Aleksandra Izydorczyk: fizjoterapeutka i założycielka Instytutu Dzielny Miś. W swojej karierze pracowała w wielu państwowych i prywatnych placówkach. Jednak to nie pozwoliło jej na realizację swojej misji. Jej misja to zapewnienie polskim dzieciom z ciężkimi zaburzeniami neurologicznymi rehabilitację na najwyższym światowym poziomie. Aby zwiększyć dostępność takiej rehabilitacji założyła Instytut Dzielny Miś. Instytut w którym spotykają się dzieciaki z deficytami neurologicznymi (nazywane dzielnymi misiami :)) z najlepszymi polskimi specjalistami. Aleksandra znalazła sposób jak prowadzić placówkę medyczna z sukcesami, w niełatwych polskich realiach.
Opis – Ola Izydorczyk:
Dzielny Miś: https://www.facebook.com/DzielnyMis/
Z odcinka dowiesz się:
jak zbudować i utrzymać 24-osobowy zespół najlepszych specjalistów
jak wygląda praca terapeutyczna i czego może się z niej nauczyć każdy z nas
jak radzić sobie z emocjami, gdy otaczają nas wyzwania
Dołącz do klubu Greg Albrecht Podcast:
www.gregalbrecht.io/klub
Wideo – Ola Izydorczyk:
Zapis rozmowy – Ola Izydorczyk:
Cóż za niesamowity dzień! Dziś gościem Greg Albrecht Podcast jest Ola Izydorczyk 1, 2, założycielka Centrum Terapii Funkcjonalnej Dzielny Miś 3. Nic nie pomyliłem?
Trochę.
No to powiedz.
Instytut Terapii Funkcjonalnej Dzielny Miś.
Instytut Terapii Funkcjonalnej. A czym się różni instytut od centrum?
To jest nazwa.
A, po prostu. Powiedz, czym się zajmuje Instytut Terapii Funkcjonalnej Dzielny Miś?
Dzielny Miś zajmuje się pracą z dziećmi z niepełnosprawnościami 4, . To jest z mózgowym porażeniem dziecięcym, z zespołami genetycznymi, z uszkodzeniami mózgu, z uszkodzeniami rdzenia kręgowego. Głównie się skupiamy na rehabilitacji, ale dla takich dzieci pomoc i terapia jest wielopłaszczyznowa. Mamy i psychologa, i problemy neurologopedyczne, z połykaniem, a nie tylko z mówieniem, mamy problemy z komunikacją, ale to nie znaczy, że dziecko nie rozumie, tylko musimy dać mu inny język niż nasz werbalny, mamy terapeutę od integracji sensorycznej, ponieważ dziecko, które nie zdobywa wszystkich doświadczeń, wiatru, przemieszczania się, ma zaburzenia z tej sfery, no i rehabilitacja ruchowa 5, która jest przede wszystkim skupiona na funkcji, bo to jest najważniejsze.
A w jaki sposób te doświadczenia, które zdobywasz z dziećmi, przekładają się na twoje rozumienie i obcowanie z dorosłymi?
Tak jak powiedziałam, w ogóle terapia z dziećmi jest wielopłaszczyznowa i nie pracujemy tylko z dzieckiem, ponieważ problem niepełnosprawności dotyka całą rodzinę. Całą rodzinę i otoczenie. To jest bardzo podobnie, jak jedziesz do mechanika samochodowego, powie ci, że tę rurkę trzeba wymienić, ty ją wymienisz, pojedziesz do następnego, on powie, po co? Im większą ty sam masz wiedzę, tym lepiej będziesz w stanie decydować, jak masz postąpić. I na tym samym polega również praca z rodzicami, 90% sukcesu to jest wytłumaczyć rodzicowi, co z czego wynika i dlaczego to robimy. Dlatego praca z rodzicami jest najbardziej istotnym elementem w tej terapii.
Czyli te wszystkie wyzwania mają charakter holistyczny, składa się to z kilku różnych elementów, nie jest to tylko tak, że są to wyzwania ruchowe, tylko wyzwania w różnych obszarach rozwoju dziecka.
Tak. Oczywiście. Wiesz, jak rodzic się zgłasza, to najczęściej podstawowy cel rodzica, który się pierwszy raz styka z chorobą dziecka, z niepełnosprawnością, to jest, czy moje dziecko będzie chodziło. I oczywiście to nie jest tak, że wiemy, że nie będzie chodziło, czy będzie, będziemy wszystko robić, żeby chodziło. Ale tak naprawdę funkcją dziecka i każdego zresztą człowieka jest zabawa. Naszą funkcją jest, nie wiem… Sama funkcja chodzenia dla chodzenia? Nie chodzisz, bo lubisz chodzić, tylko dlatego że musisz się gdzieś przemieścić. Dla dziecka tą funkcją jest zabawa i my musimy sobie uzmysłowić i rodzicowi uzmysłowić, że zabawa to nie jest tylko chód, to jest umiejętność chwytu, to jest umiejętność postrzegania zabawek, kolorów, umiejętność utrzymania siadu, żeby móc ułożyć klocki, albo żeby móc narysować motylka. I pokazując to, i osiągając ten cel, musimy pamiętać, że za to jest odpowiedzialne wiele innych struktur, nie tylko fizycznych, nie tylko ruchowych, ale i poznawczych, i emocjonalnych, i intelektualnych, i wiele elementów.
A w jaki sposób zdobywacie wiedzę, jako zespół, żeby móc w taki holistyczny sposób ocenić sytuację konkretnego dziecka. Zawsze mnie to ciekawi. Bo rozumiem, że jeżeli jest lekarz specjalista, który się specjalizuje w jednej dziedzinie, to może ją bardzo dobrze zgłębić i gdzieś tam wejść, ale zawsze mnie fascynuje – to jest taki trochę doktor House, czyli na zasadzie wyszukiwania różnych rzeczy, które się dzieją w danym przypadku – właśnie jeżeli to dotyczy tak skomplikowanych, i podejrzewam różnych sytuacji, w których wasi pacjenci się znajdują.
Wiesz co, przede wszystkim ja sama kończąc studia z pediatrii neurologicznej, bo to jest naprawdę bardzo wąska dziedzina, mało wiedziałam. Doświadczenie mnie nauczyło i bardzo dużo dodatkowych kursów. Teraz przy zatrudnianiu w Dzielnym Misiu to jest podstawa wykształcenia, które terapeuta musi mieć. Później jeszcze dodatkowo staram się, żeby jakościowo w teorii wszyscy mieli jeden poziom, żeby nie było lepszych i gorszych. Później jest doświadczenie, próby i błędy, o których są zawsze rodzice informowani, no i cały czas staram się sprowadzać też instruktorów z zagranicy, polskich instruktorów, żeby starali się nam doradzić, porozmawiać, na zasadzie burzy mózgów, ponieważ naprawdę terapeuci się na najwyższym poziome i to mogę w 100% powiedzieć.
Czyli dużym elementem twojej roli jest uczenie innych terapeutów, żeby była wymiana wiedzy wewnątrz waszej organizacji, powiedzmy. W jaki sposób to robicie, poza wspólnym uczestnictwem w kursach?
Wiesz co, to jest tak, że ponieważ pracujemy z ludźmi, to jest trudne, to przede wszystkim są szkolenia 6, ja ich coachuję, bo mam, póki co, jeszcze dosyć dobre doświadczenie, no i przede wszystkim oni też mnie uczą, bo każdy przypadek to jest nowe doświadczenie. Raz w miesiącu mamy nasze wewnętrzne spotkania, niestety po godzinach i potrafimy siedzieć od 18:00 do 22:00 czasem, ale to jest taka burza mózgów, że nikt nie chce wychodzić. Nagrywamy pacjentów, oczywiście za zgodą, i później analizujemy filmy, myślimy, co można zmienić. Jeżeli jest wszystko okej uznajemy, że mamy iść w tym samym kierunku, wspieramy terapeutę, pomagamy i… Jedna głowa nic nie wymyśli, wiele głów… To jest dyskusja i ciągła wymiana doświadczeń.
