Złożył wypowiedzenie, dostał 70% podwyżki… i mimo wszystko odszedł. Dlaczego ktoś, kto „ma wszystko”, postanawia sprawdzić, ile jest wart już poza strefą komfortu? To pełna refleksji rozmowa o momentach, które na pierwszy rzut oka nie wyglądają jak sukces, a z czasem okazują się jego początkiem. Odkryj, co tak naprawdę znaczy kontrola i co się dzieje, gdy wreszcie naprawdę masz wybór.
W najnowszym odcinku Greg Albrecht Podcast gościem jest Maciej Filipkowski – inwestor, mentor i prowadzący audycji Zaprojektuj Swoje Życie. Tym razem zaglądamy za kulisy kariery człowieka, który po latach w korporacji – m.in. jako CEO Dell – postanowił wszystko przewartościować. Zamiast przyjąć 70-procentową podwyżkę, zdecydował się odejść po czasie. Dlaczego ktoś, kto osiągnął zawodowy sufit, świadomie z niego schodzi?
W rozmowie Maciej Filipkowski szczerze mówi o cenie sukcesu, o błędach, które kosztowały miliony, i o tym, dlaczego warto czasem pozwolić sobie na niewiedzę. To historia o człowieku, który po 37 inwestycjach nauczył się, że największa wolność zaczyna się tam, gdzie kończy się ego. Usłysz, czym jest „testowanie sufitów”, jak wygląda rozmowa z samym sobą po latach presji wyników i co znaczy odpuścić kontrolę w świecie, który ciągle każe przyspieszać.
Z odcinka dowiesz się:
▫️ Dlaczego Maciej Filipkowski odrzucił 70% podwyżki i po czasie postanowił odejść? ▫️ Czym jest „testowanie sufitów” i jak zrozumieć, gdzie kończy się Twoja strefa komfortu.
▫️ Jakie błędy popełnił jako inwestor i co nauczyło go 37 startupów, z których część upadła.
▫️ Dlaczego akceptacja niewiedzy może zmniejszyć stres i przynieść spokój w decyzjach biznesowych.
▫️ Jak słabości mogą stać się Twoją największą siłą – i co naprawdę znaczy „Twój garb to Twój żagiel”.
▫️ Czym różni się wolność od ucieczki i dlaczego kontrola często jest tylko iluzją.
▫️ Jak połączyć ego z empatią i prowadzić zespół, który działa z sensem, nie z lęku.
▫️ Jak wygląda prawdziwa zmiana, kiedy sukces to już nie cel, a punkt wyjścia.
🎙️ Posłuchaj #337 odcinka Greg Albrecht Podcast: Jak osiągnąć wolność finansową i zaprojektować życie na własnych zasadach? Zdradza były prezes korpo.

Partnerzy Greg Albrecht Podcast:https://youtu.be/gtEn_c9ysJk
Formeds – Odbierz 20% rabatu na suplementy formeds z kodem GREG20. Popraw swoją wydajność, formę i samopoczucie z pomocą wysokiej klasy polskich produktów ze 100% czystym składem, optymalnymi dawkami składników aktywnych i jakości potwierdzonej przez niezależne laboratoria.https://youtu.be/gtEn_c9ysJk
Wspierając naszych partnerów, wspierasz rozwój podcastu!
Transkrypcja:
(Transkrypcja jest generowana automatycznie, może zawierać drobne błędy)
Maciej Filipkowski: Prawie zszedłem i przez cztery dni ratowali mi życie. O drugim dowiadujemy się w momencie, kiedy zdajemy sobie sprawę, że mamy już tylko jedno życie.
Tam dostałem 70% podwyżki, a o takich podwyżkach w korpo słyszy się rzadko. No dobra, ale co ja sobie teraz na wizytówce napiszę? Jeden biznes nie wypalił, straciliśmy wszystkie pieniądze, ale doszliśmy do takiego momentu, że osiągnąłem tę niezależność finansową.
Zrozumiemy, że te garby to tak naprawdę są zajebiste żagle, tylko trzeba je na wiatr wystawić.
Greg Albrecht: Zaprojektuj swoje życie. Pytanie, czy to jest w ogóle możliwe?
Partnerem podcastu jest Albrecht & Partners — mentoring strategiczny, wsparcie w zarządzaniu oraz executive coaching. Formec, producent suplementów o 100% czystym składzie. Z kodem GREG20 zamów z 20% rabatem na formec.pl.
Dziś w Grek Albrecht Podcast gości Maciej Filipkowski — inwestor, a także twórca audycji „Zaprojektuj swoje życie”. Cześć, Maciek!
Maciej Filipkowski: Cześć, tak jak w audycji — nie.
Greg Albrecht: Dokładnie, wielkie cześć. Zaprojektuj swoje życie — ja też się nad tym zastanawiam. To jest też mega przewrotny tytuł, prawda? Właśnie, pytanie, czy to jest w ogóle możliwe.
Maciej Filipkowski: Jest takie piękne niemieckie słowo: „jajne”.
I tak, i nie. Moim zdaniem jest to możliwe, jeżeli nie będziesz dążył do konkretnego punktu, tylko obierzesz sobie kierunek, tak jak przy żeglowaniu. Nie płyniesz do latarni, bo gdybyś płynął na latarnię, to rozbiłbyś się na skałach. Tylko obierasz kierunek, dopływasz do jakiegoś punktu, a potem zmieniasz ten kierunek. I ja to nazywam wektorami — moim kierunkiem było osiągnięcie wysokiego statusu w dużych firmach.
Przyjechałem do Polski ze Stanów, podobnie jak ty, w 1997 roku. Zobaczyłem w jakimś czasopiśmie biznesowym — już nie pamiętam, co wtedy było — że Telekomunikacja Polska jest największą polską firmą. Powiedziałem sobie, że za 10 lat będę prezesem, mając wtedy 27, 28, 29 lat. I tak sobie myślałem: „No dobra, to to zrobię”. Na szczęście nie wyszedłem w telekomunikacji, ale rzeczywiście 9 lat później byłem szefem Della na Polskę, a potem na Europę Środkowo-Wschodnią. Taki kierunek możesz obrać.
Po przeczytaniu „Bogatego ojca, biednego ojca” Kiyosakiego stwierdziłem, że chcę być niezależny finansowo. To zajęło mi dużo czasu, bo ta książka jest bardzo teoretyczna. Brakuje tam praktycznych wskazówek, jak ważne są zwierzęta — to metafora, którą Kiyosaki stosuje. Pojawił się jednak Tim Ferriss, który powiedział: „Wiesz, używaj skrótów, cheatów, różnych trików”. On z tym swoim „4-godzinnym tygodniem pracy” robił różne rzeczy, po prostu szukał dziur w systemie.
Stwierdziłem, że też tak zrobię i zacząłem kombinować. Fascynowali mnie znajomi, którzy inwestowali. Udało mi się z grupą ludzi zainwestować w jedną firmę, w drugą, w trzecią. Jeden biznes nie wypalił — straciłem wszystkie pieniądze. Drugi biznes jest jednym z głównych, które obecnie prowadzę. Trzeci wyszliśmy na zero plus, bo coś się pochachmęciło. Miałem jeszcze czwarty, ale przyjaciele bardzo mnie wtedy okradli, co wyszło na jaw po latach.
Więc to jest trochę tak, że to nieważne, że trzy rzeczy nie wyszły. Ta jedna wyszła i dała mi wiarę w siebie, że jestem w stanie to robić. Potem zacząłem też szukać startupów i pomagać ludziom odpalać firmy. Niektóre wyszły, inne nie. Dużo więcej nie wyszło. Ale doszedłem do momentu, w którym osiągnąłem niezależność finansową.
U Kiyosakiego jest to duże kółko i małe kółko. Gdy jesteś na małym kółku, co miesiąc pobierasz wypłatę i zasuwasz do pracy. Gdy jesteś na dużym kółku, twój dochód pasywny pokrywa koszty życia. Ja doszedłem do około 80% kosztów życia pokrywanych z dochodu pasywnego. Mówię sobie: „Już jest nieźle, obniżę sobie trochę tempo i wyjdę”.
Bo oprócz tego, że chciałem mieć karierę i niezależność finansową, chciałem też mieć dużo czasu. I to było najciekawsze — nagle okazuje się, że spotykasz się z własnym ego w momencie, kiedy wychodzisz z bardzo wysokiego stanowiska w zacnej korporacji, jaką jest Dell. Zwalniasz się, a w ciągu 48 godzin korporacja reaguje, dając ci awans, na który czekałeś 10 lat i którego nie byłeś w stanie dostać — jakieś tam opcje na akcje, podwyżkę i tak dalej. Mówisz: „Okej, to zostanę”. Ale ta energia wystarczyła na pół roku.
Zwalniasz się już naprawdę. Pamiętam ten moment, kiedy jeszcze nie potrafiłem mieć dyskusji z własnym ego. Myślę sobie: „No dobra, ale co teraz będzie na wizytówce? Kim ja będę?” Bo wizytówka była wtedy tak ważna, że to, co na niej było, definiowało mnie. Teraz to jest dla mnie abstrakcyjne, ale wtedy to było kluczowe.
Wtedy pojawił się headhunter, który zaprosił mnie do Samsunga. To też była fajna przygoda, ale dużo krótsza. Śmieję się, że gdybym wtedy poszedł do Google czy Microsoftu — firm bardziej amerykańskich, z kulturą, którą rozumiałem — być może zostałbym tam długo. A że trafiłem do korporacji o bardzo różnej kulturze, do której nie przywykłem, to było jak ubranie ciuchów, które nie do końca pasują. Możesz się nimi chwilę ponosić, ale w końcu musisz je zdjąć.
Postanowiłem więc odejść, ale też przepracowałem swoje ego i tego typu rzeczy. I to było to. Potem znalazłem się w bardzo ciekawym miejscu — bo gdy już finanse się zgadzają (co potem okazało się nieprawdą i zrobił się jeden wielki dyzaster), możesz robić wszystko. Ale wszystko to jest nic.
Przez 4-5 lat szukałem swojej drogi. Robiłem konsultacje dla ludzi, byłem w kilku radach nadzorczych, poszedłem na super kurs na INSEAD dla członków rad nadzorczych na poziomie europejskim. Dużo rzeczy robiłem, między innymi jeździłem do Sosnowca. Czytałem też, jak działa Gary Vee, bo media zawsze mnie interesowały.
Postanowiłem zrobić podcast, bo wtedy był czas podcastów — to był 2019 rok, ty odpalałeś swój chyba w 2018. To było bardzo zbieżne. Podszedłem do tego bardzo systematycznie: poczytałem dużo książek, między innymi Michała książkę, ale też spotkałem się z kilkoma osobami, które już to robiły, między innymi z tobą. Myśmy się chyba poznali na Powiślu, latem, gdzie zrobiłem z tobą takie pre-interview o tym, co to znaczy być podcasterem. Nie wiem, czy pamiętasz tę rozmowę.
