można te rzeczy zrobić po prostu przez internet. Przykład właśnie na to, że warto się otworzyć na zagranicę i to też robimy, bo w wielu, wielu krajach już wyświetlamy nasze reklamy.
Jak słucham tego co mówisz, to mam takie poczucie, że ten biznes, choć nie jest bardzo duży, jeżeli chodzi o liczbę ludzi w zespole, to jednak jest sporo klientów i każdy klient ma inną potrzebę, inny produkt, inne trochę zapotrzebowanie. W jaki sposób się zarządza tak skomplikowanym, jednak mocno spersonalizowanym mechanizmem?
Nie zarządza się wcale. Oczywiście żartuję. Wyszedłem z założenia, że wszystko musi być super dobrze zorganizowane. Jak obserwowałem rynek agencji, to on się często zatrzymuje na 3-osobowym zespole, typu właściciel, programista i grafik. Właściciel jednocześnie pisze teksty, prowadzi social media, spotyka się z klientami, rozmawia z księgową, wysyła przelewy, jest takim nieśpiącym omnibusem, który wszystko spina. I to jest moment, w którym firma się często zatrzymuje na poziomie około 30 tysięcy obrotu. Oczywiście, to jest przysłowiowe 30 tysięcy, czasami to jest nawet mniej. To, z czego ja wyszedłem, to powiedziałem, ten zespół trzeba perfekcyjnie zorganizować. Pierwsze z narzędzi, które nam do tego służy, to jest aplikacja do zarządzania zadaniami. Nie przerzucamy się mailami, bo to jest straszne, jakoś się tam nie da tego odczytać, mamy program do zadań. Druga rzecz to jest skoordynowanie tylu pracowników…. bo w branży interaktywnej, w branży marketingowej, ludzie chcą sporo zarobić, więc to co trzeba zrobić, to trzeba zraportować i odpowiednio utrzymać w ryzach te prace, żeby się nie okazało, że robimy nierentowne projekty, to jest drugi poziom. I trzeci poziom to jest utrzymanie odpowiedniej komunikacji z klientami, bo klienci często rezygnują właśnie z agencji, bo agencja miała za mało czasu dla nich. W jaki sposób to jest realizowane? Przede wszystkim klient oczekuje rozmów zawsze, wszędzie, w każdej sytuacji, o każdej porze, wybranym przez niego kanałem. My to rozegraliśmy w taki sposób, że na samym starcie utworzyliśmy listę złotych zasad, które wysyłamy klientom. Jest to jeden z elementów, który omawialiśmy na naszej sesji konsultacyjnej, właściwie ja u ciebie, gdy byłem. To był ten wątek, który naprawdę dużo zmienił, bo klienci dostali zasady, dostali sposób komunikowania się, coś, co było ustalone dla nich. Jest prościej się tego trzymać, oni się czują bezpiecznie, bo mają zakres, w którym mogą się poruszać, a jednocześnie mam taki spokój, bo na przykład nie piszą mi, właśnie wysłałem ci WhatsAppem jakieś zdjęcie, nie? A to było o tyle straszne, że ja WhatsAppa nie mam. Znaczy, kiedyś miałem, usunąłem, żeby po prostu ograniczyć ilość nośników, kanałów, które należy sprawdzać. Więc to było to. Czyli określiliśmy gdzie, w jaki sposób, do kogo ktoś się ma zgłaszać i to jest coś, co dało duży progres, jeżeli chodzi o organizację pracy.
A w jaki sposób ludzie, nowi, którzy dołączają do twojego teamu, są wciągani w te całe narzędzia? W jaki sposób tłumaczysz, czy twój zespół tłumaczy, jak używać narzędzi i ile trwa wdrożenie w taki bardzo złożony algorytm?
Ludzie, którzy przychodzą do zespołu, mają to szczęście, a właściwie to jest też element strategii, że zatrudniam jedną osobę w jednym czasie. Ona wtedy wpada w nasze bajorko ludzi, którzy są już z tym obeznani i to jest taka metoda immersji 18, że ona po prostu wpływa i nie ma wyjścia. Gdybym zatrudnił dwie osoby – też konsultowałem ten temat – one utworzą obóz i mogą we dwójkę, jako te świeżynki w zespole, po prostu to bojkotować. Tego staram się uniknąć, więc zatrudniam jedną osobę, która w ciągu około 3 do 8 tygodni wsiąka w całość, więc jest w stanie wszystkie te aplikacje stosować. Są to zazwyczaj młode osoby, które dołączają, czyli młode to jest przed 40. rokiem życia, taka klasyfikacja dla mnie, ale w zespole są też osoby po 40. roku życia, żeby pokazać pewne spektrum, szerzej podejść do tematu. To, co też kiedyś robiłem – czy to było dobre, czy złe, na tamten moment było dobre – zatrudniałem tylko mężczyzn. Teraz pojawiły się również kobiety w zespole i znowu mamy szersze podejście do marketingu, bo pewne firmy, widzę, odżyły, dostały napływ nowych, świeżych pomysłów, właśnie kobiecym okiem stworzonych. To są wątki, które w ostatnim czasie się zaczęły dziać.
A twoja rola na tym etapie? Jak wygląda twój dzień pracy?
Mój dzień pracy, czy właściwie zarządzanie organizacją, stricte jeżeli chodzi o całą agencję, to, gdy byłem w Warszawie – bo jestem na etapie przeprowadzania się do Warszawy – było takie, że w poniedziałki i czwartki na godzinę spotykałem się z dyrektorem operacyjnym, a on zdawał sprawozdanie, ustalaliśmy wszystkie tematy i na tym mógłbym zakończyć. Mój dzisiejszy dzień, który właściwie jest dalej napięty – ale to wynika bardziej z tego, że poszedłem w wątek wystąpień publicznych, poszedłem w prowadzenie warsztatów, szkoleń dla uczelni, dla organizacji zamkniętych, otwartych, właśnie na temat marketingowy – znowu się zapełnił, czyli mój kalendarz nie lubi próżni , zawsze dąży do tego, żeby być dopchany. Wynika to z tego, że agencja zaczęła, między innymi dzięki tobie, pracować samodzielnie, a ja mogę znowu skupić się na innych obszarach, które dają mi dużo satysfakcji, oderwania się od klawiatury i pracowania z ludźmi nad ich problemami właśnie w formie warsztatowej. I najciekawsze jest to, że kiedy ktoś takie warsztaty przejdzie, przerobi, to przeklina tę całą reklamę na Facebooku, bo wreszcie zaczyna zdawać sobie sprawę, jak złożony jest to proces i zaczyna doceniać naszą pracę, kiedy na przykład po jakimś czasie zgłosi się, że jednak nie chce tego robić samodzielnie. On wtedy ma świadomość, że jest to proces bardziej złożony niż wbijanie gwoździ, że gwóźdź może być albo niewbity, albo wbity do połowy, albo wbity do końca, nie? Że tam są pewne niuanse, z których normalnie na co dzień laik nie zdaje sobie sprawy. Więc to jest ten wątek.