A w jaki sposób zarządzacie relacją z rodzicami? Bo wyobrażam sobie, z doświadczeń w różnych, powiedzmy, biznesach usługowych…Tak, bo poniekąd jest to też biznes usługowy, i to jeszcze dotyczący czegoś tak niesamowicie drogiego sercu, czyli dzieci, więc pewnie bardzo dużo emocji wchodzi w grę, aż trudno mi to sobie wyobrazić. Jak pracujecie z oczekiwaniami rodziców, jak to zbudować, żeby nie było tak, że przyjdą rodzice do was i będą chcieli, żeby dziecko zrobiło jakieś ogromne postępy w ciągu 5 minut, kiedy wiadomo, że to jest żywy organizm, to są skomplikowane wyzwania i niektórych rzeczy czasem nigdy się nie da osiągnąć.
Wiesz co, przede wszystkim traktujemy ich jak partnerów, bo, tak jak powiedziałam, wiele od nich zależy i wiele od ich decyzji zależy, to jest raz. Dwa, to też zależy na jakim etapie się spotykamy, bo jeżeli jest to małe dziecko i rodzic właściwie dowiedział się dopiero, że będzie miał problem, jeszcze nie wie jaki, ponieważ lekarze różnie informują, ma jakieś badania, o których właściwie nie wie, jak je czytać, to bardzo empatycznie tłumaczymy, co się dzieje, dlaczego. I później tak naprawdę to jest step by step, po kolei wszystko tłumaczymy, informujemy, mówimy, co możemy zrobić. I zawsze również myślimy o dziecku, jak ono będzie wyglądało za jakiś czas, i nie mówię tu za miesiąc, tylko za 5 lat, ponieważ jeśli pozwolimy na pewne patologie teraz, one zostaną i one nie pozwolą pójść dalej w rozwoju. Więc czasem zatrzymuję myślenie rodzica, ponieważ on myśli już teraz, od razu przerażony, będę miał dziecko niepełnosprawne, jak to się stało, dlaczego i w ogóle. Stop. Stop. Teraz tu jesteśmy, teraz musimy zadziałać na to i na to, przyjdzie czas i będziemy działać dalej. Zaufania dużo, dużo budujemy zaufania, chyba o to chodzi. Zaufanie i dzielenie się wiedzą.
A skąd biorą się u was rodzice ze swoimi dziećmi?
Jak zakładałam Dzielnego Misia, pamiętam, to jedna osoba mi podpowiedziała, że może jakieś gazety, jakieś ulotki, jakaś promocja… Ten świat tak nie działa, to jest tylko i wyłącznie przekazywanie z ust do ust informacji. Ja myślę, że rodzice, przede wszystkim czując, że są zaopiekowani w każdej kwestii, przekazują, że warto spróbować. Bo rodzic zawsze ma możliwość wyboru, on nie musi do nas chodzić, a nawet jeżeli już jest z nami, nawet przez wiele lat, może spróbować czegoś innego, bo cały czas coś powstaje, nowe metody ze Wschodu, nowe urządzenia, które mają sprawić cuda. Musimy pamiętać, że to jest uszkodzenie mózgu najczęściej, tutaj cud się nie stanie i musimy wszystko robić, żeby poprawić funkcje i jakość życia tego dziecka i rodziny. Więc zawsze jak któryś terapeuta się bulwersuje, mówiłem, że nie powinni, a oni i tak tego spróbowali – to ja mówię, stop, gdybyś ty miał dziecko niepełnosprawne, to byś jechał do Chin, na Alaskę i wszędzie, bo chcesz spróbować, bo a nuż to zadziała. Ale wracają, ponieważ stała terapia, to kompleksowe myślenie, zespołowe myślenie, również ich uspokaja, że idą w dobrym kierunku, no i są efekty przede wszystkim. Gdyby nie było, to by nie wracali.
A ile czasu trwa taka terapia? To znaczy, ja rozumiem, że posiadanie dziecka niepełnosprawnego to jest powiedzmy wyzwanie, czy fakt na całe życie, ale ciekaw jestem, ile czasu wy pracujecie zazwyczaj z jednym pacjentem? Jak to wygląda?
Znaczy, tak jak powiedziałeś, ta terapia powinna być niestety całe życie, bo cały czas to napięcie patologiczne, bądź wzorce nieprawidłowe, będą się pojawiały. Pamiętajmy, że pracujemy z dzieckiem, które rośnie, przygotujemy, w cudzysłowie, mięsień do jakiejś pracy, ale kościec urośnie, więc się wszystko…, napięcie się zmienia, układ się zmienia, wysokość się zmienia, wychylenia się zmieniają, więc znowuż ta praca czasem idzie dwa kroki do tyłu. Więc to jest długoletnia praca, ale jeżeli chodzi o jedną sesję, to jest 2 godziny pracy. I najczęściej pracujemy w systemach turnusowych 7, na przykład, dziecko przychodzi na 2 godziny przez cały tydzień, na 2 godziny, plus dodatkowe terapie 8, 9, jeżeli jest taka potrzeba. Więc długo, ale dlatego, że się skupiamy na funkcji, a praca z dzieckiem to nie jest tylko rozciągnięcie powięzi, i mięśni, i stawów, tylko również, żeby coś, co doprowadzamy mięśniowo, stawowo, powięziowo, tkankowo do pracy później przełożyło się na funkcję. Bo sam mięsień nie myśli, tu myślimy i kodujemy, jaka jest funkcja tego mięśnia. Więc jeżeli rozciągam, bo mam przykurcz w łokciu (w cudzysłowie, tutaj już mówię do naszych słuchaczy)….
W uproszczeniu.
Tak. I będę rozciągała, będę wzmacniała kończynę górną, to nie znaczy, że ta kończyna górna będzie wiedziała, jak wziąć szklankę i napić się wody. Dlatego musi być praktyka, dlatego są całe 2 godziny.
Rozumiem. A jeżeli chodzi o czas trwania, mówiłaś o tygodniowych turnusach, ale w praktyce pacjenci się z wami przez lata, czy miesiące? Jak to wygląda?
Tak, najczęściej, jeżeli już nam zaufają. Mam pacjentów, którzy są już ze mną 5 lat, odkąd powstał Dzielny Miś. 3 lata, 2 lata, rok. Jak już ktoś zacznie, to już, na szczęście, nie chce odejść.
No właśnie, to jest też trudne, myślę, z perspektywy myślenia o tym, że prowadzisz biznes, czyli że to kosztuje rodziców, i że jest pewnego rodzaju wykluczeniem, to znaczy, że nie każdy, niestety, rodzic, może sobie na to pozwolić. Czy wy macie jakiś model, jeżeli chodzi o koszty dla rodziców, który pomaga osobom, które same nie bardzo są w stanie finansować taką pracę, nie wiem, czy to może być jakoś refundowane, czy niestety nie ma takich możliwości?
Dzielny Miś jest całkowicie prywatny, więc nie mamy podpisanych żadnych umów z NFZ-em, ani nic takiego. W Polsce niestety pomoc dla rodzin z niepełnosprawnościami jest bardzo mała, i rzeczywiście tutaj mało kogo byłoby stać całkowicie opłacać. Ale na szczęście działają fundacje, które zbierają 1% na przykład i to jest bardzo istotne. Ja wiem, że wszyscy już mają dość tego 1%, pod koniec roku cały Facebook, wszystkie fora społecznościowe napierają, ale tylko dzięki temu rodzice mogą sobie pozwolić na sprzęty na rehabilitację, na terapię. Oczywiście pomagamy w ten sposób, że mówimy na przykład młodym rodzicom, znaczy świeżym rodzicom z niepełnosprawnym dzieckiem, gdzie szukać pomocy, bo nie wszystkie fundacje zajmują się wszystkim, niektóre dają na sprzęty, niektóre dają na terapie, niektóre mają cyklicznie jakieś programy, w zależności od wieku, od diagnozy i w ogóle. Więc wspieramy i pomagamy, co trzeba zrobić, gdzie uderzyć, gdzie szukać.