Greg Albrecht: Pamiętam, pamiętam bardzo dobrze, tak.
Maciej Filipkowski: Tak, taki łańcuszek. Powiedz mi, o co tam naprawdę chodzi. Jak masz stronę, czy używasz wtedy Sprickera do wzięcia, Anchor i czegoś jeszcze? Do tego się przygotowałem. To było też niesamowite, bo człowiek się bał — chyba spotkaliśmy się latem.
Ja przez pół roku przygotowywałem się do tego, żeby odpalić podcast i zrobić to naprawdę dobrze. Miałem jeszcze etatowe, korporacyjne myślenie. Miałem dziewczynę, która mi pomagała, a Marta wśród nas się odwaliła. Maciek, Maciek, albo nagrywasz w przyszłym tygodniu i zaczynasz, albo ja już mam tego dość, bo po prostu od pół roku siedziałem, wyklejałem gąbką ściany w biurze, zdejmowałem te gąbki, dobierałem inne, testowałem różne mikrofony — wszystko po to, żeby nie zacząć. Okazało się jednak, że to było dla mnie ważne, jeśli chodzi o projektowanie życia, bo dało mi coś, czego brakowało mojemu ego, czego nie wiedziałem. Mam potrzebę bycia na scenie — jako szef 27 krajów dużej korporacji, kiedy wchodzisz do sali konferencyjnej, ludzie cię znają. Jako mikroprzedsiębiorca, który pomaga innym firmom, inwestuje i tak dalej, wchodzisz do sali i nikt nie zauważa, że wszedłeś. I z jakiegoś powodu tego potrzebowałem. Okazało się, że podcast to załatwił, zupełnie przez przypadek, w tle. Rozmowy z własnym ego bardzo pomagają w projektowaniu życia.
Pytanie brzmi: ilu siebie masz w sobie? Zazwyczaj są to dwie osoby, bo dialog wymaga dwóch stron. Z wiekiem tego dialogu jest coraz mniej, bo już się przyzwyczajasz, co druga strona powie, więc możesz to zignorować albo się ucieszyć.
Jest taka zasada: „Never take yourself so goddamn seriously” — czyli nie bierz siebie zbyt poważnie. Rozmawialiśmy o tym w rozmowie nagrywanej w „Zaprojektuj swoje życie”, że w życiu jest bardzo mało poważnych rzeczy. Możesz podjąć decyzję — jeśli nie ma zagrożenia zdrowia, śmierci i podobnych sytuacji — i jest okej, jeśli ta decyzja będzie zła. Stracisz trochę pieniędzy, czasu albo jakiś kawałek relacji. U mnie te rozmowy polegają na pytaniu: „Macieju, czego ty chcesz?” Tak było do trzydziestki, czterdziestki. Teraz są takie rozmowy: „Macieju, kim ty chciałbyś jeszcze być?” I to jest bardzo ciekawe.
Jestem teraz w bardzo ciekawym miejscu w swoim życiu. Wydaje mi się, że osiągnąłem wszystko, co sobie zaplanowałem i wymarzyłem. Moja bucket list jest pusta. Mam więc teraz dyskusję: kim jeszcze chciałbym być? Albo kim jestem teraz w porównaniu z tym, kim chciałbym być przez następne dwie, trzy dekady — bo tyle pewnie mi zostało. Na pewno chcę aktywnie pracować, ale nie tylko po to, by zarabiać ekonomicznie, lecz by być zajętym, a z tego powinna powstać jakaś ekonomia.
I tutaj jest audycja. Dochodzę do pytania, kim chciałbym być. Na pewno chciałbym być fajnym ojcem. Od piętnastu, może dwudziestu lat staram się być fajnym ojcem — cokolwiek to znaczy. Bo wcześniej po prostu byłem ojcem. Dzieciaki się urodziły i tak dalej.
Teraz chcę być fajnym ojcem. Bycie fajnym ojcem dla dwulatka czy czterolatki jest inne niż bycie fajnym ojcem dla trzydziestokilkulatka na przededniu bardzo poważnych decyzji życiowych: gdzie pracować, z kim żyć i czy mieć dzieci. To są trzy najważniejsze decyzje, które podejmujemy w życiu.
Pierwsza: gdzie — czyli gdzie będziemy mieszkali. To, czy będziesz w Kalifornii, czy w Warszawie, robi ogromną różnicę we wszystkim. Druga: z kim — czy dobierzesz sobie właściwego partnera lub partnerkę. Trzecia: co będziesz robić. To kształtuje dziewięćdziesiąt procent naszego życia. To są zupełnie inne rozmowy.
Jedną z rzeczy, które chcę robić, jest być fajnym ojcem i fajnym partnerem. Być zdrowym facetem, przede wszystkim zdrowym ojcem dla moich najmłodszych dzieci. Podobnie jak ty, mam bliźnięta, które mają prawie dziewięć lat. Chciałbym zatańczyć na ich weselu, a to jeszcze dwadzieścia lat. Zbliżam się do wieku, w którym statystycznie mam większe niż mniejsze szanse, że już nie dożyję. Życie można projektować, a z ego można rozmawiać.
Jestem w takim miejscu, że wiem, kim jestem i co działa. Mam społeczność dojrzałych przedsiębiorców Masterhuba, gdzie jest nas prawie osiemdziesięciu. Mogę pomagać mężczyznom, którzy idą podobną drogą: zakładają firmę, rozwijają ją, mają rodziny. Potem okazuje się, że rodziny są ważne, a biznes — trzeba balansować.
Są decyzje do podjęcia: czy sprzedać firmę, czy nie, i tak dalej. To jest moje miejsce na ziemi — czuję, że jestem potrzebny i potrafię to zrobić. Rzeczywiście chyba pomagam. Ale ciągle nie wiem, kim chcę być. Chciałbym mieć dużo wolnego czasu. Moją przyjemnością jest patrzenie na zachód słońca nad oceanem czy budzenie się rano i nieśpieszny poranek. Ale, kurczę, jak masz małe dzieci, to nie ma nieśpiesznego poranka, bo trzeba je zawieźć. Jak masz trening co rano, to nie ma nieśpiesznego poranka. Jak masz nagrania dwa, trzy razy w tygodniu, masterminda raz czy dwa razy w tygodniu, to nagle okazuje się, że kalendarz jest napięty. Co jest fajne, ale gdzie jest miejsce dla Macieja?
Zaakceptowałem to, że jestem w miejscu „nie wiem” i wtedy całe ciśnienie spadło. Bo z miejsca „nie wiem” kiedyś wyjdę, jeśli się nie będę śpieszył.
Przepraszam, miałeś pytanie, a ja nie dałem ci wejść.
Greg Albrecht: Nie, nie. To zbudowało trochę szerszy kontekst tego, i właśnie złapałem się na tym, co mówisz. Z jednej strony lubisz te wszystkie aktywności i robienie różnych rzeczy, ale z drugiej strony mówisz, że chciałbyś leżeć i oglądać wschód słońca.
Maciej Filipkowski: Tak ile można leżeć i pić drinki z tą palemką? Po pierwsze, ja już nie piję alkoholu. Nie da się za długo.
Pić alkoholu? Nie, leżeć i nic nie robić — że zaczniesz gnuśnić. Ja miałem takie doświadczenie życiowe, że kiedyś spotkałem bardzo dobrych znajomych, przyjaciół, którzy mieszkają w bardzo luksusowym miejscu pod Warszawą i tak dalej. Pojechałem do nich na śniadanie, na kawę, porozmawiać. Sprzedali biznes, naprawdę im super wyszło. Dzieciaki poszły do super uniwersytetów, zniknęły z domu.
Oni są w domu i my mamy od 11 do 15 dyskusję, gdzie pójść na lunch. To jest życiowa dyskusja przez cztery godziny — jaką restaurację wybrać. Ja tak siedzę i mówię: nie, ja nie chcę mieć takich problemów, które urastają do rangi wielkiej decyzji, bo to jest, no to jak nie pójdę tutaj, to pójdę tam jutro, nie? Oczywiście warto dobrze wybrać to, gdzie zjesz, bo jest doświadczenie i tak dalej. Warto wybrać, z kim zjesz i tak dalej. Warto dbać o to, co jesz. Ale bez przesady — czterogodzinna dyskusja bez podjęcia decyzji mnie wykończyła. Powiedziałem więc: słuchajcie, ja już muszę lecieć, pa.
Greg Albrecht: Mam prośbę: zasubskrybuj teraz ten podcast, a dzięki temu będziemy mogli dalej rozwijać ten kanał.
No właśnie, jedna rzecz też mnie zaciekawiła w tym, co powiedziałeś, czyli kim ja chcę być i tak dalej…
Maciej Filipkowski: Nieco chcę robić, nie?
Greg Albrecht: Nieco chcesz robić, tak. Zastanawiam się jednak, dlaczego w ogóle zadawać sobie to pytanie, czyli czy zawsze musimy. To nie jest podkręcona piłka, to jest moje szczere, otwarte pytanie, które wypływa z obserwowania świata, w którym żyjemy, a który jest cały czas obstawianiem na przyszłość. Cały kapitalizm to jest obstawianie na przyszłość.
Tak samo my uczymy się skupiać na przeszłości, czyli że zawsze musi być ten wektor, kierunek i jakiś króliczek, którego w jakimś ujęciu gonimy. Czyli że zawsze musi następować jakaś zaplanowana transformacja. Mówisz: kim chcę być, co chcesz zyskać, znajdując odpowiedź na to pytanie i dlaczego potrzebujesz je zadawać.
Maciej Filipkowski: A dlaczego musisz patrzeć do przodu? Użyłeś słowa „mus”. Z czego wynika ten przymus?
Greg Albrecht: Właśnie o to chciałem zapytać. Jaki jest powód, żeby patrzeć do przodu? Rozumiesz, co cię motywuje do tego, żeby myśleć o tym, kim chcesz być w przyszłości?
Czyli, mówiąc krótko, czy to, jak jest teraz, powoduje u ciebie jakiś dyskomfort i potrzebujesz stworzyć plan na przyszłość, żeby jakoś się zmienić?
Maciej Filipkowski: Nie wiem.
Greg Albrecht: Jestem bardzo ciekaw tego.
Maciej Filipkowski: Jestem w miejscu, w którym nie wiem, co dalej. Mam trudne do pogodzenia uczucia, ponieważ robię już to, co chciałem robić i co kocham. Jestem w najlepszym miejscu na świecie — to jest moje miejsce.
Jednak mam niezaspokojoną potrzebę nicnierobienia, a może raczej potrzebę, by czasami zwolnić tempo. Teraz nie wiem, z czego to wynika, ale obserwuję siebie.
Myślę, że to jest odpowiedź na twoje pytanie.
Greg Albrecht: Rozumiem.