A, ponieważ zajmujecie się pozyskiwaniem dla waszych klientów, ciekaw jestem, w jaki sposób wy pozyskujecie klientów i co jest najważniejsze w obsłudze klienta, żeby budować organizację w sposób stabilny?
To jest w ogóle super ciekawa rzecz, bo WBIZNES jako WBIZNES, Wojciech Bizub Agencja Marketingowa wcześniej, to są twory, które nigdy nie wypuściły reklamy w stylu „Robimy marketing, zrobimy ci go dobrze, przyjdź do nas”. Absolutnie wszyscy klienci, którzy do nas dzisiaj przyszli, od samego początku przyszli, bo sami się zgłosili. Zgłosili się albo z social mediów, zgłosili się w większości z poleceń, zgłosili się po wysłuchaniu, przejściu przez moje szkolenie czy warsztat. Na tych warsztatach, czy szkoleniach, ja nigdy nie mówię, to jest nasza oferta, tylko dzisiaj 30% zniżki na obsługę marketingową. Nigdy nie zrobiłem czegoś takiego, więc nie było bezpośredniej sprzedaży. Wszystkie kontakty do nas same przychodzą, a muszą przebrnąć przez strony, gdzie są zawsze odesłani, przez formularz brief odpowiedzi na kilkadziesiąt pytań, zanim zaczniemy rozmowę. To nie jest ścieżka, która ułatwia podjęcie współpracy, ale dzięki temu, że na samym starcie…Ja wiem, że miałbym mnóstwo zapytań o współpracę, nie dałbym rady z każdą osobą porozmawiać. No to chciałbym porozmawiać z tymi, którzy są najbardziej, nie chcę powiedzieć zdeterminowani, ale są najbardziej zaangażowani w proces i po prostu im zależy. To nie będą klienci, których ja muszę przekonać do współpracy, tylko oni właściwie muszą mi opowiedzieć, że ich biznes jest wart tego, że warto z nim dotrzeć do ludzi i warto go pokazać w odpowiednim świetle. Czyli trochę tutaj się ta rola, właśnie dzięki dobrym działaniom marketingowym, ale też wartościowemu produktowi, odwróciła, to klienci przychodzą, a nie ja muszę za nimi biegać.
To jest ciekawe, rzeczywiście, w kilku wymiarach. W tym wymiarze, powiedzmy, inne jest twoje doświadczenie z pozyskiwaniem klientów niż doświadczenie twoich klientów, którzy jednak potrzebują tych leadów w inny sposób generowanych. Druga ciekawa rzecz jest z tym algorytmem dopasowywania klienta do firmy, czyli w jaki sposób on się ma dopasować do was. Jakie są najważniejsze pytania, na które rzeczywiście ktoś musi odpowiedzieć, które dają wam informację, czy to jest dobry klient dla was, czy nie?
Pierwszy filtr, który już jest na dzień dobry na stronie internetowej jest taki, że pracujemy z firmami, które są z zakresu B2B lub sprzedają drogie produkty B2C, bo to się w analogiczny sposób sprzedaje. Czyli mamy kilka e-commerce’ów, z którymi też mamy sukcesy, ale nastawiamy się na klientów, dla których naczelnym zadaniem marketingu będzie generowanie lead’u, to jest pierwszy poziom. Drugi poziom jest taki, że chcemy pracować z firmami, które są mniej więcej podobnej wielkości do nas, czyli mają około 10 osób, 10-20-30-40, czyli poziom kilkudziesięciu pracowników. Dlaczego to jest potrzebne? Bo jeżeli rozmawiamy z właścicielem biznesu, to ten właściciel odpowiada na maile w ciągu tygodnia. Cały proces decyzyjny, proces kooperacji, proces rozmowy, bardzo mocno się przedłuża, więc my potrzebujemy, aby on wewnątrz swojej organizacji miał asystenta, handlowca, pracownika marketingu, który będzie miał dla nas czas, czyli który nam podeśle materiały, który odpowie na nasze pytania, tak, żeby firma, marketing firmy nie żył naszym życiem, naszej agencji, a żył życiem firmy naszego partnera biznesowego. I trzecia z tych rzeczy, która mnie informuje, to jest budżet na poziomie 5 tysięcy złotych netto lub więcej. Dlaczego to jest potrzebne? Bo z jednej strony jest jakaś pula, która jest naszym wynagrodzeniem, ale z drugiej strony są też pieniądze, które są potrzebne, aby odpowiednio się w nośnikach pokazać, czyli odpowiednio w różnych miejscach pokazać swoją ofertę i dotrzeć z nią do ludzi. To jest ta rzecz, która musi być też w odpowiedni sposób zabezpieczona, pula środków, bo nie ma sensu robić rzeczy, a potem chować ich do szuflady, albo zrobić tak, że 10 osób dziennie wchodzi na stronę i tylko tyle zobaczy, to jest trochę za mało. Potrzebujemy trochę temu szczęściu dopomóc.
Ciekawe jest to, że świadomie rezygnujecie z największych, najbardziej zamożnych klientów, powiedzmy hipotetycznie, tych dużych, tylko raczej koncentrujecie się na tych mniejszych, którzy raczej, mają pewnie mniejszą wiedzę, mniejszy trochę budżet, pewnie wyższy poziom motywacji i w tym kierunku się udajecie.
Tak, jest to pewna nisza niezagospodarowana. Ja wywodzę się właśnie z branży konferencyjno-szkoleniowej i właśnie w tych konferencjach biorą udział takie biznesy, o których tutaj wspominam, więc doskonale znam psychologię tych właścicieli, w jaki sposób oni podejmują decyzje. I to, myślę, daje mi taką łatwość dotarcia do nich, prowadzenia tej współpracy, zrobienia tak, żeby oni mogli być z tego zadowoleni, a jednocześnie nie musieli o tym zbyt dużo myśleć. Czyli z jednej strony komunikujemy się, ale jesteśmy zespołem, który daje też pomysły, wykazuje inicjatywę, więc to daje swobodę przedsiębiorcom, że oni wiedzą, że ktoś nad ich biznesem pracuje, mimo że oni nie zawsze mają taką ambicję, żeby coś poprawiać, oni bardziej chcą zapłacić, zostawić. Oczywiście, jest potrzeba kontroli i dlatego też są na przykład raporty, ale w większości oni te procesy oddelegowują, żeby mieć spokój, żeby delegować, bo na szkoleniach też się dużo o tym mówi, żeby nie robić samodzielnie, nie machać łopatą, ale zatrudnić człowieka, który przyjedzie z koparką. I to są te wątki, które dla nich są istotne.
