Jakub Pawelski – LiveKid – posłuchaj podcastu:
Jakub Pawelski – LiveKid – opis odcinka:
Gościem 126. odcinka #GregAlbrechtPodcast jest Jakub Pawelski, twórca aplikacji LiveKid, która pomaga w zarządzaniu żłobkami i przedszkolami. Jakub stworzył aplikację, by ułatwić życie swojej mamie, prowadzącej prywatny żłobek. Zrobił to tak dobrze, że dziś z LiveKid korzysta już prawie 700 placówek w kilku krajach. Tymczasem Jakub znalazł się na liście Forbes 25 under 25.
W rozmowie opowiada m.in.:
• dlaczego LiveKid koncentruje się na bardzo wąskiej grupie klientów i jak to pomaga w rozwoju biznesu,
• czy prowadzenie żłobka lub przedszkola to opłacalny biznes,
• dlaczego wraz ze wspólnikiem zdecydowali się na samofinansowanie,
• jak odróżniać osoby, od których warto się uczyć, od tych, które mogą niewiele wnieść w Twoje życie,
• dlaczego warto czasem mówić „nie” fajnym pomysłom,
• czy angażowanie się w projekt na 50% ma sens,
• jak spojrzenie na biznes z dystansu może pomóc w dalszym rozwoju.
Dołącz do Klubu Greg Albrecht Podcast, aby mieć dostęp do ekskluzywnych materiałów, spotkań i wpływ na kształt tego podcastu: https://albrechtpartners.com/klub
Masz pomysł na temat odcinka? Znasz kogoś, kto powinien być moim gościem? A może chcesz zostać sponsorem podcastu? Napisz do mnie: gregalbrechtpodcast (at) gmail.com
Wideo – Jakub Pawelski – LiveKid:
Transkrypcja:
Dziś w Greg Albrecht Podcast Jakub Pawelski, twórca aplikacji LiveKid. Cześć Kuba!
Cześć Greg, dzięki za zaproszenie.
Cieszę się, że tutaj jesteś, bo mam nadzieję dowiedzieć się dużo na temat tego, kim jesteś i co robisz i tego, że przekażemy to różnym słuchaczom. Powiedz na początek, może o LiveKid. Dlaczego stworzyłeś aplikację, którą wspierasz przedszkola i nie tylko?
Jasne. O czym, o tym dlaczego, to może za chwilę, na razie mniej więcej, co to w ogóle jest za aplikacja, bo mimo tego, że część systemu dotyka dość dużej części społeczeństwa to ta corowa wartość naszego systemu jest dosyć backofficowa. Przez to jakby myślę, że większość ludzi, może kojarzyć LiveKida z czymś, czym on zupełnie nie jest albo z jakimś małym wycinkiem. Więc my tak naprawdę dostarczamy oprogramowanie do zarządzania żłobkiem i przedszkolem dosyć kompleksowo, od komunikacji z rodzicem, przez płatności i mechanizmy rozliczeń na fakturach, raportach i grafikach pracowników kończąc. Czyli taki system ERP, jaki pewnie większość słuchaczy może mieć w swoich firmach, tylko skrojony na miarę przedszkola czy żłobka. No i oczywiście, ze strony rodzica to wygląda zupełnie inaczej, bo to jest miejsce gdzie może się dowiedzieć co się działo z dzieckiem w ciągu dnia, odwołać jakiś posiłek, zaplanować nieobecność, przeglądnąć zdjęcie z wycieczki, czyli takie jakby okienko na świat, czy okienko na to swoje dziecko, jeżeli je oddaje na 8 godzin dziennie do żłobka i przedszkola. Dla nauczyciela to jest taki bardziej system operacyjny, czyli to jest dla niego dziennik gdzie sobie wszystko zaznacza, wszystkie godziny przyjścia, wyjścia i gdzie może się komunikować z rodzicami. A w części tej administracyjnej dla dyrektorów, właścicieli, no to już tak jak mówiłem, taki typowy system ERP. Oczywiście skrojony na miarę małego biznesu w tej konkretnej branży.
I może zanim w takim razie powiesz skąd to się wzięło to jeszcze chciałbym zrozumieć, dlaczego i w jaki sposób doszło do tego, że koncentrujecie się na tak wąskiej grupie klientów?
No generalnie można pójść w dwie różne strony. Można otworzyć software horyzontalny albo wertykalny. Plusy, minusy każdego z rozwiązań pewnie można by długo wymieniać. Dorabiałbym teorię gdybym powiedział dlaczego weszliśmy w wertykalny, że uważamy że wtedy można się bardziej skupić na potrzebach tego klienta, bo jest łatwiejszy do zdefiniowania, jego profil jest oczywisty, potrzeby, to akurat wynikło przez przypadek. Natomiast powód, dla którego ciągle zostajemy w tym jakby podejściu wertykalnym jest taki, że naprawdę wtedy można zrobić all in one. W sensie można naprawdę od a do z zadbać o potrzeby takiego klienta, bo gdybyśmy już poszli segment wyżej, do na przykład szkół, to już by się troszeczkę zwiększył wachlarz potrzeb. Byłoby bardzo trudno na przykład robić roadmapę produktową, czy bardzo trudno byłoby ważyć, co w tym systemie jest koniecznego. Więc to jest powód, dlaczego wąska nisza, acz może nie powód tylko to są jakieś tam powody, dla których ciągle się w tym trzymamy i staramy się nie rozpraszać, mimo tego że bardzo dużo jest na co dzień rozpraszaczy, bo zawsze dotykamy jakiejś innej branży przez przypadek, bo żłobek ma np. kontrahenta w postaci cateringu, więc już jakby od razu się wtedy odpala w zespole, „No to super, to rozwijamy teraz system do obsługi firm cateringowych”, no ale to już jest to że wchodzisz na zupełnie nowy grunt, na zupełnie nowy katalog potrzeb klienta, dlatego my zostajemy w żłobkach i przedszkolach.
To skąd się w takim razie wziąłeś w tej branży?
Pewnie najczęściej w ogóle zadawane pytanie, czy do mnie, czy do mojego wspólnika, czy kogokolwiek innego, bo to nie jest powiedzmy branża pierwszego wyboru dla młodych mężczyzn, tak? Żłobki i przedszkola to raczej, można powiedzieć, ostatnie o czym myślą uczniowie technikum czy o czym się myśli na studiach, tak? Raczej sektory finansowe, bankowe i tak dalej może są bardziej pociągające. U mnie to był przypadek, bo jakby historia jest dosyć rodzinna. Moja mama trzy, cztery lata temu otworzyła żłobek. Żłobek mały, na 30-stkę dzieci ale już jakby wystarczająco duży, żeby ona jako właściciel czy taka główna osoba operacyjna w takiej małej placóweczce, zajmowała się prawie wszystkim, tylko nie opieką nad dziećmi, tak? Czyli od zapisywania, zliczania godzin obecności, posiłków o 9:00 rano. Myślę, że to może taki krótki background dla wszystkich bo to myślę, że backofficowy aspekt żłobka może nie być oczywisty. Na przykład, codziennie rano o 9:00 jest wielka batalia, bo trzeba zebrać od wszystkich rodziców informację co będzie, co chcą zamówić do jedzenia. Oczywiście, że są domyślne posiłki. To nie jest tak, że właściciel dzwoni np. dwa dni temu wcześniej dzwonił Greg i mówił, że jego dziecka nie będzie 3 dni, bo jedzie sobie do Sopotu, Jakub dzwonił wieczorem albo wysłał maila, że jego dziecko jest chore albo przyjdzie dopiero na 12:00, więc chciałby odmówić śniadanie. Generalnie w wielu różnych kanałach komunikacyjnych są tego typu informacje i codziennie rano trzeba to zagregować. I to naprawdę, jak siedziałem sobie dużo u mojej mamy i obserwowałem to naprawdę była dość duża operacja, która codziennie zabierała ileś tam czasu, nie? I tego typu rzeczy jest tam dosyć sporo i ja wtedy byłem developerem w jednym z krakowskich softwarehousów i szukałem sobie projektu po godzinach. Chciałem po prostu zadbać o trochę większą część procesu tworzenia oprogramowania czy tworzenia, może nawet już tak szerzej produktu, niż tylko i wyłącznie kolokwialnie mówiąc, klepanie tasków. No jakoś tak padło na to rodzinne podwórko, bo miałem przykład bardzo blisko i nie musiałem tak naprawdę szukać problemów. A to jak patrzę na znajomych, którzy rozpoczynają firmy to chyba to jest czasem najgorsze, nie? Jeżeli wychodzimy z założenia, że chcemy założyć firmę i zaczynasz się rozglądać, bo zaczynasz dopasowywać troszeczkę rzeczywistość do Twojej teorii, niż odwrotnie, nie? A to raczej powinno wychodzić z tego, że jest jakaś potrzeba nie zaadresowana. Ona była niezaadresowana i zupełnie bez wizji budowania dużej firmy czy czegokolwiek poważnego. Zacząłem tą potrzebę krok po kroku adresować, tworząc aplikację po prostu.
Opłaca się prowadzić żłobek, czy przedszkole, obserwując swoich klientów, dynamikę ich przychodów i wszystko?
Nieoficjalnie moglibyśmy podawać jakiś swój wskaźnik inflacji w branży dziecięcej i to jest tak, by the way, dość duża wartość naszej firmy dla naszych klientów, bo my często w procesie onboardingu klienta, konfiguracji systemu pod jego potrzeby itd, trochę wychodzimy poza szablon, tylko i wyłącznie do stosowania narzędzia do tego co jest, a raczej czasami nawet nasi account managerowie układają procesy w takich żłobkach. Mamy już jakby przegląd. W tej chwili z LiveKida korzysta prawie 700 placówek, żłobków i przedszkoli, więc mamy dość duży przegląd tego, co się dzieje. Wiemy, jakie systemy się sprawdzają na dłuższą metę, bo najstarsi klienci z nami współpracują 2 lata, więc już wiemy co się sprawdza, co nie, kiedy warto posłuchać klienta, że jak się uprze że w ten sposób ma to wyglądać. Więc układamy te procesy w tych placówkach i jesteśmy w stanie nawet czasami doradzić co robić w trakcie koronawirusa, albowiem wiemy co robią inni, jak to się kończy itd.
