Michał Śliwiński to pasjonat produktywności i organizacji czasu. Promuje pracę zdalną (#NoOffice) i na urządzeniach mobilnych (#iPadOnly). Od 2007 tworzy aplikację „Nozbe” (nozbe.com), która pomaga prawie 700,000 zapracowanych ludzi na całym świecie lepiej zarządzać sobą w czasie. W 2020 roku uruchomił drugą aplikację „Nozbe Teams”, aby zespoły mogły działać efektywniej i pracować w nowoczesny sposób. Kiedy nie pracuje nad Nozbe wraz ze swoim dwudziesto-paro-osobowym zespołem (w pełni pracującym zdalnie), Michał dzieli się wiedzą na swoim prywatnym blogu (sliwinski.com) oraz w podkaście (ThePodcast.fm). Prywatnie Michał jest mężem i tatą trójki dziewczynek.
Posłuchaj podcastu: Michał Śliwiński – Nozbe: jak chaos zamienić w produktywność
W naszej rozmowie opowiadał m.in.:
• Dlaczego powstało Nozbe,
• Jaki wpływ na wykształcenie przedsiębiorczości u dzieci mogą mieć rodzice,
• Jak stworzyć aplikację, która przetrwa próbę czasu,
• Kiedy warto zmienić komunikację wewnętrzną w firmie na międzynarodową i jak się do tego przygotować,
• Jak prowadzić efektywne spotkania,
• Dlaczego ważne jest zapisywanie pomysłów,
• Jak znaleźć czas na robienie rzeczy, których nie lubisz,
• Dlaczego warto wygospodarować 2 godziny dziennie na pracę w pełnym skupieniu,
• Co usprawnia pracę zdalną w firmie (2 praktyki),
• Jak osoba kreatywna może się lepiej organizować,
• Jak w zdalnej firmie zorganizować kontakty z klientami,
• Jakie książki, oprócz “Getting things done”, poleca.
Odcinek podcastu Michała o „core hours”, o którym wspominamy w odcinku:
https://sliwinski.com/thepodcast-204/
Kupując roczny abonament Nozbe przez ten link zyskasz dodatkowe 3 miesiące gratis.
Dołącz do Klubu Greg Albrecht Podcast, aby mieć dostęp do ekskluzywnych materiałów, spotkań i wpływ na kształt tego podcastu: https://albrechtpartners.com/klub
Masz pomysł na temat odcinka? Znasz kogoś, kto powinien być moim gościem? A może chcesz zostać sponsorem podcastu? Napisz do mnie: gregalbrechtpodcast (at) gmail.com
Obejrzyj wideo:
Transkrypcja:
Greg Albrecht: Dziś w Greg Albrecht podcast, nie kto inny, ale Michał Śliwiński. Twórca aplikacji Nozbe, która zdobyła serce, duszę i smartfony użytkowników na całym świecie. Ale nie wyprzedzając tematu, zaraz o tym pogadamy. Cześć Michał.
Michał Śliwiński: Cześć, cześć miło cię zobaczyć w końcu.
No właśnie. Bardzo się cieszę, że się widzimy i mam nadzieję, że przy tej okazji, opowiesz trochę więcej o Nozbe. Moja wiedza, zacznę na ten temat, zacznę od takiego teaser’a małego, pojawiła się taka metodologia Getting Things Done – jak być bardziej produktywnym. Ty się nią zafascynowałeś i w ten sposób utworzyłeś aplikację, która przez lata ewoluowała i dzisiaj jest najlepszą aplikacją powiązaną z metodologią Getting Things Done. Dobrze sprzedałem twój produkt?
Jak ktoś inny mówi, że jest „najlepsza”, to jest super, nie? Także ja bym tak nie powiedział, bo wiadomo, ale super, dziękuję. Tak, mniej więcej tak to się zaczęło. To znaczy… Po prostu ja jestem generalnie osobą bardzo źle zorganizowaną, jestem osobą bardzo chaotyczną. Dlatego, że jestem dużym optymistą. Mam to po moim tacie, więc ja ufam, że wszystko zdążę zrobić i to jeszcze w ciągu 5 minut i tak dalej. I odkryłem to w sobie podczas studiów, kiedy byłem bardzo ambitny i miałem ambitne plany odnośnie studiów i odnośnie tego, co będę robił po studiach. I się nie mogłem ogarnąć. I po prostu potem jako konsultant po studiach zacząłem mieć dużo klientów, bo ludzie lubili moją robotę, ale właśnie ja zacząłem zawalać terminy. Szukałem… Jeszcze podczas studiów, pamiętam, że czytałem książki Stephena Coveya „7 habits of highly effective people”. Coś takiego dokładnie, „Put first things first” takie rzeczy. To było fajne, ale jak przeczytałem „Getting things done” Davida Allena, to mi się bardzo spodobało, bo była taka bardzo praktyczna, taka bardzo pragmatyczna. Ale oczywiście jestem geekiem, zdecydowanie. Lubię technologie bez dwóch zdań, więc jak zobaczyłem, że on mi tam każe jakieś karteczki, jakieś foldery robić to stwierdziłem: „Nie, nie, nie. Takich rzeczy to ja nie będę robił”. Stąd się wziął właśnie pomysł na Nozbe.
W ogóle nie chciałem takiej aplikacji nawet tworzyć, tylko po prostu zacząłem szukać takiego rozwiązania online. Wtedy to był 2005 rok, kiedy zacząłem tego szukać. Nic takiego fajnego nie znalazłem, więc napisałem sobie własne Nozbe tylko dla siebie, a po dwóch latach stwierdziłem, że skoro jakby mi to robi, to może innym ludziom też się spodoba. Na forach, w których byłem aktywny w Getting Things Done, zobaczyłem, że jest dużo osób, które potrzebują takiej aplikacji i te prace, które wtedy były na rynku, nie spełniały ich oczekiwań. Zrobiłem swoją, w sensie, tą moją trochę ulepszyłem, wydałem i miałem szczęście, bo się wstrzeliłem po prostu w taki trochę nurt i wśród moich znajomych internetowych w Stanach to ruszyło na blogach i Nozbe zaczęło podbijać świat, także tylko angielska wersja była Nozbe. I dopiero w 2010, po trzech latach od odpalenia, powstała wersja polska i kolejne, hiszpańska i tam cała reszta. W 2015 powstała wersja japońska i potem w Japonii odniosło niezły sukcesy. To tak zaczęło się kręcić. Okazuje się, że widzisz, że nie tylko ja myślę podobnie. Wiele osób też tak samo myśli, bo w ten sam sposób chce swoimi rzeczami zarządzać.
Niesamowite. Ciekawa historia, w której interesuje mnie jakaś ciekawa liczba, którą dzisiaj możesz powiedzieć o Nozbe. Jakbyś ujął dzisiaj Nozbe w liczbach?
W liczbach? Hmmm. Jest kilka i to są takie liczby, wiesz bardzo takie, którymi się chwalimy, żeby brzmiało fajnie. Czyli na przykład, że mamy prawie 700 tysięcy w tej chwili użytkowników na całym świecie. No to jest fajna liczba. Na przykład, że w 2011 roku, kiedy się wstrzeliliśmy, bo wydaliśmy aplikacje na iPhone’a i iPad`a w czasie, kiedy to było między rokiem 2010 a 2011. W 2010 była premiera iPad`a i wydaliśmy aplikacje na iPad`a. To było tak, że ja w ogóle nie wiedziałem, czy to chwyci, czy w ogóle będzie warto. Koledzy, którzy robi tę aplikację z firmy Macoscope, oni stwierdzili, że zrobią i spróbujemy i wydamy i się wstrzeliło.
To, że w Japonii ktoś napisał książkę o kreatywnej pracy na iPad`zie. Pierwszy rozdział był za darmo do pobrania w PDF. To był właśnie rozdział o Nozbe, że Nozbe działa na iPhone`ie, na iPad`zie i Note. Zupełny przypadek, ja w ogóle nie wiedziałem, że coś takiego się dzieje. I pytasz o liczbę. No więc liczba była taka, że jak wchodziłem na Twittera i miałem na Twitterze, takie wyszukiwanie o Nozbe, co piszą. I co 20 tweet był po japońsku. Więc ja nie wiedziałem, czy mnie obrażają, czy co tam się dzieje. Ale same Tweety były po japońsku. Ja mówię, co się dzieje, że na Twitterze tylko po japońsku o Nozbe piszą? To właśnie z takich ciekawych liczb. Kiedy nagle po prostu wchodzę na Twittera i piszą o mojej aplikacji w języku, którego zupełnie nie rozumiem. W ogóle nie wiem, co się dzieje i w ogóle nie wiedziałem, o co chodziło. Dopiero potem poznałem te sytuacje i spotkałem się z autorem książki, i tak dalej. Ale właśnie, liczby są ciekawe. O! Jest jeszcze jedna liczba, którą mogę Ci na przykład dać. To jest to, że miałem właśnie w pierwszych trzech miesiącach 5 tysięcy użytkowników, nie? Czyli w pierwszym tygodniu miałem 10, łącznie z mamą. Potem jak to ruszyło i Nozbe chwycił, to po trzech miesiącach miałem 5000 użytkowników i z tych 5000 wtedy wprowadziłem wersję płatną. Tylko 100 wykupiło. I z jednej strony tylko 100 z 5000. Z drugiej miałem aż 100 klientów, więc generalnie można na to znowu patrzeć w taki sposób z ciekawych właśnie liczb.
A dziś jeżeli chodzi o firmę, to, jak rozumiem, od dawna już nie programujesz tego rozwiązania sam. Jak wygląda twój team? Jak wygląda firma Nozbe?
Nie pozwalają mi programować niestety, w sensie już teraz. To było straszne, więc idea jest firmy. I próbuję tego pilnować, żeby zatrudnić osoby, które są ode mnie po prostu lepsze, w tych rzeczach, które są rozróżniane. Ja generalnie mam być tym najsłabszym ogniwem w firmie. Programiści są świetni i dlatego nie pozwalają mi programować. Więc w tej chwili mamy 23 osoby i to się zmienia, bo właśnie zatrudniliśmy nową osobę. Zatrudniliśmy właśnie osobę, która jest pierwszą osobą, która nie jest Polakiem. Jest Portugalczykiem i to powoduje, że musimy dużo angielskiego używać w firmie. Do tej pory mieliśmy samych Polaków, niemieszkających tylko w Polsce, ale samych Polaków. Dwadzieścia parę osób i mamy osoby od wsparcia klienta, z 7 osób. Mamy programistów i mamy oczywiście z marketingu i tak to wygląda. Wszyscy pracujemy zdalnie, każdy oczywiście z własnego domu. Także nie mamy centralnego biura. Oficjalny adres jest na Rozewskiej. Tam nikogo nie ma, więc można podjechać, zobaczyć tam na pewno nikogo nie ma. Jest tylko dlatego, że Urząd Skarbowy wymaga adresu, więc mamy. Także tak to działa. Ja teraz zajmuję się tym, żeby pracować jako szef Nozbe, dzielić na promowanie Nozbe, promowanie produktywności z Luna, czasem. Czyli to, co lubię robić najbardziej. I oczywiście projektowanie aplikacji, bo ciągle mnie kręci projektowanie aplikacji. Właśnie tworzenie nowych funkcji i tak dalej. W tej chwili na przykład, w tym momencie jak teraz gadamy, do końca dopracowuję wizję Nozbe Teams, bo właśnie wydaliśmy nową wersję Nozbe, dla zespołów, która się nazywa Nozbe Teams. I w tej chwili przygotowuje wizję tego produktu, po to, żeby właśnie bardziej przekazać użytkownikom, nie tylko, jakie są fajne funkcje i że fajnie działa, ale dlaczego tak to zaprojektowaliśmy. Bo jak dobrze wiesz, w takich aplikacjach zarządzania czasem, to często jest kwestia subiektywna, dlaczego tutaj jest tak? Czemu jest ten? Dużo osób nie wie, na przykład. Właśnie mamy użytkowników Nozbe, którzy właśnie uwielbiają taki sposób funkcjonowania, ale są inni, którzy uważają „nie, my chcemy inny kolor, albo my chcemy coś tam innego, albo coś tam”, więc ważne jest to. Ja bardzo wierzę w Nozbe i bardzo wierzę w to, co robimy, więc tym bardziej tę wiarę to „Why?”, dlaczego my to robimy, trzeba umieć przekazać. To jest to, nad czym jeszcze w tej chwili muszę popracować właśnie, żeby jeszcze lepiej sprzedawać nie samą aplikację, ale właśnie sam powód, dlaczego tak zaprojektowaliśmy. Dlaczego to ci polepszy życie, dlaczego to, bo ci, którzy zrozumieli, to zrozumieli, to jest super, ale dla wielu osób to ciągle jeszcze jest niejasne, że potrzebują takiego narzędzia, nie?