Czyli część waszych pacjentów jest finansowana przez fundacje?
Tak. Większa.
Aha, większa część?
Większa, myślę, że 98%. To jest dużo.
Czyli wasz biznes w bardzo dużym stopniu zależy od współpracy z fundacjami.
Tak. A raczej współpracy społeczeństwa z fundacjami. ☺
No tak, to prawda, ale i waszej współpracy z fundacjami konkretnymi, prawda?
Tak, oczywiście.
W jaki sposób można wpływać na to, czy wy w jakiś sposób wpływacie na to, jak te fundacje funkcjonują? Czy w jakiś sposób pomagacie im w tym, żeby spełniały lepiej swoją funkcję, żeby, nie wiem, więcej zbierały środków? Czy raczej waszą rolą jest dobór takich fundacji, które są skuteczne, żeby mogły pomagać waszym pacjentom?
Raczej dobór fundacji, a na same fundacje nie mamy wpływu. Myślę, że – to co powiedziałam na początku – że promowanie tego jednego procenta, ten 1% jest ważny. Bo wszyscy właściwie nasi klienci w cudzysłowie, pacjenci, tylko dzięki temu mogą mieć terapię i sprzęty. A to jest bardzo duży koszt, niezależnie od tego, czy to jest Dzielny Miś, czy inna instytucja pomagająca, to są ogromne koszta, samej terapii. Ale pamiętaj, że terapia jest iks czasu, ale żeby podtrzymywać efekty, są potrzebne sprzęty specjalistyczne, takie urządzenie rehabilitacyjne do stania, nazywa się pionizator, potrafi kosztować nawet 15, 10 tysięcy.
Niesamowite.
Ortezy, które pomagają, specjalne buty…
Tu masz takie buty, leżą koło ciebie, to może opiszesz jak to wygląda.
Tak, na przykład.
Takie małe buciki.
Te są malutkie. Są różne rodzaje, więc to nie jest standard, że tylko tak wygląda. Są różne rodzaje, w zależności od potrzeb, w zależności od funkcji, jaka ma być, i takie ortezy potrafią kosztować 3 tysiące, a dziecko rośnie i czasem po pół roku musisz zmienić. Nikogo by nie było stać na to. Dlatego bardzo chcę, jeśli mogę, zaapelować, żeby zaznaczać ten 1%, konkretnie dla kogo, bo naprawdę społeczeństwo z osobami niepełnosprawnymi może tylko w ten sposób zbierać środki na pomoc własnym dzieciom czy dorosłym z niepełnosprawnościami.
A czy wy w swojej komunikacji gdzieś na stronie, czy na własnym Facebooku, też komunikujecie, jakie fundacje współpracują z wami i w ten sposób..?
Nie, ponieważ, wiesz co, my… To nie jest tak, że współpracujemy z jakimiś bezpośrednio, przede wszystkim nie chcielibyśmy kogoś promować, kogoś mniej promować.
Faworyzować?
Zupełnie jesteśmy oddzielnymi firmami. Pomagamy bardziej rodzicom w doborze, sugerujemy, no i tak.
A ile kosztuje takiego rodzica, musiałaby kosztować, jeżeli nie miałby wsparcia w fundacji, w skali roku, terapia dziecka?
Au.
Jak myślisz? Mniej więcej jakiego rzędu to są koszty, bo powiedziałaś, że to bardzo dużo kosztuje…
Tak.
…chciałbym sobie wyobrazić, jaka to jest kwota, żeby też słuchacze mogli to zrozumieć.
Wiesz co, taki podstawowy turnus – o ile się nie mylę, bo szczerze, czasem nie patrzę na to ☺ – kosztuje chyba 1200 złotych, plus dodatkowe terapie, które są dodatkowo płatne, plus sprzęty… Ja myślę, że miesięcznie można wydać nawet, jeżeli akurat jest miesiąc wymiany ortez, plus wymiany pionizatora, plus dobry wózek, siedzisko, to tak z 10 tysięcy, to tak lekką ręką.
No tak, to są ogromne koszty.
Więc rocznie… Oczywiście, że ortez nie wymieniamy co miesiąc, czy danego sprzętu, ale są również… Pamiętajmy, że to jest rehabilitacje i dążenie do poprawy jakości, ale również są konsultacje z lekarzami, co najczęściej muszą rodzice robić prywatne, bo coś się dzieje, trzeba teraz, nie będą czekali pół roku. Te dzieci mają wiele innych, dodatkowych niestety schorzeń, od epilepsji, która jest bardzo częsta przy uszkodzeniach mózgu, po niedosłuch, niedowidzenia, złe przekaźnictwo widzenia, problemy metaboliczne, problemy z żywieniem, problemy kardiologiczne. Oczywiście nie wszystkie dzieci wszystko mają, na szczęście nie mają full pakietu negatywnego, ale trzeba to kontrolować.
A w jakim wieku dziecko powinno trafić do was, żeby to był właściwy moment, żeby to było nie za wcześnie, ale też nie za późno, bo mówiłaś, że na każdym etapie rozwoju warto już te wyzwania adresować, żeby już zacząć z tym coś robić, jak to wygląda w praktyce?
Wiesz co, im wcześniej tym lepiej, jeżeli jest już diagnoza, jeżeli wiemy, że poród był ciężki, że lekarze już sugerowali, od wyjścia ze szpitala, żeby przynajmniej zorientować się, gdzie powinno być dziecko objęte terapią – to już od razu powinno być w terapii, ze względu na to, że nasz mózg, na szczęście, ma coś takiego jak plastyczność. Niektóre funkcje, które były zabrane, bo mózg nie był dotleniony, jesteśmy w stanie pracą, praktyką, odpowiednią stymulacją przywrócić, spowodować żeby inna część mózgu przejęła tę funkcję. Aczkolwiek to nie jest tak, że 3-miesięczne dziecko idzie od razu na turnus, wszystko bardzo indywidualnie dostosowujemy, ze względu na to, że to nie chodzi o ilość, tylko o jakość. I ten czas, żeby dziecko przyswoiło te informacje – które dajemy przez swoje ręce, głos, dźwięki, kolory, odpowiednią pielęgnację, jeżeli mówimy o małych baby – jest też bardzo istotny. Żeby ono mogło to przyswoić, nauczyć się tego, i znowuż jest terapia. A nie, że takie małe dziecko weźmiemy w terapię na cały tydzień na godzinę, bo ono będzie przestymulowane i nic nie zapamięta, będzie po prostu zmęczone i nic więcej.
A w jaki sposób wiedza, którą macie, która dotyczy niestety dzieci, które mają te wyzwania związane z problemami neurologicznymi, przekłada się na rozwój, że tak powiem, dzieci zdrowych, czy jest coś z tego, z waszego garnituru wiedzy, czy tego pakietu wiedzy, który jest na tyle uniwersalny, a na przykład rodzice normalnie o tym nie wiedzą i to ignorują, jeżeli chodzi o rozwój motoryczny dziecka, czy o rozwój inny, intelektualny dziecka, co można by było zastosować w praktyce?
Wiesz co ☺, właśnie się śmieję, że ja nigdy nie terapeutyzowałam moich dzieci i nie terapeutyzuję. Aczkolwiek dla mnie ruch jest bardzo ważny. No elektronika, bo to bardzo zaburza jednak rozwój, mówię tutaj o telewizji, o iPadach, o telefonach.