Czyli opłaca się czy się nie opłaca? Jakbyś dzisiaj miał Ty założyć, zainwestować trochę kasy w założenie biznesu i nie miałbyś takiego pomysłu jak miałeś wtedy, obserwując mamę.
Mieliśmy ostatnio taką dyskusję w kuchni i stwierdziliśmy, że założymy sieć żłobków LiveKid i chyba nie będą to żłobki, już tak właśnie odpowiadając konkretnie na pytanie, tylko przedszkola. Jeżeli ktoś miałby inwestować to raczej w przedszkola niż w żłobki. Nie ma co wchodzisz w małe placówki, tak? To znaczy format 30 dzieci mojej mamy jest dużo cięższy ekonomicznie do pospinania, żeby sobie z tego dobrze żyć niż na przykład gdybyś miał 100-stu, 200-stu osobowy żłobek, przepraszam, przedszkole raczej. Pewne koszty masz stałe, pewne wymagania lokalu niezależnie od tego na ile dzieci są stałe i też jest wymagana liczba, w sensie stosunek między dziećmi a opiekunami jest też ściśle określony i w momencie, kiedy masz tych dzieci dużo więcej, dużo więcej punktów marży, możesz bardziej sobie pozwolić na manewrowanie staffem, a jeżeli masz 30-stkę dzieci, czyli na przykład trójkę tylko, czy czwórkę wychowawców no to wiesz, jeden urlop, jednym coś, i bardzo dużo jakby to Ci zajmuje. W ogóle, jeżeli ktoś by chciał zaczynać to zupełnie nie ma się co martwić popytem na Twoje usługi, bo jakby żłobków i przedszkoli ciągle jest za mało, zwłaszcza dobrych, żłobków jakichkolwiek, a przedszkoli zwłaszcza dobrych. Natomiast jest bardzo duży problem z personelem. Polski rynek pracy pod tym względem nie rozpieszcza, jeżeli chodzi o płacę. Jest bardzo duży popyt, a podaż jest jaka jest, jeżeli chodzi o pracowników. Od tego w ogóle bym zaczął, jeśli ktoś by chciał bawić się w żłobki i przedszkola. To jak zapewnię sobie komfortowo zatrudnienie na tyle jakby wakatów, ile tam potrzebujemy.
Od ponad dwóch lat zajmujesz się żłobkami i przedszkolami, jesteś jeszcze człowiekiem w miarę młodym. Ile masz lat w tym momencie jak nagrywamy?
21 tak, ale to 22 już… Już powiedzmy we wrześniu, będę miał 2 z tyłu.
Czyli jesteś człowiekiem bardzo młodym, który grzebie się teraz w temacie żłobkowo-przedszkolowym. Próbuję Cię sprowokować mówiąc oczywiście „grzebie” i zastanawiam się czy miałeś takie myśli, w których obudziłeś się w nocy, powiedziałeś: „Czym ja się zajmuję? Zajmuje się oprogramowaniem dla żłobków i przedszkoli, czy to jest to, co chce w życiu robić?”
Tu bardziej nawet niż pod kątem oprogramowania dla żłobków i przedszkoli to, pod tym względem zastanawiam się często jaka jest moja rola w organizacji. To jest pytanie o którym myślę codziennie wieczorem, nie? Bo zaczynając jako główny jakby pomysłodawca, programista, projektant i można by wymieniać daleko. Jeżeli jesteśmy w dwójkę, ja i Mateusz, Mateusz zajmował się sprzedażą tej aplikacji, a ja wszystkim innym, mamy dużo takiej operacyjnej pracy, która musi po prostu zostać wykonana, więc jakby się nie zastanawiasz, jaka jest Twoja rola. A w momencie kiedy zaczynasz coraz bardziej, jakby z biegiem czasu zatrudniać kolejnych specjalistów, którzy od Ciebie biorą bardzo konkretne rzeczy, są w tym dużo lepsi od Ciebie, to w pewnym momencie zostajesz, tak mówiąc przewrotnie, z niczym. Musisz sobie na nowo tą swoją rolę zdefiniować, bo teraz nad LiveKidem pracuje około chyba 26, 27 osób, w Krakowie 23 chyba 24, jeszcze mamy 3, 4 osoby w Niemczech, w Freiburgu, więc takie pytanie sobie bardzo często zadaję, ale jeżeli chodzi o to, dlaczego zajmuję się żłobkami, nie no, jakby zupełnie nie. Jeden aspekt, którego zupełnie się nie spodziewałem, a jest na mnie po prostu chyba najbardziej motywującym czynnikiem, najbardziej takim potrzebnym, wiesz, do życia to jest coś czego liznąłem w takiej firmie Mobile Pay, w której pracowałem przez rok. Mobile Pay to jest taki Fintech na rynku duńskim, obsługuje 80% populacji i wszyscy z tego korzystają jak ze środka płatniczego i my tam wiedzieliśmy, że jak robimy feature, to robimy po to, żeby teraz babcie mogły płacić za kablówkę przez Mobile Pay albo żeby młodzi ludzie mogli dzielić rachunek w restauracji itd. Więc jakby ta potrzeba, jakkolwiek górnolotnie to nie brzmi, potrzeba jakiegoś wyższego celu, sensu, dowożenia tematów, została tam we mnie bardzo zakorzeniona, a mój software poza tą backofficową częścią, która jest jakby najważniejsza i faktycznie pozwala zaoszczędzać czas i pieniądze klientów, to ma jeszcze całą tą warstwę rodziców, która jest trochę bardziej emocjonalna, ale jest też bardziej masowa. Co powoduje, że jak ja się gdzieś pojawię czy ktokolwiek z firmy, w gronie ludzi, w jakimś szerszym gdzie masz przedział od 25-ciu do 40-stu to jest niskie prawdopodobieństwo, że ktoś nie ma naszej aplikacji i jakby te momenty są cudowne, nie? W sensie moment, w którym kupuję drukarkę i podaję dane do faktury i ktoś mówi: “O LiveKid, Ci od aplikacji”, i wiesz, wyciąga telefon. To jest po prostu zwieńczenie mojej pracy i to jest coś co, nie wiem jak to przenieść na wszystkich w naszym zespole, bo oni mają mniej momentów, w którym podają wiesz, na przykład właśnie NIP firmy, czy coś takiego, ale to jest najfajniejsze uczucie. Oczywiście, że jak rozmawiam z kolegami, którzy prowadzą firmy, które de facto robią to samo, jeżeli pomyślisz o operacjach, bo też B2B SaaS, sprzedaż, tak? Wszystkie procesy wyglądają inaczej, to znaczy tak samo, ale inne zupełnie jest ARPU, czyli jakby średni przychód na klienta, no to łezka w oku się kręci, że u nas to jest tyle ile jest, czyli tam okolice 100$ w górę, ale sama branża jest bardzo wdzięczna przez to, że jest masowa a tego potrzebowałem, nie? Żeby nie dostarczać jakiegoś softwaru, który gdzieś idzie w kosmos i jest używany na stacji kosmicznej, bo to oczywiście ma swoje plusy i na pewno niektórych to jara ale to, że mogę zobaczyć jakby swoje dziecko, już trzymając się tej terminologii, wiesz w użytkowaniu, w społeczeństwie jest niesamowicie ważne, przynajmniej dla mnie.
A w jaki sposób budujecie bazę klientów i ustalacie ceny dla produktu?
To może najpierw trochę o bazie klientów. To jest dość specyficzna sprawa, bo my musieliśmy stworzyć sobie troszeczkę kategorii i rynek, a dopiero potem móc zdobywać klientów, z tym było bardzo dużo pracy, jak sobie myślę jak wyglądał rynek tego typu oprogramowania 2 lata temu w Polsce, czy w ogóle jakiegoś tam, jakiegoś aspektu technologicznego w żłobkach i przedszkolach, to niebo a ziemia. Jakby konkurencja obecna, przyszła może być nam naprawdę wdzięczna, bo odwaliliśmy kawał dobrej roboty, edukując rynek i przygotowując go na takie standardowe działania marketingowe. Myślę, że gdybyś 2 lat temu odpalił kampanię na Facebooku, nawet gdybyś włożył tam niesamowicie duże pieniądze, billboardy na ulicach itd. i reklamował byś jakiś system do zarządzania żłobkiem to myślę, że konwersja byłaby bardzo mała. Więc, jeśli chodzi o budowanie bazy klientów to jest typowy SaaSowy lejek, nie? Czyli generujemy sobie w jakiś sposób leady i tutaj od kampanii reklamowych na Facebooku, Google, przez kampanie cold mailingowe, guest posting, content marketing. Zwłaszcza content marketing to jest coś, co, w czym mam taką zuchwałą opinię, że jesteśmy w tym dosyć dobrzy, no a potem to trafia do działu handlowego, który już tak pół automatycznie konfiguruje ten system. Mamy ten plus i to też bym jakimś początkującym przedsiębiorcom, można czegoś radzić to, żeby starali się tworzyć produkty, których nie trzeba za bardzo sprzedawać, tylko trzeba je tylko prezentować. Jest jakby dużo łatwiej, dużo szybciej, to jest dużo bardziej efektywne biznesowo, nie?
Co to znaczy?
No, że musisz tak naprawdę pokazać produkt z perspektywy, która interesuje Twojego klienta i to wystarczy. To jakby “domyka transakcje” nie? Bo w momencie jeżeli masz produkt, który musisz bardzo sprzedawać, pokazywać go, rzucać na niego takie światło które powoduje, że wygląda świetnie, no to ta konwersja z demo na triala, czy z triala na deal jest mniejsza. Jeżeli masz coś co realnie pozwala zaoszczędzić kasę, czas i czyni w jakimś tam, chociaż małym stopniu to życie, tego użytkownika lepsze, no to generalnie sprawa jest dosyć prosta, nie? I idziesz dość gładko przez rynek.