No tak, rozumiem. To jest jakaś kwestia zmiany nawyków, tak? Szczególnie, bo jednak jest to nawyk nieoczywisty. Jak ktoś jest nieogarnięty, to już w ogóle prawdopodobnie nie ma pomysłu jak skorzystać z takiej aplikacji. Jest tyle wątków, które mnie ciekawią, ale zacznę jeszcze trochę, może od pogrzebania głębiej w twojej głowie. Dokładnie w studni twojej przeszłości. Jak to było, że zostałeś w ogóle przedsiębiorcą? Czy konsultantem też byłeś niezależnym, zanim odpaliłeś Nozbe, czy na początku pracowałeś na etacie?
To znaczy, ja nigdy w życiu nie pracowałem na etacie. Jedyne kiedy chodziłem do pracy, to było na studiach. Miałem praktyki, więc jak miałem praktyki, to trzeba było się ubrać i pójść tam, gdzie się miało te praktyki. I tu byłem w kilku różnych miejscach, miałem między innymi praktyki w Urzędzie Miasta w Gdyni, bo ja jestem z Gdyni oryginalnie. Miałem też w Niemczech praktyki, miałem w kilku miejscach praktyki, więc to było jedyne miejsce, gdzie pamiętam, że chodziłem do pracy natomiast, wiesz co… Po pierwsze, moi rodzice byli przedsiębiorcami. Moja mama jest, jak w tym serialu Czterdziestolatek. Ja się śmieję, że to jest ta pani: „kobieta pracująca, żadnej pracy się nie boi”. To jest moja mama, więc ona od razu w latach 90 podjęła temat, żeby coś zrobić na własną rękę i ona też kopnęła mojego tatę, żeby założył firmę, ze wspólnikiem. Ona była tym kołem zamachowym u nas w rodzinie. Ja żyłem z przedsiębiorcami po prostu, całe moje takie, nastoletnie życie. Widziałem u moich rodziców, jak to wygląda. Widziałem też te złe części tego, że dużo myśleli o pracy, że czasami wiesz, pracowali w weekendy i tak dalej, więc jakby wszystko.
Ale z drugiej strony widziałem, jaką sprawia im to frajdę, nie? I zaczęło się od tego. Druga sprawa to była moja fascynacja Internetem. Mój tata działał w komputerach, w latach 80, więc ja szybko miałem PCta, więc jakby fascynacja komputerami była od dawna. I fascynował mnie Internet. Zastanawiałem się, skoro mamy Internet, możemy pracować skądkolwiek. To, czemu ja muszę chodzić do pracy, w ogóle co to za koncept jest?
Ja pamiętam, jak kupiłem swojego pierwszego laptopa za zarobione pieniądze, właśnie z programowania. Miałem takie zlecenia, programowanie z kolegą i zarobiłem na swojego pierwszego laptopa. Z drugiej ręki kupiłem takiego laptopa w roku 2000 za chyba 3000 zł na polskie. To było w funtach. Byłem wtedy w Anglii i ja kupiłem tego laptopa, potem pojechałem z tym laptopem na studia do Niemiec i studiując w Niemczech, zauważyłem, że: ”Jejku, mogę działać z tym laptopem skądkolwiek”. I mogę z kolegą z Polski, z moich studiów z polskich, mogę współpracować, coś robić razem, nie ? I to spowodowało z kolei, że to moja fascynacja tą telepracą i w ogóle pracą zdalną. Dlatego studiowałem zarządzanie i marketing, czyli wydział gier i zabaw, czyli i po prostu studiując to, stwierdziłem, że zajmę się organizacją właśnie pracy, nie? I jak można zarobić, pracując zdalnie. I o tym napisałem pracę magisterską zresztą, więc moja praca magisterska była o telepracy. O wirtualnych firmach. I dlatego potem po studiach, kiedy moi wszyscy koledzy szli do korporacji i chcieli mieć, wiesz super robotę: „skóra, fura i komóra” i nie wiem co jeszcze. To ja z kolei znając języki, a znałem już wtedy niemiecki, angielski, hiszpański, stwierdziłem ok. Ale ja nie chcę, bo ja chcę być przedsiębiorcą. Potem ja chcę samemu działać. Potem miałem pierwszych już klientów na moje usługi jako marketer internetowy, więc miałem klienta w Hiszpanii, z Madrytu, miałem klienta w Niemczech, miałam klientów w Polsce, więc stwierdziłem: „kurczę, spróbuję samemu”. Na własną ten… plus zawsze, miałem też marzenie o tym, żeby mieć własną aplikację. Czy jakby własny serwis. No trzy razy odbudowałem własny serwis, 3 razy poleciałem na twarz. Za czwartym razem wyszło Nozbe. I już zostało. Także droga z pewnymi przebojami, ale no, po prostu jak ja… Zawsze myślałem, że zawsze mogę dostać pracę. W sensie, jeżeli to mi wszystko nie wyjdzie i to mnie wkurzy i tak dalej to zawsze mogę postarać się o pracę. A spróbować mogę teraz, nie? A, jako że wiesz, ja też po studiach jakoś nie miałem wygórowanych finansowych wobec siebie wymagań, a bardziej miałem wymagania odnośnie właśnie nauczenia się jak najwięcej, chłonięcia wiedzy. To jakby wiesz, mogę przeżyć na przysłowiowej zupie, a po prostu rozwijać się, więc jakby no… Dlatego stąd ta chęć, no plus mówię, widziałem rodziców działających jako przedsiębiorców i tak zostało.
A jak to się stało, że już wtedy na studiach miałeś pierwszych klientów za granicą? Skąd się wzięli twoi pierwsi klienci za granicą, no bo to się samo nie dzieje? To znaczy, jest sporo przedsiębiorców, którzy, zaczynają bardzo głęboko, liczą na to, że ci pierwsi klienci się sami pojawią. Wystarczy, że tylko zrobią produkt. Ale później okazuje się, że jednak to nie jest takie proste. Powiedz coś o tym procesie sprzedaży i o tym jak sprzedawałeś usługi za granicą 20, no dobra, 18 lat temu?
W ogóle to są fajne historie, na przykład większość moich klientów pojawiła się stąd, że po prostu ja byłem uznawany przez ludzi. Studiowałem wtedy zarządzanie, jak ci mówiłem, więc miałam wielu takich przedsiębiorców. Czy wiesz przedsiębiorców, czy coś takiego, wśród kolegów ze studiów. Oni też mieli jakiś swoich kolegów. Czy tam kolegów przedsiębiorców. Czy jakby swoich mentorów, czy jakby swoich znajomych, w tym temacie. Ja szybko poznałem się wśród moich znajomych, jako ten, który zna się komputerach i na Internecie. Ja po prostu szybko jakąś stronę internetową potrafiłem zrobić jakiś, sklep internetowy potrafię zrobić. To ja przez to, że jakby wydział zabaw nie ma aż tylu zajęć. Miałam czas, żeby się uczyć programowania. Bo to mnie też fascynowało.
Dla mnie programowanie jest jak klocki LEGO. Ja nie jestem w tym jakoś wybitnie dobry, ale lubię to robić. To daje mi frajdę. I ludzie widzieli, że jestem taki właśnie „techniczny”, a z drugiej strony: „ma łeb na karku”. Często tak po prostu mnie polecali. Mówili: „słuchaj, mój znajomy potrzebuje stronę internetową, czy mógłbyś tam zrobić”? No to ja tam, zaśpiewałem jakąś cenę i coś tam zrobiłem i tak wyszło. Najlepiej było z tym, z moim takim klientem z Madrytu, który był takim moim głównym klientem. Teraz już nie jest, ale jest moim przyjacielem jak najbardziej ciągle, jeszcze. To była taka firma z Madrytu. Bardzo tradycyjna, gdzie właśnie ten nowy szef tej firmy syn założyciela tej firmy, chciał właśnie firmy zmodernizować. Chciał, żeby zbudować sklep internetowy i ten galerię online, i w ogóle takie rzeczy. Zatrudnili mojego kolegę ze studiów, jako swojego szefa eksportu. I ten mój kolega ze studiów pamiętał mnie, że jakikolwiek miał problem z komputerami, to szedł do mnie. To właśnie jak studiowaliśmy w Niemczech, to mieszkał piętro wyżej nade mną w akademiku. On właśnie schodził zawsze do mnie. On zawsze widział mnie przy komputerze. Zawsze przychodził do mnie. I do mnie dzwoni: „Słuchaj Michał, dostałem robotę w Madrycie”, a ja „no to gratulacje, no to super”, „ale słuchaj, ich strona internetowa jest do bani”, a ja mówię: „no to źle”, „no tak, no to pomożesz?”. I od tego się zaczęło, wiesz, także to było coś takiego. Ja ludziom chętnie pomagałem. Właśnie na studiach, chętnie tam żeśmy działali, dlatego on sobie przypomniał od razu o mnie. Jak pomyślał strona internetowa, do mnie, nie? To nie było, jakieś sprzedawanie usług po prostu, na studiach taką byłem osobą.
Fajnie. A jak już powstało Nozbe no i ten pierwszy mile stone opowiedziałeś, to nagle się 5000 user’ów. Potem 20 tweet`ów po japońsku, na każdego w języku, który rozumiałeś. Czyli jakby to było takie koło zamachowe, ale to nie jest droga, która może w sposób oczywisty doprowadzić cię do 700 tysięcy użytkowników. Jaki był największy taki, twoim zdaniem krok? Jaka była dźwignia czy jakaś jedna technika, która uważasz, że spowodowała, że to przedsięwzięcie przetrwało? Mówię celowo, przetrwało, bo są przedsięwzięcia, które są super i one albo rosną, albo po prostu upadają. To przedsięwzięcie jednak skutecznie przetrwało próbę czasu, gdzie nastąpiło mnóstwo zmian technologicznych. Zmian w sposobie konsumowania internetu, zmian w sposobie pracy, to wszystko się zmieniało to, co uważasz, zadecydowało o tym, że Nozbe, dziś jest bardzo atrakcyjnym produktem? A nie został pozamiatany przez jakiegoś w cudzysłowie Facebooka czy LinkedIna produktywności innego, który się narodził znikąd?