To powiedz jak to jest właśnie z tymi…
Nie będę tutaj przytaczała badań, ale one już teraz mówią, jak duży to ma wpływ na dziecko w wieku chyba 1,5 roku, które ogląda elektronikę powyżej 20 minut, jak duże są uszkodzenia, mikrouszkodzenia, ale są.
Czytałem, że potem są trudności z budowaniem relacji i z empatią.
Z koncentracją, z przyswajaniem abstrakcyjnego myślenia, dużo jest czynników, tylko że na to nie zwracamy uwagi. Ja wiem, że to jest łatwe: wracam po pracy, chcę tutaj jeszcze posprzątać, chcę coś…, no to trzymaj ten telefon. Można go wciągnąć w tę zabawę, to więcej wysiłku wymaga, ale umówmy się, chcemy, żeby za 18 lat był super człowiekiem, nie? To jest raz. Dwa, wydaje mi się, że też…Ostatnio moja mama mi zresztą powiedziała, że rozpieściłam swoje dziecko, jeżeli chodzi o emocje. O co ci chodzi? Bo ty tak wszystko mu tłumaczysz, nie wszystko musi wiedzieć, nie? ☺ I to niestety właśnie jest chyba wpływ mojej pracy. Ja dzieci, w cudzysłowie, zmuszam do ciężkiej pracy i do wyzwań, do wyzwań, które nie tylko są ciężkie fizycznie, ale również emocjonalnie. Ja się czegoś boję, coś mnie boli, ale ja muszę to przezwyciężyć. Oprócz wyjaśniania rodzicowi, muszę mieć dobry kontakt z dzieckiem, żeby mu wytłumaczyć, że chcę ci pomóc. Ale dziecko tego nie zrozumie, więc przez zabawę, przez tłumaczenie, przez rozumienie go, stawianie się w jego pozycji – nie, że ja wiem i ty tak musisz, tylko rozumiem, że cię teraz ciągnie, ale musimy to rozciągnąć, okej? Postaram się to, postaram się krócej, postaram dłużej, wykorzystuję pozycję zamiast bezpośrednio twardo pchać moimi rękoma. I to jest wszystko budowanie relacji. I wydaje mi się, że moim dzieciom też, niestety, tak tłumaczę wszystko, po co, jak, pokazuję granice, pokazuję plan dnia i on ma być zrealizowany, bo tylko dzięki temu dziecko czuje się bezpiecznie. Bo umówmy się, my decydujemy co dziecko kiedy będzie jadło, kiedy będzie spało, kiedy ma pójść biegać, kiedy coś. I my możemy zmienić, ono jest zależne totalnie od nas. I tylko my zmieniamy mu plan. A jak my nie znamy planu, też czujemy się niekomfortowo. Nie wiemy, kiedy wejdzie szef, i to jest niekomfortowe. Kiedy będę wyjeżdżać – i to jest niekomfortowe. Lubię wiedzieć przynajmniej troszeczkę dłużej niż w tej chwili. Więc dziecku też opowiadamy, mówimy i staramy się trzymać tego.
A w jaki sposób przekonać kogoś właśnie, żeby przekraczał te granice czegoś, na co ma ochotę, a nie bardzo chce. No bo rozumiem, że nie ma trudniejszej materii, niż dziecko, które chcesz… Bo to z dorosłymi jest czasem trudno, w cudzysłowie sprzedać komuś coś, co jest dla niego dobre, żeby jednak dokonał tego wysiłku. Prosty przykład, trening, każdy chce być chudy, nikomu się nie chce jechać na siłownię. I jak kogoś przekonać do tego, że jest otyły i będzie niezdrowy, więc żeby poszedł na tę siłownię. W jaki sposób, poza zbudowaniem tej głębokiej relacji – co rozumiem, że jest podstawą zaufania, do tego, żeby w ogóle móc na kogoś, że tak powiem wpłynąć pozytywnie – w jaki sposób można sprawić, żeby ktoś zrobił coś, co wiesz ty, że jest dla niego dobre, ale równocześnie ten ktoś ma wewnętrzny opór, bo to będzie nieprzyjemne, niemiłe, trudne i tak dalej.
Znaczy, jeżeli chodzi o dzieci – to jest motywacja. I tak jak mówisz, ktoś wie, że jest otyły, a i tak nie idzie. Wtedy może wystarczy ta druga osoba, która będzie cały czas gloryfikowała, super, masz już postanowienie! Super, kupiłeś te buty! Super, to może razem pójdźmy. Super, zrobiłeś pierwsze pół godziny. Za drugim razem już mu się nie chce, ale to ja pójdę z tobą. I chodzi o te relacje i budowanie motywacji również. I pamiętajmy, to ma być ciekawe, a nie nudne. Więc Instytut Dzielny Miś jest cały w zabawkach, przeróżnych, w części nie używanych. Ale może akurat ten jeden (chłopiec) będzie potrzebował akurat tego samochodziku z tej bajki, albo jakaś dziewczynka będzie potrzebowała korony. Będzie się czuła fantastycznie i jak będzie siedziała, to nie będzie siedziała tak, tylko się wyprostuje, bo ona zawsze chciała być królewną. Więc to zależy od motywacji, od zabawy, od wprowadzania jakiejś historii w ćwiczenia, a nie kładziesz się i się rozciągamy. To nie jest przyjemne ani dla nas, ani tym bardziej dla dzieci.
Fajne. Czyli osoby, które my znamy, możemy po prostu w pozytywny sposób motywować, czyli nie straszyć, a raczej pokazywać jak jest fajnie.
Tylko i wyłącznie w (sposób) pozytywny.
Mówiliśmy o tym, w jaki sposób można stosować pewne praktyki, które stosujecie z dziećmi, które mają wyzwania, w życiu codziennym. Jestem też ciekaw, w jaki sposób ewentualnie mogłabyś opisać dokładnie, jak wygląda praca z dziećmi. Co to jest poza terapią ruchową?
Trudne pytanie. ☺
Chcę sobie to wyobrazić, czym to się różni od wizyty u fizjoterapeuty?
My jesteśmy fizjoterapeutami! Ogólnie pracując z dzieckiem, musisz mieć dużą wyobraźnię i musisz kierować dzieckiem tak, żeby się troszeczkę nie zorientowało, to jest raz. Dwa, praca z neurologią ma wiele, wiele aspektów. Ja po studiach – tak jak powiedziałam – mogłabym prawdopodobnie zaczynać w ortopedii. Później oczywiście każda dziedzina fizjoterapii wymaga dodatkowych szkoleń, bo studia nie dają tak dużo, o tak powiem. Ale neurologia jest o tyle specyficzna, że uszkodzenia powodują utratę ruchomości, czyli ograniczają pewne możliwości ruchu kości, stawów, mięśni, powięzi, czyli wymagają czystej fizjoterapii (☺ w cudzysłowie, nie chcę nikogo obrazić) plus problemy neurologiczne. Czyli z dystrybucją przekaźnictwa między mózgiem a mięśniami, plus jeszcze właśnie – przez brak doświadczeń ruchowych – inne poznawanie świata, inne możliwości poznawania świata, plus problemy emocjonalne. Jeżeli dziecko jest w normie intelektualnej, to rozumie co się dzieje, że otoczenie nie akceptuje mnie, bo bardzo często niestety tak jest. W końcu wchodzi w ten wiek, że rozumie, że jest inne. Plus oczywiście babcie i dziadkowie, którzy te dzieci by często zagłaskali. A to nie jest pępek świata i on musi o tym wiedzieć. Więc dlatego to się troszeczkę różni, bo przede wszystkim musi być zabawa, musi być fajnie, ale gdzieś musimy pokazywać, że to, że jesteś niepełnosprawny nie oznacza, że jesteś gorszy, bo nie jesteś. Ja uważam, że to są herosy, te dzieci. Kiedyś, dawno temu, mój mentor mówił mi, że dziecko pełnosprawne uczymy pewnej dyscypliny, w pewnym wieku. Teraz odłóż buciki na miejsce, odłóż talerz, to już jest wprowadzenie jakiejś dyscypliny, później szkoła i wszystko. Dziecko z niepełnosprawnością, które wymaga tak dużo pracy od siebie i od innych, powinno mieć sto razy więcej tej dyscypliny. Bo umówmy się, gdybym mojego syna Ediego miała zmusić do comiesięcznej pracy na przykład przez 2 godziny, ciężkiej pracy, plus jeszcze inne rzeczy, terapie, plus dodatkowe sprzęty, nie wiem, pionizacja codziennie, zakładanie śmiesznych kombinezonów, które niekoniecznie muszą być wygodne za każdym razem, to byłoby ciężko. A te dzieci od samego początku są tak prowadzone, więc trzeba też je zrozumieć. I tak.