Maciej Filipkowski: Ale jest też coś innego, wiesz, bo nie do końca zdajemy sobie sprawę, że zawsze patrzymy do przodu. Znaczy tak – społeczeństwo, kapitalizm i to wszystko. Patrzymy do przodu, przewijamy rolki, porównujemy się z innymi i tak dalej. Ale jest też, nie pamiętam, kto to powiedział, że „unexamined life is not worth living”. Czyli jeśli nie robisz autorefleksji i nie patrzysz na swoje życie, to czy to życie jest warte przeżycia? A ja bardzo wierzę, że można zaprojektować życie warte przeżycia. Nie w każdym szczególe, nie w każdym detalu, na przykład że akurat taką kawę będę pił dzisiaj z tobą.
Nie. To, że z tobą porozmawiam. To, że my nagrywamy tę rozmowę, dzięki czemu możemy się lepiej poznać. To jest powód, dla którego nagrywam audycję „Zaprojektuj swoje życie”. Bo zapraszam ludzi, którzy są dla mnie interesujący. Moja ciekawość wobec tych osób jest zaspokojona i dzięki temu powstaje fajny odcinek. Nie zawsze, ale zazwyczaj.
Więc zapraszam ludzi, którzy są dla mnie interesujący, co do których mam ogromną ciekawość. Autorefleksja to nie są aforyzmy czy te rzeczy, które sobie rano czytasz, żeby być zwycięzcą i tak dalej. To nie działa. Znaczy – działa.
Psychologicznie to działa. NLP to robi, ale to tak, jakbyś projektował, kim chcesz być. A autorefleksja to taki rentgen wewnętrzny, zaczynając od emocji. Czyli jeśli to jest moja emocja i mówię o biznesie, to czy czuję się dobrze, źle, bezpiecznie czy nie? O biznesie czy pracy. Potem o rodzinie, potem o zdrowiu, a następnie o ludziach wokół mnie.
Potem o mnie. Nie zapominajmy, że też jestem ja. Można sobie taką autorefleksję zrobić raz w miesiącu. My nazywamy to pięcioprocentową refleksją w Master Hubie, gdzie szukasz rzeczy, o których nie masz z kim pogadać. Gdybyś wziął krzywą Gaussa swoich rozmów, tak, bell curve, to na środku porozmawiasz z listonoszem, tutaj z kolegą w pracy, tutaj z przyjacielem, tutaj z rodzicami, tutaj z małżonką czy mężem. Oczywiście układa się to różnie, ale są takie obszary, gdzie nie mamy z kim pogadać. Po pierwsze, warto mieć takie kręgi, gdzie można o wszystkim rozmawiać i nie być ocenianym, nie dostawać rad. Po drugie, warto ze sobą na ten temat porozmawiać.
To nie musi być adverbum, że będziesz chodził i gadał, aczkolwiek Mateusz Kusznierewicz opowiadał, że on siedzi na ławeczce i robi sobie raz w tygodniu taki dialog wewnętrzny, a ludzie patrzą na niego dziwnie. Ja to robię na papierze, ale autorefleksja jest mega silnym narzędziem, które pozwala lepiej zrozumieć siebie. A jak rozumiesz siebie, to możesz lepiej grać w tę grę. Ja całe życie bardzo lubię grać w gry, ale lubię grać na swoich zasadach. To, że ktoś przyniesie mi szachownicę, nie znaczy, że muszę grać w szachy czy warcaby.
Nie, mogę na szachownicy grać w bierki albo w kości, albo w piłkę na dwie bramki. To nie ma znaczenia. I teraz, jeśli zrozumiesz, że społeczeństwo, praca, związek, rodzina wyznaczają dla ciebie bariery czy reguły gry, to nie znaczy, że musisz ich przestrzegać. To nie znaczy, że musisz ranić ludzi i robić głupie rzeczy.
Nie, nie. Ale możesz robić rzeczy po swojemu. I to jest insight, który bardzo mi pomógł – że nie muszę grać w szachy. Tak. Ostatnio podejmowałem decyzję biznesową, gdzie coś zmienialiśmy i z trzech zszedłem z ceną do jednego.
Tak. Ktoś mówił, że to nie ma sensu biznesowo. Ja mówię: wiem, ale czuję się z tym lepiej. I wiem, co chcę dzięki temu osiągnąć.
To nie jest biznesowa sprawa, bo układając różne rzeczy, czasem nie gram po to, żeby zarobić pieniądze. Czasem gram po to, żeby ludzie wokół mnie czuli się lepiej. Jeśli mówimy stricte biznesowo, to jest kilka statystyk, które do mnie bardzo dotarły. Nie wiem, czy wiesz, masz małe dzieci, że do dwunastego roku życia spędzamy mniej więcej – to są statystyki ze Stanów, nie wierzę, że bardzo różnią się w Polsce – do dwunastego roku życia spędzamy siedemdziesiąt pięć procent czasu, który spędzimy z dzieckiem.
Greg Albrecht: Tak, wiem.
Maciej Filipkowski: Nie.
Greg Albrecht: No.
Maciej Filipkowski: I na koniec, gdy jeszcze spojrzysz tam z rodzicami, z przyjaciółmi i tak dalej, to ostatecznie większość czasu jesteśmy sami – z tą jedną osobą, którą wybraliśmy, jeśli ta osoba dożyje, oczywiście…. No i teraz, jeżeli… Ja mam pięćdziesiąt sześć lat, więc jeśli niedługo będę większość czasu sam ze sobą, to kurczę, trzeba się polubić, trzeba się pokochać, trzeba zrozumieć siebie. Znaczy nie trzeba, bo można to zagłuszyć alkoholem, można to zagłuszyć trawką, można to zagłuszyć na wiele różnych sposobów. Można to zagłuszyć sportami ekstremalnymi, włącznie z triathlonem nie? Można po prostu tak uciec w sport, że to już jest szaleństwo.
Ja wiem, że ty biegasz maraton, to nie jest ta cena, tylko że… A można po prostu zastanowić się, czy to jest to, co ja chcę robić, kim chcę być, z kim chcę być, gdzie chcę być, co chcę robić. To są pytania, na które da się znaleźć odpowiedzi.
Greg Albrecht: No to odpowiedz właśnie ze swojej perspektywy na to pytanie. Kiedy wracasz do momentu, kiedy pracowałeś w tej pierwszej korporacji, czyli w DEL-u, w której miałeś taką silną pozycję, jaki był impuls do tego, żeby wyciągnąć wtyczkę i zostać przedsiębiorcą?
Maciej Filipkowski: Impuls był taki, że mój dochód pasywny zaczął się zbliżać do moich potrzeb kosztowych. To było to z Kiyosakiego, o czym mówiłem. Drugi impuls polegał na tym, że wkurzali mnie ludzie, ponieważ ja wiedziałem, jak to zrobić. Nie chodziło o to, że miałem rację, ale po prostu wiedziałem lepiej. Moja szachownica, moje zasady gry. Znaczy, przepraszam, nie moja szachownica, ale chciałem stosować moje zasady gry, jednak się nie dało, bo korporacja ma swoje zasady.
Trzeci impuls był taki, że miałem fatalnego szefa. Nie wiem, czy wiesz, jest takie powiedzenie, że ludzie przychodzą do pracy do firmy, a odchodzą od szefa. Ja na koniec odszedłem od faceta, który był w Dubaju, z Afryki Południowej i po prostu był gburem. No tak, ciężko to inaczej nazwać. Myślę, że gdybym miał fajnego szefa, to jeszcze bym został. Ale takich impulsów było kilka, prawda?
Greg Albrecht: Ale no, jeżeli miałbyś sobie przypomnieć ten moment, bo jest jakiś moment, tak, to był bardzo dobry moment.
Maciej Filipkowski: To było 10 lat. No więc napisałem maila. Ja wtedy byłem szefem Dela na Europę Środkowo-Wschodnią. To był taki trójkąt od Warszawy po Kazachstan do Grecji czy Jugosławii, już nie pamiętam. Znaczy eks-Jugosławii, nie.
27 krajów. Ja ciągle latałem samolotem. Miałem tego trochę dosyć. Ten facet był wkurzający. To był 17 sierpnia, bo to było dokładnie 10 lat od kiedy byłem w Dellu. Napisałem maila, że niniejszym rezygnuję z mojej pracy i ze wszystkich stanowisk, bo byłem prezesem Dela w tych oddziałach gdzieś, bo w Dellu było tak, że nie lokalny GM był prezesem tym funkcyjnym, takim prawnym, tylko osoba z korpo. Niniejszym rezygnuję z tego i ze wszystkich funkcji w najbliższym możliwym terminie, nie później niż do końca roku finansowego, bodajże to był chyba koniec stycznia.
I dzwoni do mnie facet w ciągu tam dwóch minut i słyszę takie coś:
„Are you fucking kidding me?”
O ja mówię: „Hi Michael, jak się masz?”
„Nie, nie żartuję, nie.”
I taka rozmowa. Słyszę, że on jest na jakimś konferencyjnym kole.
No ale co się okazuje? Jakbym chciał tam zostać i zagrać vabank, oni byli w stanie — bo ja nie byłem w stanie dostać się na executive position w Dell-u — byli w stanie przepchnąć mój awans w 48 godzin, poza cyklem. Doszło do Michaela Dell-aa, który powiedział: „Tak, oczywiście, zostawiamy, facet jest wartościowy, dajcie mu super podwyżkę.” Tam 70% podwyżki dostałem, słyszysz? O takich podwyżkach w korpo, nie?
No tak. I w ogóle zmiana systemu płacenia i tak dalej, bo przechodzisz na inny system. Ja tak siedzę i mówię: „To gdzie wyście byli przez ostatnich 10 lat?” Jak wchodzisz do firmy i zostajesz na tym samym job grade’zie przez 10 lat, na bardzo wysokim, tak, ale na tym samym. Wchodzisz na stanowisko dyrektora generalnego, gdzie już powinieneś mieć ten awans, potem wchodzisz na stanowisko dyrektora regionalnego, ale jesteś z Europy Środkowo-Wschodniej.
Ja byłem pierwszą osobą z Europy Środkowo-Wschodniej, która dostała ten awans. Potem był chłopak, od razu, następnym, co za pół roku dali chłopakowi z Bratysławy, który tam jest finansowym, był na pół Europy. No bo po co? To lepiej dać swoim, tak — Irlandczykom, Brytyjczykom, Francuzom, bo tam więcej ludzi było, nie?
Greg Albrecht: Znaczy, wiesz, z tej sytuacji, która jest genialna, jest w mojej ocenie dużo, bardzo dużo inspiracji dla każdego. Pokazuje to, że jeżeli podejmiesz próbę wywrócenia stolika, możesz się dowiedzieć czegoś, czego w żadnej innej konkretnej sytuacji się nie dowiesz, i jesteś w stanie zbadać, gdzie jest sufit.
Oczywiście tutaj to wyszło dlatego, że to nie była twoja intencja, być może, tylko twoja intencja była autentyczna — żeby wyjść, tak. Czyli nie był to blef.