To znaczy, wiesz, to jest kilka rzeczy. Na pewno to, że aplikacje tego typu jak moja, ciągle jeszcze mają dużą możliwość wzrostu. Bo tak mówię, konkurujemy głównie z nieużywaniem, być może dużo osób to nawet nie używa czegoś takiego. Druga rzecz na pewno jest taka, że takie aplikacje nie mają takiego jasnego efektu właśnie echa. Jak na Facebooku wszyscy muszą być na Facebooku, żeby to miało sens. Do zarządzania czasem to możesz ty używać tego, ja tamtego i jest ok. To nie ma, dużego znaczenia, więc na pewno tego typu plusy pomogły, ale to, co na co zwrócić uwagę to jest bardzo ważne, żeby przyjmować na klatę zmianę, żeby nie bać się zmiany. Mnie się wydaje, że to jest jakby tym kluczem, do nazwiemy to sukcesu Nozbe. To znaczy, że my się nie baliśmy zmiany. Jak pomyślisz, że ja stworzyłem Nozbe. W pierwszej wersji to była aplikacja na komputer pod przeglądarkę komputerową. Można było sobie ogarnąć zadania i projekty. To było, mój model biznesowy i to były powiedzmy sobie tego. To było to, co ja sprzedawałem. Natomiast w międzyczasie, w tym samym roku z resztą 2007, kiedy odpaliłem Nozbe, pojawił się iPhone i jedną z rzeczy, którą zrobiłem, to zrobiłem, jak iPhone wyszedł w Stanach, to ja zrobiłem aplikację i Nozbe, czyli taką wersję przeglądarkową na iPhone`a. Bo widziałem, że iPhone jakby jest popularny i tak dalej i mnie też fascynował. Chciałem mieć iPhone oczywiście, więc to spowodowało, że w ciągu tygodnia napisałem aplikację na iPhone`a i moi użytkownicy, moi klienci mi mówili, czy to dobrze działa, czy nie. Bo ja nie miałem iPhone`a w ręku, bo to było, iPhone był tylko w Polsce. Ja używałem symulatorów, kombinowałem, żeby to mniej więcej zasymulować, także to było coś takiego. Na przykład, kiedy iPhone`a zobaczymy, trzymałem pierwszy raz w ręku, dostałem 3 miesiące później, żeby z niego skorzystać, ale właśnie to jest to i potem była ta cała zmiana. Ona w ogóle z aplikacjami iPhone’a i iPada i to było to między innymi, że właśnie skorzystałem z usług moich kolegów, którzy napisali aplikację na iPhone, na iPad dla mnie. Po to, żebyśmy właśnie spróbowali czy to ma sens, i potem, po jakimś czasie zauważyłem, że to nie jest tylko tak, że iPhone i iPad to jest dodatkowa aplikacja do Nozbe. To jest tak, że w tej chwili te aplikacje mają być tak samo mocne, bo ludzie głównie używają teraz telefonów i iPad`ów versus przeglądarka. Na komputerze, na biurku, więc nasza aplikacja musi być właściwie na wszystkie platformy, nie? I to była kolejna taka zmiana, także dla mnie coś takiego, że normalnie firmy się boją zmian. Ja jak każdy, też mam taką pewną awersję i muszę uważać, ale z drugiej strony ja lubię zmianę, ja lubię ten… Celowo czasami właśnie, zmieniam narzędzia. Zmieniam iPhone, co roku zmieniam, co oczywiście kosztuje pieniądze, ale ze strony wiem, że używając nowego iPhone’a, najnowszego oprogramowania na iPhone, muszę testować, co będzie za chwilę. Czy to będzie miało wpływ na mnie, czy nie? Także mi się wydaje, że takie przyjmowanie zmian na klatę i minimalizowanie strachu zmian, czyli niebanie się zmian i widzenie, że ok, to idzie inaczej. Gdybym się trzymał ciągle tej wizji: „Nozbe jest wtopa w przeglądarce”, to Nozbe rzeczywiście już dawno temu byłoby „bye, bye”. To już by nikt nie chciał o tym pamiętać. Pamiętam zresztą, moich konkurentów z tamtego czasu i oni dawno już nie istnieją na przekład, ale konkurencyjny z tamtych czasów Todoist, który powstawał wtedy też, przeżył. Bo też przeszedł tę metamorfozę założyciel. Też zmienił to. On ma trochę inny model biznesowy, ale właśnie też przeszedł tę metamorfozę. On też zauważył tę zmianę i on działa inaczej, więc to jest fajnie widzieć, że właśnie ktoś też tak zrobił. Także mi się wydaje, że to jest to, że to jest po prostu kwestia. Nie bać się zmian – „Embrace the change”.
Super, a czy była jakaś zmiana, która prawie utopiła waszą firmę?
Wiesz co, teraz mam taką zmianę. Teraz mamy taką zmianę, to znaczy żartuję, na szczęście, właśnie mamy fajny model biznesowy, model biznesowy Nozbe. Jest fajny, to raz polecam wszystkim. Modele na abonament są fajne i to nie tylko dlatego, że w telefonie komórkowym tak robią, ale modele abonamentu powodują, że rzeczywiście można przewidywać jakby „cash flow”, czyli właśnie pieniądze, nie? Na przykład jak u nas w Nozbe kosztuje tam, w dolarach to jest 10 $ miesięcznie, ale rocznie niecałe 100 $ czy ileś dolarów. I to powoduje, że jak ludzie kupują, to potem odnawiają, bo ciągle używają tego Nozbe. My, dzięki temu mamy pieniądze na aktywny rozwój aplikacji plus utrzymanie serwerów i tego wszystkiego, ludzi i to powoduje, że też można odpowiednio pieniądze planować. Tak, żeby właśnie nawet jeżeli jest gorszy miesiąc, czy gorsza sprzedaż, czy cokolwiek innego, czy pandemia, to można utrzymać firmę, nie? I to jest fajne, także polecam ten model biznesowy, natomiast w tej chwili mamy taką zmianę, która rzeczywiście jest bardzo ryzykowna. Dlatego, że właśnie tutaj, tak jak ci mówiłem, zbudowaliśmy tę aplikację Nozbe Teams. To jest aplikacja dla zespołów i tu odeszliśmy trochę od produktywności osobistej, a skupiliśmy się na produktywności zespołów. Dlatego, że to mnie zaczęło fascynować. Widząc, jak nasza firma funkcjonuje przy dwudziestu paru osobach, jak bardzo potrzebujemy czegoś, co gdzie fajnie, gdzie łatwo się dodaje projekty, łatwo się dodaje zdania. Jest mniejsze skupienie na GTD samym, ale bardziej na komunikacji wewnętrznej w zespole. Mimo wszystko, te nawyki z GTD, trzeba jakoś tak wgrać, ale okazało się, że nie możemy tego zrobić po prostu przez samo ulepszenie obecnego Nozbe, tylko musimy stworzyć coś trochę od zera, co po prostu będzie trochę inaczej działało, nie? I to jest duża zmiana, bo Nozbe Teams jeszcze nam nie ruszyła, jak trzeba, w sensie to jeszcze nie chwyciło tak bardzo. Nozbe osobistą z iPersonal, w tej chwili, po prostu, trzyma się i musieliśmy, jako mała firma na przykład wstrzymać większość prac rozwojowych, w tym Nozbe Personal, w tym momencie, nie? Po to, żeby móc wydać Nozbe Teams i oczywiście już niektórzy się denerwują, dlaczego nie ma nowych funkcji. One będą, spokojnie przygotowujemy, ale nie możemy też robić wszystkiego naraz niestety, więc to jest taka zmiana. Chce trochę ryzykowna, ale uznaliśmy, że Nozbe Personal jest na tyle dobrze rozwiniętą aplikacją, jest na tyle, wiesz już ma 13 lat na rynku, ma wszystkie aplikacje, na wszystkie platformy, łącznie z zegarkiem. Jakby stwierdziliśmy, że aplikacja jest stabilna. Większość ludzi nie potrzebuje co chwila nowości. Przeżyją, a my skupimy się na tej nowej aplikacji, więc dopóki ta nowa aplikacja nie ruszy porządnie i będziemy mogli wtedy lepiej rozplanować tworzenie tej funkcji. To w tej chwili jest taki trochę okres właśnie, kiedy widzimy, że Nozbe – to nasze główne, nie ma takiego wzrostu, jak miało kiedyś, a z kolei to nowe, jeszcze nie ma tego wzrostu, nie? Jest to taki moment, bardzo, ryzykowny powiedzmy sobie. Na szczęście, dzięki temu modelowi biznesowemu się utrzymujemy, więc jest ok. Ale oczywiście ja jestem bardzo niecierpliwy i chciałbym, żeby to już ruszyło, żeby wiedzieć już jak będzie. Plus oczywiście, uczymy się komunikacji do innego trochę segmentu rynku. Tutaj komunikowaliśmy do ludzi, którzy się chcieli zorganizować. Do fanatyków GTD, jakby myśleliśmy konkretnie. Wiedzieliśmy, do kogo go omówimy. Przy aplikacji do koordynacji działań w zespole, no to już jest trochę trudniej. Plus jest duża konkurencja w tej chwili, jest dużo innych aplikacji, które też coś tego oferują, więc no jest ciekawie. No, ale właśnie, ja się nie boję zmian, więc po prostu też uważam, że to nam się uda, no więc zobaczymy czy nam się uda.
No to trzymam kciuki. Rzeczywiście ciekawe, no bo wchodzicie w kategorię, która wydawałoby się, że jest prawdopodobnie bardziej zagospodarowana, niż ta produktywności osobistej. Oczywiście dużo większy tort, ale dużo już bardziej podzielony, tam jakieś base camp`y nie base camp`y to ja pamiętam, że też używałem wtedy, kiedy Nozbe powstawało, to ja już używałem base camp’a, o ile się nie mylę. Bo chyba mniej więcej wtedy się pojawił i nie mówiąc już o innych narzędziach, które gdzieś tam w „korpo” są bardziej używane, czy w większych zespołach, no bo to też jakoś tam działa, więc no ciekawy eksperyment. A ile czasu dajesz sobie na to, żeby zweryfikować czy ten produkt zażarł?
Tylko z tego roku. To znaczy, tylko z tego roku chcę wiedzieć właśnie, że to rzeczywiście chwyciło, a jak nie no to wtedy wejdziemy w plan b, jakby przyszłość planu b, no ale na razie staram się o produkt, żeby go rozwinąć, żeby się nauczyć go sprzedawać i tak jak mówisz. Jest to bardziej zagospodarowany rynek, są Basecampy, Asany, Trello, jest tych aplikacji dużo więcej, ale z drugiej strony jest ciągle też dużo nieużywania, czyli jest ciągle dużo małych firm, małych zespołów, bo to jest jakby nasz główny target, gdzie ciągle używa się e-maila, używa się post it notes, używa się naklejek, używa się czegokolwiek, albo każdy używa własnej aplikacji i potem sobie wysyła jakieś dziwne rzeczy, więc jest ciągle, według mnie jest duży rynek eksploatowania, ciągle nieużywania, nie? Tylko właśnie pytanie jest, czy będziemy w stanie, będziemy umieli im to dobrze sprzedać, będziemy umieli zachęcić do tego, żeby spróbowali innego sposobu komunikacji?
No właśnie, bardzo się spieramy między tym, żeby w zespole rozdzielić komunikację, wiesz… Komunikacja w zespole powinna być we własnej aplikacji, takiej jak Nozbe Teams na przykład, ale poza zespołem, czy tam ciągle maila i tak dalej. Nie ma problemu, ale jednak, żeby zespół komunikował się w ramach jednej aplikacji, gdzie wtedy wiadomo, gdzie są zadania, gdzie są projekty, gdzie są komentarze, gdzie wszystko jest, gdzie są właśnie pliki, żeby to było w innym miejscu, żeby po prostu nie było tego chaosu komunikacyjnego, nie?