A jaka była największa porażka czy wyzwanie w historii twojej działalności biznesowej?
To jest trudne pytanie dla mnie, bo jak analizuję samą działalność biznesową, to nie widzę większej porażki, bo nie straciłem klienta, który był dla mnie super ważny i stanowił o połowie obrotów mojej firmy, bo nigdy nie dopuściłem do tego, żeby był tak duży klient. Z drugiej strony nigdy nie straciłem pracownika, który byłby kluczowym i w ogóle pół firmy stanęło przez to, że on odszedł. Widzę, że jak miałbym rachunek sumienia zrobić dzisiaj, to chyba widzę to w takiej perspektywie, że pracujemy i nasze biuro jest w miejscu, w którym mieszkałem jako dziecko typowo od 1 do 6 roku życia, to jest kamienica w Cieszynie przy ulicy Stawowej. Sytuacja jest taka, że rodzice wiele lat temu sprzedali pół tej kamienicy z różnych względów, i to miał inny właściciel. I ten współwłaściciel chciał odsprzedać dół kamienicy i proponował mnie – jako prawo pierwokupu – żebym przejął tę kamienicę. Jest to inwestycja razem z remontem na poziomie pół miliona złotych i nie było mnie stać na to, żeby tak wydać, nawet właśnie w perspektywie remontu i przejęcia całości, żeby ten rodzinny budynek i też rodzinny…, no jest to błąd rodzinny, że to zostało sprzedane. Nie udało mi się tego odzyskać po prostu ze względów finansowych. Mogłem wziąć kredyt oczywiście i na pewno bym ten kredyt dostał, tylko ja znowu nie znam się tyle na nieruchomościach i ten proces mnie przytłaczał, kiedy remontowałem tę część tutaj na górze, bo właśnie teraz tutaj jestem. Więc moją taką…, to było moje marzenie, żeby to przejąć i mieć w całości, i naprawić błąd całej rodziny, i nie udało mi się tego zrobić, zbyt mały mieliśmy wynik, żebym mógł swobodnie takie pieniądze przeznaczyć. Gdzieś tutaj bym upatrywał, że przez to chyba – tak sobie to w głowie racjonalizuję – że po prostu mogłem jeszcze podnieść stawki, mogłem jeszcze bardziej docisnąć, mogłem jeszcze zwiększyć wolumen pracy, no to wtedy bym dał radę. A tak po prostu to sobie umknęło.
Ciekawe. A jaka rzecz w tej chwili jest dla ciebie napędem do tego, żeby rozwijać biznes? Bo to oczywiście taki mocny i głęboki punkt zaczepienia, coś, co ma głęboko korzenie w tobie, ta koncepcja odzyskania nieruchomości, a co cię napędza teraz?
Chyba taka rzecz, która mnie teraz napędza, jest to szeroko rozumiane dostarczanie wartości ludziom, ale w niekomercyjnym charakterze. To znaczy, dzielenie się swoimi przemyśleniami właściwie w formie różnych aktywności internetowych, czy w formie podcastu, czy w formie materiału wideo, czy w formie live’u, tak żeby poprawiał się poziom w jakim żyjemy, jeżeli chodzi o marketing. Żeby ludzie robili fajne akcje, żeby te social media, które sobie prowadzą były ciekawe, żeby to nie były posty typu Wikipedia, kopiuj-wklej, mój produkt ma takie i takie parametry, weź go kup. Albo żeby nie mylili social mediów z Allegro i nie wklejali po prostu samych aukcji i żeby w ten sposób to było prowadzone. Żeby to było takie ciekawe, że jak otwieramy jakąś paczkę, to żeby tam był ładnie napisany liścik, a jak go przeczytamy, to będzie nam miło. Czyli chciałbym, żeby podnosił się poziom świadomości, kompetencji i zdrowego smaku do marketingu wśród Polaków, chyba tak powinienem to skwalifikować.
Okej, czyli fajny marketing w każdym domu, dla małych firm, czy…
Trochę tak. Taki marketing, na który przyjemnie się będzie patrzyło nam, jako klientom, konsumentom. I tak sobie pomyślałem, kurczę, jaki to jest strasznie ambitny cel, przecież w Polsce mamy chyba 4 miliony przedsiębiorstw, już tak chyba jak się patrzy. Ale jak znowu patrzę na swoje liczby, to kilkaset tysięcy osób już w jakiś sposób moje materiały skonsumowało, więc myślę, że to jest kwestia czasu, żeby dotrzeć do wszystkich.
A co tak naprawdę zyskasz, jak poczujesz już, że Polacy lepiej robią marketing?
Docierasz do rdzenia. Widzę, że jest bardzo pozytywny feedback, bardzo pozytywna informacja zwrotna, czy to po moich wystąpieniach, czy wszystkich formach dzielenia się wiedzą. I staram się tak to zrobić, żeby dało innym wartość. Czyli podchodzę w sposób nie czysto sprzedażowy – a teraz, wiesz, mam 10 sekretów tego jak zrobić marketing, powiem ci 3, ale za 7 musisz już zapłacić – tylko staram się podzielić naprawdę tym co wiem, pokazać to z takiej strony, żeby… Zadaję sobie pytanie, co mogę tym klientom dać, aby oni byli nawet skłonni za to zapłacić, a dam im to za darmo, nie? Albo ciągle myślę, czego jeszcze ten klient nie wie, a mógłby wiedzieć, żeby było mu łatwiej, żeby był bardziej świadomy tego co robi. To są takie rzeczy, które się gdzieś pojawiają i ciągle mi to w głowie miga. Nawet mam zawsze przy łóżku, jak śpię, notatnik, żeby zapisać te pomysły, bo jak się momentalnie kładę spać, to ten moment, kiedy zaczynam się wyciszać… Po prostu te pomysły w głowie aż buzują i jakbym ich nie zapisał, to rano już nigdy ich nie pamiętam, jak nie zapiszę, nie? Dlatego zawsze mam ten notatnik przy sobie i staram się te pomysły zapisywać, tak żeby później móc stworzyć na ten temat materiały. Najczęściej właśnie inspiracją są klienci, którzy ze mną rozmawiają, którzy komentują jakieś rzeczy i wtedy ja już przygotowując dla nich tę odpowiedź, mam wstępny zarys tego, co będę mówił na evencie, na konferencji czy właśnie w podcaście.