Maciej Filipkowski: Ale zostałem jeszcze pół roku później. Później było, no tak.
Greg Albrecht: Przekupili cię, ale nie był to blef per se. Możesz jednak pomyśleć sobie: zobacz, gotujesz żabę. Nieważne, jaki to jest kontekst — czy to firma, czy coś innego — generalnie gotujesz się jak żaba.
Decydujesz się na pewne warunki życia, na przykład w relacji z kimś, w jakimś biznesowym setupie i tak dalej.
Maciej Filipkowski: Czy na etacie?
Greg Albrecht: Czy na etacie. I po prostu, jakby przyjmujesz, że rzeczywistość jest taka, że tu są drzwi, tu jest okno, a nagle się okazuje: kurczę, zobacz, za tą szafą są jeszcze dużo większe drzwi. Nigdy nie odsuwałem tej szafy. Mogę odsunąć szafę i tam będą drugie drzwi.
Dla mnie ta sytuacja pokazuje, że jeśli nie zapukasz, jeśli za tę szafę nie zajrzysz, jeśli nie zrobisz testu czegoś, co jest niekonwencjonalne, to możesz nigdy nie otworzyć jakiegoś skarbca z czymś. I uważam, że to jest…
Maciej Filipkowski: Ale musisz być przygotowany na to, że jeśli wywrócisz stolik, to ten stolik może spaść na nogę i będzie bolało. Tak.
Nie, bo jeśli to jest w porządku, to spoko. Ja miałem to w dupie już wtedy. Szczerze mówiąc, powiedziałem: „Ja odchodzę”. To wszystko, co się zdarzyło później, było dla mnie dużo większym zaskoczeniem niż intencją.
Greg Albrecht: Zgadza się, zgadza się w pełni. Ale z drugiej strony zobacz, że ta odwaga okupiona jest ryzykiem — u ciebie ryzykiem na zasadzie „f**k it”…. Jakby nawet jeśli wyjdzie zero, to ja jestem gotowy z zerem, bo jakby wychodzę. Czyli przyjmowałeś pełną odpowiedzialność za całkowite ryzyko utraty. Z dalszej perspektywy w tej firmie przesunęło to ścianę. Myślę, że całe nasze życie i wszystkie decyzje, które podejmujemy, są właśnie miarą pomiędzy tą odwagą a tym ryzykiem, które jest na stole.
Wszystkie decyzje, które mają nas znacząco przesunąć do przodu, będą miały wysoki poziom ryzyka, prawda? Każda decyzja, która może tak przesunąć sufit, jak twoja decyzja, będzie zawsze obarczona ryzykiem. Ale jeżeli tego nie przetestujemy, to tego nie złapiemy. Coraz mniej mamy odwagi, żeby zrobić ten duży krok, bo coraz bardziej wydają nam się te decyzje straszne. I zastanawiam się nad tym…
Maciej Filipkowski: Obrastamy mchem.
Greg Albrecht: O to chodzi. Tak, to jest…
Maciej Filipkowski: Ale to wtedy jest magia autorefleksji.
Greg Albrecht: Może tak, a czasem nie potrafimy sobie też powiedzieć, wyobrazić, gdzie jest sufit. Więc myślę o tym, że ta autorefleksja w 100% jest ważna, ale jednocześnie musi być suplementowana przez jakieś bodźce zewnętrzne, które… jakieś eksperymenty, które pokazują ci, gdzie można sufit przesunąć.
Wolność finansowa. Spełniłeś marzenie Roberta Kiyosakiego, jego followersów i milionów Polaków.
Maciej Filipkowski: I co ciekawe, nie nieruchomościami, tak jak on radził.
Greg Albrecht: Okej, nie nieruchomościami, to też możesz o tym opowiedzieć tak: wyciągasz wtyczkę, goście mówią, że rzucą ci wagon pieniędzy, ty mówisz, że na chwilę przyjmujesz, ale jednak śmierdzi tak samo. Więc jakby nieważne, za ile, nie chcę tu być.
Maciej Filipkowski: Ale warto było to powąchać.
Greg Albrecht: No, oczywiście.
Maciej Filipkowski: Żeby zrozumieć, tak.
Greg Albrecht: Że nic się nie zmienia.
Maciej Filipkowski: Nie, dużo się zmieniło, ale na zewnątrz, natomiast wewnątrz nic.
Greg Albrecht: No o to chodzi, tak. Dużo się zmienia, ale fundamenty zostają te same. W związku z tym musi nastąpić zmiana.
I teraz popatrz — masz nieograniczone możliwości. Niektórzy mówią o mocy nieograniczonych możliwości, mocy wyborów. Dzisiaj żyjemy w takim świecie, gdzie mamy nieskończoną liczbę możliwości. To jest bardzo trudne, tak.
Zamiast pójść, nie wiem, zapolować, zjeść coś, pójść spać czy poszukać partnera, my mamy 10 tysięcy opcji na sekundę — decyzji, które możemy podjąć.
Maciej Filipkowski: Ale mamy, znaczy mamy możliwość przewinięcia tej rolki dalej i wydaje nam się, że jest decyzja. Gdzie to nie, bo to jest zaprogramowane, dopomina. To też. Czy naprawdę masz tak dużo decyzji do podjęcia?
Greg Albrecht: No ale jeżeli ty zaczynasz z czystą kartką, czyli nic nie musisz, wszystko możesz.
Maciej Filipkowski: To masz jedną decyzję do podjęcia.
Greg Albrecht: Jaką?
Maciej Filipkowski: Żeby narysować pierwszą kreskę.
Greg Albrecht: Tak myślisz.
Maciej Filipkowski: Tak.
Greg Albrecht: No, ale w którym kierunku i jak konkretnie?
Maciej Filipkowski: To nie ma znaczenia.
Greg Albrecht: Uważasz, że to nie ma znaczenia.
Maciej Filipkowski: Wiesz, jaka jest podstawowa różnica między mindsetem przedsiębiorcy a mindsetem pracownika?
Greg Albrecht: Nie wiem.
Maciej Filipkowski: Ilość decyzji, które podejmujesz, szybkość ich podejmowania oraz przywiązanie do ryzyka, które posiadasz, mają ogromne znaczenie.
Przedsiębiorcy podejmują bardzo dużo decyzji. Często mają hipotezy, które testują, a czasami muszą po prostu podjąć decyzję, ponieważ mają ich tak wiele do podjęcia, że robią to szybko. Dzięki temu, że podejmują decyzje szybko, są w stanie osiągać sukcesy.
99% tych decyzji nie jest trafnych, ale raz na jakiś czas trafia się niesamowicie dobra decyzja. Ja, nie będę tutaj klął, przygotowywałem się 7 lat do tego, żeby wyjść z korpo. Prawie 4 lata w Deloitte siedziałem, czytałem książki, słuchałem podcastów, robiłem wszystko, co mogłem. W końcu złożyłem wypowiedzenie, potem zostałem jeszcze pół roku, ale dostałem ofertę od Samsunga, która na tej 70% podwyżce dała mi jeszcze więcej pieniędzy, bo oni nie wiedzieli, że już stamtąd odchodzę, więc myśleli, że muszą mnie zatrzymać. Cudowne negocjacje, kiedy ci nie zależy i negocjujesz swoją przyszłą gażę.
I to wszystko się udało. Potem siedzę i mówię: „Nie, to ciągle nie było to, ale to było ważne, żeby spróbować”. Z perspektywy czasu to było ważne, żeby to zrobić. Później okazało się, że kiedy zaczynam zakładać swoją działalność gospodarczą, czy robić podcast, zapraszać gości, to nie każdy gość trafia w moją ciekawość, nie każdy gość się sprawdza.
Po prostu robisz dużo powtórzeń tego samego. Czy każda inwestycja, którą zrobiłem, zaowocowała? U mnie portfel liczył około 37-38 start-upów.
To jest duży portfel, jak na Polskę. Raz, dwa, trzy, naprawdę dobrze zaperformowały, może cztery zwróciły całkiem fajnie pieniądze. Reszta poszła do piachu. Tam jeszcze jest kilka „zombie”, które nie umarły i ciągle próbują się utrzymać, ale to wszystko. Więc większość moich inwestycji to porażki. Zainwestowałem w start-upy i 25-27 wtopiłem.
Co za wariat! Po co on to robił? Gdyby tylko tam włożył wszystkie pieniądze, to by w ogóle… A najlepsze jest to, że gdybym nie poszedł w start-upy, tylko zainwestował na giełdzie, to pewnie miałbym więcej pieniędzy. A jeszcze lepiej — gdybym nie poszedł w start-upy, a zaczął inwestować w 2012-2013, to kupiłbym wtedy bitcoiny. Ojej, jakbym był wtedy zarobiony! Gdybym wiedział, że się wywrócę, to bym się położył.
Greg Albrecht: I zgadzam się z tymi eksperymentami i z tym, że te kreski trzeba powiedzieć. Jednak myślę, że tak to wygląda: rozumiem, że przez siedem lat przygotowywałeś się do tego, żeby mieć jakąś hipotezę, którą zrobiłeś.
Maciej Filipkowski: Czy przygotowywałeś się?
Greg Albrecht: Po to, żeby tylko odłożyć, zbudować model finansowy i tak naprawdę mieć bezpieczeństwo dalszego eksperymentowania. I wyszedłeś z eksperymentowaniem.
Maciej Filipkowski: Nie, myślę, że z tych siedmiu lat, trzy-cztery lata zajęło mi zrozumienie, na czym polega model dywidendowy. U mnie to w większości są dywidendy ze spółek, ale też tego nie do końca zrozumiałem, bo parę razy w życiu byłem prawie bankrutem przez to…. Cała reszta to było zebranie odwagi przed skokiem. Wejście na platformę zajęło mi około dwóch-trzech lat, natomiast wejście na tę deskę trwało tam miesiąc. Stanie z drżącymi nogami na końcu deski, patrząc na basen i jego dno, to były kolejne cztery lata.
Greg Albrecht: No, piękna metafora.
Maciej Filipkowski: Tak, tak.
Greg Albrecht: Czyli krótko mówiąc: mówisz, że po prostu trzeba skoczyć z tej trampoliny i nie przykładać zbyt dużej wagi do tego, że od razu będzie się miało scenariusz kolejnego kroku. Bo w razie czego można wyrzucić jeden pomysł do śmietnika i wziąć drugi.
Maciej Filipkowski: Jajne. I tak, i nie.
Greg Albrecht: Dlaczego nie?
Maciej Filipkowski: Jak masz 20 lat, tak jak ty, i co pół roku czy co rok zmieniasz coś, 20 kilka lat, nie masz rodziny, zawsze możesz się spakować, pójść spać do rodziców czy coś takiego, to możesz podejmować takie decyzje non stop i patrzeć, co zadziała, a co nie zadziała.