Czyli dużo dyscypliny jest w tym dla dziecka.
Tak, ale takiej dyscypliny… Nie chcę, żeby to było źle odebrane, że stoimy z batem, tylko żebyśmy o tym pamiętali, że te dzieci…, bardzo dużo od nich wymagamy tylko po to, żeby osiągnąć jak najlepsze efekty. Ale to nie jest tak, że to dziecko nie ma innych zajęć, tylko terapię. Po to jest terapia, żeby mogło się bawić, żeby mogło wykorzystać możliwości, które ma. Bez niej i bez dodatkowych sprzętów nie będzie w stanie wykorzystać swojego potencjału.
Co popchnęło cię do tego, żeby się tym zająć?
Nie wiem. ☺ Zawsze chciałam pracować z ludźmi, to na pewno. Później na studiach nie wiedziałam, że będę chciała z dziećmi pracować, bo tak jak każda młoda osoba: dzieci to tam…, jak w rodzinie były małe dzieci to dobra, tak? Później na studiach po prostu udało mi się znaleźć miejsce na dodatkową pracę i to była fundacja zajmująca się właśnie dziećmi z niepełnosprawnością, no i się zakochałam. I to daje tyle funu, to po prostu daje fun w życiu. I nie mówię, że daje fun, bo pomagasz, to jest za duże słowo pomagasz, bo to nie jest tak, że robię to…
No tak, rozumiem. Tylko z motywacji, że zmienisz świat.
Tak. No nie, to jest… Wiesz co, myślę, że dzięki temu czuję się cały czas młodo, to jest fajne, że mogę pomóc ludziom, to jest fantastyczne. Ale nie zawsze mogę, nie zawsze osiągnę cele, które stawia rodzic. Często musimy zgryźć zęby, że się nie uda, ale mogę poprawić coś innego, zawsze jest coś innego. Jeżeli nie uda się chód, to może poprawmy siad, bo dzięki temu będzie mógł zdjąć koszulkę. Jeżeli się nie uda, to może obroty, że mama nie musiała wstawać co 3 godziny, żeby nie dostało odleżyn to dziecko. Jeżeli to się nie uda, to może poprawię oddech, żeby wydłużyć życie i jakość, żeby nie było bólu. Więc zawsze jest coś, i to jest fajne właśnie, że to nie jest standardowe. Praca z tymi dziećmi nie jest standardowa, praca z tymi rodzicami nie jest standardowa, każdy przypadek jest inny, każdy rodzic jest inny, my też mamy gorsze i lepsze dni. I chyba dlatego, to jest po prostu bardzo fajne.
A jak to było, że zdecydowałaś się na studia, które cię w tym kierunku powiodły. Bo często rozmawiam z przedsiębiorcami, typowymi przedsiębiorcami – bo mieliśmy też dyskusję przed nagraniem i pytałaś, czy ty jesteś przedsiębiorcą, czy nie i dlaczego cię zapraszam. Powiedzmy osoby, które prowadzą typowe firmy, one tak naprawdę na studiach nie wiedzą, co będą robić i później, w praktyce dopiero nagle wychodzi, okej, ten temat mnie pociągnął i zacząłem prowadzić taki biznes. U ciebie ta decyzja o kierunku studiów w dużym stopniu zdeterminowała to, czym się teraz zajmujesz, więc ciekaw jestem, jak doszłaś do takiego wniosku, żeby wybrać te studia, a nie inne?
Nie było takiego wniosku ☺ po prostu. To chyba tak samo jak twoi poprzedni rozmówcy. Ja lubiłam sport i lubiłam pracę z ludźmi. Stwierdziłam, na zwykłe wychowanie fizyczne… no jakoś się nie widzę jako nauczyciel, trener, czy pójście w wyczynowy sport. I dlatego wybrałam rehabilitację. A później już się dalej rozwinęło, później się okazało, że to jest fajne. Neurologia mnie przerażała, ale wylądowałam w neurologii, bo ona jest po prostu dziwna, ona jest trudna, ona jest niesamowita, że tyle rzeczy jest zależnych, wszystko razem. To nie jest ortopedia, która też jest bardzo trudna, bo cały czas nowe doniesienia naukowe mówią nam o różnych możliwościach, ale neurologia to wszystko łączy – i miesza niestety.
No tak, neurologia koordynuje tak naprawdę wszystko, nasze postrzeganie świata i w ogóle wszystko to, co myślimy kim jesteśmy, to tak naprawdę wszystko wypływa z mózgu, prawda?
No.
Bo to mózg interpretuje wszystkie bodźce i mówi nam, kim jesteśmy.
Tak. I pamiętaj, że w dwie strony. To jest niesamowite, że to co ja czuję, że teraz mnie dotknęło, to doszło, okej, a teraz muszę, okej, to… Tak?
Zinterpretować, co to jest, i zareagować.
Więc to jest super, nie?
To jest fascynujące. A z perspektywy osobistej, w jaki sposób emocjonalnie radzisz sobie z tymi wyzwaniami, które macie z pacjentami, bo umówmy się, są zawody, czy są firmy, które mniej emocjonalnie angażują, albo może angażują bardzo, ale nie dotykają tak fundamentalnych spraw, jak zdrowie dziecka, zdrowie człowieka, i to powiedzmy sytuacje, w których, umówmy się też, trudno myśleć o tym, żeby zdobyć idealne rezultaty, żeby osiągnąć wszystko. Tylko zawsze jest to kwestia kompromisu i poprawiania tego, co jest przed nami, a nie szukania perfekcji. W jaki sposób emocjonalnie radzisz sobie z tym?
Wiesz co, kiedyś chyba było gorzej. Bo jak byłam młodsza, to się wydawało, że jak to możliwe, dlaczego, dlaczego to dziecko musi tak cierpieć? Teraz w ogóle na to nie patrzę jak na cierpienie. Te dzieci nie muszą cierpieć, to jest raz. Dwa, chyba bardzo mi też pomaga to, że to nie jest tak, że wszyscy są biedni i poszkodowani, bo ich spotkała niepełnosprawność, czy rodziny, bo ich spotkała niepełnosprawność dziecka, ci ludzie są normalni i fantastyczni. A ja swoją wiedzą, doświadczeniem, mogę im jakkolwiek pomóc. W ogóle już nawet nie patrzę na to, że ktoś cierpi i trzeba go pogłaskać po głowie, tylko zmieńmy to, jakkolwiek to zmieńmy. I jakoś emocjonalnie już nie przeżywam. Wkurza mnie po prostu, jeżeli system zawodzi, bo to jest najbardziej wkurzające. Jeżeli mamy moc, jeżeli mamy wiedzę, jeżeli mamy chęci – to jeżeli chodzi o szkołę, o przedszkole, o sprzęty, oceny, po prostu jest mur, beton i to jest wkurzające. Ale cóż, musimy to zmieniać. Bardzo często piszę, bardzo często mówię terapeutom i oni się kontaktują z przedszkolami, żeby jakoś troszeczkę pomóc, żeby te dzieci nie były na marginesie. Polska na szczęście idzie w dobrym kierunku, jeżeli chodzi o otwieranie się na niepełnosprawność, ale uważam, że jeszcze jesteśmy daleko.