A jak pozyskaliście drugiego klienta, bo rozumiem, że Twoja mama była pierwszym?
Moja mama do dzisiaj nie płaci za software, no musimy to zmienić w najbliższym czasie.
Czyli to jest tak zwany klient niepłacący. A pierwszy klient płacący, skąd się wziął?
A propos nie płacących klientów, czyli tego jednego. Zawsze jest taki chrzest bojowy dla naszych osób, nowych osób w obsłudze klienta, bo oni jakby nie od razu załapią i zawsze jest to ciekawe jak dzwoni, jak sobie zda sprawę z tego ta osoba, że dzwoni mama, jakby moja, no to to bywają różne reakcje. Drugi klient, na samym początku robiliśmy to bardzo łopatologicznie jakbym powiedziałbym, że jak Flinstonowie, czyli Mateusz jeździł po placówkach, jakby door-to-door, spotykał się z klientami i nawet, bo oczywiście teraz zupełnie nikt się nie rusza z biura, to nie ma możliwości, żebyśmy skalowali sprzedaż czy w ogóle jakieś dynamiczne działanie robili, jeżdżąc. Natomiast to jest w ogóle coś, z czego bym nigdy nie zrezygnował przy otwieraniu nowych biznesów. Bo wydaje mi się, że to że my te pierwsze 40 punktów sprzedaliśmy na żywo i odwiedziliśmy, zobaczyliśmy jak to działa itd. to też nam pozwoliło zbudować jakieś tam zrozumienie klienta. I staraliśmy się i nadal się staramy co jakiś czas wysłać, zwłaszcza nowych współpracowników do placówek, żeby sobie liznęli tego świata.
A jak wygląda struktura i sposób działania bo powiedziałeś, że próbujesz zredefiniować swoją rolę w firmie, bo zespół jest coraz lepszy, lepszy od Ciebie i zaczyna Ci odbierać różne funkcje i zaczynasz się zastanawiać: „Co ja tutaj robię? Czy nie powinienem cały czas siedzieć na wakacjach?” Pewnie tak nie jest, ale jak wygląda zespół?
Pracy mam dosyć dużo tylko czasami się zastanawiam jak poprzestawiać swój system, nie wiem czy gratyfikacji, w sensie, co znaczy dobrze wykonana robota, kiedy mam się kłaść z uśmiechem na twarzy, kiedy mogę sobie pozwolić na moment relaksu, a kiedy jeszcze jest coś do zrobienia? W tym momencie, wydaje mi się, że usuwanie przeszkód poszczególnym team liderom to jest to, co jest takim moim corowym zadaniem i i na tym się najbardziej skupiam, nie? Czyli, żeby w sprzedaży, marketingu, obsłudze klienta, developmencie, żeby wszędzie, wszystko mogło iść gładko, bo często pojawiają się jakieś takie tematy, które potem trafiają do mnie po prostu na biurko i ja je muszę rozwiązać, żeby oni mogli sobie dalej, nie? Jeżeli chodzi o zespół, myślę że tutaj też nie ma żadnych zaskoczeń. Jest dział handlowy, dział sprzedaży. To są ludzie, którzy tak naprawdę odbywają takie wiesz, videocalle z klientami na temat tego…, nazwa naszego narzędzia, po prostu tak zwany demo. Mamy dział obsługi klienta i tu bym powiedział, że trochę bardziej nawet dział, no obsługa klienta to jest bardzo jakby, to bardzo spłaszcza, to co oni robią, nie w sensie to brzmi. My musimy w ogóle zacząć zmieniać w ogłoszeniach jak przy rekrutacji, bo to się kojarzy z jakimś supportem, że ktoś siedzi na jakiejś infolinii i odpowiada, jak zresetować hasło i oczywiście też zdarzy się czasami tak e-mail, wiadomość na czacie itd. Ale myślę, że to jest taka w ogóle grupa osobistych konsjerży naszych klientów. W sensie oni naprawdę są w pełni do dyspozycji, jakby nasze podejście do klientów jest bardzo takie jakby, Myślę, że jakby ktoś zadzwonił i oczywiście mam nadzieję, że teraz nie zrobiłbym tym dużego tym problemu. Ale że gdyby ktoś zadzwonił i powiedział, że ma problem z wybraniem oferty cateringowej i chciałby, żeby ktoś mu pomógł porównać 4 oferty znaleźć itd. to myślę, że dziewczyny z Customer Success teamu z przyjemnością wyszukiwałyby tych ofert i je porównywały. Idąc dalej, mamy dział marketingu. Tutaj powiedzmy, że miesza się, jeżeli to można w ogóle oddzielić, że część działań jest content marketingowych, czyli po prostu tworzymy e-booki, blog posty, webinary, różne formy jakby contentowe. Jest taki klasyczny generation czyli reklamy, cold mailing i wszelkie inne takie kampanie. Potem mamy dział produktowy 5-ciu deweloperów, jeden jakby Project Manager, Head of Product, nie wiem Kuba jest jakby multiinstrumentalistą i robi od wiesz jakby designów poprzez projektowanie w ogóle produktu, zarządzanie już tak bardzo hands on developmentem i chyba tyle. Sprzedaż, marketing, obsługa klienta, produkt, no jeszcze jakiś tam 1 dział, znaczy dział, jedna grupka ludzi, która robi rzeczy pośrodku, czyli ja i Sabina. Sabina u nas zajmuje się HR i całą administracją. No ja, no i właśnie tutaj pytanie, co ja tam robię? Wiesz, czym się zajmuję na co dzień?
Wiesz, jak słucham Ciebie to mam fajną, bardzo taką mega pozytywną refleksję. Refleksję, która może gdzieś tam mnie ustawia w pozycji człowieka w średnim wieku, którym pewnie powoli zaczynam powoli być, bo wracam pamięcią do czasów, kiedy ja zaczynałem być aktywny zawodowo, będąc prawdopodobnie, mniej więcej w tym wieku co Ty, czyli koło 19-ego roku życia. I pamiętam, że jakby zupełnie inaczej wyglądał wtedy świat i myślę sobie, skąd ja byłbym w stanie w ogóle zaczerpnąć tyle praktycznej wiedzy i pewnych frameworków myślenia o biznesie, żeby móc… Ja wiem, że to nie jest tak, że dzisiaj każdy człowiek w Twoim wieku osiągnął tyle co Ty, no to jest oczywiste, ale nawet wtedy jak pamiętam to myślę, że trudno byłoby mając wielkie chęci, zbudować pewnego rodzaju wiedzę ogólno biznesową, ale jednak praktyczną, a nie opartą na jakimś tam Kotlerze, czy innym, dziwnym źródle, które szanuję ale jest mało konkretne, mało praktyczne, żeby zbudować, unarzędziowić i powiedzieć: “Ok, następny krok jest taki. To są najlepsze praktyki”.
Jasne, jasne.
I w jaki sposób to się dzieje, to znaczy skąd Ty zaczerpnąłeś wiedzę, żeby odpalając firmę w wieku lat, rozumiem 19-stu czy 18-stu, stworzyć coś, co zasadniczo działa jak firma. Oczywiście można to rozwijać dalej, na pewno będziesz. Można to doskonalić, ale jest jakby pewna struktura, są pewne procesy.
Moglibyśmy obciąć rozwój i w tym momencie zostać zamożnymi ludźmi, ja i mój wspólnik, tak? W sensie, no bo znaczna część naszych wydatków jest rozwojowa. Wiesz co, wydaje mi się, że tylko jeden aspekt czy źródło pozyskiwania wiedzy mógł się zmienić, jakby porównać “moje czasy” i Twoje przez internet. Ja jestem typowym dzieckiem internetu, nie? No teraz może nie mam na to za bardzo czasu ale wcześniej to wydaje mi się, że jak mnie coś interesowało, zaczęłoby, na początku było to programowanie, potem troszeczkę bardziej tworzenie produktu, a potem tworzenie firm, które tworzą produkty, to myślę, że przejrzałem wszystko co było, a było dużo, nie? W sensie, jest naprawdę… YouTube na przykład, bo ja najbardziej lubię formy mówione, pokazywane, czy krótkie formy pisane. Na pewno nie czytałem takiej ilości książek biznesowych, to zupełnie. Myślę, że to bardziej teraz niż kiedykolwiek wcześniej. Internet jest tego pełny polski, angielski internet, wiesz tych konferencji typu infoshare itd. jest bardzo dużo i co któraś jest naprawdę wartościowa i warto jej posłuchać.
Ale myślę, że taką najważniejszą rzeczą, od której się zaczęło, poza oczywiście jakby wertowaniem każdego źródła w internecie to jest to, że trafiłem do super pierwszej firmy, naprawdę firmy. Oczywiście to był aspekt programistyczny i troszeczkę produktowe, ale trafiłem do po prostu pokoju pełnych pasji i wiedzy ludzi. I to było mega akcelerujące. Druga sprawa jest taka, że generalnie ludzie lubią pomagać i dzielić się wiedzą. Więc jeżeli potrafisz zadawać mądre pytania to zarówno w takim pokoju możesz bardzo dużo od nich czerpać. Ja zawsze byłem, wiesz jakby najmłodszy, najgłupszy, najmniej doświadczony, także byłem w tej komfortowej sytuacji, że nie byłem najmądrzejszy w pokoju. Więc jeżeli już jesteś w takim pokoju i potrafisz zadawać pytania to wydaje mi się, że bardzo szybko… Ludzie są życzliwi, generalnie lubią się dzielić doświadczeniem, a poza tym możesz sobie takie pokoje tworzyć, tak? To znaczy po drodze, zresztą do dzisiaj, jest dużo ludzi, z którymi spędzam czasami czas, rozmawiam, zadaje pytania, staram się przerabiać jakieś casy, którzy z jakiegoś powodu są na tyle życzliwy, żeby poświęcić mi czasami pół godziny czy nawet więcej i porozmawiać. To są ludzie naprawdę szerokiego spektrum. I nie wiem, czy sobie życzą, żeby wiesz, żeby mówić o nich z nazwiska ale naprawdę to nie jest trudne, żeby złapać kogoś, masz jakiś taki topowy umysł w danej branży i to nie jest trudne, żeby wyjść z kimś na lunch i i pogadać, a czasami taka jedna rozmowa dostarczy Ci tak dużej, po pierwsze, nowej perspektywy i tyle bodźców czy obszarów, które musisz nadrobić, że potem spokojnie siadasz do komputera i masz naprawdę trochę lektury i warsztatu do zrobienia. Wydaje mi się, że jeżeli chciałbyś to jakoś uframeworkowić, to jest trochę to. Wydaje mi się, że jeżeli miałbym coś znaleźć, co tak bardzo akcelerowało to jedyne co jest growth hackiem to jest korzystanie z doświadczeń ludzi, którym to niestety, wiesz, zajęło to dużo dłużej, nie? Ale nie mają jakby osobistego interesu w tym, żeby Ci mówić „Nie, poczekaj 15 lat to się dowiesz”. Nie, oni Ci dadzą na tacy, nie?