A, no ja to w pełni rozumiem. Też lubię rzeczy, które są proste i na przykład praca ze Slackiem, w którym są popodpinane dokumenty z Google Docs. Chociaż zazwyczaj i tak używam tego, nie jest dla mnie wygodna ani w ogóle nie lubię Slacka szczerze mówiąc, w ogóle nie umiem się w nim odnaleźć, mimo to, że jest super successful jeżeli chodzi o komunikator taki wewnętrzny, powiedzmy między pracownikami firmy.
No ciekawa rzecz. A jak to jest, to powiedziałeś wcześniej? À propos zespołu, że zatrudniliście pierwszą osobę, która nie mówi po polsku i takie dwa aspekty tego zagadnienia mnie zaciekawiły. Pierwszy w zasadzie mnie nawet bardziej interesuje, myślę, że jest bardziej uniwersalny. To znaczy, w jaki sposób podjęliście decyzję, żeby jednak przepiąć się na międzynarodową, czy w pełni angielską komunikację wewnątrz firmy i jaki był tego powód? Dlaczego pytam? Dlatego, że w jednej spółce, w której też jestem aktywnie zaangażowany, mamy podobnej wielkości team. Robimy też teraz te międzynarodową sprzedaż i cały czas jeszcze tam zarząd zdecyduje, nie. My jeszcze cały czas trzymamy się, póki możemy, samych Polaków. Nie dlatego, że uważam, że są lepsi, ale żeby uprościć właśnie tę komunikację i trzymać jednak pewne standardy. Żeby nie robić tego kroku, no bo nie dla każdego to jest takie oczywiste jak dla ciebie, jak znasz trzy czy cztery języki biegle to, czy może więcej, to dla ciebie to żadna różnica. Ale nie chodzi o to, żeby równać do tego, kto jest najsilniejszy, ale powiedzmy równać do całego teamu. I tutaj ciekawi mnie ten moment, jak podjęliście decyzję?
To było tak, że ja zacząłem zauważać, że tak ci powiem, Nozbe uruchomiłem w wersji po angielsku, w ogóle, tutaj pozdrowię kolegę Szymona Grabowskiego. To jest kolega, który założył GetResponse. To właśnie on mnie zainspirował, żeby tak zrobić. Zresztą też z Gdyni kolega, więc on mnie zainspirował właśnie, żeby zrobić po angielsku i żeby otworzyć po angielsku. Zwłaszcza kiedy widziałem, że Getting Things Done rozumieją za granicą, więc taki był początek. Ale potem jakby im więcej osób zacząłem zatrudniać, tym bardziej zauważyłem, że jakby kierujemy się bardziej do Polski. Mamy coraz więcej klientów w Polsce, co nas cieszy. Fajnie, ale zaczęliśmy robić się taką jakby bardziej polską firmą i to mnie niepokoiło, dlatego, że widzieliśmy jakby zmiany globalnie, no ale tak właśnie zacząłem myśleć za bardzo lokalnie, nie. I zaczęliśmy zastanawiać się co teraz, co z tym zrobić. I ja pamiętam, że miałem rozmowę z Michałem Sadowskim z brand24. Poprosiłem go tam, żebyśmy sobie pogadali. Bo on zatrudnił kilka osób właśnie, angielskojęzycznych do swojej firmy. Chciałem się go spytać, jak to poszło? W sensie jak to się udało u niego, jak to wyszło u niego. On też, przecież zaczynał sprzedawać 24 lokalnie, a potem wszedł na rynek globalny, więc byłem ciekawy jego doświadczeń. Powiedział mi, że bardzo dobrze. To znaczy, że ludzie rzeczywiście podłapali, że oczywiście musi się uczyć angielskiego. Ale to, że zatrudniliśmy obcokrajowców. To było dobre, nie. To, generalnie powodowało właśnie, że jeszcze myślisz bardziej globalnie. Rok temu, ponad rok temu, to było prawie 2 lata temu. Prawie podjęliśmy decyzję, że zaczynamy powoli władać angielskim, czyli dokumentacja najnowsza, ma być już po angielsku tworzona. Kwestia pisanego angielskiego, część spotkań zaczęliśmy już mieć po angielsku i to niektórym się wydawało pretensjonalne. Polacy sami gadają wszyscy po angielsku. Z drugiej strony pomyślałem sobie kurczę, w filmie, podczas pracy możesz testować, uczyć się angielskiego ekstra! Oczywiście niektóre osoby mogą się tam wstydzić, że ktoś ich wyśmieje, albo coś takiego. I oczywiście, że czasami ktoś powie coś głupiego, albo nie tak jak trzeba. Ale to jest spoko, nigdy nic się takiego nie stało. Próbowaliśmy stworzyć taki klimat, żeby to nie było problemem i zaczęliśmy po prostu mówić angielskim. Ja na przykład raz, przez to, że my zdalnie działamy. Raz w miesiącu nagrywam takiego vloga do zespołu, także jestem właśnie bardzo znanym vlogerem mam 20 kilka subskrybentów. Ich więcej nie ma, bo to jest, tylko dla moich wewnętrznie, do użytku wewnętrznego. Kiedy opowiadam co się u nas dzieje, na czym stoimy, jakie mamy problemy i tak dalej, żeby wszyscy byli, jak to się ładnie mówi on the same page. To już właśnie od dawna, nagrywam po angielsku, zupełnie po angielsku, za każdym razem. I tak po prostu zaczęliśmy powoli cisnąć. U nas ciągle komunikacja na slack’u czy w komentarzach Nozbe. Jest wprowadzona po angielsku, a i czasami po polsku. To nie jest tak, że zmuszamy ludzi, jak ktoś nagrywa po polsku ok, ale często odtwarzamy sobie po angielsku na przykład, żeby zmotywować, żeby jednak było po angielsku rozmowa. My się do tego momentu przygotowywaliśmy. I teraz pierwsza osoba po angielsku, więc musi teraz się ogarnąć i też zmusza ludzi, żebyśmy właśnie gadali więcej po angielsku. Ja myślę, że to jest dobre. Myślę, że to jest fajne. Oprócz tego wprowadziliśmy jeszcze dodatek, w sensie dofinansowujemy naukę angielskiego. Wprowadziliśmy coś takiego, że 200 zł miesięcznie po prostu na angielski jest. Firma stawia. Jak masz, nie wiem lekcje angielskiego, to dwie stówy ci płaci firma, jeżeli ciebie kosztuje więcej, to dopłacasz resztę. I to, żeby nie było wymówek, że nie stać mnie. Nie chcesz wydawać pieniędzy na angielski? To stawia firma, więc możesz. Także ciśnienie w tym kierunku i ja myślę, że jest fajne. Myślę, że to jest dobre. Daje ludziom takie właśnie globalne, dużo bardziej globalne myślenie. Ja to po prostu widzę po naszych właśnie pracownikach wszystkich. Potem w zespole, że jest lepiej. Dzięki temu właśnie teraz jak pojawiła się nowa osoba, która już nie jest Polakiem. I jest ok.
Super naprawdę. Ciekawy wątek. Dzięki, że to tak przedstawiłeś. Temat zupełnie innowacyjny na tle wszystkich rozmów do tej pory. Myślę, że to niezwykle istotne dla wielu firm, które właśnie nie chcą tej polskości. Oczywiście, ona ma dużo pięknych cech, ale jednak pewne globalne myślenie ułatwia tworzenie tego międzynarodowego produktu. W ten sposób możecie zbudować większą dywersyfikację zespołu, więc to jest ekstra. Czy poza tymi vlogami, masz jakąś jeszcze jedną, najlepszą, autorską praktykę, dotyczącą pracy zdalnej? Jako że jesteś magistrem pracy zdalnej, ekspertem, zanim to było modne już 18 lat temu, pisać na ten temat pracę? To powiedz, jaką masz jedną praktykę, którą uważasz, że sprawia, że zespół, który jest rozproszony, trzyma drive i trzyma koncentrację, poza tym, że szef nagrywa vloga? Jaka jest jeszcze taka druga praktyka, którą byś powiedział? Jakbym miał zostawić 2 to bym nagrywał vloga i tę jedną rzecz?