Jak masz 30 kilka lat i może jesteś w związku, może masz pierwszą hipotekę, to też możesz — to jest w miarę. Ale jak zaczynasz mieć odpowiedzialność za innych ludzi, czy to są twoi pracownicy, czy twoje dzieci, czy twoja partnerka, która jest w ciąży, czy partner, który zmienia pracę, no to już trzeba do tego podejść trochę bardziej systemowo. Miałem takich gości w audycji, którzy na przykład byli małżeństwem i super sobie to zaprojektowali — obydwoje poszli do pracy. Potem jedno postanowiło spróbować przedsiębiorczości. Spróbowało, nie wyszło. Po dwóch czy trzech latach wróciło do pracy, a to drugie spróbowało.
Dziewczyna zrobiła świetną markę modową, rozwijała ją. Ten chłopak jeszcze raz spróbował, jeszcze raz spróbował. Za czwartym razem chyba coś super wyszło. I masz taką sytuację, że wtedy, w pewnym wieku, posiadając pewne zobowiązania, musisz mieć cash flow.
Tak. Ja teraz robiłem kurs dla początkujących przedsiębiorców, żeby zobaczyć w ogóle, kto mnie słucha w audycji, czy tutaj są ludzie. I tam mamy bardzo romantyczne pomysły.
A ja zawsze, mamy na Slacku taką dyskusję, że tutaj, tutaj, tutaj, tutaj, to, to, to, to, to. A ja mówię: „No dobrze, jak planujesz pobierać wynagrodzenie?” „O, to wezmę udziały.”
Dobrze. A czy w Biedronce za udziały da się kupić jogurt? No i nagle się okazuje, że nie, że… Ja miałem takie sytuacje, słuchaj, no w COVID-zie to było pięknie. Kilka spółek wypłacało mi dywidendy. I mamy wtedy, nawet nie spotkanie, tylko jakiś Zoom czy tam, nie pamiętam, chyba Zoom ze wspólnikami. „Słuchajcie, jest taka sytuacja, że my nie wiemy, kasa jest, ale zostawimy ją w tym roku, nie wypłacimy dywidendy.” Mówię: „Bardzo mądra definicja, bardzo dobra decyzja.” Tak, super.
Kolejny call. „Super, to zgadzam się. Trzymamy tutaj dla bezpieczeństwa spółki.” Dochodzi do końca maja, a ja tak siedzę i mówię: „To jest bardzo dobra decyzja, te spółki, ale ja mam pewien problem,” i idę do domu do mojej drugiej połowy. „Kochanie, mam 12 tysięcy złotych na koncie.”
No i… i to nam musi starczyć do końca roku. Także cieszę się, że masz pracę i nas utrzymasz, bo ja nie dostanę żadnej dywidendy w tym roku, bo spółki nie wiedzą, co się dzieje. Sytuacja jest na tyle niepewna, że trzymają gotówkę.
Super, słuszna decyzja. Ale ja tak siedzę i mówię: „Ja miałem taką sytuację, bo wiesz, uczyłem się, co to znaczy. Bo wiesz, jak pracujesz, to dostajesz kasę regularnie. Jak prowadzisz firmę, która jest w miarę stabilna, to ta firma nawet ci wypłaca jakieś wynagrodzenie regularnie, plus tam zysk wypłaci raz w roku czy w jakiś inny sposób. Ale jak inwestujesz w startupy, no to widzisz te pieniądze za 15 lat.”
Albo nikt. Ale masz szansę zobaczyć te pieniądze za 5, 10, 15 lat, nie? Jak coś tam innego robisz, tak dalej. Jak są dywidendy, takie sytuacje. No więc ja dwa razy miałem takie sytuacje. Raz było w COVIDzie, raz jak miałem 48 lat. Urodziły mi się dzieciaki. Ja właśnie wyszedłem z tej sytuacji i zrobiłem sobie takie trzy kubki pieniędzy.
A propos bycia super przygotowanym — wszystko miałem przemyślane. Miałem kubek pieniędzy na inwestowanie w startupy, kubek pieniędzy na wszystkie, na emergency — nie ten — i kubek pieniędzy na życie. No jak pyknąłem 17 startupów w jeden rok, no to nagle skończyły się pieniądze, więc o, tutaj to nie będzie żadnego medycji, spoko. Tam na życie to jakoś zarobię, nie?
Coś tam. I w pewnym momencie tak siedzę i mówię: „Oczy, zarobiłem mniej niż jedną dziesiątą tego, co zarabiałem, tam jedną, 7% chyba zarobiłem tego, co zarabiałem.” W sensie gotówki takiej, która do mnie wpłynęła, co zarabiałem w korpo, nie. Zarabiałem bardzo dużo, więc to było okej, ale wszystkie oszczędności wypstrykałem. Rodzą mi się właśnie bliźnięta.
No i teraz 48-letni facet jedzie do ojca i mówi: „Tato, pożycz, bo nie mam na życie.” Bo miałem mieć transakcję, sprzedaż czegoś, nie doszło do transakcji, zostałem tam oszukany przez moich wspólników wtedy, nie. To nie było dużo pieniędzy, ale było akurat tyle, że wystarczyło na 6 miesięcy życia. Ja mówię: „Potrzebuję na 6 miesięcy życia, bo nie mam kasy.” I potem jeden z moich wspólników z innej spółki wykupił udział w innej spółce. Ja musiałem to sprzedać, bo byłem na musiku, więc sprzedałem. Teraz to jest pewnie 20 razy więcej warte to, co sprzedałem. No ale ja się bardzo cieszę, że on wtedy mi uratował, bo mi kasy dał.
Ale wyobraź sobie, że super przygotowany, przemyślany, 7 lat przygotowań. Jak skoczysz do basenu, a tam nie ma wody, to się zabijesz.
Greg Albrecht: Jakie było twoje najbardziej przejmujące doświadczenie z całego tego czasu? Prowadzisz audycję już tyle lat. Gdybyś miał przed oczami wyświetlić jedną rozmowę, jedną chwilę, to co by to było?
Maciej Filipkowski: To jest dużo takich rzeczy.
Wiesz co, przyszedł do nas profesor Płoszajski z SGH. Cholernie trudny wywiad, bo profesor przyszedł z 16 kartkami, a ja zadawałem pytania, on miał w dupie moje pytania — on wiedział, co powie. I opowiedział bardzo fajnie historię swojego życia.
Polecam wywiad. Profesor zmarł chyba dwa lata temu, a wszyscy, którzy byli na pogrzebie, i tak dalej — na pogrzebie były puszczane fragmenty z audycji. I tak siedzisz i mówisz: „Fuck”. Zaczynasz sobie zdawać sprawę, że to robisz. Mieliśmy byłego prezesa mBanku, teraz PZU, gdzie matka jego wnuków mówi: „Macie super wywiad, bo jego wnuk pozna dziadka”. Znaczy, jak trochę dorośnie, bo to też młody chłopak, nie? I tak dalej…. Nagle okazuje się, że w pewnym sensie nie każda rozmowa taka jest, bo niektórzy przychodzą, żeby coś tam opowiedzieć albo sprzedać — tak jest, ale czasami ludzie przychodzą opowiedzieć historię swojego życia. Tak naprawdę o tym, jak zaprojektowali to życie. I niektóre z tych historii są fascynujące.
Jak Jacek Santorski opowiada: kilofem zasuwał, żeby zarobić pieniądze, a profesor z Norwegii, który wiedział, kim on jest, dał mu kartę do biblioteki. Więc poszedł do tej biblioteki w Norwegii i skopiował całą zawartość biblioteki, dzięki czemu mógł się nauczyć psychologii. Masz takie niesamowite historie.
Ale w tym momencie, jak nagrywasz, to nie wiem, czy masz ten chill. Ale potem się okazuje, że to się niesie.
Greg Albrecht: Że jest wpływ.
Maciej Filipkowski: Że jest wpływ, że zostaje coś, że archiwizujesz historię niesamowitych ludzi — trochę przy okazji.
Drugi taki moment mam czasami, gdy odkrywam ludzi. Bo wiesz, masz jakiś stereotyp w głowie, przychodzą do ciebie przedsiębiorcy, mówią: „O, taka firemka, coś jeszcze”. A potem okazuje się, że to nie firemka, tylko setki milionów, nie taka, tylko 95% klientów za granicą, nie coś tam i tak dalej. Mówisz: „Wow!”. A jeszcze ta głębia człowieka — nie.
Ja lubię te momenty. Mieliśmy takiego chłopaka, który zbudował biznes wokół budownictwa. Wpadł w to w wieku siedemnastu czy osiemnastu lat, miał córkę i poszedł pracować na budowach. Potem zaczął się specjalizować, a później stworzył biznes, który ma kilkaset milionów złotych obrotu. Na audycji się poryczał, że nie miał czasu dla córki. A potem z nim rozmawiam i mówię: „Jak to?”. On na to: „Wiesz co, córka do mnie zadzwoniła i powiedziała, że to nieprawda, że czuła się zadbana i kochana, że wiedziała, iż pracuję i mamy dobrą relację”. Więc czy ja miałem taki jeden moment? Nie wiem. Ale dużo takich momentów jest.
Greg Albrecht: Jak przeglądasz się właśnie w historii tych takich, wiesz, przygód ludzkich, jak to wpływa na twoje refleksje nad właśnie przyszłością swoją?
Maciej Filipkowski: Po ponad 400 wywiadach zaczynasz rozumieć, bo na początku szukałem jakiegoś wzorca, patternu, nie? Żeby zobaczyć, czy jest jakiś wzorzec, jakiś sposób na projektowanie życia. Najśmieszniejsze jest to, że 90% ludzi mówi, że życia nie projektuje albo nie projektowała, a potem ich słuchasz i no, nie do końca tak jest.
Nie ma jednej idealnej, nawet dziesięciu idealnych metod na to. Każdy to robi po swojemu. I teraz im ciekawsze życie, im bardziej interesujący człowiek, tym więcej podejmował trudnych decyzji, tym dalej pojechał — i geograficznie, i mentalnie, i fizycznie, ze swoimi pomysłami i z życiem. Bo, słuchajcie, jest 8 miliardów ludzi w tej chwili na Ziemi.
No, już ponad. I można robić naprawdę tak dużo różnych rzeczy, a my myślimy, że ta praca w tym miejscu, w tym urzędzie, czy w tej korporacji, w tym mieście i tak dalej, to wszystko. No nie. Ja troszeczkę, pamiętam, że zrobiłem sobie kiedyś podsumowanie, że do dwudziestego, kiedy wróciłem do Polski, dwudziestego ósmego czy dziewiątego roku życia, mieszkałem w dziewiętnastu miejscach.
W dziewiętnastu mieszkaniach, nie? Które były w raz, dwa, trzy, nie, do trzydziestego trzeciego roku życia, przepraszam, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć krajach — jakby Polskę liczyć i PRL, to w siedmiu, na dwóch kontynentach. I nagle stwierdziłem, że wow.