Ciekawi mnie w kontekście tego co powiedziałeś, jak odróżnić ludzi od których warto się uczyć od tych, od których nie warto? Czyli jakby ta mnogość, podobnie z internetem, nawiasem mówiąc, no w tej mnogości prawdopodobnie, zazwyczaj jednak pływa się w oceanie co najmniej przeciętności, jeżeli nie mówić o wariatach którzy mówią, że drzwi do Twojego Lamborghini stoją otworem. Jedyne co potrzebujesz to wstać rano, uśmiechnąć się do lustra, rzeczywistość przyjdzie.
I kupić kurs za 99 dolarów
Dokładnie
Wiesz co, jakby i tak posłużyłeś się bardzo ładnym eufemizmem, że to jest ocean przeciętności. Jest to trudne, jest to bardzo duży szum informacyjny, jest bardzo dużo, jeżeli już mówimy o tej tematyce biznesowej, to jest dużo bullshitu, tak mówiąc wprost, nie? To nie ma, nie ma co o tym gadać. Często się spierałem z moim wspólnikiem Mateuszem o tym, jak wybieraliśmy sobie jakichś „mentorów”, nie? To znaczy, ludzi od których możemy na przykład, których rady możemy posłuchać. Dla mnie taka pierwsza, jeżeli chodzi o internet, to raczej warto kierować się tym czy ktoś ma interes w tym, żeby Ci sprzedawać coś, nie? W sensie, ja na przykład nie korzystałem chyba w internecie nigdy z jakichś płatnych rzeczy, w sensie, że jakby cenię sobie podcasty czy wypowiedzi ludzi, którzy bezpośrednio za to nie biorą pieniędzy, nie mają już takich od razu produktów. Chociaż wiem, że na pewno są fajni ludzie, którzy z resztą tak jak Ty, zajmujesz się tym zawodowo i nie mają takiego interesu żeby sprzedać Ci ten kurs za 99 dolarów.
To prawda, aczkolwiek nie mam żadnego kursu za 99 dolarów i cały czas wszyscy mnie pytają, dlaczego nie zrobisz produktów takich masowych. Sorry, że Ci przerywam odpowiedź, ale jakby to jest dla mnie też ważna kwestia i myślę, że dla różnych osób, które słuchają też moich materiałów, że ja po prostu mam poczucie, że bardzo ważna jest jakość tego co się dostarcza i wierzę, że ta wartość, która może z tego wyniknąć jest szalenie zależna od pewnej personalizacji. Czyli, że wiedza na poziomie uogólnionym jest tak powszechnie dostępna, że dość trudno jest stworzyć produkt, który byłby z jednej strony powszechnie dostępny, a z drugiej strony innowacyjny na tyle, żeby warto było za niego brać pieniądze. O tak bym powiedział.
Jasne, no ja po prostu jeżeli chodzi o tą kategorię biznesowych coachów jestem mega jakby przeczulony. Oczywiście, że posiadanie kursu we wspomnianej cenie nie powoduje, że wpadasz od razu do jakiegoś koszyka, nie? Ale na pewno, jeżeli widzę że ktoś się zawodowo tylko tym zajmuje czyli nie budował wcześniej żadnych biznesów, nie zarządzał nimi, nie stworzył ich ale wie jak to zrobić, to na pewno jestem do tego sceptyczny, nie? Czyli patrzę zawsze na background takiej osoby, co za nią stoi. Staram się nie brać rad od ludzi, w których pozycji nie chciałbym być czy których jakby dokonania do mnie nie przemawiają i na pewno czasami mogę być dość twardogłowy w tej kwestii i tracić, że mógłbym faktycznie wyciągnąć coś mądrego z jakieś wypowiedzi, z jakiejś osoby itd. ale przez to, że nie jest dla mnie właśnie wiarygodna, często się właśnie o to kłócimy z Mateuszem, to jakby stawiam tą blokadę. W sensie, że to jest takie troszeczkę właśnie twardogłowe ale lubię ludzi, za którymi stoją jakieś dokonania, którzy są w jakieś pozycji, do której ja choć trochę aspiruje, w jakimś względzie, oczywiście nie jeden do jeden, nie? To nie musi być mój taki role model, tylko fajnie po prostu się słucha bezinteresownych rad, albo czyta bezinteresowne przemyślenia ludzi, którzy są w pozycji, że mogą a nie muszą.
No tak, to jest ciekawa obserwacja, a propo role modela, czy role modeli to zastanawiam się czy w ogóle istnieje coś takiego. To znaczy, że nie ma dwóch takich samych osób, w związku z tym perspektywa taka, że chcesz kogoś skopiować, gdzieś tam może czy ktoś chce kogoś skopiować, to nie Ty. To świadczy o tym, że też nie masz jeszcze własnych refleksji na temat tego, kim chcesz być.
No, mi się wydaje, że to jest taka cała idea takiego, nie wiem czy role model to, to co autorytet w sensie, jak to definiować ale jeżeli to byłoby to, to jest jakaś taka bardzo infantylna kwestia, nie? W sensie jeżeli zakładamy, że jest jakaś osoba do której aspirujemy pod każdym prawie względem albo w ogóle do bycia tą osobą, nie mówię tutaj o tym, że będę nie wiem, kopał tak dobrze piłkę jak Cristiano Ronaldo, tylko, że chce, że to jest mój taki bardzo…
Chcę być Christiano Ronaldo.
To jest bardzo infantylne, tak mi się wydaje i świadczy o jakimś braku, wiesz, osobowości czy skrajnie własnego zdania, nie?
A studia? Co myślisz o tym temacie w ogóle studiowania?
Uważam, że upowszechnienie szkolnictwa wyższego w Polsce jest to jakiś straszny błąd, który powinniśmy czym prędzej odwrócić. Nie wiem, czy to znaczy od razu przywrócenie powszechności szkół zawodowych, ale generalnie trochę w tym kierunku. Uważam, że jest za dużo osób, które mają dyplomy, za którymi nie do końca coś idzie, a nie są przekonani, że poszli na wiesz, jakby studiowanie dla studiowania. Im się wydaje, że nabywają jakiś realnych kwalifikacji, że będzie dla nich potem praca w takim zawodzie. Budują sobie też oczekiwania finansowe, nic dziwnego, bo mają na przykład 24 lata kończąc, więc mogą mieć już jakieś wyższe wymagania finansowe, niż ja mając lat 18. Uważam, że to się będzie musiało zmienić. To znaczy, że jeżeli chcemy nadal być dynamicznie rozwijającą się gospodarką to potrzebujemy dużo ludzi, którzy potrafią wykonywać bardzo konkretne, nie proste, bardzo konkretne czynności, a niekoniecznie ludzi, którzy mają bardzo nawet już załóżmy takie idealistyczne podejście, że oni są mega wyedukowani, tak? Czyli wszyscy magistrzy jakichś humanistycznych kierunków itd. są ultra po prostu…
Kompetentni.
Tak, poliglotami, naprawdę, jakby ludźmi renesansu. To wydaje mi się, że to dla gospodarki nie jest zbyt zdrowe, a też frustracja niepotrzebnie u ludzi rośnie.
No tak.
Masz jakieś oczekiwania, bo ktoś Ci je budował, i pytanie czy one zostaną spełnione przez rynek, jak szybko?
No ja też mam poczucie, że pewnego rodzaju hipotetyczność tego co się dzieje w świecie akademickim jest adekwatna tylko jeżeli Twoją intencją jest rozwiązywać pewne hipotetyczne problemy lub poznawać lepiej rzeczywistość. Natomiast powiązanie tej wiedzy czy tego sposobu myślenia z praktyką codzienną jest bardzo niewielkie i wśród osób, które rzeczywiście znam, z których pewnie większość ukończyła studia, nawet się nie wraca do tego co tam było, co pokazuje, że jest jakiś okres w życiu, w którym coś się wydarzyło…
Jasne.
A to generalnie zbyt wiele nie przyniosło.
No wiesz, na takie recenzje sobie pozwolić nie mogę, no bo nie byłem, więc nie powinienem, wiesz jakby recenzować środowiska akademickiego, ale jakby mały manifest, że są tacy prości ludzie jak ja, którzy chcą np. tylko programować. Na początku chcą programować czyli tworzyć po prostu software, do czego nie potrzeba robić od razu szeroko zakrojonych badań i studiów, a potem chcą tworzyć sobie proste „biznesiki”, które robią to oprogramowanie, kojarzą to z ludźmi, którzy go potrzebują, sprzedają i tyle. I jakby, w gruncie rzeczy nie potrzeba tak dużo wiedzy czy ona nie musi być nabywana w jakiś usystematyzowany sposób, żeby to robić, nie?
Czy uważasz, że prowadzenie biznesu, czy zbudowanie takiego biznesu jak Twój to w gruncie rzeczy jest proste?