Jestem bardzo dumny z naszego sposobu podejścia do spotkań, bo jest jakieś głupie podejście, wkurzająca dla mnie opinia, że jak się pracuje zdalnie, to zespół nie jest taki kreatywny. Nie ma tych tutaj fluidów między nami, bo nie siedzimy w tym samym pomieszczeniu, nie ma tych, chwilowych pomysłów „bla, bla”, takie naprawdę pierdoły. Sorry, ale po prostu, jak słucham tego, to mi się nóż w kieszeni otwiera. Dlatego, że my mamy tyle pomysłów w Nozbe. Po prostu nie mam gdzie nawet tego spisać. To jest kosmos, co mamy za pomysły. Ale właśnie, mi się podoba sposób, w jaki prowadzimy spotkania. I jak te pomysły są potem wdrażane, więc to pokrótce opowiem. Na przykład mam moje ulubione spotkanie, które lubię dawać jako przykład. Jest spotkanie Design Fight, więc ok. Design fight polega na tym, że sześć osób w zespole, pięć najmądrzejszych osób w firmie i ja, spotyka się razem i kłócimy się odnośnie wyglądu, funkcji i wszystkiego odnośnie designu Nozbe, aplikacji. Zawsze te same sześć osób. Pomysł ukradliśmy z firmy Pixar, tam jest w książce Creative writing. To jest fajnie opisane. Jest to taka jakby rada mędrców. Jak oni przeglądają, na przykład, te screen play’e różnych filmów. Potem jakby dają feedback i tak dalej. To tutaj tak samo, żeśmy wymyśli. Idea jest taka, spotkanie jest co wtorek o godzinie 14:00. Czyli mamy takie spotkanie jutro na przykład o godzinie 14:00. Jest konkretny ten kanał Zoom. Konkretny jakby pokój w Zoomie, w którym to spotkanie ma miejsce. Czyli generalnie nie trzeba decydować kiedy. Wszyscy wiemy, wtorek 14:00 w tym i tym miejscu się spotykamy i te same osoby się spotykamy zawsze. Ale jak to działa? Działa to w ten sposób, że na spotkaniu musi być legenda, czyli musimy mieć konkretne tematy, które będziemy rozkminiać i one są w formie zadań Nozbe Teams, w projekcie Nozbe Design. To są te rzeczy, które będziemy rozkminiać. Ale nie będziemy o nich gadać, jeżeli one nie są przygotowane przez kogo i rozpisane. Do każdego z tych tematów musi być dokument i on musi powstać do końca poniedziałku do popołudnia. Do poniedziałku do końca dnia, muszą być przygotowane dokumenty wpisujące funkcje, które chcemy omówić. To spisujemy w aplikację Dropbox Paper. To jest taka aplikacja do pisania i komentowania paragrafów, tak samo jak Google Docs mniej więcej. I to musi być spisane. Jeżeli jakiś temat nie jest spisany, nie będzie on omówiony na spotkaniu. To jest jakby raz. Dwa – jeżeli nie mamy tematów przygotowanych i żadnego rozpisanego planu, spotkanie się nie odbywa. Jest anulowane, bo nie mamy o czym gadać. I co więcej, wtorek rano wszystkie te sześć osób, siada do tych dokumentów i otwiera je. Czyta te dokumenty, komentuje od razu pewne rzeczy i tak dalej. Odbywa się takie spotkanie, przed spotkaniem, że wszyscy asynchronicznie. Każdy w swoim domu przegląda, myśli nad tym, wiesz, czyta spokojnie, poświęca czas, żeby jak ktoś przygotował dokument, to on go czyta, przygląda się, myśli, daje swój feedback, daje swoje komentarze. To powoduje, że na samym spotkaniu, jak już do tego spotkania dojdzie, nie ma osoby, która nie przedstawia temat. Wszyscy już przeczytali, więc spoko. Teraz kłócimy się o konkretne rzeczy, ok czy tu powinno być to czy, może jednak nie, czy to ten, jakby… bo wszyscy wiedzą, o czym jest rozmowa. Wszyscy już są przygotowani, nie? Także skupiamy się na tym, poświęcamy te dwie godziny spotkania, przeważnie dwie godziny. I potem jesteśmy zmęczeni. Dwie godziny tego spotkania jest właśnie już kłótnia. W sensie taka wiesz, pozytywna. Feedback i już takie. Konkretnie na podstawie tych rzeczy, które wszyscy przygotowali. Unikamy brainstorming’u. To nie jest brainstorming. Ktoś tłumaczy niuans, dlaczego coś, bo chciałby tak, a ktoś inny tłumaczy, czemu mu to nie pasuje, albo pasuje, albo jak to wygląda. I po spotkaniu, spisujemy podsumowanie tego spotkania dla całego zespołu. Tak, żeby wszyscy w zespole wiedzieli, o czym ta szóstka gadała, jakie tematy rozkminiła, co poszło do przodu. I jest takie krótkie podsumowanie. Oczywiście są w agendzie, w komentarzu jest podsumowanie, o czym gadaliśmy. To się wydaje bardzo nudno i bardzo takie ten, że tyle podsumowań. Tyle rzeczy i agenda i przygotowane wcześniej, ale dzięki temu spotkanie jest mega kreatywne. Wszyscy mieli czas, żeby się z tematem zaznajomić, żeby się przygotować, nie ma takiego, wiesz, że pójdziesz na spotkanie, kto przedstawia jakiś zupełnie nowy koncept. I ty masz w ciągu 5 sekund wymyślić jakiś genialny feedback, nie ? Po prostu nagle cię strzeliło i teraz powiesz coś bardzo mądrego. Ja taki genialny nie jestem wbrew pozorom, więc to powoduje, że ja nie wiem. Nie jestem mistrzem szybkiej riposty, więc potrzebuję czasu, żeby się przygotować, przemyśleć jakiś temat. Właśnie, że my wiemy kiedy spotkanie jest, wiemy, jakie mamy tematy, to nam daje czas. Na przykład dzisiaj nagrywamy to w poniedziałek, tę naszą rozmowę z tobą. Po tej rozmowie sprawdzę, czy spotkanie jutro się odbędzie. Bo ja po rozmowie z tobą, dzisiaj zobaczę czy będziemy mieli tematy na jutro, bo może być tak, że nie będziemy mieli. Wtedy spotkanie jest odwołane. Ten sposób tworzenie spotkania, że spotkanie jest rekurencyjne, powtarzające się, są te same osoby i jest odpowiednia formuła przygotowania agendy. Wszyscy są przygotowani na spotkanie, jest genialne, bo to powoduje, że nasze spotkania są efektywne, są fajne, kreatywne. To powoduje, że każda osoba, która przygotowuje punkt agendy, jest za niego odpowiedzialna, bo poświęca czas na to, żeby przygotować porządny dokument. Porządny w sensie merytorycznym, a nie w sensie wyglądu i według mnie, dzięki temu jestem w stanie w ogóle fajne rzeczy, rozkminić w Nozbe. Dlatego że właśnie tak do tego podchodzimy. Robione jest to przez Zoom i widzimy się wszyscy na wideo. Nie przeszkadza, jak śmiejemy się, wygłupiamy się, kłócimy się, wkurzamy się. Te wszystkie emocje są, musimy być w jednym pomieszczeniu, żeby te emocje były. I często jest tak, że wiesz… Uwierz mi, że jak przygotowuję coś, to bardzo w to wierzę, jest fajne. Potem te pięć osób mówi mi, że Michał to był głupi pomysł. Pokazują mi, dlaczego to był głupi pomysł. I rzeczywiście się ze mną. Macie rację, to był głupi pomysł i spada i odchodzi. Według mnie ten sposób tworzenia spotkań, prowadzenia spotkań i to, że my to robimy zdalnie i spotkania są bardzo dobre i bardzo efektywne, to jest coś, co jest mega ważne.
À propos osobistej produktywności. Powiedziałeś, że jest tyle osób, które nie używają tych narzędzi, że to może bardzo pomóc. I w teorii to wszystko brzmi super. Ja na przykład, i jak sam powiedziałeś w dodatku, że jesteś osobą źle zorganizowaną. Co mnie oczywiście bardzo zainspirowało. Brzmi to jak dobre hasło marketingowe. Równocześnie przychodzi mi do głowy, nie kto inny tylko osoba, którą najczęściej widzę w lustrze, czyli ja sam. I wtedy myślę sobie dokładnie, o tym samym aspekcie. Ja uważam, że w pewnym sensie też jestem źle zorganizowany, ale to nie dlatego, że nie umiem się zorganizować. Tylko dlatego, że jak tworzę coś kreatywnego to po prostu deadline i struktury mnie mega zniechęcają, tak? Jedyne rzeczy, które dobrze mi idą w rytmie, to nie wiem, jak wpisany trening co tydzień o tej samej porze, czy w jakiejś dni. To po prostu go robię, tak? Kiedy mam zobowiązania wobec innych, ale moje zobowiązania wobec samego siebie, wychodzą mi raczej słabo. Jeżeli miałbym korzystać z takiej aplikacji, a przeczytałem to GTD. Wiesz kiedy przeczytałem to GTD? Jak poznaliśmy się w 2007 roku na jakimś spotkaniu tym boot camp’owym. I wtedy coś mówiłeś, ja kupiłem wtedy GTD i zapamiętałem z tego dwie rzeczy. Z jednej korzystam, korzystam z Zero Email Inbox i to od tamtej pory to jest mój sposób zarządzania czasem. Jeżeli chodzi o to, że kupiłem sobie drukareczkę do naklejania label’ i dzielenia na te… Dla mnie ten proces był zbyt skomplikowany, miałem poczucie: „Rety to jest jakieś uwiązanie człowieka kreatywnego. To wymaga takiego wysokiego poziomu, zobowiązania wobec samego siebie”. Jak mówię, wobec innych zobowiązania są łatwe, ale te zobowiązania wobec innych ogarniam sobie w Google Calendar i w e-mailu.
Powiedz mi w takim razie, jakąś złotą radę dla takiego człowieka kreatywnego, który nie lubi być związany i ma trudności z tym, żeby budować twarde zobowiązania, wobec siebie samego, bo go to od razu w pewien sposób zniechęca i nudzi. W jaki sposób wejść w ten „kaganiec” narzędzia, które pozwoli mi lepiej się zorganizować?
Kilka rzeczy mogę powiedzieć, ale zacznijmy od tego, że rzeczą, która to dla mnie była najważniejsza w Getting Things Done i to jest to, co teraz tak samo w Nozbe Teams, próbujemy ludziom wbić do głowy, żeby właśnie ludzie nie wbijali sobie dużo rzeczy do głowy. Czyli żeby zapisywali rzeczy w jakim systemie, w jakiś sposób, nie. Jeżeli masz pomysł… I jest też takie fajne dla przedsiębiorców. Dla osób takich jak my, którzy wiesz, mają dużo pomysłów i tak dalej. Jak mam jakiś fajny pomysł to daje sobie czas, daję sobie nawet, nie wiem, godzinę najbliższą. Ten pomysł opracuję. Czy to jest pomysł na jakąś następną aplikację… Po prostu wpadł mi pomysł. Coś wyczytałem i tak dalej. Ja sobie to spisuję i potem odstawiam na półkę, ale dzięki temu mój kreatywny pomysł gdzieś został, wiesz umieszczony. I tak samo jest ze wszystkim. Ja, tak jak mówię mam wielki chaos, ale nie miałem problemu, żeby być dzisiaj tutaj na tą 16:00 z tobą porozmawiać, bo, miałem to wszystko właśnie ustawione. Wiedziałem kiedy mam na to czas. I na przykład teraz z doświadczenia, staram się dawać sobie trochę więcej czasu na każdą czynność. Właśnie nie pięć minut, tylko dużo więcej. Na przykład, właśnie teraz przed samym spotkaniem z tobą, miałem pilny temat, któryś musiałem rozkminić i wiedziałem, że ok jest 15:30, do spotkania mam jeszcze pół godziny. Mam czas, żeby ten jeden temat zacząć. I go zacząłem, dokończę go jutro, ale zacząłem go i fajnie, bo wszedłem w rytm. Napisałem dużo. Potem już widziałem, że koniec. Spotkanie z tobą. Mnie się wydaje i mi się podoba, że wiem, jaki mam blok czasowy do zagospodarowania i daję sobie przestrzeń, na to, żeby to zrobić. Żeby ci podpowiedzieć coś jeszcze takiego naprawdę fajnego, to w tym roku wpadłem na taki pomysł po przeczytaniu książki Essentialist Grammar. Jak miałem taki problem w zeszłym roku i w ogóle w poprzednich. Począwszy