A jaka jest dla ciebie najlepsza metoda do tego, żeby realizować podcast, to mnie zaciekawiło, tak? Bo zdecydowałeś się też na ten format, więc rozmawiamy tutaj w podcaście, jestem też ciekaw, dlaczego się zdecydowałeś na ten podcast i co takiego sprawia, że uważasz, że ten podcast jest dobry?
Podcast bazuje w 90% na rzeczach, które ja robię na co dzień. Na zasadzie takiej, że jest jakaś sytuacja, na przykład prowadziłem ostatnio sporo warsztatów z reklamy na Facebooku, gdzie ludzie odpalali od zera reklamy. I powiedziałem po tych warsztatach, posłuchajcie, a kto chciałby taką kilku-, kilkunastominutową…, takie streszczenie wszystkich rzeczy, o których tutaj mówiliśmy przez cały dzień – w formie audio, żeby mógł sobie to przypomnieć? I osoby powiedziały. I cały ten warsztat, oczywiście na odpowiednim poziomie ogólności, streściłem, powstał z tego podcast. Inny odcinek, to znowu będzie, czytam książkę i pojawiają mi się jakieś przemyślenia, jakieś dodatkowe warstwy tego, o czym przeczytałem. I to jest właściwie rzecz, która potem napędza mnie do tego, żeby nagrać odcinek. Są odcinki o błędach przedsiębiorców, o błędach marketingu i to najczęściej znowu wynika z rozmów. Albo przychodzi do mnie klient z jakimś pomysłem, ja mówię, że ten pomysł, no tak średnio, nie do końca, no i na tej podstawie nagrywam odcinek, bo zakładam, że skoro on wpadł na taki pomysł, to więcej osób może wpaść na podobny pomysł. I dzięki temu, że to dotrze do kilkuset, do kilku tysięcy osób, to znowu będę w stanie spowodować, że marketing będzie na wyższym poziomie.
Rozumiem, czyli wybrałeś to medium, bo wydawało ci się fajnym uzupełnieniem do innych twoich aktywności, które robisz.
Tak.
A używasz jakichś narzędzi marketingowych do tego, żeby promować ten podcast?
Używam swoich baz mailowych, używam swoich baz w różnych portalach społecznościowych, ale widzę, że największym moim promotorem jest Apple Podcast, czyli tam, gdzie ten podcast się bardzo, bardzo dobrze pozycjonuje, bo jest w czołówce podcastów biznesowych i jak patrzę na źródła ruchu, to właśnie stamtąd mam najwięcej słuchaczy, największą liczbę słuchaczy, mam z algorytmów dokładnie pozycjonujących Apple Podcast.
A jak można zoptymalizować swoją obecność w Apple Podcast, żeby mieć wysokie notowania?
To jest sekret! 500 złotych Greg, powiem.
–
Nie, dzielę się. Więc ja odnalazłem coś takiego, że najważniejsze dla algorytmu Apple Podcast jest to, aby odcinki…, jak ktoś wysyła jeden odcinek, to żeby wysłał drugi, trzeci i czwarty, czyli tak zwane przechodzenie do kolejnych odcinków. I wyszedłem z założenia, że jak odcinek będzie bardzo długi, to wysłuchają ludzie jeden, albo wysłuchają pół, czy nie dosłuchają do końca i wyjdą. A w związku z tym, że moje odcinki trwają od 5 do 15 minut, to jesteś w stanie w trakcie godzinnego spaceru, czy godzinnego dojazdu do pracy, wysłuchać kilku odcinków, a to nakręca algorytm, bo ktoś słucha jednego, drugiego, trzeciego, czwartego i czasami nawet więcej. Są osoby, które mi potem piszą, Wojtku, w drodze na wakacje przesłuchałem wszystkie twoje podcasty, kiedy będą kolejne? Więc jest to możliwe właśnie dzięki temu, że te odcinki są krótkie, to pozycjonuje wysoko, to nakręca ruch. I teraz w wielu dziedzinach marketingu są podobne tipy, które trzeba odkryć i później stosować. Więc to był mój patent na to, żeby te rzeczy wysoko wywindować.
Kumam. No to mi nie grozi, dlatego że nikt chyba nie nagrywa dłuższych podcastów niż ja. Tak że trzeba naprawdę długi lot…
Ale zawsze trzeba znaleźć swoją unikalność, nie?
Dokładnie. Wiesz, miałem naciski od różnych ekspertów żeby skracać, ale jak wysłałem pytanie do słuchaczy, czy chcieliby słuchać krótszych odcinków, to mówili, że za żadne skarby, więc pozostaję przy tym flow, które jest. Wojtek, co, powiedz, jest tym najbardziej ciekawym dla ciebie źródłem rozwoju, jeżeli chodzi o biznes. Mówiłeś o wielu szkoleniach, które zrobiłeś, może byś wymienił jakieś książki, albo jakieś inne kanały, które dla ciebie były najbardziej wartościowe na przestrzeni ostatnich kilku lat?
Najbardziej wartościowe to nie mogą być książki. Najbardziej wartościowe to też nie mogą być szkolenia dla wszystkich, konferencje. Najbardziej wartościowym źródłem wiedzy zawsze były dla mnie indywidualne spotkania z innymi, bardziej doświadczonymi ludźmi, kiedy oni poświęcali swój cały czas i całą swoją uwagę mnie i rozwiązania były szyte na wymiar. Czyli to nie było tak, żeby szkolenie, przez godzinę, dwie, osiem, brzmiało dobrze dla szerokiej grupy osób. Trzeba zdać sobie sprawę, że gdyby się prelegent skupił tylko na jednej grupie odbiorców, którym na przykład zależy tylko na inspiracji, to wszyscy ludzie, którym zależy na narzędziach, byliby smutni, tak? Jakby skupiał się tylko na gotowych strategiach, też byłoby niehalo. Więc on musi trochę mieszać, tak żeby każdy odnalazł coś dla siebie. Natomiast kiedy kupuje się czyjś czas, i czyjeś doświadczenie, i robi się to w formie indywidualnej, to wszystkie te podpowiedzi są skrojone na wymiar, są dopasowane do tego, czego się potrzebuje. I ja mam taki nawyk, żeby od czasu do czasu komuś zapłacić za rozwiązanie moich problemów, bo to w perspektywie daje najwyższy zwrot z inwestycji. Myśmy w zeszłym roku spotkali się chyba w marcu, jak dobrze kojarzę, i był to taki game changer (przełom) dla mnie, kiedy poukładaliśmy proces komórek firmy. Stworzyłeś coś, co otwarło nową perspektywę, to była segmentacja klientów, gdzie podzieliliśmy klientów na to, ile oni dają cashu, oraz jaki jest z nich, że tak powiem… na ile dobrze się z nimi współpracuje w takiej perspektywie…, na ile oni dają nam autorytet swojej marki, że są prestiżowym klientem. Więc na przykład to. I z tego wynikło, na których klientów warto postawić, z którymi dobrze się współpracuje, których trzeba dopieścić, a którzy w tym całym zestawieniu tylko powodują, że się frustrujemy, a wcale nie dają tyle pieniędzy, ile by mogli, i z którymi na przykład warto się rozstać. I paradoksalnie w bardzo krótkim czasie z tymi klientami, których tam zapisaliśmy w ćwiartce odpowiedniej, się rozstałem, co stworzyło przestrzeń dla nowych biznesów, które …, no świat nie lubi próżni, pustki, kalendarz mój tak samo, więc to się od razu bardzo szybko wypełniło. I to jest dla mnie źródło największej wartości w ogóle w biznesie i uważam, że to jest mój taki…, coś, co powoduje, że wszystko idzie do przodu, czyli konsultowanie swoich pomysłów, przemyśleń, wątków, wniosków, właśnie z innymi ludźmi. Bo najtrudniej, to jest jeszcze ważna rzecz, muszę to dokończyć…. ja pracuję w tym samym modelu dla klientów i dla każdego jestem w stanie sprzedać rozwiązanie, ale nie dla siebie. Czyli to jest ciekawe, że jak się widzimy w tym naszym baloniku, bajorku, czy jak by to nazwać, tym naszym biznesie na co dzień, czy organizacji, która ma być całkiem duża, to trudno jest nam leczyć samego siebie i znajdować rozwiązania dla samego siebie, dużo łatwiej jest komuś z zewnątrz popatrzeć i on wtedy dokładnie widzi tę…, ma tę diagnozę lepszą, trafniejszą.