No jak najbardziej, no oczywiście proste, nie znaczy łatwe, nie? Ale tak, wydaje mi się, że to jest taka dość szeroka gra z wieloma zmiennymi z bardzo dużym, czasami w niektórych jakby dziedzinach, progiem wejścia, ale tak jakby obiektowo do tego podchodząc, wydaje mi się, że tak.
Bo obserwuję, że buduje się pewnego rodzaju ogólną…, poczucie takie społeczne jest, że życie jest trudne i trzeba walczyć.
Nie było wojny, chyba najdłużej w historii wydaje mi się. To powoduje, że właśnie ludziom się troszeczkę, wiesz zmienia punkt odniesienia, tak? Bo w tym momencie, jeżeli by… Nie mam na to jakby żadnych dowodów badań, ale wydaje mi się, że gdyby zapytać teraz kogoś, smutnego człowieka, statystycznego smutnego człowieka, dlaczego jest smutny i zapytać go na przykład 100, 200 lat temu to mogły być skrajnie inne powody, tak? Bo teraz zwłaszcza w Europie żyjemy w jakimś bardzo dużym dobrobycie.
Tak, na pewno standard życia pewnie zaryzykowałbym, że standard życia człowieka, który pobiera zasiłek w mieście mieszkając, jest zbliżony w dużym stopniu do standardu życia króla 300 lat temu. Pod względem liczby przedmiotów które posiada, jak bardzo ma pełny żołądek każdego dnia a prawdopodobnie life expectancy, czyli prawdopodobnie czas jego życia będzie może nawet dłuższy.
Natomiast jest jedno duże wyzwanie, które mamy teraz a nie mieliśmy wcześniej. Może to wpływa na to, że ludziom się wydaje, że życie jest bardziej skomplikowane itd. Mamy dostęp do informacji i myślę, że to może przytłaczać. Ja np. trochę z tego powodu nie oglądam zupełnie telewizji i newsów poza stricte biznesowymi, raczej nie śledzę. Nie wiem co się dzieje w moim kraju, czy to dobrze, czy to źle. Oczywiście pozwalam sobie na pewne wycieczki polityczne, bo to jest coś to mnie jakby jednak prędzej czy później będzie dotyczyć. Byłem trochę większym freakiem. Teraz staram się mniej czasu na to poświęcać. Natomiast to śledzę i przeładowanie informacjami uważam, że jest bardzo szkodliwe, potrafi przytłoczyć. Także wiesz jakby obiektywnie dobre jest to, że ludzie mają dostęp do…
Muszę Ci przerwać, szczególnie że to nie są informacje, to są zazwyczaj opinie. Czyli problem też jest taki, że budujemy nawet percepcję, konsumując to co wydaje nam się, że to są informacje a de facto to nie są informacje, tylko to są często opinie albo przekonania.
Okej
I to jeszcze bardziej wpływa na naszą percepcję rzeczywistości, bo budują się jakieś skrajnie przerysowane w jedną lub drugą stronę obrazy, które konsumujemy oglądając te wiadomości na przykład: ,,Wszyscy umrzemy, bo idzie koronawirus albo zjedzą nas w naszych łóżkach, po prostu zamordują, bo coś…”. A z drugiej perspektywy, „Och życie tych celebrytów jest takie wspaniałe. Patrz 38 Bentley, przecież to jest normalnie kraina mlekiem i miodem płynąca”. I obserwujemy nieprawdę o życiu narysowaną w jedną albo w drugą stronę. I myślę, że to konsumując właśnie a nie informacje, znaczy czepiam się słów, tak?
No jasne.
Ale nie konsumujemy de facto informacji tylko konsumujemy hipotezy rzeczywistości, które nie są prawdziwe, ale nie mamy danych, żeby je zweryfikować. W związku z tym nasz mózg przyjmuje za prawdę i to generuje smutek, tak? Poprzez siłę kontrastu, bo nigdzie nie ma tyle nie braku radości niż w miejscach gdzie są największe kontrasty między np. biednymi a bogatymi, tak? Czy zdrowymi a chorymi.
Jasne no jakby zgadzam się. Mi akurat chodziło o zupełnie inną rzecz. Chodziło mi o to, że teraz bardzo powszechna jest wiedza o tym jak świat funkcjonuje, która to jest obiektywnie dobre, że dostęp jest prosty, łatwy i jakby dla każdego. Natomiast wcześniej na przykład człowiek chyba się nie zastanawiał za bardzo, taki statystyczny Kowalski, skąd się biorą pieniądze? Czy one będą warte jutro tyle samo, czy nie? A teraz wiesz jakby dostęp, polityka monetarna może zostać przez kogoś w 2 dni sprawdzona. Może pojąć to, jak to się dzieje i zaczyna wychodzić informacja, że NBP obniża stopy procentowe jeszcze bardziej w obecnej sytuacji. Może zacząć się bać o swoje oszczędności, śledzi wskaźnik inflacji, zastanawiać się czy wynajmować mieszkanie, czy brać kredyt hipoteczny, czyta o korelacji. I wiesz, wydaje mi się, że dla młodego, głodnego wiedzy i zrozumienia świata człowieka, wydaje mi się, że jednak jest spora część ludzi młodych, która chce to zrozumieć, mniej więcej, w czym żyje. A może tutaj iść po nitce do kłębka i czytać, że to może kogoś w pewnym momencie przytłoczyć, że trochę fajnie byłoby żyć w świecie, w którym słoneczko świeci, są pieniądze, chcesz to odkładaj pod poduszkę i nie martwić się troszeczkę o ten cały jakby wiesz, cały jakby magazyn informacji, korelacji, które mogą Cię w pewnym momencie przytłoczyć.
Tak nie jesteś w stanie opanować świata w sposób doskonały, nawet mając te informacje. Wyzwaniem jest nawet operacjonalizacja tej wiedzy, czyli przełożenie tego, że co z tego, że wiem jak działają mechanizmy finansowe skoro, żeby zarządzać swoim kapitałem w sposób maksymalnie efektywny musiałbym się zajmować tylko i wyłącznie tym. Czyli to też jest pewnego rodzaju pułapka w tym perfekcjonizmie. I to przychodzi mi do głowy pytanie, które znowu wraca do Twojego biznesu.
Popadliśmy w takie bardziej filozoficzne tematy.
Myślę, że nie ma w tym niczego złego no bo też ile można mówić o zwiększaniu sprzedaży, ale jednak pewnie trochę można i wracając do tego tematu. W jaki sposób w takim razie Ty priorytetyzujesz zadania, działania? Rozumiem, że odcinasz się od natłoku informacyjnego, żeby nie mieć za dużo danych do obrabiania.
Staram się odcinać, pewnie nie jestem w tym doskonały. To jest też dość duża pokusa, w sensie przyjmowania tych wszystkich informacji. To jest jednak pewnego rodzaju przyjemność i lubimy być up to date i wiedzieć wszystko, ale kontynuuj pytanie.
Ciekaw jestem jak priorytetyzujesz, czyli w jaki sposób podejmujesz decyzje odnośnie tego co jest ważne, a co nie?
Wiesz co, tak na co dzień to jest w ogóle coś nad czym najwięcej pracuję sam, to znaczy taki obszar mojej działalności, nad którym muszę ciągle pracować. A jeszcze bardziej muszę nad tym pracować z moimi managerami, żebyśmy się nie rozpraszali, żeby zrozumieć to, że skupienie się w naszej działalności zawodowej to jest mówienie “nie”’. I często mówienie “nie” fajnym pomysłom, mówienie “nie” poprawie niedoskonałości które są i będą, ale nie są na tyle ważne, żeby teraz je poprawiać. Po prostu dużo ważniejsze jest skupić się na przykład, nie wiem, ciężko mi teraz podać jakiś taki miarodajny przykład.
Ale powiedzmy, zdobyć więcej klientów niż próbować dla jednego klienta zmienić jakiś mały featurek, który mógłby być lepszy.
Tak, dokładnie, personalizacja produktu czy customizacja to jest coś czego… Wiem, że na początku jest pokusa, bo każde 500 zł więcej miesięcznie to jest jakby przeżycie. Natomiast to jest coś od czego trzeba uciekać a jeżeli robimy to coś w modelu software as a service to nie ma tam miejsca na customizacje. I mówienie sobie „nie” jest tutaj bardzo trudne, zwłaszcza że w pewnym momencie nie mówimy już o klientach a o rynkach. My na przykład teraz mamy większość klientów, znaczną większość mamy oczywiście się z Polski, natomiast mamy klientów w Niemczech, Austrii i Szwajcarii. Oni też mają jakieś swoje regionalne potrzeby i my z customizowaliśmy ten system, tak jakby de facto chcąc nie chcąc, pod Polskę. I teraz dużym wyzwaniem jest produktu generalizacja na rynkach europejskich tak, żeby móc docierać do wszystkich i każdemu, z jednej strony zapewniać wszystkie featury czy rozwiązać wszystkie problemy. Z drugiej strony nie uciekać w jakąś skrajność tworzenia wielkiego… bo im system jest bardziej rozległy, tym bardziej skomplikowany. I w pewnym momencie my mieliśmy też to w naszym produkcie, że robiliśmy wiele rzeczy, których klienci chcieli, nie jacyś konkretni, tylko jakby użytkownicy chcieli. A w pewnym momencie mówili: “nie, teraz tego nie chcemy, nie chcemy, żeby ten system tak wyglądał, bo nagle jest skomplikowany”. No i taka sztuka balansu, której ciągle się uczymy. Priorytety staram się robić zawsze w skali jakby tygodnia, kwartału, dnia ręcznie. W sensie wydaje mi się, że tutaj nie ma żadnej metodologii. To zawsze jest jakby burza mózgów moja czy zespołu i po prostu je ustalamy. Bez tego ani rusz myślę, że takie azymuty są potrzebne, bo inaczej przy odpowiedniej skali jakby biznesu czy firmy jako organizacji, czy ilości klientów, przychodów, kosztów to bez twardego jakby naciskania na priorytety, które wcześniej sobie na chłodno ustaliliśmy. Bo oczywiście, wiesz, w ferworze codziennej walki, te priorytety mogą się zmieniać, kto głośniej itd., nie? Jakby o procesie ustalania tych priorytetów nie mam za bardzo nic do powiedzenia, szczerze mówiąc. Myślę, że jakieś takie bardziej metodyczne, warsztatowe podejście do tego by mi dużo ułatwiło.