od tego pytania, do którego nawiązałeś. Miałem taki problem, że miałem pewne projekty albo pewne tematy, które wymagały więcej niż kilku godzin pracy. Nie mogłem nic w swój kalendarz wbić co dzisiaj w sensie, bo ciągle miałem, to spotkanie z tobą, to spotkanie z kimś innym. To spotkanie coś tam, to spotkanie z dyrektorami i byłem ciągle rozchwytywany. Tak jak mówisz in box zero, wszystko fajnie, innym dawałem rzeczy. Nie miałem czasu, żeby te projekty, nad którymi ja chciałem usiąść, rozpracować. Wymyśliłem taki koncept, który nazwałem, ukradłem nazwę z godzin pracy mojej żony. Moja żona mówi, że: „jak w robocie to core hours”. Godziny, kiedy ona musi być w pracy. Elastyczny czas pracy, ale core hours kiedy musi być. Ja wyślę do tego core hours, podlinkujemy potem w tych odcinkach, w tym moim podcaście. Po angielsku z Radkiem to ten koncept omawiam tak, żeby ktoś chciał posłuchać całego tego konceptu. To zapraszam tam. Ale generalnie core polega na tym: ja w piątek mam listy tematów, którymi chciałby się zająć. Chciałbym porozkminiać, które wiem, że są dłuższe niż godzinę, dwie pracy. Ja sobie tę listę tematów mam. Trzymam właśnie i w piątek robię przegląd tygodnia. To decyduje sobie, okej zajmę się teraz tym tematem. To jest, na przykład Nozbe właśnie opracowuje wizję produktu Nozbe Teams, którą chcę też potem umieścić na stronie internetowej. W różnych rzeczach ja się przygotowuje. To ona ma w ramach tych moich core hours. I robię coś takiego, że mam w kalendarzu zablokowane znowu o tej samej godzinie przez cały tydzień od poniedziałku do czwartku. Dwie godziny w poniedziałek od 12:00 do 14:00 wtorek 12:00- 14:00 środa. Wcześniej to miałem od 10:00 do 12:00, w tej chwili mam od 12:00 do 14:00. Dlatego bo robię homeschooling z dzieciakami – pandemia, ale dworzec Tomasza w tej chwili to jest dwie godziny dziennie. Daje sobie czas, że podczas tych dwóch godzin dziennie to spotkanie sam ze sobą w sensie i pracuję nad tym tematem. Wyłączam powiadomienia, nie odpisuję na task’i prostu siedzę nad tym. To daje mi tę przestrzeń na myślenie. Na to, żeby tym tematem rzeczywiście zajął, więc tak w poniedziałek dopiero rozgrzewka. Przygotowuje sobie jakieś materiały, przygotowuje sobie jakieś rzeczy i tak dalej po dwóch godzinach w poniedziałek zapisuje pierwsze wnioski. Główka pracuje. Na wtorek jestem gotowy, żeby ten temat podjąć i ruszyć dalej i we wtorek znowu bez pudła 12:00 do 14:00. Pracuję nad tym i znowu wtedy, patrzę sobie w poniedziałek. Zaczynam dalej pracować nad tym, znowu. Środa to samo z 12:00-14:00. W czwartek 12:00-14:00. Mi to strasznie pomogło ta przewidywalność. Wiem, że w tych godzinach robię core hours. To są moje główne, wiem kiedy jakim tematem mam się zająć i mam tę przestrzeń na myślenie. To mnie nauczyło takiej fajnego wyciszenia się i pracy rzeczywiście w skupieniu. W tamtym roku zacząłem to robić. Po prostu magia. Tematy, które tutaj mi wisiały, a którymi chciałem się zająć, że robi się dobrze. Plus tematy nowe, które powstawały. Zacząłem je rozkminiać dużo lepiej, właśnie dzięki temu, że wiedziałem, że mam 8 godzin w sensie od poniedziałku do czwartku, po dwie godziny dziennie minimum na to. No oczywiście były takie dni na przykład czwartek. W czwartek widziałem, że mi świetnie idzie i te dwie godziny już minęły, ale ja jeszcze potrzebuję i jeszcze byłem tak zajarany, że po prostu cisnąłem dalej. Na przykład jak nie miałem żadnego spotkania, to po prostu robiłem dalej. Także polecam takie coś, polecam takie podejście. Szczególnie właśnie jak chcesz zająć się takimi rzeczami, które wiesz, że ty musisz się nimi zająć, a ciągle nie masz czasu, bo ciągle ci go ludzie zabierają. Ja wtedy wiesz, też wszystkie spotkania w firmie tak przestawiłem i spotkałem się z osobami innymi, spoza firmy, że między 12:00-14:00 nie ma bata, jak jest do dyspozycji, to jest tylko dla mnie, nie. Oczywiście, nie każdy może sobie na coś takiego pozwolić, ale polecam spróbować. Dlatego, że to jest super, jak ja na przykład opracowaliśmy Nozbe Team, kwestia upgrade, downgrade, konta jak powinien wyglądać, wpadliśmy na coś zupełnie dużo lepszego, niż mają konkurenci, niż mają inne tego typu aplikacje. Właśnie dzięki temu, że miałem na to cały tydzień i to był tydzień, kiedy właśnie przeglądałem, jak to robią inni, przeglądałem, jak to robiliśmy poprzednio. Zacząłem obliczać, ale miałem czas, miałem te dwie godziny dziennie, które są na ten temat przynajmniej. Także nie wiem, czy to odpowiada na twoje pytanie, ale taka moja taki…
Nie. Kupuję tę koncepcję, bardzo fajne, dzięki. Na pewno na dużą część tematów to odpowiada. Mam takie doświadczenie rzeczywiście, że nie zawsze też można wszystko dźwignąć naraz, chociaż fajnie dźwigać naraz. Ale są rzeczy, które przerastają możliwości. I albo się je dźwignie, ale mają wtedy kiepską jakość jednak, bo czas też działa na naszą korzyść. Ostatnio pisałem taki artykuł dla jednego z banków, z którym gdzieś tam współpracuje. Coś tam pisałem i po prostu na początku nie mogłem się zabrać, ale napisałem fragment. Potem przeczytałem jeszcze raz i zobaczyłem, jaka jest wartość tego, że nie walnąłem go naraz, ale wracałem i on się stawał coraz bardziej doskonały, coraz bardziej esencjonalny. Myślę, że wyszedł bardzo fajnie i to jest to poczucie pracy rozbudowanej, ale ta idea z konkretnymi godzinami to przetestuję także. Bardzo fajny. No to powiedz. Czy jak tyle czasu zajmujesz się tą aplikacją, nigdy nie miałaś takiej chwili zwątpienia, znudzenia, że: „rety ja się ciągle zajmuje tą produktywnością”, przecież produktywność, życie to nie tylko produktywność, życie to też przypadkowe doświadczenia? Życie to też serendipity? To są różne historie, których nie przewidzieliśmy. Jak ty się tak zamarynowałeś w tym świecie produktywnością. Czy miałeś moment, w którym zastanawiałaś się, czy już do końca życia będziesz szlifował tę piłę, czy tam ostrzył tę piłę? Dokładnie, no wiesz co.
Po pierwsze im dalej w las, tym więcej drzew, więc im dalej to rozwijam, tym bardziej widzę, co jeszcze możemy zrobić. Ja już widzę kilka lat do przodu, co jeszcze w Nozbe można by było zrobić lepiej, ulepszyć i co mogłoby ludziom dużo bardziej pomóc. To jest jedna rzecz, więc to mnie jara ciągle, że możemy jeszcze zrobić rzeczy, które są dużo lepsze. Nie wyczerpali tematu pomimo już od 13 lat to samo niby. Plus, tak samym sprzętem mówi się na początku tej rozmowy, że jest ciągła zmiana w technologii, więc to powoduje, że jest ciągła zmiana. To nie jest tak, że ciągle to samo „say, say” to się ciągle zmienia. Więc to jest super. To na pewno, powoduje, że wiesz, że jeszcze tyle osób, jakby o tym w ogóle nie wiedziało. Dla nich to wszystko jest nowe. To, co dla mnie jest mega oczywiste, dla nich jest jeszcze nowe, więc ja widzę, ile jeszcze jest tej ewangelizacji do zrobienia. Jest super i teraz podczas tej pandemii zauważyłem, jak dobrze jest tę piłę mieć naostrzoną. Bo jak nagle masz właśnie sytuację, kiedy ja też właśnie mam trójkę dzieci, więc nagle dwójka z nich jest w szkole. Musiałem im robić homeschooling, więc musiałem z nimi siedzieć. Na przykład musiałem zmienić swój kochany grafik, żeby właśnie dostosować się do dzieciaków i móc z nimi spędzić czas. No niestety, nauczyciele dali trochę ciała, mówiąc brzydko w kontekście nauki zdalnej. Ja musiałem trochę stanąć na wysokości zadania. W założeniach wtedy przydawało mi się to, że ja wiedziałem, że jak mam godzin, na przykład na pracę, to wiedziałem dokładnie, co muszę zrobić i że mam tylko tę godzinę. Te moje nawyki wcześniej nauczone i wyrobione latami, teraz mi służą. Wiem, wiesz okej jak bym sobie i tak jak powiedziałeś jeszcze bardziej esencjonalne. Widziałam, okej mam teraz z tych trzech rzeczy do zrobienia, mogę zrobić tylko te dwie. Wiem, na więcej nie starczy mi czasu, więc okej te dwie robię i idę dalej. I także mi tutaj daje taką satysfakcję, w ogóle właśnie produktywność. To nie jest to, żeby jak najwięcej zrobić, jak najszybciej i tak dalej. To jest tak, jak sam powiedziałeś kwestia jakości pracy, więc produktywność to jest to, żeby nie przechrzaniać czasu. Jak już masz tę ilość godzin pracy, to spędź je jak najbardziej efektywnie. Po to, żeby potem o nim nie myśleć. Po prostu pracuj sześć godzin dziennie albo 7 godzin dziennie, ale tak, że to są godziny, które naprawdę się liczą. Dlatego ja między innymi polecam ludziom, żeby czas pracy był elastyczny. Na przykład, żeby właśnie w połowie dnia. Ja lubię pójść, się przebiec. Popracuję kilka godzin, czuję, że jestem już zmęczony. Nie jestem tak efektywny, jak bym chciał być. Idę się przebiec, a potem wracam i dokańczam robotę, a potem spędzam cały czas z dzieciakami. I to jest ta efektywność. Ja mam czas na bieganie na moje sporty. Uprawiam triathlon, więc tym bardziej, to jest dla mnie bardzo fajne. Mam na to czas, a oprócz tego ja mam czas dla moich dzieciaków, dla mojej żony, dla życia towarzyskiego. Ja nie pracuje 12 godzin dziennie mega efektywnie i potem lecę na pysk prosto na łóżko. Spędzam te siedem, osiem godzin w pracy. Oprócz tego przewijam jeszcze w międzyczasie, robię jakiś sport, a potem spędzam czas z dzieciakami, spędzam z żoną, czy spędzam czas ze znajomymi i to jest według mnie jakość życia, nie? Właśnie, że jest ten czas, na moją pracę, na to, co mnie rzeczywiście pasjonuje. Z drugiej strony jest czas na to, żeby spędzić czas z bliskimi. Także to jest kwintesencja, tego wszystkiego myślę.
A jeżeli chodzi o wchodzenie w interakcje ze światem zewnętrznym? Odwołam się do różnych doświadczeń z firmami, które tworzą tak silny świat wewnętrzny, że czasem po prostu nie kontaktują się ze światem zewnętrznym. Tak tutaj, w tym przypadku nie jest. Ciekawy jestem, jak wy działacie ze światem zewnętrznym? Przez co, to mam na myśli, nie klientów, ale inne podmioty biznesowe, na przykład inwestorów, czy doradców, czy inne źródła, które pozwalają wam lepiej zrozumieć świat biznesu, korzystać z takich zewnętrznych zasobów. Czy używacie tego typu działań? Wspomniałeś tu o takich spontanicznych rozmowach czy z Michałem Sadowskim, pewnie z innymi osobami, więc rozumiem, że to jest jakiś format synchronizacji, który stosujesz, umawiając się z konkretnymi osobami na spotkania. Czy jeszcze jakieś macie inne modele wchodzenia w interakcje ze światem biznesu, żeby perspektywy do samych siebie?