No właśnie, to się wydaje dość oczywiste. Znaczy, jednak sporo jest tego sceptycyzmu, czy takiego poczucia, w jaki sposób możesz mi poradzić, skoro tak naprawdę nie znasz mojego biznesu na wylot, nie ma cię w środku, na ile twoje doświadczenia, czy doświadczenia jakiejś osoby, z którą współpracujesz, rzeczywiście są wystarczająco dobre, czy ta osoba jest wystarczająco kompetentna, żeby skorzystać z jej usług. Jaki jest twój algorytm wyboru osób, z którymi współpracujesz w takim zakresie?
Patrzę sobie na materiały, które ta osoba publikuje i sprawdzam, czy to co ona mówi, czy to ze mną rezonuje. Czyli zdaję się w pewien sposób na swoją intuicję i na to, że podejmuję zawsze dobre decyzje. Zwróciłem uwagę, że kupuję od osób, które chociaż jedną rzecz powiedzą mi nową, jedną rzecz, której wcześniej nie wiedziałem. Daje mi to jakąś przesłankę, że skoro z bezpłatnych materiałów, udostępnionych w internecie, czegoś się dowiedziałem, to jak już spotkamy się indywidualnie, dowiem się dużo więcej rzeczy nowych dla mnie. To jest chyba algorytm, który ja stosuję. Tak myślę.
A jak wyważyć, według ciebie, czas pomiędzy trzema w sumie elementami dynamiki uczenia się i dzielenia się wiedzą. Szczególnie, że jesteś też autorem, czy publikujesz, więc też masz ten element dzielenia się z innymi. Jak wyważyć konsumowanie nowej wiedzy, przetwarzanie jej w praktyce i dzielenie się z innymi, jak zachować balans między tymi elementami? Bo mam takie doświadczenia ja, jako autor, że po prostu czasem mam takie fazy, gdzie bardzo dużo kreuję, i wtedy nie ma za bardzo czasu, żeby tak na bieżąco wystarczająco dużo tej konsumpcji mieć i bardziej potem następuje okres konsumowania, czytania, czy próbowania nowych rzeczy i potem tworzenia. I zastanawiam się, czy to się da jakoś fajnie prowadzić równolegle. Jakie ty masz na to spojrzenie?
Ja sobie to w pewien sposób ustrukturyzowałem. To znaczy, mam swoje aplikacje do zarządzania zadaniami, 10 minut – przeczytaj inspirujące rzeczy, przeczytaj, posłuchaj, zobacz. To jest dla mnie analogiczne, stawiam znak równości. I 10 minut dziennie codziennie czytam nowe rzeczy. To nie jest dużo, ale to wystarcza, żeby pewne ziarenka w głowie się zasiały. I to jest stały punkt programu każdego dnia. Widzę, że te pomysły, one się układają w głowie, kiedy właśnie kładę się spać, czyli ten moment, kiedy na koniec dnia mam mnóstwo różnych doświadczeń, wniosków, staram się mocno analizować i wnikać w to, co się danego dnia działo, co poszło dobrze, co nie poszło najlepiej, gdzie mógłbym się poprawić, na jakie pytania nie znałem odpowiedzi. I jak się kładę spać, albo jestem pod prysznicem, to te pomysły mają taki moment, żeby się ustrukturyzować w konkretniejsze rzeczy, i wtedy je sobie zapisuję. I staram się raz w tygodniu wyrzucić z siebie te wszystkie myśli w formie właśnie podcastu, czy w formie live’a, czy w formie wystąpienia, w zależności co się zbliża i co jest w kalendarzu najbliższe, to te myśli przekładam właśnie w tej formie. Chyba tak, czyli regularnie 10 minut, krótko, czasami się to przedłuża, bo coś ciekawego znajdę i wtedy kończę ten materiał, zbieram sobie, później przetwarzam właśnie w fazach, w których nie muszę myśleć, w których nie ma presji, a na koniec mam regularne publikacje tego i zrzucenie, zdeponowanie swoich myśli w formie formatu komunikacyjnego.
A jak zacząłeś publikować, zacząłeś generować swoje treści, to na pewno też pojawiły się takie sytuacje, że ktoś się z tobą nie zgadzał, kwestionował to co mówiłeś, no zawsze mogłeś się pomylić, bo to się zawsze też dzieje. W jaki sposób radzisz sobie z takimi informacjami? Jak to odbierasz i jakie masz metody podchodzenia do tego.