Okej
Ale long termowo jakby generalnie wszystko co robimy to jest coś czego ja na przykład trochę nie rozumiem trochę na scenie SaaSowej. Zwłaszcza w Polsce jeżeli mówimy o jakichś wypowiedziach właśnie, podcastach, artykułach itd. to, że patrzy się bardzo na wskaźniki wzrostu, na koszt pozyskania klienta, też bardzo fajnie, ale zupełnie nie patrzy się na churn.
A to tak naprawdę w prawdziwym biznesie jest najważniejsze, być może co skorelowane z dużym zainteresowaniem funduszami Venture Capital no i tam faktycznie ten churn w perspektywie 10-letniej może nie być taki ważny, bo większość tych inwestycji lokalnie jest na trochę krótszy jakby scope czasowy. Ale takim podstawowym kluczem, charakterystyka decyzji, którą chciałbym ciągle utrzymać i mam nadzieję, że taka jest, to jest co jest dobre długofalowo dla modelu biznesowego, organizacji itd. Wyszliśmy jakiś czas temu, mam nadzieję, z zarządzania w trybie pospolite ruszenie i byle przeżyć, bo jesteśmy nierentowną organizacją, która ma jakiś koncept, który stara się walidować i sprawdzać do bycia już prostu firmą, która dostarcza odpowiedni jakości i bardzo konkretny produkt i zaczyna patrzeć bardziej w perspektywie lat i tego jak się w ogóle rynek będzie zmieniał, a nie w perspektywie tego co na dzień dzisiejszy wydaje się nam ważne.
To czym chciałbyś, żeby firma była za 5 lat, na przykład? rzucam jakąś abstrakcyjną liczbę, ale powiedzmy 5 lat na to już jest to jest jakiś okres w stosunku do czasu trwania firmy bardzo znaczący…
Jasne.
…bo to jest dwa razy więcej niż firma do dzisiaj trwała a równocześnie wydaje się być w miarę wyobrażalny.
Jasne, jasne. My na pewno chcemy być dużo więcej niż tylko dostawcą softu. Tak już bardzo mówiąc w prostych słowach, czyli zajmując się bardzo wąską niszą, jaką są żłobki i przedszkola, chcielibyśmy docelowo być naprawdę takim providerem wszystkiego czego się da. Czy jeżeli mamy na przykład… Teraz zaczęliśmy wypuszczać produkty dla tych grup docelowych, które korzystają z naszego softwaru i nic nie płaciły do tej pory, na bazie jakby modułów marketplacowych, czyli dla wychowawców, rodziców i to pokazuje, że my tą skalę jesteśmy w stanie w ten sposób monetyzować. Co za tym idzie, jeżeli każdy żłobek w tym momencie i przedszkole, przykładowo, ubezpiecza sobie lokal raz do roku, kupuje jakby ubezpieczenie OC lokalu, to pewnie ma gorszą ofertę niż jak byśmy powiedzieli do ubezpieczyciela, że chcielibyśmy ubezpieczyć jutro 700 lokali i jaką macie ofertę, nie? Wydaje mi się, że długofalowo zwłaszcza, że nasz produkt jest bardzo jakby defensywny. To znaczy on rozwiązuje dość szeroką gamę problemów i zajmuje się takimi bardzo jakby low levelowymi rzeczami jak rozliczenia, faktury, więc jakby, jakkolwiek brzydko to wobec moich klientów nie zabrzmi, nie jest z niego łatwo zrezygnować. To jesteśmy w stanie budować nawet w pewnym momencie infrastrukturę, czyli tak jakby przenosząc to na przykłady, które znamy. Ali Express chce wejść do Polski to nie myśli zupełnie o tym, żeby budować sieć wydajną dystrybucji paczek, tylko “dzwoni w cudzysłowie do Rafała Brzoski” i mówi, że chcieliby za pomocą Paczkomatów dystrybuować swoje produkty. I my byśmy chcieli być, już jakby trzymając się tej analogii, takimi „paczkomatami” na rynku żłobków i przedszkoli. Jakby nie zdradzając za bardzo naszych wszystkich wiesz planów biznesowych ale generalnie chcielibyśmy stworzyć szeroko rozumianą, niekoniecznie że fizyczną, ale infrastrukturę na tym rynku tak, żeby móc w przyszłości być dostawcą bardzo komplementarnego wachlarzu usług. To na rynku polskim, bo coś takiego wydaje mi się, ciężko jest replikowane szybko na kilku rynkach za granicą, co też jakby InPost miał z tym do czynienia. Więc za granicą w tym momencie po prostu dostarczamy software, który rozwiązuje takie problemy i za to pobieramy tyle pieniędzy. Natomiast w Polsce ta wizja jest troszeczkę szersza.
Z jednej strony, rozumiem, wizja takiego client-centric biznesu w Polsce z możliwością zacieśniania pakietu usług i bycia takim pasem transmisyjnym dla całego tego doświadczenia przedszkolno-żłobkowego po wszystkich stronach tego ekosystemu, czyli takiego integratora ekosystemu i takiego prawdziwego de facto marketplace dla całej tej grupy. Z drugiej strony rynki zagraniczne. Jak sobie to wyobrażasz od strony kolejności i ułożenia? Kiedyś o tym akurat rozmawialiśmy, więc też nie chce wyciągać jakichś elementów z naszej wcześniejszej rozmowy poza kamerą. Ale ciekaw jestem, bo to jest interesujące jaki masz pomysł na to, żeby te różne nogi biznesowe, nazwijmy, bo to jednak są trochę różne nogi biznesowe. Bo one się różnią i rynkiem i usługą i produktem i odbiorcami de facto w ramach ekosystemu. Jak zamierzasz zarządzać tym i co uważasz, będzie krytyczne w osiągnięciu Twoich celów?
Pytanie co będzie krytyczne… To są ciągle jakieś moje tezy odnośnie przyszłości. To że jesteśmy w stanie dostarczać software w takiej cenie, który rozwiązuje takie problemy i że to działa, to już jakby wiemy. I to sobie skalujemy i teraz patrząc na tą długofalową wizję. Oczywiście, że jest ona jakimś monolitem, o którym opowiedzieliśmy. Natomiast ona się składa z całej masy różnych tez, choćby z takiej jednej o której mówiliśmy, czyli czy ubezpieczyciel nam zaproponuje dużo lepsze warunki, jeżeli będziemy chcieli ubezpieczyć tych lokali tysiące i czy żłobki będa na tyle jakby ufały naszemu brandowi, jako że jesteśmy dostawcą ich softwaru, że będą chcieli z tej oferty skorzystać. I takich tez jest pewnie bardzo dużo i wydaje mi się, że sposobem moim na zarządzanie rozwojem firmy jest to że nasza jakby kultura testowania, inwestowania i czegokolwiek w firmie, jako że jesteśmy firmą, która się sama finansuje, jakby wszystko zostało sfinansowane z naszych środków i jakby kasy od klientów, a nie mieliśmy jakiegoś budżetu do spalenia na marketing to zawsze działamy jakby w ten sam sposób, czyli wyrzucamy 5 zł, robimy coś na bardzo małą skalę, testujemy, patrzymy czy nasze założenia się sprawdzają i dopiero później tam wchodzimy i myślę, że jeżeli chodzi o rozwój nowych nóg biznesowych, to zawsze wygląda to w ten sam sposób. Zaczynamy bardzo jakby koszernie, wąsko, bez rozmachu, sprawdzając czy w takiej mikroskali te nasze założenia odnośnie np. potrzeb naszych odbiorców się sprawdzają i dopiero potem tam jakby wchodzimy konkretnie. Wydaje mi się, że to minimalizuje ryzyko wpadki. Jeżeli finansujesz się sam, to ta wpadka jest bardzo bolesna i raczej nie chcesz jej doświadczyć.
A dlaczego samofinansujecie swój biznes?
Na samym początku myślę, że nie było wyboru za bardzo. Tak jak Ci wspominałem, LiveKid nie powstawał od razu z wizją na bycie firmą czy globalnym graczem, który dostarcza tego softwaru naprawdę na potęgę. Więc zupełnie takich założeń nie było, a później jakoś się okazało, że trochę nie po drodze nam po prostu z funduszami.
Nigdy nie mieliśmy założenia, żeby być firmą wartą np. ten symboliczny miliard dolarów czy 800 milionów Euro i nie bardzo chcemy robić jakąś tam matematykę po to żeby być taką firmą. Widzimy też dość dużo patologii, która się wkrada często do organizacji jak jest za dużo pieniędzy, że jest jakaś tam efektywność kapitałowa w danym dziale, w danej firmie. Jeżeli tego kapitału jest dużo no to wiadomo, że przedsiębiorcy są przedsiębiorcami. Ręce są od tego, żeby brać. Dają to biorę, wydaje itd. Wydaję mi się, że fizyka funduszy vc nie do końca się jakby spina z nami, przynajmniej na razie. Być może zmienimy podejście i stwierdzimy, że będziemy robić taki ultra duży, naprawdę biznes, żeby miał wyceny po mnożnikach bit około miliarda dolarów. Natomiast wyceny pod tytułem nierentowna organizacja i mnożymy jakoś reve, to wiesz. Moi doradcy czy już jakby osoby, których nie radziłem są trochę z tej starej szkoły i oni wyceniają biznesem mnożnikiem zysku. A nie mnożnikiem przychodów klientów, growth itd. Nie chcielibyśmy, bo to jest pewna odpowiedzialność moja względem zespołu, czy jakby całej firmy, żeby dobierać to finansowanie w mądry sposób i wydaje mi się, że finansowanie tego funduszami vc na tym etapie teraz byłoby po prostu nierozsądne. Obiecywalibyśmy coś, co nie wiemy czy dowieziemy, nie wiemy czy chcemy to dowieźć. I ten pieniądz, mógłby okazać się bardzo drogi pod wieloma względami, nie?