A z perspektywy biznesowej?
Tutaj mogę się nie spodobać rozmówcom, nie odpowiem pewnie dobrze.
To nie jest sprawdzian, to jest raczej ciekawe dla mnie, jak to się stało, jak powstał Dzielny Miś, jak to było w ogóle? Coś powiedz o tym. Pierwsze dni i w ogóle pomysł, skąd to się wzięło, żeby wziąć na klatę tworzenie własnego miejsca. Bo to nie jest takie proste.
No nie.
Łatwiej pewnie pójść i pracować u kogoś, i liczyć się z pewnymi kompromisami, że nie będzie to po twojemu do końca, niż zaczynać coś kompletnie od zera.
Wiesz co, zaczęliśmy 5 lat temu, ale pomysł był o wiele, wiele wcześniej. Ja, jako fizjoterapeutka w neurologii dziecięcej, umówmy się, pracuję na materacach, czyli na kolanach, pracuję nadgarstkami, pracuję kręgosłupem, jeżeli chodzi o fizyczne aspekty. No i ten 65. rok życia, chyba bym nie dociągnęła. ☺ Więc dla mnie były dwa wyjścia, albo pójdę w naukę, gdzie nie do końca się widzę, albo założę coś swojego. A ponieważ bardzo lubię to co robię i uważam, że już jestem niezła w tym, to stwierdziłam, spróbujmy. To był jeden początek. Druga kwestia, to było właśnie to, co powiedziałeś, że nie do końca mi pasowało…, model w jakim idzie pomoc dla dzieci niepełnosprawnych i rodzin, że się mówi właśnie tylko o tym aspekcie chodzenia, że nie myśli się globalnie o tych dzieciach i rodzinach. Jak się myśli o dziecku, to myśli się tylko o dziecku, ale przecież jak duży wpływ ma rodzina, jak bardzo im trzeba pomóc. Od podstawowej rzeczy, że bardzo dużo osób musi – tak jak mówiłam – korzystać ze sprzętów dodatkowych, te sprzęty są masakrycznie drogie. Sprzedawcy, z całym szacunkiem dla ich pracy, muszą sprzedać. I przyjeżdża pacjent, który ma wózek specjalistyczny za 15 tysięcy złotych, a ten wózek nie jest dobry dla tego dziecka. I to mnie wkurzało, bo 15 tysięcy zostało wydane w błoto i te 15 tysięcy mogło być przeznaczone na terapię, bądź na dostosowany dla tego dziecka sprzęt. Bo jak patrzysz w ulotce, to idealnie pasuje. Ale trzeba posadzić to dziecko, trzeba sprawdzić, trzeba ułożyć tak, żeby to działało, żeby to pomagało, żeby podtrzymywało efekty terapii, żeby pomagało otworzyć się temu dziecku na świat. Więc również w terapii w Dzielnym Misiu jest tak, że część jest to terapia, a część to jest zapraszanie. Okej, potrzebuje pani wózka, ale nie, stop, proszę jeszcze nie kupować. My zaprosimy sprzedawcę, przymierzymy i zobaczymy. Przymierzymy jeden, drugi, trzeci na przykład wózek. I mówimy, okej, w tym jest dobrze, jak pani to kupi, to będzie to na 3 lata idealne.
Czyli ta złość pewnego rodzaju na status quo cię napędzała do tego, żeby to zrobić.
Trochę tak, i do tej pory mnie cały czas napędza.
Ale to jest ciekawe, bo widzisz, trochę starasz się powiedzieć, czy mówiłaś mi wcześniej, że nie czujesz się przedsiębiorcą, przedsiębiorczynią do końca, że to nie jest to, ale ta cecha jest bardzo typowa dla wielu osób, które decydują się otworzyć coś swojego. Bo to co się dzieje i sposób, w jaki dany rynek funkcjonuje, po prostu im nie odpowiada, także tutaj, wiesz, wpisujesz się bardzo w tę konwencję.
Okej. ☺
I jak tę wizję przełożyłaś w praktyce, z kim, w jaki sposób, jak to się wszystko pojawiło?
Wiesz co, zaczynaliśmy, ja i moja koleżanka, czyli dwie terapeutki i wielki lokal, bo ja stwierdziłam, na pewno to musi się udać. No i już po pół roku musieliśmy, chcieliśmy zatrudniać następnych pracowników. Teraz mija 5 lat, w te wakacje minie 5 lat, i mamy 24 specjalistów.
Super.
I rzeczywiście jeszcze jest jeden aspekt tego może przedsiębiorstwa, tak jak mówisz. No bo tak, po pierwsze, to musi być dobra terapia i to holistyczne patrzenie, i jakość, jakość, jakość, nie ilość. Dwa, musi właśnie być pomoc rodzicom. Musimy się utrzymać z tego, więc musimy, niestety patrzeć na te cyferki czasem, ale trzy, to jest również zespół. Bo jeżeli byłyby tylko jednostki dobre, a reszta zespołu nie, to nie o to chodzi. Wszyscy mają mieć takie cechy otwartości, troszeczkę pokory, bo to nie jest łatwe, no i wzajemnego wsparcia, bo się nakręcamy, my się sami nakręcamy cały czas. Więc jest bardzo luźna atmosfera, bardzo rodzinna, jeżeli chodzi o rodziców, i jest fajny i mądry zespół 10.
A jak dobieracie ludzi do zespołu, w jaki sposób dbacie o to, żeby ten poziom był…, bo już trochę wspomniałaś o edukacji, o kursach, ale to jest dla mnie bardzo fascynujące zawsze. W innych branżach, na przykład w firmach doradczych, takich jaką też i ja prowadzę, widzę, że dużym ograniczeniem jest właśnie łapanie i utrzymywanie talentu, który by był na podobnym poziomie, co osoby, które otwierają taki biznes, które zaczynają, które gdzieś zbudowały już pewne kompetencje. I to jest dla mnie analogia właśnie, jak wy to robicie, że dziś macie 24 kompetentne osoby, które chcą się rozwijać, które nie odstają znacząco kompetencyjnie na przykład od ciebie, która robisz to od 5 lat non stop.
Rzeczywiście jednym z najtrudniejszych elementów jest zespół i zatrudnianie nowych osób, znalezienie ich, ale myślę, że to też jest sprawa zaufania. Dzielny Miś dużo daje pracownikom, ale to jest tak jak…, czytałam kiedyś biografię Brosnana, od filmów, i on kiedyś zacytował, że zrób tak, żeby wszystkie firmy się kłóciły o twojego pracownika. Ale zrób też tak, żeby on nigdy nie chciał odejść. I tutaj właśnie żadne firmy fizjoterapeutyczne nie dają darmowych szkoleń, nie dają możliwości, jeżeli chodzi o te sprzęty, i że mamy taką wiedzę, żeby odwiedzały nas naprawdę wielkie autorytety w naszej dziedzinie, nie tylko w fizjoterapii, ale i lekarze. Ostatnio mieliśmy cudowne spotkanie w sobotę z ortopedą, i była fajna burza mózgów, jak podejście ortopedyczne (współgra) z naszym funkcjonalnym, jak to się przekłada. I to było bardzo fajne i dla nas, i się okazało dla pana doktora było świetne. Dajemy również wsparcie, jeżeli terapeuta potrzebuje dnia wolnego, oczywiście to się nie zdarza, bo oni właśnie chcą po prostu… Ale są różne sytuacje życiowe, jak by nie było nasza praca jest bardzo ssąca energię, bo nie dość, że fizycznie, to jeszcze emocjonalnie może być ciężko, bo jest to praca z człowiekiem. Dlatego myślę, że i kształcenie, i ambicje, i zaufanie, i to, że oni mi ufają, że jak cokolwiek się stanie to ja stanę za nimi murem. No i tyle.