Mam bardzo prosty mechanizm, on jest super prosty. To znaczy, jeżeli widzę, że ktoś w sposób mało merytoryczny kwestionuje moje zdanie, to taką osobę blokuję, po prostu. Nie podejmuję dyskusji, bo to nigdy nie będzie mój klient, to nie jest osoba, która mi dobrze życzy. To prawdopodobnie jest osoba, która jest w pośpiechu, albo w nerwach, albo coś mu w życiu nie wyszło i hejtuje to publicznie. Jeżeli ktoś faktycznie chciałby podjąć dyskusję i jest dla mnie życzliwy, to zrobiłby to w prywatnym komentarzu, w prywatnej wiadomości. Maila by do mnie wysłał i by mi powiedział, Wojtek, wiesz, co ty tam opublikowałeś i zadzwoniłby do mnie i powiedziałby to tak życzliwie, a nie podejmowałby dyskusji publicznie. Dla mnie jedyny model, w którym jestem w stanie przyjąć informację zwrotną, w której ktoś nie chce albo bić piany, albo mnie ubić publicznie, albo chce zbudować swoją markę. Ostatnio zresztą podcast nagrałem na ten temat, bo rozmawiałem z klientką a propos hejtu w internecie, i jakie są powody, że ludzie hejtują. Przyjmuję feedback, tak jak już powiedziałem, tylko w formie prywatnej. Bo jakby mi ktoś powiedział, że mam nieumyte okna i napisał to publicznie w internecie, jakiś gość z imprezy u mnie… Jak chce, to niech to powie prosto mnie, ja załatwię tak, że będę miał okna czyste, załatwiona sprawa. To jest pierwszy filtr dla mnie, więc zero tolerancji dla publicznego krytykowania, które nie ma pozytywnej intencji za tym wszystkim.
A ty usuwasz takie komentarze? Na przykład ja mam takie doświadczenia i zastanawiałem się co z tym zrobić, czy to jest okej, czy nie okej. Pod niektórymi filmami moimi na YouTube są komentarze, które nawet nie dotyczą mnie, ale dotyczą moich gości, ktoś jest sfrustrowany. Czy brałbyś na siebie odpowiedzialność za ich dobre imię, czy byś pozostawiał to ich decyzji?
Tak, brałbym odpowiedzialność za ich dobre imię. Bo jest coś takiego, jak się robi reklamę – to, w jakim kontekście reklama się wyświetla i czy ona jest naklejką na słupie na przejściu dla pieszych (taka kijowa reklama), czy być może jest to reklama na Piątej Alei w Nowym Jorku. I teraz analogicznie, jeżeli wyświetlasz materiał swojego gościa, a wokół jest śmietnik, jest brudno, jest po prostu pełno głupich komentarzy, to to też nie wpływa za dobrze na jego imię. Dlatego ja bym takie komentarze po prostu na temat gości usuwał, żeby oczyścić atmosferę i posprzątać śmieci wokół tego materiału. Żeby zadbać o ten kontekst, w jakim ten materiał się wyświetla. Ja myślę, że dopóki…, to też trzeba byłoby rozgraniczyć, ale dopóki ktoś komuś nie robi krzywdy, a powiedzmy, dyskusja toczy się na poziomie, takim przysłowiowym, czy wydawać 50 złotych na marketing, czy 100, i to będzie okej, i ktoś tam podejmuje dyskusję, no to jest próba bicia piany, nie? Czyli też trzeba by było rozgraniczyć, czy ktoś nie oszukuje, nie robi ludzi w bambuko, no to wtedy okej, być może ten hejt to jest takie wiaderko zimnej wody, nie? Ale większość tego to jest po prostu frustracja i wylewanie swoich życiowych lęków na kogoś. Nikt, kto świadomie podchodzi do budowania marki osobistej, publicznie nie hejtuje – tak przynajmniej z mojej perspektywy – czy ktoś, kto dba o swój dobry wizerunek. Raczej mało kiedy to się ludziom opłaca, żeby podejmować dyskusję w komentarzu.
Powiedziałeś, że twój pierwszy mechanizm to jest właśnie usuwanie, oczyszczanie i blokowanie. Czy coś jeszcze chciałeś dopowiedzieć, czy to było to?
Nie, to byłoby to. Nie wchodzę w dyskusję z ludźmi, którzy mają odmienne zdanie i negatywną intencję. Ostatnio się wdałem w rozmowę na publicznym komentarzu z jedną znaną, w miarę znaną osobą. Powiedziała, że bzdury gadam, ale dyskusja była… Znaczy, jej argumentacja była taka, tej osoby, że ja wiedziałem, że ona z góry już tę dyskusję przegrała, po pierwszym komentarzu. Bo to po prostu było, e, bzdury gadasz i coś, co nie miało dalej logicznego sensu, i na koniec ta osoba mi przyznała rację. I teraz, nawet dzisiaj jeszcze maila dostałem od niej, takiego w sumie klepiącego po plecach i w ogóle miłego i budującego relacje… bo tamta dyskusja potoczyła się tak, że wytłumaczyłem, że jednak to nie jest tak, jak ta osoba tam… Ale to była ewidentnie znana osoba i zrobiłem to wyjątkowo, dlatego że z góry wiedziałem jak to się skończy.
A jeżeli chodzi o twój dzień, poza tymi 10 minutami na czytanie? Jeszcze na co jest czas w twoim dniu, jakie masz całe rytuały, związane i z rozwojem, i z pracą, ale też inne rzeczy, które robisz często, które pozwalają ci być człowiekiem?
Pierwsza rzecz to jest rozwój, druga rzecz to jest wypić półtora litra wody każdego dnia i to też jest zadanie, które mam w Nozbe 19.
Chciałem powiedzieć, że to jest bardzo mało. To jest mało wody. Badania pokazują, że mniej więcej, ty pewnie ważysz z jakieś 80 kilo, coś takiego, czy 85?
90 już prawie.
90? No to myślę, że powinieneś pić co najmniej 2,5 litra wody dziennie.
Zawsze jest przestrzeń do tego, żeby się doskonalić, dzięki Greg.
Akurat oglądałem ostatnio materiał na ten temat, a ja jestem zawsze skrzywiony na punkcie nawadniania. Więc fajnie, że masz to wpisane, ale warto pić więcej.
