Change language:

Biznes na boku — niechciane dziecko?

Jest druga w nocy. Siedzisz przy biurku i piszesz maile, których nie chcesz pisać, na tematy, które cię nie interesują. Co dzień po powrocie do domu czujesz się w obowiązku zająć się nim. Twoją miłością i nienawiścią: dodatkowym biznesem na boku.

Pokusa dodatkowych korzyści

Na początku wszystko wydawało się piękne — byłeś wkręcony i chętnie zajmowałeś się swoim nowym “dzieckiem”. Każde zadanie ciekawiło, okazja nie dawała się odpuścić, a twój najlepszy przyjaciel zapewniał, że pomoże choćby nie wiem co. To tylko taka mała inwestycja, żeby sprawdzić pomysł, myślałeś. Im więcej czasu upływało – tym ten prosty biznes stawał się trudniejszy. Im więcej pieniędzy i czasu wkładałeś, tym bardziej niewygodnie było się wycofać.

Zbudowałeś wokół siebie klatkę. Zamknąłeś ją na klucz, a klucz wyrzuciłeś poza zasięg wzroku.

Więc teraz siedzisz w środku nocy, zmęczony, zestresowany, ziewający. Wiesz, że lepiej byłoby
spać. Jednak masz wrażenie, że nic nie możesz z tym zrobić. Jesteś w pułapce: trudno w niej żyć i trudno z niej wyjść.

Spotkałem wielu przedsiębiorców, którzy znaleźli się w tym niewygodnym położeniu — utknęli w
dodatkowym projekcie, który nie idzie tak dobrze, jak zakładali.

Skazany na swój dodatkowy projekt

Byłem jednym z nich. W pewnym momencie z dwoma przyjaciółmi zdecydowaliśmy się kupić małą kawiarnię od innego, który przenosił się zagranicę. Wydawało się fajnie mieć własne miejsce, wyniki finansowe wyglądały obiecująco, a inwestycja – rozsądnie. Jakże się myliliśmy.

Kawiarnia to w praktyce złożona firma zajmująca się produkcją i dystrybucją. Bardzo skomplikowany mechanizm działający w małej skali. Ma ograniczony potencjał wzrostu (hamowany głównie wielkością lokalu, chyba że przeskalujesz ją na wiele miejsc), a wymaga ogromnego wysiłku, żeby zaprojektować procedury dla słabo wynagradzanych ludzi.

Skończyliśmy, codziennie angażując się w przyziemne problemy operacyjne. Dosłownie, w weekendy zapełniając lodówkę, negocjując z dostawcami czy obsługując klientów, żeby lepiej zrozumieć, co ich skłoniło do przyjścia. To, co na początku było rozrywką, skończyło się jako walka z czasem i test naszej przyjaźni. Mówiąc uczciwie – wierzę, po tym i innych doświadczeniach, że jest prawie niemożliwe prowadzić więcej niż jeden biznes na poziomie zaangażowania operacyjnego. Chyba że jest dość duży, żeby mieć na stanowiskach kierowniczych specjalistów zatrudnionych w pełnym wymiarze godzin.

Jak być pewnym, że nie wpadniesz w taką pułapkę? Nie idź ślepo za swoją pasją, oceń szanse powodzenia i wyobraź sobie, że zajmujesz się swoim biznesem o drugiej w nocy, zamiast odpoczywać tak, jak na to zasługujesz. Zrób to, zanim zainwestujesz.

Trzy strategie wyjścia

Być może niektórzy z was są już jednak po drugiej stronie. Dokonaliście tej inwestycji. Wasz dodatkowy projekcik trwa. Jest za duży, żeby go zabić, a za mały, żeby skierować na niego całą uwagę. Co możecie zrobić, żeby zwiększyć szanse wzrostu, ocenić go raz na zawsze i rozwiązać problem?

Spisałem kilka rozwiązań, z którymi miałem bezpośrednie doświadczenie:

Sprzedaj to.