Okej wchodzi kolejny temat. Bardzo fajnie. Więc kilka lat temu zauważyłem, że przez to, że mamy świetny dział wsparcia klienta, jestem tak średnio aktywny na mediach społecznościowych na Twitterze, ale tam na Facebooku w tej chwili w ogóle, czy na Instagramie. W tej chwili w ogóle zostawiłem na razie te tematy. To znaczy, zauważyłem, że ja zaczynam być trochę oderwany od moich klientów. W sensie, że wiesz, nie mam takiego kontaktu z klientami, jaki miałem kiedyś. Kiedyś, jak zaczynałem Nozbe, to byłem „one man shop”. Robiłem wszystko, pisałem maile i tak dalej i rozumiałem też te problemy wsparcia klienta. To, że ludzie się skarżą. Tu nagle okazało się, że zacząłem być oderwany od tego wszystkiego. I to mnie wkurzało mówię kurcze nie może być tak, że szef firmy jest oderwany od klientów od rzeczywistości, więc zacząłem kombinować. Co zrobić, czy może nie wiem też czasami robić wsparcie klienta? Próbowałem. To mi nie wyszło. Jakoś tak nie potrafiliśmy znaleźć recepty. Wpadłem na pomysł, że: „chwila, czemu właśnie z klientami nie pogadać”? Oczywiście mając siedemset tysięcy użytkowników to trochę ciężko tak z każdym pogadać, nie? Ale wymyśliłem z działem wsparcia klienta: „słuchajcie, jak jest fajny klient albo jest taki klient, który jest większy troszeczkę, albo taki klient, który nam bardziej pasuje w tym momencie, na przykład tego typu, to zaproś ich na rozmowę ze mną” i wtedy dlatego nie z nimi jak tobie zresztą tobie też przesłałem. Ten taki link w aplikacji Calendly. Ja po prostu wygospodarowałem sobie czas, wtedy to był wtorek i czwartek. To jest czas mój na rozmowy z klientami. Tego linka Calendly dałem po prostu moim mojemu działowi wsparcia klienta. Powiedziałem: „słuchajcie, jeżeli ktoś się taki właśnie fajny znajdzie, ktoś ten, to powiedzcie, że Michał chętnie z wami porozmawia”. Okazało się, że dla użytkowników to było fajne, że będą gadać z szefem firmy. Nagle CEO Nozbe chce z nimi gadać. A dla mnie było super, bo mogłem rzeczywiście z nimi rozmawiać. I często było tak, że zadawałem pytania przed spotkaniem. Ja te spotkania robię już od właśnie, nie wiem od dwóch, trzech lat chyba, to klienci są zachwyceni, bo właśnie możemy porozmawiać. Ja jestem zachwycony, bo się podpytuje ich o ich biznes. O to, czym się zajmują. Poznaję takie branże, nie wiedziałem, że te branże korzystają z Nozbe. To jest coś dla mnie niesamowitego. Nagle producenci czegoś tam. Jest w ogóle taki producent, który zajmuje się przerabianiem autobusów w domy na kółkach. Różne po prostu mega ciekawe biznesy, ciekawi ludzie, których właśnie łączy to, że chcą lepiej się zorganizować. Lepiej działać, więc fajne jest to, że ustawiłem sobie, wygospodarowałem ten czas 2 razy w tygodniu. Mam ten czas. I co więcej, cisnę u nas we wsparciu klienta. Ja chcę mieć te sloty zapełnione. Chciałbym co tydzień gadać z klientami. Jak jest jakiś tydzień, kiedy nie gadam z klientem, to zaczynam pisać agresywne wiadomości do wsparcia klienta, do moich ludzi i mówię: „słuchajcie, jak to nie ma żadnej rozmowy ze mną?”. To jest taki sposób, że mam większy kontakt z klientem. Oni też mi się skarżą, opowiadają o jakiś rzeczach, które nie działają dobrze, albo chcieliby jakąś funkcję, której nie mamy i dostaje taki feedback od nich. Muszę sobie z tym radzić, więc to jest fajne. W tej chwili, na przykład właśnie teraz, przy Nozbe Teams, jak teraz wprowadziliśmy. To z kolei przez pierwsze trzydzieści czy pięćdziesiąt klientów jeszcze zobaczymy, przy jakiej liczbie to zostaniemy, którzy zapłacili za Nozbe Teams już. To z kolei im oferuje osobisty onboarding. Po prostu z nimi przejrzę przez Nozbe Teams, im pokażę, jak to działa. Jeszcze raz przyjmę ich pytania, więc taki sposób według mnie uważam, jest fajny. Uważam, że wielu szefów firmy powinno coś takiego zrobić. Zorganizować czas na rozmowy z klientem i oczywiście będą klienci, których tam wybierałem, ale to jest fajne i naprawdę ludzie cieszą się, że mogą porozmawiać z szefem firmy. Szef firmy powinien móc rozmawiać z klientem i być na tym samym poziomie i wiedzieć po prostu, jakie ma problemy, z jakimi rzeczami się zmaga. Bo podczas tych rozmów często wychodzą właśnie takie rzeczy, o których nie wiedziałem, że tak mamy albo nie wiedziałem, że tak akurat robimy albo nie wiedziałem, że to go dotknęło, bo myślałem, że to już żeśmy rozwiązali. Okazało się, że jeszcze nie. Fajnie to działa. Mi się wydaje, że jest to fajny sposób na komunikację z klientami.
Super. Bardzo fajnie, bardzo rzeczywiście ciekawe, ciekawy sposób i widzę, że już poznałem bardzo dużą część twojego kalendarza też. Bo już wiem, co robisz tak naprawdę, czym się zajmujesz. A powiedz, skąd wziąłeś się w Hiszpanii, bo przed rozpoczęciem nagrania wyjawiłeś, że jesteś w Alicante. I rozmawialiśmy o tym, że pośrednio jesteśmy czasem sąsiadami. Czy to jest jakiś stan permanentny w twoim życiu? Jak to się w ogóle wydarzyło?
Znaczy, wiesz co, to wynika z tego, że ja byłem na Erasmusie w Hiszpanii, wylądowałem w Walencji na studiach. Tam nauczyłem się hiszpańskiego, więc Hiszpania zawsze była właśnie bliska mojemu sercu. Potem jednym z moich klientów to był klient z Madrytu, z którym mam dobry kontakt. Ja przemieszczam się między Polską a Hiszpanią, między Gdynią właśnie a tutaj. I po prostu no lubię ładną pogodę. Chodzi mi bardziej o to ciepło, bo to ciepło nie tak bardzo. Chodzi o to, że brak chmur. W Polsce jest zdecydowanie za dużo chmur. Uważam, że to zachmurzone niebo w Polsce jest wkurzające i szare i niefajne. Jeżeli mam możliwość to cieszę się, że tu mogę być. Teraz te loty najbardziej ulubioną linią światową, czyli Ryanair są dostępne, przystępne i powodują, że można właśnie tak trochę żyć między jednym a drugim krajem. Polecam wszystkim latanie i tak dalej, bo naprawdę w tej chwili Europa jest dużo bliżej, niż nam się wydaje. W sensie te kraje wszystkie, dzięki tym właśnie tanim lotom. W tej chwili oczywiście jest pandemia, więc gorzej z tym lataniem. Mówiliśmy o tym, że teraz trochę nie można na tym polegać, nie wiadomo co będzie. Nie wiadomo jak pandemia się rozwinie. W tej chwili trochę już zostałem tutaj, ale tak normalnie to się przemieszczałem bardzo dużo między Polską a Hiszpanią. To są tylko 3 godziny lotu. Po prostu powodowało, że nagle zmieniasz zupełnie klimat i zupełnie zmieniasz miejsce. Jak moje życie jest rozdzielone między te dwa kraje i to jest fajne.
No super. No ja jestem w bardzo podobnej sytuacji. Ciekawe to, co powiedziałeś o chmurach, bo dokładnie przedwczoraj znowu ktoś mnie pytał, dlaczego wy siedzicie w tej Hiszpanii ? Jaka tam jest temperatura w zimie? I dokładnie powiedziałem mu to samo, że temperatura temperaturą. Wiadomo, że jest wyższa niż w Polsce, ale niesamowite jest to słońce i to po prostu jasne niebo i to, że wsiadasz na rower i po prostu jedziesz. Jest luty a po lewej stronie cytryny po prawej pomarańcze i jazda nie? To jest po prostu, nie da się tego opowiedzieć. Jest to super doświadczenie. A co robisz ty? Powiedziałeś, że jesteś triathlonistą, więc w zasadzie nie masz wolnego czasu, ale zastanawiam się, co robisz, kiedy nie jedziesz na rowerze, nie biegniesz, nie płyniesz i nie pracujesz?
No to spędzam czas z dzieciakami i z rodziną. Lubimy też podróżować. Moja żona bardzo też lubi podróżować też zna języki, więc my lubimy dużo podróżować. Próbujemy, to wszczepić w dzieciaki. Często bardzo aktywnie organizujemy urlopy. No właśnie przemieszczamy się między dwoma krajami, więc my generalnie dużo podróżujemy. Mi się wydaje, że to jest to. Oprócz tego po prostu lubię oglądać dobre seriale z żoną, więc to też.
To poleć coś.
O jejku. Wiesz co, my oglądamy… A właśnie ostatnio oglądamy seriale bardzo pozytywne. To znaczy, w sensie, nie oglądamy seriali akcji, czy jakiś tam, gdzie zabijają i tak dalej. Bo ostatnio przez tę pandemię stwierdziliśmy, że musimy oglądać coś pozytywnego i fajnego. Wbrew pozorom przyznam się, tutaj przede wszystkim bardzo lubię serial Gilmore Girls, czyli Kochane kłopoty, to na polski jest tłumaczone. Jest to serial bardzo fajny o matce i córce w Stanach, w takim stanie Connecticut. Serial bardzo fajnie obrazujący w ogóle relacje w Stanach między tą klasą wyższą, klasą średnią, zwykłymi ludźmi. Jednocześnie różne problemy z tym związane i w ogóle bardzo fajnie obrazujący. Taki jakby normalne Stany, w sensie takie, jakie są. I no bardzo fajny serial, to wtedy się odejmie plus bardzo pozytywny. Główni bohaterzy gadają tak samo dużo jak ja, czyli to pasuje mi. Gadam tak samo szybko jak tam, to tym bardziej mi pasuje, więc generalnie fajny serial. Próbujemy z żoną ostatnio po sylwestrze oglądać, żeby po prostu się nie dobijać.
Ogólnie to z psychologicznego punktu widzenia ma bardzo duże uzasadnienie dlatego, że nasz mózg nie do końca odróżnia, to co jest prawdą, a co jest doświadczeniem ekranowym. W związku z tym ja nie oglądam rzeczy, które są smutne lub straszne, bo to generuje dodatkową warstwę stresu i nigdy nie potrafię zrozumieć ludzi, którzy oglądają horrory. Zawsze wydawało mi się to po prostu, że po co się stresować niepotrzebnie, jak życie jest takie fajne, bo tylko utwierdza nas w jakimś takim negatywnym stereotypowym myśleniu, że zaraz wiesz, zza rogu wyskoczy jakaś pandemia z nożem i nam tam coś wbije, albo jakieś tam inne rzeczy, kiedy świat de facto jest taki fajny. Także to wiesz, że to niebo jest bez chmur, jednak w dużym stopniu.
Wiesz co i to podejście trochę Polaków. Myśmy zrzędy Polacy, zrzędzimy strasznie i w ogóle i narzekamy i myślimy: „wszyscy chcą nas oszukać”. I to było dla mnie niesamowite doświadczenie w Nozbe. Jak zacząłem sprzedawać Nozbe, w pierwszych latach właśnie i tylko na rynek amerykański i zauważyłem: „jejku, większość osób jest naprawdę uczciwa i nie chce mnie oszukać”. Tam jakiś kilka osób, kilka niefajnych klientów i tak dalej, ale okazało się, że większość moich klientów, większość ludzi, to są uczciwi ludzie i fajni ludzie. I rozumieją, jak tam coś przez chwilę nie działa. To jest mega. To mnie tak wiesz, jako Polaka, to mnie tak fajnie zdziwiło, że wow. Ludzie są fajni.
No dokładnie wiesz co, ja nigdy nie uwierzyłem w tę tezę, że zawsze jestem chyba naiwnym idealistą i zawsze wierzyłem w to, że ludzie są po prostu dobrzy. Nawet akurat dzisiaj udzielałem wywiadu do innego podcastu i tam Maciej zapytał mnie dlaczego? Skąd we mnie taka otwartość? I nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, może to, że kiedyś jako dziecko przez rok mieszkam w Stanach, jak byłem bardzo mały i to mnie gdzieś tam ukształtowało, ale ja w ogóle nie kupuje tej hipotezy patrzenia, że ludzie chcą cię oszukać. Ja nie wiem w ogóle, skąd to się bierze, ja takich ludzi nie spotykam może przynajmniej na razie. A to strasznie zmniejsza jakość życia. No bo jeżeli jesteś cały czas w nastawieniu takim, że zaraz zza węgła nadleci jakiś pociski i trafi cię w czoło, no to trudno się wyprostować, odetchnąć pełną piersią wiesz, czerpać z tego co jest przed tobą.