Czyli oferujecie bardzo dobre warunki po prostu ludziom…
Staramy się.
…tak, żeby też konkurować o najlepsze osoby, tak?
Staramy się, aczkolwiek nie jest to łatwe póki co jeszcze w Polsce. Jak słyszę, ile terapeuta za godzinę potrafi zarabiać w Norwegii, czy bardziej na Zachodzie, to jednak nasza usługa… Nie dość, że mamy bardzo szeroką wiedzę i umiejętności i jest to usługa… Pojedziesz wymienić koło do wulkanizatora, potrafisz za to zapłacić 180 złotych, u nas za godzinną terapię 140 złotych. Ale nie mogę dać nie wiem jakich cen, bo ludzi po prostu na to nie stać. Więc myślę, że to też pójdzie w tym kierunku, że takie usługi muszą być więcej płatne, żebym mogła mieć tych najlepszych terapeutów, ale też nie mogę przejść pewnej poprzeczki, bo nie będzie ludzi 11.
Tak, to jest duże wyzwanie w ogóle, myślę, w biznesie ważnym społecznie, na ile ten aspekt finansowy…, jak nim zarządzać, prawda, bo w idealnym świecie mogłabyś pobierać maksymalne, sensowne, wysokie stawki, ale równocześnie, gdyby to nie ograniczało w żaden sposób twoich pacjentów i ich rodzin.
No właśnie.
To byłby optymalny system, a niestety, to są naczynia połączone i to jest duże wyzwanie. O ile możesz sobie w biznesie typowym komercyjnym, gdzie wspierasz firmy, windować stawki, bo wiesz, że to się przełoży na znaczący zysk i jakby ma ten komponent ekonomiczny, o tyle, niestety, w takich sytuacjach mówimy o ludzkich dramatach i pytanie, na ile chcesz być ekskluzywnym dostawcą usług, i po prostu w ten sposób odcinać możliwość ludziom skorzystania z tego, prawda?
No właśnie.
Bo pewnie miałabyś kilku klientów, których byłoby stać na to, żeby zapłacić dużo więcej, ale wtedy, niestety byłoby to odcięcie dla wielu, którzy tego po prostu potrzebują.
Tak. To jest raz. A dwa, jak długo? Czasem rodzice przychodzą i jednym z pierwszych pytań po paru terapiach jest, jak się rozliczacie? No, sami. Ja mówię, dlaczego? Bo wie pani, póki nas stać, to my będziemy sami. Zawsze tłumaczę, okej, teraz cię stać, bo jesteś młody, mąż pracuje, tata, mama pracują, ale to dziecko zawsze będzie potrzebowało. Proszę, załóżcie konto w fundacji, zbierajcie ten 1%, a jeżeli was stać, to załóżcie subkonto i zbierajcie te pieniążki, które byście mieli wydać. Bo teraz ktoś da wam na pomoc, ale później, jak wy nie będziecie mieli siły, to nikt nie da wam. Niestety, w Polsce nie ma żadnej pomocy finansowej dla takich rodzin. A umówmy się, stresów mają tyle, że w przyszłości życie różnie wygląda. Więc wykorzystajmy możliwości, które teraz są, żeby może później tę przyszłość ułatwić troszeczkę.
To ciekawe, czyli jest też taki element długoterminowego planowania i wspierania ludzi w długoterminowym myśleniu o finansowaniu.
Musimy, bo te dzieci nie są tu i teraz, one mają uszkodzenie neurologiczne już na całe życie. I możliwe, że przekładam to mocno na biznes, jak mówisz. Niektórzy mówią: to teraz co? Teraz możesz wziąć taką i taką terapię. A ja mówię, ale po co? Po co? Ja muszę myśleć, co będzie im potrzebne za 3 lata, za 2 lata, a nie w tej chwili tu i teraz. I tego mnie chyba nauczyła praca właśnie z niepełnosprawnościami, że tu i teraz się nie liczy, bo dziecko urośnie i się wszystko zmieni. I tak samo staram się przypominać to rodzicom. To nie jest łatwe, bo ja mając dzieci, na szczęście zdrowe, wiem, że teraz mogę mieć nieprzespane noce, teraz mogę mieć awantury u starszego dziecka, ale wiem, że to minie i on sobie poradzi w życiu. Jakkolwiek, nie wiem czy dobrze, czy źle, ale będzie samodzielny. A ci rodzice mogą mieć bardzo różne i bardzo niefajne refleksje. Jak moje dziecko sobie poradzi? Co będzie, jak mnie nie będzie? Więc musi być cholernie ciężko. Dlatego musimy pomagać po prostu w myśleniu, w zmianie myślenia. Nie zmienimy rzeczywistości, ale możemy się choć trochę starać.
A ilu pacjentów młodych już przez te 5 lat u was było, pracowało, zmieniało się? Jak to wygląda? Ciekaw jestem, jaka jest wielkość takiej organizacji: że tyle lat, w tej chwili tyle osób, ale z drugiej strony to jest bardzo intensywna praca, bardzo bliska pewnie, jak mówiłaś, bardziej jakość, a nie ilość. Ciekaw jestem, jak to wygląda w praktyce mniej więcej?
Tak jak powiedziałam, dzieci przyjeżdżają, wyjeżdżają, bo to są turnusy, ale również terapie pomiędzy, więc niektórzy są właściwie z nami non stop, bo tutaj jest na 2-tygodniowym turnusie, ale później między turnusami, które są na przykład raz na 3 miesiące, mają terapie podtrzymujące, bo na przykład są z Warszawy i gdzieś koło Warszawy, więc mają taką możliwość przyjeżdżać na przykład na podtrzymanie tych efektów raz w tygodniu, czy dwa razy w tygodniu. Ale mamy też wielu pacjentów, którzy są z różnych części Polski, mamy też pacjentów z zagranicy, których rzadziej widzimy, ale cyklicznie, więc ciężko mi powiedzieć, ilu mamy pacjentów, myślę, że już tak 300 podopiecznych, jak nie lepiej. Nie wiem, rzucam, szczerze mówiąc, nigdy nie liczyłam. Dużo mamy podopiecznych, co mnie bardzo cieszy.
Super. To jest wspaniałe, szczególnie jak wracają.
Tak.
Tak? Czują, że jest wartość w tym, co robicie.
Tak.
I nawet macie pacjentów z zagranicy?
Tak. Mamy. Głównie Polaków, którzy wyjechali za granicę, z Norwegii, z Wielkiej Brytanii, z Ukrainy, jeszcze tam parę chyba jest. Z Holandii, o, na przykład.
Dzielny Miś. Dokąd zmierzasz, Dzielny Misiu? Gdzie Dzielny Miś powinien być za 5 lat?