Co dla jednego ciężarem, dla drugiego może być szansą. Twoje walczące o przeżycie przedsięwzięcie może być dla kogoś brakującym kawałkiem łamigłówki. Kiedyś zbudowałem platformę ecommerce Interiore.pl. Wymagała wielkich inwestycji w towary i logistykę i pozostawiała relatywnie niewielką marżę. W pewnym momencie stwierdziliśmy, że
możemy ją albo zamknąć, albo sprzedać. Znaleźliśmy doskonałego nabywcę. Firma dystrybucyjna, która była jednym z naszych dostawców. Zaoferowaliśmy im możliwość zbudowania kanału B2C do bezpośredniej komunikacji z kupującymi. Mogli korzystać z towaru, który i tak już mieli w magazynie, uzyskując podwójną marżę w stosunku do nas, co z łatwością pokryło koszta operacyjne. Zgodzili się. Byliśmy szczęśliwi, że nasza praca nie poszła na marne. I mogliśmy skoncentrować się na naszym głównym biznesie. Po czterech latach sprzedany biznes generuje zysk dla nabywcy, a my skupiliśmy się na swojej głównej działalności.

Uprość to.

Pomyśl o wartości najważniejszej dla klienta. Czy możesz robić mniej i nadal utrzymywać zadowolenie klienta? Czy możesz przekazać większość operacji innym firmom w łańcuchu wartości? Czy możesz uproduktowić obsługę albo automatyzować proces sprzedaży i dostawy? Świetnym przykładem może tu być agencja reklamowa. Wielu właścicieli zmierza w kierunku wąskiej specjalizacji, ku agencji z pełną obsługą. To czyni poziom złożoności procesów koszmarem. Czasami trzeba porzucić kilku klientów i skupić się na zadaniu, które jest proste i dotyczy tylko jednej określonej wartości. W książce “Built to Sell” John Warrillow błyskotliwie opisał, jak agencja reklamowa “full service” zmieniła się w firmę projektującą identyfikację wizualną.

Zleć to.

Możesz zatrudnić firmę zewnętrzną, która przyjmie rolę doradcy strategicznego i tymczasowego zarządcy. Przez dwa lata zespół Albrecht&Partners, zarządzał wzrostem firmy dystrybucyjnej, która dla właściciela stanowiła dodatek, do głównej działalności. Firma była w biznesie od 15 lat – zarządzana po godzinach przez właściciela (dosłownie wysyłał maile o drugiej w nocy). Kiedy rynek stał się bardziej dojrzały, a konkurencja bardziej wymagająca, niemożliwa już była konkurencja z użyciem wprowadzonych dekadę wcześniej narzędzi i procesów. Pod naszym nowym spojrzeniem i z naszą energią zmiany, obroty rosły o 14% i 22% rocznie przez ostatnie dwa lata, a firma, przedtem na granicy rentowności, dostarcza obecnie 14% zysku rocznie.

Są to trzy główne scenariusze, które znam z praktyki. Mogą oszczędzić twój czas i wysiłek, bez potrzeby wyrzucania na śmietnik wszystkiego, co zbudowałeś. Czy to łatwe? Oczywiście nie. Ale czy warto oszczędzić energię życiową i odzyskać cel i jasność? Moim zdaniem – absolutnie tak!

P.S. Dodatkowy biznes na etacie?

“Pracuję w korporacji. Czy zaangażowanie się w drugi biznes w miejscu pierwszej pracy to dobry pomysł?”. Tu rzecz ma się dokładnie odwrotnie niż napisałem powyżej. Myślę, że jest to najbezpieczniejszy sposób, żeby z zatrudnionego zmienić się w przedsiębiorcę. Jest to w końcu najlepszy sposób, żeby sprawdzić swój pomysł biznesowy bez ponoszenia większego ryzyka. Jako inspirację, a zarazem przestrogę, polecam książkę “Sztuka zwycięstwa” Phila Knighta o początkach Nike.

Udostępnij:
Podcast

Poznaj wiodący podcast dla przedsiębiorców i zarządzających biznesem. Posłuchaj przedsiębiorców, którzy zbudowali biznes od zera. Znajdź odpowiedzi na wyzwania, które trapią liderów – niezależnie od branży.

Newsletter

Zainwestuj 5 minut w tygodniu, by osiągać więcej.

Dołącz bezpłatnie do tysięcy przedsiębiorców i zarządzających biznesem w społeczności Business Unlimited.

Zobacz także

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na nasz newsletter