Dopisać jeszcze…, zmienić cyfrę na starcie. Więc zmienię to zaraz po naszym…, tak, bo człowiek się ciągle uczy. Rozwój, woda mineralna i każdego dnia zapisuję swój sukces. Dokładnie od 1 marca 2019 roku w aplikacji DayOne 20, którą mi polecił mój przyjaciel Dawid Kotrys 21, robię zdjęcie czegoś i zapisuję miłą myśl z danego dnia. I mam już prawie 300-tam-60 fajnych myśli z każdego dnia roku. I jak na przykład mam gorszy moment, też takie momenty mam, to sobie przeglądam wszystkie wpisy i nagle, ła, ile tutaj fajnych rzeczy się zdarzyło przez ten czas, a już zapomniałem, tu byłem, to widziałem, z tym fajnie porozmawiałem, taki wynik kampania osiągnęła, taki przelew przyszedł, tu byłem na takim wystąpieniu, tu z taką osobą się spotkałem. I to jest takie wow, od razu po prostu jest fala pozytywnej energii. To jest trzeci z nawyków, które mam. Czwarty to jest, każdego dnia uczę się języka angielskiego, czyli mam aplikację, która się nazywa Quizlet 22, i mój lektor, z którym się raz w tygodniu zdzwaniam, przygotowuje mi nowe słówka w formie fiszek, i ja sobie te fiszki scrolluję w lewo, w prawo, to słowo znam, tego słowa nie znam, każdego dnia się tego uczę, nowych rzeczy, a też jednocześnie powtarzam, więc z każdego tygodnia jest progres. To jest czwarty nawyk, który każdego dnia się u mnie pojawia. Chyba to są cztery podstawowe, które nie dotyczą stricte biznesu. Jeżeli pytasz o rzeczy, które robię regularnie, to dwa razy w tygodniu trenuję na siłowni w tym momencie, ale znowu planuję rozpocząć treningi bokserskie i być może w tym roku znowu zawalczyć na jakiejś gali białych kołnierzyków, więc taki też jest plan. Ale jeszcze nie wiem czy go jeszcze zrealizuję, bo priorytety na ten rok mam inne i priorytetami są raczej wystąpienia niż inne rzeczy. To chyba jest tyle. Nie mam tego skatalogowanego, a sam o tym też tak nie pamiętam, bo mam aplikacje, które mi o tych wszystkich rzeczach przypominają, czyli nie staram się wkładać sobie do głowy rzeczy, tylko od razu zapisać i wtedy jest coś, co będzie za mnie pamiętało.
A co robisz, żeby radzić sobie ze stresem?
Rzucam ciężarami, to po pierwsze. Po drugie, to…, co robię? Hm… Wiem co robię , idę na spacer, to jest druga rzecz, którą robię i bardzo dynamiczny to musi być spacer, ale nie bieg, czyli to jest druga rzecz. I trzecia z tych rzeczy, odchodzę od komputera i robię sobie drzemkę. To są trzy wątki, które skutecznie u mnie działają, tak bym to chyba podsumował, myślę, jeszcze. No tak.
A jeżeli miałbym ci życzyć czegoś, i wszyscy słuchacze mieliby wysłać ci dobrą energię do tego, żeby twój biznes się rozwijał dalej, to jak go sobie wyobrażasz za kilka lat? Gdzie chciałbyś dotrzeć? Jak ta firma wygląda? Czy wygląda tak jak teraz, tylko ma innych klientów, czy chciałbyś ją w jakiś sposób rozbudowywać, co jest twoją ideą, wizją, która cię napędza?
Pytanie, nad którym musiałbym z 5 minut pomyśleć, ale jakiś czas temu rozmawiałem właśnie z dyrektorem, Kubą, i doszliśmy do wniosku, że w sumie, jakby ktoś nam powiedział, że tak to już będzie jak jest teraz, to bierzemy w ciemno i właściwie niech już tak będzie jak jest, niech nigdy nie jest gorzej. Oczywiście obaj mamy ambicje, żeby było lepiej. I ja bym powiedział chyba, tego, że… Przychodzi mi do głowy chyba stabilności w…, no właśnie, w ilości klientów, w stanie osobowym zespołu, żeby nie trzeba było wymieniać ani jednych, ani drugich? Dlaczego? Bo to zazwyczaj rodzi chaos, to znaczy wprowadzenie nowego pracownika, czy też wprowadzenie nowego klienta, to jest ileś energii, którą trzeba wykonać. Więc gdyby te parametry były na tym samym poziomie, gdyby pracownicy tylko zyskiwali doświadczenie, a klienci zwiększali budżety, a nie trzeba było mieć nowych klientów, no to to jest coś, co bym wziął, tak? Czyli ciągłego rozwoju pracowników i ciągłego zwiększania budżetów u tych samych klientów.
Czyli żeby twoi klienci odnosili sukces i żebyś ty był częścią tego sukcesu, żeby ten biznes dalej się budował równolegle z ich wzrostem.
Tak, to jest, myślę, że to.
A według ciebie, jaka jest jedna prawda lub fałsz dotyczący biznesu, który jest często powtarzany lub nie jest wystarczająco często powtarzany, którą chciałbyś się podzielić. Czym jest biznes, twoim zdaniem, co jest ważne?
Myślę, że największy fałsz to jest to, że biznes się łatwo skaluje, że to jest takie proste, żeby skalować biznes. Ja mówię o usługowym, bo to jest ten, na którym się znam najlepiej. To się, z mojej perspektywy, łatwo nie skaluje i porównuję to do pracy nad sylwetką, nad rozbudową mięśni na siłowni. Trzeba iść się zmęczyć, trzeba naderwać te mięśnie, potem trzeba je nadbudować odpowiednią dietą. To jest bardziej proces, który trwa długi czas, niż coś, co da się szybko, prosto i łatwo. A ci, którzy to robili prosto, szybko i łatwo w biznesie, czy porównując to na treningu na siłowni, na sterydach, to potem przynosiło to, w strategicznej perspektywie, więcej szkód niż pożytku. To jest rzecz, na którą po prostu trzeba zapracować, trzeba swoją głową też dojrzeć do tego, żeby być w stanie to wszystko przetworzyć. Bo ze wzrostem firmy idzie większa odpowiedzialność, idzie większy poziom stresu, więcej jest spraw, które trzeba przepracowywać. Decyzje, które się podejmuje, więcej ważą, bo kiedy się waży ileś miesięcznych pensji pracowników, którzy płacą za chleb, przysłowiowo, tymi pieniędzmi, to już nie podejmuje się tego, że ja sobie, jako freelancer nie kupię nowego iPhone’a czy czegoś, tylko że tu jest ileś osób, którzy patrzą na ciebie i ufają twoim decyzjom. Bo jak oni pracują, to ufają temu, że my ich będziemy prowadzili do przodu i że mają stabilną, bezpieczną pracę, tak? A ludzie o tym często też nie myślą, widzę, że patrzą dalej, żeby dla siebie jak najwięcej wyciągnąć z tej firmy i mieć jak najwygodniej, bez patrzenia, że ten zespół zadbany dba później o klientów, nie?
A właśnie z perspektywy tej liderskiej, bycia menadżerem, liderem, co było najważniejszym etapem dla ciebie, do tego, żeby przejść z bycia fantastycznym copywriterem, super nawijaczem makaronu i ekspertem w dziedzinie marketingu, którym nadal jesteś…
Nie, żadnego makaronu.
No pozytywnego makaronu, czyli ładnego opakowania. Tego, co powiedziałeś na samym początku, ładnego opakowania tego co jest dobre, żeby było lepiej widoczne jeszcze i ładnie opakowane. Makaronu zdrowego, nie negatywnego.