W pełni Cię rozumiem, w tym wymiarze. Zresztą mieliśmy okazję o tym też pogadać i to jest interesująca perspektywa, bo nieoczywista na poziomie pewnych trendów, powiedzmy biznesowych, które teraz są modne, szczególnie w kategorii software as a service. Równocześnie mnie się to podoba, bo to gdzieś pokazuje, że masz czy macie też jako zespół jakąś swoją wizję, którą możecie realizować swoimi własnymi ścieżkami, a która do tej pory przynosiła pewne konkretne efekty, więc myślę, że to jest z tym…
To nie jest łatwa droga. oczywiście, że na pewno moglibyśmy to robić szybciej gdybyśmy mieli zewnętrzne finansowanie, bez dwóch zdań. Ja też zawsze, o tym aspekcie nie powiedziałem, ale on jest istotny, że ja nie jestem przekonany, że jestem w stanie na przykład już teraz, dzisiaj zarządzać firmą, która będzie miała 200 osób i będzie payroll miała na poziomie 3 milionów dolarów i wiesz, jakby… Większość osób, która bierze tego typu finansowanie, nie zamierza w przeciągu najbliższego roku, dwóch, trzech wymienić siebie na innego managera. A mi się wydaje, że ja aż tak szybko się nie rozwijam jako, jako manager, jako jakby nie wiem… nazwijmy to jako manager, osoba zarządzająca biznesem. Wydaje mi się, że mój rozwój nie jest na tyle szybki, żebym był w stanie tak szybko, skokowo zwiększyć skalę organizacji, skalę biznesu itd. Bo błędy, które teraz popełniam, kosztują kilkadziesiąt tysięcy, a wtedy by kosztowały kilkaset albo miliony i pytanie, kiedy by się skończyła na to gotówka?
No tak.
To jest takie jakby, wydaje mi się, że taka popularna analogia czy taki przykład tego o czym mówię jest to jak dzieciaki, dzieciaki mam na myśli ludzi w moim wieku, jako pierwszy samochód mieliby kupić sobie Ferrari, mogliby sobie zrobić dużo więcej krzywdy, zresztą wydaje mi się, że gdybyśmy mieli się teraz ścigać gdzieś z punktu a do punktu b i Ty byś dostał McLarena, a ja bym dostał jakieś takie wiesz, Golfa GTI czy coś takiego, to mógłbym być trochę szybszy od Ciebie, bo ja bym po prostu mógł tym co mam, jechać bardzo jakby ostro i efektywnie, a Ty gdybyś mocniej przycisnął na jakimś zakręcie to byś skończył pewnie na słupie, nie, bo Ferrari jest bardzo jest świetnym samochodem w rękach bardzo doświadczonego kierowcy, który umie tym jeździć, a w rękach amatora, no może być śmiertelną zabawką.
No, ale ja myślę, że ta analogia jest dosyć trafna, nie, bo myślę, że kolejny biznes, w którym bym rozwijał na pewno bym nie rozwijał tak organicznie jak do tej pory, ale to wynika z tego, że już nie mam jakby interesu, potrzeby, czasu ani ochoty przechodzić tych etapów i od razu bym jakby zaczął z punktu, z którego skończyłem jakby biznes, nie? Jeżeli chodzi o możliwości jakby kapitałowe itd. Nie wyobrażam sobie wracania do programowania produktu od zera, w sensie, jakby nie, bardzo lubię programowanie jako dziedzinę, natomiast byłoby to bez sensu, bo są lepsi ode mnie, a ja jestem lepszy w innych rzeczach i kolejny biznes, być może np. od razu bym zaczynał w ten sposób. Jeżeli LiveKida doprowadziłbym do etapu bardzo silnego gracza na rynku europejskim, powiedzmy 20 mln euro przychodu, to następny biznes być może od razu będę zaczynał w ten sposób. Ale to jakby wynika z tej mojej dojrzałości managerskiej, które mam nadzieję, że wtedy będę miał, że będę w stanie efektywnie takimi budżetami i takim rozmachem zarządzić.
A co robisz kiedy nie pracujesz, nie prowadzisz biznesu? Czy wychodzisz czasem z pracy, czy jesteś w niej cały czas, czy masz jakieś inne rzeczy w życiu?
Wiesz, pewnie mało popularne w sensie w trendzie work-life-balance i tak dalej to nie zabrzmi super, ale generalnie ja lubię swoją pracę i to jest, wypełnia mnie maksymalnie. Oczywiście, że, nie wiem… w wolnym czasie gram w tenisa, staram się to było dość regularnie, żeby dwa razy w tygodniu na korcie się pojawić, ale jakby praca to jest myślę 90% mojego życia i w tym momencie, tak, nie było tak wcześniej, bo na przykład był epizod, że przez 6 lat główną rzeczą, którą się zajmowałem w życiu była siatkówka, grałem w siatkówkę halową, potem plażową i to był jakby, to był mój cały świat. Natomiast teraz nie jestem osobą, która wiesz, ma 20 różnych hobby i generalnie wychodzi o 16:00, zajmuje się wędkarstwem, potem nie wiem, rzemieślnictwem metalowym… nie, nie. Ja w tym momencie zajmuje się tym i pochłania mnie to maksymalnie, jestem jakby tą przygodę mega zajarany i lubię się poruszać się w międzyczasie, więc stąd tenis i jeszcze jakieś inne aktywności fizyczne i czasem sporadycznie, bardzo sporadycznie, kwartalnie wypad na weekend, ale nic więcej.
Taki mój mały manifest, czuję się z tym maksymalnie dobrze i uważam, że jestem wiesz w takim wieku i pozycji, że nie powinno być to uznawane za patologię a często może nie bezpośrednio, ale wytyka się to mi, czy osobom mi podobnym, nie?
Ja byłbym nieuczciwy gdybym w jakikolwiek sposób próbował się przyklejać do trendu który mówi, że to nie jest właściwa metoda wydatkowania czasu, bo jak byłem w Twoim wieku nie robiłem nic innego dosłownie poza pracą i wcale tego nie żałuję. Uważam, że to był świetny czas, w którym maksymalizowałem wykorzystanie tego czasu i ten potencjał jaki miałem, tą energię. Myślę też, że ta energia się zmienia na przestrzeni lat i warto ją konsumować wtedy kiedy ona jest i budować dźwignie, więc ja to w pełni rozumiem. Ciekawi mnie jak sobie radzisz w tej sytuacji z odpowiedzialnością, ze stresem, z tymi napięciami, które rodzą naturalnie kiedy masz odpowiedzialność za zespół, za biznes, za klientów?
Jasne, ja mam generalnie zawsze wszystko, to jest też chyba taki kawał firmowy, w sensie jeżeli byś podpytał managerów. Ja mam zawsze na wszystko Excela, wszystko jest policzone, worst case scenario też. Więc jakby nie mam jakichś takich skrajnych stresów na co dzień, ponieważ staram się wszystko planować i mam wszystko policzone na tyle jakby dokładnie, żeby mieć gdzieś tam postawione, tak zwane stop lossy, nie? Czyli momenty, w których prostu muszę zacząć się martwić o to co będzie dalej. I tyle zazwyczaj, przykładowo, jeżeli rynek niemiecki nie byłby dobrym pomysłem to prawdopodobnie po jakim czasie byśmy go zamknęli już tak modelowo mówiąc. Bo akurat rynek niemiecki rozwijamy w zupełnie inny sposób i nie musimy tego robić, bo robi to nasz lokalny wspólnik, więc jakby nie chodzi akurat o ten case, ale nie mam tego typu stresów, nie? Oczywiście, że nie wiem choćby na świeżo mówiąc ta sytuacja koronawirusowa, akurat tego nie miałem w Excelu pod żadnym względem. A moja branża dostała w pierwszej fazie dość mocno w sensie mam na myśli, moi klienci, żłobki i przedszkola, ale czy mam na to jakiś system? Wydaje mi się, że nie. Czasami myślę, że odchorowuje to w sensie, że faktycznie być może brak jakiegoś takiego systematycznego zorganizowanego sposobu typu miałem różne epizody w życiu medytacyjne w sensie tym życiu biznesowo programistycznym. One zawsze niestety wypalały się po jakimś czasie. Nie wiem z czego to wynika i z takich nawyków to jedyne co mi zostało to, że myję się faktycznie tylko lodowatą wodą, znaczy staram się. I to powiem Ci, że ma jakieś bliżej niezdefiniowany wpływ na moją produktywność. Nie wiem z czego to wynika czy też, że to jest taka ciężka czynność, którą rano trzeba wykonać i się tego nie niechce i potem już jakby idę za ciosem. Ale to jest jeden z niewielu z tych wszystkich zwyczajów, który się jakby utrzymał i faktycznie go kontynuuje, ale tak to nie mam właśnie żadnej medytacji itd. Staram się tylko nawet w ciężkich okresach dlatego systematycznie mam to zaplanowane, aktywność fizyczną, nie? I w tym momencie jest to na przykład tenis, bo dostarcza mi jeszcze frajdę, bo to jest gra jakby nie patrzeć.
Ciekawe z tym rytuałem porannym, że jakaś rzecz, którą po prostu już dokonałeś i może to Cię odpala na cały dzień. Ja też zauważam, że u mnie na przykład te poranne rytuały one ewoluują, czyli w jakimś okresie to będzie po prostu typowo medytacja, potem to będzie robienie notatek, potem to będzie jeszcze co innego, ale fajne jest to, że masz jakiś taki element, który gdzieś Cię odpala rano. I które buduje pewną strukturę i wiesz to jest okej, to jest start dnia.