☺ Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Wiesz co, powinien na pewno być tu gdzie jest, czyli móc jak najlepiej pomagać. Ale powinien również, tak sobie myślę, że fajnie byłoby, jakby też tę strefę społeczną… Może w tej kwestii bym chciała się bardziej rozwinąć, żeby popularyzować, nie niepełnosprawność, ale wiedzę o niepełnosprawności. Bo w tym momencie, w dziale mojej pracy zawodowej, cały czas, mówiłam ci, musimy tak wielopłaszczyznowo podchodzić. Udaje nam się zmieniać fizycznie, udaje nam się dobierać sprzęty, żeby pomagać tym dzieciom, udaje nam się zmieniać myślenie rodziny, troszeczkę wychowania, emocji i w ogóle, i to fajnie działa. I nagle jest bariera, niestety w społeczeństwie, w szkołach, w przedszkolach, że nie, bo nie. Bo nie mamy rąk, bo to niebezpieczne, bo się nie da. A to jest tak samo jak ze wszystkim w tolerancji: niewiedza powoduje strach i brak tolerancji, a to zabiera tym dzieciom duże możliwości, bo większość z tych dzieci….Niepełnosprawność nie oznacza od razu, w cudzysłowie, roślinki (tak jak każdy myśli). Te dzieci mogą osiągnąć bardzo dużo, większość tych dzieci jest w stanie w przyszłości, mogłoby być w stanie jakkolwiek zarabiać na swoje życie. Ale przez to, że zabieramy im tę możliwość, że zamykamy ich w pewnym tylko obszarze świata, życia, to to nie działa. I teraz, jakbym miała to, co wcześniej określiłeś, że złość mnie zmotywowała do założenia Dzielnego Misia, no to tutaj mnie złości, ten… Nie chcę obrażać, bo niby teoretycznie jesteśmy tolerancyjni, ale to się niestety nie przekłada na życie. Nawet widziałam to w przedszkolu, do którego chodziło moje starsze dziecko. Zaproponowałam krótką prezentację dla dzieci o niepełnosprawnościach, że są różne dzieci. Oczywiście, że nie będę małym dzieciom przedstawiała ludzi bez nóg, na wózkach, nie o to chodzi, chodzi o pokazywanie różnic, że jedni mają piegi, jedni mają okulary, jedni nie mogą chodzić, ale za to pięknie rysują, że każdy ma swoje dobre i złe strony, swoje talenty i beztalenty. Ja nie umiem rysować, ale świetnie skaczę. No i się skończyło tak, że fantastycznie, fantastycznie i nie znalazło się nawet 10 minut, żebym mogła przyjść do tych dzieci. Gdzieś to trzeba zacząć, i to mnie trochę irytuje, że chcemy, ale czasem jest ten mur.
To dobrze, bo masz jeszcze w takim razie dużo przed sobą rzeczy, które możesz zrobić, co zawsze cię będzie napędzało.
Mam nadzieję. ☺
A w jaki sposób łączysz pracę z resztą swojego życia, to znaczy, co robisz, kiedy nie jesteś w pracy, w jaki sposób łączysz też to z własnym macierzyństwem? Bo niektórzy mówią, że posiadanie dzieci to jest właściwie praca na pełen etat, a ty przy tym jeszcze prowadzisz taką pracę i prowadzisz firmę, w której masz tyle aktywności z dziećmi, tyle energii. Jak to wszystko łączysz? Jak znajdujesz w sobie przestrzeń na wszystkie strefy?
Czasem jest ciężko ☺, nie ukrywam, że czasem moje dzieci tęsknią za mną. Ale przede wszystkim, moja praca daje mi bardzo dużo radości, więc ciężko mi ją wygasić czasem, jak kończę już ten dzień, to jest raz. Dwa, kiedyś sobie powiedziałam, że ponieważ jestem matką pracującą i lubię to co robię, więc nie zrezygnuję z tego. Dlatego gdzieś na samym końcu listy mam sprzątanie, gotowanie, pranie, ułożenie czegoś. Przychodzę i muszę się pobawić z dziećmi, żeby one miały ze mną relacje. Dlaczego mój pacjent ma mieć lepsze relacje niż moje dziecko? Nie tylko takie, czy odrobiłeś pracę domową, czy masz czystą buzię. Więc też po prostu się bawię. I jeżeli już mamy czas, to spędzamy go razem. Dla mnie też jest najcudowniejszym czasem, jak mogę zgasić telefon, zamknąć drzwi i po prostu być z nimi i się wygłupiać z dziećmi i z moim mężem.
A czy masz jakiś czas dla siebie-siebie? Gdzie jesteś sama? Czy znajdujesz też taką chwilę? Czy to już wtedy nie ma na to raczej miejsca?
Czasem jest ciężko, na szczęście zaczyna się dobry sezon, więc mam nadzieję, że uda mi się wyrwać te parę chwil na bieganie. Bo to jest taki fajny okres, dotleniasz mózg i ci się myślenie fajniejsze włącza, bardziej kreatywne. I to jest proste, bo nie potrzebujesz wygenerować konkretnej godziny, tylko idziesz kiedy możesz, czasami to jest dwunasta w nocy. Czasem mi się nie udaje, bo już nie mam siły, ale…
A powiedz, w jaki sposób twoja działalność funkcjonuje jako biznes, kiedy tak bardzo się odżegnujesz od swojej roli jako przedsiębiorcy? W jaki sposób od strony organizacyjnej to działa i kto ci w tym pomaga, że to się tak wszystko kręci jako firma?
Na pewno bardzo mnie wspiera mój partner i – tak jak powiedziałam – ja jestem fizjoterapeutką i tylko głównie się na tym znam. On mi coś podpowiadał zawsze, gdzieś mnie ponaciskał, kontroluj to, kontroluj to. Oczywiście to nie zawsze działa, ta kontrola, ale ja myślę, że jeżeli jesteś dobry w czymś, jeżeli poświęcasz kupę serca i są efekty, to pójdzie, po prostu, nie ma siły. I przede wszystkim zespół. Ponieważ dbam bardzo o zespół, staram się, żeby mieli do mnie zaufanie i ja mam pełne zaufanie do nich, to oni też czują się troszeczkę współodpowiedzialni za to wszystko.
No wspaniale, czyli nie trzeba być guru biznesu, żeby prowadzić biznes.
Na 100% nie. ☺
To jest fajne, to jest, myślę, bardzo dobra puenta. A powiedz, czy z twojej perspektywy, choć mówisz, że jesteś fizjoterapeutką i nie utożsamiasz się z tym, że jesteś bizneswoman, choć nią jesteś, to czy jest coś takiego na temat biznesu, jakaś prawda, czy jakieś doświadczenie, które, uważasz, może być pomocne w działaniu w biznesie, albo które znowu nie jest prawdą o biznesie, a którą słyszałaś?
Wydaje mi się, że trzeba być bardzo otwartym. Bo nawet zakładając Dzielnego Misia troszeczkę miałam inną perspektywę jego wyglądu. Rozwinęła się o wiele szerzej i o wiele lepiej niż moja perspektywa wtedy. Bo cały czas się pojawiają nowe możliwości, o których 5 lat temu nie myślałam, 3 lata temu nie myślałam, i cały czas coś się gdzieś tworzy, spotykasz kogoś i coś możesz więcej, więc otwartość, tak mi się wydaje. A resztę biznesowe, to niestety, musiałam się nauczyć właśnie kontroli finansów, patrzeć na te wszystkie aspekty z zaplecza mojej firmy typu ZUS-y, urząd skarbowy, to jest dla mnie bardzo ciężkie. Ale to się da.☺
Zło konieczne.
Tak jest. ☺
Bardzo ci gratuluję tych wspaniałych osiągnięć, tego, że rzeczywistość Dzielnego Misia przerosła twoje oczekiwania, jak przed chwilą powiedziałaś, i że spełniasz taką ważną rolę w życiu 300 podopiecznych, lub nawet może więcej. I dziękuję ci też za tę rozmowę, naprawdę bardzo dużo dała mnie, na pewno też dużo słuchaczom.
Dziękuję, ja dziękuję za zaproszenie.
I życzę ci dużo powodzenia w dalszej drodze..
Dzięki.
Odnośniki zewnętrzne – Ola Izydorczyk:
- http://dzielnymis.pl/team/aleksandra-izydorczyk/
- https://www.facebook.com/aleksandra.izydorczyk.5
- http://dzielnymis.pl/pl/
- https://www.rehabilitacjadladzieci.pl/instytut-terapii-funkcjonalnej-dzielny-mis,warszawa.html
- https://www.facebook.com/DzielnyMis/
- http://dzielnymis.pl/pl/szkolenia/
- http://dzielnymis.pl/pl/terapie/turnusy_rehabilitacyjne/
- http://dzielnymis.pl/pl/terapie/
- https://www.facebook.com/watch/?v=558236867964571
- http://dzielnymis.pl/pl/terapeuci/
- http://dzielnymis.pl/pl/cennik/