Ostatnio był u mnie Szymon, na razie coś dyskutujemy, że takiej wiedzy nie ma. Mówię: jak to nie ma? No można pójść na INSEAD, można pójść na Harvard, można pójść na inne rzeczy, nie?
Który polski przedsiębiorca o tym pomyśli? No ten, który zna angielski i stwierdzi, że warto. I to jest — my sobie sami te sufity robimy. To, co mówisz o tej szafie, przesuwaniu — my sobie sami te sufity robimy.
I ja, z uwagi na wiek, zaczynam zauważać pewien sufit tego, co ja jeszcze mogę i już nie mogę fizycznie zrobić. Już na narty nie pojadę z moimi połamanymi na hulajnodze nogami. Więc całe moje narciarstwo już doświadczyłem.
Ok, jakby moje małe dzieciaki chciały pojechać, to ja z nimi pojadę, to jest zupełnie co innego, bo to jest doświadczenie tego, że oni mają tę przyjemność. Już pewnych rzeczy nie zrobisz w życiu.
I teraz: kim chcesz być? To wracamy do tego, co było. No więc tych rzeczy, których nie zrobisz, będzie trochę więcej. I trochę więcej, i trochę więcej, i trochę więcej. Więc co warto zrobić? Ale nie zrobić dlatego, żeby zaliczyć, tylko jeżeli to mnie uzupełnia i ja chcę być taką osobą, to to zrobić i mieć z tego przyjemność w życiu. I mieć z tego fajną… To, co mi sprawia…
— Nie dam ci dojść do słowa tak łatwo.
Greg Albrecht: Wiesz, tak ciekawie mówisz, że chcę to skomentować.
Maciej Filipkowski: To, co sprawia mi największą przyjemność w tej chwili, to pomaganie innym.
Jednak zdaję sobie sprawę, że bardzo często jestem pytany, czy możemy się spotkać na kawę i porozmawiać. Niestety, nie mam na to czasu.
Greg Albrecht: Powiedziałeś o przemijaniu. Chciałbym złapać ten temat.
Maciej Filipkowski: Bo wiesz, jak to się zrobiło, ciężko.
Greg Albrecht: No, ale tak jest, bo mówisz o tych różnych rzeczach, których już… Wiesz, które to rzeczy, których już nie możesz zrobić. Ta lista rzeczy, których nie będziesz mógł zrobić, wzrasta. I myślisz…
Maciej Filipkowski: Mógł albo chciał czasami.
Greg Albrecht: Mógł albo chciał też, ale niektórych też mógł. Nie bójmy się powiedzieć o tym, że mógł. I to kreuje takie poczucie, że dobrze, no to mogę zarządzać chociaż tym, nad czym mam wpływ, bo na pewne rzeczy związane właśnie z przemijaniem nie mam tak naprawdę wpływu.
Maciej Filipkowski: Masz wpływ na przemijanie. Możesz zająć się swoją fizycznością.
Ja ważyłem prawie 120 kilogramów. Przez te operacje miałem depresję. Siedziałem w domu, nie mogłem się ruszać.
To był COVID. Miałem bark rozwalony, kolano rozwalone, kostkę rozwaloną, palucha rozwalonego. Dużo rzeczy było. No więc jadłem, piłem, fajnie było i czekałem na operację. No i przytyłem. W pewnym momencie stwierdziłem, że taki nie chcę być. Zacząłem się za siebie dbać.
Ostatnio spadłem ze schodów — tam ze trzy stopnie się potknąłem. Parę lat temu byłbym z bólu i pewnie połamany. A w tej chwili zastanowiłem się i pomyślałem: „Wow, ale fajnie mi kor i mięśnie zadziałały. Wszystko jest takie. Nic mnie nie boli.”
Więc jesteś w stanie zająć się swoją fizycznością, ale nie w pełni, oczywiście….
Greg Albrecht: Nie, znaczy mówię, zgadzam się, że nie ma co siedzieć na kanapie i mówić „koniec, już nic nie będzie”, bo jesteśmy w stanie hamować niektóre procesy. Jednak myślę sobie, że świadomość przemijania — między nami jest jakaś różnica wieku — wywołuje podobne refleksje. Myślę, że to przychodzi z obserwacji świata wokół, z obserwacji ludzi, którzy się zmieniają.
Uświadamiamy sobie, że czas leci coraz szybciej. Jestem ciekaw, jakie są jeszcze twoje myśli związane z tematem przemijania, z obserwowaniem tego, że niektórzy twoi goście odchodzą, że nie możesz już jeździć na nartach. Każdy z nas ma takie doświadczenia. Jak zachować zdrowe, praktyczne podejście do tego, wiedząc, że na końcu koniec jest dla nas wszystkich taki sam i że możemy jakoś wpływać na to, kiedy on nastąpi?
Maciej Filipkowski: Jest taka książka, która na mnie mocno zrobiła wrażenie, a propos — koniec jest taki sam, czyli „Umrzyj z zerem na koncie”. Tam jest fajnie wytłumaczone, że do pewnego momentu zbieramy pieniądze, ale potem trzeba przestawić się na to, że to jest ten moment, kiedy zaczynamy żyć z tych pieniędzy, a nie ciągle akumulować majątek. No bo majątku do grobu nie zabierzesz.
Nie lubię też tego słowa „przemijanie”, nawet nie nazywałem tego w ten sposób. Wiesz co? Jeżeli wiesz, kim chcesz być, wiesz, kim jesteś, masz tę autorefleksję i zdajesz sobie sprawę z tego, co chcesz, to zaczynasz robić rzeczy z coraz większą, coraz większą brutalną szczerością wobec rzeczywistości.
Tak. Jak komuś się to nie podoba — tough. Bo jak jesteś młodym człowiekiem, to musisz swoją postawą i energią zastępować brak wiedzy, doświadczenia i majątku. Jak jesteś starym prykiem takim jak ja, to niczym nie musisz nic zastępować. Jak nie podoba ci się, kim jestem, to nie słuchaj tego odcinka, przełącz na coś innego. Nie, sorry, nie mam potrzeby zaspokajania tego.
Więc to, co uważam, że warto robić, to być autentycznym sobą.
Tak. Koniecznie zadbać o swoje zdrowie, bo to jest świątynia, w której nasza jaźń, dusza — jak to chcesz nazwać — mieszka. Koniecznie trzeba zadbać o ludzi, którymi się otaczamy, bo oni w nas ładują dużo myśli, które mogą być pozytywne albo negatywne. Warto o to zadbać.
Gdzie mieszkamy, też ma znaczenie, bo jeśli będziecie mieszkali w miejscu, gdzie jest niebezpiecznie albo dużo smogu, albo czegoś innego, to można to zmienić. To da się zmienić. To samo dotyczy pracy.
Greg Albrecht: Powiedziałeś o ludziach wokół. Jestem ciekaw sytuacji, w której uświadomiłeś sobie, że relacja, która trwa wiele lat — być może z osobą z twojego bliskiego kręgu — jest nieoptymalna i w jakiś sposób negatywnie na ciebie wpływa.
Maciej Filipkowski: Co to jest nieoptymalne?
Greg Albrecht: Kiedyś z kimś miałeś dobrą komitywę. Ścieżki życia zmieniają ciebie, zmieniają tę osobę i te dwie planety raczej wchodzą w kierunek kolizyjny.
Ale nie jest tak łatwo czasem zrezygnować z tego. Dlaczego nie jest łatwo?
Maciej Filipkowski: Z tego zrezygnować.
Greg Albrecht: Obserwuję, że ludzie mają trudność z tym, żeby ucinać coś, ponieważ wiąże się to z ładunkiem wspomnień i doświadczeń.
Maciej Filipkowski: Sankt kost. Sankt kost falacy, czyli utopiony koszt. Również emocjonalny. Dokładnie, zgadza się. Ja kiedyś wszedłem do sali kofi.
Greg Albrecht: Ale miałeś taką sytuację, w której zerwałeś relację z kimś?
Maciej Filipkowski: Ja non-stop odświeżam swoje kręgi. Non-stop.
Tak, ja odszedłem z YPO, na przykład, bo stwierdziłem, że to jest dla mnie organizacja, która była dla mnie mega ważna. Pomogła mi w życiu niesamowicie, miałem super forum i tak dalej. Usiadłem i stwierdziłem, co mi się w tym podobało, a co nie. I stworzyłem swoją organizację – tę przedsiębiorców. To duża rzecz, którą widać.
Kiedyś, chodząc po biurze Della, wszedłem do salki i tam był taki napis, który do tej pory mi się wyrył: „Friends come and go, enemies accumulate.” To jest prawda. Jak to zrozumiesz, to tak po prostu jest.
Greg Albrecht: To opowiedz jeszcze.
Maciej Filipkowski: Są ludzie, którzy mówią, że przyjaciele przychodzą i odchodzą, a wrogów nam przybywa. Wrogów albo osób nieżyczliwych — to nie ma znaczenia.
Są ludzie, którzy potrafią, ja tak nie mam, mieć bardzo długie i głębokie relacje. To jest około jedna trzecia, nawet trochę więcej moich gości, którzy mówią, że mają pytanie o to, jak buduję swoje wewnętrzne kręgi.
To są ludzie, którzy mają 20, 30, 40 lat. Są już rozjechani, mówią o zupełnie innych rzeczach i tak dalej. Ja zawsze staram się szukać osób, z którymi mam coś wspólnego, z którymi jest o czym porozmawiać, dla których ja jestem interesujący, i którzy są interesujący dla mnie.
Ostatnio na live’ie dostałem bardzo ciekawe pytanie: jak zrobić, żeby wejść w takie kręgi, żeby mi pomogło i tak dalej. To jest bardzo prosta metoda — trzeba być interesującą osobą. Stań się interesującą osobą, a wejdziesz w dowolny krąg. Ludzie będą chcieli z tobą rozmawiać.
Ja mam łatwość w nawiązywaniu relacji, łatwość w prowadzeniu rozmowy, więc gdy wchodzę w coś, tak jak było w podcastcie, szukam ludzi, którzy są z tym związani, i zaczynam z nimi rozmawiać. Z kolei mam olbrzymią trudność w nawiązaniu pierwszej relacji. Nie zadzwonię do kogoś, kogo nie znam, więc otaczam się ludźmi, którzy mogą mi zrobić intro i tak dalej.
Dla mnie przyjaźnie bardzo często się po prostu kończą. To nie jest tak, że ja muszę coś zestawić.
Greg Albrecht: To po prostu.
Maciej Filipkowski: Wycisza się z przyjaźni – znamy się znajomymi, ze znajomych stajemy się starymi znajomymi, i to jest okej. Czasami się spotkamy i to jest okej.