Biorąc pod uwagę to, że ustaliliśmy, że praca to jest dla mnie najważniejsza rzecz w tym momencie, czy rozwój firmy to taka standaryzacja, czy rytualizacja wszystkiego dookoła jest u mnie na przykład potrzebna. Ja muszę, to mi pozwala się skupić ja na przykład na co dzień chodzę w jednym typie ubrań. Dzisiaj jest zimno, więc trafiłeś na wersję długą, czyli to jest czarny golf a na co dzień to jest czarny T- shirt. Tak samo, jeżeli chodzi o jak się jakby to powiedzieć tak ładnie po polsku, ale sleep- schedule. Mega ważna rzecz przynajmniej w moim wypadku, żebym szedł spać o tej samej godzinie wstawał o tej samej. U mnie akurat wypadło, że wstaję jakoś tam 4:00, 5:00 nie z powodu, że wiesz, że to jest jakiś tam wskazujący na ciężko pracujący charakter, bo ja na przykład o 21:00 już będę powoli się kładł do łóżka i naprawdę nie chcę mi się nic robić. Nikt nie może liczyć, że skończę jakąś rzecz o 22:00, 23:00. Po prostu mam chronotyp poranny, nie? I taka do bólu jakby standaryzacja spowodowała, że nie muszę się martwić, zastanawiać nad tymi wszystkim na spotkaniu powoduje, że mam więcej energii na to, żeby choćby z tymi problemami, na które nie mam jakiegoś, wiesz, jakby konkretnego sposobu radzić.
A jaka jest taka jedna rzecz związana z biznesem, która Twoim zdaniem jest albo mitem powtarzanym przez wszystkich albo może jakąś prawdą, którą Ty uważasz: “Tak z mojego doświadczenia i z moich obserwacji to jest coś co naprawdę, naprawdę działa”?
O mam tam jedna rzecz: “Pracuj mądrze nie ciężko” itd. ale wydaje mi się, że jakby bez roboczogodzin się nie obejdzie, nie? I naprawdę oczywiście nie jestem zwolennikiem wiesz siedzenia całymi dniami i przeglądaniem maila i potrafię odróżnić produktywną pracę a nie produktywną i nie ma sensu tego jakby przeciągać w nieskończoność. Ale wydaje mi się, że ludzie nie doceniają roboczogodzin, tego co naprawdę można zrobić wkładając bardzo dużo czasu. Nie wszystkie czynności, nie każda aktywność potrzebuję tyle samo staminy, skupienia i może sobie tak sensownie rozplanować czas w życiu. Przykładowo w technikum miałem zajęcia w szkole, potem szedłem na osiem godzin do pracy jako programista, a potem jeszcze robiłem swój projekt. I to był taki myślę dość szalony okres, bo przez pół roku myślę, że spałem po trzy, cztery godziny dziennie, co też się potem pewnie odbiło, ale wiesz naprawdę wydaje mi się, że wtedy przez to pół roku byłem wstanie jeszcze skoczyć na kilka leveli wyżej co zająłbym mi bardzo długo, jeżeli miałbym to robić tak cudzysłów “normalnie”. Ale przez to, że to skondensowałem i faktycznie nadrobiłem roboczogodzinami, to dało się to zrobić szybciej. I jasne, nie byłem ultra efektywny w szkole, nie byłem, jeżeli na przykład wiedziałem, że dzień zaczyna się jakimś spotkaniem to wtedy mogłem być trochę niewyspany. Jak robiłem sobie, planowałem to kiedy będę pracować nad swoim projektem to też wiedziałem, że na przykład: “A będę robił dosyć proste rzeczy to mogę to zrobić, wiesz, na koniec a nie na początku dnia”. Nie każda wiesz aktywność wymaga takiej, takiego pełnego jakby skupienia przez co może naprawdę roboczogodzinami nadrobić.
Bardzo ciekawe
A wiesz często się mówi, że nie ma sensu pracować jakby długo tylko mądrze. I ja się z tym w pełni zgadzam tylko są czynności, nad którymi możesz pracować mądrze do oporu, że tak się wyrażę. A potem robić masę rzeczy, które i tak muszą zostać zrobione a nie zasługują na Ciebie w pełnej okazałości, nie?
Faktycznie myślę, że to jest ciekawa perspektywa i też tu efekt procenta składanego działa. To znaczy, że jeżeli każdego dnia przesuniesz się o 30% dalej, niż kto inny to w pewnej perspektywie będzie trudno Cię dogonić.
Tak. Wydaje mi się, że taka etyka pracy w ogóle została mi ze sportu. A propos rzeczy, z którymi się zgadzam albo nie zgadzam, to jeszcze jeden taki manifest. Uważam, że jakby ja się osobiście się nie zgadzam oczywiście nie krytykując tych osób, ale połowicznie zaangażowanie ma sensu. Bo ja wierzę tylko w jakby takie 100% zaangażowanie w danym czasie, jeżeli chcemy osiągnąć jakby sensowne rezultaty. Mam na myśli też nawet wiesz takie miękkie rzeczy. Sensowne rezultaty to znaczy na przykład dobrze wychować swoje dziecko. Nie mam zamiaru bawić się w pół środki, rozwijać firmę na połowę, na połowę wychować dziecko, wiesz na 50% nie wiem, dbać o swoją sylwetkę. Dobra, to jest akurat głupi przykład bo o swoją sylwetkę czasami czy zdrowie warto dbać cały czas, ale generalnie uważam, że połowiczne zaangażowanie daje dużo mniej niż połowiczne rezultaty a 100% zaangażowanie dużo wyższe rezultaty niż jakby dwa razy 50%.
Tak ja bym to pewnie, ze swojej perspektywy obrócił i powiedział możesz mieć tylko jeden priorytet w danym momencie. I tylko ta jedna rzecz, która jest priorytetowa będzie może być zrealizowana w sposób ponadprzeciętny a wszystkie inne jesteś w stanie w danym okresie życia realizować w sposób raczej przeciętny. Na pewno nie możesz oczekiwać ponadprzeciętnych rezultatów, więc jakby możesz je robić dobrze. To nie oznacza, że nie można robić dobrze kilku rzeczy, ale ponadprzeciętnie na pewno nie.
Na wszystko jest czas w życiu, dywersyfikować nie wiem choćby portfel aktywów też warto, ale może nie jak masz 20 000 zł, nie? Bo to nie ma za bardzo sensu i podobnie, jeżeli chodzi o priorytety. Teraz jakby potrzebuje dość dużych rezultatów, więc priorytet będzie jeden przez długi czas jeżeli będę miał, będę w innej sytuacji życiowej i będę mógł sobie pozwolić na to, żeby troszeczkę mniej, mniejszych rezultatów w różnych dziedzinach oczekiwać, to ta sytuacja się zmieni.
Jakiej jednej rzeczy na koniec tej rozmowy powinien życzyć Ci nasz słuchacz i ja? I co byłoby dla Ciebie takim urzeczywistnieniem Twoich oczekiwań?
Ja bym chciał tylko tak naprawdę zdrowia. To jest jedyna i jedyna rzecz taka trywialna to się z czasem zaczyna doceniać, ale zdrowia psychicznego i fizycznego. Wszystkie przeciwności wiesz losu, problemy, błędy to wszystko jest do zrobienia, ale musisz mieć chociażby do tego dobre nastawienie psychiczne. I ja ostatnio wyjechałem na taki czterodniowy urlop, pierwszy raz od nie pamiętam kiedy. W sensie, wiesz, od roku czy coś takiego. To jest niesamowite, jak dwa dni po prostu leżenia, niepracowania zmieniło moje podejście w ogóle emocjonalne do jakiegoś problemu. Coś co było dla mnie naprawdę “zmorą”, w sensie jak to wracało na moje biurko, albo na mojej “To-Do” liście, wchodziło to po prostu, przytłaczało mnie to. I powodowało, że wiesz naprawdę mi się nie chciało i byłem jakby okropny, ale wystarczyło troszeczkę po prostu, wiesz, złapać do tego dystans i tak jest zdrowsze podejście i nagle jest to normalny problem, który można rozwiązać jak każdą inną sprawę. I to chłodne takie pełne entuzjazmu podejście to jest coś co i pełną jakby możliwość do pracy, czyli mam na myśli zdrowie. To jest coś co chciałbym jak najdłużej utrzymać. Wydaję mi się, że to jest jakby wiesz wszystko inne w moich rękach.
Tak jeszcze komentując to jest bardzo ciekawe co powiedziałaś też. To jest pewien paradoks, w którym ta sytuacja, o której mówisz, że nabrałeś dystansu i się poczułeś lepiej, że to jest taki ciekawy paradoks, w którym bardzo chcemy, jak bardzo chcemy i na czymś nam bardzo zależy to trudno jest nam się od tego odsunąć. A jak się od tego nie odsuniemy to nie możemy na to spojrzeć z perspektywy i przez to jesteśmy tak emocjonalnie przywiązani do efektów, że zaczyna nas to frustrować. Ja to też widzę w pracy twórczej, że jak jest jakiś bardzo twardy deadline czasem albo na przykład wiem, że w cudzysłowie “muszę coś zrobić” bo to na przykład zaplanowałem. To potrafi zrujnować w ogóle kreatywność, tak? No bo ta kreatywność wymaga też perspektywy, więc to jest trochę poboczne dla samego zdrowia, o którym mówiłeś ale dla tego przykładu urlopu…
Tak, więc bardzo ważne bo siedząc na co dzień, dlatego też warto w ogóle rozmawiać z innymi ludźmi nie? Bo nagle się okazuje, że my tak siedzimy głęboko w tych swoich biznesach I tak to wszystko z bliska obserwujemy, nie widzimy za bardzo nic poza tym, że mam się to może wydawać jedyną słuszną drogą, jedynym modelem zachowań jaki możemy mieć. A ktoś siądzie sobie tak z boku, właśnie z perspektywy i popatrzy i chłodno może powiedzieć jak to rozwiązać i nie ma problemu.
To życzę Ci w imieniu swoim i wszystkich słuchaczy tego zdrowia. Czy coś jeszcze chciałbyś dodać na koniec?
Nie myślę, że żadnej złotej sentencji nie będzie na koniec.
Dzięki w takim razie Kuba, naprawdę ciekawa rozmowa i powodzenia w dalszej drodze!
Dzięki, cześć!