Tak i wiesz co, wtedy też ty też gorzej w ogóle, przyjmujesz. Właśnie tutaj mówisz otwarty na nowe możliwości, bo zawsze się boi, że tam jest drugie dno, które cię tam nie wiadomo co tobie zrobi i tak samo w ogóle. Ja zawsze to tłumaczę przedsiębiorcom, to przy okazji tutaj może na łamach tutaj podcastu też to powtórzę, że to jest też powód, dla którego niektóre biznesy się udają niektóre nie na przykład. Kolejną rzeczą, którą według mnie zrobiliśmy dobrze, to jest to, że ja wierze w ten produkt. Ja lubię ten produkt. Ja lubię to rozwijać. Wcześniejsze moje pomysły na startupy to były pomysły, które było bardziej motywowane chęcią zysku, niż chęcią zrobienia czegoś fajnego. To nie były głupie pomysły, ale tam główną motywacją było jednak, że chce się szybko dorobić, chcę szybko sobie zrobić, coś fajnego, co mi przynieś jakąś tam kasę. W Nozbe tak nie było, w Nozbe wypuściłem od niechcenia już samemu i nie potrzebowałem tego wypuszczać. Jakby wypuściłem, bo widziałem, że komuś może pomóc i dzięki temu jakkolwiek problemy były w Nozbe, jakiekolwiek były sytuacje złe, to ja potrafiłem szukać rozwiązania tego problemu, a nie się stresować, że już jest koniec świata. Prosty przykład, w tym momencie mam z tobą wywiad, my sobie gadamy i jest bardzo sympatycznie a w tym momencie bank, który wspiera płatności Nozbe, właśnie zbankrutował i w tej chwili rozwiązujemy problem tego, żeby móc znowu przyjmować płatności kartą w tym momencie. Ale ja wiem, że my to rozwiążemy. Ja wiem, że za chwilę będzie ogarnięte i będzie okej i wiem, że nie zbankrutujemy z dnia na dzień z tego tytułu, ale to jest coś, co generalnie może wiele osób by położyło, bo nagle okazuje się, że wiesz, na mnie możesz przelać płatności, to teraz koniec świata i tak dalej. Natomiast ja wiem, że okej damy radę, ogarniemy. I także zgadzam się z tobą. To należy patrzeć na życie jakby w różowych okularach i po prostu oczywiście czasami ktoś cię oszuka, czasami coś ci się nie uda z tego tytułu, bo właśnie, bo komuś za bardzo zaufałeś okej, ale to nie znaczy, że przez te kilka osób należy zmieniać w ogóle całe podejście, był taki fajny ten, fajna anegdota, że w jakiejś restauracji, ktoś nasikał na sedes i właściciel restauracji stwierdził, że napiszę kartkę prosimy klientów o nie sikanie na sedes. Co za głupota, bo zepsuł wszystkim innym klientom przez to, że jakiś idiota to zrobił. Więc czemu przez jednego idiotę psuć sobie całe doświadczenie, bez sensu.I tak samo jest tutaj. To, że czasami ktoś cię oszuka, okej, ale generalnie to jest tylko, że ktoś oszuka a oprócz to…
No właśnie. Wiesz, jeszcze chciałem podpytać się, bo też już niedługo będziemy kończyć, ale jest jedna rzecz, którą bym dorzucił. Bo ty wymieniłeś kilka książek, które są bardzo fajne ciekawe i też mam jakieś z nimi doświadczenie. Ciekaw jestem, czy jest jeszcze jakaś taka książka, którą uważasz, że znacząco wpłynęła na ciebie? Niekoniecznie jako przedsiębiorcę, ale jako człowieka, książka, którą byś polecił każdemu albo którą polecasz i nie jest to GTD?
Dokładnie, tak jak mówiłem esencjonalizm. Super Deep work, bardzo fajna wbrew pozorom temat, by mówić o wszystkim, ale wbrew pozorom to nie jest prosty temat, więc książka warta była napisana i warta była przeczytania. Bardzo polecam. I jest książka The One Thing, która też jest bardzo fajna, czyli ta jedyna rzecz, bo książka może nie jest jakaś wybitna, ale na to pytanie, to takie nazywamy. Focus in question jest genialne, to ja to normalnie zrobiłem tak, że jak ja robię sobie mój codzienny journaling, moje codzienne wpisywanie w pamiętniczku. Ja mam coś takiego, że właśnie piszę pamiętnik codziennie, nie jestem nastolatką, ale to bardzo fajnie działa, więc tam sobie dodałem takie pytanie codziennie rano, sobie daje „What’s the one thing you can do, such that by doing it, everything else will be easier or unnecessary”, czyli co jest tym czymś, co powinieneś dzisiaj zrobić, co spowoduje, że coś innego będzie albo prostsze, albo w ogóle niepotrzebne. Bo to strasznie ci upraszcza proces decyzyjny. Co dzisiaj powinno być tym, co pchnę do przodu, co ułatwi coś w przyszłości i to pytanie, to focus in question z tej książki jest po prostu super. The one thing i między innymi fajne jest to, że wtedy, jeżeli zrobisz tę jedną rzecz każdego dnia, to wtedy każdego dnia masz takie wrażenie, że to był dobry dzień, że coś się dzisiaj zrobiło dobrze. Nawet jeśli inne czynniki do końca nie poszły, w czymś innym się spóźniłeś, ale tutaj zrobiłeś to, więc to był dobry dzień grania w pracy dobry dzień w robocie i to tę książkę polecam też właśnie.
Super. No wszystkie te książki znam i też bym je polecił, także podpisuje się oburącz pod tymi rekomendacjami. Słuchaj, jakie jest twoja twoje jedno przekonanie lub jakieś przekonanie dotyczące przedsiębiorców i przedsiębiorczości, robienia biznesu, który uważasz, że inni je wyrażają, a ty uważasz: „to jest po prostu kompletna nieprawda” lub odwrotnie? Może jest jakaś jedna prawda w biznesie, którą ty uważasz za prawdę, a może niewielu osobom to przychodzi do głowy?
Okej będę trochę nudny, ale generalnie wracamy do tematu pracy z domu i w ogóle telepracy, więc w cudzysłowie na szczęście w cudzysłowie pandemia nam pomogła, bo okazało się, że dużo więcej osób musiało pracować w domu i musiało ogarnąć. I okazało się, że się da i wiele firm nagle skumało, że się da. Mnie wkurzało i wkurza ciągle takie gadanie w stylu: „no tak, Michał twoja firma Nozbe, no tak tam 20 parę osób pracujecie wszyscy zdalnie, no u nas to by nigdy nie wyszło, u nas to tak by się nie dało nie. Wy to jesteście takie jednorożce, takie tam płatki śniegu, to wy to możecie, ale u nas by się nie dało, żeby pracować zdalnie, u nas musimy być wszyscy w tym jednym pomieszczeniu, musimy razem siedzieć obok siebie, przyklejeni tutaj ten, bo wtedy tylko to działa”. Mnie to wkurza, to jest dla mnie taka głupota, bo jakby umówmy się, jeżeli pracujemy merytorycznie, czyli pracujemy po prostu naszą głową, to jaki jest sens, że ja z mojej na przykład Warszawa, że ja z mojego Bemowa na przykład muszę grzać w godzinach szczytu do szklanego biura w centrum Warszawy na przykład tam na Złotą, albo gdzieś tam? Po to, żeby siedzieć przy komputerze. Potem muszę w korku wracać na to Bemowo wieczorem, żeby przy komputerze już nie siedzieć. Przecież komputer mogę mieć w domu, albo mogę biuro mieć nie na ten. Tylko właśnie, mogę mieć biuro na Bemowie na przykład i żeby być dokładnie odwrotnie, albo pracować część w domu, a część w tym w tym biurze. Da się. Tyle firm mi powiedziało teraz podczas tej pandemii, że okazało się, że u nich firmie do tej pory się nie dało, a teraz nagle musiało się dać i się dało. To jest ten przykład i to mnie tak wkurza, że ludzie mówią, a ta praca zdalna i tak dalej. No i oczywiście problem jest taki, że jak masz firmę, którą masz w pełni zdalnie i nie masz biura z logo Nozbe, gdzie widać wyraźnie, że to jest firma, której się udało, bo mają biuro z logo i szklane biuro i wszystko wygląda ładnie, więc jak widzisz po moim outficie, outfit nie jest dla mnie najważniejszą rzeczą. Właśnie jestem w stroju galowym, czyli w polo, uwielbiam koszulki polo. To jest mój strój galowy. Mam tylko 3 koszule i one są po to, żeby pójść na jakieś wesele albo tego typu rzeczy.
Ja mam jedną koszulę.
No widzisz!
Zawsze chodzę w czarnych t-shirt’ach. To jest super, dobra ekonomia to jest, bardzo wygodnie.
Nie? Polówki czy t-shirt’y, nie trzeba prasować. Wystarczy tylko dobrze wyprać i świetnie się składają, są ekstra. To jest to. Praca zdalna. Podejście do pracy zdalnej to jest dla mnie po prostu absurd, że jakby to nie jest a thing, że to nie jest tak, że nie pozwala się ludziom pracować z domu, że się mówi, że muszą być w tym samym pomieszczeniu, że muszą być w tym samym biurze, więc ta pandemia jeżeli coś dobrego ma zostawić, to mam nadzieję, że zostawi to, że ludzie otworzą jakby się na to, że można pracować zdalnie i że to nie znaczy, że trzeba w ogóle… że wszyscy muszą pracować zdalnie, to może być taka firma jak ja, ale żeby to otwarcie na pracę zdalną było. No bo tak mówię, nie ma sensu być w korku po to, żeby usiąść przy komputerem.
No tak.
Nie w tym roku.
Tysiące człowieko-godzin po prostu w samochodzie. Kto na tym zyskuje po prostu? Co to za smutne życie. Potem patrzysz wstecz i mówisz wow 2019, spędziłem w samochodzie 500 godzin. Super, chciałbym to powtórzyć na 1000 w tym roku, nie?
Dokładnie!
To jest chyba tylko to jak, jeździsz, wiesz Porsche po serpentynach, gdzieś w górach. To może wtedy tak.
To wtedy tak.
Ale nie wiem, czy siedzenie w korku, siedzenie w korku jakimś autobusie ma sens. No dobrze, no to róbmy tak, żeby praca była w całości zdalna. A na koniec powiedz, czego tobie poza tym, żeby Nozbe Teams zostało unicornem, życzyć?
Zdrowia, tylko i wyłącznie zdrowia, a szczególnie teraz wszystkim nam musimy życzyć zdrowia, żebyśmy się pilnowali. Szczególnie teraz, w tym czasie kiedy musimy nosić maski, kiedy musimy się pilnować, żeby zachować się w odległościach od siebie. Niestety, bo nie mamy jeszcze tego wirusa ogarniętego, że tak powiem, to tym bardziej zdrowia. Myślę, że to jest takie najbardziej potrzebne.
Super, Michał bardzo ci dziękuję za tą rozmowę, mega naładowana ciekawymi rzeczami i bardzo ci dziękuję w imieniu też słuchaczy, których zaciekawiła. Za otwartość i za wszystkie insight’y, jak to się mówi po polsku.
Dzięki, dzięki, super było z tobą gadać, byśmy mogli tak jeszcze gadać przez wiele czasu, więc dajmy już ludziom święty spokój.
Dokładnie, dzięki, na razie.
Dzięki, hej.