Ale również przez to, że ja tak dużo się poruszałem i trochę odniosłem ten sukces, zmienia się twoja optyka na to, co w życiu jest możliwe, a co niemożliwe. Nagle spotykasz się… Pamiętam, że moją najtrudniejszą przeprowadzką w całym życiu był powrót do Polski po prawie dziesięciu latach w Stanach. Wydawało mi się, że wracam do siebie, do domu. Tylko że ja wyjechałem tam na początku swoich dwudziestych lat, a wróciłem pod koniec tych lat, czyli całe lata dwudzieste swojego życia przeżyłem w innym systemie. Tam skończyłem studia, tam miałem pierwszą poważną pracę…. Więc tam się ohajtałem – w ogóle, całe moje życie zaczęło się w moich dwudziestych latach. Wracam do Polski, spotykam tych moich przyjaciół, z którymi niedawno piliśmy osiemnastki, a potem mnie nie było. Pamiętam, że siedzę z moim bardzo serdecznym przyjacielem z ogólniaka i mówię: „Wiesz co, ja tu przyjadę” – to był chyba 1997 rok – „i chciałbym taką robotę, że będę w zarządzie spółki albo coś takiego, że na pewno samochód służbowy by się przydał i tak z dychę to powinienem zarabiać na rękę.” Gdańsk, 1500 zł to było, 2500 to już byłeś bogaty.
Koniec lat 90. On pamiętam, że przyniósł skrzynkę piwa, usiedliśmy i mówi: „Maciek, Maciek, to się nie wydarzy. Zapomnij.” Dwa miesiące później miałem pracę w Warszawie, dokładnie taką, jak sobie wymyśliłem. Po prostu zacząłem celować. Miałem fajnych przyjaciół wtedy ze Szwecji, z Francji, z ISEK-u, którzy powiedzieli: „Maciek, nie możesz wrócić do Gdańska, bo tam prawdopodobnie nie ma tej siły ekonomicznej, która wtedy była potrzebna. Jedynym takim miejscem w Polsce jest Warszawa, bo tam wchodzą nowe korporacje. Mówisz super po angielsku, masz doświadczenie ze Stanów, znajdziesz pracę.”
Miałem kilkadziesiąt, pod sto rozmów o pracę. Jeździłem, robiłem tak, żeby co najmniej raz w tygodniu, w poniedziałek, mieć rozmowę o pracę. Wtedy mogłem kupić „Gazetę Wyborczą”, gdzie była „Gazeta Praca” – jeszcze wtedy nie było internetu – żeby mieć wszystkie ogłoszenia. Potem dzwoniłem, umawiałem się i jeździłem. Chyba w Iławie wtedy u mojej pierwszej teściowej mieszkałem, żeby było bliżej, a nie w Gdańsku. Żeby tam dojechać, brałem super poranny pociąg – lato, 35 stopni, nie było klimatyzacji w pociągach, a ja jechałem w garniturze, białej koszuli.
Brałem pociąg o piątej czy szóstej, żeby dojechać do Warszawy na spotkanie na ósmą czy dziewiątą, gdzieś się chowałem, gdzie była klimatyzacja – wtedy nie było jej tak dużo jak teraz. I to zdobyłem. To było na zasadzie dużej ilości powtórzeń, z których większość nie wyszła.
To samo po Inseadzie. Skończyłem MBA na Inseadzie w 2002 roku. W 2000 roku każdy absolwent miał 7, 8, 9 ofert pracy. Oczywiście niektórzy nawet dostali pracę w Enron-ie, który za chwilę się wywalił. W 2002 roku co dziesiąty miał jedną ofertę pracy. Ja miałem trzy, z czego przyjąłem dwie. Pierwszą poszedłem na miesiąc i stwierdziłem, że nie. Druga była w Dell-u. Chciałem iść do firm farmaceutycznych, więc miałem dwie oferty z firm farmaceutycznych, a Del przyszedł na sam koniec na rozmowę. To była już ponad setna rozmowa, bo jeździłem po Browa, latałem po całej Europie.
Moja zasada była bardzo prosta: chciałem dostać pracę w Polsce. Wszyscy inni chcieli pracować na Zachodzie. Ja dostałem pracę w Polsce, w dużym polskim przedsiębiorstwie prowadzonym przez osobę z top 10 czy 5 w Polsce, jako jego osobisty asystent. Okazało się, że nie do końca tak ładnie to wyglądało i po miesiącu powiedziałem „pas”. Del mnie wziął, ale powiedział, że moja pierwsza praca jest w Genewie, w Szwajcarii. „Aha, no dobra, to bierz to, co dają.” Potem okazało się, że z tego wyszła dekada – świetna, naprawdę. Przez 10 lat miałem 7 czy 8 stanowisk w dwóch, trzech, czterech krajach w Dell-u.
Greg Albrecht: Tyle różnych doświadczeń. Czy był taki moment w Twoim życiu, kiedy poczułeś zblazowanie? Na zasadzie: może nie masz już nic na swojej bucket liście, już wszystko zrobiłeś, masz tę kasę, rozumiesz?
Maciej Filipkowski: Odhaczyłeś te wszystkie cele. Dość regularnie to miewałem. No bo ja miałem takie powiedzenie, jak byłem w korpo, nie? Że jak zostałem GM-em, dyrektorem generalnym Dela, no, na Polskę, to miałem takie śmieszne powiedzenie.
Wiesz, jak wejdziesz na szczyt, to jest najgorsza rzecz, którą możesz zrobić, bo po pierwsze tam jest zimno, wieje, widzisz kolejne szczyty, które możesz zdobyć. I wiesz, to jest wielka podróż w dół, żeby je zdobyć, bo musisz najpierw zejść, a potem wejść, żeby to zrobić, nie? A w dodatku na dole są ludzie, którzy czekanami ci po nogach walą, bo oni chcą wejść na dokładnie to samo miejsce, a tam jest tylko jedno miejsce.
Więc to był ten moment na pewno, że tak siedziałem i mówię: „No jestem GM-em”. To przez rok czy dwa było fajne, a potem… no i co z tego, nie? I teraz na wiosnę miałem taki moment. Ja ci mówiłem, że nazwałem to miejsce „nie wiem” i okazało się, że to jest okej. Że zblacowanie to może nie jest to, ale że, no, jak już wszystko osiągnąłeś i nie chcesz osiągać… No właśnie.
Tylko chcesz doświadczać. To jest trochę „die with zero”, nie? Nie chodzi o pieniądze w tym momencie, tylko taka filozofia, nie? Że chcesz doświadczać tego życia, a nie, to nie o to chodzi, żeby pojechać do wszystkich restauracji z gwiazdkami Michelina, tylko zjeść naprawdę dobrą rybę czy dobrego steka w jednym miejscu. I to już jest zupełnie co innego, nie?
Greg Albrecht: A w jaki sposób wynajdujesz inspirację do tego, co chcesz doświadczać? Czy to jest przypadek, czy masz jakiś sposób na to, żeby trochę przeramowywać swoją perspektywę, wiesz, widzieć coś nowego, obserwować, skąd to się u ciebie bierze, ta inspiracja do…?
Maciej Filipkowski: Słucham siebie, czyli jeśli coś mi się nie podoba, to tak jak ty miałeś z pracą na początku — gdy coś ci się nie podobało, po prostu wychodziłeś, prawda? Słucham siebie, więc jeśli coś mi odpowiada, to jest okej.
Ostatnio mieliśmy takie ćwiczenie w domu, bo dzieciaki za około 10 lat pójdą na studia — powiedzmy, za 11 lat. Zadałem wtedy pytanie: co my będziemy robić wtedy? Co chcemy robić jako para? To spotkało się z olbrzymią konsternacją w domu. Jednak kilka dni później usiedliśmy na moim ulubionym balkonie z widokiem na ocean, bo było lato, i zaczęliśmy rozmawiać.
Mówię: naprawdę chcemy robić bardzo proste rzeczy. Rano napić się kawy, siedzieć na balkonie, czytać książki przez dwie godziny i nigdzie się nie spieszyć. Nic nie osiągasz, nie ma żadnego szczytu do zdobycia. Po prostu jesteś razem, masz widok, słońce, towarzystwo i fajną lekturę, żeby coś porobić. Potem pójść razem na siłownię, na spacer czy coś podobnego. I tego typu rzeczy były dla nas ważne…. Przede wszystkim dużo jest tego w nas, w rodzinie. Wiesz, ja też miałem taki epizod dwa lata temu, kiedy pojechałem z grupą mastermindową na Sycylię z lekkim przeziębieniem. Okazało się, że miałem COVID i prawie umarłem — przez cztery dni ratowali mi życie. To było tak, że gdy zasypiałem, nie wiedziałem, czy obudzę się następnego dnia, bo miałem autoimmunoagresję — moje ciało postanowiło mnie zabić. Nie wirus, tylko moja reakcja na wirusa.
To był moment, kiedy wiele się we mnie przewartościowało. Konfucjusz powiedział, że mamy dwa życia, a o drugim dowiadujemy się w momencie, gdy zdajemy sobie sprawę, że mamy już tylko jedno życie. Więc ja mam już tylko jedno życie. W tym czasie kolega inwestował na wyspie, robił jakieś flipy i inne rzeczy. Powiedziałem mu: „Dobra, pogadamy tam, a potem idę do szpitala. Jak wyjdę, to pogadamy”. Potem dodałem: „Pożyczę ci pieniądze na tę transakcję, pod jednym warunkiem”. Tam chyba były trzy mieszkania. Powiedziałem, że przyjadę, gdy będę mógł już latać, i mam prawo pierwokupu. I przyjechałem.
To było zwykłe mieszkanie w zwykłym bloku, naprawdę. I powiedziałem: „Spoko”. Dlaczego? Bo całe życie chciałem mieszkać nad morzem. Jestem z Gdańska, z Moreny — dla tych, którzy wiedzą, gdzie to jest — to są wzgórza. Mieszkałem tam, gdzie był mały las, na piątym piętrze. Gdy budziłem się rano, miałem widok na zatokę. Widziałem Westerplatte, Hel, słońce, które wstaje o czwartej rano i mnie budziło, co mnie irytowało. Dla mnie to było tak naturalne, jak powietrze. Zawsze chciałem mieszkać nad morzem.
Warszawa była wyborem trzydziestolatka, który był logiczny. Teraz jest wyborem rodziny — szkoła, praca i tak dalej. Ale ja zawsze chciałem mieszkać nad morzem. Byłem na Sycylii i nawet ze szpitala nie widziałem wulkanu, nic nie widziałem, tylko jakąś ulicę. Mówiłem sobie: „Kurde, umrę na wyspie i nawet nie zobaczę oceanu”.
I to był ten moment — wskit! Po prostu kupię sobie coś. Nie wynajmę, nie pojadę na wakacje, tylko kupię miejsce nad oceanem. Dokładnie to zrobiłem. Mam teraz taki zajmity balkon, dwa metry na metr, może dwa i pół metra na półtora metra. To jest moje najbardziej ulubione miejsce na Ziemi w tej chwili. Siadam i patrzę, jak słońce zachodzi nad oceanem albo rano, jak ludzie wychodzą nad ocean popływać czy łowić ryby. I mówię: wow.