Durum.
Durum, dokładnie. W każdym razie, co było najważniejszym etapem dla ciebie w przejściu od tego, żeby być super ekspertem, do zostania liderem menadżerem? Co ci najbardziej w tym pomogło i dlaczego się na to zdecydowałeś?
Doszedłem do tego dosyć niedawno, dojrzałem. To było znowu hasło, które usłyszałem od jednej osoby w ramach konsultacji, że ludzie angażują się najbardziej w to, co sobie sami wymyślą. I to było dla mnie jak palnięcie piorunem w łeb, że tu nie chodzi o to, że ja będę tym liderem, który podzieli taski, zadania, tylko będę gościem, który w taki sposób zastymuluje ludzi, że oni sami sobie te zadania wymyślą, sami dobiorą do nich termin realizacji i potem będą się angażowali w to, co sobie sami wymyślili. I to dla mnie stało się takim game changer’em, że ludzie faktycznie wykazują inicjatywę, zobowiązują się do rzeczy, robią je dużo lepiej, bo jest to robione na ich warunkach. To taka naprawdę dla mnie była, no ciekawostka spora, która właściwie zadziała się dopiero w końcówce zeszłego roku.
I widzisz jakieś kolejne kroki na tej drodze, czy na razie czujesz się z tym stabilnie i widzisz, że czujesz się w tym już biegły?
Czuję się z tym dobrze, widzę, że to spowodowało, że organizacja stała się samouczącą się. Do tej pory to wyglądało tak, że to ja uczyłem ludzi, czyli byłem stymulatorem tego, żeby oni chcieli iść do przodu. Ale kiedy oni zaczęli się do pewnych rzeczy obligować, stworzyłem im przyjazny do tego system. Na przykład mamy codzienne meetingi, gdzie każdego dnia inna osoba prowadzi ten meeting i ona też ma zrobić edukację marketingową, do której się zobowiązuje. Czyli oni dzielą się nowinkami, podcastami, materiałami po prostu tak, że opowiadają o nich, dzięki temu cały zespół się rozwija, a ja sobie tylko z boku patrzę, jak oni się tym wszystkim wymieniają, dzielą i notatki robią. Jest to przewspaniałe uczucie, kiedy to źródło wiedzy nie wychodzi już ode mnie, tylko każdy coś ciekawego znajduje i potem się tym dzieli. Więc codziennie jest progres. Coś tak jak ja mam zadanie zapisane edukacji 10 minut dziennie, to oni również mają swoją edukację i jednocześnie utrwalają tę wiedzę, dzięki temu, że później muszą nauczyć innych.
Super, to naprawdę brzmi fajnie. Wojtek, myślę, że moglibyśmy gadać jeszcze przez kolejne 2 godziny, nie wiem, czy ktoś by tego wysłuchał, z każdą minutą zmniejszamy prawdopodobieństwo tego, że ktoś wysłucha, a szczególnie, że kliknie i posłucha jeszcze jednego odcinka, do czego zachęcam, bo dzięki temu podbije się ranking mojego podcastu w Apple Podcast. Wojtek, naprawdę bardzo, bardzo ci dziękuję za to wszystko, co powiedziałeś. Czy chciałbyś coś jeszcze na koniec dodać, jako taką kropkę nad i?
Myślę, że tak. Kropka nad i – a propos marketingu – to jest to, żeby dzielić się wartościowymi treściami. Jeżeli prowadzisz biznes usługowy, w którym opiera się to na pewnej transformacji, opiera się na tym, że dajesz ludziom wartość, to warto dać próbkę siebie i to jest coś, co dla mnie jest największym game changer’em, jeżeli chodzi o budowanie świadomości, budowanie zasięgów, ale też docieranie do klientów, którzy faktycznie chcą coś zmienić, a nie tylko deklarują. Dlatego dawanie treści wartościowych odsiewa klientów, którzy, powiedzmy, tylko oczekują, ale niewiele od siebie dają. I teraz ważne jest to, żeby dzielić się swoją najlepszą wiedzą i nie trzymać jej egoistycznie w swojej głowie, czy w swojej szufladzie, a po prostu publikować w internecie i zobaczyć, jaka magia się może wtedy zadziać. Bo to jest to najwłaściwsze ujęcie, kiedy możesz się pokazać jako ekspert 23, a nie tylko jako sprzedawca, czyli w skrócie, puentując, masz coś więcej do zaprezentowania, niż tylko zaprezentowanie swojej oferty.
Super. Wojtek, dzięki ci wielkie za tę rozmowę, za przedstawienie, gościem dzisiaj tego odcinka był Wojciech Bizub, twórca WBIZNES, człowiek, który jest ekspertem w obszarze marketingu. Dziękuję ci bardzo za tę rozmowę.
Dziękuję ci Greg za zaproszenie, mam nadzieję, że się podobało.
Dzięki.
Odnośniki zewnętrzne – Wojciech Bizub:
Inne odcinki w tematyce e-commerce:
Wojtek Sadowski – Packhelp: od szkolnej przyjaźni do rewolucyjnej usługi dla e-commerce
Bartosz Kiełbiński – eStoreMedia.com: jak globalne marki zarządzają sprzedażą w internecie
Wiktor Schmidt – Netguru: od kodowania dla drobnych klientów do prowadzenia 600-osobowego zespołu
- https://pl.linkedin.com/in/wojciechbizub
- https://wojciechbizub.pl/kontakt/
- https://strategiawbiznes.pl/
- http://www.s3b.city/pl/
- http://www.cieszyn.pl/?p=categoriesShow&iCategory=2775
- 78 książek Briana Tracy https://lubimyczytac.pl/autor/39/brian-tracy
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Brazylijskie_jiu-jitsu
- https://sport.cieszyn.pl/aktualnosci/michal-mankiewicz-trenerem-kadry-narodowej
- http://prostyfacet.pl/odroczona-gratyfikacja-zapewni-sukces/
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Programowanie_neurolingwistyczne
- https://econlp.com/o-nas/o-nlp/
- https://www.marketing-internetowy.edu.pl/zajecia/warsztaty-z-formulowania-strategii-marketingu-internetowego/
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Egzorcysta
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Growth_hacking
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Lead_sprzeda%C5%BCowy
- https://esign.pl/
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Europa_niemieckoj%C4%99zyczna
- https://dobryslownik.pl/slowo/immersja/85936/#znaczenie-237156
- https://nozbe.com/pl/
- https://dayone.me/
- https://pl.linkedin.com/in/davidkotrys
- https://quizlet.com/pl
- https://wojciechbizub.pl/szkolenia-i-wystapienia/