Greg Albrecht: Uśmiecham się z takiej pozytywnej energii tej anegdoty. Ten gość łowił ryby, przyszedł do niego inwestor i mówił: „Inwestuj, zbuduj wiele kutrów”. On odpowiedział: „Po co, skoro już to mam? Nie”.
Potem minęło tyle lat, inwestor wszystko zrobił, sprzedał firmę i teraz może z powrotem siedzieć i łowić ryby nad oceanem. Czasem jest tak, że w pogoni za celami one są potrzebne, bo też nas budują. Doświadczamy różnych rzeczy i nie mamy potem poczucia, że czegoś nie doświadczyliśmy, bo przez to przeszliśmy.
Jednak później okazuje się, że zamykamy tę drogę, bo tak naprawdę to, czego potrzebujemy, to są te proste rzeczy.
Maciej Filipkowski: Wiesz,
Greg Albrecht: To poczucie czegoś, czego kiedyś doświadczyliśmy i co jest tak głęboko w nas zbudowane w środku. Myślę, że to jest niesamowite, prawda? Jakby nie trzeba było wiele, żeby czuć się dobrze.
Maciej Filipkowski: Nie, jeżeli rozumiemy siebie, to naprawdę niewiele trzeba. A jeżeli czegoś nam trzeba, to trzeba podjąć tę decyzję i to zrobić.
Greg Albrecht: Jaka jest rzecz, którą, poza poczuciem przynależności — o którym mówiłeś także w kontekście wpływu na długowieczność — zaczerpnąłeś z otaczania się przedsiębiorcami, z życia z przedsiębiorcami? Co ciebie zbudowało?
Maciej Filipkowski: Akceptacja, że jesteśmy bardzo różni, oraz zrozumienie ciągłego podejmowania ryzykownych decyzji — non stop, kilkanaście, kilkadziesiąt decyzji dziennie, a niektóre, raz na jakiś czas, bardzo duże — to jest normalne. Pamiętam, że siedzieliśmy na Kaszubach, bo mieliśmy takie spotkania, tzw. „in the boardroom”, gdzie jedziemy do kogoś na chatę, aby zobaczyć, jak działa jego firma od wewnątrz. Siedzieliśmy przy ognisku i rozmawialiśmy już w późne godziny wieczorne — nie nocne, bo ja czasami nie mam siły na nocne rozmowy — ale i tak rozejrzałem się po chłopakach i powiedziałem głośno myśl, która wymknęła mi się spontanicznie, a wszyscy ją zaakceptowali.
Wiecie co? My wszyscy jesteśmy zbudowani z naszych niedoskonałości. Każdy z nas zbudował siebie i swój biznes na tym, czego mu brakowało. Bo jeśli ktoś pochodził z biednego domu i marzył o maluchu, to teraz ma 12 super aut w garażu, bo nie było go stać na to wcześniej. Ktoś potrzebował czegoś innego — i to ma, i tak dalej.
Ktoś potrzebował być rozpoznawalny — ma podcast lub audycję „Zaprojektuj swoje życie”. O sobie też mówiłem. Kiedyś to usłyszałem, parę razy mówiłem o tym po audycji, ale świetnie to ujął Dawid Paczka, który chyba był twoim gościem. Ma on Tedxa w Koszalinie o pięknym tytule: „Zbuduj, zrób z garba żagiel”. Jeżeli zrozumiesz swoje potrzeby i swoje niedoskonałości, to one nie są przeszkodą.
Mogą być siłą napędową. Jeżeli jesteś mega analityczną osobą i nie umiesz nawiązywać relacji z ludźmi, to właśnie teraz jest twój czas. AI potrzebuje ludzi, którzy potrafią w ten sposób rozmawiać, i możesz stworzyć zawód, biznes, cokolwiek. Jeżeli jesteś bardzo towarzyską osobą, jest wiele sposobów, by to wykorzystać — i tak dalej, i tak dalej.
Marek Kondrat jest przykładem człowieka, który stworzył biznes na swoim nałogu. Opowiadał o winach i innych rzeczach, ale w sumie od pasji do nałogu jest bardzo cienka czerwona linia. Nie wiem, czy on ją przekroczył, czy nie, ale zakładam, że trudno jej nie przekroczyć. Bardzo wielu z nas może to zrobić. Wszyscy możemy to zrobić, jeśli zrozumiemy, że nasze garby mogą być naszymi żaglami.
Jak zrozumiemy siebie, jak dokonamy autorefleksji i powiemy: „To jestem ja, tego pragnę, tego się boję, to mnie przeraża, to kocham, to nie jest dla mnie”. Mamy wdrukowane rzeczy, które dostaliśmy od społeczeństwa czy od rodziców. Nagrałem kiedyś odcinek, w którym mówiłem, że wdruki są jak kartki papieru, które ktoś nam przekazał.
Czy to na katechezie, czy mama w domu — ja mam taki wdruk: „Dlaczego byłem gruby? Bo biedne dzieci w Afryce głodują i trzeba zjeść talerz do końca”. Teraz uczę moje bliźniaki, że jeśli nie jesteś głodny lub głodna, to skończ jeść. To jedzenie pójdzie do śmieci. Nie musisz kończyć talerza, trzeba słuchać swojego ciała…. Jeśli coś ci nie smakuje, nie jedz tego warzywa czy czegokolwiek, bo twój organizm coraz bardziej ci to sygnalizuje. Niestety, potem ta umiejętność się wyłącza przez nadmiar cukru, soli i przetworzonych produktów. Teraz, jeśli zbudujemy siebie wokół dobrego zrozumienia siebie i nie będziemy bali się naszych, w cudzysłowie, wad, jeśli zrozumiemy, że te garby to tak naprawdę żagle, które trzeba wystawić na wiatr, to możemy wiele osiągnąć.
Te braki i wdruki, które sobie zostawimy — bo niektóre można wyrzucić, spalić czy cokolwiek — są nasze. I jedziemy. Jedziemy na regaty. Nieważne, czy regaty są na oceanie, na lodzie czy gdziekolwiek indziej. Jesteśmy w stanie je wygrać, bo mamy tylko jedną osobę, z którą się ścigamy — siebie.
Greg Albrecht: Kupuję. Zdecydowanie nie ma archetypu zwycięzcy, tylko każdy jest zwycięzcą po swojemu. Ja jestem zwycięzcą.
Będę diamentem, dokładnie. Ale jest tutaj jeszcze jeden element, o którym powiedziałeś — że chciał malucha, a ma 12 aut w garażu. I to jest ciekawa rzecz, nad którą się sporo zastanawiam. Jestem ciekawy, jaka jest twoja percepcja i perspektywa na to.
Ktoś, kto czegoś nie ma, ma niedostatek, ma motywację i pędzi, żeby to osiągnąć. A co w sytuacji, kiedy na przykład jesteś zamożnym człowiekiem, który ma niezależność finansową i masz dzieci? Czy te dzieci mają niezaspokojony głód, na przykład ekonomiczny? Czy z perspektywy ekonomicznej mogą mieć zbudowany też drive? Jak je uchronić przed tym, żeby nie zablokować ich poprzez stworzenie — nie wiem — nadmiernej perspektywy komfortu? Albo jak ich uczyć od strony finansowej, żeby nie było takiej percepcji, że wszystko jest możliwe?
Maciej Filipkowski: Nie wiem, uczę się tego. Pięknie to opowiedział Szymon Negacz. Był na jakimś spotkaniu biznesowym, rozmawiał z młodym człowiekiem o biznesie, o życiu i tak dalej.
Młodym, 21–22 lata. I tak powiedział: „Wow”. A młody człowiek odpowiedział: „O, to jest mój tata, bo on tutaj prowadzi biznes, ja tam z nim pracuję”. To on wziął tego ojca i powiedział: „Przepraszam, proszę mi opowiedzieć, jak pan wychował swojego syna, bo ja mam dzieciaki, które są młodsze, chciałbym tak wychować swojego syna, żeby miał takie coś”.
Ja myślę, że trudne czasy robią silnych ludzi, silni ludzi robią łatwe czasy, łatwe czasy robią słabych ludzi, a słabi ludzie robią trudne czasy. To podobnie jest w tych rodzinach. Znam dużo osób, które prowadzą biznes w drugim czy trzecim pokoleniu, nie dlatego, że ekonomicznie potrzebują prowadzić, tylko muszą coś ojcu udowodnić czy matce. Niekoniecznie żyjącej, niekoniecznie prawdziwej, tylko tej osobie w głowie, że szukają tej aprobaty czy zrobienia czegoś itd. Więc dużo jest metod.
Ja nie wiem, jak to zrobić dobrze. Staram się być najlepszym ojcem, jakim potrafię. Moje najstarsze dzieci skończyły medycynę i mają bardzo poważne zawody, które – wow – patrzę na to, co robią, obserwuję ich decyzje. Staram się czasami coś pomóc. Czasami dostaję taki feedback, że za bardzo ingeruję, wtedy się wycofuję, bo to są dorośli ludzie.
I wiesz, w pewnym sensie, jak masz dzieciaki, między którymi prawie że jest pokolenie, to trochę widzisz swoje decyzje wychowawcze, jaki mają skutek, i możesz trochę inaczej ustawić te śrubki. Pytanie, co zadziała, dowiesz się za 20 lat. Więc ja nie mam odpowiedzi na to pytanie.
Ja myślę, że to nie ma znaczenia. Na pewno jest znaczenie, patrząc na gości audycji: jeżeli ktoś wychował się w przedsiębiorczym domu, to jest mu łatwiej być przedsiębiorczym, bo te rozmowy po prostu były w tle, bo ten ojciec liczył gotówkę, bo ta mama, wiesz, składała zeznania podatkowe czy coś jeszcze, wiesz, to różnie było. Czy mama prowadziła biznes, to wiesz, a tata zajmował się domem – to różne modele są oczywiście i to rzeczywiście widać, że po prostu mają taką łatwość tego, że pieniądze są, potem ich nie ma, że decyzje są trudne i trzeba ryzykować, że trzeba je podejmować i tak dalej, że to po prostu się dzieje.
Ale ja nie mam takiej recepty, którą mógłbym dać. Znaczy, mógłbym zacytować jakąś mądrą książkę, wtedy mielibyście fajny cytat do audycji, ale ja jej nie mam. I nie próbuję być wszechwiedzącą osobą. Ja wiem, jak pomagać przedsiębiorcom, wiem, jak pomagać dojrzałym mężczyznom. To potrafię.
Greg Albrecht: Super. Ja mogę tylko podziękować Ci bardzo za szczerość i otwartość. Życzę Ci, aby Twoja misja, którą tworzysz, prowadziła zarówno Ciebie, jak i innych ludzi w lepsze miejsce. Dziękuję Ci bardzo.
Maciej Filipkowski: I dziękuję Wam.
Greg Albrecht: Partnerem podcastu jest Albrecht & Partners. Oferują mentoring strategiczny, wsparcie w zarządzaniu oraz executive coaching.




